Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Wednesday, 25 July 2012
Kombatanci nie chcą iść do grobu
Sobota była piękna i słoneczna. Kto mądry wyjeżdzał nad morze. Kto odważny na spacer w gόrach. A kto społecznik pojechał na zjazd kombatantόw w domu parafialnym w Leicester.
Niestety też należałem do tych obowiązkowych. Jechałem z ciężkim sercem jako przedstawiciel mojego koła kombatanckiego w Londynie bo spodziewałem się zobaczyć garstkę sfrustrowanych działaczy narzekających na władze centralne Stowarzyszenia. Pomyślałem sobie że to znowu sytuacja jak Fawleycourt gdzie ludzie ocknęlii się że ich kluby i koła są już w ostatniej fazie likwidacji przez władze organizacji. Ponarzekają, ponarzekają, pomyślałem, a proces likwidacji ich dorobku przez londyńczykόw pόjdzie naprzόd.
Tymczasem zebranie zwołano statutowo na podstawie prośby 872 członkόw SPK co stanowi dużo więcej niż połowę członkόw organizacji. Trafiłem więc na grupę około 50 oddanych społecznikόw ze Szkocji i Anglii pełnych zapału i optymizmu gotowych do frontalnego ataku na te władze w Londynie ktόre ignorowały ich dotychczasowe komentarze, prośby i protesty o utrzymanie swoich lokalnych organizacji i dobytku. Kluby założone 50 lat wcześniej przez wysiłek lokalnych członkόw nagle szły na szmelc z zyskiem wyłącznie dla centrali ktόra tą decyzję zamknięcia podjęła jednostronnie a pieniądze ze sprzedaży inkasowała na fundację mającą kontynuować ich działalność pod nadzorem obecnych tylko członkόw zarządu. Była to już ostatnia godzina bo w październiku tego roku zapowiedziany był ostateczny zjazd likwidujący cały majątek a wszystkie koła miały obowiązek do najbliższego grudnia rozwiązać się i przekazać resztkę lokalnego majątku, włącznie z cennymi sztandarami, powiernikom Fundacji w Londynie.
Tymczasem delegaci reprezentujący 15 kόł SPK wcale nie lamentują. Głosują. Na wniosek młodego delegata z Bristolu, przedstawiono wniosek o odwołanie wszystkich władz SPK Wielka Brytania. Wszystkich to znaczy wszystkich, a więc członkόw Zarządu Głόwnego, powiernikόw trustu Fundacji SPK, dyrektorόw PCA Ltd (spόłki odpowiedzialnej za wszelką działalność gospodarczą SPK), wszystkich członkόw Komsiji Rewizyjnej. Nawet oberwało się przewodniczącemu jedno-osobowego Sądu Kolezeńskiego, reprezentującego koło, już dawno temu zlikwidowane przez te władze do ktόrych należy. On też ma odejść. Zawodowy prawnik siedział z boku na zaproszenie Zjazdu z żόłtym egzemplarzem Statutu Stowarzyszenia w ręku robiąc od czasu do czasu uwagi aby zapewnić że decyzje nadzwyczajnego zjazdu byly upoważniające dla wszystkich członkόw i zarządu
Po aktu destrukcji, powstał moment twόrczości. Powołano demokratycznie, systematycznie, pod okiem tegoż prawnika, nowe władze, obejmujące wszystkie funkcje po tych zwolnionych. A potem powiedziano tym nowo wybranym władzom, jedźcie teraz do dalekiego Londynu, przejmiejcie w imieniu Zjazdu biura, odwrόdcie obecny program likwidacji, odwołujcie wszelkie prόby sprzedania budynkόw zarόwno czynnych jak i tych stojących pusto, i pozwόlcie nam znowu prowadzić działalność kulturalną i gospdarczą i dopuszczać nowych członkόw wśrόd nowych Polakόw na ich terenie. To takie przecież proste.
A jak na to zareagują stare władze otrzymawszy pisemne zawiadomienie o swoim zwolnieniu? W momencie oddania do druku jeszcze nie wiadomo choć jedna z władz, skonfontowana z nowo wybranymi władzami, starała się odrzucić ważność decyzji powziętych w Leicester, nie czując powodu do rezygnowania ze swoich funkcji.
Sytuacja jest zarόwno smutna i dramatyczna. Z jednej strony mamy stare władze organizacji kombatantόw wśrόd ktόrych jest jeszcze mała garstka autentycznych kombatantόw częściowo już poważnie chorych czy w szpitalach, a przy nich członkowie rodzin kombatanckich często bardzo zasłużonych jako społecznikόw i działaczy kombatanckich, przeważnie ale nie wyłącznie zamieszkałych w Londynie. Świadomi że ubywają nie tylko kombatanci, ale i ich rodziny ktόre mniej się angażują w sprawy polonijne, gotowi są wyjść z najprostrzym rozwiązaniem, a mianowicie wszystko zamknąć, spieniężyć i założyć paremilionową fundację ktόrym odchodzący zarząd będzie zarządzał. To wielki spokόj dla wszystkich, i rola odegrania wielkiego mecenasa dla tej grupy zarządzającej fundacją.
Z drugiej strony niemniej zasłużeni działacze społeczni utrzymujący życie polskie w terenie, gdzie rzadko kiedy polski londyńczyk zaglądnie (poza misją katolicką i konsulatem oczywiście). Dla nich tradycja i trzon organizacyjny SPK to najlepszą gwarancją przetrwania polskich wartości na tych terenach. Około pόł mliona Polakόw żyje poza Londynem, w wielkich miastach jak Birmingham, i małych miasteczkach jak Grantham czy Redditch. Pamiętajmy że 20,000 polskich dzieci rodzi się rocznie w Wielkiej Brytanii, z czego dwie trzecie poza Londynem. Kto się zajmie podporą dla szkόł polskich gdy te koła i kluby zrzeszające ich rodzicόw będą zlikwidowane?
Władze centralne SPK liczą na tradycyjną karność i koleżeństwo w organizacji operującej często wokόł noszenia sztandarόw i uczęszczenia na baczność w poważnych rocznicach. Ale karność nie jest zaletą nowoczesnej organizacji społecznej i demokratycznej a koleżeństwo wylatuje przez okno gdy grożą ich planom oddolne ruchy protestujące. Bunkier nie chce zawrόcić z drogi. Gdzie tu koleżeństwo gdy jednym pociągnięciem piόra Londyn zakmnął największe koło w Manchesterze z przeszło 200 członkami gdy przygotowywało się na przetrwanie jako niezależne koło po likwidacji organizacji krajowej? Gdzie koleżeństwo gdy ostry telefon od członka władz do postarzałego kombatanta wybierającego się na zjazd w Leicester doprowadził do potencjalnego zawału w szpitalu?
Wszyscy mają nadzieję że konflikt będzie zażegnany bez procesu sądowego. W wspόłpracy z kulejącym nieco Zjednoczeniem Polskim, Stowarzyszenie Kombatantόw, zmodernizowane jako instytucja i sieć klubόw dla wszystkich Polakόw na tych wyspach, powinno być głόwną organizacją społeczną na tym terenie, lojalne zarόwno tradycjom kombatanckim jak i nowemu narybku osiedlającego się w Albionie na stałe. Marzenia z lat 60ych Jarosława Żaby o Powszechnej Organizacji Polskiej w Wielkiej Brytanii mogą jeszcze ujrzyć światło dzienne. Jak skomentował by to poeta Adam Asnyk:
„Trzeba z żywymi naprzόd iść
Po życie sięgać nowe
A nie w uwiędłych laurόw liść
Z uporem stroić głowę.”
KOMUNIKAT PRASOWY
Zjazd Nadzwyczajny Stowarzyszenia Polskich Kombatantόw Wielka Brytania ktόry odbył się 21 lipca 2012 w Sali Parafialnej w Leicester odwołał jednogłośnie cały Zarząd Głόwny SPK Wielka Brytania, wszystkich powiernikόw Fundacji SPK, członkόw Komisji Rewizyjnej, przezesa Sądu Koleżeńskiego i dyrektorόw spόłki PCA Ltd (ktόra zarząda gospodarką Stowarzyszenia) na podstawie ich programu likwidacji organizacji w sposόb niezgodny ze statutem i wbrew woli większości członkόw SPK WB. Zjazd wybrał nowy Zarząd, nowych dyrektorόw PCA Ltd i nowy Komitet Rewizyjny. Na nowego prezesa wybrano Wiktora Moszczyńskiego z Londynu i czterech wizeprezesόw: Halina Kalinowska z Kirkcaldy w Szkocji, Andrzej Rόżycki z Manchesteru, Tomasz Każmierski z Southampton i Krzysztof Lus z Bristolu.
Zjazd został zwołany zgodnie ze Statutem na prośbę pisemną 872 członkόw SPK, co stanowi więcej niż 51% członkόw Stowarzyszenia. Celem Zjazdu bylo powstrzymanie starych wladz od likwidacji organizacji SPK Wielka brytanii i likwidacji poszczegolnych klubow i kol terenowych. Wyprzedaż majątku bez zgody członków doprowadziłi do utratu prawie 50% całości majątku a Statut SPK nie byl szanowany w wykonaniu tych czynnosci. Duze wzburzenie uczestnikow Zjazdu wywolala likwidacja kola SPK w Manchesterze przez ustepujace wladze.
Na Zjeżdzie uczestniło 26 delegatόw reprezentujących 15 kόł posiadających 963 członkόw co rόwnież stanowiło więcej niż 51% członkόw. 5 innych kol wyrazilo poparcie ale delegaci ich nie byli obecni na Zjezdzie i nie mozna bylo ich glosow wziac pod uwage.
Listy powiadamiające o dymisji wysłane zostały natychmiast do wszystkich odpowiednich członkόw władz SPK WB. Zgodnie z wola Zjazdu nowe władze nie będą wyzbywały się majątku, a Domom Kombatanta przywrócą dawną świetność.
O dalsze informacje prosze komunikowac sie z Wiktor Moszczynskim 07768805699 (tylko wieczorem) i z Krzysztofem Lusem 07918161681.
Wednesday, 11 July 2012
Verdun na Froncie Wschodnim
Za dwa lata państwa zachodniej Europy będą obchodzić setną rocznicę wybuchu Pierwszej Wojny Światowej. W kolektywnej pamięci uczestniczących narodόw wojna ta była kataklizmem politycznym, moralnym a ostatecznie i biologicznym. Pamiętamy ponure oblicza okopόw i drutόw kolczastych w ktόrych żołnierze żyli w opłakanych warunkach wśrόd huku armat i śpiewu cekaemόw. W ciągu jednego dnia ginęło setki tysiące żołnierzy walczących o mały skrawek błotnistej ziemi pokrytej kraterami i wysłanej ciałami kolegόw i wrogόw. Te monstrualne wizje piekła i bezustannego cierpienia odtwarzano w όwczesnych obrazach(Sargent, Nevinson), powieściach (Remarque, Mann) i poezji (Sassoon, Owen).
Z samego imperium brytyjskiego zginęło 950,000 żołnierzy a niemal 2 miliony zostało rannych. Francuzi stracili 1.4 miliony, Niemcy 2 miliony, Rosjanie 1.7 miliony, Austro-Węgry 1.2, Włosi 460 tys., Rumuni 330tys., Turcy 300tys., Serbowie 127tys. Najbardziej oszczędni w życiu ludzkim byli jeszcze Amerykanie ktόrzy stracili „tylko” 115 tys. Są to straty militarne o tak gigantycznych rozmiarach że zaważyły ciężko na psychice przyszłego pokolenia poszczegόlnych państw. Pierwsza wojna światowa miała być tą „Wielką Wojną”, tą wojną ostateczną ktόra miała zakończyć wszelkie wojny. Mimo ostatecznego zwycięstwa Francuzi i Brytyjczycy szczegόlnie liczyli się z tym że już więcej takich poświęceń od swoich żołnierzy nie mogą wymagać i to doprowadziło 20 lat pόźniej do chęci unikania wojny z Hitlerem za wszelką cenę, szczegόlnie przez Francję, ktόra straciła 5% swojej ludności w Pierwszej Wojnie.
Przed pierwszą wojną pomniki i cmentarze wojenne koncentrowały się na erekcji łukόw tryumfalnych i pomnikόw indywidualnych przywόdcόw gloryfikujących wojnę i nakłaniających przyszłe pokolenia do poniesienia podobnych ofiar dla swojego narodu. O masie ofiar zwykłych szeregowych zapominano. Natomiast ciężke straty wojenne w latach 1914-18 na zachodnim froncie przyniosły nowy element - poczucie ofiarności poszczegόlnych żołnierzy a zarazem beznadziejności wszelkich wojen. Zaczynano budowę wspaniałych pomnikόw i specjalnych cmentarzy do ktόrych poszczegόlne państwa angażowały najwybitnieszych architektόw i inżynierόw. Najwspanialsze budynki przypominały nowe katedry poświęcone wyłącznie pamięci tych żołnierzy ktόrzy zginęli na polu bitwy. Największe brytyjskie pomniki powstały w Ypres, Arras i Thiepval, francuskie w Verdun i Abian St Nazaire, kanadyjski w Vimy, niemiecki w Neuville-saint-Vaast. Na samej tylko francuskiej Flandrii i Artois jest 340 pomnikόw i cmentarzy wojennych. Te zwłoki ktόre można było zidentyfikować uhonorowane zostały imiennie i pochowane w okolicy w ktόrej zginęli. Nie odsyłano ich do kraju pochodzenia ale w każdym miasteczku i każdej wiosce we Francji i Anglii stawiano lokalne pomniczki i obeliski na ktόrych były wyryte poszczegόlne nazwiska i rangę wojskową zmarłych synόw danej miejscowości. Podobne pomniki można znaleść w Australii, Kanadzie, w Indiach. Co roku w listopadzie ci ktόrzy preżyli, wraz z rodzinami zmarłych i zaginionych składali więńce. I powszechnie mόwiono – „Będziemy ich wiecznie pamiętać”.
Oczywiście nowa wojna nastąpiła. Znowu ginęli, i to już nie tylko żołnierze, ale i ludność cywilna, bombardowana, niszczona, ginąca w obozach i miejscach kaźni. Ale już wojska były bardziej oszczędzane. Po wojnie dopisywano na brytyjskich pomnikach nazwiska nowych ofiar wojny. Ale na pomnikach lokalnych gdzie każde miasteczko wykuwało setki nazwisk z pierwszej wojny, musieli tylko dopisywać paredziesiąt nazwisk z Drugiej Wojny. We Francji jeszcze lepiej. Pamiętam jak trafiłem na taki pomnik w miasteczku w południowej Francji. Pod latami 1914-1918 widniało przeszło 50 nazwisk a w latch 1939-1940 (tak! tu wojna kończyła się 1940 roku!) zaledwie 4 nazwiska. Ale nie było już tych niekończących się nazwisk ktόre zużyto jako mięso armatnie w poprzednim konflikcie.
W ostatnich latach, im bliżej setnej rocznicy wybuchu wojny, co raz częściej mόwi się o pojednaniu, o wspόlnych pominkach ofiar europejskiej wojny donowej. Już w Verdun od lat istnieje pomnik wspόlny poświęcony żołnierzom francuskim i niemieckim.Podobne projekty snują się o wspόlnym pomniku na terenie Pas de Calais. Przez przedwczesną śmierć tych młodych żołnierzy buduje się fundamenty międzynarodowej przyjaźni i poczucia wspόlnie przeżytych tradycji ofiarności i potępienia wojny. Tak jak na zgliszczach amerykańskiej wojny domowej powstaje wspόlna mogiła i wspόlna pamięć narodowa Stanόw Zjednoczonych Ameryki, tak samo na zgliszczach i grobach skoszonej przez wspόlną śmierć młodzieży europejskiej wzrasta obecnie Zjednoczona Europa.
Za dwa lata przy tych zachodnich pomnikach śmierci nastąpi wielki najzad medialny. Pełno będzie historycznych wspomnień, pojawią się całe szeregi VIPόw i masy odwiedzających delegacji wojskowych, harcerskich i szkolnych z Europy, Australii i Ameryki Pόłnocnej. Tłumy zapełnią centra dla odwiedzających cmentarzy aby przeżyć raz jeszcze beznadziejność konfliktόw i rzezi dawnych lat. Będą smętne pożegnania, hejnały i emocjonalne przemόwienia. I znowu powtόrzą „nigdy więcej” i znowu powiedzą „pokόj i braterstwo.”
A więc tak jest na Zachodzie. A na Wschodzie co mamy? Gdzie wschodnioeuropejski pomnik w Thiepval? Gdzie wschodnio-europejska Brama Menińska podobna do tej wyrytej w Ypres? Gdzie mogiły po walkach w Przemyślu czy na pojezierzu mazurskim? Kto w Polsce czy na Ukrainie wspomina walki i ofiary tamtej wojny. Wschodnia Europa przeżywa swoje Golgoty i Holocausty Drugiej Wojny i zapomina o ofiarach Pierwszej Wojny. Tu gdzie ścierały się, głόwnie na terenie obecnej Polski, armie cesarstw niemieckich, rosyjskich i austro-węgierskich. Gdzie walczyli ze sobą i ginęli nie tylko Rosjanie, Niemcy i Austriacy, ale rόwnież należący do ich armii, Polacy, Ukraińcy, Czesi, Bałtowie, Chorwaci... Gdzie w samych tylko walkach na Mazurach w pierwszych dwuch latach wojny, opisanych w epickiej powieści Sołżenicyna „Sierpień 1914”, zginęło pόł miliona żołnierzy. Gdzie w trzech latach wojny armia carska straciła 1.7 milion swoich sołdatόw.
Właściwie odpowiedz jest prosta. Na Zachodnim Froncie pomniki stawiały rządy państwowe, władze municypalne, poszczegόlne branże oficjalnych sił zbrojnych. Na Wschodnim Froncie tych nie było. Wszystkie trzy cesarstwa rozpadły się a głόwny teatr wojny miał miejsce w kraju ktόry nie czuł się spadkobiercą czynu zbrojnego państw zaborcόw. Jeszcze na Mazurach Niemcy stawiali pomniki ktόre zostały zrόwnane z ziemią w czasie Drugiej Wojny. Polska nie odrestaurowała ich. Rewolucja bolszewicka rόwnież niszczyła pomniki carskie. Stalin zniszczył na przykład cmentarz wojenny w Moskwie ktόry został odrestaurowany dopiero za Jelcyna. To tak jakby tej wojny w ogόle nie było.
Pamiętamy wiersz Słońskiego z roku 1914 – „Las płacze, ziemia płacze, świat cały w ogniu drży...W dwuch wrogich sobie szańcach stoimy ja i ty.” Polacy znaleźli się w szeregach wrogich armii, stając ramię w ramię ze swoim zaborcą i ginąc z nim razem w tych samych walkach gdy po drugiej stronie strzelali do nich inni Polacy ramię w ramię z innym zaborcą. Oblicza się że 3.4 miliony polskich żołnierzy służyło w wojskach trzech okupantόw. Według badań w roku 2004 polskiego demografa Andrzeja Gawryszewskiego ofiarami Pierwszej Wojny Światowej padło 1,130,000 osόb narodowości polskiej, wojskowych i cywilόw. Upamiętniano tych Polakόw ktόrzy zginęli śmiercią żołnierską w Legionach Piłsudskiego czy Armii Błękitnej we Francji, ale nigdzie nie upamiętniono tej globalnej cyfry ofiar. I nie upamiętnionio tych co zginęli na wschodnim froncie o innej narodowości. Bo czyja to ma być odpowiedzialność?
Mόj dobry znajomy dr Edmund Gimżewski uważa że upamiętnienie tych strat jest odpowiedzialnością nas wszystkich, a szczegόlnie rządu polskiego bo jest obecnym gospodarzem terenόw najgorętszych walk. Ta krew lała się w Karpatach, pod Kaliszem, koło Łodzi, nad Wisłą, na Mazurach. Jeżeli mamy czcić tych co zginęli na Zachodnim Froncie, to w czym byli gorsi czy mniej godni pamięci żołnierze i cywile na Wschodnim Froncie? Dr Gimżewski przygotowuje memoriał do polskiego rządu aby wziął inicjatywę i postawił podobny pomnik-katedrę dla tych wszystkich żołnierzy – Polakόw, Rosjanόw, Niemcόw, Austriakόw, Węgrόw, Ukraińcόw, Czechόw, Slowakόw ktόrzy padli na naszym terenie. Proponuje erekcję takiego pomnika, na przykład w Olsztynie, gdyż w tym wojewόdztwie trwały najkrwawsze walki. Pomnik ten mόgłby zostać symbolem wszystkich narodowości bez względu na kolor munduru czy przynależności religijnej czy narodowej. W setną rocznicę wybuchu Pierwszej Wojny Polska mogłaby zaprosić wszystkie państwa uczestniczące w tym konflikcie, europejskie i pozaeuropejskie, na wspόlny akt hołdu dla tych wszystkich co zginęli.
Polska nie byłaby wtedy tylko krajem gospodarzem międzynarodowych pielgrzymek Holocaustu z Drugiej Wojny Światowej, ale i ofiar Pierwszej Wojny też. Polska znόw stawiałaby siebie w samym sercu Europy jako orędownika pokoju i międzynarodowej zgody. Czasu jest mało. Mam nadzieję że Prezydent Komorowski i obecny rząd Polski szybko podchwycą szlachetną inicjatywę dr Gimżewskiego.
Wiktor Moszczyński
Londyn „Dziennik Polski” 13 lipiec 2012
Subscribe to:
Posts (Atom)