Wednesday 26 May 2021

Rozbitkowie Brexitu

 



Giuseppe Pichierri, włoski konsultant NHS od 15 lat, stał ze swoją czteroletnią córeczką, uzbrojoną w baloniki i kartkę powitalną, na londyńskim lotnisku Heathrow, oczekując radosnego przyjazdu jego ulubionej 24-letniej siostrzenicy Marty. Długo czekali i córka już niecierpliwiła się. Czekali do wieczora, ale Marta nie zjawiła się i nie zostawiła żadnego zawiadomienia. Biuro informacyjne nie mogło nic wyjaśnić. Wrócił z zapłakaną córeczką, ale już bez baloników, do domu. W połowie nocy telefon. Zawiadomiono go że Marta została zatrzymana przy kontroli paszportowej i przeniesiona w kajdankach do obozu dla uchodźców w Colnbrook. Ma być wydalona z kraju. Następnego dnia udało mu się ją odwiedzić. Zapłakana z kolei siostrzenica była przerażona bo myślała że przebywa w więzieniu, co może i nie tak dalekie było od prawdy.

Zaraz tego samego dnia odesłano ją z powrotem do Włoch ze stemplem w paszporcie że była wydalona z kraju. Okazało się że w swoim liście zapraszającym pan Pichierri napisał że w czasie swojego pobytu w Londynie będzie mogła poprawić swoją angielszczyznę i pomóc jego żonie w opiece nad jego trzema młodziutkimi dziećmi. Brzmiało to jak oferta pracy au pair. To wystarczyło jako powód zatrzymania jej. Marta powiedziała że postara się wrócić do Wielkiej Brytanii za parę tygodni, ale szanse jej powrotu do Londynu, po takim ostemplowaniu jej paszportu, są nikłe.

Pewna młoda Hiszpanka z Walencji, zatrzymana została w Gatwick gdy przyjechała w zeszły czwartek aby sprawdzić rynek pracy. Kiedy odmówiono jej przyjazd zaoferowała zapłacić za natychmiastowy bilet powrotny. Ale urzędnicy Border Force odmówili i odesłali ją do obozu internowania w Yarlswood. Obecnie panuje tam pandemia, więc wszystkich internowanych pozostawiono w izolacji w swoich celach. Była tam 3 dni. Po interwencji prasy pozwolono jej odbyć kwarantannę u swojej siostry pod Londynem, ale paszport jej zatrzymali.

Inna Hiszpanka, tym razem z Bilbao, planowała znaleźć pracę, potem wrócić do Hiszpanii i zgodnie z nowym prawem, tam złożyć aplikację o pracę. Planowała ostatecznie wrócić ponownie po otrzymaniu stanowiska. Odmówiono jej wjazd do Anglii. Wysłano, jak poprzednim wypadku w kajdankach, do  obozu na parę dni a potem spowrotem odesłano ją do Hiszpanii, mimo że miała tu adres pobytu u krewnej. W tym samym dniu, Czeszkę która przyjechała przez Londyn w drodze powrotnej do Pragi z Meksyku, ale która chciała tu pozostać na parę dni aby zahaczyć o przyszłą pracę, nie tylko nie wpuścili, ale nie pozwolili jej jechać dalej do Czech. Wsadzili ją na następny samolot do Meksyku, zadowoleni że się jej prawnie pozbyli.

W każdym takim wypadku mamy przykład młodych Europejczyków, nie zorientowanych jeszcze w pełni do jakiego stopnia Wielka Brytania zmienił się od 1go stycznia br. Obywatele unijni przyjeżdżzający w poszukiwaniu pracy ląduje w obozach odosobnienia dla imigrantów, nawet jeśli mają zaproszenie na spotkanie z firmą brytyjską. Według nowych przepisów, osoby które chcą tu pracować muszą złożyć podanie o wizę zza granicy. Regulaminy Home Office nie zezwalają na przyjazdy na rozmowy kwalifikacyjne  Obywatele unijni nie mogą już też ubiegać się o bezpłatne staże w instytucjach brytyjskich.

Dotychczas epidemia kamuflowała zmiany w przepisach o potrzebie wizy wjazdowej aby podejmować tu pracę. Z powodu restrykcji przeciw zakażeniom była mało lotów. Teraz mgła covida powoli ulatnia się, i nagle ukazuje się nowy surowy krajobraz post-brexitowy. Problem leżał nie tylko w surowości nowych przepisów, ale był uzupełniony oprawą złośliwości z którą brytyjskie służby graniczne wykonywały polecenia ministrów. Ambasadorowie unijni i europosłowie z różnych narodowości składali skargi do Komisji Europejskiej lub bezpośrednio do brytyjskich ministerstw, ale daremnie apelowano o humanitarne traktowanie nieświadomych „przestępców”.

W zeszłym tygodniu komisarz unijny Maros Sefcovic, który jest współprzewodniczącym (wraz z ministrem Michael Gove), post-brexitowej brytyjsko-unijnej rady partnerskiej, oświadczył europarlamentarzystom że może zaskarżyć sądownie te i podobne traktowanie obywateli unijnych na granicy brytyjskiej.  Brytyjczycy odpowiadali że nowe przepisy są klarowne i dostępne na internecie a uzasadniali kajdanki i internowanie w obozach obecnym brakiem lotów powrotnych i przepisami anty-covidowymi.

Te osoby nie są jedynymi ofiarami nowych przepisów. Polskie organizacje zajmujące się opieką na Polakami w potrzebie obawiają się że dość znaczna ilość Polaków wyjechała w zeszłym roku do Polski u szczytu pandemii, licząc na to że przetrwa kryzys covidowy w połączeniu ze swoją rodziną w rodzinnym mieście. Wielu z nich nie miało jeszcze załatwionych podań o stan osiedlenia ale liczyli na to że wrócą tu przed terminem 30 czerwca aby załatwić podanie. Czeka ich ciężki zawód. Podanie trzeba było złożyć przed wyjazdem. Teraz mogą nawet nie być wpuszczeni na teren Wielkiej Brytanii aby złożyć podanie i odzyskać poprzednią pracę.

Równie ciężka będzie sytuacja wszystkich w Wielkiej Brytanii którzy dopiero teraz starają się złożyć to podanie. Trzeba pamiętać że mieli na to juź przeszło dwa lata. Od 28go sierpnia 2018 do 31 grudnia 2020 zarejestrowało  się 4,916 milionów obywateli unijnych, a w tym 911,240 obywateli polskich. 52% obywateli unijnych składających wniosek uzyskało status osiedlony (settled status), a 44% status tymczasowo rozstrzygnięty (presettled status). Pozostałe podania były odrzucone, lub unieważnione. Jescze 320 tysięcy czeka na wynik podania, i są poważne obawy że Home Office po prostu nie zdąży je załatwić na czas. Te osoby mogą znaleźć się po 30 czerwca bez prawa pracy, prawa posiadania tu konta bankowe, dostępu do zapomogi i usług społecznych i do darmowego korzystania ze służby zdrowia, i prawa do nauki w wyższej uczelni, dopóki nie uzyskają statusu osiedlenia. Mogą nawet stracić obecną pracę lub mieszkanie. bo nie będą mogli udowodnić że mają prawo tu przebywać.

W jeszcze gorszej sytuacji mogą znaleźć się ci którzy dopiero teraz składają podania. Spóźniali się w podaniu na settled status bo nie mają odpowiedniej dokumentacji, nie mieszkają w Londynie, nie czytają gazet, ani polskich ani brytyjskich. Agencje jak East European Research Centre mówią że „linia telefoniczna jest wiecznie gorąca” i że nie zmniejsza się ilość składających. „Tak będzie do końca czerwca,” zapowiadają. Wiele z tych spraw są wyjątkowo trudnych bo podający nie mają kompletu dokumentów ani pisemnego świadectwa swojego pobytu w UK, choćby dlatego że byli bezdomni i bezrobotni. Ich sprawy mogą potrzebować porady prawników. Zresztą jest to też wyścig nie tylko z czasem, ale i z pościgem. Liczba deportowanych Polaków rosła od roku 2001 kiedy było 302 przypadków, do 951 w roku 2015, a w 2020 jeszcze 600. Główne przewinienia – przemoc domowa, rozboje po pijanemu, użycie noża, posiadanie czy handel narkotykami, przestępstwa na tle seksualnym, ale też brak stałego mieszkania. Aby omijać łapanek deportacyjnych z Home Office starają się teraz zalegalizować swój pobyt statusem osiedlonego. Nawet gdyby uzyskali cudem nowy status gwarantujący im prawo pobytu to wciąż zabraknie świadectwa pisemnego który to potwierdza, bo wielu z tych osób nie posiada nawet własnych komórek, gdzie jedynie można ten status zarejestrować.

Do tego dochodzi los dzieci w sierocińcach, czy pod opieką władz lokalnych. Pisała o nich wcześniej na łamach Tygodnia Polskiego, Julita Kin. Przeszło 3690 dzieci obywateli unijnych których wzięto pod opiekę społeczną mogą wyrosnąć na „nieudokumentowanych” dorosłych bez prawa pracy czy prawa zamieszkania. Według Children’s Society, tylko 39% tych dzieci miało dokumenty potwierdzające prawo pobytu, złożone przez swoje lokalne samorządy, a 61% pozostaje w stanie niejasnym. Mogą nawet być deportowani po 30 czerwca. Organizacja domaga się aby Home Office zareagował pozytywnie na ich podania, a rady miejskie przyspieszyły składania tych podań. Wielu z tych dzieci przeżyło stresujące momenty w ich życiu, szczególnie w momencie odebrania ich rodzicom. Bez odpowiedniej dokumentacji, ich los może być jeszcze cięższy. Te problemy można zrozumieć ale okazuje że wiele dzieci z tradycyjnych rodzin, w tym również polskich, nie mają załatwionych paszportów ani polskich, ani brytyjskich, mimo że najczęściej mają prawo do obydwu. Ich los po 30 czerwca też może być niepewny, szczególnie kiedy dochodzą już do wieku bardziej dojrzałego.

Wszystkie te osoby są nieprzewidzianymi ofiarami tego zamętu stworzonego przez Brexit. Są cząstką tego chaosu społecznego który obecnie ogarnia społeczeństwa unijne, a szczególnie polskie, w tym kraju. Chaos ten tworzą częściowo nie wyjaśnione jeszcze przepisy, częściowo dość agresywne nastawienie urzędników Home Office w wykonaniu tych czynności, częściowo karygodne zaniedbanie swoich własnych praw przez wielu Polaków.

Ta atmosfera grozy powoduje że jedna dziesiąta obywateli unijnych chce wyjechać  po 30 czerwca.  Przeszło 1 milion imigrantów opuściło UK w pierwszych 9 miesiącach 2020, w tym niemal 500,000 z państw unijnych, według Migratory Observatory przy uniwersytecie oksfordzkim. Powodów jest wiele, ale głównie chodzi o brak zaufania do rządu, mniej przyjazny stosunek sąsiadów do nich po Brexicie, i obawa że urzędy państwowe nie będą szanować ich praw. 10% obawiało się wrogiej atmosfery urzędowej w Home Office, a 7% obawiało się stracenia swoich praw tak jak Jamajczycy którzy przybyli tu z ofertą pracy w latach 50 ych. W obecnym chaosie, nawet Polacy i inni obywatele unijni, posiadający obywatelstwo brytyjskie już od 20 lat, dostają listy rządowe grożące konsekwencjami bo nie zarejestrowali się na settled status.

Hasło wyborcze brzmiało „Brexit jest załatwiony”. I mimo przyrzeczeń ministra, a potem premiera, Johnsona, że losy obywateli unijnych nie zmienią się w wyniku tego trzęsienia ziemi jakim było zerwanie z Europą, rząd nie przejmuje się losem obywateli unijnych i ich rodzin których fala emocji narodowych zmiotła z ich zrównoważonego ustalonego trybu życia i wyrzuciła na skalisty brzeg nowych barier, nowych przepisów i nowych upokorzeń.  Obowiązek spada na nasze polskie organizacje aby ich obronić.

 

Wiktor Moszczyński       Tydzień Polski   21 maj 2021.

 

 

 

Sunday 9 May 2021

Ameryka Wzięta w Dwa Ognie.

 


 

Czy czytelnicy Tygodnia Polskiego kiedykolwiek w dzieciństwie grali w dwa ognie? Dla mnie była to fajna harcerska zabawa gdzie dwie grupy chłopaków na dwóch oddzielnych boiskach unikały rzutów piłki celujących w nich z dwóch stron, czyli od przeciwnego boiska z przodu, i od „matki” ich zespołu, na ich tyłach. 

 

Obecnie nowy niewypróbowany jeszcze, a zarazem sędziwy już wiekiem, prezydent Joe Biden, ocenia sytuację swojego amerykańskiego boiska zagrożonego z dwóch stron jednocześnie. 

 

Z jednej strony obserwował 120,000 żołnierzy rosyjskich gromadzących się na granicy Ukrainy z oparciem o trzy dywizje lotnicze i o pobliski system komunikacyjny dalekiego zasięgu. Biden zwiększył ilość okrętów amerykańskich na Morzu Czarnym, ale poprosił również o spotkanie bezpośrednie z Putinem, którego przedtem odmówił. Rosjanie oceniali to za sukces. „Pomachawszy  szabelką” i wyrażeniu całej serii gróźb, część wojsk rosyjskich wycofała się. Czy to była gra, czy miała naprawdę nastąpić inwazja? Szef brytyjskiego wywiadu MI6, Richard Moore, stwierdził wręcz że Rosja zachowuje się ryzykownie i dopiero ostra reakcja Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii dała Rosji do zrozumienia że byłyby poważne konsekwencje dla Rosji w wypadku inwazji. Raczej wygląda na to że Putin na razie sprawdza reakcje Ameryki po odejściu Trumpa.  Na razie, powtarzam.

 

Ale grając taką grę Putin ma dużo do stracenia. Co prawda Rosja przerasta Stany w ilości głowic nuklearnych. Putin jest mocny w siłach militarnych, mocny w mrocznej szpiegowskiej cybernetyce i mocny w represjonowaniu opozycji wewnętrznej. Ale w sprawach gospodarczych i w zagrożeniu pandemią covidu, Putin ma poważne trudności, które odbijają się w sondażach, gdzie tylko jedna czwarta Rosjan wspiera jego partię. Na Białorusi widział przykład jak dalece zorganizowana pokojowa opozycja może zagrażać dyktatorowi. Nadrabia to agresywną postawą. „Ktokolwiek będzie zagrażał naszym żywotnym interesom, będzie tego żałował bardziej niż czegokolwiek innego,” Putin ostrzegał w swoim corocznym przemówieniu przed Federalnym Zgromadzeniem. Powiedział, że Rosja zareaguje na jakiekolwiek przekroczenie swojej „czerwonej kreski”, a „to my sami zdefiniujemy czym jest ta kreska w każdej sprawie”. Była to jeszcze jedna groźba dla Zachodu, aby trzymać swój dystans bez mieszania się w wewnętrzne sprawy rosyjskich interesów.  

 

Putin wykorzystał pandemię, aby pchać swoje interesy dyplomacją „szczepionkową”. W rozmowie zdalnej z Emmanuelem Macron i Angelą Merkel, nalegał do przyjęcia w Europie rosyjskiej szczepionki Sputnik. Jens Spahn, niemiecki minister zdrowia już wyjaśniał, że jeśli uzyska aprobatę Europejskiej Agencji Leków, to zamówi szczepionkę dla Niemiec, nawet jeśli ją odmówi Komisja Europejska. Ale rosyjska szczepionka może jednak nie być tym czym by się wydawało. Słowackie służby zdrowia zadeklarowały w kwietniu że dawki Sputnika które otrzymali nie odpowiadały próbkom wysłanym do badania przez Europejską Agencję Leków lub które były ocenione przez czasopismo The Lancet. Sami Rosjanie też nie wyrażają zaufania do szczepionki. Prezydent Moskwy, Siergiej Sobianin, musiał składać ofertę zniżek na jedzenie i usługi miejskie, aby namówić osoby powyżej 60 lat do szczepienia się, bo tak mało było ochotników.  

 

Stany Zjednoczone naciskają na wypuszczenie z więzienia Aleksieja Nawalnego, po tym jak Kreml starał się go otruć, choć bezskutecznie, a potem uwięził w ciężkich warunkach więziennych zagrażających jego życiu. Putin udaje że nie liczy się już z opinią Zachodu i protestami europejskich i amerykańskich głów państw. Jednak mimo wszystko niemal pół miliona Rosjan podpisało petycję o wypuszczenie Nawalnego i wywiad amerykański pomaga opozycji w ujawnianiu prywatnych bogactw Putina i jego ekipy. Sondaż wykazał że niemal jedna czwarta Rosjan oglądała filmik Nawalnego o luksusowym pałacu Putina nad Morzem Czarnym. Putin twierdzi że to nie jego pałac – ale wiarygodność jego zaprzeczeń nie jest przekonywująca.  

 

Putin bruzdzi dalej ale USA już nie popuszcza. Trump planował wydobyć 12,000 personelu wojskowego z Niemiec, teraz Biden to wstrzymał. Sankcje przeciw Rosji ogłoszone w zeszłym tygodniu przez administrację Bidena miały wykazać, że Stany Zjednoczone są gotowe powstrzymać Rosję od brania pożyczek na rynkach międzynarodowych. To na pewno mogłoby być skutecznym naciskiem finansowym dla jego reżimu. Boris Johnson przyznał, że jego wcześniejsza wiara w poprawę stosunków z Rosją okazała się nierealna. Od czasu zatrucia szpiega Skripala i jego córki w Salisbury, polityka brytyjska wobec Rosji oparta jest na ujawnianiu jak bardzo zachowanie rosyjskie za granicą jest coraz bardziej wyzywające. Czesi wydalili ostatnio rosyjskich dyplomatów kiedy wyszło na jaw że grupa rosyjskich agentów (w tym dwójka, która zatruła Skripala w Anglii 3 lata temu) była odpowiedzialna za wybuchy w składach amunicji w roku 2014. Teraz amerykańskie i brytyjskie służby potępiły Rosję za operację SolarWinds,  która sabotowała strony internetowe amerykańskich ministerstw i korporacji. Teraz takie działanie staje się coraz bardziej ryzykowne dla Rosji.

 

Problemem pozostaje w tej chwili dyplomacja europejska wobec Rosji. Rząd niemiecki dalej wspiera ukończenie konstrukcji gazociągu Nordstream 2, który ma dostarczyć rosyjski gaz bezpośrednio Niemcom omijając Polskę i Ukrainę. Sprawa zatrucia i wyleczenia ponownego Nawalnego w klinice berlińskiej, nie zmieniła decyzji rządu mimo ujemnego efektu na opinię publiczną w Niemczech.  Armin Laschet, przewidziany jako następca Angeli Merkel z ramienia rządzącej partii chadeckiej, już oświadczył, że nie widzi aby ta sprawa miała być powodem zaprzestania dalszych prac. Groźba sankcji amerykańskich też nie oddziaływała tak długo jak miała obejmować tylko firmy rosyjskie, a nie niemieckie. Z pewną ironią Amerykanie liczą na dobre wyniki dla Zielonych w nadchodzących wyborach niemieckich we wrześniu, bo ich przywódca Annalena Baerbock wyraziła ostry sprzeciw wobec rosyjskiego gazociągu. Brytyjskie wyjście z Unii Europejskiej nieco osłabiło stosunek Unii jako całość wobec Rosji. Komisja Europejska nie przysłała przedstawiciela na obchody 30 rocznicy ogłoszenia niepodległości Ukrainy, a rosną nastroje prorosyjskie we Francji, Włoszech, Rumunii i Słowacji, już nie mówiąc o autokratycznych prorosyjskich rządach premiera Orbana na Węgrzech.

 

Z drugiej strony Ameryka musi unikać piłki rzucanej w nią ze strony Chin. Przez 25 lat Chiny rozbudowują swoje siły militarne. W ostatnim tylko pięcioleciu,zbudowały 90 nowych okrętów i łodzi podwodnych. Teraz posiadają cztery razy większą flotę niż ta, którą dysponują Stany Zjednoczone na Oceanie Spokojnym. Z każdym rokiem, Chiny produkują 100 nowoczesnych samolotów myśliwych, i rozmieszczają w kosmosie broń obróconą w kierunku wyspy Tajwanu. Od roku 1948 flota amerykańska w cieśninie tajwańskiej zabezpiecza samodzielność wyspy, ale w ostatnich manewrach bojowych Stany Zjednoczone zorientowały się, że mogą przegrać z Chinami w konflikcie wokół obrony Tajwanu przed inwazją. A przewaga Chin rośnie z roku na rok. Również w swojej polityce handlowej Chiny wykorzystują przewagę swojego taniego subsydiowanego towaru eksportowego. Tak jak Rosja, Chiny też mają swoją dyplomację „szczepionkową”, i to nieco skuteczniejszą.

 

Chiny mówią już od zeszłego roku: „Wschód wschodzi; zachód zachodzi”. Sposób w jaki Chiny opanowały u siebie covid i rozruszyły ponownie gospodarkę, dało im poczucie, że są na wyższej stopie cywilizacyjnej niż objuczone pandemią i recesją Stany Zjednoczone i cała Europa. Chaotyczny zamach stanu przez zwolenników Trumpa w styczniu br. jeszcze mocniej to potwierdził w ich oczach. Świadomy tego, Biden w ciągu pierwszych 100 dni zainicjował ambitny projekt masowych szczepień i zainwestował $1.9 trn w gospodarkę. Określił to jako zaprzeczenie pogłosek o upadającym Zachodzie. Już prezydent Obama ostrzegał, że Chiny, a nie Rosja, stają się głównym rywalem Stanów Zjednoczonych w technologii, dynamizmie gospodarczym, agresywnej dyplomacji i zwiększeniu potencjału militarnego. Doradcy Trumpa też to uznawali, ale polityka Trumpa była niekonsekwentna, nieco chaotyczna. Ra się przymilał, a raz prowokował, dając Chinom uzasadnienie dla podnoszenia skali swojej dyplomacji „wilczo-wojowniczej”. 

 

Biden widzi i ostrzega Amerykę, że Chiny są teraz wystarczająco silne i wystarczająco pewne siebie,  aby zuchwale przecistawiać się Stanom na każdym polu. Za 10 lat mogą stać się największą potegą gospodarczą na świece. Obecnie obejmują kontrolę nad morzem południowochińskim, gdzie  wprowadzili stałe świetnie uzbrojone garnizony na bezludnych wyspach, kiedyś należących do Filipin i Wietnamu. Na morzu wschodniochińskim grożą zajęciem wysp  Senkaku należących do Japonii.  Biorą udział w brutalnych potyczkach granicznych z żołnierzami indyjskimi. Ich prasa wykpiwa w makabryczny sposób tragedię masowych zgonów w Indii. Dalej wciąż gnębią muzułmanów w prowincji Xinjiang i tybetańczyków. Zerwali umowy z Wielką Brytanią zamykając przywileje obywatelskie mieszkańcom Hong Kongu. A co najważniejsze, Xi Jinping ostrzegł, że nie przekazuje następnym pokoleniom sprawy niezależności Tajwanu. Admirał amerykański uważa, że w ciągu następnych sześciu lat Chiny obejmą kontrolę na Tajwanem pod hasłem zjednoczenia Chin. Liczą na to, że pod presją samej swojej przewagi militarnej Tajwan zgodzi się zrzec pokojowo ze swojej niezależności. Na razie to się nie zapowiada. Ekipa Bidena jest świadoma, że w pewnym momencie determinacja Xi w osiągnięciu tego celu może doprowadzić do groźby wojny.  

 

Czy Rosja i Chiny działają w zmowie? Eksperci brytyjskiej polityki zagranicznej uważają że nie ma na razie koordynacji w ich działaniu. Ale wszystko wskazuje na to, że te dwa państwa czerpią dla siebie korzyści ze świadomości, że twierdza amerykańska atakowana jest z dwóch stron. Planowane przechylenie u Amerykanów osi swoich zainteresowań z Atlantyku na Pacyfik, rozpoczęte jeszcze za prezydenta Obamy, napotyka trudności, gdyż Rosja wciąż zagraża Europie i sabotażuje zachodnie systemy intenetowe. Moskwa wie, że może operować agresywnie wobec interesów Ameryki i jej sojuszników, kiedy Ameryka ma uwagę odwróconą w stronę Chin. I na odwrót. Jeżeli w końcu Chiny zaatakują Tajwan, to Rosja może wkroczyć do Donbasu.   

 

Nie jest to pełny obraz dylematu. Dochodzą do tego problemy innych wrogów porządku światowego opartego o prymat amerykański, czyli Iranu, północnej Korei czy Afganistanu (z którego obecnie Ameryka się wycofuje). Chodzi też o potrzebie pełnej współpracy z Chinami i Rosją w sprawie ograniczenia zbrojeń i wobec gróźb klimatycznych i walki z pandemią. Uległość wobec tym tyranom byłaby katastrofalna, ale wojna z nimi jeszcze bardziej. Biden ma obecnie przed sobą wyzwania, które przerastają to, co mieli do skonfrontowania jego poprzednicy. Ale czy również będą przerastać jego osobiste zdolności dyplomatyczne i potencjał Ameryki do wygrania konfliktu ideologicznego „demokracji wobec autokratów”? A tego sam się podjął. 

 

 

 

Wiktor Moszczyński