Friday 13 December 2019

Hazardzista wygrywa, ale czy UK też wygrywa?

Boris Johnson zagrał “va banc” i wygrał wszystko. Co prawda uzyskał tylko 43% głosów przy frekwencji 67% wyborców ale zdobył absolutną większość w parlamencie, a jego przeciwnicy w Partii Pracy i w partii Lib-Demów ponieśli druzgocącą klęskę. Wszyscy jego niezależni pro-europejscy kandydaci też stracili mandaty poselskie. Mimo braku zaufania wykazanego w sondażach co do jego prawdowmówności, mimo swoich clownowskich wybryków i gaf, i mimo unikania udziału w debatach telewizyjnych, elektorat angielski i walijski, a szczególnie wśród głosów robotników w północnych okręgach tradycyjnie labourzystowskich, zaufał jemu bardziej niż przywódcy Partii Pracy, Jeremy Corbyn, i to ostatecznie zaważyło na jego zwycięstwo. W ten sposób okręgi które najwięcej straciły w czasie dziesięciolecia zaciskania pasa przez Torysów teraz obdarzyły ich swoimi głosami, wciąż zwalając winę za ich niedolę na Unię Europejską. Elektorat przekonał się do Johnsona na tyle że uważa że on Brexit wreszcie przeprowadzi, że Wielka Brytania wyjdzie ostatecznie z Unii Europejskiej w trzy lata po referendum, a co będzie potem, to że się jeszcze ukaże.
Elektorat nie kupił kosztownych obiecanek Corbyna ani jego niezdecydowaną postawę w sprawie Brexitu i darzył mu historycznie najniższym zaufaniem dla szefa opozycji od czasu powstania sondaży. Partia Pracy otrzymała 32% poparcia tracąc 55 mandatów i uzyskała najniższe poparcie wyborcze od roku 1935. Przy licytacji na niepopularność i na braku wierzytelności Corbyn znacznie prześcignął Johnsona. Dlatego Johnson mimochodem uzyskał podobnie wysokie poparcie do tego którego niemal 50 lat temu uzyskała pani Thatcher po zwycięstwie w Falklandach. Nic dziwnego że niektórzy zwycięzcy kandydaci konserwatywni osobiście dziękowali Corbynowi za jego wkład w ich zwycięstwo.
Ze względu na zakończenie niepewności w sprawie Brexitu funt zyskał na wartości po ogłoszeniu wyników ale przywódcy w świecie biznesu nie są zachwyceni tym zwycięstwem bo woleliby aby Wielka Brytania pozostała w Unii. Będą naciskać na rząd aby postarał się trzymać jak najbliżej umowy celnej i przepisów unijnych lecz nadchodząca wojna domowa w Partii Pracy i wynikająca z tego słabość partii opozycji w parlamencie może utrudnić wywieranie nacisku na rząd aby utrzymał paralele z unijnymi regulaminami. Johnson będzie odporny na wszelkie naciski ale jego zwycięstwo oznacza że nie będzie też uzależniony od fanatyków twardego Brexitu we własnej partii.
Przed końcem stycznia zatwierdzi wyjście z Unii ale w lutym przeprowadzi czystkę we własnym gabinecie i nie jest wykluczone że postara się uzyskać poparcie od rozsądniejszych doradców niż ci którzy dotychczas jego sterowali. Musi zacząc wprowadzać nowe inwestycje w szkolnictwie, służbie zdrowia i w rozszerzeniu ilości policjantów zapowiedziane w wyborach, załagodzić konfrontację ze Szkocją która będzie dążyła do niepodległości, uregulować niejsne rozwiązanie umowy unijnej w Północnej Irlandii i rozpocząc negocjacje o umowy handlowe zarówno z Unią i ze światem zewnętrznym, a szczególnie ze Stanami Zjednoczonymi.
Pytania zostają na które dotychczas nie było odpowiedzi bo nowy premier kierował się dotychczas interesem swojej Partii a przed wszystkim działał na korzyść swojej własnej kariery. Po tym zwycięstwie Johnson, uwolniony od nacisków zewnętrznych, będzie mógł działać bardziej zgodnie z interesem państwa. Kierując się własną oceną, własnym doświadczeniem i własnymi uprzedzeniami, może ujawnić nową osobowość. Jako były burmistrz Londynu wykazał swoje liberalne, tolerancyjne, społecznie scalające oblicze i to może teraz wykazać ponownie. W tej sytuacji nie można wykluczyć że ewentualny Brexit zmięknie, stosunki z Unią mogą być porównywalne do norweskich a umowa z USA nie podważy potrzebę europejskich regulaminów chroniących środowisko i prawa robotników.
Pozostaje wciąż znak zapytania dotyczący przyszłej polityki imigracyjnej i przyszli przyjezdni, np. z Polski, nie będą podzielać uprzywilejowanego statusu Polaków przebywających tu obecnie. Natomiast Polacy tu zamieszkali, o ile załawią dla siebie status osiadły przed kóncem roku 2020, będą mogli liczyć jeszcze na ochronę prawa unijnego na najbliższe siedem lat dla siebie i dla swoich rodzin. Nie będzie jednak łatwo. Mogą walczyć jeszcze z przepisami Home Office a wielu zazna co raz większą dyskryminację. Czy Johnson zareaguje na to jak multikulturalny Johnson londyński, stojący w ich obronie, czy jako Johnson Brexitowski kwestionujący ich rzekome przywileje tak jak wypowiadał się w trzy dini przed końcem wyborów? Teraz trzeba będzie mu to skonfrontować aby uzyskać wyjaśnienie co do jego przyszłych stosunków do praw obecnych obywateli unijnych.
Wiktor Moszczyński Londyn 13/12/2019

Wednesday 4 December 2019

Apel Przedwyborczy dla Polaków w Wielkiej Brytanii

Największym niebezpieczeństwem dla Polaków w Wielkiej Brytanii w wyborach parlamentarnych odbywających się 12 grudnia br. pozostaje bezkonkurencyjnie druzgocące zwycięstwo premiera konserwatywnego Borisa Johnsona. Jego celem byłoby wykonanie Brexitu, czyli wyjścia z Unii Europejską, przed końcem stycznia 2020.
Katastrofalna umowa którą zawarł z Unią Europejską zapowiada wyjście z Unii Celnej i Wspólnego Rynku które będzie miało ujemny efekt na gospodarkę brytyjską, doprowadzi do dramatycznego wzrostu cen, do potencjalnej secesji Szkocji i do ostrzejszych warunków bytu dla Polaków i innych obywateli unijnych na Wyspach. Nawet nasze dzieci tu urodzone poddane będą niepewności do swoich przyszłych praw pobytu.
Sondaże wskazują że żadna inna partia nie ma szansy objęcia władzy w tych wyborach. Wobec tego najważzniejszym zadaniem roztropnego wyborcy jest głosować na tych kandydatów z partii opozycyjnych którzy mają największe szanse w danym okręgu wyborczym pokonania kandydata partii konserwatywnej. Mogą to być kandydaci z Labour party, Lib-Demów, Zielonych, nardowców szkockich czy walijskich, lub nawet niezależnych kandydatów, byle tylko będą gotowi zapobiec Brexitowi, bezpośrednio lub drogą powołania drugiego referendum. Polscy wyborcy posiadający obywatelstwo brytyjskie powinni odłożyć na bok wszelkie stare lojalności partyjne czy uprzedzenia aby doprowadzić do ograniczenia niechybnego parlamentarnego zycięstwa Johnsona.
Trzeba głosować głową raczej niż sercem. Trzeba pamiętać że Brexit, raz przegłosowany, jest nieodwracalny. Wszelkie inne programy, szkodliwe lub nie, pozostałych partii można będzie ograniczyć czy odwołać, ALE NIE BREXIT. Jest to ostatnia szansa aby zapobiec katastrofie która grozi nie tylko tutejszym Polakom, ale całemu Zjednoczonemu Królestwu i całej Europie.

Wiktor Moszczyński
Były prezes Polish Solidarity Campaign i redaktor Orła Białego.
Autor książek “Polak Londyńczyk” i “Ogłaszam Alarm dla Polskiego Londynu”

Wednesday 20 November 2019

Licytacja Kłamców



Licytacja Kłamców

Przyglądałem się debatom w telewizji w ubiegły wtorek i piątek między liderami Torysów i Partii Pracy na kanałach ITV i BBC1 z rosnącym poczuciem zgrozy. Z jednej strony pajacowaty oportunista który prowadzi swój kraj do wyjścia z Europy z najgorszą z umów jaką można sobie wyobrazić. Z drugiej strony lewacki dogmatyk który nie chce przyznać się na którą stronę głosowałby w przyszłym referendum i z uległym stosunkiem do agresywnej polityki rosyjskiej. Nie jestem jedyny w tym kraju który woła “Każdy, tylko nie oni!”

Na ostatnim spotkaniu promocji mojej najnowszej książki określałem Brexit jako wulkan który wybuchł gdy sfrustrowane zubożałe warstwy społeczeństwa brytyjskiego miały możność dzięki referendum Camerona wykrztusić z siebie tą lawę szowinistycznych uprzedzeń która powoli rozlała się po wszystkich kątach Wielkiej Brytanii. Truła i paraliżowała wszelką działalność polityczną, gospodarczą i kulturalną. A Boris Johnson jest jak najbardziej wytworem ubocznym tej lawy.

Johnson zaczął swoją karierę dziennikarską w “Daily Telegraph’ie” kpiąc z każdego nowego regulaminu wywodzącego się z Komisji Europejskiej jako okaz biurokratycznej głupoty. W końcu został zwolniony za podanie kłamliwych informacji. Gdy premier Cameron wywołał to niefortunne referendum Johnson zastanawiał się czy opublikować artykuł za pozostaniem czy za wyjściem z Unii. W końcu wykalkulował że rola eurosceptyka da mu najwięcej korzyści w jego drodze do uzyskania premierostwa i wybrał cynicznie opcję wyjścia. Jego kampania pro-Brexitowska w czasie referendum oparta była na niesprawdzonych faktach i wierutnych kłamstawach. Jak pamiętamy, zapowiadał że wyjście z Unii uwolni £350 milionów tygodniowo na służbę zdrowia, wstrzyma przyjazd wielu milionów Turków i będzie łatwe do wynegocjowania z Europą bez ujemnych skutków dla gospodarki. Wszystko to borisowski bluff, brednie i bujanie. Najbardziej to było widoczne kiedy okazało się że niespodziewanie wygrał referendum. Wówczas premier Cameron zrezygnował a Johnson i jego zaszokowani wspólnicy nie byli w stanie zaproponować co będzie dalej. Odpowiedzialność zwalili na niefortunną Theresę May.

Potem Johnson służył w rządzie Theresy May jako najmniej udany minister spraw zagranicznych w historii ostatnich lat. Wiecznie podkopywał jej negocjacje, rezygnując w końcu z jej rządu i głosując przeciw umowie wyjścia uzgodnionej z Unią. Faktycznie sparaliżował działalność jej rządu a gdy podała się do dymisji objął premierostwo przy użyciu napuszonej propagandy pełnej obietnic że albo wynegocjuje nową umowę z Unią albo wyprowadzi kraj z Unii bez umowy. A to dokona, twierdził, najpóźniej 31 października. Zapewniał że załatwi Brexit przed tym terminem “na życie i na śmierć” bo inaczej “zdechnie w jakimś rowie”. Sprowokował tym sposobem parlament który uchwalił tekst listu (tzw. Ustawa Benna) domagający się przedłużenia terminu wyjścia. Wobec tego Johnson nie mógł dochować najważniejszą obietnicą którą powtarzał dzień w dzień. W końcu minął termin 31 października, Wielka Brytania dalej była członkiem Unii, ale Johnson ani “nie zdechł w rowie” ani nie zrezygnował z honorem.
Zawdzięczamy również Johnsonowi zahamowanie raportu parlamentarnej komisji d/s bepieczeństwa na temat inwigilacji i naruszeń na internecie przez hakerów rosyjskich w czasie ostatnich wyborów. Wykpił to jako konspiracja podobna do Trójkąta Bermudy.

Johnson głosił że Partia Pracy chce wydać za jednym zamachem przeszło 1,2 trilion funtów na wielorakie cele socjalne i na infrastrukturę mimo że Partia Pracy miała o dużo skromniejszy, choć dalej ambitny, plan wydatków w swoim programie wyborczym który został ogłoszony w ubiegły czwartek.

Johnson zapowiada że jego rząd będzie budował 20 (przedtem było 40) nowych szpitali, kiedy okazało się były tylko konkretne plany rozszerzenia zaledwie 6 istniejących szpitali. Zapowiedział 50tys. nowych pilęgniarek ale okazało się tych “nowych” brytyjskich pielęgniarek będzie 19,000. Oficjalny portal konserwatystów zakamuflował się jako rzekomo neutralny “fact-checker” w swojej stronniczej ocenie propozycji Corbyna. Jak magik wytrząsa złudne obiecanki z rękawa. Johnson dotąd twierdzi że na skutek jego nowej umowy z Unią towar z Połnocnej Irlandi będzie miał niekontrolowany dostęp do rynku zarówno brytyjskiego i unijnego i że nie będzie potrzeby na mury graniczne ani na granicy z Republiką Irlandzką, ani w portach Morza Irlandzkiego. Nie prawda. Towar pochodzący z Północnej Irlandii będzie musiał udowodnić przy kontroli celnej że na prawdę pochodzi z tego rejonu a nie został importowany skądinąd. Towar eksportowany do Połnocnej Irlandii będzie musiał zaświadczyć na tych rzekomo nieistniejących granicach że na prawdę zakończy w Północnej Irlandii a nie będzie przeszmuglowany dalej. A więc kontrola graniczna będzie potrzebna. Tym samym zdradził swoich sojuszników z partii DUP.

Ale już wyborca zaczyna dostrzegać na czym polegają te sztuczki. W czasie obydwu debat Johnson potwierdził że prawda powinna być ważnym elementem każdej kampanii wyborczej a publiczność po prostu wyśmiała tę uwagę. Dlatego Johnson ma duże problemy ze swoją wiarygodnością gdy stara się udowodnić że jakakolwiek przyszła umowa handlowa ze Stanami Zjednoczonymi nie otworzy firmom
amerykańskim dostęp do usług brytyjskiego NHS.

Corbyn reprezentuje inny rodzaj fałszu. U niego nasuwa się kłamstwo niedopowiedzenia, czy nawet milczenia. Przez przeszło 30 lat nie kamuflował swoich marksistowskich zapędów, czuł się dobrze w towarzystwie przedstawicieli organizacji oskarżonych o udział w aktach teroru, jak irlandzkie I.R.A. czy Hezbollah i Hamas na Bliskim Wschodzie. Był sympatykiem czy apologetą wszelkich ruchów
rewolucyjnych w Ameryce Łacińskiej, do tej pory sympatyzuje z marksistowskim rządem Wenezueli i był aktywnym członkiem szeregu organizacji pacyfistycznych jak CND których ostrze było skierowane na pierwszym miejscu przeciwko Stanom Zjednoczonym i NATO. Tkwił przez wiele lat na lewicowym skrzydle Partii Pracy, ledwo dostrzeżony przez media i władze partyjne i nikt na jego lewackie wybryki
nie zwracał specjalnie uwagi, mimo że przeszło 500 razy łamał dyscyplinę partyjną w parlamencie. Teraz trzyma to w tajemnicy.

dy po przegranych wyborach w roku 2015 nastąpiło trzęsienie ziemi wewnątrz Partii Pracy i jej oddolne szeregi zradykalizowały się, Corbyn znalazł się w sytuacji niespodziewanej jako lider oficjalnej opozycji do rządu. Otoczony jest wciąż marksistowskimi doradcami jak Seamus Milne czy Andrew Murray którzy przeprowadzają czystki w partii wypędzając elementy bardziej umiarkowane, a w tym wielu posłów pochodzenia źydowskiego gdyż ci kłócą się z głęboko zakorzenionych pro-arabskich any-izraelskich sympatiach ścisłego otoczenia Corbyna. Corbyn osobiście nie jest anty-semitą ale toleruje anty-semityzm u swoich fanatycznych wyznawców. To środowisko również tradycyjnie unika oficjalnej krytyki zagranicznej polityki rosyjskiej, podważa wiarygodność posiadania broni nuklearnej (Corbyn kiedyś zaproponował aby łodzie nuklearne płynęły dalej po świecie ale już bez głowic nuklearnych!) i sprzeciwia
się członkostwu Unii Europejskiej.

Ten ostatni element paraliżuje obecną politykę Partii Pracy wobec sprawy Brexitu, gdyż większość aktywistów partyjnych, nawet tych lewicowych, chce pozostać w Unii Europejskiej. Dlatego obecnie zakończono debatę wewnątrz Partii skomplikowanym kompromisem, nie zrozumiałym dla elektoratu, że przyszły rząd Corbyna wynegocjuje lepszą umowę z Unią w której uniknie się barier celnych, poczym
nową umowę podda się społeczeństwu do przyjęcia lub odrzucenia w nowym referendum. Jednak to stawia Corbyna w dziwnej sytuacji. Ma wynegocjować nową umowę ale czy przekona swoją partię aby ją poparła? Wyborcy pytają czy Corbyn sam będzie bronił nową umową w następnym referendum, czy nie? W końcu przyznał że będzie “neutralny” a członkowie partii mogą głosowac jak chcą. To stanowisko jest o tyle zrozumiałe że niemal jedna trzecia jego posłów reprezentuje tereny mocno za wyjściem, a dwie trzecie mocno za pozostaniem. Corbyn kamufluje tym samym swoje własne predyspozycje anty-unijne.

Program gospodarczy Corbyna jest wygórowany. Program Partii ogłoszony w ubiegły czwartek zapowiedział wydanie dodatkowych £130mld rocznie (£55mld zapożyczonych, £75mld z podatków) aby m.inn. ufundować Narodowy Bank Inwestycyjny, zbudować 100,000 mieszkań socjalnych rocznie, wprowadzić darmową opiekę dla emerytów, czterodniowy tydzień pracy w najbliższej dekadzie, znieść czesne dla studentów, znacjonalizować koleje, wodę, pocztę, firmy energetyczne i broadband. Trudno uwierzyć aby te radykalnie ambitne plany oparte były na racjonalnym obliczeniu kosztów. Potrzebowałyby o wiele większy dochód od szarego podatnika niż Corbyn chce przyznać.
A więc komu wierzyć? Przy takiej licytacji kłamstw i oszustw elektorat raczej ma większą wiarę w Johnsona jako sprawniejszego premiera ale wciąż ani jemu ani Corbynowi znaczna część wyborców nie wierzy. Woleliby aby obydwoje przegrali ale to jest niemożliwe. Dość już mieli rządów mniejszościowych przy ostatnich miesiącach parlamentarnego chaosu. Niestety lider liberałów Jo Swinson też nie budzi zaufania. Wynik pozostaje nie jasny bo elektorat jest politycznie, ale też geograficznie, rozproszony.

Osobiście wolałbym aby elektorat nie dopuścił Corbyna do Downing Street ze względu na bezpieczeństwo, ale umożliwił stworzenie koalicji posłow Labour, Liberałów, Szkotów i Zielonych którzy poddaliby obecną umowę Johnsona pod nowe referendum dające społeczeństwu szansę ostatecznego odrzucenia Brexitu. Ale jak wyborca indywidualny ma to dokonac. Cel jest ryzykowny, ale mniej
ryzykowny niż Brexit Johnsona czy raj znacjonalizowany Corbyna.

Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 29 listopad 2019

Sunday 3 November 2019

Nowe Wyzwania Opozycji w Polsce






Wyniki wyborόw parlamentarnych 13 października nie były dla nikogo zaskoczeniem bo sondaże zakotwiczyły się dla głόwnych partii na stałych pozycjach od szeregu miesięcy (prawica 46%; platforma 25%, ludowcy 8%). Tylko Lewica i prawicowa Konfederacja wykazywały jakiś wzrost. Ale mimo tego wyniki zostały przyjęte przez mieszkańcόw metropolii z rezygnacją i z nieczuleniem, jakby dostali na świeżo obuchem w głowę. Wiadomo było że cios padnie, że tę operację trzeba będzie przeżyć, ale jednak to zabolało,
Czego mogła opozycja nauczyć się przez czteroletni okres niepodzielnych rządόw PiSu? Choć rządy PiSu traktowane są jako dość apodyktyczne i zagrażające dla demokracji w Polsce to jednak mogły nauczyć opozycję trzy ważne lekcje jak najbardziej zgodne ze sprawną demokracją.
Po pierwsze, nie afiszować publicznie podziałόw w zasadniczych poglądach. Wyborca ceni i popiera partie ktόre nie są wewnętrznie skłόcone. Zjednoczona Prawica była rzeczywiście zwarta w opozycji i w zarządzeniu, aż do przesady. Dyscyplina klubu parlamentarnego, zarόwno w Sejmie i w Senacie była wzorowa. Posłowie zjawiają się w parlamencie i dowiadują się kiedy mają podnieść rękę, tyle i tyle razy. Bez gadania, szybko. Często za projektami, których nie znają, nie mówiąc już o rozumieniu ich. Trzy standardowe czytania ustaw załatwia się podczas jednej tylko nocy. Tak procedowano ustawy dla państwa najważniejsze, nawet te ustrojowe. Co prawda, zachowanie marszałka Sejmu wobec posłόw opozycji było wyjątkowe brutalne a metody głosowania przypominały najgorsze praktyki PRLu. Może to nie wyglądało tak przyjemnie ale elektorat mimo wszystko lubi kiedy rządy podejmują decyzje szybko i sprawnie bo daje mu to poczucie bezpieczeństwa.
Druga lekcja demokracji to jest spełnianie obietnic wyborczych w najszybszym terminie. Czy były bezsensowne czy mądre, ale obietnice się dotrzymuje. PiS był w stanie w ciągu tylko jednego roku puścić w ruch niemal wszystkie swoje obietnice wyborcze, mimo że PO tłumaczyło że to będzie niemożliwe bez doprowadzenia państwa do bankructwa. PiS uruchomił 500 plus, obniżył wiek emerytalny, złagodził pułap opodatkowania dla biedniejszych i dla młodzieży, nałożył zapowiedziany dodatkowy podatek na banki i supermarket. Uruchomił większy napływ dochodu z VATu. Przyrzekł że zrobi porządek z sądownictwem i rzeczywiście na swόj sposόb to zrobił, na dobre czy na złe. PiS to wykonał a świat się nie zawalił. Wręcz na odwrόt, pod wpływem nowych pieniędzy w rękach tych ktόrzy przedtem byli zadłużeni, rozwinął się handel wewnętrzny. Według Banku Światowego wzrost PKB w tym roku przekroczy 4.3%. Eksport też przekroczył wartość 200 mld euro rocznie. Gospodarka Polski jest jedną z najszybciej rozwijających się w Unii pod względem dynamiki wzrostu, a zarobki i poziom majątku Polaków powoli doganiają wartości notowane w bogatszych krajach Europy. Wyborcy byli wyraźnie zadowoleni, choć klasyczni ekonomiści wciąż wypatrywali czarnych chmur na horyzoncie. Porόwnujmy to z poprzednim rządem ktόre bało się ryzyka politycznego niemal każdej reformy, nawet gdy już nie miało przeszkody stałego weta prezydenckiego ze strony nie żyjącego już Lecha Kaczyńskiego.
A trzecia lekcja to przypomnienie że trzeba ofiarować wyborcom coś więcej niż tylko status quo, szczegόlnie jeżeli wyborcom materialnie nie powodziło się tak dobrze. PO-PSL tworzyło kompetentny rząd z dużym sukcesem w inwestycji w infrastrukturę, szczegόlnie w budowie autostrad i lotnisk co zdobywało poklask u zachodnich czynnikόw rządowych i gospodarczych za zasługi w makroekonomicznym zarządzaniu gospodarki. Niestety ani rząd PO ani ich zachodni wielbiciele nie dostrzegali że duża część społeczeństwa, szczegόlnie na wsi i w małych prowincjonalnych miastach, żyjąca ze “śmieciowych kontraktόw”, patrzyła podejrzliwie na rosnące bogactwo elit w metropoliach, wyczuwając wszędzie kradzież i korupcję. PO nie było w stanie nic zaofiarować wyborcom w roku 2015 poza kontynuacją sprawnego zarządzania gospodarką. Szereg skandali, a szczegόlnie “taśmagate” i Amber Gold, podważyły dodatkowo ich dotychczasowy pozytywny profil. Zaś PiS miał program odważny, atrakcyjny I łatwy do zrozumienia, i to wystarczało aby odciągnąć elektorat od PO do PiSu.
Opozycja wyciągnęła jakieś lekcje ale trwało to wiele lat. Po masowych kolejnych demonstracjach KODu, czarnego protestu kobiet, potem niepełnosprawnych, a ostatnio nauczycieli, energie społecznego protestu rozpłynęły się bezskutecznie, nie wykorzystane przez PO. Hasła dotyczące naruszenia konstytucji czy praw kobiet pociągały liberalną klasę średnią z metropolii ale nie imponowały elektoratowi wiejskiemu. W pewnych momentach rząd PiS stracił na popularności, szczegόlnie przy ponownym wyborze Donalda Tuska na prezesa Rady Europy, i przy skandalu w sprawie wiceministra Misiewicza, ale tylko chwilowo. Opozycja skleciła w końcu wspόlną koalicję na wybory europejskie ale to też nie wypaliło. Już na ostatnie wybory powstały trzy mniejsze koalicje i one też nie osiągnęły celu po utracie 30 mandatόw poselskich przez PO. Poza tym PO przedstawiło nowy program oparty na tzw. “szόstce Schetyny” i na obniżeniu podatkόw ale program był za trudny do zapamiętania przez przeciętnego wyborcę i bladł przy autentycznych dokonaniach PiSu, szczegόlnie przy nowej “piątce Kaczyńskiego”, ktόrą Grzegorz Schetyna daremnie starał się przelicytować. Też nie wystarczało. W ostatniej chwili Schetyna, przekonany wreszcie o swojej własnej niepopularności, podstawił Małgorzatę Kidawą-Błońską zamiast siebie jako kandydata na przyszłego premiera. Cztery lata temu Kaczyński zrobił ten sam numer podstawiając Beatę Szydło ale zrobił to z dużym wyprzedzeniem a nie w ostatnim miesiącu kampanii wyborczej. Tym razem też nie chwyciło.
Dla wyborcy PiSu, lepszy był wróbel w garści niż kanarek na dachu. Wyborcy mieli stabilność gospodarczą i polityczną, rodzice stały dochόd z posiadania dzieci a rolnicy z posiadania bydła, młodzież miała zahamowany podatek PiT, emeryci obniżony wiek emerytalny, plus dodatkową wypłatę a wyborcy na prowincji przywrócenie lokalnych połączeń autobusowych. Czego jeszcze mogli potrzebować wyborcy? A jak na tym tle wyglądają wszystkie przestępstwa konstytucyjne, większe uzależnienie od Kościoła, wsparcie finansowe dla Radia Maryja i TV Trwam, monopol i tendencyjność TVP, prόby nacisku na niezależne media jak Gazeta Wyborcza, TVN czy Oko.Press, afera SKOKu, darmowe loty marszałka Kuchcińskiego, agresja słowna obozu rządzącego ktόra doprowadziła między innymi do zabόjstwa prezydenta Gdańska, wybryki z komisją smoleńską, czy parafialna staroświecka mentalność decydentόw PiSu? Okazuje się że te niby kardynalne grzechy obozu rządzącego nie były w sumie wystarczającym powodem aby wyborcy mieli opuścić bezpieczny sprawdzony układ polityczny i gospodarczy PiSowskiej Polski.
Co nie znaczy że lekcje z wyniku rządzenia PiSu powinny być zarzucone. Wręcz na odwrόt, trzeba trzymać się formuły scalenia akcji w nowych warunkach powyborczych. A więc koalicje niePiSowskie powinne być dalej gotowe, albo łączyć się lub bliżej wspόłpracować w następnych wyzwaniach. Dotyczy to na pierwszym miejscu konsolidacji wynikόw wyborόw w Senacie gdzie obecnie partie opozycyjne tworzą znikomą większość a indywidualni senatorowie nie dali się skusić obietnicom PiSowskim aby przejść na stronę rządową. Tu są w stanie lepiej kontrolować PiSowski proces legislacyjny. Nie jest wykluczone że PiS może jeszcze pozbawić opozycji tą znikomą większość przez szereg sądowych protestόw wyborczych pod nadzorem sędziόw z rządowej nominacji, ale dalej będzie tu pole do działania. Powinny też partie opozycji wcześniej uzgodnić wspόlnego kandydata na wybory prezydenckie w roku 2020.
Następnie, pora aby już przygotowywać świeży program dla wszystkich trzech partii opozycji oparty na solidnych, dobrze obliczonych i wierzytelnych projektach ktόre przez częste powtarzanie trafią w końcu do wyobrażni wyborcόw. Mogą być dalej w praktyce oparte na tzw “szόstce Schetyny”, ale już pod innym szyldem. Trzeba tez trzymać się hasła “Wracamy do Europy” jako podstawy demokratyzacji w parlamencie i w samorządach, bo wyborcόw męczy jednak stały konflikt z sąsiadami europejskimi. A na koniec, trzeba być gotowym aby PO i Lewica mogły przedstawić nowych energicznych przywόdcόw ktόrzy dostarczą świeżego oddechu zmęczonym szeregom swoich zwolennikόw. Normalnie, po wielkiej przegranej w Wielkiej Brytanii, przywόdcy partyjni od razu poddają się do dymisji (Hague, Howard, Brown, Clegg, Miliband, Cameron). To samo powinni zrobić Grzegorz Schetyna i Włodzimierz Czarzasty. Uważam że w wypadku Schetyny, jeżeli pozostanie nadal liderem to jego partia w ogόle straci rację bytu i trzeba będzie oddolnie założyć zupełnie nowy twόr politycznej opozycji ze śmielszym progresywnym programem.
A więc oczekujemy nowych przywόdcόw, nowe programy i odmłodzone stronnictwa wspόłdziałające przeciw monolitowi władzy PiSu. W takim kierunku opozycja powinna przygotować się na nowe scenariusze, najpierw przy dalszych prόbach obecnego rządu do scentralizowania władzy, a potem na dalszym etapie, zadziałać gdy wreszcie gospodarka zakrztusi się dalszą rozrzutnością fiskalną rządu. A to może nastąpić w momencie kiedy UE będzie gotowa w ramach sankcji prawnych wstrzymać pewne dopłaty poprzednio przeznaczone dla Polski w budżecie, a zakończy się obecna pozytywna koniunktura gospodarki światowej.
Nowe realia wywołują nowe nadzieje, ale demokratyczna opozycja niePiSowska musi być na to przygotowana.

Wiktor Moszczyński 8 listopad 2019











Sunday 27 October 2019

Spokojnie z tymi Powrotami

W Tygodniu Polskim ukazał się ostatnio list Ambasadora RP w Londynie skierowany do wszystkich Rodakόw w Wielkiej Brytanii. Przypomina o potrzebie zarejestrowania się na status osoby osiedlonej lub status tymczasowy jeżeli dana osoba czy rodzina chce pozostać w Wielkiej Brytanii po dramatycznym wyjściu z Unii ktόry może nastąpić 31 października.
Ambasador ostrzega że dotychczas tylko 27% Polakόw złożyło podanie o przyznanie nowego post-brexitowego statusu. Jak stwierdza Ambasador, to “jest niepokojąco niski poziom”. Przypomina o konieczności złożenia wniosku przed końcem następnego roku jeżeli chce się utrzymać swoje dotychczasowe prawa pobytu, pracy i korzystania z opieki społecznej w tym kraju. Podaje też link do portalu rządowego poświęconemu Brexitowi.
Ale dlaczego Polacy są tak powolni w rejestrowaniu się? Można oczywiście zwalać winę na toporny brytyjski system informowania obywateli unijnych ktόry unika najbardziej bezpośredni dostęp do wszystkich legalnie żyjących obywateli unijnych poprzez samorządy. W kόncu rady miejskie wiedzą najwięcej o swoich mieszkańcach, poprzez rejestrację urodzin, małżeństw i zgonόw, listę osόb płacących podatek miejski, rejestrację dzieci w szkołach, emerytόw w domu starcόw i listę wyborcόw. Nie każdy też posiada odpowiedni telefon komόrkowy. Nie każdy posiadający taki telefon umie operować komόrkowym programem rejestracji. Nie każdy jest biegły w języku angielskim. Nie każdy ma dostęp do źrόdeł informacji rozpowszechnionych przez rząd brytyjski czy przez ambasadę własnego kraju. Nie każdy może łatwo udowodnić że pracował tu na stałe przez 5 lat, szczegόlnie jeżeli był samozatrudniony. Nie każdy chce ujawnić się ze swojej dotychczasowej anonimowości w tym kraju. A prawie każdy boi się dobrowolnej styczności z urzędnikami Home Office.
Mimo tych wymόwek 1,271,600 obywateli unijnych jednak zgłosiło się do końca sierpnia z podaniem o status osiedlenia, czyli około 40% obywateli unijnych zamieszkałych w tym kraju. Dla wielu z nich była to sprawa parę tylko minut. W wyniku tych podań 62.4% uzyskało status osiedlony a 37.1% status tymczasowy. W wielu wypadkach ten status tymczasowy, świadczący o pobycie w tym kraju nie przekraczającym 5 lat, nadany został niesłusznie osobom ktόre przebywały tu dłużej, ale można wciąż korygować te błędne decyzje przez przedstawienie uzupełniających informacji. Trzeba przyznać że Home Office dwoi się i troi aby odejść od znanych poprzednich czarnych nawykόw poniżania cudzoziemcόw. Zapowiedział że w wypadku obywateli unijnych “zmieni swoją kulturę administracyjną”. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę dokładność swoich konsultacji z organizacjami społecznymi, m. inn z POSKiem, jak rόwnież w wielu swoich pozytywnych decyzjach, ten bardziej humanitarny “Home Office nie będący Home Office” (jak to określił jeden aktywista od sprawach imigracyjnych), sprawdził się. Przynajmniej do czasu. Ponadto Home Office założył 77 ośrodkόw dokumentacyjnych porozsiewanych po Wyspach ktόre mogą bezpłatnie doradzać i dopuszczać słabiej zorientowanych kandydatόw do technologii składania podań. Wśrόd tych ośrodkόw są aż trzy polskojęzyczne, a pozostałe też mogą ofiarować usługi w polskim języku. A więc, dostęp do nowego statusu istnieje i dotychczas, dla przykładu, 52% tutejszych obywateli węgierskich i portugalskich złożyło już podania, 59% Austriakόw, a wśrόd Bułgarόw w Wielkiej Brytanii już 70% zarejestrowało się.
A więc dlaczego tylko 250 tys. Polakόw, na 950 tys. tu obecnych, złożyło podanie? Odpowiedzi można znaleść często w nieparlamentarnych komentarzach na ten temat w portalach podających informacje o potrzebie rejestracji. Oczywiście pozostaje wciąż niewiedza Polakόw zamieszkałych w terenach odosobnionych od szerszych kanałόw informacji, w małych miasteczkach, czy na wsi, ludzi czasem bez stałego adresu zamieszkania ktόrzy nawet sami decydują odcinać się od otaczającego ich środowiska brytyjskiego, a nawet polskiego. Następnie, jest duża liczba osόb bojących się wszelkiej styczności z biurokracją brytyjską. Lecz najbardziej widoczni w tych komentarzach społecznych to są ludzie uparci, przesączeni dumą narodową, zachłystujący się własną umylśną niewiedzą. “Po co mam znowu składać podanie, kiedy już raz uzyskałem rezydenturę?” “Jakim prawem mają mi i mojej rodzinie grozić utratą prawa pracy czy dostępu do służby zdrowia!” “Przecież nas Angole nie wyrzucą! Potrzebują nas!” Reagują jak strusie chowające głowę w piasek. Może powinna Ambasada puszczać ostrzejsze spoty na You Tube krytykujące taką bezmyślną postawę.
A na koniec, są ci śmiałkowie ktόrzy mόwią że jeszcze Brexitu nie ma i że mogą śmiało odłożyć składanie podania dla siebie i swojej rodziny aż do końca roku 2020. Myślę że możliwość zaostrzenia przepisόw wjazdu do kraju od 1 listopada 2019, zapowiedziane przez obecną minister spraw wewnętrznych, Priti Patel, mogą znacznie utrudnić podrόże Polakόw za granicę jeżeli nie będą mieli paszportu polskiego czy świadectwa złożenia podania o status osiedlony. Jeszcze nowy regulamin wjazdόw na granicy nie jest wyjaśniony przez Home Office ale nie radziłbym zwlekać w tej sprawie. Optymiści twierdzą że może jeszcze Brexitu nie będzie. Optymiści. Daj im Boże zdrowie! Mądrzy muzułmanie jednak mόwią “Ufajcie Allahowi ale najpierw trzeba przywiązać wielbłąda”.
Jak wynika z ostatnich posiedzeń Polonijnej Rady Konsultacyjnej, Ambasada jest dobrze obeznana w problematyce Brexitu. Nie jest co prawda w stanie swoim listem otwartym dotrzeć do każdego Polaka w tym kraju, bo nie ma mechanizmu dotarcia pod każdą strzechą, czy do łόżka polowego, w archipelagu polskich osiedli czy indywidualnych istot w tym kraju. Może polegać na poparciu lokalnych polskich organizacji społecznych, czy polskich parafii lub szkόł sobotnich a szczegόlnie na polonijnych I krajowych mediach. Okrągła antena satelitarna Kanal+ ma często większy zasięg dla tutejszych Polakόw niż ambona. Konsulaty posiadają placόwki dostarczające informacje dla Polakόw o Brexicie i rozwijają usługi paszportowe szczegόlnie dla tych ktόrzy tu przyjechali legalnie nie posiadając paszportu. Ale wciąż Ambasada i polskie społeczeństwo mają przed sobą wielkie wyzwanie w dotarciu do wszystkich.
W ostatnim akapicie listu Ambasador zachęcał “do poważnego rozważenia możliwości powrotu do Ojczyzny”. Sam w sobie, jest to apel zupełnie zrozumiały, zresztą powtόrzony rok w rok jeszcze przez poprzednie rządy. Już w styczniu roku 2018 Mateusz Morawiecki, jeszcze wόwczas wicepremier, apelował w Sky News w ramach wywiadu na temat Brexitu, aby Polacy wracali do Polski. Przypominał że Polska potrzebuje zupełnie nowego pokolenia naukowców i menadżerów, którzy dadzą silny impuls do rozwoju Polski. Kusił programem 500+ i niskim bezrobociem. Rzeczywiście to mogłoby trafić do kogoś, kto nie daje sobie tutaj rady, lub ktoś kto już zaplanował powrόt po odpowiednim dorobieniu się.
Ambasador przypomina o możliwości powrotόw w formie uzupełniającej refleksji po poruszeniu kłopotliwego tematu Brexitu. Rzeczywiście statystyki wykazują że pewien procent Polakόw zbiera manatki i wraca. Liczba obywateli polskich mieszkających w Wielkiej Brytanii spadła w zeszłym roku o 116 tys. do 905 tysięcy. Dotyczy to przed wszystkim osόb bez dzieci. Stresy rodzinne i niepewności w sprawie przyszłych możliwości zatrudnienia mogą odegrać rolę ale ten sam upόr i duma narodowa ktόre powodują odkładanie na pόźniej procesu rejestracji na status osiedlenia powstrzymują rόwniesz wielu Polakόw przed myślą o powrocie. Są nastawieni na przetrwanie. Firma Eurotax oblicza że przeciętny zarobek ich polskich klientόw w Wielkiej Brytanii wynosi 9581 zł rocznie, gdy w Polsce przeciętny zarobek wynosi około 3900 zł. Więc rachunek gospodarczy nie kierowałby obecnie powrotami, a najwyżej sentyment rodzinny czy stres przed nastrojami społecznymi związanymi z Brexitem,
Uważam że MSZ słusznie przestrzega przed Brexitem i słusznie apeluje o powroty dla dobra gospodarki polskiej. Ale nie powinien to robić w tym samym wywiadzie czy w tym samy apelu. Łączenie tych dwuch pojęć mimo wszystko sugeruje że lepiej by było gdyby Polacy dali już sobie spokόj z Wielką Brytanią i wrόcili do Polski. Tam widziano by ich wtedy nie jako nowy zdolny narybek do pracy ale jako uchodźcόw uciekający przez jakimś pogromem. Może ich Polska przyjąć z pobłażaniem czy litością, ale nie jako partnerόw do krzewienia rozwoju gospodarki.
Jeszcze gorsze konsekwencje mogą zaistnieć tutaj gdzie taki apel Ambasadora, juz szeroko komentowany przez BBC i prasę brytyjską (np. Daily Express pt. “It’s time to come home, Poland’s Ambassador tells 800,000 Poles”), może powrόcić na agendę w wypadku przyszłego zaognionego klimatu anty-imigracyjnego. “Co? Polacy jeszcze tu są? Przecież nawet Wasz ambassador kazał Wam wracać.” Dobre intencje Ambasadora mogłyby być naumyślnie przeinaczone.
Polska ma swoje potrzeby gospodarcze ale każdy Polak czy Polka czy polskie dziecko tu zamieszkałe ma prawo tu pozostać jeżeli tego sobie życzy. Nie można zasugerować, nawet jeżeli to nie było wcale intencją MSZu, że w wyniku naciskόw Brexitu Polacy mieliby dać za wygraną i wyjechać.
Wiktor Moszczyński

Friday 25 October 2019

Zdeponowanie Sztandarόw SPK w Instytucie Sikorskiego


Przemόwienie na ostatnie zdjęcie przed budynkiem Instytutu
Dziś, 25go października 2019 o godzinie 1530. my, przedstawiciele sześciu Kόł terenowych Stowarzyszenia Przyjaciόł Polskich Weteranόw (SPPW) deponujemy na stałe Instytutowi Polskiemu I muzeum im gen Sikorskiego sztandary Stowarzyszenia Polskich Kombatantόw, ktόrymi opiekowaliśmy się od czasu rozwiązania się Stowarzyszenia Polskich Kombatantόw w Wielkiej Brytanii 7 lat temu.
Oddajemy te sztandary dumni z poczucia dobrzego spełnionego obowiązku opieki nad historycznymi zabytkami ktόre należą do całego społeczeństwa w Wielkiej Brytanii a ktόre teraz będą mogły być dostępne dla tego społeczeństwa poprzez wyeksponowanie w salach Muzeum im gen Sikorskiego.
Podajemy miejscowości Kόł terenowych od tych sztandarόw:
Kirkcaldy – sztandar SPK Koła nr 50 poświęcony w listopadzie 1969 patronat gen. Stanisław Maczek.
Londyn – sztandar SPK Koła nr 11 (Środkowy Wschόd) poświęcony 2go października 1976
Manchester – sztandar Koła SPK nr 181 poświęcony 6 grudnia 1970 patron prez. Stanisław Ostrowski
Oldham – sztandar Koła SPK nr 232 poświęcony 26 stycznia 2002
Rugby – sztandar Koła SPK nr. 301 poświęcony 4 maja 1975
Southampton – sztandar SPK nr. 309 – poświęcony w roku 1993
Sztandary te były ufundowane lokalnie przez członkόw Kόł SPK, po zbiόrkach wśrόd lokalnych organizacji i działaczy społecznych. Nazwy fundatorόw wyryte są na okuciu drzewca sztandaru. Często sam płat sztandaru był wyhaftowany w domu przez lokalne członkinie Koła. Sztandary ozdobione są symbolami religijnymi i kombatanckimi. Służyły przez wiele dekad jako symbole niepodległej Polski w swoim terenie w okresie kiedy Polska nie była jeszcze wolna i niepodległa. Służyły zarόwno przy mszach i akademiach z okazji polskich świąt narodowych, występowały przy ceremoniach lokalnych brytyjskich władz samorządowych i kόł Royal British Legion. Żegnały zasłużonych weteranόw i działaczy społecznych na ich pogrzebach, zapraszane były na akademiach lokalnych szkόł sobotnich i wieczorόw harcerskich. Wśrόd lokalnych środowisk, nie tylko kombatanckich, te sztandary były traktowane z należytą czcią.
Po rozwiązaniu Stowarzyszenia Polskich Kombatantόw w Wielkiej Brytanii, tymi sześcioma sztandarami opiekowali się dawni działacze tych Kόl, obecnie tworzący lokalne Koła Stowarzyszenia Przyjaziόł Polskich Weteranόw, w ktόrych utrzymują dalej tradycje narodowe, kombatanckie i wychowawcze.
Działające prężnie Koła SPPW zastąpią zdeponowane sztandary nowymi sztandarami z godłem i hasłem Stowarzyszenia Przyjaciόł Polskich Weteranόw, przy ktόrych będą mogli dalej na swoich terenach służyć Polsce i składać hołd żyjącym i zmarłym weteranom ktόrzy walczyli o wolną Polskę.
Oddajemy te sztandary Instytutowi Polskiemu i Muzeum im gen Sikorskiego ktόrego misją od 70 lat jest gromadzenie, zabezpieczenie jak i udostępnienie zasobόw polskiego dziedzictwa kulturalnego i ktόra jest największą polską instytucją archiwolno-muzealną poza Polską. Jej szczegόlnym obiektem badawczym jest historia Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i rządu RP na Uchodżstwie.
Teraz przed wejściem do gmachu Instytutu, sztandary uformowane są na ostatnie pożegnalne zdjęcie. Będą przekazane Instytutowi razem z dokumentami podającymi bogatą historię tych sztandarόw i tych terenowych działaczy ktόrzy posługiwali się tymi sztandarami i je utrzymywali przez wiele wiele lat.
Cześć pamięci tym żołnierzom ktόrzy za Wolną Polskę walczyli i ginęli! Cześć tym ktόrzy na ich cześć te sztandary ufundowali na swoich terenach! I cześć tym ktόrzy na tych samych terenach wiernie sztandarami opiekowali się! Chwała im za to!

Wiktor Moszczyński




Sunday 20 October 2019

Artur Rynkiewicz




Artur Rynkiewicz urodził się 8 grudnia 1927 w Stołowiczach, niedaleko od Baranowicz w wojewόdztwie nowogrodzkim. Jako 13 letnie dziecko kresόw deportowany został w roku 1940 do ZSRR ale po amnestii w 1942 wydostał się z Armią Andersa do Iranu. W 1942 uczył się w Junackiej Szkole Kadetów w Kastinie a w latach 1943–1947 w brytyjskiej szkole lotniczej RAF dla małoletnich. Od 1947 do 1953 służył w RAF w służbach technicznych, w stopniu sierżanta, w latach 1953–1957 studiował elektrotechnikę w Polytechnic of North London, w latach 1957–1963 pracował jako inżynier, następnie był wykładowcą w Twickenham College of Technology (1963–1965) i Southall College of Technology (1965–1988).
Przez szereg lat był prezesem Zrzeszenia Studentόw i Absolwentόw Polskich na Uchodźstwie I organizował marsz pod Ambasadę PRL w marcu 1968 protestujących przeciw represjom wobec studentόw w Polsce. Był też wiceprezesem Stowarzyszenia Techników Polskich przez dwie kadencje.
Jako działacz “nowego pokolenia” wszedł w struktury Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, z początku jako skarbnik, a w latach 1974–1990 był prezesem Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, wybrany ponownie na tę funkcję 15 razy. Artur przysłużył się jako Prezes Zjednoczenia i był nowatorem w zarządzeniu tą kluczową reprezentatywną organizacją wprowadzając rozszerzenie działalności poprzez komisje robocze ze stałymi przewodniczącymi, w tym, między innymi, komisje od opieki społecznej i od obrony dobrego imienia Polski. Wyprowadził tę organizację na szersze tory poza ciasny oprzęd organizacji społecznych i niepodległościowych we Wielkiej Brytanii wpatrzonych przedewszystkiem w przeszłośc i w sprawy lokalne. Rozszerzył tę działalność na trzy względnie nowe obszary.
Po pierwsze, był to prezes ktόry pierwszy wciągnął Zjednoczenie we wspόłpracę z działaczami demokratycznej opozycji w Polsce. Był to odważny ale konieczny krok bo opozycja zaczęła nabierać wόwczas rozpędu, a nawet rozgłosu za granicą, i bez tej wspόłpracy rola organizacji emigracyjnych mogłaby być zmarginalizowana. Robiąc to zaczął wywierać co raz większy nacisk na władze i media brytyjskie, demonstrując sprzeciw podczas wizyty w Londynie byłego szefa KGB Szelepina i także na wspόlnym wiecu z Leszkiem Kołakowskim, poświęconym wsparciu dla KORu i strajkujących robotnikόw Radomia i Ursusa. Organizował marsz protestacyjny w związku z wizytą wicepremiera PRL Piotra Jaroszewicza. W związku ze zbliżającą się konferencją nt. bezpieczeństwa i wspόłpracy w Belgradzie w roku 1977, Zjednoczenia przygotowało 234-stronicowy raport po polsku i (w tłumaczeniu Artura) po angielsku, oparty o materiały przygotowane w Kraju, podający szczegόły łamania międzynarodowej umowy o przestrzeganiu wolności myśli, wyrażania opinii i swobόd religijnych w Polsce. Dokument dostarczono delegatom 23 państw ktόre były sygnatariuszami umowy helsińskiej.
Już w roku 1980, a szczegόlnie po stanie wojennym, zaczał sie cały proces rόżnych politycznych wystąpień publicznych częściowo organizowanych przez Zjednoczenie a częściowo przez inne nowe organizacje jak Polish Solidarity Campaign czy Solidarity with Solidarity na ktόre Artur był regularnie proszony o przemόwienie. Nigdy nie odmawiał. Artur Rynkiewicz miał niezliczoną ilość wystąpień publicznych w języku angielskim, a w każdym naciskał na rząd brytyjski aby wprowadził sankcje przeciw władzom PRL. We wspόłpracy z działaczami Solidarności, uczestniczył w roku 1983 jako gość na pierwszym zjeździe działaczy przy Biurze NSZZ Solidarność w Brukseli.
Drugim polem jego inowacji było wzmocznienie kontaktόw z Polonią w innych częściach świata. Pod jego przewodnictwem Zjednoczenie zareagowało szybko na apel powołania jednej organizacji reprezentującej wszystkich wolnych Polakόw na świecie i uczestniczył aktywnie w Konferencji Polonii Świata w Waszyngtonie w roku 1975 I w konferencji Polonia 78 – Polonia Jutra w Toronto w roku 1978, a potem w roku 1979 w Rzymie (po wyborze Papieża Jana Pawła II). W roku 1983, przy pewnym marazmie organizacyjnym Rady Koordynacyjnej Polonii Wolnego Świata, Zjednoczenie podjęło samo podjęło inicjatywę zorganizowania Zjazdu Polonii Świata w Londynie gdzie przybyło 182 delegatόw reprezentujących 19 krajόw osiedlenia. Pod prezesurą Artura Rynkiewicz Zjednoczenie stało sie głόwnym motorem organizacyjnym i ideowym w poczynaniach Polonii Wolnego Świata gdyż wiele innych organizacji krajowych nie mogło dorownać spoistości i zapału do pracy naszego Prezesa.
Jako Sybirak ktόry doświadczył głodu i nędzy na nieludzkiej ziemi, Artur kładł jeszcze większy nacisk organizacyjny w latach 70-ych I 80-ych aby koordynować centralnie pomoc lekarską i społeczną dla starszych Polakόw kόrych brytyjski “welfare state” pomijał ze względu na ich wyobcowanie z życia normalnego w Anglii. Był to trzeci nowy obszar jego działalności. Zorganizował zjazd wszystkich parafialnych komitetόw opieki społecznej i zainicjował kurs 3-dniowy dla działaczy opieki społecznej. Rόwnież przy każdej wypowiedzi publicznej o sytuacji w Polsce podkreślał potrzebę wsparcia prawnego i materialnego dla uchodźcόw z Polski. Uzyskał zapewnienia od rządu brytyjskiego że ci uchodźcy uzyskają prawo pobytu i pracy w Anglii.
We wrześniu 1981, wspόlnie z Związkiem Lekarzy Polskich, doprowadził do powstania Medical Aid for Poland, ktόre istnieje do dzisiaj. Głόwnym celem jej działalności była wysyłka sprzętu medycznego I lekόw do Komisji Charytatywnej Episkopatu w Polsce ktόra dokonywała rozdziału pomiędzy szpitale, kliniki I inne potrzebujące ośrodki. Zajęto się rόwnież wysyłką obuwia, odzieży i żywności. Ogόlna wartość pomocy w samym tylko roku 1982 przekroczyła 1 milion funtόw a w roku następnym przekroczyła 4 mln funtόw. Dalsze £10 tys. przekazano pośrednio ofiarom terroru w Polsce. Ta pomoc ciągnęła sie przez wiele lat I była kontynuowana nawet po odzyskaniu wolności.
Duża część apeli społecznych Zjednoczenia odnosiła się do założenia i rozwinięcia POSKu w Londynie. Na przykład na apel Prezesa Zjednoczenia w roku 1980 zgromadzono przeszło £200tys. Funtόw dla POSKu w momencie dla niego kryzysowym. Artur był entuzjastycznym członkiem Rady POSKu od jej zarania zrezygnował dopiero ze względόw zdrowotnych w roku 1996. Od 1967 był członkiem zarządu Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie (m.in. pełnił funkcje prezesa, skarbnika i wiceprezesa) a w pόźniejszych latach był odpowiedzialny za kontakty POSKu z organizacjami społecznymi innych narodowości w Wielkiej Brytanii.
Przez cały ten okres działalności Artur Rynkiewicz był wiernym obrońcą Rządu Polskiego w Londynie i przy całej swojej działalności społecznej nigdy nie kończył przemόwienia bez nawoływania do potrzeby odzyskania niepodległości Polski. W latach 1973–1991 był członkiem Rady Narodowej RP z ramienia Niezależnej Grupy Społecznej, następnie z wyboru. W V Radzie Narodowej zasiadał był członkiem Komisji Spraw Zagranicznych a w latach 1978–1990 był członkiem Głównej Komisji Skarbu Narodowego, ponownie wybrany 21 lutego 1986, następnie wchodził w skład Komisji Likwidacyjnej Skarbu Narodowego.
Na początku 1989 został przewodniczącym Obywatelskiego Komitetu Wyborczego, do którego weszli działacze niepodległościowi zamieszkujący Wielką Brytanię i działający w ośrodku legalistycznym. W roku 1990 zrezygnował w końcu z funkcji Prezesa Zjednoczenia Polskiego a od 8 sierpnia 1990 do 22 grudnia 1990 był ministrem do spraw emigracji w drugim, czyli ostatnim, rządzie Edwarda Szczepanika. Był ostatnim żyjącym ministrem Rządu RP na uchodźstwie.
Wspόłpraca z Arturem Rynkiewiczem była bardzo łatwa bo był zarόwno pracowity jak i lojalny wobec organizacji i wobec członkom ktόrym służył. Trudno sobie wyobrazić aby mόgł zrobić komukolwiek personalną krzywdę bo był bardzo prostolinijny bez żadnej skłonności do intryg czy personalnych rozgrywek. Umiał trzymaćsprawy gospodarcze w porządku w wielu rόżnych organizacjach i dlatego tak często był skarbnikiem, gdy nie był prezesem. Była to osoba, do ktόrego wszyscy, a szczegόlnie młodsi działacze, mogli mieć zaufanie i właśnie dlatego tyle razy proszono go aby objął prezesurę tak kluczowej scalającej organizacji jakimi były Zjednoczenie Polskie, czy POSK.
Odznaczony został Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1989), Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1983), i Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej (1999) za wybitne zasługi dla kultury polskiej).
Zmarł po ciężkiej chorobie 15 września 2019 na Ealingu w wieku 91 lat. Zostawił po sobie wieloletnią małżonkę Annę. Msza pogrzebowa miała miejsce 26 września w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie a odprowadzały go liczne grona działaczy polonijnych z nowego powojennego pokolenia z ktόrymi zawsze umiał wydajnie wspόłpracować.
Wiktor Moszczyński

Wednesday 18 September 2019

To się Wszystko Może Źle Skończyć



Niezależnie od wyniku apelacji w brytyjskim Sądzie Najwyższym obecny chaos konstytucyjny w Zjednoczonym Krόlestwie nie wrόży nic dobrego. Stoją najeżone przeciwko sobie cztery filary niepisanej konstytucji brytyjskiej – suwerenny parlament, rząd, sądownictwo i monarchia. Ich dotychczasowe stosunki zawsze były oparte na kombinacji tradycji i zdrowego rozsądku i w zasadzie każdy element starał się nie podważać rόwnowagi w systemie rządzenia. Dotyczyło to nawet potencjalnych konfliktόw między parlamentem a rządem dlatego że w praktyce od czasu Drugiej Wojny Światowej, a właściwie nawet i wcześniej, rząd zawsze mόgł się oprzeć w parlamencie na solidnym poparciu partii ktόra wygrywała wybory i cieszyła się niepodzielną większością w Izbie Gmin. Zasady były proste. Po każdych wyborach powszechnych nowy rząd uwłaszczony większością w parlamencie przejmuje kontrolę legislacyjną zatwierdzoną uroczyście przez Krόlowę jako głowę państwa i wprowadza to co Lord Hailsham nazwał kiedyś “dyktaturą z wyboru” a sądy i administracja państwowa kontynuują swoją działalność w tym samym składzie niezależnie. Nawet członkostwo Unii Europejskiej nie zakłόcało z początku tego ładu bo zostało zręcznie wkomponowane w działalność legislacyjną niby jeszcze suwerennego parlamentu brytyjskiego.
Brexit zmienił wszystko. Co prawda już wcześniej poszczegόlne rządy zaczęły wprowadzać rόżnego rodzaju referendόw, a to, w systemie wyborczym, a to, w w sprawie niepodległości Szkocji, ale te wstępne eksperymenty nic nie zmieniały. W międzyczasie rosły namiętności anty-unijne wewnątrz prawego skrzydła partii konserwatywnej ktόre co raz bardziej reagowały na postępującą erozję niezależności parlamentu wobec Unii Europejskiej. Te zaburzenia zmuszały ich lidera Camerona do szukania sposobu zneutralizowania tych wewnętrznych konfliktόw we własnej partii. Dlatego w programie wyborczym w roku 2015 zaofiarował referendum w sprawie członkostwa Unii Europejskiej I to nieszczęsne referendum zwołał w następnym roku. Zrobił to lekceważąco z myślą że referendum wygra, przy pomocy innych pro-unijnych partii z opozycji, I dlatego nie zabezpieczył się ani pułapem zachowawczym w ilości osόb głosujących, ani propozycją w jaki skuteczny sposόb takie wyjście z Unii można by było przeprowadzić w wyniku zwycięstwa tych głosujących za wyjściem.
Zacietrzewieni zwolennicy wyjścia wrzucili do kampanii o referendum wszystkie możliwe argumenty aby zagrać na nastrojach patriotycznych i nastraszyć rosnącym brakiem suwerenności i nawałem nowych nieuregulowanych przybyszόw, choćby z Turcji, ktόrzy przybędą w podobnych a nawet większych liczbach niż dotychczas Polacy i Rumuni. Świadomi też z rosnącego niezadowolenia zubożałego społeczeństwa w wyniku wieloletnich ukrόceń w wydatkach społecznych zwolennicy Brexitu skierowali tą niechęć i frustrację zręcznie w kierunku obecnych tu cudzoziemcόw. Jak to określił ostatno w pamiętnikach premier Cameron, zwolennicy Brexitu “zostawili prawdę w domu”.
Społeczeństwo brytyjskie przyjęło wynik referendum (52% za wyjściem, 48% przeciw) w lipcu 2016 ze szokiem zarόwno dla tych ktόrzy chcieli wyjść jak i dla tych co chcieli pozostać. Atmosfera społeczna zaogniła się. Powstały nagle zaburzenia przeciw cudzoziemcom a nawet brytyjskim mniejszościom narodowym. Rόwnie mocno zadziałały głosy domagające sie spokoju i tolerancji. Niepokόj pozostał bo nie było jeszcze żadnego planu jak to wyjście wynegocjować i jakie miałyby być stosunki prawne i gospodarcze między Wielką Brytanią a Unią. Dodatkowym problemem konstytucyjnym okazało się odrzucenie decyzji wyjścia w Szkocji i Pόłnocnej Irlandii. Ale nawet większość oponentόw wyjścia przyjęło zasadę że decyzja wyjścia poprzez referendum, nawet jeżeli formalnie tylko było to referendum konsultacyjne, jest obowiązująca rόwnież dla parlamentu.
Nowy rząd pani May też nie miał jeszcze pewności na jakich zasadach to wyjście ma być przeprowadzone ale potwierdził że “Brexit jest Brexit” I że to wyjście na pewno nastąpi gdy odbędą się negocjacje z Unią. Z początku rząd nawet chciał przeprowadzić konsultacje bez udziału parlamentu ale Sąd Najwyższy dopuścił parlament do kontrolowania procesu negocjacji za co sędziowie zostali obwołani “wrogami ludu” na łamach anty-unijnego brukowca. Rada Europejska orzekła jednak że negocjacje mogą rozpocząć się dopiero po oficjalnym powołaniu się na artykuł 50 traktatu lizbońskiego. Więc wielopartyjna większość parlamentarna poparła wniosek rządu o wywołanie artykułu 50 z datą ostatecznego wyjścia uzgodnioną na koniec marca 2019. Negocjacje się rozpoczęły a parlament był gotowy przyjąć ewentualny wynik. Zdrowy rozsądek zapanował mimo bulwersującego efektu wyniku referendum.
Tymczasem ten zdrowy rozsądek został dramatycznie naruszony kiedy pani May starała się powiększyć swoje oparcie w parlamencie i zwołala wybory w maju 2017. Prowadziła je bezwładnie i praktycznie wybory przegrała bo straciła swoją większość w parlamencie. Gdy po wielkich zmaganiach pani May wynegocjowała skomplikowaną umowę zawetowało ją znaczna część posłόw konserwatywnych w porozumieniu z pόłnocnoirlandzkim DUP. Ta bezkompromisowość ze strony skrajnych brexitowcόw i wyraźnie szerszego niezadowolenie z tymczasowości wyniku negocjacji nakłoniło część członkόw opozycji ktόrzy byli gotowi dotychczas przyjąć miększy układ Brexitu do jawnego obalenia tej decyzji albo przez zwołanie nowe referendum. Wszelkie prόby przeprowadzenia planu pani May zostały odrzucone przez parliament trzykrotnie ale parlament nie był w stanie zdecydować się na alternatywną wersję wyjścia. Tylko w jednym był zgodny. Nie mogło to być wyjście bez żadnej umowy ze względu na katastrofalny efekt na gospodarkę.
Powstał teraz nowy i niebezpieczny element konfliktu. Kto miał teraz autentyczny mandat demokratyczny? Czy rząd opierający się o wynik referendum z roku 2016, czy nowy parlament w wyniku wyborόw w roku 2017? Po obu stronach podziału odbywały się demonstracje, czasem nawet przekraczając jeden milion uczestnikόw. Unia Europejska zezwoliła na przedłużeniu okresu wyjścia od końca marca do końca pażdziernika przy pobłażliwym ostrzeżeniu od Donalda Tuska aby nie tracili czas na dalszy jałowy paraliż w tym nowym terminie, co dla znacznej części Brytyjczykόw (zarόwno za i przeciw) było upokarzające.
Zrezygnowała pani May a nowy rząd utworzył Boris Johnson ktόry natychmiast potwierdził gotowość rządu do skutecznego przeprowadzenia wyjścia z Unii na koniec października niezależnie od tego czy będzie umowa czy nie. Niby prowadzone są dalsze negocjacje z Komisją, szczegόlnie nad statusem gospodarczym Pόłnocnej Irlandii . ale ekipa Johnsona przedstawia im te plany w tajemnicy przed własnym parlamentem. O stanie negocjacji ma decydować europejski szczyt 17go października. Natomiast w pełną energią rząd przygotowuje prawodawstwo i gospodarkę na wyjście z Unii bez umowy i nawet nakłonił Krόlowę do zawieszenia parlamentu na pięć tygodni aby mu w tym nie przeszkadzał. Parlament z kolei zdążył przeprowadzić przed zawieszeniem ustawę posła Hilarego Benna aby zmusić rząd do złożenia prośby do Unii o przedłużenie terminu wyjścia o dalsze 3 miesiące jeżeli szczyt europejski nie zatwierdzi nowej umowy z rządem. Bardziej kontrowersyjnie parliament zablokował też rządowi możliwość zwołania nowych wyborόw do parlamentu aby powstrzymac rząd od wyjścia z Unii przed październikowym terminem. Grupy parlamentarzystόw i prawnikόw zakwestionowały właściwość porady premiera dla Krόlowej przed zawieszeniem parlamentu i tą sprawę ma z kolei rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Zawzięty premier groził co prawda Sądowi aby nie podejmował się tego tematu. Wyraził też gotowość ominąć nakaz parlamentu co do terminu wyjścia.
Kto ma rację? Premier powołuje się na mandat wynikający z referendum w roku 2016. Większość zmęczonego zdenerwowanego społeczeństwa upokorzonego przez wypowiedzi z Europy, a szczegόlnie przez niedyplomatyczne ostatnio zachowanie premiera Luksemburgu, jest gotowa za premierem wpaść szarżą na szaniec i ponieść konsekwencje gospodarcze wyjścia bez umowy “na życie czy na śmierć”, bo i tak “jakoś tam będzie”.
A parlament powołuje się na mandat osobisty swoich posłόw uzyskany w czasie wyborόw w roku 2017. Niestety parlament w tej chwili posiada tylko 15% pozytywnego uznania jako instytucja. Nawet gdyby rozegrał skutecznie decyzję o zmianie terminu wyjścia to jednak nastroje społeczeństwa będą nieobliczalne. Zjazd Liberałόw-Demokratόw ofiarujący możliwość odwołania Brexitu nawet bez referendum dodaje tylko oliwy do ognia przekonując zwolennikόw wyjścia że przygotowuje się zamach parlamentu aby podważyć referendum. Ostrożność Partii Pracy dającej możliwość zarόwno nowych wyborόw, możliwości wynegocjowania nowej umowy opartej o pełnej unii celnej a zarazem pozostawiając opcję ewentualnego referendum nad wynikiem negocjacji, jest chyba najrozsądniejszym rozwiązaniem, ale nie widać aby obecna Wielka Brytania była gotowa przyjąć teraz wszelkie rozsądne rozwiązania. Chaos konstytucyjny może spowodować wybuch społeczny ktόre obejmie nie tylko głόwne partie parlamentarne ale może nawet i monarchię.
Wiktor Moszczyński 18 wrzesień 2019

Msza Żałobna dla płk Ździsława Pichety


5go września 2019 obyła się msza żałobna w Kościele pw św. Andrzeja Boboli w Londynie w związku z pogrzebem płk. inż. Zdzisława Pichety, karpatczyka, tobukczyka i wybitnego działacza społecznego ktόry umarł w Londynie 23 sierpnia 2019.
Mszę odprawił ks Przemyslaw Krol w obecności wdowy pani Czesławy Pichety, członkόw obszernej rodziny Zmarłego i szeregu znanych działaczy emigracyjnych i polonijnych. Trumnę wniesli do Kościoła członkowie Pierwszej Polskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej w UK w wojennych mundurach wojska polskiego przy śpiewie “Karpackiej Brygady” przez Iwonę Januszajtis. Wnukowie Sophie i Rob Picheta czytali z listόw św. Pawła do Rzymian i Koryntian a Kazimiera Janota-Bzowska, sekretarz Związku Karpatczykόw, prowadziła w modlitwach wiernych. Synowie Andy i Roman Picheta podzielili się ze zgromadzonymi wiernymi ciepłymi ws pomnieniami o życiu i dokonań swojego Ojca przypominając jego szlak wojenny, a potem jego role jako działacza kombatanckiego i harcerskiego, jako założyciela rodziny i jako krzewiciela najpiękniejszych patriotycznych tradycji polskich. Broszurka rozdana uczestnikom mszy podawała nie tylko liturgię słόw mszy ale rόwnież opis życia zmarłego i wzbogacona była pięknymi zdjęciami rodzinnymi i scenami z jego bogatego życia społecznego i towarzyskiego. Po mszy trumnę wyprowadzono z Kościoła przy asyscie sztandaru Koła SPK nr 11 “Środkowy Wschόd”.
Trumnę przeniesiono do Mortlake Crematorium na spopielenie. Tu żegnał jeszcze zmarłego prezes Stowarzyszenia Przyjaciόł Polskich Weteranόw Wiktor Moszczyński przypominając jego udział jako 16-letni łącznościowiec w kampanii wrześniowej, dwukrotnej ucieczce z obozu internowania w Rumunii, służby w Brygadzie Strzelcόw Karpackich a potem w Samodzielnej Brygadzie Stzelcόw Karpackich a wreszcie w 3 Dywizji Strzelcόw Karpackich, kolejno jako goniec motocyklowy w Syrii, Palestynie, Egipcie, w obronie Tobruku i w bitwie o Gazale a ostatecznie w kampanii włoskiej pod Monte Cassino.Podkreślił też jego role jako jeden z członkόw-założycieli POSKu i aktywnym udziale we władzach Związku byłych Żołnierzy Brygady śtrzelcόw Karpackich, Światowego Związku Łączniościowcόw i Kole Oficerόw Dyplomowanych.
Pochowanie prochόw odbędzie się na wojskowych Powązkach w pόźniejszym terminie. Rodzina prosiła aby zamiast kwiatόw składać ofiary na Meadow House Hospice ktόry opiekował się nim w ostatnim roku.

Sunday 18 August 2019

Za mało o nas w mediach



“Stanowczo za mało Polakόw w brytyjskiej telewizji” narzeka w liście do BBC polski londyńczyk Zyg Kowalczyk. Kopia listu ukazała się w poprzednim wydaniu “Tygodnia Polskiego” I skomentował to pozytywnie nasz szanowny redaktor naczelny Jarosław Koźmiński (“niewidzialni Polacy”- TP 16/08/19). Daje to dużo do myślenia.
Oczywiście do pewnego stopnia zgadzam się z panem Kowalczykiem. Miło byłoby oglądać częściej naszych rodakόw w mediach brytyjskich. Co prawda, może nie jest aż taki straszny brak polskich twarzy na brytyjskich ekranach jak wylicza nasz korespondent. Poza niezawodną Kasią Maderą, ktόrej też, jak pan Kowalczyk, jestem wielbicielem, jest nasz elegancki prezenter pogody, Gdańszczanin, Tomasz Schafernaker, ktόry podbija serce niejednej Brytyjki. BBC 2 miało parę lat temu całą serię programόw pt. Poland Stories, a potem “The Poland Connection”, pokrywającą geografię Polski, wywiady z imigrantami, informacje o Holokauście, i temu podobne. Z okazji stulecia odzyskania niepodległości, BBC News Channel nadał program “The Struggle for Poland’s Future” a BBC Radio transmitowało “Poland: a Hundred Years of History” przygotowane przez historyka Adama Zamoyskiego. To same Radio 4 nadawało jeszcze “Art of Now in Warsaw” o konflikcie artystόw, pisarzy i muzykόw z polskim nacjonalizmem i “Still Here, a Polish Odyssey” w ktόrym Jayne Rogoyska relacjonowała losy dzieci polskich wywiezionych do Syberii. Parę lat temu słyszałem nagranie BBC Radio o życiu Polakόw w Bradford, a w tym szczegόlnie rozmowy z polskimi kombatantami. Pamiętam też wyprawę “owłosionych bikerόw” do Białowieży aby zakosztować smak bigosu i Żubrόwki. A więc ten polski wkład do brytyjskiego eteru nie jest aż tak ogołocony.
Mamy nawet swoich celebrytόw medialnych jak Rula Lenska, Tracy Ullman i Mel Giedroyc. A kto mόgł nie docenić uwodzicielskich talentόw Joanny Kańskiej jako Greta Grotowska w serialu komediowym BBC – “A very Peculiar Practice”, a pόźniej jako obrotna szwaczka Dorota w domu mody w serialu “Material Girl”? A więc istniejemy. Ale zgadzam się że, jak na tak wielką diasporę polską w tym kraju, jest to zbyt mało.
W liście do Tony Hall, szefa BBC, Zyg Kowalczyk zastrzega że, choć uważa że młodzi Polacy tracą na tym że nie widzą polskich prominentόw na ekranie, to jednak nie popiera tzw.polityki tożsamościowej (“identity politics”). W artykule w tygodniku “Spectator” pt “Czemu tak mało Polakόw w brytyjskiej telewizji?” dziennikarz Ben Sixsmith przypomina że wiele organizacji reprezentujących mniejszości narodowe, lub inne ugrupowania specjalnej troski, wywiera ciągły nacisk na mediach i na instytucjach społecznych o braku ich przedstawicieli, ale że Polacy tym się nie zajmują i nikt na to nie zwraca uwagi. Rzeczywiście nie wywieramy nacisku zbiorowego w tej sprawie bo nie czujemy potrzeby podszywania się pod częstym hasłem “rόwnych szans” (“equal opportunities”) ktόre są podstawą wszelkiej praktyki w rekrutowaniu nowych pracownikόw do urzędόw państwowych czy większych przedsiębiorstw. Niby zaliczamy się do faworyzowanych kryteriόw “BME - Black and Minority Ethnic” ale nie zawsze palimy się aby do tej grupy należyć a większość organizacji posługujących się tym terminem wcale nie ma zamiaru nas do tego włączyć. Przypomina to trochę punkty za pochodzenie ktόre przyznawano studentom pochodzenia robotniczego czy chłopskiego w PRLu. Nawet jesteśmy dumni że stajemy obok i nie wlączamy się do podobnej konkurencji o etaty. Czy to słuszne podejście?
Myślę że nie. Dlaczego młodzi Polacy i Polki, starający się o etaty w instytucjach państwowych, mają na tym tracić, bo nie są zaliczeni do grup specjalnej troski? Czy to znowu nasza duma narodowa przeszkadza nam w prόbie wyrόwnania im szans. Gdy wybrano mnie na radnego w Ealingu, po uświadomieniu sobie roli radnych hinduskich promujących swoich, uważałem to jako mόj obowiązek aby uzasadniać dotacje dla polskich organizacji bo dotyczyło grup specjalnej troski, a szczegόlnie wόwczas polskich emerytόw, w większości sybirakόw czy weteranόw wojennych. Załatwiałem dla nich oddzielne piętro w domu starcόw i częściowe subsydiowanie kosztu jednego autokaru kombatantόw do Monte Cassino na 45 rocznicę bitwy. Załatwiłem też na przykład, choć na krόtko, wolny wynajem gmachu szkolnego dla szkoły sobotniej. A teraz, w tym wyścigu o etaty dla ludzi młodych też nie powinnyśmy stać dumnie obok i tylko narzekać.
Oczywiście nie powinnyśmy tego robić nachalnie, ale tak od czasu do czasu dyskretnie przypomnieć im o naszym istnieniu, jak to zrobił Zyg Kowalczyk. Powinna, na przykład, ktόraś organizacja polska napisać prośbę do BBC, czy do ktόryś z samorządόw, a nawet do pewnych ministerstw (choćby Home Office) o informację w ramach polityki “rόwnych szans”, dotyczącą ilości ich pracownikόw pochodzenia polskiego. Powołać się można na Ustawę o Wolności Informacji a będą zmuszeni przekazać nam tą statystykę. Trzeba tylko opublikować te cyfry publicznie i od razu zacznie się dyskusja, a najbardziej na tym będą zyskać Polacy starający się o posady w tych organizacjach.
Ale mam też tu inne obawy. W sprawach mediόw brytyjskich, a rόwnież wobec podręcznikόw szkolnych, Polacy mają dwie zasadnicze pretensje. Jedno, że się za malo o nas piszą i mόwią, a drugie, że, jak w końcu coś piszą czy mόwią, to nie po naszej myśli. Nie znosimy milczenia o nas, ale rόwnież nie znosimy krytyki. Możemy sobie pozwolić od czasu do czasu na samokrytykę, ale tylko od swoich. Od cudzoziemcόw nie. Mam obawę że cokolwiek ukaże się o nas, a szczegόlnie kiedy to ma być fabuła, albo nawet jakiś serial, będziemy od razu krytykować i pisać listy protestu. Wiem że Polacy kochają na przykład stary serial komediowy “ ’Allo, ‘Allo” ktόry ostatnio powtarzają w telewizji. Dotyczy życia Francuzόw pod okupacją niemiecką, i płęta serialu jest ta że każdy uczestnik,czy Francuz, czy Niemiec, czy Anglik, czy Włoch, jest kompletnym idiotą. Bohaterstwo ruch oporu jest iluzją, a okrucieństwo Niemcόw też. Śmiejemy się wszyscy do łez. A co gdyby w tym serialu wystąpił rόwnie idiotyczny Polak? A co gdyby serial dotyczył komedię o okupacji niemieckiej w Polsce? Czy dalej śmialibyśmy, czy organizowali byśmy protest przed budynkiem BBC?
Dramaty oparte o życiu tutejszych Polakόw czy o historycznym tle mogłyby być rόwnie kłopotliwe jak komedie. Już przedtem były protesty gdy nastąpiły seriale bardziej dramatyczne. Polski serial TVP “Londyńczycy” był bardzo niepopularny u nas. Z początku też byłem krytycznie nastawiony do tego serialu. W pierwszych odcinkach obracaliśmy się w nieciekawym świecie przestępczym eksploatującym naiwnych Polakόw i zajmującym się przemytem narkotykόw. Z czasem treść stała się bardziej zrόwnoważona, zaczęły pojawiać się postacie pozytywne, rozwijające biznesy, zakładające rodziny, a nawet kandydujące do samorządu. Trzeba było przełknąć to złe aby docenić to co pozytywne. Gdy serial ukazał się w kanale londyńskim już nie protestowałem. Co innego serial niemiecki “Unsere Mütter, Unsere Väter” w ktόrym AKowcy występują jako zażarci anty-semici. Pisałem do ambasady niemieckiej aby wyspowiadając się z winy za własne zbrodnie niemieckie nie obarczali nimi Polakόw.
Cokolwiek miałoby się o nas pokazać byłoby rzeczą ważną aby scenariusz był napisany kompetentnie i sumiennie nawet jeżeli okazałby się kontrowersyjny. Autorem takiego scenariusza nie byłaby polonijna organizacja. Musiałby się wyłonić autor czy producent albo z naszego środowiska utalentowanych młodych pisarzy albo od przychylnego nam Brytyjczyka ale my byśmy mogli mieć tylko słaby wpływ na tematykę. Byłoby to zwierciadłem Polakόw w Wielkiej Brytanii z rόżnych pokoleń w ktόrym nie zawsze byśmy chcieli siebie oglądać. Bo gdyby Polacy wypadli w takim serialu jako wyłącznie bohaterscy, szlachetni, bojowi to, po pierwsze byłoby to nudne, a po drugie, sami wiemy, że byłoby niewiarygodne. Uznajmy nasze blaski i cienie, nawet kiedy prezentują te cechy osoby obce.
W walce z kłamstwami o nas zawsze powinnyśmy występować. Tak samo pilnujmy jeżeli jesteśmy pominięci w opisach zjawisk w ktόrych odgrywaliśmy kluczową rolę. Ale nie możemy, nie powinnyśmy nawet, walczyć z każdą opinią wyrażoną o nas w mediach, bo są to oceny subiektywne. Nie każdy musi nas kochać, A jak nam to się nie podoba to nie piszmy do BBC że za rzadko występuje u nich tematyka polska.
Wiktor Moszczyński, Tydzień Polski 24 sierpień 2019



Sunday 4 August 2019

Dylemat Partii Pracy.


Nowy premier Boris Johnson wszystko odmienił. Wąski elektorat, składający się tylko z 160tys członkόw rządzącej partii konserwatywnej, wyznaczył dla kraju nowego premiera ktόry wyraził gotowość dopełnienia Brexitu niezależnie od tego czy będzie nowa umowa z Unią czy nie. Zapowiedział nieuchronność ostatecznego terminu wyjścia na 31 października na zasadzie “to do or die” (“na życie czy na śmierć”). Ten złowieszczy cytat pochodził z wiersza Alfreda Tennysona o samobόjczej szarży lekkiej jazdy w czasie wojny krymskiej. Nowy premier powołał nowy tzw. “gabinet wojenny” składający się zarόwno z fanatykόw wyjścia jak i oportunistόw gotowych dla kariery poprzeć jego krucjatę o odzyskanie mitycznej “suwerenności” Zjednoczonego Krόlestwa. Taki ton niemal histerii świadczy o rosnących emocjonalnych nastrojach w normalnie rozsądnym elektoracie brytyjskim podzielonym obecnie niemal na rόwno między fanatycznymi zwolennikami nieodwołalnego wyjścia za wszelką cenę a osobami wolącymi pozostać w Unii.
Johnson wie że nie posiada na razie większości w parlamencie aby przeprowadzić wyjście bez umowy, ale liczy na to że opozycja w parlamencie jest słaba i podzielona bo parlament zdecydowanej wspόlnej alternatywy nie mόgł wskrzesić. Johnson nawet jest gotόw w najgorszym wypadku parlament po prostu pominąć lub rozwiązać i zwołać nowe wybory. Mόgłby nawet zignorować wotum nieufności i zarządzić najpierw wyjście, a potem dopiero nowe wybory. Czuje potrzebę tego niebezpiecznego galopu do przepaści aby odbić głosy konserwatystόw I innych złożone nowej partii Brexit ktόra w Wielkiej Brytanii wygrała wybory do parlamentu europejskiego.
To prawda że sondaże wskazują rόwnież małą przewagę wyborcόw za pozostaniem w Unii ale ani obawy oponentόw, ani protestujące głosy parlamentarnej opozycji, ani przestrogi wybitnych ekonomistόw i predzsiębiorcόw nie hamują obecnie ten niepowstrzymalny taran nowego rządu zapędzający kraj do katastrofy.
Ta znikoma obecna większość za pozostaniem ma trudności w urzeczywistnieniu swojej opozycji w wyborach parlamentarnych dlatego że składa się z rόżnorodnych elementόw. W tej grupie tymczasowo znajdują się nie tylko osoby stanowczo za pozostaniem ale rόwnież osoby ktόre przyjmują wyniki referendum ale chcą wyjść z Unii na podstawie jakiejś umowy, albo tej wynegocjowanej przez poprzedni rząd, albo w kształcie unii celnej czego popierał do niedawna Jeremy Corbyn. Są to zwolennicy “miękkiego Brexitu”. Rόwnież w tej grupie znajdują sie konserwatyści, zwolennicy ostrej I bardziej umiarkowanej lewicy, libarałowie, zieloni, narodowcy szkoccy i walijscy. Te podziały utrudniają tworzenie wspόlnego frontu przeciw kampanii wyjścia nowego rządu bo wchodzą w gre interesy partyjne. Taka wspόłpraca okazała się możliwa, na przykład przy uzupełniających wyborach w okręgu Brecon and Radnorshire gdzie wsόlny kandydat dla liberałόw, zielonych i walijskiej Plaid Cymru pokonał kandydata konserwatywnego ale i tu zwycięstwo nastąpiło w wyniku podzielonych głosόw za ostrym Brexitem między partą konserwatywną a Brexit Party. Gdyby Johnson pogodził się partią Brexit taki numer nie powtόrzyłby się.
Jedyna partia ktόra może poprawić koniunkturę za pozostaniem w Unii jest Partia Pracy. Niestety ostre wojny wewnętrzne w tej organizacji, trwające od momentu zdobycia przywόdztwa przez Jeremy Corbyn w roku 2015, znacznie utrudniają wspόlny front. Są ostre podziały między bardziej skrajną lewicą reprezentowaną rzez Corbyna i jego “stalinowski” sztab i popartą przez znaczną większość nowych członkόw partii a bardziej umiarkowaną grupą w klubie parlamentarnym. Trwa podstępna wojna w sprawie chorobliwych ujawnień anty-semityzmu w ścisłym gronie fanatykόw wspartych przez ten sam szkodliwy sztab lidera. Lecz najważniejszy podział istnieje między prounijnymi sympatykami Partii Pracy w metropoliach a anty-unijną postawą elektoratu Labour w okręgach wiejskich i małomiasteczkowych. Na 247 posłόw z partii Labour ktόrzy pozostają w klubie parlamentarnym po odejściu 12 posłόw pro-unijnych, aż 72 reprezentują okręgi gdzie przeszło 55% wyborcόw głosowało za wyjściem. Historycznie Corbyn nie był w ogόle zwolennikiem członkostwa Unii i jego pόźniejsze występy za pozostaniem, czytane monotonnie z kartki, nie były przekonywujące dla chwiejnego elektoratu.
Poza tym Corbyn jest osobiście niepopularny. W zeszłorocznych wyborach parlamentarnych zabłysnął niespodziewanie swoją pasją a nawet swoim poczuciem humoru ale jego przeciwnikiem była wtedy oziębła sztywna Theresa May. Wobec charyzmatycznego przeciwnika jak Boris Johnson Corbyn wygląda na zmęczonego i nie wzbudza entuzjazmu wyborcόw. W ostatnich sondażach tylko 20% widziało w nim dobrego premiera na przyszłość, a 65% była przeciwna. Natomiast poparcie dla Johnsona wzrosło do 38%. Według Ipsos Mori 55% twierdzi że Labour powinno pozbyć się Corbyna, ale jego sztabowcy i fanatyczni poplecznicy nie pozwolą na to.
Ale dylemat Partii Pracy aby powstrzymać Johnsona nie jest tylko dylematem samego Corbyna. Większość posłόw labourzystowskich entuzjastycznie popiera zdecydowaną kampanię za pozostaniem w Unii. Gotowi są dokonać to przedewszystkiem przez wywołanie nowego referendum przy wspόłpracy z innymi partiami opozycji, a w tym z około 30 posłami konserwatywnymi. Ale będą posłowie z Partii Pracy ktόrzy nie poprą taki wniosek w parlamencie ze względu na nacisk własnych anty-unijnych wyborcόw.
W takim wypadku partia byłaby teoretycznie gotowa zwołać nowe wybory przez zgłoszenie wotum nieufności wobec rządowi Johnsona. Same wybory byłyby już znacznie bardziej ryzykowne niż nowe referendum. Partia Pracy liczyłaby wόwczas na elektoralny pakt z liberałami w stu najbardziej marginalnych okręgach, mogłaby zaofiarować Partii Zielonej (mającej przeszło million wyborcόw ale tylko jednego posła) miejsce w obecnym gabinecie cieni, a w wypadku szkockich nacjonalistόw gotowi byliby zaofiarować im ponowne prawo w najbliższych lat na przeprowadzenie referendum o niepodległość Szkocji. Głόwnym celem takiego paktu byłoby wspόlne przekroczenie mety odwołania Brexitu. Ale trudno wyobrazić aby liberałowie zgodziliby się na taki pakt jak długo Corbyn jest liderem. Trudno byłoby też Corbyna do takiej strategii przekonać bo nie chce dzielić się władzą z innymi partiami. Pod naciskiem swoich doradcόw parlamentarnych przeszedł tylko połowę drogi i zgodził się na poddanie jakiegokolwiek projektu wyjścia nowemu referendum. Poza tym taki projekt zraziłby by tych 70-iu parę posłόw I ich wyborcόw z pόłnocnej Anglii i Midlandόw gdzie wyborcy popierali wyjście z Unii w czasie referendum.
Drugą opcją to oprzeć następną kampanię wyborczą nie na odwołania Brexitu ale na zasadzie ścisłej wspόlnej opozycji wobec Brexitu bez umowy lansowanego przez Johnsona. W ostatnim tygodniu chwiejny Corbyn przychylił się znowu do tej koncepcji bo taki mόgłby w jego oczach zjednoczyć całą Partię Pracy. W ten sposόb Labour uszanowałoby wolę większości elektoratu z czasu referendum. Takie podejście popiera Corbyn i wielu posłόw jak Stephen Kinnock, Barry Gardiner czy Lisa Nandy, ktόrzy reprezentują okręgi głosujące za Brexitem. Ale dla wielu niecierpliwych posłόw londyńskich ktόrzy służą obecnie w gabinecie cieni, jak Sir Keir Starmer i Emily Thornberry, taka polityka zmusiłaby by ich do rezygnacji z ich funkcji a jeszcze więcej z ich kolegόw mogło by w ogόle opuścić szeregi klubu parlamentarnego i dołączyć do swoich kolegόw niezależnych ktόrzy opuścili Labour dwa miesiące temu. Z reztą wielu z nich są już na tyle skłόceni z Corbynem że grozi im partyjna deselekcja z mandatu poselskiego w przyszłych wyborach.
Podjęcie decyzji wobec takiego dylematu wymaga energicznego przywόdcy z determinacją Johnsona do ktόrego posłowie, członkowie i związkowcy tworzący ruch pracy mieliby pełne zaufanie a ktόry, po podjęciu decyzji I przekonania do niej swojej partii, byłby w stanie przekonać rόwnież progresywny elektorat brytyjski, zarόwno pro-unijny jak i anty-unijny. Cel byłby jasny, Nie może być Brexitu bez umowy. Nawet jeżeli Labour nie wygra przyszłych wyborόw to wόwczas przegrałby je obecny rząd Johnsona, a nowa większość parlamentarna labourzystόw i innych partii mogłaby wreszcie uzupełnić negocjacje z Unią i poddać ewentualny wynik negocjacji nowemu referendum.
Obawiam się że z obecnym liderem tego dylematu nie rozwiążą. Wόwczas efektywność Labour jako opozycji jeszcze bardziej osłabnie, międzypartyjnego paktu anty-bezumownego Brexitu nie będzie i premier Johnson mogłby dokonać wreszcie swόj katastrofalny Brexit.

Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 9 sierpień 2019

Saturday 3 August 2019

Zamiast Wstępu do książki “Ogłaszam Alarm dla Polskiego Londynu”

Nowy premier brytyjski Boris Johnson wszystko odmienił. W marcu br, w momencie oddania maszynopisu mojemu zacnemu wydawcy, sprawa wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii nie była wciąż przesądzona i sytuacja prawna Polakόw w Wielkiej Brytanii też była daleka od rozwiązania. Ale wydawało się że wszystko jest na dobrej drodze i że, albo będzie jakaś umowa z Unią w ktόrej nowe uzgodnione prawa obywateli unijnych będą zagwarantowane, albo nastąpiłoby ponowne referendum ktόre mogłoby nawet zakończyć się odrzuceniem Brexitu.
Tymczasem w lipcu br. premier Theresa May podała się do dymisji a elektorat, składający się tylko z 160tys członkόw rządzącej partii konserwatywnej, wyznaczył dla kraju nowego premiera ktόry wyraził gotowość dopełnienia Brexitu niezależnie od tego czy będzie nowa umowa z Unią czy w ogόle umowy nie będzie. Zapowiedział nieuchronność ostatecznego terminu wyjścia na koniec pażdziernika na zasadzie “to do or die” (“na życie czy na śmierć”). Ten złowieszczy cytat pochodził z wiersza Alfreda Tennysona o samobόjczej szarży lekkiej jazdy w czasie wojny krymskiej. Nowy premier powołał nowy tzw. “gabinet wojenny” składający się zarόwno z fanatykόw wyjścia jak i oportunistόw gotowych dla kariery poprzeć jego krucjatę o odzyskanie mitycznej “suwerenności” Zjednoczonego Krόlestwa. Taki ton niemal histerii świadczy o rosnących emocjonalnych nastrojach w normalnie rozsądnym elektoracie brytyjskim podzielonym na rόwno teraz między fanatycznyni zwolennikami nieodwołalnego wyjścia za wszelką cenę lub osόb zdeterminowanyh pozostać w Unii. Niby premier wyrażał gotowość sprawę wyjścia wynegocjować jeszcze raz, a szczegόlnie w sprawie płynności przyszłej granicy lądowej w pόłnocznej Irlandii, ale było oczywiste że szefowie unijni nie pόjdą na dalsze ustępstwa i że wyjście bez umowy pozostanie najbardziej realną opcją. Johnson wie że nie posiada na razie większości w parlamencie aby przeprowadzić wyjście bez umowy, ale liczy na to że opozycja w parlamencie jest słaba i zfragmentowana. Albo przekona parlament albo zastraszy posłόw swoją determinacją grając na rosnących nastrojach nacjonalistycznych w społeczeństwie, a szczegόlnie w wiejskich częściach Anglii. W najgorszym wypadku ma zamiar parlament po prostu pominąć lub rozwiązać, a to już będzie zagrożeniem dla brytyjskiej demokracji.
Trzeba zrozumieć że około 42% społeczeństwa brytyjskiego popiera ostre wyjście bez umowy. Czują się do tego stopnia sfrustrowani niekończącą się sagą Brexitu, a wystarczająco upokorzoni przez podyktowanie nowego terminu wyjścia przez Unię, aby przyjąć założenie że Europa to wrόg od ktόrego muszą się natychmiast uwolnić niezależnie od kosztu. Najbardziej czuli się urażeni pogrόżką ojcowską ze strony polskiego prezesa Rady Europy aby brytyjscy politycy nie marnowali tej okazji i znaleźli konstruktywne rozwiązanie w narzuconym im terminie. Na tym szerokim poczuciu frustracji pokaźnej części elektoratu Johnson przygotowuje narόd na najbardziej dramatyczne spełnienie swojego życzenia opuszczenia Unii. Poplecznicy wyjścia bez umowy świadomie gotowi są poświęcić wszystko: upadek waluty, wzrost cen żywności, zamknięcie fabryk samochodowych, brak rąk do pracy w służbie zdrowia, w opiece społecznej czy w gospodarstwach rolnych, groźby braku lekόw, rosnące napięcia w podzielonej Pόłnocnej Irlandii, a nawet secesję Szkocji. Przezornie premier Johnson przeznaczył dodatkowe 2.1 miliardy funtόw na przygotowanie kraju na wyjście bez umowy ktόrego lwia część będzie wydana na kampanię informacyjną aby przystosować społeczeństwo do tej katastrofy gospodarczej. Sondaże wskazują że liczba osόb za pozostaniem w Unii lekko przewyższa ilość osόb za wyjściem ale ani obawy oponentόw, ani protestujące głosy parlamentarnej opozycji, ani przestrogi wybitnych ekonomistόw i predzsiębiorcόw nie hamują obecnie ten niepowstrzymalny taran zapartego pędu do katastrofy.
Oczywiście nic nie jest przesądzone. Może parlament, a szczegόlnie podzielona Partia Pracy, pozbiera się do kupy i zagrozi mu wotum nieufności. Ale to spowodowałaby nowe wybory ktόre Johnson mόgłby w obecnej atmosferze wygrać. Może udałoby się parlamentowi przeprowadzić wnosek o ponowne referendum, ale nie wiadomo kto by to referendum wygrał. Może rząd irlandzki załamie się pod presją konfrontacji i poprosi partnerόw w Unii aby zgodzili się na nowe negocjacje z Johnsonem. Może bluff Johnsona nie uda się i będzie musial przedłużyć termin wyjścia co oznaczałoby jego polityczne harikiri. A może przez upόr i determinację premiera rzeczywiście nastąpi ten Brexit bez umowy i Wielka Brytania ugrzęźnie w gospodarczej recesji z ktόrego nawet zapowiedziana umowa handlowa ze Stanami Zjednoczonymi ich nie uratuje, a winę za tą katastrofę Johnson zwali oczywiście na nieprzejednaną postawę Unii. Tak czy inaczej, prezydent Putin najbardziej ucieszy się tym osłabieniem struktur gospodarczych i politycznych Zachodu.
A jak ze statusem prawnym Polakόw w Wielkiej Brytanii w tym zamęcie? Rząd brytyjski wprowadził już system rejestrowania dla unijnych obywateli w Wielkiej Brytanii jeżeli nie posiadają brytyjskiego obywatelstwa. Nie czekał nawet na Brexit aby go uruchomić. Poprzedni unijny status stałej rezydentury będzie zniesiony w momencie wyjścia z Unii i każdy Polak musi złożyć podanie na uzyskanie prawa pobytu i prawa pracy w Wielkiej Brytanii przed terminem końcowym 31 grudnia 2020. Każdy obywatel unijny zamieszkały tu na stałe będzie mόgł bezpłatnie nabyć ten nowy “settled status”, czyli “status osiedlenia”, prostą procedurą na telefonie komόrkowym, jeżeli już mieszkał tu przeszło 5 lat. Jeżeli termin był krόtszy niż 5 lat można nabyć podobnym sposobem “pre-settled status”, a potem ponownie złożyć podanie na pełny status po przekroczeniu tych wymaganych 5 lat. Po Brexicie, ten status daje Polakom i ich dzieciom prawo pobytu, prawo pracy, prawo do świadczeń społecznych, do bezpłatnej nauki szkole, dostępu do służby zdrowia i umożliwia sprowadzenie najbliższej rodziny.
Są z tym jednak problemy. Nie każdy Polak ma wprawę w operowaniu telefonem komόrkowym i nie każdy zna na tyle język angielski aby zrozumieć procedurę. Uzyskany status nie jest potwierdzony na pismie i istnieje tylko na internecie. Ponad to nie wszędzie w społeczeństwie polskim dociera informacja o potrzebie złożenia podania bez ktόrego Polacy tu obecni nie będą mieli prawa pobytu i pracy po zakończeniu roku 2020. Są Polacy ktόrzy nie chcą nawet o tym słyszeć. Powstała niedawno petycja, zainicjowana przez celebrytę kucharza Damiana Wawrzyniaka, ktόra zdobyła przeszło 10tysięcy podpisόw domagających aby nowa rejestracja po prostu potwierdzała istniejący status a nie była świeżą aplikacją. Trudno nie mieć sympatii dla tej inicjatywy ale brytyjski Home Office nie był w nastroju aby przyjąć argumenty petentόw i dalej wymagał składania świeżych wnioskόw o ten status. Obecnie, czyli na koniec czerwca br., przyjęto tylko 154 tysiąc zgłoszeń od Polakόw o nowy status, a więc zaledwie 15% tutejszych polskich obywateli. Dla porόwnania już jedna czwarta wszystkich tu obecnych obywateli unijnych złożyła podanie. Wyraźnie Polacy są w tyle. Albo żyją w niewiedzy albo uparcie decydują że nie będą składać wnioskόw. Jeżeli ta sprawa będzie zaniedbana, a ostry Brexit nastąpi, to wielu polskim rodzinom może grozić deportacja z Wielkiej Brytanii po roku 2020.
Dotychczas Polacy nie spieszą sie z powrotami do Polski mimo zachęceń ze strony rządu polskiego. Z przeszło miliona Polakόw obecnych na Wyspach w okresie referendum w roku 2016 wyjechało około 15%, ale głόwnie Polakόw bez rodzin, a szczegόlnie bez dzieci. Mimo licznych upokorzeń i przykładόw dyskryminacji, szczegόlnie w miastach prowincjonalnych, Polacy przyzwyczaili się do tego kraju i wolą zostać jak długo mają pracę, a ich dzieci miejsce w szkole i tańsze czesne na uczelniach wyższych. W Londynie i w innych wielkich metropoliach, w ktόrych wspόłżyje wiele rόżnych narodowości i religii, Polacy raczej nie odczuwają swojej obcości. Właściwie materialnie Polakom powodzi się wciąż lepiej w Wielkiej Brytanii niż w Polsce mimo spadku w wartości waluty brytyjskiej a poważna część ma już świetne warunki pracy. O dobrym samopoczuciu Polek świadczy statystyka wykazująca że co roku przybywa tu na świat przeszło 20 tysięcy nowych polskich dzieci. Polacy są szanowani jako dobrzy pracownicy i koledzy. Istnieje tu przeszło 130 tys. polskich przedsiębiorstw. Co raz częściej słyszy się o sukcesach młodych Polakόw w biznesie, w świecie akademickim, czy w życiu kulturalnym tego kraju. Nagonki na Polakόw w mediach opadły ostatnio i nie jesteśmy na pierwszej linii frontu w walkach politycznych. Istnieją niestety specyficzne problemy z przeniesieniem do Wielkiej Brytanii polskich radykalnych ruchόw młodzieżowych. W czerwcu, na przykład, dwόch młodych polskich narodowcόw skazano na długoletnie terminy za groźbę zamachu na Księcia Harry z rodziny krόlewskiej. W brytyjskich więzieniach znajduje się też przeszło 1000 polskich przestępcόw. Ale policja brytyjska daje sobie radę z tymi elementami a statystycznie częstotliwość przestępczości w polskiej diasporze jest o wiele mniejsza niż przeciętna w brytyjskim społeczeństwie.
Natomiast polskie instytucje powojenne trwają dalej przy boku kwitnących nowych organizacji diaspory pounijnej. Wciąż istnieją organizacje jak POSK, czy klub Ognisko, czy Instytut Sikorskiego, czy Tydzień Polski jako spadkobierca wojennego jeszcze Dziennika Polskiego. Kierownictwo i członkostwo ZHP, Polskiej Macierzy Szkolnej czy Związku Technikόw Polskich przechodzi z pokolenia na pokolenie, niezależnie od ktόrej fali przybyszόw przychodzi nowy narybek. Odczuło się dotkliwie braki w polskich siedzibach po przedwczesnej sprzedaży domόw kombatanta w przeszło 30 miastach w ktόrych teraz dojrzewa nowa polonia, ale ilość parafii i szkόł sobotnich rόsł dramatycznie przez ostatnie 15 lat przy wspόlnym wysiłku starszych i nowszych pokoleń. Tkankę wspόłżycia społecznego zasilają lokalne polskie stacje radiowe, portale i darmowe czasopisma, jak też sieci nowych przedsiębiorcόw i koncertόw komercyjnych. Wspόłpraca lokalnych polskich organizacji z samorządami brytyjskimi wzmocniło się szczegόlnie po wprowadzeniu, z inicjatywy Konsulatόw RP, festiwali polskich na Polish Heritage Day, czyli z okazji 3 maja. Te aspekty życia Polakόw w Wielkiej Brytanii zapewnią że nawet w wypadku ostrego Brexitu i możliwej recesji wynikającej z tego, polskim rodzinom nie będzie spieszyło się z wyjazdami. Nie wszystko Brexit zmieni, jeżeli na prawdę nastąpi.
Chciałbym jeszcze z tej okazji podziękować pani Ewie Jarosz i pani Marii Kruczkowskiej-Young za bezcenne uwagi dotyczące słownictwa i gramatyki w moich tekstach bo niestety język polski nie jest moim pierwszym językiem. Słoa podziękowania też mojej Małżonce za jej cierpliwość wobec moje gorączkowej działalności. Chcę rόwnież podziękować redakcji londyńskiego Tygodnia Polskiego i redaktorom czasopism i portali internetowych jak Londynek za opublikowanie moich felietonόw. Mam nadzieję, dają posmak życia i myśli drugiego pokolenia Polakόw w Wielkiej Brytanii, zarόwno tych spadkobiercόw powojennej emigracji niepodległościowi jak i pionierόw odważnej nowej polskiej diaspory pounijnej.

Wiktor Moszczyński Londyn 2 sierpień 2019

Saturday 20 July 2019

Czy to ostatni premier Wielkiej Brytanii?




Wtorkowy wybόr Borisa Johnsona na nowego premiera wprowadza Zjednoczone Krόlestwo na najbardziej burzliwą i niebezpieczną fazę przygody narodowej ktόra nazywa się Brexit. Według byłego premiera Gordona Browna projekt wyjścia nowego premiera mόgłby zakończyć się całkowitym rozbiciem Zjednoczonego Krόlestwa. Nicola Sturgeon w Szkocji zaciera ręce z radości na myśl że premierostwo Johnsona wzmocni bezpowrotnie poparcie Szkotόw dla oderwania się od Wielkiej Brytanii.
Nie zważając na to elitarny elektorat 160,000 członkόw partii konserwatywnej wybrał faworyta Borisa Johnson’a przytłaczającą większością. Przeciwnik, minister spraw zagranicznych, Jeremy Hunt, stawiał się Johnson’owi tak ostro jak mόgł, starając się przebić przez gumowe uzbrojenie kłamstw i niedomόwień charyzmatycznego wychowanka Eton'u ale bezskutecznie. Hunt nie posiadał wystarczającej ilości jadu w swojej zbrojowni a poza tym sam wpadł w sidła uznania jako realną opcjE wyjścia bez umowy.
Dla normalnych Brytyjczykόw, pozbawionych złudzeń o mitycznej bezgranicznej suwerenności państwa brytyjskiego, ten nacjonalistyczny ferwor obozu skrajnych brexitowcόw ktόrzy forsowali kandydaturę Johnson’a, wydaje się zupełnie obcy. Ale tu głosu nie mieli. Z sondaży publicznych znamy poglądy tego wybrednego elektoratu Torysόw. Dla przykładu. Aby osiągnąć pełny nieskazitelny Brexit bez żadnej wiążącej umowy 63% Torysόw byłoby gotowych poświęcić Szkocję, 59% poświęcić Pόłnocną Irlandię, 61% przyjęłoby znaczne straty gospodarcze a 54% byłoby nawet gotowych poświęcić przyszłość własnej partii. Właściwie wielu z nich już poprzednio poświęciło własną partię bo w wyborach do parlamentu głosowali na partię Brexitu. 46% członkόw partii konserwatywnej byłoby gotόw głosować na Nigel Farage’a jako swojego przywόdcy, mimo że był liderem rywalizującej partii. Jedynie obawa przed zwycięstwem wyborczym Jeremy’ego Corbyna, mogłoby ich powstrzymać od poparcia natychmiastowego wyjścia z Unii bez umowy. Ale 52% Torysόw jest przekonanych że skuteczne przeprowadzenie Brexitu w jakiejkolwiek formie zabezpieczy konserwatystom druzgocące zwycięstwo w następnych wyborach powszechnych.
Przy tak zacietrzewionym elektoracie Johnson wiedział że musi odziać się w najbardziej jaskrawe barwy narodowe aby odbić ich od głosowania w przyszłości dla partii Farage’a. Przy tym wyścigu wyprzedził innych rywali konserwatywnych. Będąc z dawna oczywistym zwycięzcą nakłaniał innych umiarkowanych konserwatystόw do pόjścia choć częściowo jego śladem przyjmując że wyjście z Unii pozostaje ostateczną opcją dla rządu brytyjskiego w wypadku nie udanych ponownych negocjacji. Bo ktokolwiek z umiarkowanych konserwatystόw zechce znaleść miejsce w nowym gabinecie Johnson’a, zaludnionym już kandydatami o radykalniejszych poglądach, będzie zmuszony połknąć żabę i oświadczyć że też gotowy jest aby, przy nieudanych negocjacjach, wyjść w terminie 31 pażdziernika bez żadnej umowy (“na życie i śmierć” według słόw Johnson’a). Johnson nie negował nawet propozycji zawieszenia parlamentu aby to osiągnąć.
Ludzie rozsądni wiedzą że dalszych negocjacji z Unią nie będzie. W ostatni czwartek parlament, na wniosek posła labourzystowskiego Hilarego Benna i konserwatysty Alistair Burt, zagłosował z dużą większością za wprowadzeniem stałego funkcjonowania parlamentu aby co dwa tygodnie monitorować rozmowy nad przyszłością dwupartyjnej administracji Pόłnocnej Irlandii. Ten chytry wniosek uniemożliwiłby Johnsowi plan zawieszenia parlamentu by zarządzić Brexit dekretem rządowym. Ludzie rozsądni wierzą też że wyjście bez umowy będzie katastrofą dla konstytucji i jedności Zjednoczonego Krόlestwa, ale rόwnież dla rolnictwa, dla przemysłu, dla służby zdrowia, dla działu opieki społecznej, dla wspόłpracy naukowej, dla bezpieczeństwa państwa. Spora część obecnych zwolennikόw Johnsona też wiedziało o tym kiedyś, nim dla własnych ambicji politycznych założyli brexitowe klapki na oczy. Wiedział to sam Johnson ktόry zapewniał jeszcze w czasie referendum że nie ma mowy aby nie doszło do zgodnej umowy z Unią przed wyjściem. Poza tym Johnson nie jest głupi. Dalej to wie. Ale aby uzyskać poparcie fanatykόw musiał wyć jeszcze głośnej i dobitniej niż oni, licząc na to że “jakoś to będzie”. I znalazł się w tej chwili w podobnej opancerzonej klatce w ktόrej kiedyś znalazła się Theresa May kiedy uważała że przeprowadzi wynegocjowany Brexit w oparciu o fanatyczne skrzydło swojej partii.
Johnson jest na pewno bardziej elastyczny niż May. Jest rόwnież bardziej bezwzględny i oportunistyczny. Mimo wesołej zewnętrznej sylwetki chaotycznego dowcipasa jest ambitnym, wybuchowym i nawet mściwym oportunistą. Ale nie jest też skrajnie prawicowym fanatykiem ktόry nienawidzi Europę. Zawsze należał do bardziej liberalnego skrzydła partii, popierającego parady gejόw, ostre przepisy ekologiczne, multi-kulturalizm. Umiał przekonywać nawet londyński elektorat Partii Pracy aby głosować na niego jako mera Londynu, i to dwukrotnie. Często wyrażał się bardzo pozytywnie o imigrantach. Polakόw też hołubił i przyrzekał nam parokrotnie że Brexit nie będzie miał żadnego ujemnego efektu na status Polakόw w tym kraju. “Wszyscy możecie pozostać. Kocham Was” wołał na spotkaniu polsko-brytyjskiej konferencji belwederskiej kiedy był ministrem spraw zagranicznych. Właściwie ze swoim pochodzeniem brytyjsko-francusko-niemiecko-żydowsko-rosyjsko-tureckim zawsze uważał siebie za Europejczyka tyle że krytycznie nastawionego do pyszałkowej postawy Komisji Europejskiej i nadmiaru unijnych przepisόw handlowych.
Znalazł sie w obozie anty-unijnym prawie przez przypadek. Jego ambicje polityczne pchały go do popierania bardziej zwartego obozu za wyjściem z Unii, bo w ten sposόb mόgłby w przyszłości stawić czoło skutecznie swojemu rywalowi premierowi Cameronowi. W międzyczasie liczył na to że i tak referendum przegra ale szumu narobi. I tu się pomylił. Referendum wygrał. Cameron odszedł. Po nieudanej pierwszej prόbie walki o władzę podał się do dyspozycji nowemu premierowi Theresie May jako minister spraw zagranicznych. Był leniwym bałaganiarzem na tym stanowisku parokrotnie popełniając ciężkie gafy ale był już zidentyfikowany przez kolegόw partyjnych jako niezbity orędownik obozu brexitowskiego, szczegόlnie kiedy w odpowiednim momencie zrezygnował z urzędu.
Jest teraz jednocześnie charyzmatycznym przywόdcą zagorzałych zwolennikόw Brexitu, ale rόwnież ich więźniem. Brnie naprzόd mimo że wszystkie kanały działania dopuszczające do wyjścia w terminie 31 października są zablokowane. Drogę blokują mu negocjatorzy unijni ktόrzy nie odtworzą dla niego nowych renegocjacji. Blokuje też opozycja w parlamencie mimo że wciąż podzielona ale zjednoczona w powstrzymaniu jego programu wyjścia przy pomocy przeszło 30 rebeliantόw konserwatywnych z byłym ministrem finansόw Philip Hammond na czele. Nie może odłożyć terminu wyjścia bo datę 31go października powtarzał bezustannie jak mantrę w czasie swojej kampanii wyborczej. Nie może zwołać nowych wyborόw bo wie że bez poprzedniego załatwienia wyjścia z Unii przegra. A wόwczas zwycięzcą mόgłby zostać skompromitowany ale rwący do władzy Jeremy Corbyn. Konserwa nie przebaczy mu takiej przegranej.
Johnson nie jest politykiem samobόjczym jak wielu jego zwolennikόw. Nie chce kryzysu gospodarczego. Nie chce odejścia Szkocji czy wojny w Pόłnocnej Irlandii. Ale nawet przy jego elastyczności trudno jest przewidzieć w ktόrym momencie będzie musiał wycofać się z wyjścia bez utraty poparcia właśnie tych najbardziej zagorzałych swoich zwolennikόw ktόrymi obsadził kluczowe funkcje w jego nowym gabinecie. Będzie się dwoił i troił, kamuflując swoją ewentualną zmianę postawy pod pozorem konieczności podejmowania dramatycznych decyzji narzuconych mu przez obecny kryzys irański, czy przez nieprzewidziane komplikacje ze zbawienną dla niego umową handlową z Trumpem. Jak ten nowoczesny niesłowny polityczny Houdini wywiąże się z tego impasu? Będzie musiał swoich zwolennikόw w końcu zdradzić ale zrobić to subtelnie, zrzucając winę na innych.
Aby uniknąć katastrofy widzę dwa warianty. Oba warianty niestety pachną grubym cynizmem i doprowadzą do jeszcze dalszego upadku zaufania społecznego dla brytyjskich klas politycznych. Będą też dalszym powodem do pogorszenia rosnącej groźby recesji w tym kraju.
Pierwszy wariant. Może dobrowolnie dopuścic do “wpadnięcia w zasadzkę” w parlamencie ktόra da posłom możność narzucenia jemu opcji nowego referendum jako alternatywy dla jego wyjścia bez umowy. Brexitowcom będzie się tłumaczyć że to nie jego wina, ale to automatycznie odłoży datę opuszczenia Unii.
Drugi wariant. Sprowokuje parlament do wotum nieufności poczym ewentualnie nastąpią wybory parlamentarne z niewiadomo jakim wynikiem. Bardzo ryzykowne ale znόw może powiedzieć że to nie jego wina.
Innego wyjścia nie widzę. “Tertium non datur” jak powiedziałby zapalony łacinnik Boris Johnson.
Wiktor Moszczyński “Tydzień Polski” 26 lipiec 2019