Monday 31 October 2016

Przyjaciele Putina z lewa i z prawa

Działalność agenturalna dyktatury putinowskiej rośnie na całym świecie. Obecne cele polityki rosyjskiej porόwnuje się do poprzedniego sowieckiego imperializmu. Lecz to jednak nie to samo. Polityka Stalina i Breżniewa wspierała ideologię alternatywną wobec liberalnego “wolnego” Zachodu. Oparta była na zasadzie promowania, w imieniu światowego proletariatu, totalitarnego systemu rządzenia gdzie społeczeństwo pozbawione jest wszelkiej podmiotowości poza wolą kierującej partii. Ta ideologia apelowała przedewszystkiem do ludzi o poglądach lewicowych wrogo nastawionych do działania wolnego rynku. Natomiast ideologia Putina jest bardziej subtelna opierająca się w Rosji na monopolizowaniu władzy przez elementy nacjonalistyczne i religijne, a poza Rosją na udowodnieniu że demokratyczny system władzy i działalność globalnej gospodarki zachodniej jest tak samo skompromitowany jak system w Rosji. Otoczka cynizmu jest niby ta sama co była za Sowietόw, ale w wypadku polityki Putina ten cynizm jest nie tylko otoczką, jest rόwnież i “mięsem” tej potrawy. Bo jego cel osobisty jest prosty - utrzymać się przy władzy, kosztem wszystkiego i wszystkich, nawet Rosji. Widzimy rosnące wpływy tej polityki przy stałym kurczeniu się wpływόw gospodarczych, politycznych i kulturalnych liberalnego Zachodu. Nawet wielkie osiągnięcia i szerokie kulturalne wpływy kalifornijskich korporacji informatycznych jak Google i Facebook są już pod stałym obstrzałem ograniczeń cenzury w Rosji, w Chinach, w Turcji, w państwach muzułmańskich, a nawet na Filipinach. Rosja wkracza na Krym, ich wojska okupują wschodnią Ukrainę, ich pociski zestrzeliwują bezkarnie malezyjski samolot cywilny, ich lotnicy bombardują szpitale w Aleppo i ONZowski konwόy pokojowy, ich łodzie podwodne wprowadzają nuklearną broń do Kaliningradu, ich czołgi czyhają złowieszczo przy Moście Przyjaźni na granicy estońskiej. A świat zachodni zmuszony jest ograniczać swoje reakcje do głośnych protestόw i do wprowadzenia długoterminowych sankcji ktόre zdają się być rόwnie szkodliwe dla Zachodu jak i dla gospodarki rosyjskiej. To tak jak by się biło kąsającego węża tylko po ogonie, a więc bezskutecznie, lecz rόwnocześnie rozwścieczając go. Putin jest dużo skuteczniejszy w swojej polityce zagranicznej niż rządy zachodnie bo głόwnymi priorytetami jego polityki kieruje on sam i nie musi się na kimkolwiek opierać czy przed kimś tłumaczyć. Nie liczy się z żadnym parlamentem czy wolną prasą czy nawet z “opinią światową”, z ktόrą Sowiety kiedyś musiały się liczyć. W Rosji wystarcza mu monopol w mediach i ostra kontrola innych środkόw przekazu medialnego, a za granicą medialna dezinformacja i wsparcie finansowe dla ruchόw odzwierciedlających jego wrogość wobec elit zachodnich z lewa i z prawa. Widzimy to w jego wyraźnym poparciu dla kandydatury Trumpa w amerykańskich wyborach, dla UKIPu i dla Brexitu na Wyspach, dla Narodowego Frontu we Francji (ktόra dostała ostatnio pożyczkę 9m euro z rosyjskiego banku), dla nacjonalistycznej partii Jobbik na Wegrzech i dla Ligii Pόłnocnej we Włoszech. To Farage, przywόdca UKIPu, chwalił w czerwcu Putina odnośnie Brexitu jako “większego męża stanu niż Obama”. Wywiad rosyjski rόwnież popiera w Austrii skrajnie prawicową kandydaturę Norberta Hofera w grudniu, a obecnie kandydaturę pro-rosyjskiego przywόdcę partii socjalistycznej, Igora Dodona, na prezydenta dotychczasowej pro-unijnej Mołdawii. Wszystkie te partie są wrogo nastawione do Unii Europejskiej, potępiają sankcje finansowe przeciw Rosji i krytykują decyzje NATO w sprawie obrony wschodnich rubieży Sojuszu. W Wielkiej Brytanii widać ich wpływy nawet w partii konserwatywnej. Dyrektor euro-sceptycznej tzw. Grupy Bruges, Robert Oulds, występuje często w angielskojęzycznej tubie propagandowej RT, mόwi o “hitlerowcach” (czyli mόwi o legalnym rządzie Ukrainy) grożących “republice donieckiej” I apeluje aby oswobodzić więcej terenu Ukrainy od rządόw “junty kijowskiej”. Innym razem nawet wyraził zrozumienie dla “rosyjskiej doktryny wojennej unicestwienia wroga” z myślą o przeciwnikach Assada w Syrii. Założycielem i pierwszym honorowym Dyrektorem Bruges Group była kiedyś Margaret Thatcher ale miała zupełnie inne poglądy. Oulds był na krόtko zawieszony jako członek partii konserwatywnej za popieranie sojuszu wyborczego z UKIPem ale jest już znόw pełnoprawnym członkiem. Nie jest on sam. Ben Harris-Quinney, przewodniczący innego ugrupowania konserwatystόw, tzw. Bow Group, też przemawiał w Moskwie z krytycznymi uwagami na temat obecnych sankcji unijnych przeciw Rosji a na występie w telewizji RT potępiał zachodni “spacer w śnie w kierunku wojny i konfliktu z Rosją”. Trzeba pamiętać że obecnie RT ma przeszło 700,000 słuchaczy w Wielkiej Brytanii. Według artykułu Andrew Gilligan w “Sunday Times” w ostatniej dekadzie Rosja wprowadziła już 10 nowych fundacji kulturalnych i oświatowych ktόre szerzą subtelną dezinformację wśrόd pracownikόw naukowych i społecznych w tym kraju. Agenturom rosyjskim wtorują rόwnież rosyjscy oligarchowie w tym kraju, choćby żeby zabezpieczyć swoje interesy w Rosji. Ale rόwnie groźne są wpływy rosyjskie na lewicę. Chcą przedewszyskiem powiększyć swoje wpływy w związkach zawodowych i przez to w Partii Pracy. Jeremy Corbyn ma otwartych sympatykόw Putina w swoim najbliższym otoczeniu, łącznie ze swoim głόwnym rzecznikiem prasowym Seumas Milne, ktόry przez wiele lat systematycznie bronił i tłumaczył Putina na łamach “Guardian’a”. Poważniejszym tu elementem jest sprawa największego związku zawodowego Unite, posiadające 1,4 milion członkόw a gdzie pare tysięcy polskich pracownikόw też zapisało się do Związku. Kluczową figurą jest tu Andrew Murray, szef sztabu Związku Unite, ktόry koordynuje prace 10 regionόw Związku. Murray jest wieloletnim członkiem Partii Komunistycznej i całe życie był zwolennikiem Związku Sowieckiego i jego rosyjskich następcόw. Jego rolą jest dopilnowywanie wyboru pro-rosyjskich kandydatόw do władz Unite. Następne wybory mają mieć miejsce w grudniu ale trzymane są we względnej tajemnicy aby zabezpieczyć wybόr tych kandydatόw przy jak namniejszej frekwencji. Murray jest rόwnież głόwnym zarządcą Stop the War Campaign ktόra obejmuje wielu członkόw Unite i Partii Pracy. Do niedawna przewodniczył temu ruchowi Jeremy Corbyn nim został przywόdcą Labour Party, choć Corbyn dalej identyfikuje się z tym pacyfistycznym ruchem. Historycznie organizacja ta powstała w roku 2001 jako protest przeciwko inwazji Iraku. W praktyce głόwnym obecnym celem tej organizacji jest protestowanie przeciw interwencjom militarnym, ale tylko Zachodu lub ich sojusznikόw, nigdy przeciw interwencjom ze strony Rosji. Mόwią że nie chcą demonstrować przed ambadadą rosyjską bo byłoby to “prowojenną prowokacją”. Nie potępili nigdy inwazji na Gruzję, ani na Krym ani bombardowanie Aleppo przez Rosjan a określili zeszłoroczną masakrę w Paryżu jako “zbieranie owocόw zachodniego wsparcia dla teroru na Bliskim Wschodzie”. Uważam że jest naszym obowiązkiem aby poinformować w odpowiednim czasie licznych polskich członkόw tego związku o nadchodzących wyborach do zarządu (Executive Committee) związku Unite aby mogli w pełnej świadomości wybrać kandydatόw do nowych władz Związku ktόrzy nie byli kiedyś sympatykami niewoli sowieckiej w Polsce i masakry w Katyniu, a teraz zwalczają zachodni system bezpieczeństwa na ktόrym obecna wolność Polski się opiera. Wiktor Moszczyński - 4 listopad 2016 Tydzień Polski

Kim Będą Nasze Dzieci

Szanowna Redakcjo Gońca Polskiego!
Teraz
Wtedy. 28 października ukazał się artykuł Anny Dobieckiej w “Gońcu Polskim” pod tytułem “Kim Będą Nasze Dzieci”. Artykuł rozpatrywał decyzje rodzicόw co do przyszłego wychowania swoich dzieci, czy jako asymilanci, czy jako integraliści, czy jako tradycjonaliści. Autorka posługiwała się opiniami nie tylko samych rodzicόw ale rόwnież nauczycieli szkόł sobotnich i rόżnego rodzaju “specjalistόw”, w formie psychologόw, psychoterapeutόw, autorόw podręcznikόw czy profesorόw na uniwersytetach w Polsce. Autorka, choć wylicza sumiennie dylematy, argumenty i opcje obecnych rodzicόw, ani razu nie zastanawia się nad tym że w Wielkiej Brytanii wychowuje się dzieci polskie od 70 lat! Nic nowego pod słońcem. Nie trzeba odkrywać tu nowych teorii. Od 70 lat istnieją parafie polskie i szkoły sobotnie, od 70 lat dzieci polskie chodzą do szkόł angielskich, uczą się biegle angielskiego a swoją wiedzę o Polsce uzupełniają w domu, w szkołach sobotnich, w harcerstwie, w klubach sportowych czy folklorystycznych. Szczegόlnie ruchliwe w tym zakresie były lata 50, 60 i 70 kiedy polonia brytyjska (wόwczas jeszcze emigracją pożołnierską) była dość liczna, patriotyczna, zakładała polskie sklepy i instytucje samopomocy i naukowe, budowała kościoły i kluby polskie w miastach prowincjonalnych, a w Londynie powstawał POSK, Klub Orła Białego i Polski Uniwersytet na Obczyżnie a regularnie wychodził Dziennik Polski i liczne publikacje towarzyskie i naukowe. Był to okres jeszcze zimnej wojny. Przez pierwsze lata styczność tych dzieci z samą Polską była dość słaba ze względu na izolację starej emigracji od tzw. reżymu PRL, ale z czasem polskość wygrywała, młodzież sama już jeździła do Polski i mogła wyrobić sobie własne zdanie na temat realiόw życia w Polsce. W latach 70 ych przyjeżdzało znόw wiele kobiet z Polski a one z kolei zakładały rodziny, miały swoje dzieci, wychowane niby inaczej niż dzieci pierwszych emigrantόw, ale faktycznie z tym samym wynikiem. Wśrόd młodzieży była ta sama podkultura anglo-polska wzbogacająca życie όwczesnej polonii ale też i świata brytyjskiego. Ta młodzież też integrowała się znakomicie w tkance życia społeczenego, kulturalnego i gospodarczego Wielkiej Brytanii. Przeciez w tej chwili z tych lat pozostaje parest tysięcy osόb mόwiących gorzej czy lepiej po polsku, biegle po angielsku, i z dużym poczuciem tożsamości polskiej. Czy nie powinna była autorka zwrόcić uwagę nie tylko na specjalistόw ale rόwnież na autentyczne żyjące wzory wychowywania polskich dzieci w Wielkiej Brytanii? To tak jakby traktowano nas jako obcych dinozaurόw z epoki jurajskiej a nie jako potencjalnych wzorόw tego jak będą wyglądać obecne polskie dzieci po 50 latach pobytu w Anglii. Co do dylematόw decyzyjnych o ktόrych tu mowa powiem w skrόcie na podstawie mojego własnego doświadczenia (jestem urodzony w Londynie w roku 1946), że najlepiej duchowo i materialnie wyszli na tym ci co skorzystali z kultury i języka ojczystego rodzicόw a zarazem szkoły i uczelni brytyjskiej. W w domu mόwili po polsku, w szkole po angielsku, znali polskie tradycje świąteczne i (z grubsza) głόwny zarys historii Polski, nie zmieniali nazwiska a dzieci z kolei wychowali w ten sam sposόb. Obecnie w szkołach sobotnich są dzieci pierwszego pokolenia z nowej fali pounijnej i dzieci z trzeciego pokolenia starej emigracji powojennej. Natomiast najgorzej wypadly te dzieci ktόrych rodzice zmieniali nazwiska i mόwili w domu z dziećmi wyłącznie po angielsku. Wόwczas dzieci mόwiły po angielsku ze złym akcenterm, języka polskiego nie poznały, z rodziną w Polsce nie miały żadnego kontaktu a pόżniej gdy dorośli mieli poważne dylematy ze swoją tożsamością. Najbardziej udanym modelem była integracja ale bez asymilacji. W moim doświadczeniu moimi obecnymi najserdeczniejszymi przyjaciόłmi są wciąż inni koledzy i koleżanki polskiego pochodzenia z mojego dzieciństwa. Mieliśmy i mamy wciąż życie bogate, dobrze się tu czujemy a jednak sprawami polskimi, a szczegόnie nową polonią interesujemy się wciąż. Wielu z nas partycypowało w transformacji gospodarczej i ustrojowej Polski po roku 1990, prowadziło akcje o zniesienie wiz dla Polakόw, o przyłączenie Polski do NATO i UE (Poland Comes Home campaign) i ratowało parokrotnie polskie egzaminy na poziomie GCSE i A level. Przykładem naszej polskości są instytucje prowadzone teraz przez nasze pokolenia jak POSK, czy parafie i koła kombatanckie, czy Instytut Sikorskiego, jak rόwnież ostatnio list wysłany dp premiera Wielkiej Brytanii Theresy May domagający się ustabilizowania statusu prawnego Polakόw ktόrzy tu przybyli przed decyzją o Brexicie (a ktόry list redakcja Gońca Polskiego nie miała dotychczas widocznie okazji do wydrukowania). Łacze wyrazy poważania Wiktor Moszczyński

Thursday 20 October 2016

Czy Chcemy Drugi Pomnik Lotnikόw w Londynie?

Śmiały projekt 30-metrowego monumentu ku czci pilotόw polskich w samym sercu Londynu, opisanego w zeszłym tygodniu w “Tygodniu Polskim”, nie wszystkim się spodobał. Już sama ta śmiałość z pozłoconymi skrzydłami husarskimi i samolotem myśliwskim (chyba Hurricane, raczej niż Spitfire) wyłaniającym się z pod tych skrzydeł, szokuje wielu Polakόw. Innym nie odpowiada oryginalny inicjator tego projektu, czyli Jan Żyliński, były kandydat na burmistrza Londynu, i pomawiają go złośliwie że projekt jest zaspokojeniem jego prόżności (po inszemu, “vanity project”).Ale to jest niesprawiedliwe. Inni znόw przypominają nam że szkrzydła husarskie są akurat symbolem Pierwszej Dywizji Pancernej i dlatego nie pasują do wizerunku pilotόw. No tak, symbole są ważne, szczegόlnie jeszcze w pokoleniu wojennym i powojennym. Ale o generale Maczku i jego Dywizji też nie zapominamy bo właśnie w Edynburgu przygotowuje się już nowy projekt jego pomnika kosztem £100,000 gdzie generał siedzi na ławce na terenie gdzie lubił spacerować ze swoją rodziną.
Poważniejszą obiekcją jest istnienie już obecnego Pomnika Lotnikόw przy lotnisku Northolt, gdzie kiedyś służył legendarny Dywizjon 303. Wszyscy albo znamy albo słyszeliśmy o tym pomniku. Nawet Anglicy. Ile razy jest zator na drodze A40 do Londynu z Birmingham czy Oksford, podają wciąż w radiu i w telewizji że jest “traffic congestion at Polish War Memorial”. Pomnik ten oryginalnie powstał jeszcze w roku 1948, a odsłonił go słynny brytyjski marszałek lotnictwa Lord Tedder. Asystowali mu, m.inn. prezydent August Zaleski, generałowie Anders, Kukiel, Iżycki i wielu asόw polskiego lotnictwa. Pomnik jest postawny, ozdobiony na szczycie dumnym orłem z brązu. Zawierał od początku nazwiska 1241 pilotόw ktόrzy zginęli w akcji w walce z hitlerowskim wrogiem a 45 lat pόźniej dopisano dalszych 659 nazwisk pilotόw ktόrzy zginęli w trakcie lotόw niezwiązanych z operacjami bojowymi. Każdego września w związku z rocznicą Bitwy o Brytanię odbywają się ceremonie przy pomniku z udziałem polskich notabli wojskowych i cywilnych, a od czasu do czasu z udziałem prezydentόw RP przyjezdnymi z Polski, od Lecha Wałęsy do Andrzeja Dudy. Uczestniczą w tym rόwnież przedstawiciele brytyjskich władz lokalnych, a nawet czasem brytyjscy ministrowie. Owczesny właściciel Middlesex County Council przekazał grunt na budowę pomnika darując w dzierżawę teren przydrożny na 999 lat. Szczegόlnie do tego pomnika przywiązani są pozostali jeszcze żyjący piloci i rόwnież Stowarzyszenie Polskiego Lotnictwa ktόre ich reprezentuje. Martwi mnie że jak dotychczas nie wypowiedział się jeszcze na ten temat Zarząd Stowarzyszenia. Myślę że przedewszystkiem był to obowiązek Żylińskiego aby z nimi to przedyskutować przez rzucaniem hasła o budowę nowego pomnika w czasie swojej kampanii wyborczej. Wtedy wygłądało to jako nieprzemyślana oferta wyborcza mająca szansę zrealizowania tylko w wypadku gdyby nasz kandydat wygrał wybory. Wybory minęły, Żyliński zdobył łącznie około 38 tys. głόwnie polskich głosόw w pierwszej i drugiej turze co uważał kandydat jako swoje “zwycięstwo”. I projekt nie przepadł. Teraz właśnie nastąpił czas na konsultacje ze starszym polskim społeczeństwem na ten temat. Tymbardziej że są jeszcze tacy ktόrzy powtarzają że jeżeli jest już jeden pomnik lotnikόw a ma być drugi pomnik to niech drugi pomnik, gdzieś w centralnym Londynie, będzie poświęcony wszystkim polskim siłom zbrojnym, marynarzom, artylerzystom, piechurom, czołgistom, spadochroniarzom, powstańcom, a nie tylko członkom lotnictwa. Możnaby wykazać ilu zginęło i ilu walczyło na licznych frontach. Co prawda istnieje pomnik Polskich Sił Zbrojnych w National Memorial Arboretum przy wiosce Alrewas w rolniczym hrabstwie Staffordshire ale jest to jednak zbyt daleko od większości tutejszej polonii i nikt o ten pomnik nie ociera się przypadkowo. Czy jednak nie powinien taki właśnie pomnik powstać w centralnym Londynie? Jest jeszcze sprawa kosztόw. Nie chodzi tylko o koszt erekcji pomnika. Na przykład w wypadku oryginalnego projektu Pomnika Lotnikόw w Northolt koszt przerόsł możliwości finansowe oryginalnych darczyńcόw. Ze względu na potrzebę oszczędności pomnik nie został zbudowany z granitu, jak oryginalnie planowano, ale z kruchego piaskowca. Już czterdzieści lat pόżniej pomnik zaczął się kruszyć a wiele nazwisk zaginionych pilotόw było już nieczytelnych. Trzeba było w roku 1994 ponownie zebrać niemal milion funtόw, sciągnąć autentyczny granit z kamienołomόw dolnośląskich, przebudować pomnik i wprowadzić nowe oświetlenie. Była to jakby ponowna erekcja spowodowana niefortunnymi oszczędnościami przy pierwszej realizacji. Zresztą tak jest i z innymi pomnikami. Drugim aspektem Pomnika Polskich Sił Zbrojnych w Alrewas też był calkowity koszt circa £300,000 oryginalnego projektu wraz z kosztem odsloniecia. Calkowity koszt utrzymania i regularnego oczyszczenia od ptasich odchodόw, wynoszący, rozumiem, £70,000, ktora to kwota pokrywa caly czas do kiedy National Memorial Arboretum in Alrewas oraz Royal British Legion istnieja. Zostalo zagwarantowane prawnie kontraktem podpisanym pare lat temu. Jeżeli myśli się o nowym pomniku w centrum Londynu to kto ma być odpowiedzialny nie tylko za wzniesienie jego ale rόwnież za utrzymanie i ochronę przed wandalami, nie tylko ptasimi, ale rόwnież ludzkimi? Trzeba liczyć się z tym że projekt istnieje. Istnieje już artystyczny i bardzo ambitny wzόr pomnika. Poparli go brytyjscy torysi, jak były minister Lord Tebbit i były skarbnik Lord Ashcroft, ktόry gotόw jest wystawić poważną sumę na budowę. Żyliński szuka szerszego poparcia wśrόd brytyjskich politykόw, łącznie z merem Londynu. Wśrόd członkow Komitetu Honorowego znajduje się poseł Daniel Kawczyński, minister Anna Maria Anders i dr. Marek Stella-Sawicki. Proponowane miejsce przy Hyde Park Corner znajduje się blisko innych militarnych obiektόw jak pomnik Księca Wellington, Łuk Wellingtona, pawilon zawierający pomnik RAF Bomber Command, pomnik poświęcony artylerii brytyjskiej, pomniki honorujące poległych z Australii i Kanady, a nieco dalej pomnik Holocaustu I ofiar zamachu teroru w Londynie. A więc jest to godne miejsce na nowy pomnik wojskowy. Nie wiadomo wciąż jednak czy pomnik polski uzyska pozwolenie w tym wyjątkowym miejscu. Bo tu też jest problem. Pomnik jest jak szampan. Imponuje jego “joie de vivre” wyrażający radość i dumę ku chwale polskich pilotόw w ratowaniu Wielkiej Brytanii w roku 1940. Zaś dla brytyjskich sympatykόw pomnik symbolizuje potrzebę dalszej dwustronnej bliskiej wspόłpracy między Wielką Brytanią a Polską, mimo Brexitu. Dla Polakόw, szczegόlnie z najnowszych pokoleń, pomnik byłby przyjemną niespodzianką odkrytą w czasie zwiedzania wielkiego miasta. Podnosiłoby na duchu i działałaby “ku pokrzepieniu serc”, jak to sobie Jan Żyliński wyobraża. Niestety inne sąsiednie pomniki brytyjskie przy Hyde Park Corner, jak i polskie z okresu powojennego, są z natury poważne i posępne. Wykazują wsztrzemiężliwość uczuć i dają odwiedzającym moment do zadumy czy, w wypadku pomnika katyńskiego, gniewu. Nie gloryfikują wojny. Przypominają ogromne poświęcenie i odwagę tych co walczyli i oddawali życie czy zaznawali kalectwo dla własnego kraju. Przy nich nasz śmiały pomnik ku chwale pilotόw mόgłby nie pasować. Myślę więc że jeżeli ten pomysł nowego pomnika przy Hyde Park Corner miał by być zrealizowany musiałby mieć nieco stonowany wygląd. Inaczej musiałby znaleść alternatywne miejsce, wciąż może w ktόrymś z parkόw krόlewskich, albo gdzieś nad Tamizą, tak jak pomnik gloryfijkujący RAF naprzeciw Wielkiego Koła. Tam byłby arcywidoczny, wymieniany przez każdego komentatora na statkach turystycznych. Powinien zawierać też tablice pamiątkowe o innych oddziałach Polskich Sił Zbrojnych. Według mnie erekcja i dalsze utrzymanie pomnika winny być głόwnie sfinansowane przez samych Brytyjczykόw wyrażających wdzięczność za nasz kluczowy udział w obronie brytyjskiej demokracji. Nie winnyśmy wydawać na to polskiego grosza bo trzeba konsolidować polskie fundusze na inne bardziej żywe pomniki jak np. szkoły sobotnie czy domy polskie w terenie. W każdym razie, czas odnieść się do tego projektu poważnie i zgodnie abyśmy nie zmarnowali niespodziewanej okazji postawienia nowego ciekawego pomnika w Londynie promującego nasz kraj. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 21/10/2016

Tuesday 4 October 2016

W Poczekalni

W ubiegły piątek na spotkaniu w Ambasadzie z dr. Adamem Bodnarem, Rzecznikiem Spraw Obywatelskich, wyłoniła się ciekawa dyskusja wśrόd przedstawicieli polonii. Czy Polacy powinni sami organizować się i domagać się swoich praw w tym kraju, czy powinni raczej zachowywać się jak goście i uzależnić się od dobrej woli Brytyjczykόw czekając potulnie na brytyjskie rozwiązanie naszych kłopotόw? Często odpowiedż na to pytanie uzależniona jest od tego czy dana osoba czuje się zadomowiona w tym kraju, czy nie. Polacy ktόrzy przyjechali tu już jako osoby dorosłe, niezależnie od tego czy to było po roku 1956 czy po roku 2004, nie czują się swobodnie składając jakieś postulaty wobec otoczenia brytyjskiego i są szczęśliwsze gdy organizują coś we własnym polskim środowisku, np. w parafii czy w lokalnej szkole sobotniej. Natomiast osoby tu urodzone, czy ktόre przyjechały tu jako małoletnie, nie mają żadnego oporu w wypowiadaniu się w brytyjskim środowisku. Oczywiście upraszczam. Są osoby przyjezdne z Polski ktόre śmiało wkraczają w angielskie czy szkockie organizacje lub organizują samopomoc dla rodakόw w oparciu o brytyjskie fundusze i struktury. Jednak ten spόr zaostrzył się w związku z obecnym kryzysem w Wielkiej Brytanii. Już wiemy z niedzielnego przemόwienia pani Theresy May że Wielka Brytania rzeczywiście odrywa się od Unii Europejskiej fundamentalnie. Nie będzie wolnego poruszania się obywateli europejskich poszukujących pracy w obu stronach, nie będzie bezcłowego dostępu Wielkiej Brytanii do jednolitego rynku unijnego. Wielka Brytania jest w tranzycie przemieniając się z członka Unii Europejskiej w państwo w pełni suwerenne. Decyzja podjęta w referendum jest już nieodwracalna. Ale przez następne trzy lata negocjacji, Wielka Brytania pozostaje jeszcze prawnie i formalnie uzależniona od prawodawstwa unijnego, mimo że uczuciowo stoi już jedną nogą poza Europą. Rząd nie ma zamiaru dzielić się szczegόłami czy etapami negocjacji ze społeczeństwem i z parlamentem a więć poczucie niepewności i tymczasowości wzmocni się zarόwno wśrόd tubylcόw jak i obywateli unijnych tu zamieszkałych. Powoli urzędy państwowe i przesiębiorstwa będą też przechodzić pewne zmiany przygotowując się na ostateczny dzień niezależności choć w międzyczasie wciąż obowiązują przepisy unijne ktόre w odpowiednim dniu po zakończeniu rozmόw przemienią się ustawą parlamentarną w przepisy brytyjskie. Nie wiadomo jeszcze czy ostateczny układ wynegocjowany z Unią będzie poddany zatwierdzającemu referendum, jak chce Partia Pracy i wielu konserwatywnych sympatykόw Unii. Ale prawdopodobnie takiego drugiego głosowania nie będzie. W tej sytuacji można spodziewać się co raz więcej napięcia dotyczącego praw obywateli unijnych. Już w czasie poniedziałkowej sesji konferencji Torysόw w Birmingham minister zdrowia zapowiadał potrzebę wprowadzenia rodzimych doktorόw i pielęgniarzy z Wielkiej Brytanii aby zastąpić co raz “mniej intratnych” cudzoziemcόw; minister środowiska zapowiadała potrzebę zatrudnienia co raz większej ilości tubylcόw w rolnictwie na miejsce pracownikόw unijnych. Dzień przedtem minister przemysłu mόwił już o potrzebie wprowadzenia wiz dla polskich i innych unijnych pracownikόw budowlanych. Wszędzie można teraz, 3 lata przed ostatecznym rozstaniem, wyczuć tą wzrastającą niecierpliwość. Już zaczynają kalkulować jak będzie wyglądała służba zdrowia i gospodarka brytyjska bez naszego udziału, czyli ich indygenizacja. Wiadomo co prawdopodobnie czeka nowo przybyłych obywateli polskich szukających pracy w Wielkiej Brytanii za 3 lata – wizy wjazdowe, potrzebę pozwolenia na pracę, niemożnośc ściągnięcia tu swojej rodziny, brak wszelkich możliwości na zapomogi, brak dostępu bezpłatengo do służby zdrowia. Ale co czeka tych co tu już są? Pozatem ta niecierpliwość przenosi się i do szerszego społeczeństwa, a szczegόlnie do tych elementόw ktόre były odpowiedzialne za co raz częściej powtarzające się ataki na Polakόw. Wciąż możemy liczyć na osobistą życzliwość znacznej części społeczeństwa brytyjskiego ale obawiam się że będzie to co raz częściej życzliwość dla nas jako obcokrajowcόw, niż jako tubylcόw z mniejszości etnicznej. Dla 2,9 milonόw obywateli unijnych (w tym 980,000 Polakόw) już tu obecnych, sytuacja pozostaje jaskrawo nie pewna. Są w poczekalni. Obecne prawa unijne gwarantują im wszystko. Ale na jak długo? Za 3 lata nie będą już obowiązywać. Lecz to Wielka Brytania zrywa z Unią Europejską, a nie na odwrόt. Jeżeli Wielka Brytania wybija się na niezależność to ma przy tym obowiązek prawny i moralny zatroszczyć się o tych, ktόrzy tu przybyli i mieszkają dzięki dotychczasowemu dobrowolnemu udziałowi Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Powinno być podobne poczucie odpowiedzialności do tego ktόre w roku 1945 nakłoniło rząd brytyjski, po podpisaniu haniebnego układu jałtańskiego, do nadania Polakom znajdującym się na zachodzie prawo osiedlenia się w Wielkiej Brytanii. W czasie kampanii przed referendum głόwni poplecznicy “Leave”, czyli opuszczenia Unii, przyrzekali że obywatele unijni ktόrzy już żyją i pracują w Wielkiej Brytanii, będą mogli pozostać. To samo zażyczyli posłowie w debacie parlamentarnej w tydzień po referendum. Obecnie minister Davis, odpowiedzialny za negocjacje z Unią, zapowiedział że ci obywatele będą mogli zostać o ile inne państwa nie będą dyskryminować Brytyjczykόw za granicą. To znaczy w praktyce że sprawa wciąż pozostaje otwarta aż do ostatniego dnia negocjacji, a więc formalnie ta niepewność zostaje. “Przecież nas nie wyrzucą,” mόwi wielu Polakόw. “Potrzebują nas.” To wszystko prawda. Wszelka logika wskazywałaby na to że Polacy i pozostali obywatele unijni są tu potrzebni i będą mogli pozostać. Ale gdyby logika odgrywała tu rolę to Wielka Brytania nie opuszczałaby Unię. W tej chwili decyzje podejmowane są na falach tej emocji ktόra poniosła elektorat w kierunku opuszczenia Unii. Dlatego aby obronić status Polakόw tu obecnych w okresie pobrexitowskim potrzebna będzie nie tyle wiara w rozsądek i logikę rządu brytyjskiego (choć ewentualnie będzie można na to liczyć), co argument z potężnym ładunkiem emocjonalnym. Mamy np. obecnie przeszło 186,000 dzieci narodowości polskiej w Wielkiej Brytanii. Znaczna większośc ich ma poniżej 9 lat. Rodzimy ich co raz więcej, bo przeszło 22 tysiące rocznie. Wielu z nich nie ma zapewnionego prawa pobytu bo rodzice nie załatwili jeszcze sobie stałej rezydentury, należną im po 5 latach pobytu. Znaczna ich część zaznała strasznej traumy tej nocy kiedy dowiedzieli się że Wielka Brytania zrywa z Europą i że ich prawo pozostania w tym kraju jest zagrożone, a szczegόlnie kiedy ich koledzy zaczęli pytać agresywnie kiedy wracają do Polski. Dla tych dzieci Anglia jest ich światem, nawet kiedy mόwią i piszą po polsku. Polska to tylko kraj gdzie mieszka babcia i jedzi się na wakacje. Trzeba jasno to przedstawiać w mediach brytyjskich. Czy chcą aby te dzieci tu wychowane były zakładnikami przez następne pare lat w grach dyplomatycznych? Pozatem czy chcą aby tylu obywateli unijnych porzuciło przedwczesnie pracę w NHS i w opiece społecznej i przenosiło się za granicę? Czy te 22,000 przedsiębiorstw z polskimi właścicielami ma rozwiązać się na skutek niepewności swojego jutra i rozszerzyć dramatycznie pulę bezrobotnych? Oczywiście dobrze jak te argumenty stawiają sami Brytyjczycy, choćby poseł Tom Brake ktόry w zeszły czwartek przedstawił Polakom w POSKu swoje projekty prywatnej ustawy o prawach pozostania dla obywateli unijnych. Ale mamy pełne prawa i obowiązek sami zorganizować się w grupę nacisku, w stylu jakiejś petycji pod hasłem jak “Justice for UK Poles”, w obronie praw i bezpieczeństwa naszych rodakόw. Po pierwsze dlatego że jeszcze obowiązuje prawo unijne ktόre ich chroni, a po drugie dlatego że wielu z nas już jest Brytyjczykami i nie mamy żadnych kompleksόw że jesteśmy w jakiś sposόb tu osobami obcymi. A trzeba to poruszać teraz, czyli kuć żelazo pόki gorące. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 7 pażdziernik 2016