Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Sunday, 18 March 2012
Trzeciego Maja Londyn Głosuje; a Polacy?
Codziennie londyński „Evening Standard” podaje najnowsze zdarzenia i wypowiedzi głόwnych kandydatόw na burmistrza Londynu. Pierwsza metropolia świata decyduje o swojej przyszłości. Jest to powtόrka, czyli druga runda, wyborόw z przed czterech lat. Ci sami kandydaci: błękitny Boris, czerwony Ken i pomarańczowy Brian, te same argumenty, te same chwyty medialne, te same niejasne sondaże, ten sam nacisk na transport, na mieszkania, na bezpieczeństwo na ulicach miasta. Niby nic się nie zmienia.
A jednak jest jedna ważna rόżnica. Wtedy słychać było wciąż o rzekomym kluczowym polskim głosie. 41 tysięcy obywateli polskich w Londynie z prawem głosu. Jak zagłosują? Kokietowano nas i wydawano ulotki dla polskich wyborcόw, często nawet w języku polskim. Do POSKu na spotkanie z polskim wyborcą przybył ze swoją jasną rozwichrzoną czupryną kandydat Torysόw i licytował się ze słuchaczami na temat ile niemieckich samolotόw zestrzelili polscy piloci w obronie Anglii. Zaraz po nim przydreptał były policjant Brian Paddick, kandydat lib-demόw, na spotkanie z polską prasą. Livingstone, ktόry odwiedził POSK w poprzednim roku, zawitał na spotkanie z Polakami w „Orle Białym” na Balham. Kandydaci i Polacy kłaniali się nawzajem, gotowi do tańca.
A teraz? Nic. Absolutnie nic. Polskie organizacje nie spieszą się na spotkanie z kandydatami. Kandydaci i partie polityczne ignorują polski głos. W końcu wynik wyborόw dalej wisi na włosku. Każdy głos jest ważny. Czemu nie potrzebuję polskich głosόw?
W końcu jest nas jeszcze więcej niż w roku 2008. W ostatnich tygodniach zwrόciłem się do 33 rad miejskich na terenie Wielkiego Londynu z prośbą o dane dotyczące ilości polskich obywateli na ich rejestrze wyborcόw. Aby ich zachęcić podałem im ilość Polakόw wyborcόw na ich terenie w roku 2008. Dotychczas dostałem zaledwie 14 odpowiedzi ale i to mi dużo dało do myślenia. Za wyjątkiem terenόw w centralnym Londynie ilość polskich wyborcόw wzrosła dramatycznie w tych czterech latach. Na terenie Merton, np. (do ktόrego należy polska parafia w Wimbledon) ilość wyborcόw wzrosła od 2117 do 4504, czyli podwoiła się. W Lewisham wzrosła jeszcze bardziej od 975 do 2385, a w Hounslow od 2919 do 7037. W Croydon aż potroiła się w tych czterech latach od 1066 do 3189. Tak samo w Hillingdon od 883 do 2669.
Polski Ealing też miał wzrost, choć nie aż tak dramatyczny, czyli od 6974 do 12503. Tworzymy tam przeszło 5% całego elektoratu Ealingu. Ale pamiętajmy że ta cyfra nie obejmuje Polakόw już posiadająch brytyjskie obywatelstwo. 15 lat temu doliczyłem na Ealingu 3500 wyborcόw brytyjskich z polskimi nazwiskami czy imionami. Tu dochodzi więc do niemal 7% elektoratu. No to powinnyśmy być prawdziwą siłą wyborczą. Dlaczego obecnie mamy na Ealingu tylko jednego radnego polskiego pochodzenia? Na 69 radnych powinno być przynajmniej czworo Polakόw.
Przerzucę te cyfry na cały Londyn. Na podstawie obecnych ograniczonych danych ilość polskich wyborcόw na terenie całego Londynu wzrosłaby o 89%, czyli od 41tys. do 78tys. Na obecny londyński elektorat liczący 5,796,259 wyborcόw tworzymy przeszło 1.3% potencjanych głosόw. Dlaczego Ken Livingstone nie organizuje polskie ulotki czy spotu na Facebooku? Dlaczego Boris Johnson nie przybywa ponownie do POSKu?
Biuro wyborcze w okręgu Hammersmith & Fulham przekazało mi ciekawą statystykę ktόra chyba jest należytą odpowiedzią na to pytanie. W tym arcypolskim rejonie w ktόrym znajduje się POSK, Kościόł Andrzeja Boboli i Biuro Veritasu, ilość polskich wyborcόw nieco maleje od 1785 do 1759. Rzeczywiście wzrost Polakόw w okręgach centralnych jak Kensington czy Camden jest stabilna albo nieco maleje. Podobne trendy widziałem w ilości dzieci polskich w szkołach angielskich na tych terenach. Polacy wyprowadzają się do tańszych terenόw na przedmieściach. Ale nie na to chciałem zwrόcić uwagę. Wiadomo że normalnie frekwencja w wyborach samorządowych nie jest tak wysoka jak w parlamentarnych. W Hammersmith głosowało 49.2% elektoratu. Ale z zarejestrowanych Polakόw na tym terenie, głosowało tylko 19.9%! Czyli, brutalnie mόwiąc, nasi wypieli się na brytyjskie wybory. I właśnie dlatego brytyjscy kandydaci wypierają się teraz na nas.
Nie tylko kandydaci. Obecnie gdy nas atakują w prasie brytyjskiej, czy to w sprawie polskich krymynalistόw, czy pobranych benefitόw, czy „polskich obozόw koncentracyjnych”, kto się za nas stawia regularnie w parlamencie? Denis MacShane ze swoim polskim pochodzeniem oczywiście. Ale kto poza nim? Na szczęście gdy w Holandii powstała strona internetowa jednej z partii rządzących ktόra zapraszała Holendrόw do pisania skarg na Polakόw i innych wschodnio-europejczykόw udało mi się uruchomić wniosek w Izbie Gmin potępiający portal holenderski. Przy pomocy przyjaznych nam posłόw Andrew Slaughter i Stephen Pound, w końcu wniosek podpisało 21 posłόw. Lecz te 21 posłόw to nie jest tyle ile mieliśmy 3 lata w sprawie wypocin agresywnych Giles Coren’a w „Times”ie. A i tak był to akt niemal wyjątkowy. W tej chwili nie jesteśmy popularni w świadomości przeciętnego Brytyjczyka okiełzanego kryzysem gospodarczym i potencjalną dewaluacją nie tylko euro, ale całej koncepcji Unii Europejskiej. Wobec tego nie jest rzeczą intratną dla politykόw aby nas bronić.
Teraz szczegόlnie jest moment kiedy powinnyśmy zdobywać przyjaciόł w polityce nie znając dalszego rozwoju brytyjskiej polityki europejskiej i statusu Polakόw w tym kraju na przyszłość.
A my co? Kiedy chodziłem po domach wyborcόw jako kandydat jeszcze dwa lata temu w wyborach samorządowych na Ealingu i trafiałem na dom nowej polonii, pierwszą reakcją było: jakie wybory? Co nas to obchodzi? Jeszcze jak kandydowałem sam to mogłem około 200 osόb z 450-osobowego polskiego eletoratu namόwić do głosowania na mnie osobiście ale Anglicy machnęli już na nas ręką. Jeszcze będzie głosował polski przedsiębiorca, czy rodzina z dzieckiem w angielskiej szkole. Już dla nich to nabiera jakiś sens bo mają tu korzenie i przyszłość. Ale globalnie jesteśmy poza nawiasem. Londyńczycy będą głosować czy chcą mieć więcej policjantόw na londyńskich ulicach, tańszy transport miejski, samorządowe stypendia dla londyńskich studentόw, stołeczną organizację wynajmu mieszkań, decyzje o przyszłym lotnisku nad Tamizą. Ale nową polonię to nie obchodzi. A przeciez są to dla nich kluczowe kwestie bytowe. Psychicznie dalej żyją na walizkach, ale praktycznie wiedzą że zostaną tu przynajmiej jeszcze 10 lat. To już jest jednak ich Londyn i Londyn ich dzieci.
Nie jest jeszcze za poźno. Myślę że nawet bez zebrania publicznego polska organizacja reprezentacyjna jak Zjednoczenie Polskie mogła by jeszcze wystrzelić list przedwyborczy do głόwnych kandydatόw prosząc, np. czy byliby gotowi wystąpić w naszej obronie wobec kłamliwych artykułόw w brukowcach o nas i o naszej historii, lub zapewniać wciąż darmowe lekcje języka angielskiego i wspόłpracować z polskimi instytucjami charytatywnymi jak Barka aby zapewnić rehabilitację i powrόt do Polski naszym coraz bardziej licznym szeregom bezdomnych narkomanόw i alkoholikόw.
Ale jeżeli chcemy aby politycy brytyjscy nas bronili i nas kochali to musimy stawiać na miłosny stosunek sado-maso. My będziemy ich chłostać, grożąc że będziemy głosować na ich przeciwnikόw, a wtedy będą do nas pałać miłością aby zdobyć nasze głosy. Tylko wtedy musimy rzeczywiście głosować. I wtedy dopiero zdobędziemy w tym środowisku jakiś respekt dla nas i dla naszych zażaleń i postulatόw. Wtedy będą zjawiać się regularnie na naszych obchodach i festiwalach.
Wciąż psioczymy że nie mamy polski lobby na Wyspach. Sami jesteśmy tego winni. Jak widzieliśmy z ostatniej wystawy w POSKu Stowarzyszenia Technikόw mamy świetnych fachowcόw, i to nie tylko w parku olimpijskim, płacimy podatki, w większości szanujemy prawo, wysyłamy nasze dzieci masowo do szkόł angielskich, mamy wielki wkład w życie gospodarcze stolicy, zarόwno w City i w peryferiach, nasi fotografowie i artyści olśniewają galerie i czasopisma angielskie, wtapiamy się coraz bardziej w to wieloetniczne społeczeństwo jakim jest Londyn. Jest tu miejsce dla nas. Ale bez naszego udziału w wyborach, nasz efekt będzie nakreślony patykiem w wodzie.
Elektorialnie jesteśmy tym śpiącym olbrzymem. Juz politycy przestają liczyć się z tym że się kiedyś obudzimy. W ten sposόb prześpiemy nasz moment aby być podmiotem w dalszym rozwoju tego miasta. Ale jeszcze nie jest za poźno. Nastawiam budzik.
Londyn „Dziennik Polski” 23 marzec 2012
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment