Wednesday 16 June 2021

Upiory Przeszłości

 




W czasie mojej pierwszy wizyty w Polsce, jeszcze jako student w 1966 roku, usłyszałem  przypadkowo następujące słowa na przystanku autobusowym „Hitler to był straszny człowiek, ale przynajmniej załatwił dla nas sprawę żydowską,” Te słowa mroziły krew w moich żyłach. Było to moje pierwsze zderzenie z antyżydowską patologią która wybuchła 2 lata później w osławionej kampanii antysyjonistycznej kierowanej przez komunistyczne władze.

Moje wychowanie patriotyczne na łonie harcerstwa i domu rodzinnego w Londynie zupełnie nie przygotowało mnie na takie stwierdzenie. Tu w Anglii, w szeregach powojennej emigracji niepodległościowej, nie odczuwałem tych negatywnych nastrojów. Myślę że wynikało to, częściowo z solidarności powojskowej gdzie każdy żołnierz we wspólnej walce o Polskę mógł polegać na swoich kolegach, niezależnie od ich pochodzenia czy poglądów, a częściowo, z otoczenia brytyjskiego środowiska gdzie stosunki z Żydami miały już zupełnie inny charakter niż w Polsce. Poza świadomością o zagładzie Żydów w obozach śmierci w Polsce, na temat żydowski nie mówiło się wiele. Dlatego nasze pokolenie przyjmowało na dobrą monetę zasadę że w Polsce „nie było anty-semityzmu”. To się okazało jednak naiwnością.

Teraz już wiemy że było dużo więcej różnorodności w nastrojach wobec Żydów w przedwojennej i powojennej Polsce, i dowiedzieliśmy się o głębokim zakorzenionym antysemityzmie w pewnych warstwach społeczeństwa, a szczególnie wśród wiejskich parafii, i również w kręgach akademickich. Wiemy o bojkocie żydowskich sklepów, o zabronionych ławkach dla studentów żydowskich i o kontrowersyjnej uchwale Sejmu z roku 1938 o woluntarystycznej repatriacji wszystkich Żydów z Polski. Nastroje antyżydowskie były szerokie, ale nie były powszechne, i wielu wybitnych Polaków przeciwstawiało się temu antysemityzmowi w swoim środowisku.

Wiemy że w czasie wojny wiele polskich rodzin z wielkim ryzykiem osobistym przechowywało Żydów, że AK posiadało swój unikalną organizację Żegota która organizowała ochronę i ucieczki dla tysiące Żydów, że polskie sądy podziemne skazywały szmalcowników zdradzających Żydów na karę śmierci, i że polski rząd londyński niemal jedyny trąbił na cały świat prawdę o zagładzie Żydów. Ale wiadomo teraz że nie wszyscy Polacy w czasie wojny byli aniołami czy bohaterami. Zresztą każdy kraj ma nie tylko aniołów czy bohaterów; ma również swoich obojętnych i swoich tchórzy i zbrodniarzy. Polska nie była inna. Teraz rozumiemy psychologiczne skutki tego że po klęsce wrześniowej zaczął się okres upokorzeń i terroru dla Polaków, kiedy legalny rząd nie urzędował już na terytorium Polski.  Autorytet władz podziemnych był o dużo słabszy na wsi, a nauka kościoła o miłości bliźniego nie zawsze obowiązywała. W obliczu terroru narzuconego przez siejącego nienawiść okupanta, panowała na polskiej wsi względna samowola, raz gorsza, raz lepsza, gdzie indywidualni chłopi lub całe wioski, często już zdeprawowane tym nieustającym wielkim strachem i walką o byt, radziły jak mogły walcząc o utrzymanie swojego świata nacechowanego nędzą i głodem. 

A kontakt z uciekinierami żydowskimi to właśnie nie był ich świat. To byli obcy. Dla wielu pobożnych chłopów to byli ci co zabili Chrystusa. Dla biedoty wiejskiej to byli ci którzy zmonopolizowali wiejskie sklepy czy administrowali majątki ziemskie, a teraz zjawiali się głodni uciekając z miejskich gett,  gdzieniegdzie rabując aby żyć. Posiadając taki balast uprzedzeń, trudno się nie dziwić że w tych głuchych lasach kontakt polskich chłopów z żydowskimi uchodźcami czasem kończył się brakiem tej chrześcijańskiej miłości bliźniego. Ale uprzedzenie nie oznacza od razu popełnienie zbrodni.

W ostatnich 20 lat wydano szereg książek które starały się ocenić ten mroczny okres naszej historii. Były książki oskarżycielskie które równały zachowanie Polaków z współudziałem w Holocauscie; inne starały się nas wybielić, wykazując że niemal każda zbrodnia przeciwko Żydom wynikała wyłącznie z nakazu  hitlerowskiego okupanta. Te ostatnie uzyskiwały imprimatur Instytutu Pamięci Narodowej który, zupełnie niepotrzebnie, wprowadził element nacisku prawnego aby zachować rzekomą patriotyczną poprawność narracji historycznej. Rzetelni naukowcy starali się sterować swoje poszukiwania pomiędzy tymi dwoma obozami szukając prawdy w świadomości że ich wysiłki nie zawsze będą doceniane przez wszystkich Polaków. Nie powinno się pisać historii kierując się tylko agendą tworzenia albo mitu zbiorowej przestępczości narodu albo mitu zupełnej jego niewinności.

Z tym nastawieniem przeczytałem ostatnio książkę wydaną w tym roku po angielsku „The August Trials – The Holocaust and Postwar Justice in Poland”, autorstwa Andrew Kornbluth. Czułem się zmuszony do tego gdy przeczytałem pochwalną recenzję w londyńskim „Jewish Chronicle”, w której oceniano polskie społeczeństwo jako niezależnych współautorów Holocaustu którzy przeprowadzali zorganizowaną czystkę etniczną Żydów, niezależnie od Niemców, i że to rzekomo rozpoczęli już w 1935 roku! Czy naprawdę nie widzieli inwazję Polski przez Rzeszę Niemiecką w roku 1939 jako ważną cezurę w tej błędnej narracji? Napisałem spokojny ale stanowczy list do redakcji pisma wyjaśniając te bzdury, ale niestety nie został wydrukowany.

Chciałem sprawdzić czy recenzja słusznie oddała duch książki. Wiedziałem że autor zagłębił się w protokołach najpierw Sądów Specjalnych które powstały w sierpniu 1944 roku w Lublinie, a potem w zapisach Sądów Apelacyjnych i Sądów Okręgowych które trwały do 1956 roku. Sądy te działały na podstawie dekretu o wymiarze kary stworzonej dla „hitlerowsko-faszystowskich zbrodniarzy”, nieco później złagodzonego, w którym na początku niemal każdy przykład współpracy miał być karany w sposób drakoński, czyli dosłownie karą śmierci. Autor ocenia że ten dekret powstał z chęci uzyskania społecznej aprobaty dla narzuconych władz sowieckich i dlatego te specjalne sądy powołały dla wierzytelności autentycznych przedwojennych sędziów i prokuratorów. Okazuje się że wielu z tych sędziów było nawet antykomunistami, którzy jednak czuli obowiązek udziału w procesach autentycznych zbrodni używając legalne procedury przedwojenne. Odróżnia to zjawisko od sądów kapturowych które wprowadziła bezpieka do torturowania i likwidacji zbrojnego podziemia i powojennej opozycji. Te sądy specjalne miały z początku wielki poparcie w społeczeństwie, szczególnie przy skazaniu głównych zbrodniarzy niemieckich i jawnych zdrajców odpowiedzialnych za masowe zbrodnie popełnione przeciw Polakom. W pierwszych trzech latach sądów specjalnych złożono 55 tysięcy skarg ale wydano tylko 3,954 wyroków, z których 721 było wyrokami śmierci, a w następnych dwóch latach do 1949 w sądach okręgowych było 4052 wyroków, a w tym 559 wyroków śmierc.

Autora najbardziej interesują szczegóły rozpraw  dotyczących zbrodni popełnionych przez Polaków wobec Żydów. Ale wśród zbrodni wyłącznie przeciw Żydom wypadło w tym okresie tylko 213 rozpraw i 110 wyroków. Wyroków śmierci było 20. Szczegóły podane w tych sądach brzmią autentycznie. W większości oskarżeni nie zaprzeczają że takie zbrodnie miały miejsce. Czasem odwoływali poprzednie zeznania rzekomo wymuszone przez pobicia przez milicję czy bezpiekę. Bronią się dla przykładu tym że to nie oni, ale że ktoś inny w wiosce wykonywał zbrodnię; że nie wiedzieli że, wydając Żydów Policji Granatowej czy Niemcom, skazują ich na śmierć; żę złapano Żydów, najczęściej dzieci, na rabunku (np. marchewek), a więc jakby zwalczali przestępstwa; a najczęściej że sami sprawcy mają duże zasługi jako byli uczestnicy Powstania Śląskiego, czy obrony Warszawy, czy nawet jako członkowie powojennej Milicji Obywatelskiej. Ten ostatni argument szczególnie trafiał do sędziów jako uzasadnienie złagodzenia kary np. od dziesięciu lat więzienia do trzech, lub w ogóle do uniewinnienia. Sądy na ogół wykazywały banalność powodów tych zbrodni, które jednak zawsze kończyły się zabójstwem Żyda, ale poszczególne sprawy świadczyły też o wyjątkowym sadyzmie poszczególnych sprawców. Kornbluth przypomina że żydowskich świadków wydania czy zabicia Żydów było mało i że sami wieśniacy kryli się nawzajem, rozpraszając winę za poszczególne zbrodnie na całą wioskę.

Szczegóły poszczególnych spraw brzmią przekonywująco, ale były to informacje wybiórcze. Nie można oceniać społeczeństwo wyłącznie na obserwacjach poczynań w salach sądowych. Lecz  na podstawie tych poszczególnych świadectw, Kornbluth wysunął tezę że polscy chłopi wykonywali masową zagładę („crowdsourcing genocide”) tych Żydów którzy uniknęli zagłady z rąk niemieckich. Tłumaczy to nie jako kolaborację z okupantem, ale jako ich polski patriotyzm! Nawiązuje do przedwojennego antysemityzmu w Polsce jako okresu wstępnego do wykonania tej zagłady. Nic takiego nie udowodnił i okazał się jednym z tych historyków żydowskich którzy przekręcają fakty aby oczerniać cały naród polski. Zaprzecza sam siebie bo przyznaje że te morderstwa które nastąpiły były nakazane czy zachęcane przez okupantów niemieckich i umożliwione przez mechanizm administracyjny aparatu terroru wprowadzonego przez Niemców. Indywidualni chłopi, czy osiedla wiejskie, mogły wykazywać większą czy mniejszą inicjatywę w tropieniu Żydów, ale trudny mieli wybór moralny bo, nie wykonując takich zadań, narażali swoją wioskę czy rodzinę na pacyfikację odwetową. Niezabijanie Żydów na których się trafiło w lesie, a przechowywanie ich, było aktem ogromnej odwagi osobistej na wskutek którego wielu rodzin polskich po prostu ginęło. Mimo podejrzliwości i uprzedzeń chłopstwa polskiego wobec Żydów, zarówno z powodów religijnych, jak i klasowych, i mimo wyraźnych dość szerokich zapisanych przykładów poszczególnych zbrodni na różnych terenach okupowanej Polski, tu nie było żadnego polskiego zorganizowanego planu zagłady i żadnego mechanizmu na skali krajowej czy wojewódzkiej aby takie masowe czystki przeprowadzić. Nie można tego porównywać na przykład do zorganizowanych czystek Polaków przez UPA na Wołyniu.

Autor w swoich analizach antysemityzmu w Polsce nie podaje całokształtu wojennych losów Żydów w Polsce i nie bierze pod uwagę ogromnego wysiłku znacznej części społeczeństwa w zorganizowanym ratowaniu Żydów, wymagającym nadzwyczajnej odwagi i poświęcenia. W końcu bez inwazji niemieckiej nie byłoby w ogóle holocaustu. Profesor Grzegorz Berendt ocenia że przeszło 50 tysięcy Żydów ocalało wojnę „po aryjskiej stronie” na terenie Polski, z czego znaczna część wynikała z pomocy polskich rodzin, zarówno w miastach, jak i na wsi.

Powinnyśmy patrzeć prawdzie w oczy. Naród polski mógł w czasie tego samego konfliktu zaliczyć w swoich szeregach zarówno osoby wykazujące prawość i waleczność, jak i zbrodniarzy i nikczemników. Wielki naród powinien jednak stanąć na straży prawdy, przyjąć istnienie zarówno blasków i cieni w swojej historii, i protestować przeciwko tym którzy zniekształcają naszą historię dla swojej własnej politycznej agendy.    

 

Wiktor Moszczyński   

18 czerwiec 2021  Tydzien Polski