Friday, 15 May 2015

Miało być wyborcze trzęsienie ziemi

Zapowiadało się trzęsienie ziemy na Wyspach. Sondaże precyzowały historyczny pat między dwoma głównymi partiami politycznymi otoczonymi pomniejszymi partyjkami wśród których największą miała byc Narodowa Partia Szkocka SNP. Po raz pierwszy od czasu Wojny społeczeństwo nastawiało się z gory na rządy koalicyjne oparte w okół albo Labour albo Konserwy. Tymczasem zamiast zapowiedzianego trzęsienia nastąpił tsunami, i to z dwuch stron. Jedna lawina, ta szkocka, nie była niespodzianką. Rzeczywiście dramatyczne wyniki w Szkocji gdzie SNP zdobyła aż 56 mandatów z potencjalnych 59 były zgodne z zapowiedziami sondaży. Torysi, Labour i Lib-Demy dostali tylko po jednym kolejnym mandacie. Labour straciło tu aż 50 mandatów, wielu z nich reprezentowanych przez Partię Pracy przez przeszło 100 lat. Szkockie tsunami było przynajmniej przewidywalne. Natomiast w Anglii nastąpiło drugie tsunami – o barwie błękitnej. Zatopiło wszelkie nadzieje Lib Demów na odgrywanie roli trzeciej siły choćby dlatego że w żadnym wypadku 8 pozostałych posłów nie tworzyło by już żadnej “siły”. Sępy z Labour i Konserwy porozrywały okręgi konającej partii liberałów którzy zapłacili gorzką cenę za poprzednie poparcie prawicowego rządu wbrew swoim lewicującym poplecznikom. Ale potop ogarnął również przedpola labourzystowskie. Wielka fala zwycięstw konserwy doprowadziła do niespodziewanego zdobycia 331 mandatów a więc wystarczająco aby nadal rządzić Zjednoczonym Królestwem ale teraz bez żadnego poparcia ze strony innych partii. Tego się nikt nie spodziewał. Zamiast zapowiedzianych długich negocjacji nad składem następnego rządu premier Cameron mógł pojechać do Królwej w następny ranek po wyborach i poinformować ją że tworzy rząd większościowy. A to wszystko w oparciu tylko o 37% głosów elektoratu. Ale mimo zwycięstwa Torysów napięcie zostaje. Sytuacja jest nawet potencjalnie katastrofalna dla państwa, choć z innych powodów niż gdyby zwyciężyła koalicja centro-lewicy. Pierwszym problemem to Szkocja. Labour pozostaje główną partią opozycyjną ale bardzo osłabioną bo oczekującą wyboru nowego lidera po natychmiastowej rezygnacji Milibanda i poszukającą nowej strategii politycznej wobec swoich przyszłych wyborców. Natomiast drugą partią opozycyjną są już nie liberałowie a Szkoci. Są zwarci, z wyraźną drogą działania wynikającą ze swojego manifestu wyborczego domagającego się fiskalnej autonomii dla Szkocji i zaprzestania gospodarczej polityki ograniczenia wydatków państwowych. Nie mają żadnego zaufania do Torysów a szczególnie czują się oszukani przez Camerona który w zeszłym roku, zaraz po obietnicach większej autonomii przed zeszłorocznym referendum szkockim, nazajutrz rankiem po zwycięskim wyniku tego referendum oportunistycznie zapowiedział że zmiany konstytucyjne w Szkocji muszą odzwierciedlać podobne zmiany i gwarancje dla Anglii. Teraz przypadła Cameronowi rola decydowania przyszłych struktur decentralizacji władzy w samej Anglii i uzależnić od tego tempo zmian konstytucyjnych w Szkocji. Szkocja domaga się pełnej autonomii gospodarczej w ciągu następnych paru lat mimo że Szkocja nie jest jeszcze gotowa odrzucić subsydia brytyjskie oparte na budżecie kierowanym według tzw “formuły Barnetta”, czyli chce pełną autonomię ale nie od razu. Opieszałość w tych negocjacjach w najbliższych miesiącach może skłonić SNP do ponownego wpowadzenia postulatu nowego referendum do manifestu wyborczego w wyborach do parlamentu szkockiego w rolu 2016. Natomiast Cameron podejmuje już stanowcze kroki w kreowaniu oddzielnego samorządu angielskiego co grozi przyspieszeniem autentycznego oddzielenia się obu narodów których łączył0 300 lat historii. Równie groźnym problemem może być zapowiedziane referendum europejskie na rok 2017. Decyzja powołania referendum też wynikała z pewnego oportunizmu wyborczego Camerona chcąc w ten sposób zaspokoić swoich partyjnych eurofobów przed dezercją ich i wielu ich konserwatywnych wyborców w kierunku głosu syren populistycznych anty-europejskiego i anty-imigracyjnego UKIPu. Choć w wyborach UKIP uzyskał aż 12% głosów to ostatecznie zdobył tylko jeden mandat. Dlatego po wyborach UKIP jest może mniej groźny ale jego ujemny wpływ na partię Camerona pozostaje. Teraz po udanych wyborach Cameron zbiera plon swoich przedwyborczych posunięć i zmuszony będzie poprowadzić pryszpieszone negocjacje z partnerami europejskimi oglądając się wciąż na swoje prawo skrzydło. Niestety dla niego, choć uzyska jakieś kosmetyczne zmiany, ma nikłe szanse uzyskania jakichkolwiek ustępstw w sprawie wolnego poruszenia się pracowników a na tym najbardziej zależy dużej części wyborców brytyjskich. Jeżeli mimo nieudanych negocjacji Cameron będzie chciał aby UK zostało w Unii będzie musiał uzyskać poparcie nie tylko przedsiębiorców brytyjskich, którzy nie chcą tracić dostępu do jednolitego rynku, ale również musi oprzeć się na opozycji w parlamencie która w większości będzie za pozostaniem w Unii. Bo w czasie referendum Cameron będzie musiał zmagać się z silnym anty-europejskm betonem w własnej partii do których trzeba zaliczyć jego charyzmatycznego rywala w kształcie mera Londynu, Borisa Johnsona. Jeżeli Cameron przegra referendum to nie tylko nastąpi kryzys inwestycyjny ale pro-europejska Szkocja wkroczy już bezpowrotnie na drogę do pełnej niepodległości. Grozi też kryzys społeczny i gospodarczy wynikający z determinacji nowego rządu do rychłego spłacenia długu niezależnie od tego że może to spowodować £12 miliardowe cięcia w budżecie zapomóg społecznych, jak również cięcia w kosztach administracji państwowej, policji i obronie narodowej. Chce również modernizować służbę zdrowia przez wprowadzenie większego udziału usług prywatnych. Niepopularne bedą również zapowiedziane sprzedaże mieszkań uprzywilejowanym lokatorom stowarzyszeń mieszkaniowych, kiedy czynsze na rynku prywatnym i ceny kupna mieszkań idą wciąż w góre, częściowo z braku nowo wybudowanych domów. Pozostaje rosnąca obawa u przyszłych wyborców że koszta opanowania kryzysu gospodarczego spadną głównie na biedniejszych członków społeczeństwa i może się to odbić na rosnącym niezadowoleniu społecznym i nawet na strajkach i rozruchach. Również zapowiada się tendencja ograniczenia roli państwa w gospodarce i w usługach społecznych mimo że Torysi nie uzyskali na to mandatu od wyborców. Oczywiście Cameron zapowiada uruchomienie większej ilości etatów na rynku prywatnym licząc na poprawę w gospodarce globalnej ale w tym zakresie przyszłość nie zapowiada się różowo. Stoją tu różne zagrożenia. Na przykład nadgrzany kluczowy rynek chiński zmniejszy podaż na cenny eksport towarów brytyjskich do Chin, kryzys w strefie euro, tak ważnej gospodarczo dla Wielkiej Brytanii, pogarsza się po spodziewanym odejściu Grecji, tempo wzrostu gospodarki amerykańskiej też spowalnia, a ponowny prawdopodobny skok w zwyż w cenie nafty ze względu na rosnące konflikty wojenne może utrudnić dalsze plany gospodarcze oparte na wzroście gospodarki brytyjskiej. A nakoniec jest jeszcze czwarty problem który Cameron sam sobie nawarzył ogłaszając przed wyborami że nie będzie startował jako lider w wyborach roku 2020. To znaczy że nawet jeżeli jego rząd przetrwa te kryzysy gospodarcze i konstytucyjne bez rozkładu własnej partii to ostatnie dwa lata jego rządów będą pochłonięte walką o władze poszczególnych baronów partyjnych reprezentujących przynajmniej dwa wyraźne nurty ideologiczne – jeden bardziej konserwatywny i anty europejski a drugi bardziej liberalny i prounijny. Wojna domowa u góry może tylko jeszcze bardziej zaostrzyć konflikty społeczne i konstytucyjne. Sam Cameron nie jest ideologiem, jest raczej pragmatykiem w stylu Blaira, ale reklamującym siebie jako konserwatystę z liberalną twarzą sciąga na siebie odium ideologów zarówno z prawa jak i z lewa. To oni będą walczyć za 5 lat o zręby władzy w okaleczonym Zjednoczonym Królestwie. Natomiast zapowiedziane wyborcze trzęsienie ziemi miało miejsce. Ale nie w Wielkiej Brytani gdzie się go spodziewano, lecz niespodziewanie w Polsce. Zwolennicy Bronisława Komorowskiego nie docenili zawziętośći i dyscypliny ideologicznych wrogów liberalizmu Prezydenta, zaniedbali stanowczą walkę o liberalną wizję Polski i Europy, nie wzięli pod uwagę że sukcesy gospodarcze Polski nie docierają do ludności wiejskiej czy małych prowincjonalnych miast i niemal zapewnili zwycięstwo rozpolitykowanym gospodarczym amatorom. Misiowaty Komorowski okazał się lepszym prezydentem niż kandydatem na prezydenta. Niestety ta arogancja władzy jest niemal nie do odrobienia po wynikach pierwszej tury wyborów prezydenckich. Elektorat anty-systemowy i anty-europejski obnażył się w całosci zdobywając niemal 60% głosów przy bardzo niskiej frekwencji wyborczej. Polska też wpada w ręce zawziętych ideologów przy których nawet najgorliwsi prawicowi oponenci Camerona wydają się być wzorem umiaru i dojrzałości politycznej. Czy coś jeszcze uchroni Wielką Brytanię od rozbicia? Czy wysoka frekwencja w drugiej turze uchroni jeszcze Polskę? Czy coś w ogóle uchroni Europę? Wiktor Moszczyński “Dziennik Polski” 13 maj 2015

No comments:

Post a Comment