Czy słowo Polska można użyć w liczbie mnogiej? Wiemy że mogą
być (a właściwie są) dwie Koree, dwie Irlandie, dwa Sudany. Istniały poprzednio
dwa Wietnamy. Mieliśmy podzielone Niemcy które do dziś dzielą mieszkańców na
Ossi i Wessi. Mieliśmy też Królestwo Obojga Sycylii, a w naszej własnej
historii Rzeczpospolitę Obojga Narodów. Różnice między jednym i drugim było
zarówno geograficzne jak i ustrojowe, reprezentujące inne tradycje, mimo że
jednoczyła ich jedna kultura i jeden język.
Powyższy tytuł zgrzyta. Brakuje mu znajomej melodii. Ale jest gramatyczny. To stan państwa polskiego tak zgrzyta. W wyniku wyborów prezydenckich w Polsce mamy oczywiście wciąż jedno państwo używające ten sam ojczysty język i to samo godło. Mamy jednak podział który geograficznie dzieli dziewięć województw na zachodzie z większością głosującą za jednym kandydatem od siedmiu województw na wschodzie z większością głosującą za drugim. Mapa taka przypomina Piąty Rozbiór Polski (czwarty to umowa Ribbentrop-Mołotow) tyle że tym razem Polacy sami się rozebrali. Ale mamy również podział światopoglądowy między tą jedną Polską (powiedzmy zachodnią) a drugą (bardziej wschodnią) tak zasadniczy i tak głęboko zakorzeniony że możnaby zakwestionować czy rzeczywiście łączy ich wspólny język.
Jak przypomina redaktor Piotr Pacewicz z OKO Press, gdy
jedna strona mówi o „demokracji” ma na myśli niezależne sądy, poszanowanie praw
człowieka i praw mniejszości, wolność prasy bez cenzury, prawo zrzeszania się w
niezależnych organizacjach, czyli te wartości które za czasów PRLu traktowano
jako zbyteczne charakterystyki państwa burżuazyjnego. Dla drugiego obozu
„demokracja” oznaczała bezpieczeństwo publiczne, prawo do pracy, gwarancja
powszechnego leczenia, dostęp do powszechnego darmowego szkolnictwa, prawo do
praktykowania swojej religii. Gdy jedna strona myślała o „rodzinie” jako
związku zawartego w kościele wyłącznie między mężczyzną a kobietą aby
wychowywać wspólnie dziecko, druga strona traktowała pojęcie „rodziny” jako
związek jedno czy dwuosobowy, o jakiejkolwiek płci, mający prawo do wychowywania
dzieci nie będąc koniecznie urzędowo zatwierdzony. Oczywiście to nie znaczy że
charakterystyki jednego pojęcia wykluczały od razu drugie, ale wśród bardziej
zaślepionych poglądów wyrażonych po obydwu stronach wydawałyby że te
światopoglądy nie można pogodzić.
Oczywiście ten podział geograficzny jest metaforą bo nie ma
fizycznej granicy dzielącej Polskę. Ale w wyniku wyborów mamy po przeszło 10
milionów wyborców w obydwu obozach diametralnie różniących się między sobą.
Znamy już chyba gorzkie statystyki podziału powyborczego. Na Andrzeja Dudę
głosowało 63,2% mieszkańców wsi, 53,8% mieszkańców małych miasteczek, 81%
rolników, 65% robotników, 65% bezrobotnych, 63% rencistów i emerytów, 77%
osób z wykształceniem podstawówki, 74% po zawodówkach, 61% osób powyżej 60 lat,
59% powyżej 50 lat. Na Rafała Trzaskowskiego głosowało 62% mieszkańców wielkich
miast, 66% mieszkańców metropolii, 70% uczniów i studentów, 68% menedżerów i
specjalistów, 56% pracowników w usługach, 65% osób z wykształceniem powyżej licencjatu,
65% osób poniżej 29 lat, i 55% 30 i 40-latków. Różnice w wieku, w zawodach, w
miejscach zamieszkania i w stopniach wykształcenia były oczywiste i świadczyły
o tym jakie dany elektorat miał doświadczenie życiowe, jaki dostęp do
informacji i jakie mógł mieć aspiracje.
A więc z jednej strony była Polska wierząca, dumna ze swojej
polskości, z głębokim poczuciem krzywdy narodowej, gospodarczo raczej
eksploatowana, ale w oczach opozycji parafialna, zakompleksiona i archaiczna.
Wydawała się być objęta czymś co Eugeniusz Smolar nazywał „kolektywnym
narcyzmem”. Bardziej jaskrawe poglądy wyrażone przez ich przedstawicieli
brzmiały jak poglądy powtarzane dość powszechne w zachodniej Europie jeszcze 40
lat temu, ale już należące teraz do marginesu społecznego. Z drugiej strony
była Polska bardziej sceptyczna, europejska, przedsiębiorcza, sfrustrowana,
dusząca się w ramach atmosfery obecnej Polski i wyniosła, a nawet często
pogardliwa, wobec Polaków w drugim obozie. Wydawała się być mniej wyczulona na
pielęgnowanie krzywd narodowych i to o tej grupie Polaków Jarosław Kaczyński
narzekał że„w Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej...To
jest jakby w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków.”
Nic te polskie szczepy nie łączyło. Możnaby powiedzieć
metaforycznie że jedli z innego menu w oddzielnych restauracjach. Każda strona
była otoczona informacjami i opiniami odbijającymi jak echo te informacje
i opinie które chcieli usłyszeć a do których ich oponenci nie mieli normalnie
dostępu w wyniku zaprogramowania odpowiednich algorytmów internetowych.
Wspólnego szacunku nie było żadnego. W czasie samych wyborów jedni karmili
siebie informacjami dostępnymi na Onecie, OKO press, Gazecie Wyborczej czy
kanałem TVN24 (którego publicyści PiSu przezywali pogardliwie WSI24, mimo że od
szeregu lat było już własnością amerykańskiego koncernu medialnego Discovery,
Inc.). Drudzy czerpali informacje i argumenty wyborcze ze strony państwowej
telewizji TVP, telewizyjnych i radiowych stacji katolickich, ambon i licznych
gazet prawicowych. Lecz po tej stronie wprowadzono również całą machinę
rządową, z wypowiedziami ministrów i urzędników państwowych, ulotek wydanych
między innymi przez Pocztę Polską, łącznie z użyciem alertów Rządowego Centrum
Bezpieczeństwa.
Narzędzia walki były zatrważające. Nie było żadnego dialogu
bezpośredniego między kandydatami w drugiej turze. Trzaskowski nie zaryzykował
występu na debacie w TVP, a Duda odmówił udziału w debacie na TVN. Ale zarówno
Duda, jak i jego główni poplecznicy, przesadzali i upraszczali poglądy swoich
przeciwników wracając wciąż do punktów najbardziej zapalnych dla swojego
elektoratu, uwypuklając wręcz kłamliwe informacje o rzekomym likwidowaniu
istniejących świadczeń społecznych, oddaniu majątków przedwojennych Żydom, podporządkowaniu
Polski Niemcom, seksualizacji dzieci w szkole, odebraniu dzieci rodzinom
heteroseksualnym, a nawet przymusową eutanazją. Czarne PR wykorzystano w TVP
aby popierać na każdym kroku Dudę i oczerniać Trzaskowskiego. Niestety sam Duda
podłączał się parokrotnie do tej gorączkowej atmosfery używając nawet
terminologię homofobii, porównując „ideologię LGTB” do bolszewizmu. Strona
liberalna też wykorzystywała swoje skromniejsze ale wciąż imponujące środki
medialne do bezlitosnego wykpiwania przeciwników i wyolbrzymiania zasięgu
dyktatury w Polsce. Trzaskowski był bardziej umiarkowany, wyciągając nawet
rękę do oponentów, apelując do nich na swoich wiecach, aby dołączali się do
jego kampanii. Ofiarował stypendia dla studentów ze wsi, czy żłobków dla osób
biedniejszych, choć nie mógł, tak jak premier Morawiecki, ofiarować darmowych
wozów strażackich wioskom z największą frekwencją wyborczą.
Brakowało Trzaskowskiemu chwytliwego pomysłu dla całego
elektoratu obydwu opcji, a nie uzyskał potrzebnego mu poparcia osobistego od
wcześniejszych kandydatów jak Hołownia czy Kamysz-Kosiniak, gdy tymczasem Dudę
poparł indywidualnie cały zestaw rządowy. Natomiast Trzaskowski był zarazem
wzbogacony profesjonalizmem machiny wyborczej Platformy Obywatelskiej, a
również obciążony balastem PO przeszkadzającym mu w wystąpieniu jako kandydat
niezależny. Gdy zgodził się kandydować na miejsce Małgorzaty Kidawy-Błońskiej
Trzaskowski uratował PO od klęski politycznej, ale tym samym zaznał klęskę dla
swojej liberalnej Polski. Sondaże majowe wskazywały że w wyniku przejścia do
drugiej tury niezależny katolicki liberał Szymon Hołownia miał lepsze szanse
pokonania Andrzeja Dudy niż jakikolwiek kandydat Platformy. Nawet tak zdolny
kandydat jak Trzaskowski nie mógł przezwyciężyć głęboką antypatię wobec swojej
partii panującej wśród części społeczeństwa już nie będącego elektoratem
PiSu.
Frekwencja krajowa 68% była wyższa niż kiedykolwiek od czasu
powrotu demokracji 30 lat temu. Ale nie odczuwało się to jako triumf demokracji
a raczej jako wojnę domową stoczoną bez pardonu, w celu wyniszczenia poglądów i
ideologii przeciwnika. Podziały zakłócały nawet kręgi przyjaźni i rodziny. Jedna
strona kierowała się lękiem przed dalszymi stratami w wolności prasy, w
kontynuowaniu konstytucyjnego trójpodziału władzy, w prawach kobiet,
mniejszości narodowych czy homoseksualistów, w niezależności samorządów.
Obawiała się również ostatecznego wydalenia z Unii Europejskiej i odcięcia
Polski od kultury zachodniej. A druga strona, przy nadchodzącej recesji
powirusowej, panicznie bała się utraty dostępu do świadczeń społecznych jak 500
plus, i innych osiągnięć gospodarczych PiSu jak wzrostu płacy minimalnej i
realnego dochodu najuboższych czy spadnęcia bezrobocia i skrajnego ubóstwa.
Powtarzano (niesłusznie) że przeciwnicy przywrócą wyższy wiek emerytalny. Dla
wielu biedniejszych wyborców Dudy redystrybucja ekonomiczna ostatnich 4 lat i
nacisk na walory patriotyzmu polskiego oznaczały odrestaurowanie ich godności
osobistej.
Przy takiej atmosferze, walka wyborcza nie zakończyła się
pojednaniem ale całkowitym zwycięstwem jednej strony nad drugą. Obóz rządzący
pozostaje przy władzy i przy obecnym ponownie wybranym prezydencie nie będzie
liczyła się z groźbą zawetowania dalszych ustaw w swojej krucjacie
przeprowadzenia „dobrej zmiany”. Mimo opozycji ze Senatu Jarosław Kaczyński i
Zbigniew Ziobro już zapowiadają natężenie w swojej rewolucji. W sądownictwie
starsi członkowie Sądu Najwyższego odejdą na przyspieszoną emeryturę a
nominanci Ziobry zajmą ich miejsca. W samorządach zapowiadają się dalsze
ograniczenia prawne i finansowe. Według Jarosława Kaczyńskiego repolonizacja
mediów nastąpi przed zakończeniem obecnej kadencji Sejmu i zapowiedział że
„trzeba wzorować się na państwach zachodnich, ale na których, to tego jeszcze
nie chcę mówić,” a Polsat jest już niemal w całości podporządkowany rządowi. W
kulturze będzie rósł nacisk na ograniczenie awangardowych wystąpień w muzeach
czy teatrach. Antoni Macierewicz zaatakował opozycję językiem tak emocjonalnym
i brutalnym że nawet amerykański ambasador nie była w stanie przywołać go do
porządku. Konflikt z Europą będzie trwał na poziomie prawnym i
światopoglądowym. Na szczycie europejskim premier Morawiecki nie popiera
politykę systematycznego ograniczenia emisji CO2. Jego rząd kwestionuje też
zachowanie konwencji stambulskiej przeciw przemocy domowej. Ta polityka
nie zjednoczy „obie Polskie” w walce z pandemią ani recesją, wprowadzi regresję
w polityce społecznej i kulturalnej i zostawi Polskę jako pariasa Europy (wraz
z Węgrami) bez automatycznego poparcia Ameryki w wypadku przegranej Donalda
Trumpa.
Opozycja przegrała ale nie jest bezradna. Była bliska
zwycięstwa bo brakowało zaledwie 422,386 głosów, czyli 2,06%, do wygrania
wyborów. Ma większość samorządów po swojej stronie, szerokie poparcie
uniwersytetów, organizacji naukowych i celebrytów w świecie kultury. Posiada
wsparcie wielotysięcznej masy aktywistow powyborczych, szerszych niż tylko
machinę organizacyjną Platformy. W Rafale Trzaskowskim ma osobę która
reprezentuje ogólnie rozpoznawalny głos 10 milionów Polaków. Jest gotowa
walczyć skutecznie o utrzymanie praw demokratycznych i swoich wartości
społecznych.
Ale Polska nie powinna pozostać podzielona. Trzaskowski musi
skonsolidować swoje atuty aby przetrwać te 3 lata do następnych wyborów i
przekonać wystarczającą część drugiej połowy Polski aby poparli szerszy program
dla ratowania Polski. W tym celu powinien powołać komisję parasolową wraz z
Hołownią i przywódcami innych stronnictw demokratycznych (nie wykluczając
Konfederacji) i przedstawicielami samorządów i niezależnych grup społecznych
aby uskutecznić program odbudowy gospodarczej i społecznej Polski, biorąc
również pod uwagę interesy wsi i emerytów, i nie pomijając drażliwych tematów
jak reformę sądownictwa i zmian w Konstytucji. Również Prezydent Duda, nawołując
do powstania „koalicji polskich wartości” i odpowiadający teraz już nie tyle
machinie wyborczej PiSu, lecz „przed Bogiem i historią”, a może i przed własną
córką Kingą i jej pokoleniem, powinien podać rękę opozycji aby wyleczyć rany i
pogodzić oba elektoraty polskie, interpretując program rządowy tak aby był
zgodny z wymogami demokracji i praw człowieka. Pamiętajmy słowa Churchilla:„w
walce, determinacja; w klęsce, zaciętość; w zwycięstwie, wspaniałomyślność.”