Sobotni widok ładnie ubranych wyczesanych polskich dzieci z
tornistrami na ulicach londyńskich prowadzonych za rączkę przez rodziców do
polskiej szkółki jest zawsze radosny. Nie ma przyjemniejszego odgłosu od
wesołego dziecięcego szczebiotu, szczególnie jeżeli w polskim języku.
Znałem ten świat dobrze bo w końcu sam kiedyś chodziłem do
takiej szkoły (w przedszkolaku już 70 lat temu!) i tu chodziłem z kolegami i
koleżankami z którymi utrzymuje kontakt pod dzień dzisiejszy. Polska szkoła to
kowadło życia polskiego bez którego nie można było się spodziewać jakiejkolwiek
kontynuacji polskich tradycji przez przeszło trzy, a nawet cztery, pokolenia
polskich rodzin na terenie Wielkiej Brytanii. Nowa diaspora która zakładała tu
rodziny po wejściu Polski do Unii Europejskiej rozszerzyła rozpiętość i ilość
tych szkół i znacznie podwyższyła poziom nauczania który obejmował dzieci
zarówno mówiące dobrze po polsku ale słabo po angielsku, jak i dzieci mówiące
słabo po polsku a dobrze po angielsku.
Poza tym szkoły wykorzystały dobre stosunki z lokalnymi
samorządami które z kolei bardzo ceniły krzewienie kultury swoich mniejszości
narodowych i dostosowywały się do politycznej poprawności. Muszę przyznać że w
tym znacznie różnili się od polskiego szkolnictwa w latach 50ych czy 60ych
które dumnie trzymało się z dala od dotacji i wsparcia od instytucji
brytyjskich i utrzymywało się z własnych środków finansowych. Ta nowa współpraca z samorządami została wzbogacona
sporą ilością nauczycieli którzy pracowali również w szkołach angielskich i
korzystali z najnowocześniejszych metod i narzędzi nauczania i znali potrzebne
przepisy wymagane przy opiece nad dziećmi.
W dawnych latach szkoły były zupełnie niezależne od
konsulatu PRL, który nie miały żadnego dostępu do działalności tych szkół ani
do treści programu nauczania. Obecnie konsulaty RP i polskie Ministerstwo
Edukacji Narodowej odgrywają znaczącą rolę w uzupełnieniu pomocy finansowej w
formie zadawanych konkursów i wniosków o pomoc które, w wypadku Wielkiej
Brytanii, były najczęściej kierowane przez Senat i Wspőlnotę Polską. Ostatnio Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za
Granicą przekazuje za granicę podręczniki i pomoce dydaktyczne służące
nauczaniu języka polskiego, lub innych przedmiotów nauczanych w języku polskim,
ale nie zawsze szkoły uważały je za stosowne. Uzupełniające dotacje ofiarowane
są również przez Departament Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą przy
Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Oczywiście ważną tu też rolę odgrywała wciąż Polska Macierz
Szkolna posiadająca przeszło 65 lat doświadczenia w prowadzeniu szkolnictwa,
przygotowania własnych podręczników i załatwieniu bezcennych porad prawnych,
jak i grupowej polisy ubezpieczeniowej dla szkół. Mogła w odpowiednich
momentach występować w imieniu szkół w przygotowaniu do zdania dużej i małej
matury w egzaminach GCSE i A level, uznawanych przez brytyjskie uczelnie. W
momentach kiedy Brytyjczycy grozili zniesieniem polskich i innych egzaminów cudzoziemskich,
PMS występowała w efektywnym lobbingu w parlamencie i w ministerstwach za
zachowaniem tych egzaminów. Odpowiedzialna jest też za uzułpelniające szkolenie
nauczycieli. Również taką rolę wypełnia Polski Uniwersytet na Obczyźnie.
Względnie harmonijny porządek wynikający z tych układów
przerwany został tego marca przez pandemię koronawirusa. Rząd zamknął wszystkie
szkoły brytyjskie. Mimo że decyzja była wyraźnie opóźniona ale jednak
wszystkich zaskoczyła. Zamknięcie które było przewidziane na parę tygodni
wydłużyło się i szkoły zmuszone były do przestawienia się na nauki przekazane
zdalnie. Świat szkolny stanął na głowie. Był to nowy okres eksperymentalny
kiedy każdy nauczyciel musiał przestawić siebie w eksperta systemów
internetowych i nowych niekoniecznie sprawdzonych systemów masowej łączności
jak Zoom czy Microsoft Teams. Z kolei na ekspertów musieli przestawić się
rodzice, no i same dzieci, choć ci najszybciej pojmowali nową technologię i
najbardziej się nią zachłystywali. W wielu samorządach rozdawano dzieciom nowe
laptopy, przygotowane dla nich filmiki, i prowadzono lekcje zdalne w domu. Dla
wielu dzieci była to ciekawa nowość. Nie trzeba było rano wstawać do szkoły,
nie trzeba była ubierać mundurku, nie zawsze mógł nauczyciel dopilnować czy
lekcja była wykonana a łatwiej było pytać o rozwiązanie zadań rodziców.
Te same dramatyczne przemiany pochłonęły od razu polskie
szkoły sobotnie. Wielu nauczycieli polskich już zapoznało się z praktyką
zdalnego uczenia w szkołach brytyjskich. W niektórych szkołach dzieci polskie
mogły nawet korzystać z tych nowych angielskich laptopów. Przy pomocy Polskiej
Macierzy Szkolnej i ministerstwa przygotowano należyte programy do zdalnego
nauczania. Ale dla wielu rodziców były to wciąż nowe obowiązki w momencie gdy
wielu obawiało się utraty pracy przy rosnącym bezrobociu. Zabawa dla wielu
przekształciła się z czasem w dużą udrękę i coraz więcej dzieci przestawało
uczęszczać w tych wirtualnych klasach gdzie nie można było kolegować z
przyjaciólmi a mama czy tata nie mieli czasu czy woli przypilnować że lekcja
była odrobiona.
Już w maju i czerwcu zaczęły angielskie szkoły powracać do
swoich budynków. Rząd bazował to na zasadzie że dzieci nie były osobiście
podatne na nowy wirus i więcej traciły z braku kontaktu ze szkołą i z kolegami
niż zyskali z izolacji od źródeł zaka±enia.
Natomiast nauczyciele i epidemiolodzy byli świadomi że dzieci mogły być
nosicielami wirusa dla swoich rodzin. Wprowadzono ostre ograniczenia co do
ilości dzieci w klasie i do potrzeby wprowadzenia zaostrzonych przepisów
sanitarnych. Wróciły więc częściowo dzieci angielskie do szkoły. Ale polskie
dzieci nie mogły wrócić do swojej szkoły bo w wielu wypadkach było to niezgodne
z ówczesnymi przepisami brytyjskich budynków szkolnych z których korzystali.
Nastał też problem odwołanych egzaminów państwowych na
koniec roku w szkołach angielskich. Rząd zgodził się przyjąć oceny nauczycieli
w szkole. Ale z początku brytyjska komisja egzaminacyjna nie chciała przyjąć
oceny każdego nauczyciela szkoły polskiej. Dopiero interwencja Polskiej
Macierzy pomogła w przekonaniu egzaminatorów AQA aby przyjęli polskie oceny.
155 uczniów którzy uczyli się przy Exam Centre Macierzy uzyskało soje wyniki.
Ale krajowe wyniki jeszcze nie znamy. Przy wsparciu Konsulatu, PMS mogła
wyznaczyć asesorów do poświadczenia rzetelności ocen anonimowych egzaminatorów.
Polska Macierz założyła też około 100 darmowych kont Microsoft Office dla
nauczycieli GCSE i A-level do prowadzenia szkoleń online.
Nastał prawdziwy dylemat. Tłumaczyli to poszczególni
dyrektorzy polskich szkół w Anglii w ubiegłą sobotę na konsultacyjnym zebraniu
zorganizowanym zdalnie przez londyński konsulat polski. Rodzice w przeważającej
większości nie byli gotowi udzielać się dalej przy wirtualnej szkole. Nie płacili
rachunku za nowy rok szkolny. Przy braku konkretnego końcowego terminu pandemii
powstała wyraźna obawa że działalność szkół polskich może być zawieszona na
cały jeden rok. A dla dziecka nie zaliczony jeden rok mógł przekreślić
możliwość powrócenia do lekcji po odzwyczajeniu się od chodzenia do szkoły na
tak długi okres.
Jedynym wyjściem musiał być powrót do budynku szkolnego.
Tylko w takim wypadku lwia część rodziców zgodziłaby się wysyłać swoje dziecko
dalej do polskiej szkoły. Na przykład na Ealingu tylko 23% rodziców było
gotowych płacić jeżeli nauka byłaby zdalna, a aż 90% jeżeli stacjonarna. Trzeba
było przekonać brytyjskich gospodarzy aby przyjęli ponownie polskiego lokatora.
Ale przepisy wymagały dużego poświęcenia. Po pierwsze ograniczenie ilości dzieci
w klasie aby zachować dystans jednego metra między uczniami. Szkoły musiały
wypełnić odpowiedni „Risk Assessment” związany z przepisami Covidu. Szkoły
angielskie często podwyższały znacząco czynsze w wyniku dodatkowych kosztów
czyszczenia.
Dzieci przychodzą teraz w maskach ale nie muszą nosić je w
klasie. W korytarzach obowiązuje ruch jednokierunkowy. Dzieci przychodzą w
różnych etapach, zależnych od wieku. Dzieci z różnych klas nie powinny się
spotykać w szkole bo tworzą oddzielne „bańki”. W szkole w Morden wymagano aby
było maksimum pięcioro tylko dzieci z nauczycielem w jednej klasie ale na
szczęście udało się przekonać gospodarzy że jako placówka edukacyjna ten
przepis nie obowiązywał. W innych szkołach oddzielono część budynku wyłącznie
na użytek polski. Natomiast wielu rodziców musiało pozostać poza budynkiem
szkolnym w czasie lekcji a po zakończeniu musieli sprzątać i dezynfekować klasy
i korytarze. Szkoły musiały często kupować własny sprzęt techniczny. W pewnych
szkołach zabroniono dzieciom wstępu do klas i muszą uczyć się w głównej auli
podzielonej parawanem między klasami.
Pewne szkoły polskie w ogóle nie dostały dostępu do dawnych
budynków szkolnych. Na przykład w Gloucester szkoła musiała przenieść się do
głównej sali lokalnego Community Centre dzięki dobrym stosunkom z radą miejską.
Podobnie było w Norwich. W Swindon po odmowie jednej szkoły na szczęście przyjęła ich nowa szkoła. W
Ipswich wygórowane warunki wynajmu zmusiły szkołę do znalezienia innego lokalu.
Niestety w Portsmouth szkoła zmuszona była do prowadzenia klas tylko zdalnie
przy czym straciła część uczniów ale udało się uruchomić bogaty program
nauczania przy pomocy filmików. Wielu rodziców nie ma już środków do płacenia
za szkołę, szczególnie w małych miasteczkach. Groźba dalszych zaostrzeń
istnieje ale na razie większość szkół działa. Według wrześniowego
kwestionariusza Macierzy w 23 szkołach (na 80 ankietowanych) stracono tylko 10%
uczniów, ale to byly chyba raczej te większe szkoły.
Mimo tych ograniczeń to co dokonali dotychczas dyrektorzy
szkół, grono nauczycielskie, wolontariusze Polskiej Macierzy czy rodzice jest
wprost heroiczne. Bez tych poświęceń i profesjonalnego zapału polskie szkoły mogłyby być zamknięte na o wiele
dłuższy okres i mogłoby to doprowadzić do permanentnego przerwania nauki w
języku ojczystym, po raz pierwszy od 70 lat. Bez szkoły sobotniej nikt nie
kształcił by naszych dzieci
poza domem, co mogłoby spowodać
nieodwracalną stratę w ciągłości społeczeństwa polskiego w Wielkiej
Brytanii. Na następnej mszy czy polonijnym spotkaniu zdalnym, zorganizujmy
personelowi naszych szkół publiczny poklask, jak kiedyś dla brytyjskiej słu±by zdrowia.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 30 październik 2020