Wednesday 31 August 2022

Instytut a Studium

 

                                                     

Ile jest muzeów w Londynie? Według Wikipedii jest ich aż 144. Zalicza się do tej  listy również przynajmniej jedna polska placówka. Chodzi tu o Instytut Polski i Muzeum im gen. Sikorskiego, najczęściej znany po prostu jako Instytut Sikorskiego.

Lecz wśród nowoprzyjezdnych i zwiedzających Polaków w Londynie, mało kto o tej instytucji wie. Instytut znany jest głównie w świecie naukowym, i to z powodu swoich archiwów  wojskowych z okresu Drugiej Wojny Światowej. W okresie przed pandemią, przeszło 350 badaczy historycznych, Polaków, Brytyjczyków i innych, przybywało tu rocznie aby czerpać informacje z archiwów pod czujną opieką głównego archiwisty, dr Andrzeja Suchcica. Jest też bogata sekcja filmów która znajduje się już obecnie pod ochroną British Film Institute, ale jest poważnym źródłem dochodów dla Instytutu z powodu udostępnienia praw filmowych. Instytut jest również częstym miejscem pielgrzymki nie tylko dla historyków, lub członków rodzin wojskowych szukających informacji o swoich krewnych czy przodkach, ale również dla polskich dygnitarzy odwiedzających Wielką Brytanię. Przy okazji oprowadza się ich również po muzeum, które jest często dla nich rewelacją. Pamiętam jeszcze pierwszy przyjazd Lecha Wałęsy do Londynu w grudniu 1989, kiedy odwiedzanie muzeum i pozowanie na zdjęciu przy posągu misia Wojtka, było konieczną dla niego atrakcją przed spotkaniem się z panią premier Thatcher.

Muzeum i archiwa mieszczą się w pięknym zabytkowym gmachu, w zamożnej dzielnicy Kensington, wśród ambasad i instytutów naukowych, a naprzeciw rozległego Hyde Parku. Sam budynek zakupiony został w roku 1947 przez nowo utworzoną organizację charytatywną pod patronatem prezydenta Raczkiewicza, aby zachować wszelką dokumentację i pamiątki z walki Polaków na Zachodzie, i uniemożliwić przekazanie tych skarbów władzom komunistycznym w Polsce. Ta chęć zachowania wszelkich archiw i zabytków na terenie Wielkiej Brytanii pozostaje nadrzędnym celem obecnego zarządu powierników Instytutu do dziś.

Choć muzeum jest dostępny dla wszystkich i wstęp jest darmowy, zwiedzać go można jednak tylko na dwie godziny popołudniowe, od wtorku do piątku, i jeszcze w ciągu dnia w pierwszą (ale tylko pierwszą} sobotę każdego miesiąca. W tych ograniczonych godzinach dostępu proponuje się zadzwonić z góry i upewnić się że kurator czy jeden z oddanych wolontariuszy będzie mógł oprowadzić po wystawie. Wyobrażam że wynika to z powodów ostrożności i bezpieczeństwa, i nie krytykuje tego. Lecz nie daje to zachęcającego poczucia dostępności dla nieśmiałego przypadkowego gościa z ulicy.

Natomiast, jest co zobaczyć. Mundury generała Sikorskiego i jego córki w czasie katastrofy w Gibraltarze; sztandar polski który zawisł nad zdobytym klasztorem na Monte Cassino; obrazy Wojciecha Kossaka i szkice z frontu Mariana Walentynowicza; urny z ziemi słynnych bitew we Włoszech; szczątki zestrzelonego samolotu niemieckiego; historyczne zbroje; portrety królów; modele okrętów wojennych; niezliczone mundury, medale, monety, dyplomy; a pod sufitem każdej sali sztandary, sztandary i sztandary. Można dać się sfotografować siedząc przy biurku generała Sikorskiego czy generała Andersa. Zaskakująca jest duża gablota wynalazków, jak peryskop dla czołgów, czy „odkurzacz” anty-minowy, świadczący o zdolności do improwizacji polskich inżynierów wojskowych. Ofiarowany jest dostęp do zdjęć i filmów z czasów wojny i emigracji powojennej. Ekspozycje i wystawy znajdują sie na trzech kolejnych piętrach, dostępne tylko schodami, i dają poczucie bogatej, lecz nie unowocześnionej, kolekcji zabytków. Z punktu widzenia narracyjnego wydaje mi się że mogłyby sale być ustawione bardziej w kolejności historycznej, bo mimo pięknych zabytków przedrozbiorowych, szczególnie z lat napoleońskich, eksponaty leżą wmieszane z przedmiotami bardziej nowoczesnymi.  Jest tu mało okazji do prezentacji multimedialnej czy interaktywnej, jak dotykowe ekrany czy podcasty na zamówienie guzika. Ciekawym wyjątkiem jest jednak improwizowany system światełek wskazujący linię frontu i główne obiekty walki na wzgórzach Monte Cassino. Oby więcej tego, i śmielej.

Instytut obecnie posiada już bardziej nowoczesną i dostępną stronę internetową. Szczególnie cenna jest strona podająca instytucje, brytyjskie i inne, gdzie można uzyskać wstępne źródła informacji o swoich najbliższych czy o przodkach. Ale brakuje na przykład dostępu wirtualnego do bogatszych zabytków muzeum, które normalnie udostępniają nowocześniejsze londyńskie muzea dla osób zamieszkałych z dala od Londynu, czy dla szkół. Mam nadzieję że, przy ostatniej kwietniowej zmianie dyrekcji, i powołaniu nowych powierników, Instytut będzie mógł skoncentrować się nad unowocześnieniem swoich ekspozycji i otworzy wreszcie drzwi szerzej na bardziej dostępną wystawę, której odwiedzenie będzie traktowane jako atrakcyjną jednodniową wycieczkę dla polskich czy angielskich rodzin. Dyrektorzy mówią o braku wolontariuszy. Czy może udałoby się wzmocnić usługę oprowadzania etatami profesjonalnymi?

Myślę też że przy ostatnim przyjęciu nowych powierników władze Instytutu mogłyby wreszcie uniknąć jarzący się od szeregu lat niepotrzebny spór ze swoją siostrzaną siedzibą w Studium Polski Podziemnej na Ealingu. Właśnie czytałem w Tygodniu Polskim szczegóły przemówienia p. Eugenii Maresch, przewodniczącej komitetu Studium, w której wyrażała obawy wynikające z „rozbieżnej decyzji” Rady Studium w roku 1988, aby wykonać amalgamacji Studium z Instytutem Sikorskiego.

Studium specjalizuje sie w archiwach dotyczących przede wszystkim całokształtu polskiego państwa podziemnego pod niemiecką i sowiecką okupacją. Tworzy osobną kolekcję archiw oficjalnych i personalnych, równoległych w czasie, lecz niezależnych, wobec kolekcji w Instytucie. Po amalgamacji, budynek Studium wraz z archiwami stał się prawnie własnością i odpowiedzialnością Instytutu. Poprzednia rada powierników Studium stała się już tylko komitetem z ograniczoną władzą i bez statusu prawnego. Mimo tego Studium zatrudnia zawodowego archiwistę i wydaje własne publikacje, a Instytut pokrywa tylko koszty utrzymania domu. Pod energicznym kierownictwem śp. Krzysztofa Stolińskiego, oraz pani Eugenii, Studium rozwijał się dynamicznie, przy wspólpracy kilkunastu wolontariuszy o różnym wieku i doświadczeniu. W roku 2008 Studium wprowadziło, jeszcze przed Instytutem, modernizację archiwów, używając najnowszej technologii, tzw. digitilizacji. System ten jest kosztowny ale ułatwia dostęp dla badaczy i ratuje cenne informacje leżące dotychczas w swoich oryginalnych kruszących się papierowych zapiskach.

Studium chce się teraz przerzucić na działalność informacyjną i edukacyjną dla szerszego społeczeństwa, a szczególnie dla polskiej młodzieży i dla polskich szkół sobotnich. Organizuje seminaria i konferencje naukowe. Według obecnych członków Komitetu Studium, zarząd Instytutu nie zawsze doceniał tamte inicjatywy i nie pomagał w ich dofinansowaniu. Nastąpiły animozje. Powiedziano mi że jeden z dyrektorów Instytutu nawet chwalił się tym że „nigdy moja noga nie stanie w budynku Studium”, a dyrekcja Instytutu regularnie przez szereg lat nie odpisywała na listy.

Od paru lat Studium starał się przystąpić, poprzez krajowe Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, do programu „Wspieranie Archiwów, Bibliotek i Muzeów poza Krajem”. Chciał złożyć oddzielne podanie o dotację przeszło £200tys. do Ministerstwa. Niestety Instytut wówczas to zablokował. Wobec tego, komitet Studium zaproponował w zeszłym roku ponowną separację obu instytucji, łącznie nawet z podziałem majątku. Z początku nie było reakcji, ale po kilku miesiącach doszło do spotkania w której Instytut odrzucił pełną seperację. Studium przedstawił wtedy bardziej kompromisowe rozwiązanie, oparte na odzyskaniu osobowości prawnej dla Studium w ramach nowej konstytucji Instytutu, coś na zasadzie „jedno państwo, dwa systemy”. W międzyczasie Studium zarejestrował oddzielną organizację charytatywną,  aby być w stanie przyjmowania dotacji od innych organizacji charytatywnych.

W odpowiedzi Instytut przedstawił listę sześciu swoich własnych nominantów do objęcia kontroli nad Komitetem Studium, a zostawiając Studium tylko jednego własnego przedstawiciela w osobie pani Eugenii Maresch. Członkowie Komitetu Studium zaalarmowani zostali tą propozycją, i trwa obecnie okres wielkiego napięcia.

Myślę że ten spór jest nie tylko szkodliwy, ale iniepotrzebny. Wyczuwam że Instytut, który chwali się swoją niezależnością wobec władz krajowych, ma obawy że dotacja z Polski dla Studium mogłaby doprowadzić do ewentualnego uzależnienia własności zbiorów od instytucji poza brytyjskiej.  Jednak  nowi dyrektorzy Instytutu z którymi byłem w kontakcie doceniają dwutorową odrębność działania obu instytucji, która dobrze służy ich strukturze i powołaniu. Wyrażają chęć aby ostateczna umowa wyszła na korzyść obydwu instytucjom. Instytut Sikorskiego winien koncentrować się nad unowocześnieniem swojego muzeum i swoich własnych archiwów. A Studium powinien uzyskać ponownie osobowość prawną i możliwość dalszego dotlenienia swojego profesjonalnego systemu archiwizacji, i do rozwinięcia ambitnego programu informacyjnego i edukacyjnego. Obydwie instytucje są dla nas, i dla przyszłych pokoleń, za bardzo cenne, aby miały się miotać obecnie w niepotrzebnym konflikcie. 

 Wiktor Moszczyński     Tydzień Polski                                                    2 wrzesień 2022

 

 



Friday 12 August 2022

Omerta w sprawie Domu Polskiego w Kirkcaldy




 W marcu tego roku powiernicy Bennochy Community Hub SCIO (Kirkcaldy Polish Club), złożyli ofertę w wysokości £300,000 na zakup byłego Domu Kombatanta w Kirkcaldy. Organizacja ta wynajmowała dotychczas budynek ale tym razem chciała go wykupić, wiedząc że obecny właściciel chciałby się jego pozbyć i sprzedać na rynku. Poziom oferty jest zgodny z oceną niezależnego szkockiego zakładu mierniczego DM Hall Ltd, która ostatnio przeprowadziła przegląd wartości tego komercyjnego budynku.

Właścicielem obecnym budynku jest PCA Ltd, która była kiedyś gospodarczym ramieniem starego Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii, dopóki SPK WB nie zostało rozwiązane w roku 2012. Obecnie spełnia tą samą rolę dla Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii Trust Fund, zwanej potocznie w polskim świecie jako Fundacja SPK. Czołowi powiernicy i dyrektorzy obu instytucji są te same osoby które były poprzednio członkami zarządu SPK WB w czasie jej dość kontrowersyjnego rozwiązania w roku 2012.  

Oferta ma tą zasługę że, po pierwsze, prawnie pozostawia budynek w rękach doświadczonych osób które zatwierdzają jej obecny charakter komercyjny i społeczny, zgodny z wymogiem lokalnych władz; po drugie, finansowo jest korzystna bo odpowiada ocenom firmy mierniczej; a po trzecie, zapewnia ciągły poważny historyczny polski element w zarządzaniu tej posiadłości, tym samym gwarantując odpowiednie uszanowanie dla najbardziej historycznie cennego obiektu przy tym  budynku, a mianowicie pomnika katyńskiego. Pomnik stoi na ziemi poświęconej która została przeniesiona szereg lat temu z terenu cmentarza w Katyniu przez lokalny zarząd Koła SPK



Właściwie, oferta Bennochy Community Hub wynika z unikalnego zestawienia czynników, którą nie mogłaby zaoferować jakakolwiek inna organizacja komercyjna czy społeczna w przyszłości, nawet gdyby składała bardziej hojną ofertę niż obecna. Przy tej ofercie, nie trzeba będzie uzyskiwać zmian w „planning permission”, i nie trzeba będzie tłumaczyć polskiemu społeczeństwu i polskim władzom dlaczego rezygnuje się z polskiego charakteru tak rzadkiego cennego ośrodka w Szkocji. W ten sposób gwarantuje się utrzymania tamtejszej polskiej szkoły sobotniej i drużyny harcerskiej i nie trzeba będzie nic zmieniać przy budynku czy w ogrodzie. Oferta ta zapewnia też przetrwanie obiektów sportowych i rekreacyjnych oraz możliwość organizowania odpowiednich zajęć rekreacyjnych i kulturalnych dla lokalnego społeczeństwa. Co roku, przy pomocy lokalnej młodzieży klub spiera uroczystość pamięci dla żołnierzy Cichociemnych przy niedalekim ich pomniku w miasteczku Leven. Pozostanie też dotychczasowa pomoc opieki społecznej dla potrzebującym z powodu wieku, trudności finansowych, złego stanu zdrowia, czy niepełnosprawności. Najważniejsze że nie trzeba będzie się martwić logistyką i administracyjną złożonością przeniesienia historycznego pomnika i przylegającej ziemi, na inny teren.

Bennochy Community Hub jest charytatywną organizacją szkocką (charity number SCO 49737) składającą się zarówno z Polaków i lokalnych Szkotów. Powstała w roku 2018 po ustnej umowie z zarządem PCA Ltd aby w ten sposób zgodnie z prawem przekazać posiadłość z jednej organizacji do drugiej. Przewodniczącym klubu jest geodeta morski, John Hamilton, a zastępcą przewodniczącego jest Renata Łopatowska, kierowniczka klubu i córka zasłużonej lokalnej działaczki ruchu kombatanckiego. Organizacja uzyskała poważną dotację od Scottish Land Fund aby pomóc przy zakupie tego obiektu. Współ kierownictwo nowego ośrodka w Kirkcaldy pozostanie w rękach doświadczonych i sprawdzonych polskich działaczy społecznych wychowanych w patriotycznej tradycji powojennych emigracyjnych polskich organizacji kombatanckich.

Pod obecnym kierownictwem Polski Klub pozostał miejscem, w którym mieszają się dwie kultury: polska i szkocka. Jest ideowym spadkobiercą Koła nr 50 im. gen. S.Maczka założonym jeszcze w roku 1947. W budynku kombatanci 2nd Battalion The Parachute Regiment - Fife Branch organizują swoje spotkania, wspólnie z Polakami świętują Remembrance Sunday i Święto Niepodległości, oraz inne ważne daty wspólnej historii. Znajdują się tu również organizacje jak Kirkcaldy Acoustic Music, klub wędkarzy i drużyny sportowe które służą wszystkim narodowościom. .

Wydawałoby się że trudno o bardziej pozytywną ofertę o zakup tej zasłużonej polskiej placówki. Jest to sprawa również zupełnie praktyczna, bo przy takiej sprzedaży zarówno komercyjne interesy PCA Ltd, jak i tradycyjne wartości społeczne i narodowe Fundacji Stowarzyszenia Polskich Kombatantów byłyby jednoznacznie zabezpieczone. 

Niestety, PCA Ltd nie spieszy się ze sprzedażą budynku. Prezes Hamilton na czerwcowym spotkaniu z całym zarządem powierników PCA Ltd, ponownie nie uzyskał żadnej odpowiedzi. PCA Ltd nie raczyła pisemnie odmówić kupna. Mimo braku innych ofert komercyjnych, nie odpowiadała zupełnie na prośby pana Hamiltona i na apele od szkockiego ministra Środowiska i Reformy Rolnej, pani Mairi Mcallan, aby utrzymać przez tą sprzedaż polski i społeczny charakter budynku. To tak, jakby oferta, i ludzie którzy ją składają, nie istniały. Cisza.

Po rozmowie z konsulatem w Edynburgu, z którym ośrodek utrzymywał dobrą współpracę, pan Hamilton i pani Łopatowska apelowali w desperacji do Prezydenta Dudy o pomoc, aby jego Kancelaria mogła przekonać SPK do sprzedaży im domu i do kontynuowania obecnej roli wychowawczej i towarzyskiej tej placówki. Niestety nie było nawet potwierdzenia odbioru listu od Kancelarii Prezydenta. Też cisza.

Pisali również do Ministra Obrony, ale znów nie było odpowiedzi. Pisali jeszcze do ministra Dziedziczaka, odpowiedzialnego za współpracę z polonią. Dalej cisza. Czy to jakaś omerta?

W końcu odwiedził ich nowy Ambasador RP Piotr Wilczek i zgodził się jeszcze sprawę omówić z władzami PCA Ltd.

Tymczasem, w zeszłym tygodniu, rzecznik PCA Ltd uchylił wreszcie rąbek tajemniczego milczenia. Osoba ta oświadczyła że Fundacja stara się o pozwolenie na zmiany planów z komercji na prywatną rezydencję. Okazuje się że jeszcze w ubiegłym roku agencja nieruchomości oceniła wartość domu na £600,000, ale ta ocena oparta była na mylnej informacji że jest to dom mieszkalny. PCA Ltd dobrze wie że gdyby na to zgodził się lokalny Fife Council, to istniejący klub byłby automatycznie uśmiercony, stracilby szkocka dotacje, a pomnik katyński bylby wykopany i przeniesiony gdzie indziej.

Oczywiście Fife Council nie zgodzi się na taką zmianę bo obiekt jest za dobrze znany i ceniony na terenie Szkocji i jest nawet używany przez lokalnych radnych i przez posła jako ich biuro porad. Stąd ta opcja zmiany jest nierealna dla PCA Ltd i niezgodna z misją dziejową siostrzanej Fundacji SPK.

Dlaczego PCA i Fundacja take negatywnie reagują? Jedni argumentują że odnowiony niezależny polski klub w Kirkcaldy byłby komercyjnym rywalem dla nowo utworzonego Klubu SPK w Edynburgu w którego Fundacja władowała wielkie inwestycje. Ale role domów są inne, a geograficznie oddzielone są od siebie szerokim ujściem rzeki Forth.

Nie jest też chyba prawdą że pewni powiernicy Fundacji SPK i PCA Ltd mają jakby osobiste porachunki z obecnym kierownictwem klubu jeszcze z czasu rozwiązania SPK w roku 2012. Trudno uwierzyć aby czymś tak osobistym mogłaby się kierować tak ważna instytucja jak Fundacja SPK.

Parokrotnie w latach ostatnich poszczególni powiernicy Fundacji wyrażali brak zaufania co do patriotyzmu nowoprzybyłych Polaków, posądzając ich o materializm i niechęć do pracy społecznej. Zauważono że przy sprzedaży przeszło 30 Domów Kombatanta przez PCA Ltd w ostatnich latach, ani jeden nie znalazł się w rękach polskiego społeczeństwa, mimo starań polskich organizacji w czasie ówczesnego masowego napływu Polaków. Ważne jest aby powiernicy jednak docenili patriotyzm i ofiarność obecnego i przyszłego pokolenia Polaków w tym kraju, np. przy utrzymywaniu szkół sobotnich w przeszło stu ośrodkach polskich w Wielkej Brytanii, czy przez pomoc wykazaną uchodźcom z Ukrainy. Poza tym organizacja charytatywna jak Bennlochy kierowana jest zgodnie z ostrymi przepisami prawa szkockiego i nie może sprzeniewierzyć majątek prywatnym interesom.

Natomiast ta cisza jest mniej zrozumiała w wypadku czynników państwowych jak Kancelaria Prezydenta czy Ministerstwo Obrony Narodowej. Czy to wynika z jakiegoś poczucia lojalności wobec Fundacji SPK? Wiadomo że Fundacja SPK jest hojna w wsparciu różnych inicjatyw krajowych jak np. Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie, gdzie leży teraz grób prezydenta Kaczorowskiego i jego małżonki. Wspierała inicjatywę ulokowania rzeźby Tadeusza Zielińskiego w atrium w POSKu, i utrzymuje Kościół św Andrzeja Boboli koło Hammersmith w Londynie. Fundacja SPK uzyskuje dotacje na tą działalność od PCA Ltd, zaś, według bilansu ogłoszonego przez Companies House w marcu roku 2021, PCA Ltd posiadało £1,377,776 w rzeczowych aktywach trwałych. Ale ta wzgledna zasobność i hojność charytatywna nie powinne być powodem aby urzędy rządowe miały zapomnieć o losie polskiego społeczeństwa, polskiej kultury, polskiego pomnika i polskich dzieci na ziemi szkockiej. Serce boli na samą myśl że ten unikalny w Szkocji polski ośrodek i pomnik katyński mógł być z takiego powodu zaprzepaszczony.

Obecnie klub polski w Kirkcaldy wyraża nadzieję że, dzięki interwencji Ambasadora, ta zmowa milczenia będzie niebawem przerwana i że nastąpi wreszcie pozytywna decyzja w sprawie sprzedaży tego obiektu zasłużonym powiernikom Bennochy Community Hub SCIO (Kirkcaldy Polish Club).

Wiktor Moszczyński                Tydzień Polski       19 sierpień 2022

 


Monday 1 August 2022

Akolici Brexitu walczą o władzę

 


6 września Zjednoczone Królestwo uzyska nowego premiera, mianowanego przez Królową. Nie uzyska go w wyniku wyborów powszechnych, ale na wniosek ustępującego premiera. Dla Królowej będzie to 15a z kolei osoba pełniąca tą funkcję, poczynając od Churchilla. Natomiast dla Wielkiej Brytanii będzie to osoba narzucona przez ciasny elektorat składający się z zaledwie 140 tysięcu osób, posiadających członkostwo rządzącej konserwatywnej partii politycznej.

Ten osobliwy elektorat konserwatywny tworzy zaledwie 0,3% obecnego elektoratu brytyjskiego. Ponadto wcale nie odzwierciedla ani stanu majątkowego, ani aspiracji pozostałej części społeczeństwa. Na przykład, 58% ma powyżej 50 lat, 80% członków pochodzi z klasy średniej, niemal 70% posiada białą skórę, 64% mieszka w południowej Anglii, 76% głosowało za wyjściem z Wielkiej Brytanii. Tradycyjnie partia konserwatywna tworzyła szeroką pragmatyczną wielkobrytyjską koalicją prawicową, ale obecnie przemieniła się w narodową partią wyłącznie angielską. W normalnym państwie taki elektorat byłby zbyt wąski aby mieć prawo wyznaczenia nowego premiera i tworzenia nowego rządu.

Niestety, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii nie jest obecnie normalnym państwem. Istnieje co prawda „Królestwo”, pod berłem 95-letniej staruszki, ale słowo „Zjednoczone” jest jak najbardziej pod znakiem zapytania. Zagrożone jest nie tylko zjednoczenie Wielkiej Brytanii z Północną Irlandią, ale również między głownymi składnikami samej  rzekomo „Wielkiej” Brytanii, czyli Anglii, Szkocji, a nawet Walii. Te rosnące podziały stały się co raz bardziej realne w wyniku Brexitu, czyli decyzji społeczeństwa w referendum w roku 2016 opuszczenia Unii Europejskiej.

W czasie referendum, kraj był podzielony niemal na równo między tymi którzy chcieli pozostać („Remainers”), a tymi którzy chcieli odejść („Leavers”). Ci ostatni wygrali referendum minimalną przewagą głosów, ale przez przeszło trzy lata trwała walka polityczna nad kształtem Brexitu i ułożeniem przyszłych stosunków z Unią. Ostatecznie, po wykruszeniu innych opcji bardziej umiarkowanych, zwyciężyło rozwiązanie oparte na jak najbardziej jaskrawej interpretacji narodowej suwerenności, kosztem stabilności gospodarczej, politycznej i dyplomatycznej. Partia konserwatywna, pod nowym kierownictwem tryskającego energią Boris Johnsona, pozbyła się pozostałych sympatyków Unii, przejęła hasło Brexitu już jako „dzieło dokonane”, i uwieńczyła to zwycięstwem wyborczym nad słabym przeciwnikiem.

Niby konfliktu na ten temat teraz nie ma. Szef opozycji, Keir Starmer, uważa że decyzja Brexitu jest nieodwracalna przy obecnym pokoleniu, a wszelkie instytucje naukowe, czy przedsiębiorstwa, które oponowały Brexitowi, nie zwalczają tej decyzji, a po prostu starają się do niej dopasować, licząc na to że stosunki z Europą w końcu poprawią się.

Mimo tego, konserwatywna hierarchia rządowa, z Johnsonem na czele, robi wszystko aby konflikt o Brexicie trwał dalej, aby rana wewnętrzna wynikająca z Brexitu nie zagoiła się. Uważają że jeśli dotychczasowy Brexit nie jest wystarczająco doceniony to trzeba będzie go jeszcze bardziej eksploatować i pogłębić. Brexit widziany jest przez nich nie jako status quo, ale jako ideologiczna podstawa do utrzymania się przy władzy, i tym się kierują aby pokonać obecny kryzys w państwie. 

A Wielka Brytania rzeczywiście brnie w wielkim kryzysie gospodarczym. Posiada galopującą inflację, zahamowany wzrost w gospodarce, rozszerzoną rzeszę osób żyjących w granicach ubóstwa, groźby rosnącej ilości strajków, rozkład w służbie zdrowia i opiece społecznej, blokady ruchu na granicach, szalejący wciąż covid i niezałatwioną kwestię uregulowania nielegalnych uchodźców przybywających przez Kanał. Infrastruktura państwa kruszy się z dnia na dzień. Istnieje też rosnąca obawa że postępują katastrofalne zaburzenia klimatyczne. Do tego nadchodzi głębokie zaangażowanie w konflikcie gospodarczym i militarnym z Rosją, rosnące parcie Szkotów do niepodległości i walka z Unią Europejską o przyszłość tzw. Protokołu Północo-Irlandzkiego. Natomiast sama sprawa Brexitu jest obecnie dla społeczeństwa zupełnie obojętna. Konserwatyści zaczęli tracić kontrolę a zarazem poparcie w lokalnych wyborach i sondażach. Po osobistej kompromitacji moralnej Johnsona, poslówie konserwatywni wymusili jego rezygnację i otworzyli pole na wybór jego następcy, który efektowniej ma rozegrać te wyzwania.

Z początku, z szerokiej puli 10 kandydatów, w której wszyscy byli wyznawcami dogłębnego dokończenia dzieła Brexitu, posłowie konserwatywni wyznaczyli dwóch ostatecznych kandydatów, z których pozostali członkowie partii mają ostatecznie wybrać premiera. Były minister finansów Rishi Sunak uzyskał 137 głosów wśród posłów, a minister spraw zagranicznych Liz Truss 113 głosów. Lecz wobec wyżej wymienionych problemów ciasny elektorat członków partii konserwatywnej wymagał od tych kandydatów bardziej radykalne, a nawet konfliktowe, rozwiązania, niż wymagali posłowie.

Na czoło wysuwa się Liz Truss. Posiada obecnie 62% poparcia w sondażach członków partii, wobec tylko 38% dla Sunaka.  Wzmacnia poparcie wśród członków Partii Konserwatywnej, przez utrwalanie mitycznych „zdobyczy Brexitu” i przez ideologiczny powrót do wcześniejsej legendarnej przywódczyni Partii.  Naśladuje we wszystkim Margaret Thatcher, czyli jej ubiór, jej aforyzmy, jej postawę i sposób chodzenia. Pozuje, jak jej poprzedniczka, w czołgu, czy w futrzanej czapce na Kremlu. Dziennikarze pokpiwali z jej stałego akt hołdu dla pani Thatcher („Margaret Thatcher tribute act”), przeciwnicy przezywają ją „ludzkim granatem ręcznym”, i pytają kiedy wreszcie wystąpi z pod tego kamuflażu, jako niezależna osobowość. „Jestem taka jaką widzicie,” odpowiada. Oczywiście każdy widzi co innego. Zależy czy patrzy realnie, czy przez pryzmat Brexitu.

Bo nad wszystkim rozpościera się, jak ponury cień, mit Brexitu. Niby jest już dokonany i utrwalony przez Borisa Johnsona, ale faktycznie wciąż wymaga dogłębienia, przez, jak mówi Truss, „spalenie wszelkich niepotrzebnych ustaw europejskich”, przez dalszą deregulację, przez likwidację umowy opartej o Protokół Północno-Irlandzki, i przez zerwanie z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, co z kolei ma umożliwić zreformowanie obecnych praw człowieka, aby bardziej reprezentowały, nie prawa obywateli, ale interesy rządu.

Ani Liz Truss, ani Rishi Sunak, nie przyjmują do wiadomości że trudności z ruchem granicznym są wynikiem Brexitu. Jest to przykład zwycięstwa pobożnego życzenia nad prawdą empiryczną. A ostateczną kropkę nad „i” pozostaje, zgodnie z umową wyjściową, brak rozumnego rozwiązania najbardziej palącego problemu przyszłości Północnej Irlandii, która pozostaje zarazem w Zjednoczonym Królestwie, jak i w Unii Europejskiej. Tu premier Johnson podpisał umowę którą, albo nie zrozumiał, albo liczył się z tym że później wyprze się niej, nie przyjmując jej warunków kontroli ruchu towarów między Wielką Brytanią a Północną Irlandią. Oszustwo brytyjskie, czy ignorancja? Nie ważne. Ważne tylko że pod żadnym pozorem obecni kandydaci nie mogą przyznać się że decyzja ta była niesłuszna, czy szkodliwa dla brytyjskich interesów.

Kandydaci Liz Truss i Rishi Sunak są spadkobiercami tej mitomanii brexitowej. Muszą liczyć się też z prasą konserwatywną jak Daily Mail czy Daily Telegraph, która podgrzewa temperaturę w rozwinięciu efektów Brexitu. Kandydaci nie widzą ujemnych skutków Brexitu, nie boją się wywołać wojny celnej z Unią, chwalą się wciąż wyjątkowością swoich rzekomych sukcesów w zwalczaniu pandemii. Przekraczają normy przyzwoitości wobec uchodźców, grożąć wysłaniem ich bezpowrotnie do Rwandy, ignorując zarazem wszelkie międzynarodowe normy zachowania, których Wielka Brytania dotychczas była wzorem. W imieniu obrony Brexitu, rozgrzewają konflikty na tle obyczajowym z imigrantami, ze związkami zawodowymi, ze szkockimi narodowcami, z liberalnymi prawnikami i sędziami, z naukowcami, a przede wszystkim z Unią Europejską, która, w obecnym kryzysie agresji rosyjskiej i chińskiej, winna była być najbliższym sprzymierzeńcem Wielkiej Brytanii.

Liz Truss wygrywa ten wyścig, bo najbardziej bezwględnie trzyma się programu nieomylności i kontynuuje politykę mitomanii Boris Johnsona. Gotowa jest już od września zadłużyć budżet państwowy o dalsze £34mld przez natychmiastowe obniżenie podatków i powiększenie w budżecie obrony narodowej. W okresie niemal 10 procentowej inflacji i kurczącej się gospodarki, te propozycje są wyjątkowo szkodliwe, ale konserwatystom ofiarują optymizm i nadzieję.

Mankamentem jej przeciwnika, Rishi Sunaka, jest to że, mimo jego wiary w te same mity co Truss, stoi jeszcze jedną nogą w świecie realnym i tłumaczy że jej projekty pozbawione są wszelkiej logiki gospodarczej, zwiększają dług na następne pokolenia i podwyższą koszty kredytu hipotecznego. Torysi nie chcą tego słyszeć. Sunak pozostaje oskarżony przez prasę konserwatywną  jako „zdrajca” który „wbił nóż w plecy” uwielbionego przez nich premiera Johnsona. Bo mimo powszechnego potępienia społecznego, w oczach znacznej części Konserwatystów Johnson pozostaje nieskazitelnym bohaterem który przyniósł im zwycięstwo a teraz został zdradzony, jak kiedyś Margaret Thatcher, zdradzieckim puczem konserwatywnych ministrów i posłów. To jeszcze jeden mit.

Jak szerszy elektorat brytyjski  oceni zwycięstwo pani Truss i jej przyszłego gabinetu potencjalnych mitomanów? W tej chwili bardziej martwi się kosztem życia codziennego, rosnącym rozkładem w służbie zdrowia i obawą przed groźnymi zmianami klimatycznymi, a nie Brexitem. Debata o obniżeniu podatków, czy panika z powodu rosnącej ilości nielegalnych uchodźców, nie jest jeszcze dla niego priorytetem. Walka kandydatów toczy się więc w pewnej próżni. Według obecnych sondaży żaden z kandydatów nie wygra następne wybory w roku 2024. Ale to zależyć będzie od atrakcji laburzystowskiego przeciwnika, a Starmer, choć szanowany, nie daje żadnej wizji która mogłaby ponieść zmęczone społeczeństwo. Nadchodzi burzliwy okres strajków i dalsze przykłady rozkładającego się ładu społecznego, któremu pani Truss, po swoim prawdopodobnym zwycięstwie, będzie musiała jako premier stawić czoło. Prawdopodobnie pogłębi okres napięć społecznych i politycznych, nadbudowując te konflikty wewnętrzne z nieustającym konfliktem wojennym na Ukrainie. Nie wróży to dobrze najbliższej przyszłości Wielkiej Brytanii. 

Wiktor Moszczyński     5 sierpień 2022.