Wednesday 19 February 2020

Boris “Jarosław” Johnson












Brytyjscy komentatorzy polityczni są zaszokowani kierunkiem polityki który w ostatnich tygodniach wyznaczył premier Boris Johnson. Wielu z nas, łącznie z niżej podpisanym, spodziewało się że po swoim druzgocącym zwycięstwie wyborczym, mając już w ręku wystarczające atuty władzy aby pokierować parlamentem, Johnson postara zjednać sobie skłócone społeczeństwo tak politycznie wyczerpane po Brexicie, dobierze sobie bardziej utalentowany i umiarkowany gabinet i znajdzie kompromisowe wyjście w negocjacjach handlowych z Unią Europejską. Tym czasem nasz szalony premier ze swoim wszechwładnym “Rasputinkiem w dżinsach”, Dominic’iem Cummings, zagalopował się w zupełnie innym kierunku. A kierunek jego jest podobny do modelu pana Trumpa a jeszcze bardziej do korporacyjnego modelu demokracji większościowej czyli, jednym słowem, “wschodniej”. Bo w tej chwili wiatry wiejące nad Europą wieją ze wschodu, z Rosji, Turcji, Węgier, Polski, a nawet ze wschodnich landów niemieckich.
Głownym widocznym elementem tej polityki jest centralizacja władzy. W wypadku przykładu polskiego ten kierunek jest skutkiem potrzeby dla obecnej drużyny rządzącej zniszczenia starego porządku w którym liberalizm, gospodarka wolnorynkowa i post-komunizm kojarzone są jako jedno wspólne korumpujące zło. W imieniu tek krucjaty gotowi są podeptać wszystko co stoi im w drodze: a więc niezależne media, niezależne sądownictwo, konstytucję opartą na trójpodziale władzy, komisję wenecką, biurokratów brukselskich, a jeżeli trzeba będzie, to nawet i niezależny Senat. W swoim konflikcie z Unią Europejską obecny rząd polski posuwa się tak daleko jak może aby zadowolić potrzeby swojego konfliktu z Sądem Najwyższym, wiedząc że w tej chwili unijne instytucje są osłabione Brexitem i Trumpem. Po za swoimi animozjami personalnymi i mściwą walką z liberalizmem, Jarosław Kaczyński posiada dość romantyczną interpretacją tym czym jego Polska była i czym być powinna: konserwatywna, prawa, pobożna, bezpieczna i suwerenna.
Jest tu kontrast z Johnsonem które stąpa do tętna tego samego tarabanu co Kaczyński, posiadając również tą samą mściwość wobec swoich wrogów, tę samą chęć zcentralizowania swojej władzy i ten sam narodowy romantyzm. Z tym że wartości Johnsona obejmują prawo, bezpieczeństwo i suwerenność, ale już bez tego konserwatyzmu społeczengo i bez tej pobożności. Lubuje się też, w odróżnieniu do Kaczyńskiego, wszelkimi atrybutami władzy i splendoru; kieruje się przed wszystkiem własną ambicją. Johnson jest narcyzem; Kaczyński na odwrót ascetą. Ale wojny podjazdowe Johnsona i Kaczyńskiego są rzeczywiście podobne.
Johnson i Cummings chcą wyraźnie osłabić wpływy i monopol BBC, przez stałe ataki w mediach i podważenie jej głównego źródła dochodu, w formie licencji, którą musi płacić corocznie każdy mieszkaniec posiadający telewizję. Dotychczas unikanie płacenia tej licencji było przestępstwem, nawet kryminalnym, grożącym poważną grzywną, a nawet więzieniem. Obecnie rząd Johnsona zapowiada że posiadanie licencji stanie się sprawą dobrowolną a emeryci powyżej 75 lat będą dalej mieć prawo bezpłatnego dostępu do programów BBC, z tym że tą ulgę nie będzie już pokrywał rząd, tak jak było w latach poprzednich. BBC zapowiada że w takim wypadku będzie zmuszony utrzymywać się z ogłoszeń, zamknąć wiele stacji radiowych, a szczególnie lokalnych, i zmniejszyć zasięg a nawet zamknąć niektóre kanały telewizyjne. BBC zawsze było krytykowane przez wszystkie partie polityczne co świadczyło o obiektywizmie i wysokim poziomie ich programów i dziennikarstwa. Było szanowane przez szerokie masy słuchaczy na całym świecie a zarazem obiektem nienawiści i strachu wśród rządów mających zapędy do korupcji czy dyktatury. Z redaktorami BBC Johnson ma swoje porachunki osobiste oskarżając ich o elitaryzm i polityczną stronniczość. Z drugiej strony daleko tu jeszcze do brytyjskiej wersji prorządowego TVP, o czym Johnson mógł by tylko pomarzyć.
W tym samym celu kancelaria premiera, a właściwie pan Cummings osobiście, po raz pierwszy podważyła dotychczasowe jednolite traktowanie lobby dziennikarskiego które działa na zasadzie że ma dostęp do wszystkich wypowiedzi premiera i ministrów, ale bez możliwości cytowania ich słów. Teraz Cummings wbił tu klin gdy po chamsku kazał wyprosić nie tylko dziennikarzy z pism opozycyjnych, a nawet obiektywną reprezentację Agencji Reutera.
Cummins wypowiedział dość publicznie wojnę przeciw wyższym sferom urzędników państwowych (tzw. senior civil servants). To była przewodnia grupa stojąca na straży państwowości i niepisanej konstytucji brytyjskiej. Osoby te były partyjnie neutralne i stały na czele poszczególnych departamentów rządowych lojalnych indywidualnym ministrom. Swoją współpracą zapewniali również spójność w polityce rządu jako całość. Poza tym każdy minister miał też swoich politycznych doradców. Cummings wywrócił wszystko do góry nogami. Wszyscy ci urzędnicy, bezpartyjni i partyjni, podlegają teraz bezpośrednio Cummings’owi i mogą być przez niego zwolnieni mimo że to jest normalnie przywilej wyłącznie premiera. Cummings wciąż monitoruje na co dzień ich zachowanie, zwalnia na własne widzimisię (nie dawno temu urzędniczkę ministerstwa skarbu kazał wyprowadzić z budynku pod uzbrojoną strażą) i zapowiada że sam będzie wprowadzał nowych urzędników “dziwaków” bez tradycyjnego szkolenia.
Podważył również w ten sposób niezależność ministersta skarbu, odpowiedzialnego od dwóch wieków za politykę fiskalną i gospodarkę państwa, przez zwolnienie wszystkich partyjnych doradców za jednym zamachem i zmuszając w ten sposób rezygnację niezależnego ministra finansów Sajid Javid, zastępując go politycznym pionkiem.
Johnson i Cummings obecnie planują ukrócić nezależność brytyjskich sędziów. Tą niezależność od władzy wykonawczej ustanowiono od roku 1641. Johnson nie darował sądom brytyjskim za szereg decyzji natury politycznej w czasie dramatycznych trzech lat konfliktu o Brexit. To sędziowie zmusili rząd Theresy May do konsultowania parlamentu w sprawie postępujących negocjacji o Brexicie. Sędziowie również orzekli w zeszłym roku że premier Johnson nie miał prawa zawiesić parlamentu. Johnson chce zmienić prawo tak aby rząd, a szczególnie prokuratura, mógł być konsultowany w sprawie mianowania nowych sędziów a zarazem ograniczyć prawo sędziów do kwestionowania decyzji politycznych poprzez przegląd sędziowski (“judicial review”). W zeszłym tygodniu Johnson powołał posłankę Suella Braverman na funkcję szefa prokuratory, głównie z powodu jej przeszłej mocnej krytyki zachowania sędziów którzy “chronicznie i stale naruszają sprawy polityczne”. Pani Braverman krytykuje również częsty dostęp do sądu osób którzy chcą zakwestionować decyzje urzędów panstwowych. Nie dziwiłbym się gdyby w bliskiej przyszłości nastąpiło jej spotkanie robocze z jej polskim sobowtórem Zbigniewem Ziobro.
Konsolidacja polityczna brnie dalej. Rząd ogranicza na przykład prawo strajku dla związków kolejarzy. Julian’a Smith, zdolnego ministra do spraw Północnej Irlandii, zwolnił bo Smith niespodziewanie uzyskał wsparcie wszystkich stronnictw w tej tak zpolaryzowanej prowincji i na tej podstawie doszukiwał bardziej umiarkowanego rozwiązania gospodarczego dla tej prowincji po Brexicie. Johnson brutalnie odrzuca nowe naciski ze strony rządu Szkocji gdzie rosnąca ilość mieszkańców domaga się prawa nowego referendum secesyjnego na skutek Brexitu.
Tak jak ich polski odpowiednik Johnson i jego doradca wiedzą wszystko najlepiej. Wiedzą że aby utrzymać spójność instytucji rządowych w czasie trudnych nadchodzących równoległych negocjacji handlowych z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi nie ma miejsca na jakiś kompromis z innymi czynnikami nad którymi poprzednie rządy nie mały kontroli. Co może opanować to opanowuje, a co leży poze bezpośrednim zasięgiem jego władzy, jak np. opozycja w parlamencie, konfederacja brytyjskich przedsiębiorstw, związki zawodowe, niezależne inicjatywy społeczne, czy samorządy terenowe i miejskie, będzie opluwał, obsypywał drwinami i pogróżkami, i ostatecznie ignorował. Przekonany o swojej własnej nieomyślności, naćpany hucpą i pewny swojego dobrego szczęścia, Johnson wybiera drogę najbardziej jaskrawego odejścia od norm i praktyk unijnych aby zapewnić sobie tę perfecyjną suwerenność, niezależnie od tego jakie będą koszta społeczne, gospodarcze czy polityczne w tym kraju.
Jako dobry hazardzista stawia znów wszystko na jedną kartę i knebluje usta tych co wzywają go do umiaru. Na razie wygrywa, i z nikim nie musi dzielić swojego triumfu. Ale jeżeli te koszta okażą się za wysokie, z nikim równięż nie będzie mógł podzielić odpowiedzialność za klęskę.


Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 21 luty 2020

Monday 3 February 2020

Chimeryczna Groźba Polexitu



W czasie swojej wizyty w Londynie, wicemarszałek Sejmu, Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka opozycji na prezydenta Polski, ostrzegała że ostatnie proponowane ustawy “reformujące” sądownictwo i pogardliwe wypowiedzi polityków rządowych na temat Unii Europejskiej, mogą doprowadzić ostatecznie do Polexitu, czyli do dobrowolnego, lub nie dobrowolnego, wyjścia Polski z Unii Europejskiej. W swoim Twitterze wysłanym z Londynu opublikowała swoje zdjęcie z otwartą zewnętrzną stroną tygodnika “Cooltura” z napisem “Brexit” na gwiezdnym eurobłękitnym tle i dodała znaczący komentarz “Czytam, co mógłby zgotować nam niedługo @AndrzejDuda. Dopilnuję, żeby się to nie wydarzyło.”
Do tego tematu wracała parokrotnie w piątkowych spotkaniach z prasą a potem z polskim społeczeństwem w Sali Malinowej POSKu. Nawiązała do brytyjskiego wyjścia, które oficjalnie rozpoczęło sie właśnie tego dnia, czyli 31 stycznia o 11ej wieczorem czasu brytyjskiego, i przypomniała słuchaczom że Brexit nastąpił na wskutek wewnętrznych intryg i walki o władzę w szeregach partii rządzącej w Wielkiej Brytanii. Ostrzegała że podobnie może wypaść w Polsce w wyniku intryg i walki o władze polskiej partii rządzącej. “To jest bardzo niebezpieczne dla Polski.…. Kiedyś przekroczymy tą cienką czerwoną linię i ona odgrodzi nas na stałe od UE i zostaniemy poza jej nawiasem”.
Rządowa TVP podaje w swoim portalu nagłówek “W Londynie Kidawa-Błońska straszy polexitem”. Komentatorzy prorządowi twierdzą że przyszła kandydatka na funkcję Prezydenta tylko politykuje i przesadza. Przypominają że w swych deklaracjach Prawo i Sprawiedliwość jest jak najbardziej prounijna a szczególnie to podkreśla w okresach kampanii wyborczych w roku 2015 czy 2019. Przedstawiają obecnego premiera Mateusza Morawieckiego jako wzorowego Europejczyka mówiącego o Polsce jako “bijącym sercem Europy”.
Niestety gdy dochodzi do konkretów to na każdym kroku obecny rząd wykazuje pogląd sprzeczny z głównym nurtem obecnej opinii europejskiej i obecnego prawodawstwa unijnego. Miał konflikt z dyrektywą unijną w sprawie wyciniania lasów w Białowieży, w podejściu do zmian klimatycznych, w nastawieniu wobec fal imigrantów z Bliskiego Wschodu, których kiedyś sam prezes Kaczyński oskarżał na wiecu wyborczym o noszeniu “różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne”. Premier Beata Szydło kazała usunąć wszelkie flagi unijne ze sal swojej kancelarii, a głośna komentatorka sejmowa PiSu, Krystyna Pawłowicz, obecnie już sędzia, domagała się usunięcia flagi unijnej (“tej szmaty”) ze Sejmu. PiS rozważał nawet współpracę w Parlamencie Europejskim z grupą neofaszystowskich eurosceptyków.
Rzeczywiście więc tu Pani Kidawa Błońska ma rację. Obecne zagrania rządu w sprawie zmian w sądownictwie są wyjątkowo bezkompromisowe i prowokacyjne wobec Unii, jak by opinia Komisji Europejskiej i mediów zachodnich już się nie liczyła. Nieco wcześniej Komisja Europejska zmuszona została do zgłoszenia rządu polskiego do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie ingerowania rządu do mianowania sędziów i do narzuconego obniżenia ich wieku emerytalnego. Chodziło tu o łamaniu demokratycznej zasady trójpodziału konstytucyjnego w którym funkcje prawodawcze, wykonawcze i sądownicze są od siebie oddzielone i powierzone niezależnym od siebie ciałom. Wówczas rząd Polski ugiął się.
Obecnie sprawa idzie głębiej. Ministerstwo Sprawiedliwości wprowadziło tzw ustawę “kagańcową” m.inn. o uruchomieniu Izby Dyscyplinarnej do ukarania czy usunięcia sędziów Sądu Najwyższego, którzy powołybywali się na regulaminy unijne gdy są w konflicie z prawem polskim. Sąd Najwyższy tego nie uznaje. Minister i zarazem prokurator generalny Zbigniew Ziobro wniósł do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zdelegalizowanie prawa europejskiego które zezwalało polskim sądom do zadania pytań do Trybunału Sprawiedliwości UE. Ten zakaz jest bezpośrednim wyzwaniem wobec instytucji Unii Europejskiej.
Jak dotychczas Polacy kochają Unię Europejską. W każdym sondażu poparcie członkostwa Unii jest wyższe w Polsce niż w jakimkolwiek innym państwie członkowskim. 30 stycznia br., dla przykładu, ogólnopolski sondaż telefoniczny “Faktów” TVN na pytanie “czy Pana zdaniem Polska powinna opuścić UE/pozostać w UE?” wykazał że aż 89% badanych opowiada się za pozostaniem państwa w Unii. Jedynie 6% uważa że polexit jest dobrym rozwiązaniem. Świadomy popularności członkostwa Unii i korzyści materialnych z tego płynących, Jarosław Kaczyński przestrzegał przynajmniej powierzchowną poprawność wobec członkostwa Unii Europejskiej.
Ale ambitny minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, który robi się co raz odważniejszy od czasu gdy zdobył jeszcze więcej mandatów poselskich dla swojej frakcji Solidarna Polska w koalicji Zjednoczonej Prawicy, już przechodzi przez wszelkie granice aby pchać swoją frakcję, swoją partię, a ostatecznie całe państwo polskie, w kierunku możliwej secesji od Unii. Spotkałem pana Ziobrę w Ambasadzie w roku 2005 czy 2006 gdy, nawiedzony walką z post-komunizmem, a właściwie z liberalizmem, uzasadniał w najbardziej arogancki sposób, dlaczego wówczas premier Kaczyński ma rację tworząc wspólną koalicję z moralnie skompromitowanym (w moich oczach) watażką Andrzejem Lepperem, a nie ze skompromitowanym (w jego oczach) Donaldem Tuskiem i Platformą Obywatelską. Cała jego późniejsza kariera jako minister sprawiedliwóści i prokurator generalny preżarta była wyjątkową osobistą mściwością wobec prawdziwych i domniemanych wrogów i uzależnieniem swoich inicjatyw prawnych od prywaty politycznej.
Mimo międzynarodowych protestów sędziów z całego świata maszerujących ulicami Warszawy Ziobro nie ugina się. Dalej wprowadza swoją tzw. ustawę kagańcową. Zdeterminowany Ziobro kieruje się swoją źle pojętą dumą narodową i swoją zadeklarowaną misją walki z niemal mityczną już post-komuną, mimo że, z jednym wyjątkiem, żaden z obecnych sędziów nie pełnił takiej funkcji w PRLu. To w gronie prokuratrów i sędziów wyznaczonych przez Ziobrę są byli PZPRowcy. Oczywiście system sądownictwa potrzebował reform ale raczej w administrowaniu, a mniej w personelu sędziowskim. Lecz pod hasłem walki z “anarchizacją prawodawstwa w Polsce” Ziobro sam wprowadza anarchizację w konflikcie między prawem unijnym a polskim. A siła przebicia tego zapalonego ministra jest tak mocna w obecnej aparaturze rządowej że podlegają temu zarówno kancelaria prezydenta i Sejm który przyjął jego ustawę nawet po odrzuceniu jej przez Senat. Prezes Kaczyński na razie dał mu zielone światło. To Ministerstwo Sprawiedliwości, a nie MSZ, kieruje teraz polityką europejską państwa, niezależnie od jakichkolwiek wynikających z tego konsekwencji dla Polski.
A konsekwencje mogą być poważne. Partia PiS operuje obecnie w Europie na bocznym torze. Nie posiada wpływowych sojuszników ani w Parlamencie Europejskim, ani w Komisji Europejskiej, ani w Radzie Ministrów. Jeszcze udało się ostatnio Polsce zdobyć 100 miliardów złotych z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji na przestawienie polityki energetycznej z uzależnienia od węgla na korzyść rozwoju przzemysłów bardziej ekologicznych. Ale ważną częścią nadchodzących miesięcy będzie walka o zachowanie polskiego przydziału 7-letniego budżetu unijnego. Ostatnio przyznano Polsce 64,4 miliardów euro co oznacza już 23% cięcia w porównaniu z poprzednim unijnym budżetem. Ale w wyniku konfliktu o ustawie kagańcowej mogą być wprowadzone unijne sankcje w formie zamrożenia części tego budżetu dla Polski, jak i funduszów na tranformację ekologiczną. Będzie to miało poważny i ujemny efekt na całą gospodarkę polską, a szczególnie na polskie rolnictwo i na rejony o niskim dochodzie gospodarczym, które dotychczas korzystały z unijnych funduszów rejonowych. W międzyczasie grozi sytuacja gdzie sądy innych państw unijnych mogą nie uznawać decyzje sądów polskich. Będą nawet głosy w Komisji i w Parlamencie Europejskim proponujące zawieszenie Polski jako członka Unii. Na pewno skutki tej polityki omawiano w czasie wizyty w Polsce prezydenta Macrona.
Sondaże wskazują jak bardzo igra ze swoją popularnością partia rządząca aby zadowolić swoją misję walki z post-komuną. Chyba na długą metę Kaczyński czy Morawiecki nie będą chcieli dopuścić do takiej katastrofy aby sprowokować Unię do wydalenia Polski. To już nie byłby “polexit” ale coś jeszcze gorszego, tzw. wulgarnie “wypierpol”. Ale na krótką metę nie chcą powstrzymywać ambitnego ministra-prokuratora, bo konflikt o sądy da ich kandydatowi na prezydenta szansę zagrania roli obrońcy suwerenności Polski. I dlatego prezydent Duda ostatnio groził “Jestem prezydentem RP. Nie będą nam tutaj w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce i jak mają być prowadzone polskie sprawy”. Te słowa potępiono powszechnie w Europie ale wielu Polakom podobały się.
Liderzy PiSu liczą na to że nawet jeżeli Unia zagrozi sankcjami to elektorat nie odczuje tego bólu przed majowymi wyborami. Ale myślę że obawy Małgoraty Kidawy-Błońskiej są słuszne. Brexit powstał gdy, według premiera Camerona, referendum wywołało “dotychczas nieznane demony” które nie był w stanie powstrzymać. Polexit mógłby powstać przy obecnym konflikcie z ustawodawstem europejskim bo może wywołać podobne demony w Polsce które nawet Kaczyński nie będzie w stanie powstrzymać.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 7 luty 2020