W POSKu nastąpiło trzęsienie ziemi. Coroczne Walne Zebranie,
prowadzone zdalnie 25go września, niespodziewanie, ale wyraźną większością,
wybrało nowego prezesa w postaci dr Marka Laskiewcza. Była to chyba jego piąta
próba kandydowania na prezesa.
Jak to się stało? Poprzednia długoletnia ekipa zarządzająca
POSKiem, ostatnio pod prezesurą Joanny Młudzińskiej, miała reputację Rolls
Royca, świetnie przygotowanego sprawdzonego pojazdu poruszającego się elegancko
bez wstrząsów po gumowych oponach. Ekipa ta była świetnie zgrana. Wszyscy się
znali i ufali sobie nawzajem bez żadnych walk wewnętrznych czy personalnych
podbojów. Składała się w większości z osób z drugiej generacji powojennej. Byli
to patriotyczni wychowankowie polskich szkół sobotnich i harcerstwa, ale
oznaczali się również angielskim pragmatyzmem i działali zgodnie z brytyjską
poprawnością społeczną. Woleli działanie i ciężką pracę raczej niż wzniosłe
przemówienia czy wymachiwanie szabelką. W świecie brytyjskim członkowie zarządu
poruszali się bez poczucia inności czy kompleksów. Traktowali swoją społeczną
pracę w POSKu jako służbę dla Polski, odziedziczoną po swoich rodzicach, i
wykonaną bez myśli o jakimś wynagrodzeniu finansowym.
Właściwie grupa była tak zwarta że dla osób z zewnątrz
kojarzyła się z jakąś mafią. Oczywiście żadnej mafii nie było. Właśnie ta
zwartość i brak narodowej pompatyczności wydawała się niewystarczająco
patriotyczna, szczególnie dla osób przyjezdnych z Polski, a profesjonalizm
członków zarządu smakował podejrzanie. Było to odbiciem tej wielkiej przepaści
tożsamościowej i braku wspólnego zrozumienia, a więc i zaufania, między
Polakami tutejszymi, a wieloma Polakami nowoprzybyłymi po wejściu Polski do
Unii. Nowe osoby z Polski nie zawsze czuły się u siebie w auli POSKu. W tych uprzedzonych
szeregach rosła opozycja, z początku nie groźna, ale hałaśliwa. Wypowiadała się
w polskich i polonijnych mediach online, do których na ogół tutejsze pokolenia
powojenne nie miały dostępu. Szczególnie dotkliwe w swoim czasie były artykuły
gniewne w nieistniejącym już „Nowym Czasie”, w którym wieloletni sekretarz
POSKu Andrzej Zakrzewski był bezpodstawnie szkalowany, a Joanna Młudzińska
przezwana złośliwie Żelazną Damą.
Na wszelkie podobne krytyczne uwagi członkowie zarządu POSKu
i ich środowisko stawało szykiem jak załoga oblężonej twierdzy. Umorowali
jeszcze tą twierdzę nowym statutem przegłosowanym dwa lata temu, wzorowanym
bardziej na modelu brytyjskich organizacji charytatywnych, ale w którym wpływ
prezesa jest rozszerzony, a to standardowe polskie absolutorium dla
ustępującego zarządu zostało zażegnane. Gdy opozycja dochodziła od czasu do
czasu do głosu w Komisji Rewizyjnej, opisując stan gospodarowania POSKu jako
katastrofalny, często myląc pojęcia deficytu strukturalnego z długiem zasadniczym,
sympatycy Zarządu po prostu te krytyki odrzucali w głosowaniu na Walnych
Zebraniach.
Przez szereg lat opozycja stawiała Marka Laskiewicza jako
alternatywnego kandydata na Prezesa POSKu, ale bezskutecznie. Dr Laskiewicz też
był wychowany w Londynie. Uczestniczył w szkole Haberdashers’ Aske, a potem na
uniwersytecie londyńskim gdzie studiował inżynierię, i uzyskał doktorat w
ekonomii. Był przez szereg lat koordynatorem tzw. Przystanku Historii IPN w
Londynie, i sekretarzem Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie. Mimo
pochodzenia znalazł wspólny głos z opozycją, choćby przez swoją ocenę
katastrofy smoleńskiej jako zbrodni, czy swoje poparcie dla konieczności
„oczysczczania” się osób z obecnością na liście Wildsteina. Te poglądy były
raczej obce dla tradycyjnej powojennej
polonii brytyjskiej. Przy każdych wyborach przewaga głosów dla Joanny
Młudzińskiej była tak znaczna że kandydatura jej rywala traktowana była coraz
mniej poważnie. W poprzednim roku przeszła jako prezes na Walnym Zebraniu już
bez kontrkandydata.
Nadeszła pandemia. Zarząd podszedł do reguł narzuconych
przez rządowy lockdown z całą powagą. Przez wiele miesięcy POSK stał pusty.
Zebrania Zarządu, Rady i Walnych Zebrań odbywały sie zdalnie. Członkowie
organizacji nie spotykali się, udomowieni prezesi czy dyrektorzy instytucji
odcięci byli od swoich zajęć i od swoich rówieśników, kontakt międzyludzki
został poważnie uszkodzony i pogorszony przez osobiste napięcia spowodowane
covidem. Potencjalne różnice zdań między organizacjami stały się wyolbrzymione,
brak kontaktu osobistego pogłębiał brak wspólnego zrozumienia, a cała masa
zwykłych członków POSKu, również przygnębionych pandemią, odbierała coraz
bardziej krytyczne uwagi z działalności POSKu bez możliwości uzyskania
wyjaśnień. W tych ograniczonych możliwościach Zarząd dalej działał sprawnie, a
skarbnik od niemal 20 lat, Robert Wiśniowski, mógł nawet pochwalić się znacznym
polepszeniem w bilansie finansowym POSKu. Ale dla zwykłych członków POSKu to
pozostało bez echa.
Jeszcze pod wpływem rosnących obaw o jesiennym wznowieniu
zakażeń, Zarząd ponownie zdecydował na prowadzenie tegorocznego Walnego
Zebrania zdalnie na Zoomie. Nie była to popularna decyzja gdyż okazało się z
czasem że poważne obawy rządowe dotyczące pandemii były nieco przesadzone.
Jednak karty do głosowania na Radę i na funkcję prezesa rozesłano do wszystkich
członków POSKu. W tej sytuacji elektorat stał się szerszy niż tylko regularni
uczestnicy Walnych Zebrań, lecz również uboższy bo pozbawiony udziału starszych
członków POSKu mających trudności w dostępie do internetu. Wielu z głosujących
z domu nawet nie znało Prezesa osobiście.
Wynik wyborów zaskoczył niemal wszystkich, łącznie chyba z
nowo wybranym prezesem. Dr Laskiewicz stanął nagle przed dramatycznym wyzwaniem
bo obejmował prezesurę organizacji w której nie cieszył się zaufaniem
ustępującego zarządu, a nie mógł dobrać sobie wystarczającą ilość nowych
członków, z odpowiednim doświadczeniem, wśród ograniczonej puli istniejących
członków Rady POSKu. Ten brak ciągłości będzie poważną kłodą dla jego przyszłej
działalności, a obecna Rada, powołując się na istniejący statut, nie umożliwiła
dokooptowania nowych członków Rady potrzebnych do zasilania jego nieco
osłabionego zarządu. Z jednej strony ma doświadczonego skarbnika w postaci
byłego prezesa POSKu, Wojciecha Tobiasiewicza, i Bohdana Becli w dziale
kultury, ale z drugiej strony ma sekretarza który parokrotnie alarmował Radę
swoim stwierdzeniem że pandemia jest fikcją i że POSK winien zorganizować
konferencję sceptyków antyszczepieniowych.
Jak zawsze pogodny i pełen optymizmu, nowy prezes, siedząc
za biurkiem śp prezydenta Kaczorowskiego, uczcił swoją inaugurację orędziem,
koncertem i lampką wina. Przedstawił swój program jako wielkie otwarcie POSKu
dla wszystkich. Okazuje się że „dla wszystkich” znaczy właśnie to. A więc każdy
Polak na całym świecie, i każdy Anglik zainteresowany polskością, będzie miał
pełne prawo zostać członkiem POSKu. Jeżeli rzeczywiście Anglicy będą
dopuszczeni to z czasem każde Walne Zebranie będzie musiało odbyć się w języku
angielskim. Aby potwierdzić tą otwartość podpisał natychmiast z ręki dwa
podania o członkostwo i powiedział że podpisane podania nowych członków są
ważne natychmiast, ale będą wisieć przez miesiąc w auli POSKu, gdyby ktoś
chciał zgłosić obiekcje.
Proponuje też założenie w POSKu muzeum polonii, bliżej
współpracować z instytucjami w Polsce, i wyrażał zainteresowanie w nowych
inicjatywach jak pokazy mody, nagrody literackie czy konferencje handlowe. Poza
istniejącymi organizacjami jak Scena Polska i Teatr Syrena, rezydentujących w
POSKu, chciałby udostępnić salę teatralną jakiejkolwiek organizacji czy osobie
która chce wystawić sztukę. Jazz Club chce również udostępnić różnym muzycznym
inicjatywom, jak np. hip hop czy muzyka klasyczna. Odpowiedział pozytywnie na
moje pytanie o myśli wprowadzenia żłobku dla polskich dzieci w POSKu.
Kontynuowany ma być dział opieki społecznej, otwarcie atrium i organizowanie
corocznej opery. Zależy mu na nagraniu i udostępnieniu przedstawień w POSKu dla
szerszej publiczności polskiej w Wielkiej Brytanii. Chce udostępnić zebrania
Rady dla członków Komisji Rewizyjnej (co wymagałoby zmian w statucie), a sam
statut przetłumaczyć na język polski. Chce być dostępny w każdą sobotę w POSKu
na osobiste spotkania z członkami POSKu i szerszą społecznością.
Jak to sam określił „Jest nowy prezes, nowy zarząd, nowa
wizja, nowy POSK.” Mógł dodać że będą i nowi członkowie, może nawet masowo, bo
w ciągu trzech dni zwerbował więcej członków niż poprzedni zarząd przez cały rok.
W końcu po trzęsieniu ziemi zwykle następuje tsunami...
Mimo optymizmu dr Laskiewicza, sytuacja nie jest ciekawa.
Jest wyraźna polaryzacja między ekipą i zwolennikami nowego prezesa a
sympatykami starego zarządu. To jest niezdrowe. Uważam za konieczne aby jednak
Prezes i nowy zarząd konsultowali sie ze starym zarządem w sprawach tak ważnych
jak np. negocjacje w sprawie rychłej sprzedaży domu w Warszawie, i radzili się
stałego personelu POSKu przy programie ulepszeń technicznych w POSKu czy
pilnowaniu bhp. Prezes powinien też unikać wypowiedzi politycznych, tak jak
unikała tego jego poprzedniczka. A Rada z kolei powinna wyjść mu na przeciw,
pomagając w tych inicjatywach które są pozytywne, a jeżeli jego posunięcia chcą
krytykować, to konstruktywnie. Oczywiście w tej atmosferze bardzo ważną rzeczą
będzie respekt dla statutu, i to w języku angielskim, bo nawet w wypadku
ewentualnego ścisłego przetłumaczenia na język polski, wersja angielska będzie
miała moc prawną.
Osobiście życzę nowemu prezesowi dużo energii i odwagi, ale
również rozsądku w nadchodzącym roku. Najważniejszą sprawą jest przetrwanie
POSKu, aby nie ucierpiał, lecz wyszedł po tej zmianie warty jeszcze bogatszy i
jeszcze bardziej dostępny dla członków i inicjatyw członkowskich.
Wiktor Moszczyński