W piątek 23 lipca br. 70 członków zespołu redakcyjnego
serwisu internetowego Index.hu zrezygnowało z pracy i wymaszerowało z budynku.
W nagraniu ich wyjścia który ukazał się na stronie sympatyzującego im portalu,
agencji 444, widać jak wychodzą w jednym ciągu w milczeniu lecz zdeterminowani,
poważni, z podniesioną głową. W nagraniu widać że przy ich eksodusie nie
akompaniował im żaden odgłos oklasków czy wiwatów, ale tylko bezduszne cykanie
aparatów filmowych obserwujących ten następny etap w rozpaczliwej walce o
wolność słowa w ich kraju.
Dziennikarze zaprotestowali przeciwko zwolnieniu
poprzedniego wtorku głównego redaktora Index.hu, Szabolcs Dull, który nie
chciał poddać się kontroli informacji narzuconej przez MFA, właściciela
koncernu opanowanego ostatnio przez nominantów rządu węgierskiego. Rezygnując
Dull oświadczył kolegom „Index jest potężną fortecą którą chcą wysadzić.” W
odpowiedzi nowy szef wydawnictwa Laszlo Bodolai odpisał że jego „brak zaufania
wobec redaktora jest tak poważny że nie mogę współpracować z nim pod żadnym
wypadkiem.” W tej sytuacji cały niemal komplet redakcyjny, łącznie z innymi
pracownikami agencji, podał się do dymisji. Był to odważny choć desperacki krok
bo żaden z nich nie wiedział skąd w przyszłości będą mieli dochód i kto jeszcze
zabezpieczy przetrwanie wolności słowa na Węgrzech.
Trzeba od razu zaznacyć że Index.hu miał stały codzienny
odbiór 1,5 milionów czytelników i był najpopularniejszym portalem w tym kraju.
Pamiętajmy że Węgry liczą tylko 10 milionów mieszkańców a więc Index.hu tworzył
stałe źródło informacji dla znacznej części społeczeństwa w języku węgierskim.
Świadomi stałego zagrożenia ich niezależności od czasu zmiany w kierownictwie
MFA, redaktorzy opublikowali codzienne barometr w kształcie półkuli ze strzałką
wskazującą rosnący stopień zagrożenia wolności słowa. Od miesiąca wskazywał
stan ostrzegawczy reprezentowany przez kolor żółty. Bodolai chciał wymusić aby
redaktorzy zmienili wskaźnik ponownie na kolor zielony, świadczący o braku
zagrożenia, ale ani Dull ani najbliżsi współpracownicy nie zgadzali się z takim
naciskiem. Dull miał rzekomo zezwolić na przedwczesną publikację zaplanowanych
zmian w strukturze redakcji i za to, według dyrektora Bodolai, został
zwolniony. Jeszcze zdążył w dzień przed dymisją przesunąć igłę na tarczy
barometru na kolor czerwony, potwierdzający brak niezależności.
Ale redaktorzy byli już psychicznie nastawieni na te zmiany
pare miesięcy wcześniej gdy przedsiębiorca Miklos Vaszily, odpowiedzialny już
za prowadzenie kanału prorządowego TV2, wykupił 50% firmy odpowiedzialnej za
reklamy agencji. A Vaszily był również odpowiedzialny wcześniej za
przekształcenie na prorządowy kierunek polityczny popularnego wówczas niezależnego
portalu Origo w roku 2014.
Origo był poprzednio własnością monopolistycznej firmy
telekomunikacyjnej Magyar Telekom z dostępem nie tylko do wiadomości i mediów
społecznych ale i do największego poszukiwacza stron internetowych na Węgrzech.
Magyar Telekom otrzymywał również wsparcie od niemieckiego inwestora. Gdy Orban
doszedł do władzy zaczął wywierać nacisk na Magyar Telekom, narzucając im
dodatkowy podatek $100mln i grożąc ograniczeniem ich licencji transmisyjnych.
Magyar Telekom zgodził się w tajnym spotkaniu z głównym zastępcą Orbana, Janos
Lazar, na przyjęcie kierunkowskazów polityki rządowej licząc na to że te ukażą
się na dotychczas niezależnych stronach Origo. Na skutek tych nacisków w roku
2013 zrezygnował redaktor naczelny, Albert Gazda. W następnym roku, zwolniono
jego zastępcę Gergo Saling, szczególnie gdy ten dobierał się sprawdzenia
wydatków podróż zagranicznych Lazara. Decyzję zwolnienia Salinga podjął właśnie
ten sam Vaszily odpowiedzialny później za przejęcie kontroli nad Index.hu. W
międzyczasie Magyar Telekom sprzedał Origo pro-rządowej firmie New Wave, która
dopilnowała zmianę w agencji na orientację prorządową. Pod kierownictwem Adama
Matolcsy Origo stała się najbardziej zajadłą tubą propagandową dla polityki
antyliberalnej i antyimigracyjnej obecnego rządu.
Już od momentu zdobycia władzy przez swoją partię Fidesz w
parlamentarnych wyborach w roku 2010, premier Viktor Orban był zdeterminowany
odrzucić europejskie normy panowania i wprowadzić demokrację
"nieliberalną" która miała się utrzymać na zasadach opartych na
hojnej opiece społecznej, konserwatywnej polityce społecznej i podkreślaniu
walorów narodowych. Ale do uzyskania poparcia dla takiego kierunku politycznego
potrzebował również przychylnych mu mediów, aby nie ściągnąć na siebie
dezaprobatę instytucji unijnych tak potrzebnych mu w wsparciu gospodarczym
państwa.
Dlatego przez szereg lat zależało Orbanowi na utrzymaniu
fikcji że Węgry są normalnym europejskim krajem demokratycznym z niezależną
prasą, niezależnym sądownictwem i wolnymi wyborami. W praktyce członkowie Sądu
Konstytucyjnego są już praktycznie nominowani przez kierownictwo partii Fidesz.
Na czele sądownictwa i prokuratury są najbliżsi współpracownicy Orbana i z
czasem ułatwiło mu to w rekonstrukcji okręgów wyborczych dogodniejszych dla
Fidesz’u, w pozbyciu się niezależnego uniwersytetu założonego przez Gyorgy
Sorosa, i w kontrolowaniu mediów. To Sąd Konstytucyjny podjął decyzję w czerwcu
br. aby odrzucić apele przeciw scentralizowaniu przeszło 500 różnych tytułów
medialnych pod kierownictwem jednego konglomeratu medialnego KESMA. Sąd
uzasadnił argument ministra sprawiedliwości Judit Varga że taka fuzja medialna
na szczeblu państwowym jest „w interesie publicznym”. Sąd orzekł że interes
publiczny jest równoznaczny z interesem rządu, bo „rząd nie może dzielić
odpowiedzialności za politykę gospodarczą z urzędami
konstytucyjnymi”.
Kolejną ofiarą monopolizacji w mediach węgierskich był
popularny dziennik „Niepszabadsag” (czyli „Wolność Ludu”) zamknięty w
październiku 2016. Wydawca Mediaworks powiadomił redakcję że z powodów
finansowych gazeta nie będzie się już więcej ukazywać w druku i w internecie i
zwolnił wszystkich pracowników. Gazeta o obliczu liberalno-lewicowym, miała 37
tysięcy czytelników, czyli więcej niż wszystkie inne polityczne dzienniki
węgierskie razem. Jednak według informacji w innych mediach niezależnych gazeta
była dochodowa a jej zamknięcie spowodowane zostało spotkaniem właściciela
Mediaworks z premierem Orbanem. „Moim zdaniem przyczyna może być tylko
polityczna”, powiedział ostatni zastępca redaktora generalnego Marton Gaspar. W
roku 2018 przestał też wychodzić niezależny tygodnik konserwatywny Heti Valasz.
Obecnie międzynarodowa pozarządowa organizacja Reporters
without Borders stawia Węgry na 89 miejscu w rocznych wskaźnikach wolności
medialnej na świecie. Kraj posiada już tylko szczątki mediów niezależnych.
Istnieje jeszcze jedna gazeta, historyczna Nepszava, która po zamknięciu
Niepszabadsag sprzedaje 21tys. egzemplarzy dziennie. Przetrwały jeszcze
niezależne portale jak 444, 24.hu, Atlatszo czy Pestibulvar. Ale wszystkie
czują grożące im naciski prawne czy gospodarcze za którymi kryje się żelazna
ręka monopolu medialnego Fideszu. Według portalu Atlatszo rząd wydał przeszło
$300mln na kampanie reklamowe wspierające jej działalność z którego marną część
ofiarowano prasie niezeleżnej. Bez tego wsparcia finansowego poprzez reklamy
większość organizacji medialnych objętych przez KESMA nie miałyby rację bytu, a
prywatne firmy boją się reklamować w mediach politycznie niezależnych w obawie
stracenia kontraktów rządowych . Rząd zapowiedział politykę
"hungaryzacji" mediów aby nie dopuścić do zagranicznych wpływów w
mediach krajowych.
Odbywają się protesty uliczne przeciwko restrykcjom
rządowym. Jeden nastąpił właśnie po masowej rezygnacji dziennikarzy Index.hu.
Protestują również niezależne samorządy, wśród nich nowy mer Budapesztu,
Gergely Karácsony. Niestety siły wewnętrznej opozycji na Węgrzech nie są w
stanie same w tej chwili obronić media przed finansową mocą prorządowego
kapitału. Mogłyby interweniować instytucje unijne ale, jak dotychczas, unikały
bezpośredniej konfrontacji z rządem węgierskim mimo że monitorują sytuację i
komentują krytycznie. Jean-Claude Juncker, były przewodniczący Europejskiej
Komisji, raz przyjął Orbana na spotkaniu z koleżeńskim uszczypnięciem policzka
nazywając go pobłażliwie „Jak się ma nasz mały dyktator”. Ale nie robią nic.
Ostatnie decyzje unijne w sprawie uchwalenia nowego budżetu na szczycie
lipcowym dają mało zapewnienia że Unia wreszcie narzuci Węgrom sankcje prawne
czy gospodarcze.
Co jeszcze może paść ofiarą rządowego parcia do monopolu
medialnego? A może któreś polskie medium informacyjne? Jak Onet czy Oko.press?
W końcu Zbigniew Ziobro, obecnie nie tylko minister sprawiedliwości i
prokurator generalny ale również odpowiedzialny w praktyce za politykę
europejską rządu polskiego, grozi, na przekór Unii, „repolonizacją” mediów i
rozbiciu Agory. Już krytykował premiera Morawieckiego za subsydiowanie
niezależnej prasy polskiej umieszczając w niej rządowe reklamy ostrzegawcze o
pandemii. Logika niby jasna, bo czemu ci „gorsi Polacy” mają być chronieni
kosztem państwa przed Covidem? Ale bez weta chwiejnego prezydenta mówiącego
wciąż o „koalicji polskich wartości”, czy bez interwencji organów unijnych,
możemy oczekiwać dalszego regresu w wolności prasy po obu stronach Karpat.
Wiktor
Moszczyński
Tydzień Polski 7 sierpień 2020
No comments:
Post a Comment