Polak Londyńczyk
Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Thursday 7 November 2024
Polemika z prezesem POSKu
Jak mozna uniknac rozlamu w POSKu
Monday 30 September 2024
Marcin Kalinowski, kandydat na prezesa POSKu
Friday 23 August 2024
Ratujmy POSK
Saturday 13 April 2024
Wyklad w Ognisku o ksiazce Chasing Phileas Fogg
W poniedziałek 15go stycznia w salonie na 2 piętrze w Ognisku Polskim odbył się wieczór autorski Wiktora Moszczyńskiego w związku wydaniem jego nowej książki w języku angielskim pt. „Goniąc Phileas Fogga: 80 Dni na Pokładzie Borealis”. („Chasing Phileas Fogg; 80 Days on the Borealis”. ) Autor opisał swoją podróż, wraz z żoną, na pokładzie statku Borealis, trwającą 80 dni, i trzymającą się z grubsza drogi morskiej bohatera książki Verne’go „W 80 dni dookoła świata”. Oficjalnie rejs celebrował 150 rocznicę pierwszego wydania tej książki Verne’go, ale również, na szczeblu osobistym, celebrował 50ą rocznicę ślubu państwa Moszczyńskich. W czasie wykładu autor wyświetlił na ekranie paręset zdjęć z podróży dookoła świata, wyrażając swój podziw i szacunek dla odmiennej kultury i obyczajów przeszło 14 różnych państw położonych na pięciu kontynentach. Zwiedzał m.inn. Egipt, Indie, Singapur, Wietnam, Japonię, Hawaje, Meksyk, Kolumbię czy wyspy karaibskie i o każdym kraju miał odpowiedni komentarz czy anegdotę. Opisał również w książce swoje przygotowania na rejs, nakreślając swoje doświadczenia jako działacz polonijny, nie pomijając swoją pracę w POSKu, Zjednoczeniu Polskim w Wielkiej Brytanii, Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, czy jako sympatyk i doradca Sceny Polskiej. Książka ma 44 stronic i zawiera 120 kolorowych zdjęć.
Spotkanie w Ognisku zorganizował Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie, z poparciem Instytutu Polskiego w Londynie. Na wstępie, gości przywitał Dyrektor Instytutu Polskiego, Bartosz Wiśniewski, a Regina Wasiak-Taylor, prezes Związku Pisarzy, zaprezentowała dorobek literacki autora. Urywki z książki odczytywała słynna aktorka, Rula Lenska. Było obecnych około 70 słuchaczy, a po wykładzie autora, nastąpiły liczne pytania i sprzedaż książki z dedykacj osobista autora po konkurencyjnej cenie wyłącznie dla uczestników zebrania.
Tuesday 24 October 2023
I ja tam byłem, i głosy liczyłem
Byłem uprzywilejowany możliwością udziału w jednej z komisji wyborczych na terenie POSKu. Czytałem opisy innych uczestników tych komisji i podzielam ich poczucie spełnionego obowiązku, ich frustrację z powodu opóźnionego zatwierdzenia protokołów komisji przez Warszawę, ale przede wszystkim ich uniesienia jako świadkowie i uczestnicy tego festynu demokracji. Obserwowałem z dumą jak całe rodziny z dziećmi, samotni mieszkańcy czy panie w towarzystwie, starsi i młodsi, niepełnosprawni na wózkach i wysportowani wracający z siłowni, kolejno oddawali swoje cenne głosy dla przyszłości swojego kraju, mimo ich pobytu za granicą. Kolejki do naszych czterech komisji w POSKu ciągnęły się wspólnie jak jeden wąż w około budynku, nim je rozdzielono. Stali ludzie przez szereg godzin, cierpliwie i pogodnie, bez awantur, a nawet w dobrym humorze, posuwając się z wolna w kierunku przeznaczonej dla nich sali wyborczej.
Gdy dotarli w końcu do progu, czekała ich komisja moich kolegów i koleżanek, sprawdzająca nazwiska i paszporty, podzielona alfabetycznie na cztery mini-kolejki. Czasem ludzie przepływali przez ten sprawdzian tożsamości zwinnie, szczególnie w momentach porannych lub wieczornych, a czasem był tłok przypominający stadion futbolowy, choć wciąż trwał spokój i ład. Następnie wyborcy, uzbrojeni już w ogromną płachtę zawierającą listę przeszło 250 warszawskich kandydatów do Sejmu, i dwóch do Senatu, stanęli ponownie lecz cierpliwie w następnej kolejce aby skorzystać z pospiesznie skonstruowanych prywatnych kabin do głosowania. Tam zasiadali spokojnie, albo sami brnąc przez te szeregi nazwisk, albo tworzyli panele rodzinne aby uzgodnić wspólnego kandydata, albo jeszcze dzwonili nawet do znajomych lub krewnych, prosząc o rady, i wyliczając nazwiska kandydatów, jak gdyby były to konie do wytypowania na następny wyścig. Takich scen przy wyborach brytyjskich nigdy nie widziałem. Ci co nie chcieli doczekać się kabiny, bo brakowało tam miejsc, zasiadali sobie na krzesłach z boku, i wypełniali kartę wyborczą opierając się o kolano albo o ścianę.
A potem podchodzili do przezroczystej urny, składając dyskretnie złożone karty do głosowania, często fotografując się nawzajem. Najpiękniejszy widok dotyczył te momenty gdy podchodziły do urny malutkie dzieci, nie sięgające nawet pokrycia tego magicznego pudła, starając się na oczach swoich dumnych rodziców wsadzać te upiorne dokumenty przez tak wąski otwór sięgający powyżej ich głowy. Czułem wtedy jakbym był na jakimś karnawale, a dusza moja śpiewała z wrażenia że wreszcie ocknął się ponownie duch narodu, uśpiony marazmem poprzednich lat.
Po głosowaniu nastąpiło już liczenie. Najpierw uzyskaliśmy statystyki osób głosujących (w naszej komisji akurat 1772) z listy zarejestrowanych wyborców. A potem otwierano urnę i segregowaliśmy, z początku dosłownie na podłodze, karty wyborcze na sejm, na senat i na ten nieszczęsny referendum, który poprzednio niemal jedna trzecia głosujących dobrowolnie odmawiała. A potem przez następne godziny żmudnie liczyliśmy głosy poszczególnych sejmowych list wyborczych, a wreszcie poszczególnych już osób wyznaczonych na tych listach, kończąc na zliczeniu głosów na najpopularniejszego kandydata, który zdobył przeszło jedną trzecią wszystkich oddanych głosów. Liczenie głosów do senatu między dwoma tylko kandydatami było już rzeczą prostą. Ostatecznie w godzinach porannych poniedziałku zostały nam jeszcze głosy na referendum. Choć nie tak liczne jak głosy na sejm i senat, ale jednak bardziej skomplikowane w strukturze bo obejmowały cztery pytania z alternatywą „tak” czy „nie”, z ogromnym urozmaiceniem potencjalnych wyników.
Byliśmy już głodni i chłodni, zasypiając w naszych krzesłach, lub na podłodze, w momentach wymaganego spoczynku. Dyrekcja POSKu dwukrotnie dostarczyła nam ciepłe jedzenie, mimo że w poniedziałki, restauracja i kawiarnia są zamknięte. Najgorszym okresem było wielogodzinne czekanie na potwierdzenie z Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie, którego w końcu nie doczekaliśmy się, bo nasze protokoły zatwierdzone zostały dopiero w około północy i odebrane zostały przez konsulaty. Wyniki wywieszono na drzwiach POSKu dopiero we wtorek. Po tych ciężkich godzinach liczenia i stresu, te sześć czy siedem godzin daremnego wyczekiwania odebrało nam nieco humor.
Wróciłem do domu o 8ej wieczorem w poniedziałek zmęczony ale zadowolony. A liczyłem jeszcze te głosy przez trzy noce we śnie. Ale te sny nie były juz koszmarami. Sama radocha.
Wiktor Moszczynski
Monday 25 September 2023
Nieświadomy Sojusznik Putina?
Od początku tzw. “dobrej zmiany”, Prawo i Sprawiedliwość systematycznie wprowadzili program dramatycznych zmian w ustroju i w panującej ideologii naszego kraju. Jarosław Kaczyński nie baczył ani na dotychczasowe normy działania w Polsce, ani na opinię światową. Występował z wyraźnym wyzwaniem wobec opinii ekspertów prawnych czy gospodarczych, jak i elit kulturowych i naukowych. Wybrał dla swojego obozu jasną z góry zapowiedzianą politykę przemian, wykonaną nocnymi sesjami w Sejmie z żelazną dyscypliną nad własnymi posłami, z pogardą dla obozów opozycyjnych. Miał poza tym wysubtelnione wyczucie jak trafić do nastrojów mniej zamożnych warstw społeczeństwa polskiego, a szczególnie wiejskiego, nie mającego dostępu do innych źódeł informacji poza państwową TVP. Grał na ich obawach, uprzedzeniach i kompleksach, ubierając je zręcznie w barwach narodowych.
Okrzyknięto prosperującą Polskę jako „kraj w ruinie” i
przekształcono gospodarkę na system roszczeniowy z wrastającym sektorem
upaństwowionym. Wykorzystano bogate rezerwy finansowe, odziedziczone po
poprzednich rządach, na powszechny system nieokiełznanego rozdawnictwa, jak np.
akcja 500 plus. Z początku te posunięcia ożywiały gospodarkę przez wzrost konsumpcji na rynku
wewnętrznym, ale zachwiały nieco wiarę wpływowych agencji ratingowych i
inwestorów zachodnich w efektywność zarządzenia polskiej gospodarki. Kaczyński
i jego pierwszy premier, Beata Szydło, nie przejmowali się tym bo nie znali obcych
języków i opinia światowa ich nie interesowała. Tymczasem monopolizowano krok
po kroku media krajowe, które wszczęły ostrą kampanię nienawiści i pogardy
wobec partii opozycyjnych, niezależnych ośrodków społecznych, i wybitnych
jednostek w świecie kultury i nauki, szanowanych w opinii zachodniej. Oskarżono opozycję o prowadzenie „totalnej
opozycji”, kiedy to rząd prowadził przeciw niej politykę „totalną”. Pozostałe
ośrodki niezależnej prasy czy telewizji, jak choćby TVN, OKO Press czy Gazetę
Wyborczą, zwalczano administracyjnie i w bezustannych pozwach sądowych.
Wprowadzano ogólny element zastraszenia. Kaczyński działał zgodnie z
klasycznymi orwellowskimi wzorcami zcentralizowania władzy i środków
medialnych.
Poprzednie rządy w Polsce miały od 25 lat stały kierunek działania
zapewniający Polsce bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy w oparciu o sojusz
transatlantycki, uczestnictwo w ukladach europejskich, i transformację
gospdarki na system wolnorynkowy. Przez okres światowego kryzysu finansowego,
Polska była jedynym państwem europejskim który nie doznał recesji. Polska żyła
zgodnie ze światem demokratycznym, szanująca istniejące układy i z kolei
szanowana jako sojusznik promujący wartosci państw zachodnich, na którym można polegać.
Wojska polskie służyły w Afganistanie i w Iraku. Ambicją ówczesnych rządów był
dostęp do ewentualnego udziału w szczytach światowej grupy G20. Nawet w wypadku
Rosji, Polska początkowo również wgłębiła się we wspólny front demokratycznych
sojuszników liczących na ewentualną pokojową europeizację Rosji drogą wymian
handlowych i kulturowych. Wykorzystano względną wówczas dobrą wolę Rosji aby
założyć i utrzymać cmentarze polskich ofiar stalinowskiego terroru, a
szczególnie miejsc pochówku dla zamordowanych oficerów w Katyniu, Ostaszkowie i
Starobielsku. Wspólnie też uczczono ofiary katastrofy smoleńskiej. Ale cały
czas Polska stała na czele tych państw które ostrzegały kraje zachodnie przed
rosnącymi dążeniami imperialistycznymi Federacji Rosyjskiej i wyraziła gotowość
obrony niezależności Ukrainy.
Po roku 2015 nowe władze w Polsce wzmocniły swoją wrogość
wobec Rosji, ale dolewały oliwy do ognia oskarżając Rosję wręcz o spowodowanie
katastrofy smoleńskiej, w rzekomym porozumieniu z poprzednim rządem polskim. Po
prostu traktowali to oskarżenie instrumentalnie, choć, mimo wszelkich starań,
nie byli w stanie to oskarżenie uzasadnić. Ich celem nadrzędnym była próba
skompromitowania opozycji.
W wypadku państw zachodnich, Polska po roku 2015 wyraźnie
zaczęła zmieniać kierunek. Zaczeło się już w pierwszych miesiącach od rajdu
nocnego na siedzibę NATO w Warszawie, i od całostkowej likwidacji Wojskowych
Służb Informacyjnych, pod pozorem dekomunizacji, choć pzez wiele lat owocnie
współpracowały z sieciami wywiadowczymi na Zachodzie. Szeregi rządowe i ich
media powszechnie potępiały liberalne wartości europejskie, szczególnie
wykpiwając ich podejście do szanowania praw mniejszości i ich uczulenia na
zachodzące zagrożenia wynikające ze zmian klimatycznych. Sam szef MSZ Witold
Waszczykowski wodził rej w prowokacyjnym i niedyplomatycznym wyśmiewaniu
wartości zachodnich. Przypominało to stałą PRLowską propagandę zochydzającą
Zachód i zachodnie ustroje. Od początku, również pod fałszywym hasłem
dekomunizacji, starano się wbrew Konstytucji, podporządkować niezależne
sądownictwo pod kontrolę polityczną ministerstwa sprawiedliwości i wprowadzano
sankcje przeciwko sędziom nie godzącym się na te zmiany. Rządy polskie obrażały
się na ogólnie szanowane instytucje zachodzie gdy te śmiały krytykować aspekty
„dobrej zmiany”, które wyraźnie były niezgodne z tradycyjnymi wartościami
demokratycznymi Zachodu.
Z początku bardziej dyplomatycznie, ale z czasem już w
ostrzejszych tonach, instytucje unijne ostrzegały Polskę przed podważaniem
wspólnie przyjętych norm demokratycznych, a w tym i łamaniu własnej Konstytucji
która tym normom podlegała. Doszło w końcu do tymczasowego wstrzymania dla
Polski należnych jej funduszy na rzecz post-covidowej odbudowy, dopóki do tych
norm nie powrócono. Polska polityka rządowa przemieniła się z czasem w otwartą wojnę
z instytucjami i wartościami europejskimi, często pod pozorem utożsamiania
unijnej Europy z państwem niemieckim. W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii,
polski rząd nie ma zamiaru opuścić Unię Europejską. Ale robi wszystko, wspólnie
z autorytatywnym rządem węgierskim, aby podważyć ład europejski od wewnątrz i
zastąpić go swoją ideologią państwa suwerennego z wartościami odmiennymi od
liberalnych. W swoim pierwszym wywiadzie po objęciu funkcji, obecny premier
Mateusz Morawiecki zapowiedział że jego celem jest, po prostu,
„rechrystianizacja Europy”, czyli zastąpienie tradycyjnych państw świeckich
państwami wyznaniowymi. Na ogół rządy zachodnie omijają ambarasujące wyskoki
polskiej dyplomacji, licząc się z tym że ktoregoś dnia polski rząd otrzeźwieje
i powróci do normalnego współżycia z innymi krajami zachodnimi we wspólnym
froncie przeciw Rosji. Prezydenci Obama i Biden traktowali rząd polski z pewnym
dystansem, Tylko za czasów prezydentury Donalda Trumpa ociepliły się stosunki
posko-amerykańskie mimo że ten prezydent gotów był rozwiązać NATO jako
niepotrzebny sojusz, i widział w Putinie partnera do rozwiązania problemów
światowych. Przez długi czas rząd Polski, i ich tuba medialna TVP, nie uznawały
w pełni zwycięstwa Joe Biden’a w wyborach prezydenckich.
Wydaje się że Polska robi wszystko aby zaostrzyć konflikt
nie tylko z sąsiadem wschodnim, ale również i z zachodnim. Nie chodzi tu tylko
o to że Niemcy, jako najsilniejsze i najbogatsze państwo w Unii Europejskiej,
ścisle przestrzega obecne sankcje unijne przeciw Polsce. Rząd i media państwowe
chcą Niemcy zdemonizować w oczach Polaków. Sięgają głeboko wstecz do traumy
narodowej powstałej pod okupacją hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji w
czasie Drugiej Wojny Światowej, aby utrzymać stały gorączkowy stan konfliktu z
Niemcami. Mimo poprzednich umów z Niemcami, potwierdzonymi ostatecznie przez
PiSowskiego ministra spraw zagranicznych, Annę Fotygę, że Polska nie ma już
dalszych roszczeń o reperacje ze strony Niemiec za zbrodnie wojenne, rząd
Polski podjął się wystawić rządowi niemieckiemu nierealny rachunek na zawrotną
sumę $1.5trn bez żadnej wstępnej dyskusji. Wykonał to mimo wspólnego
uczestnictwa Polski i Niemiec w poparciu militarnym i finasowym dla Ukrainy.
Robiąc to rząd Polski zaniedbał podobne żądania wobec rządu rosyjskiego z
którym jest w autentycznym konflikcie i który, w odróżnieniu od Niemiec, do
większości zbrodni wobec Polski się nie przyznał. Ten obraźliwy gest wobiec
Niemiec był akt złośliwym i infantylnym w świecie dyplomacji, przynaglonym przede
wszystkim celem ujawnienia rzekomej
niepatriotycznej postawy opozycji w okresie przedwyborczym. To się nie udało,
ale urazy w Niemczech po tym akcie zostały i mogą wzmocnić poparcie dla prawicy
niemieckiej.
Sprawa wygrania nadchodzących wyborów jest w tej chwili
nadrzędną sprawą dla obecnego rządu. Klęska wyborcza może doprowadzić do całej
plejady pozew sądowych za korupcję i za łamanie konstytucji. Polityka
zagraniczna jest tylko instrumentem w walce o utrzymaniu się przy władzy. Ten
nacisk na przetrwanie doprowadził nie tylko do niepotrzebnego konfliktu Polski
z Unią Europejską i z Niemcami, ale do konfrontacji nawet z Ukrainą, którą całe
polskie społeczeństwo wspierało z powodu inwazji rosyjskiej na ich teren. Po
blokadzie czarnomorskich portów ukraińskich przez flotę rosyjską Ukraina
wysyłała przez Polskę masowe ilości zboża do państw trzeciego świata aby
ratować ich przed głodem. Polska mogła stać się intratnym przewoźnikiem tych
towarów przez swój terytorium. Niestety państwowe przedsiębiorstwa zainterweniowały
i skupowały zboże ukraińskie na rynek polski. Spowodowało to słuszny protest
polskich farmerów i to z kolei doprowadziło do odruchowego bojkotu ukraińskiego
zboża na terenie Polski. Ostre wymiany dyplomatyczne między Polską i Ukrainą,
deklaracje premiera Morawieckiego o zaprzestaniu dalszych dostaw broni do
walczącej Ukrainy i brak przywitania między głowami obu państw na konferencji w
nowojorskim gmachu ONZ, a później w Polsce, stało się symptomem patologicznej degradacji obecnej
dyplomacji polskiej. Rzekomy przyjaciel Zelenskiego, Andrzej Duda, porównał
prezydenta walczącej Ukrainy do „tonącego człowieka chwytającego się brzytwy”.
Moskwa te wypowiedzi interpretuje po swojemu. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow,
komentując wywiad Morawieckiego, wyraził przekonanie, że „rozłam między Kijowem
Warszawą i innymi europejskimi stolicami będzie się pogłębiał z czasem”. W
każdym razie te słowa hańbią wizerunek polski w oczach Ukrainy, w oczach
Zachodu i w oczach własnego społeczeństwa.
Do najważniejszych celów polityki Putina, poza ujarzmieniem
Ukrainy, jest rozbicie Unii Europejskiej, podważenie systemów demokratycznych w
zachodniej Europie, konflikt stały między Polską a Niemcami, tryumf Trump’a w
następnych wyborach amerykańskich, i przywrócenie dominacji rosyjskiej nad ich
zachodnimi sąsiadami. Ale dlaczego obecny rząd Polski wyznacza sobie podobne
cele? I czy robi to w naiwności, czy celowo?
Wiktor Moszczyński
Wiktor Moszczyński