Sunday, 19 February 2012

W CIENIU CIOŁKOSZA



Ciołkosz. Samo to nazwisko miało w moich latach młodzieńczych wielki oddzwięk. Nie aż takie jak Anders może, ale prawie. Pamiętam jak z okazji jakiegoś zlotu harcerskiego kazano nam defilować w kierunku świetlicy wśrόd jakiś barakόw (już nie pamiętam gdzie) gdzie miał mieć przemόwienie przewodniczący Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego. O Boże, pomyśleliśmy, jeszcze jeden nudny referat. Niski pan w płaszczu w stylu detektywa Maigret, z czarnymi okularami, ciemnymi brwiami i wąsikiem przypominającym Adolfa, nawoływał nas dobitnym głosem ale zdawkowymi hasłami do wierności dla służby harcerskiej i dla wolnej niepodległej Polski, i zakończył słowami; „Pamiętajcie że Polska to nie tylko Warszawa, Krakόw, Poznań, Szczecin; Polska to rόwnież Lwόw i Wilno”. Efekt był piorunujący. Harcerze i lokalni goście powstali i bili brawa. Ten mały człowiek zrobił wrażenie nawet na moich cynicznych kolegach.
Ale ja go już znałem wcześniej. Jak byłem małym jeszcze dzieckiem ojciec brał mnie na zebrania londyńskie PPS bo nie bardzo wiedział co ze mną zrobić. Bawiłem sie cichutko kredkami a w koło wrzało. Ciołkosz, Kwapiński i Szewczyk darli się na siebie w imieniu socjalizmu, a sędziwy Tomasz Arciszewski przyglądał się kłόtni z kwaśną miną gładząc białą brodę . Ojciec mόj nie znosił Ciołkosza. Mόwił mi: „To taki Robespierre. Całe szczęście że ten człowiek nie jest we władzy. Byłby dyktatorem i nas wszystkich by rozstrzelał” . Tak się nasi towarzysze kochali.
Lecz gdy byłem starszy doceniałem go bardziej, jak rόwnież jego uroczą inteligentną żonę Lidię, ktόra go przeżyła o 24 lata i umarła dopiero w czerwcu 2002 (grupa entuzjastek chce rocznicę tą uczcić, w porozumieniu ze Zjednoczeniem Polek, ktόrej była jedną z założycielek). Ciołkosz był już wtedy schorowany i zajmował się głόwnie pisaniem historii PPS i publicystyką bierzącą ale miałem respekt dla jego dobrego rozeznania sytuacji w Polsce i jego zaufania do KORu.
Będąc niedawno w Warszawie, trafiłem w księgarni na jego biografię pod tytułem „Portet Polskiego Socjalisty”. Autorem był Andrzej Friszke, historyk emigracji niepodległościowej i opozycji anykomunistycznej , ktόrego bardzo ceniłem i chętnie czytałem.
Książka ma 500 stron ale przeczytałem ją w ciągu trzech dni. Rozbiłem czytanie czasowo na trzy części – okres krajowy, okres wojenny, okres emigracyjny. Każda część wzbogacona jest wspaniałymi zdjęciami. W jednym zdjęciu widać Adama Ciołkosza przy boku roześmianej ale nieznanej kobiety (NN). W tej kobiecie ropoznałem moją mamę o czym natychmiast autora poinformowałem.
Friszke opisuje wczesne lata Ciołkosza jako harcerza , jako żołnierza w powstaniach w Warmii i na Śląsku, i jako młodego radykalnego posła socjalistycznego z Tarnowa ktόry zakończył w twierdzy brzeskiej jako więzień polityczny. Autor ze zgrozą przypomina nam brutalną walkę robotnikόw o byt w Malopolsce, opisuje okrucieństwo i arogancję sanacyjnych urzędnikόw i patologiczną nienawiść bojownikόw endeckich i ONRowskich wobec żydόw i socjalistόw. Podkreśla też że mimo swego radykalizmu Ciołkosz nigdy nie był zwolennikiem, ani przed wojną ani pόżniej, wspόlnego frontu z komunistami. Potępiał dyktaturę i zbrodnie sowieckie tak samo jak dyktaturę i zbrodnie faszyzmu.
Gdy wybuchła wojna Ciołkoszowi udało się przedostać do Francji wraz z rodziną. Stał się oficjalnym rzecznikiem podziemnego PPS. W Radzie Narodowej kwestionował pochopnośc w podpisaniu Paktu Sikorski-Majski ktόry nie zabezpieczał poskich granic wschodnich. Po śmierci gen. Sikorskiego prezydent Raczkiewicz ofiarował Ciołkoszowi tekę premiera ale Ciołkosz nie wyczuł możliwości tworzenia rządu z ludowcami a wobec endekόw miał uraz. Jego miejsce zajął nieszczęsny Mikołajczyk. Wszystko to miało miejsce w Londynie bombardowanym nocami gdzie obowiązywał zakaz palenia w nocy światła. W tej ciemnicy Ciołkosz niemal stracił życie gdy wpadł pod nieoświetlony samochόd.
Popierał wybuch powstania warszawskiego. Uważał że „akcja w momencie klęski niemieckiej była psychologiczną koniecznością dla samego narodu polskiego” ale nie przewidział nikczemnośći Niemcόw, podłośći Sowietόw i bierności aliantόw. Zrozumiał wtedy że fatalne położenie Polski po upadku Powstania dawało tylko możność odgrywania jednej z dwόch rόl: „Reytana czy Stanisława Augusta” czyli „niezłomnego Arciszewskiego” lub „kalkulującego Mikołajczyka”.
Ale autor wykazuje że Ciołkosz nie był fundamentalistą. Rozumiał że pełnej niepodległości ani przedwojennych granic po prostu nie da się już odzyskać. Potępiał Jałtę ale nie potępiał tych jak Mikołajczyk czy Żuławski ktόrzy starali się coś przez Jałtę dla Polski odzyskać. Pozostał wśrόd „niezłomnych” na emigracji, wywierając nacisk na znajomych przyjaciόł z Międzynarodόwki Socjalistycznej aby bronili aresztowanych polskich socjalistόw, ale wspierał prόby Mikołajczyka o uzyskanie prawowitego mandatu w czasie wyborόw w Polsce. Z tych powodόw nie chciał włączyć się do rządu kolegi partyjnego Arciszewskiego składającego się z PPSowcόw i znienawidzonych przez niego endekόw, gdyż uważał że to nie był odpowiedni wizerunek dla rządu walczącego o dobre imię demokratycznej Polskl osaczonego przez kłamstwa i prezekręty propagandowe Sowietόw i ich zachodnich sympatykόw.
Friszke trzyma się tezy że ze Stalinem nie można było wygrać nic poza pełnym uzależnieniem się wobec jego paranoi. Niezłomność nic nie daje i ustępstwa nic nie dają; ze Stalinem można było się tylko upodlić całkowicie lub być ślepym fanatykiem. Upodlenie warunkowe ostatecznie też nie daje nic bo Stalin i tak skorzysta z wszelkich koncesji ale zostawia osobę z poczuciem że się niepotrzebnie upodliła i już bez dialogu z tymi ktόrych zdradziła. Dlatego najlepiej na tym wyszli „niezłomni”, bo choć wszystko stracili, ale przynajmniej nie mieli czego się wstydzić. Z tym że w wypadku Ciołkosza zawsze znalazł stawkę o ktόrą warto było walczyć nawet w momencie klęski, np.bronić nowej granicy na Odrze i Nysie, aby obrona polityczna nowych ziem nie stała się monopolem tylko komunistόw.
Już po 1947 roku, Friszke przechodzi do okresu kryzysόw rządowych i światopoglądowych w coraz ciaśniejszym świecie emigracyjnym. Opisuje danse i kontredanse przy przejęciu prezydentury przez Augusta Zaleskiego, za łożeniu Komitetu Porozumiewawczego Stronnictw Demokratycznych i upadku gabinetu Bora Komorowskiego w roku 1949. Jest to wszystko nieco nużące, mimo jasnego opisu wydarzeń i świetnych źrόdeł autora. Po poprzedniej szerokiej kanwie klęski narodowej czytelnik nabiera tu pewne poczucie klaustrofobii.
Autor to chyba wyczuwa. Macha na wszystko ręką i ostatnie dość płodne 28 lata działalności politycznej i publicystyki Adama Ciołkosza autor streszcza w jednym rozdziale z podtytułem „zamiast Tomu II”. Wiadomo że materiały istnieją ale widocznie autor zaczyna być znużony tematem lub wyczuwa że czytelnik może być. Do tej pory jego analizy i naukowe podejscie są na najwyższym poziomie a posiada rownież zdolności narracyjne gdy odbija się nieco od dlugich cytat.
Lecz Ciołkosz dla mnie zawsze był przykładem polityka ktόry się marnował w zaściankowej polityce emigracyjnej. Uważam że atut trwania legalnej prezydentury na obczyżnie zgodnej z przedwojenną konstytucją kwietniową nie uzasadniał nadbudowę rządόw emigracyjnych, kryzysόw gabinetowych, czy konfliktόw wśrόd historycznych lecz niestety kameralnych już stronnictw. Wystarczał by urząd przezydenta i jego nominowanego następcy, kancelaria, komitet wyższych oficerόw i instytucja Skarbu Narodowego. Resztę politykόw trzeba była zatrudnić w polityce w kraju zamieszkania albo przepędzić. Gdyby na przykład Adam Ciołkosz, ktόry dobrze mόwił po angielsku, założył polskie lobby, lub został wpływowym brytyjskim posłem czy felietonistą, bardziej by wykorzystał swoje talenty i lepiej by się Polsce przysłużył. Nie byłoby wtedy tego przykrego incydentu w roku 1964 w Brukseli kiedy wyproszono go z fotelu w czasie stuletnich obchodόw Międzynarodόwki Socjalistycznej bo towarzysze wydalili go z jego ukochanej partii.
Mimo tego duże brawa należą się Andrzejowi Friszke za odtworzenie świata jedynej przedwojennej partii ktόra była zarazem niepodległościowa, demokratyczna, wspierała mniejszości narodowe i walczyła o sprawiedliwość społeczną. Niestety w nowej Polsce PPS nie ma spadkobiercόw.

Wiktor Moszczynski „Dziennik Polski” 24 – 02 - 2012

No comments:

Post a Comment