Monday, 7 January 2013

Kraj Oszołomόw

Roi się od nich wszędzie – w prasie, w telewizji, na wiecach, w internecie, na wykładach w uczelni, a szczegόlnie w Sejmie. „Oszołomy” są to osoby ktόre używają słowa po to any zamącić dyskusje, wyżyć się emocjonalnie i wzburzyć swoich słuchaczy. Tworzą tkankę sztucznego podniecienia ktόra zachwaszcza dizisiejszą politykę polską. Przpadkόw znamy wielu z ostatnich dwuch miesięcy. Prawicowy reżyszer Grzegorz Braun namawiał do rozsztrzelania dziennikarzy z „Gazety Wyborczej” i TVN; działacz PiSowski Artur Nicpoń domaga się referendum dotyczącym zabicia premiera Donalda Tuska; profesor socjologii Zdzisław Krasnodębski twierdzi w wywiadzie prasowym że „zwolennik PO nie może być przyzwoitym człowiekiem”; Ewa Stankiewicz, prezeska „Solidarnych 2010”, stwierdza że Smoleńsk nie był pierwszym zamachem na prezydenta Kaczyńskiego bo była „nieudana jeszcze wtedy prόba zabicia prezydnta Kaczyńskiego w Gruzji”; Janusz Korwin-Mikke wykpiwa paraolimipijczykόw, opowiadając się za kultem siły i sprawności i uważa że „rosnąca przeżywalność niemowląt jest niekorzystna dla narodu”. Ta nieracjonalna gburowatość nie występuje tylko na łamach PiSu czy skrajnej prawicy. Brauna grudniowy występ sprowokował Daniela Olbrychskiego do zagrożenia niecnego reżysera „pasem po gołej dupie” – też czysto emocjonalny wyskok. Janusz Palikot i Stefan Niesiołowski zachłystują się często wulgarnymi i prowokacyjnymi wybrykami wobec swoich prawicowych oponentόw. Nazywanie Jarosława Kaczyńskiego „chamem” może zadwolić jego krytykόw ale tylko rozgrzewa konflikt, nie oświetla go. Każdym z powyższych wypowiedzi zależało na tym aby zarazem zaszokować opinię publiczną i dać upust emocjom własnym i swoich przymierzeńcόw. „Ale im dołożyłem”, mόwi ta osoba potem z wielką satysfacjcą. Albo mόwią to jego zwolennicy, jakby naćpani agresją czy oryginalnością wypowiedzi. Na to rzadko można znaleść odpowiedź. Ale to dlatego że te słowa nie są częścią dialogu. Są monologiem, skonstruowanym aby zadziwić siebie i świat. Ale nie są po to by przekonać. Nie zawsze są wypowiadane w pasji; czasem są wynikiem cynicznej kalkulacji że język logiki czy umiaru nie trafi do społeczeństwa i że trzeba użyć mocniejszego określenia aby trafić na pierwsze szpalty prasy czy na wieczorny komunikat w telewizji. Określenie „oszołom” używano po raz pierwszy jeszcze za czasόw rządu Jana Olszewskiego w roku 1991. Używano go wόwczas wobec osobom dla ktόrych sprawa rozliczeń z PRLem nie skończyła się na zwycięstwie wyborczym Lecha Wałęsy i odejściu Jaruzelskiego i ktόra pchała sprawę lustracji i dekomunizacji w momencie kiedy όwczesne elity solidarnościowe gotowe były działać w oparciu o kompromis zawarty przy okrągłym stole. Opozycyjna starszyzna nie mogła pojąć jak inni działacze mogli traktować ten ciężko przez nich uzyskany kompromis jako hańbiący. Tych ktόrych nie mogli przekonać nazwali po prostu „oszołami” a gdy ci sami „oszołomi” zawładnęli gabinetem Olszewskiego udało się, przy pomocy prezydenta Wałęsy, obalić go przez wotum nieufności w Sejmie. „Oszołomy” mieli rację że stan polityczny i gospodarczy Polski nie był zadawalający. Dawni sędziowie PRLowscy wciąż pełnili swoje funkcje, dużo aparatczykόw przeistoczyło się w nową eks-czerwoną klasę przedsiębiorcόw i właścicieli sprywatyzowanych firm a wielu byłych wspόlpracownikόw UB tkwiło na starych wpływowych stanowiskach administracyjnych bez rozliczenia się z przeszłością. Problem leżał w tym że mechanizmy lustracji zaproponowane przez Olszewskiego i jego ministra spraw wewnętrznych, Antoniego Macierewicza, były oparte głόwnie na starych donosach. W zasadzie każda osoba wskazana przez odtajnione kartoteki UB jako agent traktowana jest publicznie jako „winna” dopόki się nie oczyści w sądzie. Wśrόd innych oskarżono natychmiast wrogόw politycznych Olszewskiego, jak na przykład Wiesława Chrzanowskiego, marszałka Sejmu, czy ministra spraw zagranicznych, Krzysztofa Skubiszewskiego. Niestety te komunistyczne metody oskarżenia zniweczyły cały sens lustracji anty-komunistycznej. Dlatego rozwόj Trzeciej Rzeczypospolitej postępował przez następne 12 lat bez skompromitowanej przez Olszewskiego lustracji i bez opanowania elit post-komunistycznych na szczytach gospodarki państwa a ostatecznie nawet we władzach państwowych. „Oszołom” był wόwczas słowem potępienia ze strony liberalnych elit wobec nieprzejednanym anty-komunistom i fundamentalistom katolickim ktόrych nie rozumieli. Nie rozumieli ich żarliwości i ich uprzedzeń. Traktowali ich jako parobkόw parafialnych walczących na marginesie wielkich perspektyw europeizacji Polski. Ten podział był historyczny. Wielu z kόł liberalnych traktowało walkę z systemem PRL jako walkę o coś pozytywnejszego i bardziej demokratycznego, natomiast przeciwnicy PRLu z prawicy walczyli z pobudek narodowych lub katolickich. Przez długi okres te dwa odcienie opozycji wspόłpracowały razem wobec wspόlnego wroga, pod błogosławieństwem Papieża ktόry doceniał walory obydwu stron. Po upadku rządu Olszewskiego ta wspόłpraca pod uważnym okiem Ojca Świętego została przywrόcona, szczegόlnie w okresie chwiejnej koalicji AWS i Unii Wolności. Dopiero rządy Leszka Millera i skorumpowany stan relacji państwa, mediόw i baronόw gospodarki ktόry został ujawniony w afrerze Rywina, ponownie przywrόcił stare pretensje „oszołomόw” wobec nie dopełnionej lustracji. Prawica wyłoniła wόwczas dwie nowe partie ktόre przejęły schedę konfrontacji z post-komunistami, jedną o charakterze konserwatywnym, a drugą bardziej liberalną. Niestety Ojciec Święty już nie żył i nie było autorytetu aby powstrzymać poczucie wspόlnej nienawiści i nietolerancji obydwu odłamόw ktόre bardziej ścierały się między sobą niż w konflikcie z SLD. Konflikt kręcił się teraz w okόł korupcji i spόznionej lustracji a ubocznym tylko aspektem tego konfliktu była sprawa gospodarki w ktόrej państwo miało odgrywać rolę mniej czy bardziej interwencyjną. Krόtkotrwałe rządy braci Kaczyńskich wprowadziły do władzy prawdziwych „oszołomόw”, czyli LPR i Samoobronę. Tym manewrem, mocno wόwczas krytykowanym przez mnie jak i przez innych, faktycznie zniszczyli obydwie te skrajne partie ale jedynym spadkobiercą tych odłamόw najbardziej skrajnych był sam PiS. Uzyskując poparcie Radia Maryja odziedzycili cały balast niechrześcijańskiego jadu nienawiści zakamuflowanego prostą pobożnością wielu słuchaczy tego radia. Nagle „oszołomy”, i towarzyszące im „mohery”, wypłynęły na szersze pole do działania i tytuł „oszołom” noszą teraz z dumą. Tymbardziej że do agendy „oszołomόw” werwał się jeszcze po czasie destrukcyjny temat „Smoleńska”. Stoimy teraz w sytuacji gdzie obydwie partie pawicowe, PiS i PO, nie posiadają dialogu ani ze sobą ani ze społeczeństwem. Społeczeństwo głόwnie martwi się o gospodarkę; są znużeni do reszty tematami Smoleńska i lustracji, do ktόrych dzisiejsza opozycja wiecznie powraca. Od czasu do czasu jakiś mocniejszy akcent ze strony „oszołomόw” z prawicy i z lewicy wielu zbulwersuje. Nową rocznicą dla radykalniejszej opozycji staje się juz nie 11 listopad ale rocznica stanu wojennego – 13 grudnia. Ale mimo tego nikogo „oszołomi”, poza swoimi istniejącymi poplecznikami, nie pobudzają do walki o ich Ojczyznę. Z tym że obecny rząd też przechodzi przez marazm. Gospodarka nieco kuleje, budowa autostrad znόw zastygła, partia słabo odpowiada na dynamicze inicjatywy PiSu. Premier Donald Tusk dominuje swόj rząd ale jest co raz bardziej zmęczony i co raz mniej skuteczny. Wyborόw do Sejmu nie będzie w tym roku. Tusk wysyła ministrόw i posłόw w teren aby w wielkich i małych miasteczkach sprzedali wyborcom rządowy „Plan dla Polski”. Ale nikogo to obchodzi i społeczeństwo nie przychodzi na te zebrania. PSL odmładza swoje kadry pod nowym przywόdcą a Aleksander Kwaśniewski stara się jednoczyć lewicę, ale bezskutecznie, bo Leszek Miller i Janusz Palikot nie znajdują wspόlnego języka. Dlatego w polityce istnieje pustka wypełniona od czasu do czasu tylko wypałem samozwańczego „oszołoma”. Ludzi te występy bulwersują ale niby nic się nie zmienia. Jeżeli nie zmniejszy się bezrobocie zapowiadane są też strajki związkowcόw i wykorzystujące to zaostrzone konflikty uliczne hałaśliwego lewicowego i prawicowego planktonu. Na razie nikogo to obchodzi. Istnieje jednak jedna bardzo poważna obawa. Mieliśmy już dwa przykłady zamachowcόw ktόrzy mieli na celu zabόjstwa wybitnych politykόw. Jeden łόdzki działacz PiSu już zginął. Historia przedwojennej Polski nas uczy że nieprzejdnane wypuszone emocje „oszołomόw” powiewane jak chorągwie na ekranach publicznych mogą pobudzić osoby niezrόwnoważone do horrendalnych czynόw za ktόre ci „oszołomi” będą musieli ponieść kiedyś konsekwencje. Wiktor Moszczyński „Dziennik Polski” 11/01/2013

No comments:

Post a Comment