Tuesday, 4 August 2020

Węgierskie Kleszcze Medialne

W piątek 23 lipca br. 70 członków zespołu redakcyjnego serwisu internetowego Index.hu zrezygnowało z pracy i wymaszerowało z budynku. W nagraniu ich wyjścia który ukazał się na stronie sympatyzującego im portalu, agencji 444, widać jak wychodzą w jednym ciągu w milczeniu lecz zdeterminowani, poważni, z podniesioną głową. W nagraniu widać że przy ich eksodusie nie akompaniował im żaden odgłos oklasków czy wiwatów, ale tylko bezduszne cykanie aparatów filmowych obserwujących ten następny etap w rozpaczliwej walce o wolność słowa w ich kraju.  

Dziennikarze zaprotestowali przeciwko zwolnieniu poprzedniego wtorku głównego redaktora Index.hu, Szabolcs Dull, który nie chciał poddać się kontroli informacji narzuconej przez MFA, właściciela koncernu opanowanego ostatnio przez nominantów rządu węgierskiego. Rezygnując Dull oświadczył kolegom „Index jest potężną fortecą którą chcą wysadzić.” W odpowiedzi nowy szef wydawnictwa Laszlo Bodolai odpisał że jego „brak zaufania wobec redaktora jest tak poważny że nie mogę współpracować z nim pod żadnym wypadkiem.” W tej sytuacji cały niemal komplet redakcyjny, łącznie z innymi pracownikami agencji, podał się do dymisji. Był to odważny choć desperacki krok bo żaden z nich nie wiedział skąd w przyszłości będą mieli dochód i kto jeszcze zabezpieczy przetrwanie wolności słowa na Węgrzech.

Trzeba od razu zaznacyć że Index.hu miał stały codzienny odbiór 1,5 milionów czytelników i był najpopularniejszym portalem w tym kraju. Pamiętajmy że Węgry liczą tylko 10 milionów mieszkańców a więc Index.hu tworzył stałe źródło informacji dla znacznej części społeczeństwa w języku węgierskim. Świadomi stałego zagrożenia ich niezależności od czasu zmiany w kierownictwie MFA, redaktorzy opublikowali codzienne barometr w kształcie półkuli ze strzałką wskazującą rosnący stopień zagrożenia wolności słowa. Od miesiąca wskazywał stan ostrzegawczy reprezentowany przez kolor żółty. Bodolai chciał wymusić aby redaktorzy zmienili wskaźnik ponownie na kolor zielony, świadczący o braku zagrożenia, ale ani Dull ani najbliżsi współpracownicy nie zgadzali się z takim naciskiem. Dull miał rzekomo zezwolić na przedwczesną publikację zaplanowanych zmian w strukturze redakcji i za to, według dyrektora Bodolai, został zwolniony. Jeszcze zdążył w dzień przed dymisją przesunąć igłę na tarczy barometru na kolor czerwony, potwierdzający brak niezależności.

Ale redaktorzy byli już psychicznie nastawieni na te zmiany pare miesięcy wcześniej gdy przedsiębiorca Miklos Vaszily, odpowiedzialny już za prowadzenie kanału prorządowego TV2, wykupił 50% firmy odpowiedzialnej za reklamy agencji. A Vaszily był również odpowiedzialny wcześniej za przekształcenie na prorządowy kierunek polityczny popularnego wówczas niezależnego portalu Origo w roku 2014.

Origo był poprzednio własnością monopolistycznej firmy telekomunikacyjnej Magyar Telekom z dostępem nie tylko do wiadomości i mediów społecznych ale i do największego poszukiwacza stron internetowych na Węgrzech. Magyar Telekom otrzymywał również wsparcie od niemieckiego inwestora. Gdy Orban doszedł do władzy zaczął wywierać nacisk na Magyar Telekom, narzucając im dodatkowy podatek $100mln i grożąc ograniczeniem ich licencji transmisyjnych. Magyar Telekom zgodził się w tajnym spotkaniu z głównym zastępcą Orbana, Janos Lazar, na przyjęcie kierunkowskazów polityki rządowej licząc na to że te ukażą się na dotychczas niezależnych stronach Origo. Na skutek tych nacisków w roku 2013 zrezygnował redaktor naczelny, Albert Gazda. W następnym roku, zwolniono jego zastępcę Gergo Saling, szczególnie gdy ten dobierał się sprawdzenia wydatków podróż zagranicznych Lazara. Decyzję zwolnienia Salinga podjął właśnie ten sam Vaszily odpowiedzialny później za przejęcie kontroli nad Index.hu. W międzyczasie Magyar Telekom sprzedał Origo pro-rządowej firmie New Wave, która dopilnowała zmianę w agencji na orientację prorządową. Pod kierownictwem Adama Matolcsy Origo stała się najbardziej zajadłą tubą propagandową dla polityki antyliberalnej i antyimigracyjnej obecnego rządu. 

Już od momentu zdobycia władzy przez swoją partię Fidesz w parlamentarnych wyborach w roku 2010, premier Viktor Orban był zdeterminowany odrzucić europejskie normy panowania i wprowadzić demokrację "nieliberalną" która miała się utrzymać na zasadach opartych na hojnej opiece społecznej, konserwatywnej polityce społecznej i podkreślaniu walorów narodowych. Ale do uzyskania poparcia dla takiego kierunku politycznego potrzebował również przychylnych mu mediów, aby nie ściągnąć na siebie dezaprobatę instytucji unijnych tak potrzebnych mu w wsparciu gospodarczym państwa.

Dlatego przez szereg lat zależało Orbanowi na utrzymaniu fikcji że Węgry są normalnym europejskim krajem demokratycznym z niezależną prasą, niezależnym sądownictwem i wolnymi wyborami. W praktyce członkowie Sądu Konstytucyjnego są już praktycznie nominowani przez kierownictwo partii Fidesz. Na czele sądownictwa i prokuratury są najbliżsi współpracownicy Orbana i z czasem ułatwiło mu to w rekonstrukcji okręgów wyborczych dogodniejszych dla Fidesz’u, w pozbyciu się niezależnego uniwersytetu założonego przez Gyorgy Sorosa, i w kontrolowaniu mediów. To Sąd Konstytucyjny podjął decyzję w czerwcu br. aby odrzucić apele przeciw scentralizowaniu przeszło 500 różnych tytułów medialnych pod kierownictwem jednego konglomeratu medialnego KESMA. Sąd uzasadnił argument ministra sprawiedliwości Judit Varga że taka fuzja medialna na szczeblu państwowym jest „w interesie publicznym”. Sąd orzekł że interes publiczny jest równoznaczny z interesem rządu, bo „rząd nie może dzielić odpowiedzialności za politykę gospodarczą z urzędami konstytucyjnymi”.   

Kolejną ofiarą monopolizacji w mediach węgierskich był popularny dziennik „Niepszabadsag” (czyli „Wolność Ludu”) zamknięty w październiku 2016. Wydawca Mediaworks powiadomił redakcję że z powodów finansowych gazeta nie będzie się już więcej ukazywać w druku i w internecie i zwolnił wszystkich pracowników. Gazeta o obliczu liberalno-lewicowym, miała 37 tysięcy czytelników, czyli więcej niż wszystkie inne polityczne dzienniki węgierskie razem. Jednak według informacji w innych mediach niezależnych gazeta była dochodowa a jej zamknięcie spowodowane zostało spotkaniem właściciela Mediaworks z premierem Orbanem. „Moim zdaniem przyczyna może być tylko polityczna”, powiedział ostatni zastępca redaktora generalnego Marton Gaspar. W roku 2018 przestał też wychodzić niezależny tygodnik konserwatywny Heti Valasz.

Obecnie międzynarodowa pozarządowa organizacja Reporters without Borders stawia Węgry na 89 miejscu w rocznych wskaźnikach wolności medialnej na świecie. Kraj posiada już tylko szczątki mediów niezależnych. Istnieje jeszcze jedna gazeta, historyczna Nepszava, która po zamknięciu Niepszabadsag sprzedaje 21tys. egzemplarzy dziennie. Przetrwały jeszcze niezależne portale jak 444, 24.hu, Atlatszo czy Pestibulvar. Ale wszystkie czują grożące im naciski prawne czy gospodarcze za którymi kryje się żelazna ręka monopolu medialnego Fideszu. Według portalu Atlatszo rząd wydał przeszło $300mln na kampanie reklamowe wspierające jej działalność z którego marną część ofiarowano prasie niezeleżnej. Bez tego wsparcia finansowego poprzez reklamy większość organizacji medialnych objętych przez KESMA nie miałyby rację bytu, a prywatne firmy boją się reklamować w mediach politycznie niezależnych w obawie stracenia kontraktów rządowych . Rząd zapowiedział politykę "hungaryzacji" mediów aby nie dopuścić do zagranicznych wpływów w mediach krajowych.

Odbywają się protesty uliczne przeciwko restrykcjom rządowym. Jeden nastąpił właśnie po masowej rezygnacji dziennikarzy Index.hu. Protestują również niezależne samorządy, wśród nich nowy mer Budapesztu, Gergely Karácsony. Niestety siły wewnętrznej opozycji na Węgrzech nie są w stanie same w tej chwili obronić media przed finansową mocą prorządowego kapitału. Mogłyby interweniować instytucje unijne ale, jak dotychczas, unikały bezpośredniej konfrontacji z rządem węgierskim mimo że monitorują sytuację i komentują krytycznie. Jean-Claude Juncker, były przewodniczący Europejskiej Komisji, raz przyjął Orbana na spotkaniu z koleżeńskim uszczypnięciem policzka nazywając go pobłażliwie „Jak się ma nasz mały dyktator”. Ale nie robią nic. Ostatnie decyzje unijne w sprawie uchwalenia nowego budżetu na szczycie lipcowym dają mało zapewnienia że Unia wreszcie narzuci Węgrom sankcje prawne czy gospodarcze.

Co jeszcze może paść ofiarą rządowego parcia do monopolu medialnego? A może któreś polskie medium informacyjne? Jak Onet czy Oko.press? W końcu Zbigniew Ziobro, obecnie nie tylko minister sprawiedliwości i prokurator generalny ale również odpowiedzialny w praktyce za politykę europejską rządu polskiego, grozi, na przekór Unii, „repolonizacją” mediów i rozbiciu Agory. Już krytykował premiera Morawieckiego  za subsydiowanie niezależnej prasy polskiej umieszczając w niej rządowe reklamy ostrzegawcze o pandemii. Logika niby jasna, bo czemu ci „gorsi Polacy” mają być chronieni kosztem państwa przed Covidem? Ale bez weta chwiejnego prezydenta mówiącego wciąż o „koalicji polskich wartości”, czy bez interwencji organów unijnych, możemy oczekiwać dalszego regresu w wolności prasy po obu stronach Karpat.

Wiktor Moszczyński               Tydzień Polski     7 sierpień 2020




No comments:

Post a Comment