Giuseppe Pichierri, włoski konsultant NHS od 15 lat, stał ze
swoją czteroletnią córeczką, uzbrojoną w baloniki i kartkę powitalną, na
londyńskim lotnisku Heathrow, oczekując radosnego przyjazdu jego ulubionej 24-letniej
siostrzenicy Marty. Długo czekali i córka już niecierpliwiła się. Czekali do
wieczora, ale Marta nie zjawiła się i nie zostawiła żadnego zawiadomienia.
Biuro informacyjne nie mogło nic wyjaśnić. Wrócił z zapłakaną córeczką, ale już
bez baloników, do domu. W połowie nocy telefon. Zawiadomiono go że Marta
została zatrzymana przy kontroli paszportowej i przeniesiona w kajdankach do
obozu dla uchodźców w Colnbrook. Ma być wydalona z kraju. Następnego dnia udało
mu się ją odwiedzić. Zapłakana z kolei siostrzenica była przerażona bo myślała
że przebywa w więzieniu, co może i nie tak dalekie było od prawdy.
Zaraz tego samego dnia odesłano ją z powrotem do Włoch ze
stemplem w paszporcie że była wydalona z kraju. Okazało się że w swoim liście
zapraszającym pan Pichierri napisał że w czasie swojego pobytu w Londynie
będzie mogła poprawić swoją angielszczyznę i pomóc jego żonie w opiece nad jego
trzema młodziutkimi dziećmi. Brzmiało to jak oferta pracy au pair. To
wystarczyło jako powód zatrzymania jej. Marta powiedziała że postara się wrócić
do Wielkiej Brytanii za parę tygodni, ale szanse jej powrotu do Londynu, po
takim ostemplowaniu jej paszportu, są nikłe.
Pewna młoda Hiszpanka z Walencji, zatrzymana została w
Gatwick gdy przyjechała w zeszły czwartek aby sprawdzić rynek pracy. Kiedy
odmówiono jej przyjazd zaoferowała zapłacić za natychmiastowy bilet powrotny.
Ale urzędnicy Border Force odmówili i odesłali ją do obozu internowania w
Yarlswood. Obecnie panuje tam pandemia, więc wszystkich internowanych pozostawiono
w izolacji w swoich celach. Była tam 3 dni. Po interwencji prasy pozwolono jej
odbyć kwarantannę u swojej siostry pod Londynem, ale paszport jej zatrzymali.
Inna Hiszpanka, tym razem z Bilbao, planowała znaleźć pracę,
potem wrócić do Hiszpanii i zgodnie z nowym prawem, tam złożyć aplikację o
pracę. Planowała ostatecznie wrócić ponownie po otrzymaniu stanowiska.
Odmówiono jej wjazd do Anglii. Wysłano, jak poprzednim wypadku w kajdankach,
do obozu na parę dni a potem spowrotem
odesłano ją do Hiszpanii, mimo że miała tu adres pobytu u krewnej. W tym samym
dniu, Czeszkę która przyjechała przez Londyn w drodze powrotnej do Pragi z
Meksyku, ale która chciała tu pozostać na parę dni aby zahaczyć o przyszłą
pracę, nie tylko nie wpuścili, ale nie pozwolili jej jechać dalej do Czech.
Wsadzili ją na następny samolot do Meksyku, zadowoleni że się jej prawnie
pozbyli.
W każdym takim wypadku mamy przykład młodych Europejczyków,
nie zorientowanych jeszcze w pełni do jakiego stopnia Wielka Brytania zmienił
się od 1go stycznia br. Obywatele unijni przyjeżdżzający w poszukiwaniu pracy
ląduje w obozach odosobnienia dla imigrantów, nawet jeśli mają zaproszenie na
spotkanie z firmą brytyjską. Według nowych przepisów, osoby które chcą tu
pracować muszą złożyć podanie o wizę zza granicy. Regulaminy Home Office nie
zezwalają na przyjazdy na rozmowy kwalifikacyjne Obywatele unijni nie mogą już też ubiegać się
o bezpłatne staże w instytucjach brytyjskich.
Dotychczas epidemia kamuflowała zmiany w przepisach o
potrzebie wizy wjazdowej aby podejmować tu pracę. Z powodu restrykcji przeciw
zakażeniom była mało lotów. Teraz mgła covida powoli ulatnia się, i nagle
ukazuje się nowy surowy krajobraz post-brexitowy. Problem leżał nie tylko w
surowości nowych przepisów, ale był uzupełniony oprawą złośliwości z którą
brytyjskie służby graniczne wykonywały polecenia ministrów. Ambasadorowie
unijni i europosłowie z różnych narodowości składali skargi do Komisji
Europejskiej lub bezpośrednio do brytyjskich ministerstw, ale daremnie apelowano
o humanitarne traktowanie nieświadomych „przestępców”.
W zeszłym tygodniu komisarz unijny Maros Sefcovic, który
jest współprzewodniczącym (wraz z ministrem Michael Gove), post-brexitowej
brytyjsko-unijnej rady partnerskiej, oświadczył europarlamentarzystom że może
zaskarżyć sądownie te i podobne traktowanie obywateli unijnych na granicy
brytyjskiej. Brytyjczycy odpowiadali że
nowe przepisy są klarowne i dostępne na internecie a uzasadniali kajdanki i
internowanie w obozach obecnym brakiem lotów powrotnych i przepisami
anty-covidowymi.
Te osoby nie są jedynymi ofiarami nowych przepisów. Polskie
organizacje zajmujące się opieką na Polakami w potrzebie obawiają się że dość
znaczna ilość Polaków wyjechała w zeszłym roku do Polski u szczytu pandemii,
licząc na to że przetrwa kryzys covidowy w połączeniu ze swoją rodziną w
rodzinnym mieście. Wielu z nich nie miało jeszcze załatwionych podań o stan
osiedlenia ale liczyli na to że wrócą tu przed terminem 30 czerwca aby załatwić
podanie. Czeka ich ciężki zawód. Podanie trzeba było złożyć przed wyjazdem.
Teraz mogą nawet nie być wpuszczeni na teren Wielkiej Brytanii aby złożyć
podanie i odzyskać poprzednią pracę.
Równie ciężka będzie sytuacja wszystkich w Wielkiej Brytanii
którzy dopiero teraz starają się złożyć to podanie. Trzeba pamiętać że mieli na
to juź przeszło dwa lata. Od 28go sierpnia 2018 do 31 grudnia 2020
zarejestrowało się 4,916 milionów
obywateli unijnych, a w tym 911,240 obywateli polskich. 52% obywateli unijnych
składających wniosek uzyskało status osiedlony (settled status), a 44% status
tymczasowo rozstrzygnięty (presettled status). Pozostałe podania były
odrzucone, lub unieważnione. Jescze 320 tysięcy czeka na wynik podania, i są
poważne obawy że Home Office po prostu nie zdąży je załatwić na czas. Te osoby
mogą znaleźć się po 30 czerwca bez prawa pracy, prawa posiadania tu konta
bankowe, dostępu do zapomogi i usług społecznych i do darmowego korzystania ze
służby zdrowia, i prawa do nauki w wyższej uczelni, dopóki nie uzyskają statusu
osiedlenia. Mogą nawet stracić obecną pracę lub mieszkanie. bo nie będą mogli
udowodnić że mają prawo tu przebywać.
W jeszcze gorszej sytuacji mogą znaleźć się ci którzy
dopiero teraz składają podania. Spóźniali się w podaniu na settled status bo
nie mają odpowiedniej dokumentacji, nie mieszkają w Londynie, nie czytają
gazet, ani polskich ani brytyjskich. Agencje jak East European Research Centre
mówią że „linia telefoniczna jest wiecznie gorąca” i że nie zmniejsza się ilość
składających. „Tak będzie do końca czerwca,” zapowiadają. Wiele z tych spraw są
wyjątkowo trudnych bo podający nie mają kompletu dokumentów ani pisemnego
świadectwa swojego pobytu w UK, choćby dlatego że byli bezdomni i bezrobotni.
Ich sprawy mogą potrzebować porady prawników. Zresztą jest to też wyścig nie
tylko z czasem, ale i z pościgem. Liczba deportowanych Polaków rosła od roku
2001 kiedy było 302 przypadków, do 951 w roku 2015, a w 2020 jeszcze 600.
Główne przewinienia – przemoc domowa, rozboje po pijanemu, użycie noża,
posiadanie czy handel narkotykami, przestępstwa na tle seksualnym, ale też brak
stałego mieszkania. Aby omijać łapanek deportacyjnych z Home Office starają się
teraz zalegalizować swój pobyt statusem osiedlonego. Nawet gdyby uzyskali cudem
nowy status gwarantujący im prawo pobytu to wciąż zabraknie świadectwa
pisemnego który to potwierdza, bo wielu z tych osób nie posiada nawet własnych
komórek, gdzie jedynie można ten status zarejestrować.
Do tego dochodzi los dzieci w sierocińcach, czy pod opieką
władz lokalnych. Pisała o nich wcześniej na łamach Tygodnia Polskiego, Julita
Kin. Przeszło 3690 dzieci obywateli unijnych których wzięto pod opiekę
społeczną mogą wyrosnąć na „nieudokumentowanych” dorosłych bez prawa pracy czy
prawa zamieszkania. Według Children’s Society, tylko 39% tych dzieci miało
dokumenty potwierdzające prawo pobytu, złożone przez swoje lokalne samorządy, a
61% pozostaje w stanie niejasnym. Mogą nawet być deportowani po 30 czerwca.
Organizacja domaga się aby Home Office zareagował pozytywnie na ich podania, a
rady miejskie przyspieszyły składania tych podań. Wielu z tych dzieci przeżyło
stresujące momenty w ich życiu, szczególnie w momencie odebrania ich rodzicom.
Bez odpowiedniej dokumentacji, ich los może być jeszcze cięższy. Te problemy
można zrozumieć ale okazuje że wiele dzieci z tradycyjnych rodzin, w tym
również polskich, nie mają załatwionych paszportów ani polskich, ani
brytyjskich, mimo że najczęściej mają prawo do obydwu. Ich los po 30 czerwca
też może być niepewny, szczególnie kiedy dochodzą już do wieku bardziej
dojrzałego.
Wszystkie te osoby są nieprzewidzianymi ofiarami tego zamętu
stworzonego przez Brexit. Są cząstką tego chaosu społecznego który obecnie
ogarnia społeczeństwa unijne, a szczególnie polskie, w tym kraju. Chaos ten
tworzą częściowo nie wyjaśnione jeszcze przepisy, częściowo dość agresywne
nastawienie urzędników Home Office w wykonaniu tych czynności, częściowo
karygodne zaniedbanie swoich własnych praw przez wielu Polaków.
Ta atmosfera grozy powoduje że jedna dziesiąta obywateli
unijnych chce wyjechać po 30
czerwca. Przeszło 1 milion imigrantów
opuściło UK w pierwszych 9 miesiącach 2020, w tym niemal 500,000 z państw
unijnych, według Migratory Observatory przy uniwersytecie oksfordzkim. Powodów
jest wiele, ale głównie chodzi o brak zaufania do rządu, mniej przyjazny
stosunek sąsiadów do nich po Brexicie, i obawa że urzędy państwowe nie będą
szanować ich praw. 10% obawiało się wrogiej atmosfery urzędowej w Home Office,
a 7% obawiało się stracenia swoich praw tak jak Jamajczycy którzy przybyli tu z
ofertą pracy w latach 50 ych. W obecnym chaosie, nawet Polacy i inni obywatele
unijni, posiadający obywatelstwo brytyjskie już od 20 lat, dostają listy
rządowe grożące konsekwencjami bo nie zarejestrowali się na settled status.
Hasło wyborcze brzmiało „Brexit jest załatwiony”. I mimo
przyrzeczeń ministra, a potem premiera, Johnsona, że losy obywateli unijnych
nie zmienią się w wyniku tego trzęsienia ziemi jakim było zerwanie z Europą,
rząd nie przejmuje się losem obywateli unijnych i ich rodzin których fala
emocji narodowych zmiotła z ich zrównoważonego ustalonego trybu życia i
wyrzuciła na skalisty brzeg nowych barier, nowych przepisów i nowych
upokorzeń. Obowiązek spada na nasze
polskie organizacje aby ich obronić.
Wiktor Moszczyński
Tydzień Polski 21 maj 2021.