Sunday 23 September 2018

6 Scenariuszy dla Polakόw po Salzburgu

Na szczycie w Salzburgu agonia projektu Chequers dobiegła wreszcie swojego przewidzianego końca. Po ostatecznym spotkaniu w cztery oczy z panią Theresą May, przewodniczący Rady Europy, Donald Tusk, wreszcie wyjaśnił Pani Premier że jej proponowany plan przyszłych stosunkόw handlowych, “od ktόrego,” według niej,”nie może być żadnego odstępstwa”, jest nie do przyjęcia dla pozostałych członkόw Unii. Nie uznaje prawa wolnego poruszania się ludności na ktόrym opiera się unijny jednolity rynek i nie zadawala w pełni możność otwartej granicy w pόłnocnej Irlandii. Właściwie jej propozycja nigdy nie była do przyjęcia dla Unii i dyplomatycznie jej to wskazywali. Lecz Pani Premier nie chciała tego dostrzegać. Dla niej precyzyjna podstawa do negocjacji, oparta na wolnym przepływie tylko towarόw przemysłowych i rolniczych ale nie usług, z możliwością zawarcia niezależnych umόw handlowych z innymi krajami poza Unią, był już osiągnięciem samym w sobie bo była wynikiem kompromisu wśrόd większości swojego gabinetu na spotkaniu w rezydencji Chequers. Rola Unii Europejskiej miała się sprowadzić tylko do tego aby propozycje przyjęli w całości bez żadnych zmian. Jej arogancja wobec pozostałych członkόw Unii przekroczyła już wszelkie granice i Tusk dostał instrukcje od Rady Europejskiej (czyli od Merkel, Macron et consortes) aby jej to czarno na biało wyjaśnić.
Z kolei Theresa May obraziła się na Europę, zarzuciła im brak respektu dla Wielkiej Brytanii i domagała się wyjaśnienia na czym polegały braki w jej propozycjach. Jeżeli Europejczycy nie będą gotowi złożyć kontrpropozycję to, stwierdziła, Wielka Brytania zmuszona będzie wyjść z Unii bez żadnej umowy. “Bo brak umowy kest czymś lepszym niż zła umowa,” powtόrzyła już chyba po raz setny. A katastrofalne skutki takiego wyjscia dla gospodarki brytyjskiej i dla porządku publicznego, o czym wciąż przypominali jej z kolei brytyjscy przemysłowcy i szefowie policji, po prostu zbagatelizowała. Wyraziła gotowość podjęcia ryzyka “no deal” przy przyklasku jej najbardziej dotychczas zagorzałych krytykόw. A swόj skompromitowany projekt dalej traktuje jako jedyne realne rozwiązanie dla przyszłych stosunkόw brytyjsko-unijnych mimo że każdy liczący się komentator wie że nawet gdyby do swojego planu przekonała jakimś cudem Unię, to nie zostałby przyjęty przez parlament brytyjski. Głosowała by przeciw temu lwia część opozycji ktόra wolałaby łagodniejszą formę Brexitu, ale rόwnież przeszło 40 konserwatystόw ktόrzy chcieliby ostrzejsze warunki wyjścia i wręcz zachłystują się myślą opuszczenia Unii bez żadnego porozumienia. Kryzys polityczny nabiera rozmachu, partia konserwatywna jest beznadziejnie rozbita. Partia Pracy rόwnież była na temat Brexitu rozbita ale ich Zjazd tego roku w Liverpoolu wrόży że w sprawie Europy będą mieli uzgodniony plan obalenia warunkόw Theresy May, a nawet, jeżeli by się to udało, obalenia jej rządu.
Lecz w tym ciemnym scenariuszu zaświtało jedno przynajmniej światło dla naszych rodakόw. W czasie swojego najbardziej buńczucznego wystąpienia po Salzburgu Theresa May oświadczyła że obywatele unijni obecnie w Wielkiej Brytanii nie powinni czuć się zagrożeni i będą mieli prawo pozostania. Niby to nic konkretnego, ale sam fakt że poruszyła ten temat w tak krytycznym momencie jest mimo wszystko dla nas okienkiem nadziei. A więc świat się wali i pali ale jednak pani May, ktόra miesiąc temu dostała list od Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, jak i na pewno od wielu innych instytucji, prosząc o gwarancje dla obywateli unijnych w wypadku braku porozumienia, o nas nie zapomniała. Co więc może stać się losem Polakόw i innych obywateli unijnych w najbliższej przyszłości?
Widzę 6 potencjalnych wariantόw dotyczących naszych praw po klęsce polityki rządu w Salzburgu.
Scenariusz Pierwszy. Nie ma żadnej umowy. Jest to najgorszy z możliwych scenariuszy. Niby nasze prawa gwarantowane są przez tegoroczną Ustawę Wyjściową z Unii Europejskiej ale nie wiadomo na jak długo. Ustawa ta zatwierdziła tymczasowo całe prawodawstwo unijne ale tylko po to aby pόźniej, po wyjsciu z Unii, wymienić czy usunąć to co nie pasuje nowemu suwerennemu państwu. Te zmiany mogą być przeprowadzone albo przez ustawy parlamentarne albo szybciej przez decyzje ministerialne. Wszystko co tam jest zawarte dotyczące praw obywateli unijnych może być bezpowrotnie usunięte bez żadnego powołania się na Unię Europejską czy nawet na debatę w parlamencie brytyjskim. Możliwe że przyszły rząd brytyjski wόwczas wprowadziłby jednostronnie lansowany od roku projekt “settled status” tak jak zostało uzgodnione w negocjacjach z Unią ale może to jednak być zmienione według potrzeb i priorytetόw tego czy przyszłego rządu. Jedyne czym będą musieli się liczyć rządy brytyjskie to ochrona praw Brytyjczykόw w Europie. Praktycznie status nowoprzybyłych Polakόw byłby z czasem uzależniony od Regulaminόw Imigracyjnych ktόre są ostro nastawione do cudzoziemcόw, ale może to się skończyć rόwnież dyskryminacją wobec obecnych Polakόw przez uprzedzonych urzędnikόw, pracodawcόw czy właścicieli mieszkań. Jak już powiedziałem – jest to najgorszy wariant ktόry nam nic nie ofiaruje konkretnie poza możliwością łaskawego traktowania z powodu zapotrzebowań gospodarki brytyjskiej.
Scenariusz Drugi. Jest Umowa. Ma być oparta o dotychczasową nie podpisaną jeszcze Umowę Wyjściową nad ktόrą Unia i UK negocjowały od maja ubiegłego roku. Wobec tego mamy zagwarantowany “settled status” ale wszyscy Polacy bez obywatelstwa brytyjskiego zmuszeni byliby złożyć podanie o ten status, lub o status tymczasowy jeżeli przebywają tu mniej niż 5 lat. Bez udanego podania nie mieliby prawa pobytu. Nasi studenci będą mogli uczęszczać na uniwersytetach brytyjskich płacąc to samo czesne co Brytyjczycy. Będziemy mieli prawo łączyć obecne rodziny ale nie lączyć się z osobą w przyszłości ktόra obecnie nie jest członkiem rodziny. Po osiemnastomiesięcznym okresie przejściowym Polacy przybyli od roku 2021 nie mieliby już prawa pobytu czy pracy. Obecni Polacy bez obywatelstwa brytyjskiego nie będą mieli prawa pobytu jeżeli wyjadą z UK na dłużej niż 5 lat. Polacy zatrudnieni mieliby jednak dostęp darmowy do brytyjskiej służby zdrowia i opieki społecznej, ale nie koniecznie studenci czy osoby samozatrudnione.
Scenariusz Trzeci Nie ma umowy ogόlnej ale obie strony zgadzają się zatwierdzić prawa obywateli unijnych i brytyjskich uzgodnione w Umowie Wyjściowej w oddzielnej wspόlnie podpisanej umowie. Znowu gwarantuje to Polakom to samo co Scenariusz Drugi.
Scenariusz Czwarty. Nie ma umowy ogόlnej ale obie strony zgadzają się zatwierdzić prawa obywatelskie w poprawionej formie tak aby rόwnały się obecnym prawom. Chodzi tu przedewszystkiem o automatyczne zatwierdzenie nowego statusu tym obecnym raczej niż potrzebę składania podania o przyznanie statusu. Jest to wariant o ktόry wciąż jeszcze walczy część posłόw parlamentu europejskiego i ktόrą popiera wpływowa organizacja the3million. Byłby to oczywiście najlepszy wariant dla obecnych tu Polakόw ale nie przewiduję aby obecny rząd brytyjski zgodziłby się na to.
Scenariusz Piąty. Parlament odrzuca projekt pani May i po przesileniu rządowym dopuszcza do nowego referendum na skutek ktόrego Wielka Brytania decyduje się pozostać w Unii. Sytuacja zupełnie nie wyobrażalna miesiąc temu, ale pod naciskiem zjednoczonej w tym temacie Partii Pracy co raz bardziej możliwa. Wόwczas pozostaje prawo wolnego poruszania dla wszystkich Polakόw zarόwno tych już obecnych I tych przyjeżdzających w przyszłości. Trzeba jednak pamiętać że takie referendum może znόw zakończyć potwierdzeniem wyjscia a wόwczas nie byłoby już szansy na jakąkolwiek umowę i wracamy do scenariusza pierwszego. A namiętności społeczne byłyby już tak rozognione że wielu Polakόw w terenach wiejskich i miastach prowincjonalnych żyłoby w dużym stresie, szkodliwym szczegόlnie dla polskich dzieci.
Scenariusz Szόsty. Parlamentarna większość, łącznie z pro-unijną grupą posłόw konserwatywnych, obala projekt premiera i przegłosowuje negocjacje oparte o pozostanie w Europejskim Obszarze Gospodarczym razem z Norwegią, Szwajcarią i Islandią. Wόwczas wciąż mamy prawo wolnego poruszania się dla wszystkich Polakόw. Dla Polakόw oznaczałoby utrzymanie tych samych praw co w scenariuszu piątym ale bez gwarancji udziału w wyborach lokalnych.
Niestety jako obywatele unijni bez prawa głosu w wyborach parlamentarnych Polacy mają male szanse wpływu na te decuzje chyba że będą robić nacisk poprzez istniejące lokalne instytucje polskie lub przez wpływowe grupy naciski jak the3million. Oczywiście wielu Polakow już myśli poważnie o powrocie. Koniunktura gospodarcza w Polsce polepszyła się nieco, wielu Polakόw tutejszych dorobiło się, ale dla większości ktόrzy tu przybyli po roku 2004, a szczegόlnie dla ich dzieci tu urodzonych, dalszy pobyt w Wielkiej Brytanii stanowi ich przyszłość. Musimy więc mieć nadzieję że władze brytyjskie dojdą w końcu do jakiegoś porozumienia z Unią tak aby jeden z lepszych powyższych scenariuszy mόgł być zrealizowany i zapewnić naszym rodakom spokojną przyszłość w tym kraju.

Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 28 wrzesień





Wednesday 12 September 2018

Historia Wśrόd Obłokόw


Turkot Hurricane’όw przebija przez poranną mgłę. Lecą szykiem żelazne ptaki w polowaniu za niemieckimi myśliwcami. Szukają wroga aby dopaść go i strącić z obłokόw. Walczą nie tylko o Anglię; mszczą się za mordowanie ich rodzin i zniszczenia ich kraju. Oglądamy to z rosnącymi emocjami na ekranie i z dumą za wyczyny naszych zuchόw, mimo że samoloty noszą jeszcze oznaki RAFu, a nie polską szachownicę.
W brytyjskiej produkcji filmowej “Hurricane” (polski tytuł “303. Bitwa o Anglię”) ci odważni zacięci bohaterzy otchłani nadziemnej przelatują nad malowniczym krajobrazem angielskich pόl i granicznych żywopłotόw. Wracają do bazy i zniżają się od razu do zwykłego poziomu normalnej ludzkości – modlitwa, nauka, kłόtnie, wόdka i dziewczyny.
W Polsce nie wszystkim taki układ o polskich bohaterach odpowiada. Wystąpili w tym samym czasie z własnym filmem o Dywizjonie 303 z podejrzanym podtytułem “Historia Prawdziwa”. To ktόra wersja miała być ta “nie prawdziwa”? Nie widziałem tej polskiej wersji więc nie mogę osądzić ale podtytuł nie wrόży niczego dobrego. W Polsce bohaterzy mają być bohaterami zawsze, czyli prawdomόwni, honorowi, rycerscy wobec kobiet, unikający przekleństw. Robi się wόwczas film na zamόwienie społeczne ktόre jest monumentalne, z dużym budżetem, lecz zanadto pedagogiczne i przez to drętwe. Brytyjczycy robili jeszcze takie filmy w okresie powojennym jak np. “Dam Busters” czy “Battle of the River Plate”, posiadające pewien staroświecki czar i sceny humorystyczne, lecz ze scenariuszem opracowanym bardziej na legendach o wojnie niż na historii. Pόźniejsze filmy jak “A Bridge too Far” czy “Battle of Britain” posiadały już więcej refleksji. Wojna staje się bardziej realistyczna, nie każdy Brytyjczyk jest bohaterem, nie każdy cudzoziemiec pośmiewiskiem. Za każdą osobą wykonującą bohaterskie czyny jest człowiek pełen ludzkich wad.
I dlatego dopiero w takim przebraniu można sprzedać kinomanom brytyjskim nowoczesnego bohatera. Polskim uczestnikom premiery londyńskiej filmu, obytej z brytyjskimi naleciałościami, ten obraz nie raził dlatego że treść filmu zawierał wszystkie najważniejsze wątki historii Dywizjonu 303. Wręcz na odwrόt, Polacy z ktόrymi rozmawiałem byli zachwyceni, mimo że specjaliści od tematu mieli jak zawsze jakieś zastrzeżenia. Ale mieliśmy na wstępie imperialną arogancję Brytyjczykόw wobec Polski i Polakόw, frustracje Polakόw wobec tego szowinizmu, powolne rozpoznanie wartości polskich zwycięstw, istny zachwyt brytyjskiego społeczeństwa (a szczegόlnie angielskich kobiet), brutalne sceny bitewne, a po szale bitwy skromne podziękowanie i jawna niechęć do niepotrzebnych już Polakόw, uwieńczone ostateczną decyzją Brytyjczykόw o nie dopuszczeniu polskich wojskowych do powojennego marszu zwycięstwa.
Aby przybliżyć nam taki obraz widzimy wojnę oczyma nieco cynicznego łowcy przygόd i okolicznościowego przemytnika Jana Zumbacha, ktόry też staje się jednym z najwybitniejszych asόw polskich. W filmie, Zumbach, grany świetnie przez aktora walijskiego Iwan Rheon, znanego z roli okrutnika Ramsay Bolton z serii “Walka o Trony”, staje się postacią centralną wynikającą też z tego że na początku zakładania dywizjonu był jedyną osobą mόwiącą biegle po polsku i po angielsku. Mόgł nabijać się z brytyjskich przełożonych bez jawnego obrażania ich, wykazywać empatię z młodszymi polskimi lotnikami, czarować Angielki i bezwględnie zestrzeliwać Niemcόw. W najbardziej komicznej scenie tłumaczy Polakom obraźliwe uwagi typowego sierżanta brytyjskiego przeinaczając je na łagodne słowa pochwały (przypominało to podobnę scenę w filmie Benigniego “Życie jest Piękne” gdzie aktor przekomicznie zniekształca słowa niemieckiego komendanta obozu). Rheon przygotował się świetnie do swojej roli mόwiąc wyraźną czystą polsczyzną tak że piloci polscy rozmawiają ze sobą i z nim wyłącznie po polsku. Wzmacnia to autentyczność filmu. Pόźniej rolę przywόdcy dywizji i głόwnego łącznika z Brytyjczykami przejmuje doświadczony i dwujęzyczny przedwojenny instruktor latania Witold Urbanowicz (aktor Marian Dorociński), nadający już tej roli bardziej tradycyjną sylwetkę wzorowego oficera polskiego.
Brytyjczykom obecnym na premierze film się też się spodobał, ale nie wyrażali już tych samych emocji. Dla nich była to raczej lekcja historii podana w dostępny sposόb o szczegόlnym wkładzie Polakόw do zwycięstwa w Bitwie o Wielką Brytanię i o perfidnym zakończeniu wojny dla Polakόw. Budżet filmu był wyraźnie ograniczony (tylko £6.5mln). Producentom stać był na wypożyczenie tylko jednego samolotu Hurricane a tak teraz popularne komputerowe fajerwerki (tzw. CGI) nie były aż tak imponujące dla osόb przyzwyczajonych do oglądania filmu z dużym budżetem jak “Dunkirk”. Rzeczywiście akcja powtarzających się walk w powietrzu mogła wydawać się nieco monotonna gdyż większość scen widziano poprzez kabinę kolejnych pilotόw. Wobec tego potrzebna była dobra fabuła i bogata fantazja aby ponieść film dla widzόw brytyjskich, a tego nie brakowało. Odezwały się też głosy (głόwnie kobiece) krytykujące nieco rozpustny obraz angielskich kobiet, w pogoni za każdym pilotem, a szczegόlnie polskim. Ta ostatnia uwaga miała w sobie trochę racji i pewne sceny z nimi mogłyby być zbyteczne. Ale trzeba pamiętać że w okresie wojny, gdzie śmierć czyha za każdą bombą i gdzie praca przy monitorowaniu lotόw przybliża ich na co dzień do akcji, namiętności kobiet mogą rosnąć a urok munduru wojskowego robi swoje. Ktokolwiek zanuci sobie piosenki legionowe wie o co chodzi.
Osobiście mam tylko żal że na końcu historycznego filmu opartego o prawdę brakowało tradycyjnych zdjęć głόwnych aktorόw i nazwiska postaci ktόre reprezentowali, łącznie z krόtkim opisem ilości zwycięstw i losu ostatecznego pilota. Miałoby to wielką wymowę dla powagi tematu.
Gdy film puszczono do kin, w bardzo ograniczonym obiegu, krytycy brytyjscy, jak np.The Guardian, The Times czy Daily Mail, dawali raczej skrόcone tylko recenzje. Lecz w tych krόtkich opisach oceniali film pozytywnie, dając mu trzy lub cztery gwiazdki. Przyjęto do wiadomości że był to “low budget” film i na tej podstawie go komentowano.
Dla polskich widzόw polecam film. Jest to historia autentyczna przedstawiona w sposόb jak najbardziej strawny dla naszej starszej młodzieży i ich kolegόw brytyjskich. Jest bez nabrzmiałej pompatyczności, bez urojonych przechwałek, z właściwym stosunkiem do chwiejnej brytyjskiej reakcji na ten niespodziewany nalot pożytecznych egzotycznych sojusznikόw ktόrych z czasem można było odrzucić. Cieszmy się że inicjatywa, a potem sfinansowanie filmu i jego realizacja były brytyjskie (żadna polska instytucja do ktόrej się zwrόcili nie poparła filmu), i że wszyscy brytyjscy uczestnicy, łącznie z głόwnym walijskim aktorem i ze szkockim reżyserem filmu, David Blair, przyśli do tego projektu przyznając się że z początku nic na temat polskich pilotόw nie wiedzieli ale uczuli z czasem potrzebę oddania im należytego hołdu przez ten film.
Lecz właściwym inicjatorem tego sympatycznego wkładu do wiedzy o historii polskich pilotόw ktόry niańczył pomysł tego filmu przez 7 lat i ktόry doprowadził film do skutku w pięciotygodniowym nakręceniu był wspόł-producent polskiego pochodzenia Krystian Kozłowski, syn uchodżcόw polskich, wnuk weterana z pod Monte Cassino. Działał przez swoją firmę brytyjską Prospekt 3, lecz chwała mu za to że dał nam Polakom w Wielkiej Brytanii taki bezcenny moment do zachwytu i dumy z naszych niedoskonałych bohaterόw. Kozłowski mόwił że jego matka, jeszcze żyjąca, była bardzo dumna z jego wkładu do tego filmu, i wcale nie jest w tym osamotniona.

Wiktor Moszczyński

Tuesday 4 September 2018

Zmieniam adres, zmieniam życie

Po 35u latach zmieniam niestety mieszkanie.
Przenoszę się wraz z moją czcigodną małżonką z pięknego domu na Ealingu, otoczonego ze wszystkich stron ogrodem, do mniejszego mieszkania 3 pokojowego na Park Royal. Jaki horror! Jest to zarόwno szok dla mojej kieszenii i dla moich nerwόw. Ale najbardziej jest to dramat psychiczny. Według psychologόw zmiana mieszkania po wielu latach pobytu stwarza jeszcze większą traumę niż rozwόd. Trudno to potwierdzić. W końcu nie mam tego doświadczenia (mimo ciągłych grόźb ze strony żony). Jednak trzeba będzie jakoś przenieść się z obszernych komnat naszego dworku do naszej nowej nory. A przenosimy nie tylko łόżka, stoły, kanapy, nie tylko rόżne porcelany, garnki, szklanice i ciuchy, ale rόwnież wielomiesięczne zapasy ryżu i herbaty. No i książki.
Tak, 5000 książek, a do tego jeszcze stare pόłki w ktόrymi mόj gabinet był otoczony. Należę niestety do tych ludzi ktόrzy nie umieją pozbyć się swoich książek. W dzieciństwie nie posiadaliśmy telewizji. Moją pierwszą telewizję zakupiłem gdy miałem już 22 lata. Wobec tego czytałem. Czytałem namiętnie wszystko co się da. Po polsku i po angielsku. W wieku osiem lat zaliczyłem już sobie Trylogię i Winetou po polsku, a trzy powieści Dickensa plus Wyspę Skarbόw i Trzech Muszkieterόw po angielsku. Do tego połykałem książki historyczne w obydwu językach. Ale czytanie nie wystarczało. Musiałem te książki posiadać. Wobec tego szybko przejąłem bibliotekę rodzicόw, składającą się z tanich wydawnictw wojennych polskich klasykόw, a co tygodnia wydawałem funta w sklepie W H Smith kupując cztery książki wydawnictwa Penguina za 2/6d sztuka. Już mając 10 lat zakupiłem po kolei całę klasykę literatury u pospolitego Woolwortha, w pięknych okładkach Regent Classics – Jane Austen, Charlotte Bronte, Scott, Dickens, Thackeray, choć nie wszystkie mogłem jeszcze wόwczas czytać.
Wόwczas odkryłem jeszcze drugą swoją pasję – katalogowanie książek. Mama często grała w brydża u państwa Jarskich, w pokoju w ktόrym znajdowała się biblioteka stowarzyszenia Reduta ktόra była dla mnie bajecznym wzorem świata książek. Nauczyłem się robić spisy moich własnych rosnących zbiorόw, aby utrzymać kontrolę nad książkami ktόre wypożyczałem kolegom. To przeniosło się na inną pasję – spisywanie listy nazwisk w książkach historycznych w ktόrych takiego spisu nie było. Zabrałem się nawet do wyciągania i spisania, z danymi biograficznymi, wszystkich nazwisk w trzecim tomie “Najnowszej Historii Politycznej Polski” Pobόg-Malinowskiego. Zaimponowało to jednemu z brydżystόw w siedzibie Reduty, byłemu marsałkowi Senatu, Bugusławowi Miedzińskiemu, ktόry zamόwił u mnie ten spis na nowe wydanie trzeciego tomu przez wydawnictwo Świderskiego. Niestety nic z tego nie wyszło bo tej nowej edycji już na emigracji nigdy nie wydano.
Do wieku 20 lat miałem już bogatą bibliotekę dwujęzyczną, a nawet trzyjęzyczną z książkami w języku francuskim. Książki trzymałem w starym domu rodzicόw w tajemniczym schowku o wysokości zaledwie jednego metra, w ktόrym przyjmowałem kolegόw czy koleżanek siadząc w kucki, w otoczeniu nieco zakurzonych pόłek wypełnionych książkami. W końcu, po ślubie przeniosłem książki, już w nowszych pόłkach metalowych, do naszego domu w Ipswich, a potem ostatecznie do naszej Ealingowskiej wilii gdzie pόłki z Ikei wypełniają trzy ściany mojego gabinetu. W obecnym okresie komputerόw, dyskietek i e-książek, gdzie zarόwno moi rόwieśnicy jak i ludzie młodsi posiadają już najwyżej parę ulubionych książek a papierowe bestsellery traktują tylko jako towar wymienny, mόj gabinet robił wrażenie. Gdy nowi goście stali osłupieni oglądając zawartość pόłek, najczęściej albo milczeli albo jeszcze pytali mnie czy wszystkie te książki przeczytałem, na co odpowiadałem że nie, i dlatego je właśnie trzymam. Potem pomyślą już o mnie, albo bibliofil, albo jakiś “culturevulture”, albo wariat.
W murach naszej wilii nie tylko panował świat książek. Czuło się też dotyk mrocznych duchόw przeszłości. Do tego domu pierwsza zapaliła się moja żona i nasz bliski przyjaciel Ryszard Zakrzewski. Stał przez rok, wyrażnie ciemny, pusty i opuszczony z dziurawym dachem. Żona namόwiła mnie abym napisał list że jesteśmy zainteresowani kupnem domu. List napisałem, wrzuciłem przez frontowe drzwi a potem już o nim zapomniałem. Po roku zjawił się u nas starszy panz z naszym listem w ręku, pytając czy to my i czy dalej jesteśmy zainteresowani kupnem. Opowiedział nam dramatyczną historię domu.
Dworek nasz zbudował dla siebie architekt z dużą wyobraźnią. Oficjalnie w księdze wieczystej dom nasz był określony jako “bungalow”, czyli jednopiętrowiec, ale z dachem tak strzelistym że dorobił sobie pod nim całe pierwsze piętro łącznie z dużym jeszcze poddaszem, a z przodu ozdobił go łagodnym szczytem w holenderskim stylu (tzw. Dutch gable) z małym balkonem. W środku pięć komnat i pełno ukrytych zakamarkόw a gmach był otoczony w około ogrodem w ktόrym rosło 25 drzew, w tym wielki kasztan, z przodu rząd lip, z boku szereg grusz, a z tyłu piękna dostojna tuja, Ogrόd z kolei był otoczony wysokim murem. Architekt żył w tym domu przeszło 20 lat, a po jego śmierci samotna żona straciła łączność z rzeczywistością, latała po nieogrzewanym domu rąbiąc wszystkie drzwi siekierą a wszystkich, łącznie z własnym adwokatem, oskarżała o kradzież opału i mebli z domu. W końcu zamknięto ją w zakładzie dla jej własnego bezpieczeństwa a sąd przekazał opiekę na domem jej bratu ktόry przybył własnie z Newcastle. Okazało się że nieszczęśliwa pani nosiła przy sobie pas szmuglerski, gdzie wśrόd złota, biżuterii, udziałόw na giełdzie znalazł się jeszcze mόj list. Brat chwycił go jak deskę ratunku I poleciał do nas. “Kupujcie ten dom,” błagał, “za byle jaką cenę, tylko kupujcie.” No I kupiliśmy. Moja mama, moja żona I ja.
Zamieszkaliśmy w tej “ruderze” ale po szeregu latach doprowadziliśmy go do porządku. Mama miała tu swoje turnieje brydżowe, spotkania towarzyskie a nawet zebrania lokalnego Koła SPK. Ja urzędowałem tu wpierw jako radny Ealingu. W tym domu zorganizowałem “pucz” w ktόrym bardziej umiarkowane skrzydło Labour Party przejęło kontrolę nad Ealingem od swoich radykalniejszych kolegόw. Tu urzędowałem przez 7 lat jako Redaktor “Orła Białego”, z moją mamą jako administratorem, tu planowałem udane akcje Zjednoczenia, np. w sprawie zniesiena wiz dla Polakόw czy przygotowanie raportu, ktόrym osaczyłem na pewien okres redakcję “Daily Mail” za ich stosunek do Polakόw. Tu spotykałem się z posłami brytyjskimi. Tu odbywły się wywiady dla telewizji polskiej. W ogrodzie paroktotnie nasi przyjaciele mieli swoje przyjęcia ślubne lub urodzinowe.
Tu do końca swojego życia mieszkała moja mama, choć dom przedewszystkim traktowała jako bazę wypadową do swojego czynnego i ofiarnego życia społecznego. Tu rόwnież dorastał nasz syn przez pierwsze 20 lat swojego życia, w czasie gdy ogrόd przechodził rόżne etapy jego dzieciństwa i młodości, najpierw jako plac zabaw pełen zjeżdzalni i huśtawek, a potem boiskiem na rόżne sporty gdzie głόwnie mnie przypadła rola bramkarza
Niemal 10 latemu domu zagroziła poważna zapaść i nasze kochane mury zaczęły pękać. Musieliśmy przebudować cały dom na betonowej wyspie opartej na 32 metalowych palach głębokości 5 metrόw aby dom uratować i ponownie wyposażyć. Kosztowała to nas majątek lecz dom stanął teraz nie tylko na pewniejszym stałym gruncie jak forteca, ale jescze bardziej wypiękniał.
Lecz cόż, dom jest już dla nas za duży, nasze piskle już dawno opuściło gniazdko, żona nie porusza się łatwo po schodach, a ja też już nie jestem gazelą (zresztą nigdy nie byłem). Kupujemy więc mniejsze mieszkanie aby mieć przy sobie jeszcze trochę tchu na życie co umożliwi mi, już teraz długo po siedemdziesiątce, przejście na emeryturę i początek nowego życia. A więc przenosimy się już bez duchόw przeszłości, bez obowiązkόw ogrodowych, bez trapienia się o stan dachu, ale wciąż w towarzystwie mojej malżonki, no i tych 5000 książek. Ciekaw jestem jak długo Żona będzie je tolerowała w nowym mieszkaniu? Wiktor Moszczyński