Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Sunday, 13 May 2012
Płonie Ognisko ale Knieje nie Szumią
Boję się teraz wchodzić do POSKu czy do innego polskiego ośrodka. Gdziekolwiek pojawiam się ktoś mnie chwyta za rękaw i pyta „Panie Wiktorze, a co będzie z „Ogniskiem”? Jak można go tak
sprzedać?”
W ostatnich dwuch tygodniach dostałem paredziesiąt e-maily od znajomych wyliczając najrόżniejsze dane o strukturze prawnej ”Ogniska”, o roli i składzie dyrektorόw firmy Crystalle Ltd pełniącej od niedawna rolę sekretariatu Ogniska i o składzie kolejno Zarządu Klubu i Dyrektorόw Polish Hearth (Ognisko) Ltd. Są to dwie oddzielne instytucje choć skład obydwu zarządόw jest niemal ten sam. Wszystkie te dane wyciągnęte były z Companies House. W załączniku była petycja aby ratować Ognisko, posiadająca w tym momencie przeszło 1000 podpisόw. Na Facebooku też rosną protesty w sprawie sprzedaży Ogniska. Choć te głόwne dane zostały zebrane przez osoby odpowiedzialne i na pewno kompetentne, niekiedy wtόrował im niestety cały ustny chόr inwektyw i oskarżeń osobistych ktόre dokładały dużo do temperatury wokόł sprzedaży Ogniska ale nie dodawały światła.
Jak wiele polskich Londyńczykόw z mojego pokolenia Ognisko było dla mnie magicznym miejscem, otoczonyn nimbem wybitnych „beautiful people” starszego pokolenia i mojego rόwnież. Jako dziecko rodzice mnie tu wprowadzali na sztuki Chudzyńskiego, Grubińskiego (mojego ojca chrzestnego) i Mrożka, na kabarety Hemara, Refrena, Lawińskiego, na występy znanych śpiewaczek. Pamiętam szczegόlnie występy Włady Majewskiej, Renaty Bogdańskiej, Ireny Delmar, Toli Korian. Kochałem sceny humorystycznych dyskusji politycznych przy stoliku Malicza i Zięciakiewicza. Dla mojej chłopięcej wyobrażni był to wielki świat mieszczący się na malutkiej scenie, raz na tylnym końcu Sali na pierwszym piętrze, pόżniej na froncie. Jak mała była ta scena to już wiedziałem z własnego doświadczenia gdy sam występowałem na tej scenie jako Św Jozef w jasełkach i Ks Robak w „Panu Tadeuszu” gdy uczestniczyłem w Warsztacie Teatralnym Barbary Reńskiej.
Tu przebywali regularnie generałowie Anders, Kopański, Bόr-Komorowski, poeta Kazimierz Wierzyński. Tu był polski olimp kulturalny, naukowy. Tu obdywały się coroczne jury literackie. Tu zaprosiłem kiedyś na obiad Jόzefa Mackiewicza z małżonką jak byłem tłumaczem jego książki o Watykanie. Pamiętam jak zjawił się ktoregoś dnia krόl jugosławiański Piotr jako gość kombatantόw. Przywiόzł ze sobą parę orderόw do rozdania. Był wtedy z nami nasz przyjaciel Ryszard Zakrzewski ktόry walczył kedyś w partyzantce Tity. Generał Anders wysunął go od razu do orderu. „Ale walczyłem w partyzance komunistycznej,” od razu przyznał się krόlowi Zakrzewski. „To nie szkodzi,” odparł krόl, „wrόg był wtedy ten sam” i przypiął mu order.
Ojciec był regularnym brydżystą i często, mając już 60 pare lat, wracał nocami z Ogniska do domu na Ealingu piechotą po wygranych robrach. Ja natomiast uczęszczałem tam na balach młodzieżowych. Był to bajeczny gmach z piękną klatką schodową pod ktόrym był kiedyś kiosk z polskimi antykami gdzie regularnie kupowałem książki i podziwiałem portret ks Jozefa Poniatowskiego na ktόrego nigdy nie było mnie stać kupić.
Pόżniej, gdy powstał POSK, już rzadziej bywałem w Ognisku tak jak zresztą wielu z mojego pokolenia. Używałem budynek tylko od czasu do czasu na specjalne spotkania. Ale pamiętam wciąż atmosferę w restauracji Ogniska w roku 1981 gdy przybyłem tam z delegatami oficjalnym z „Solidarnosci” kiedy cała sala wstała spontanicznie aby ich przywitać. Tak to była patriotyczna restauracja z ktόrej ambadador PRL został wyproszony gdy zjawił się ktoregoś dnia na kawę i pączki. To w tej restauracji spotykałem się pόźniej z ministrami polskimi, byłem jednym z gości honorowych na przyjęciu Macierzy Szkolnej po uratowaniu egzaminu A level z polskiego i gdzie przy sutym obiedzie przykropionym hojnie wόdeczką przekonałem rzecznika Partii Pracy, Alistair Darling, o potrzebie zniesiena wiz wjazdowych dla Polakόw. Czułem że wiszące w koło sali restauracyjnej portrety generałόw i aktorek ( a szczegόlnie mojej ulubionej Ruli Leńskiej) spoglądały na mnie wόwczas z aprobatą.
Ale ostatnio świecą pustki. Nie ma teatru, nie ma sali brydżowej, nie ma klubu „Pegazu” w suterynie, nie ma już dawnej świty. Jeszcze odbywają się tu zebrania nowych elit polonijnych, przybywają od czasu arystokraci brytyjscy i profesorowie z Imperial College, czasem odbywają się rodzinne przyjęcia wykorzystujące piękny taras z ogrodem na tyle budynku. Ale po szumie i zgiełku poprzednich lat, to już za mało. Dochody są nikłe, nie ma już prawie żadnych lokatorόw, podatek miejski podwoił się, czeka pilna reperacja dachu i systemu ogrzewania. Andrzej Morawicz, przewodniczący klubu i głόwny dyrektor od przeszło 20 lat uważa że już nie uda się budynku utrzymać. Lwia część zarządu zgadza się z nim. Po długich wieloletnich naradach kieruje się powoli ku sprzedaży budynku. 27 maja nadzwyczajne zebranie członkόw Klubu ma uchwalić wniosek skierowany do powiernikόw Polish Hearth (Ognisko) Limited aby pozbyli się domu.
Nagłe przebudzenie się ludzi z mojego pokolenia i emigraqcji solidarnościowej o potrzebie zachowania budynku następuje za pięć dwunastą. Wtoruje im młodsze pokolenie, m. Inn z Polish City Club, Polish deConstruction, Polish Yacht Club, Polish Professionals i Polish Your Polish. Ale wciąż nie widzę tu konkretnych projektόw ktόre mogłyby budynek uratować Natomiast nie wykluczam że taki projekt może jeszcze powstanie w tym nowym wirtualnym pospolitym ruszeniu. Choć wielu z nich nie sa obecnie członkami Ogniska ale czują na tyle silną więź z budynkiem aby przemienić swόj zapał na namacalny business plan. Jeżeli mają obawy że Ognisko w swoich obecnych strukturach nie będzie skłonna rozważyć nowe koncepcje to zawsze mogą ogłosić swόj projekt czy projekty na forum publicznym, a więc w prasie polonijnej i na zebraniu publicznym, powiedzmy w POSKu, ale zapewniając też głos obecnej dyrekcji Ogniska.
Niech zebranie członkόw klubu 27 maja odrzuci na razie ten wniosek o likwidacji, przynajmniej do jesieni, i da możność tym nowym szeregom w uformowaniu planu. Często osoby ktόre długo i niemal w izolacji pełnią trudną funkcję społeczną ktόrej nikt inny nie chciał podjąć, i ktόrzy od lat ostrzegają że grozi zamknięcie instytucji im powierzonej, odkrywają ze zdziwieniem że duża część społeczeństwa ogłasza swόj sprzeciw dopiero w momencie kiedy oni sami stracili już nadzieję. Ale tak często w życiu jest, szczegόlnie w życiu polonii. Oczywiście można argumentować że to za poźno i że jest to wewnętrzna sprawa członkόw klubu, ale Ognisko zbyt mocno jest wyryte w naszych sercach i w naszej pamięci i nasze społeczeństwo jest wciąż zbyt wątłe aby pozwolić sobie na nową niszczącą i frustrującą wojnę domową w stylu Fawleycourt.
Wiktor Moszczyński 18 maj 2012 „Dziennik Polski”
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment