W czasie mojej pierwszy wizyty w Polsce, jeszcze jako
student w 1966 roku, usłyszałem
przypadkowo następujące słowa na przystanku autobusowym „Hitler to był
straszny człowiek, ale przynajmniej załatwił dla nas sprawę żydowską,” Te słowa
mroziły krew w moich żyłach. Było to moje pierwsze zderzenie z antyżydowską
patologią która wybuchła 2 lata później w osławionej kampanii
antysyjonistycznej kierowanej przez komunistyczne władze.
Moje wychowanie patriotyczne na łonie harcerstwa i domu
rodzinnego w Londynie zupełnie nie przygotowało mnie na takie stwierdzenie. Tu
w Anglii, w szeregach powojennej emigracji niepodległościowej, nie odczuwałem
tych negatywnych nastrojów. Myślę że wynikało to, częściowo z solidarności powojskowej
gdzie każdy żołnierz we wspólnej walce o Polskę mógł polegać na swoich
kolegach, niezależnie od ich pochodzenia czy poglądów, a częściowo, z otoczenia
brytyjskiego środowiska gdzie stosunki z Żydami miały już zupełnie inny
charakter niż w Polsce. Poza świadomością o zagładzie Żydów w obozach śmierci w
Polsce, na temat żydowski nie mówiło się wiele. Dlatego nasze pokolenie
przyjmowało na dobrą monetę zasadę że w Polsce „nie było anty-semityzmu”. To
się okazało jednak naiwnością.
Teraz już wiemy że było dużo więcej różnorodności w
nastrojach wobec Żydów w przedwojennej i powojennej Polsce, i dowiedzieliśmy
się o głębokim zakorzenionym antysemityzmie w pewnych warstwach społeczeństwa,
a szczególnie wśród wiejskich parafii, i również w kręgach akademickich. Wiemy
o bojkocie żydowskich sklepów, o zabronionych ławkach dla studentów żydowskich
i o kontrowersyjnej uchwale Sejmu z roku 1938 o woluntarystycznej repatriacji
wszystkich Żydów z Polski. Nastroje antyżydowskie były szerokie, ale nie były
powszechne, i wielu wybitnych Polaków przeciwstawiało się temu antysemityzmowi
w swoim środowisku.
Wiemy że w czasie wojny wiele polskich rodzin z wielkim
ryzykiem osobistym przechowywało Żydów, że AK posiadało swój unikalną
organizację Żegota która organizowała ochronę i ucieczki dla tysiące Żydów, że
polskie sądy podziemne skazywały szmalcowników zdradzających Żydów na karę
śmierci, i że polski rząd londyński niemal jedyny trąbił na cały świat prawdę o
zagładzie Żydów. Ale wiadomo teraz że nie wszyscy Polacy w czasie wojny byli
aniołami czy bohaterami. Zresztą każdy kraj ma nie tylko aniołów czy bohaterów;
ma również swoich obojętnych i swoich tchórzy i zbrodniarzy. Polska nie była
inna. Teraz rozumiemy psychologiczne skutki tego że po klęsce wrześniowej zaczął
się okres upokorzeń i terroru dla Polaków, kiedy legalny rząd nie urzędował już
na terytorium Polski. Autorytet władz
podziemnych był o dużo słabszy na wsi, a nauka kościoła o miłości bliźniego nie
zawsze obowiązywała. W obliczu terroru narzuconego przez siejącego nienawiść
okupanta, panowała na polskiej wsi względna samowola, raz gorsza, raz lepsza,
gdzie indywidualni chłopi lub całe wioski, często już zdeprawowane tym
nieustającym wielkim strachem i walką o byt, radziły jak mogły walcząc o
utrzymanie swojego świata nacechowanego nędzą i głodem.
A kontakt z uciekinierami żydowskimi to właśnie nie był ich
świat. To byli obcy. Dla wielu pobożnych chłopów to byli ci co zabili
Chrystusa. Dla biedoty wiejskiej to byli ci którzy zmonopolizowali wiejskie
sklepy czy administrowali majątki ziemskie, a teraz zjawiali się głodni
uciekając z miejskich gett,
gdzieniegdzie rabując aby żyć. Posiadając taki balast uprzedzeń, trudno
się nie dziwić że w tych głuchych lasach kontakt polskich chłopów z żydowskimi
uchodźcami czasem kończył się brakiem tej chrześcijańskiej miłości bliźniego.
Ale uprzedzenie nie oznacza od razu popełnienie zbrodni.
W ostatnich 20 lat wydano szereg książek które starały się
ocenić ten mroczny okres naszej historii. Były książki oskarżycielskie które
równały zachowanie Polaków z współudziałem w Holocauscie; inne starały się nas
wybielić, wykazując że niemal każda zbrodnia przeciwko Żydom wynikała wyłącznie
z nakazu hitlerowskiego okupanta. Te
ostatnie uzyskiwały imprimatur Instytutu Pamięci Narodowej który, zupełnie
niepotrzebnie, wprowadził element nacisku prawnego aby zachować rzekomą
patriotyczną poprawność narracji historycznej. Rzetelni naukowcy starali się
sterować swoje poszukiwania pomiędzy tymi dwoma obozami szukając prawdy w
świadomości że ich wysiłki nie zawsze będą doceniane przez wszystkich Polaków.
Nie powinno się pisać historii kierując się tylko agendą tworzenia albo mitu
zbiorowej przestępczości narodu albo mitu zupełnej jego niewinności.
Z tym nastawieniem przeczytałem ostatnio książkę wydaną w
tym roku po angielsku „The August Trials – The Holocaust and Postwar Justice in
Poland”, autorstwa Andrew Kornbluth. Czułem się zmuszony do tego gdy
przeczytałem pochwalną recenzję w londyńskim „Jewish Chronicle”, w której
oceniano polskie społeczeństwo jako niezależnych współautorów Holocaustu którzy
przeprowadzali zorganizowaną czystkę etniczną Żydów, niezależnie od Niemców, i
że to rzekomo rozpoczęli już w 1935 roku! Czy naprawdę nie widzieli inwazję
Polski przez Rzeszę Niemiecką w roku 1939 jako ważną cezurę w tej błędnej
narracji? Napisałem spokojny ale stanowczy list do redakcji pisma wyjaśniając
te bzdury, ale niestety nie został wydrukowany.
Chciałem sprawdzić czy recenzja słusznie oddała duch
książki. Wiedziałem że autor zagłębił się w protokołach najpierw Sądów
Specjalnych które powstały w sierpniu 1944 roku w Lublinie, a potem w zapisach
Sądów Apelacyjnych i Sądów Okręgowych które trwały do 1956 roku. Sądy te
działały na podstawie dekretu o wymiarze kary stworzonej dla „hitlerowsko-faszystowskich
zbrodniarzy”, nieco później złagodzonego, w którym na początku niemal każdy
przykład współpracy miał być karany w sposób drakoński, czyli dosłownie karą
śmierci. Autor ocenia że ten dekret powstał z chęci uzyskania społecznej
aprobaty dla narzuconych władz sowieckich i dlatego te specjalne sądy powołały
dla wierzytelności autentycznych przedwojennych sędziów i prokuratorów. Okazuje
się że wielu z tych sędziów było nawet antykomunistami, którzy jednak czuli
obowiązek udziału w procesach autentycznych zbrodni używając legalne procedury
przedwojenne. Odróżnia to zjawisko od sądów kapturowych które wprowadziła
bezpieka do torturowania i likwidacji zbrojnego podziemia i powojennej
opozycji. Te sądy specjalne miały z początku wielki poparcie w społeczeństwie,
szczególnie przy skazaniu głównych zbrodniarzy niemieckich i jawnych zdrajców
odpowiedzialnych za masowe zbrodnie popełnione przeciw Polakom. W pierwszych
trzech latach sądów specjalnych złożono 55 tysięcy skarg ale wydano tylko 3,954
wyroków, z których 721 było wyrokami śmierci, a w następnych dwóch latach do
1949 w sądach okręgowych było 4052 wyroków, a w tym 559 wyroków śmierc.
Autora najbardziej interesują szczegóły rozpraw dotyczących zbrodni popełnionych przez
Polaków wobec Żydów. Ale wśród zbrodni wyłącznie przeciw Żydom wypadło w tym
okresie tylko 213 rozpraw i 110 wyroków. Wyroków śmierci było 20. Szczegóły
podane w tych sądach brzmią autentycznie. W większości oskarżeni nie
zaprzeczają że takie zbrodnie miały miejsce. Czasem odwoływali poprzednie
zeznania rzekomo wymuszone przez pobicia przez milicję czy bezpiekę. Bronią się
dla przykładu tym że to nie oni, ale że ktoś inny w wiosce wykonywał zbrodnię;
że nie wiedzieli że, wydając Żydów Policji Granatowej czy Niemcom, skazują ich
na śmierć; żę złapano Żydów, najczęściej dzieci, na rabunku (np. marchewek), a
więc jakby zwalczali przestępstwa; a najczęściej że sami sprawcy mają duże
zasługi jako byli uczestnicy Powstania Śląskiego, czy obrony Warszawy, czy
nawet jako członkowie powojennej Milicji Obywatelskiej. Ten ostatni argument
szczególnie trafiał do sędziów jako uzasadnienie złagodzenia kary np. od
dziesięciu lat więzienia do trzech, lub w ogóle do uniewinnienia. Sądy na ogół
wykazywały banalność powodów tych zbrodni, które jednak zawsze kończyły się
zabójstwem Żyda, ale poszczególne sprawy świadczyły też o wyjątkowym sadyzmie
poszczególnych sprawców. Kornbluth przypomina że żydowskich świadków wydania
czy zabicia Żydów było mało i że sami wieśniacy kryli się nawzajem,
rozpraszając winę za poszczególne zbrodnie na całą wioskę.
Szczegóły poszczególnych spraw brzmią przekonywująco, ale
były to informacje wybiórcze. Nie można oceniać społeczeństwo wyłącznie na
obserwacjach poczynań w salach sądowych. Lecz
na podstawie tych poszczególnych świadectw, Kornbluth wysunął tezę że
polscy chłopi wykonywali masową zagładę („crowdsourcing genocide”) tych Żydów
którzy uniknęli zagłady z rąk niemieckich. Tłumaczy to nie jako kolaborację z
okupantem, ale jako ich polski patriotyzm! Nawiązuje do przedwojennego
antysemityzmu w Polsce jako okresu wstępnego do wykonania tej zagłady. Nic
takiego nie udowodnił i okazał się jednym z tych historyków żydowskich którzy
przekręcają fakty aby oczerniać cały naród polski. Zaprzecza sam siebie bo
przyznaje że te morderstwa które nastąpiły były nakazane czy zachęcane przez
okupantów niemieckich i umożliwione przez mechanizm administracyjny aparatu
terroru wprowadzonego przez Niemców. Indywidualni chłopi, czy osiedla wiejskie,
mogły wykazywać większą czy mniejszą inicjatywę w tropieniu Żydów, ale trudny
mieli wybór moralny bo, nie wykonując takich zadań, narażali swoją wioskę czy
rodzinę na pacyfikację odwetową. Niezabijanie Żydów na których się trafiło w
lesie, a przechowywanie ich, było aktem ogromnej odwagi osobistej na wskutek
którego wielu rodzin polskich po prostu ginęło. Mimo podejrzliwości i uprzedzeń
chłopstwa polskiego wobec Żydów, zarówno z powodów religijnych, jak i
klasowych, i mimo wyraźnych dość szerokich zapisanych przykładów poszczególnych
zbrodni na różnych terenach okupowanej Polski, tu nie było żadnego polskiego
zorganizowanego planu zagłady i żadnego mechanizmu na skali krajowej czy
wojewódzkiej aby takie masowe czystki przeprowadzić. Nie można tego porównywać
na przykład do zorganizowanych czystek Polaków przez UPA na Wołyniu.
Autor w swoich analizach antysemityzmu w Polsce nie podaje
całokształtu wojennych losów Żydów w Polsce i nie bierze pod uwagę ogromnego
wysiłku znacznej części społeczeństwa w zorganizowanym ratowaniu Żydów,
wymagającym nadzwyczajnej odwagi i poświęcenia. W końcu bez inwazji niemieckiej
nie byłoby w ogóle holocaustu. Profesor Grzegorz Berendt ocenia że przeszło 50
tysięcy Żydów ocalało wojnę „po aryjskiej stronie” na terenie Polski, z czego
znaczna część wynikała z pomocy polskich rodzin, zarówno w miastach, jak i na
wsi.
Powinnyśmy patrzeć prawdzie w oczy. Naród polski mógł w
czasie tego samego konfliktu zaliczyć w swoich szeregach zarówno osoby
wykazujące prawość i waleczność, jak i zbrodniarzy i nikczemników. Wielki naród
powinien jednak stanąć na straży prawdy, przyjąć istnienie zarówno blasków i
cieni w swojej historii, i protestować przeciwko tym którzy zniekształcają
naszą historię dla swojej własnej politycznej agendy.
Wiktor Moszczyński
18 czerwiec 2021
Tydzien Polski