Monday, 19 October 2015

Nowe Wiatry Wieją w Polsce

Już zakładając palto w nabliższą niedzielę i postępując w kierunku punktów wyborczych w Polsce, a nawet i do pewnego stopnia tutaj w Londynie, wyborcy wyczuwają że wieją nowe wiatry, dla jednych radosne, dumne, dla innych zimne, złowieszcze. Te wiatry nie wieją już z Europy jak kiedyś, lecz z jakiejś krainy pełnej dumy narodowej, lecz zaczadzonej trwogą i wrogością wobec obcych. Czego nie pokazują media publiczne, pokazują jednak brukowce i portale internetowe, pełne jadu i zakompleksionego zacietrzewienia w którym widać jak bardzo upadła wśród polskich internautów zdolnośc do podejmowania polemiki politycznej. Wartości europejskie i świeckie kojarzone są pogardliwie z korupcją finansową i duchową, a członkowie obecnej koalicji rządzącej określani są z nienawiścią jako “zbrodniarze”, “kłamcy”, “złodzieje”. Są to określenia zarówno PiSowców jak i entuzjastów Pawła Kukiza choc ci drudzy wciąż programu nie mają, poza poparciem wyborczego systemu jednomandatowego, “bo program to strata czasu,” powiedział Kukiz, “a problemem jest ustrój, który umożliwia zdrajcom sprzedaż Polski obcemu kapitałowi”. Wszędzie wyczuwa się niecierpliwość aby już zaszły konieczne zmiany i aby “skompromitowany” rząd ustąpił i ustrój zawalił się. Już prezydent Duda nie chce widzieć się z premierem przed i po szczycie europejskim w Brukseli. Już nawet prezes Jarosław Kaczyński czuje się wystarczająco pewny siebie aby ujawnić swoją obecność z pod cienia swojego namaszczonego kandydata na tymczasowego premiera – Beatę Szydło – i przedstawić szereg gromkich wystąpień w Sejmie i w mediach skierowanych głównie przeciw Europie, Niemcom i uchodźcom z Bliskiego Wschodu. W pewnych momentach wyczuwa się że Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe już same oddają władzę przedwcześnie. Koalicja zaniechała już ustawy o frankowiczach (tych co naiwnie kiedyś zaciągnęli pożyczki we frankach szwajczarskich gdy wymiana ze złotówką była korzystniejsza), nie stawia już Zbigniewa Ziobro przed Trybunałem Stanu, nie wspiera już swojej mocno reklamowanej z przed paru tygodni reformy podatkowej i wycofuje swoją niewinną ustawę o prawnym uzgodnieniu płci ze względu na obawę że zostanie odrzucona przez weto prezydenckie. Lecz kampania wyborcza jeszcze trwa i mimo stałej przewagi o 10 procent w sondażach publicznych pani Kopacz nie dała jeszcze za wygraną. Jeszcze w poniedziałkowej konfrontacji z pania Szydło oskarżała PiS o wprowadzenie “republiki wyznaniowej”. Nie wiadomo jeszcze czy PiS będzie potrzebował koalicjanta do rządzenia i czy takiego znajdzie. A wyborcy bojący się powrotu PiSu do władzy, w tym i cudzoziemcy, przecierają oczy, poruszając się po pięknych nowych zabudowaniach publicznych w każdym wielkim mieście, nowych osiedlach i autostradach, dworcach kolejowych, lotniskach i odrestaurowanych zabytkach, szukając wciąż “tej ruiny” w której Polska rzekomo stoi. Polska wciąż jest podziwem gospodarczym Europy jako jedyny kraj który nigdy nie zaznał recesji czyli negatywnego wzrostu pkb, nawet w czasie naintesywniejszych lat kryzysu gospodarczego w Europie. Jak mogła koalicja z takimi sukcesami gospodarczymi stać się aż tak niepopularna, a nawet przez wielu tak znienawidzona? Prawdą jest że duża część społeczeństwa, szczególnie ta młoda, korzysta z tego dobrobytu materialnie, lecz czuje brak zaspokojenia potrzeb duchowych. Brak im tej symboliki którą kiedyś dawał znak “Solidarności” kiedy w Polsce nastąpiła rewolucja moralna. Zastapiona została rewolucją ustrojową i gospodarczą. A teraz mamy powrót do symboli bardziej wyrazistych – Dmowski, Piłsudski, Żołnierze Niezłomni (przezwani ostatnio szyderczym określeniem “Wyklęci”). Inni znowu wcale z tego dobrobytu nie byli w stanie skorzystać. Wieś i małe miasteczka prowincjnalne nie zawsze partycypowały w rozwoju gospodarczym, mimo subsydiów unijnych, wielu mieszkańców czuło wciąż osobistą porażkę życiową bo pozostawało przy niskiej wypłacie lub bezrobociu. Ekonomista Ryszard Szarfeberg z Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu oblicza że poziom ubóstwa w Polsce wzrósł w ciągu ostatnich siedmiu lat z 5 do 7 procent a 700 tys. Polskich dzieci żyje “w skrajnym ubóstwie”. Ci duchowo sfrustrowani,jak i ci materialnie poszkodowani, upowszechnili swoje osobiste poczucie krzywdy kreując poczucie krzywdy narodowej za którą odpowiedzialność ponoszą platformiści i przedsiębiorcy, widziani przez wielu jako spadkobiercy PRLu. To że Tusk czy Komorowski czy Michnik byli kiedyś więzieni za działalność opozycyjną w czasach PRLu to było bez znaczenia bo cała era “Solidarności”, a później okrągłego stołu, była teraz przeinterpretowana jako jedna wielka polityczna prowokacja. Teraz nastąpi wreszcie w ich oczach dokończenie wykolejonej rewolucji solidarnościowej, kiedy ta rewolucja, jak każda inna, pożera własne dzieci w płomieniach wznowionej lustracji, i to nie tylko agentur komunistycznych, ale wszelkich “agentur” zagranicznych, a szczególnie europejskich. A wszelkie społeczne kwestie mogą być zaspokojone w sposob zgodny z nauką Kościoła katolickiego który zastąpi bezduszność państwa świeckiego. Odzwiecierdla to do pewnego stopnia rozsczeniowy program gospodarczy PiSu, z którego byłby dumny Jeremy Corbyn. Na wsi proponują ustawę o ubezpieczeniu rolników i zabezpieczeniu ziemi rolniczej tylko na działalność rolniczą. Prawa związków zawodowych mają być wzmocnione, podatek dochodowy dla małych firm zmniejszony, młodzi przedsiębiorcy będą zwolnieni z podatków przez pierwsze dwa lata, minimalna godzinowa stawka wynagrodzenia ma wynosić minimum 12zł. Państwo ma zagwarantować 1.2 mln miejsc pracy dla młodych Polaków aby nie wyjeżdzali za granicę; koszty leków dla emerytów powyżej 75 lat mają być zniesione; emeryci zasłużą na niższy wiek emerytalny; supermarkety i banki będą obarczone większymi podatkami od dochodu. Pozatem PiS chce wprowadzić jedno centrum zarządzania gospodarką które odbierze role decydującą w zarządzaniu gospodarką ministerstwom resortowym. Dochód na te kosztowne reformy ma przybyć z “uszczelniania podatków” a pozatem, jak tłumaczyła Beata Szydło “nie trzeba będzie nikomu zabierać, tylko równo dzielić”. Choć niższe opodatkowanie małych firm było rozsądną propozycją większość tego programu miało charakter populistyczny i anty-rynkowy. Bo, jak przypominał Jarosław Kaczyński, system rynkowy do polskiej godpodarki wprowadzał komunistyczny minister Wilczek, wobec czego w kapitalizmie można było dopatrzyć kontynuacji wyzysku polskiego pracownika przez komunizm. PO pada ofiarą prostej prawdy że za długo rządziło, a właściwie administrowało, krajem w sposób nie budzący wielkiego entuzjazmu wśród ludzi młodych a swoje radykalne reformy podatkowe wprowadziło już w sytuacji podbramkowej zaledwie miesiąc temu. Trend ku rządowi o tendencjach populistycznych , narodowych, anty-rynkowych, wyznaniowych, odzwierciedla podobny trend w innych państwach europejskich i jest dalszym świadectwem okaleczenia, może just permanentnego, wizji ponadnarodowej wspólnoty europejskiej. Trzeba będzie się do tego przyzwyczaić. Wiktor Moszczynski 23 pazdziernik 2015 Tydzien Polski, Londyn

Wednesday, 14 October 2015

Czy rząd Polski może pomóc premierowi brytyjskiemu w sprawie unijnego referendum w Zjednoczonym Królestwie?

Memorandum dla pani Agnieszki Kowalskiej, Wice Dyrektora do Spraw Europejskich w Ministerstwie Spraw Zagranicznych C
Wiadomo że dalszy udział Zjednoczonego Królestwa jako pełnego członka Unii Europejskiej pozostaje ważnym celem polityki zagranicznej Polski, o ile nie doprowadzi do potrzeby zmian w traktatach unijnych. Obydwa państwa mają dużo wspólnych interesów strategicznych w zakresie bezpieczeństwa, energetyki i ochrony interesów państw znajdujących się dotychczas poza strefą euro. Lista postulatów rządu brytyjskiego nie jest za bardzo sprecyzowana bo jest uzależniona do pewnego stopnia od: a/ opinii publicznej w Wielkiej Brytanii a przedewszystkiem od rosnącej niechęci starszego elektoratu wobec niekontrolowanego dostępu do brytyjskiego rynku pracu i brytyjskich usług i świadczeń społecznych ze strony osób z zagranicy, niezależnie od tego czy są obywatelami UE czy nie b/ i od obiekcji ze strony przedsiębiorców, a przedewszystkiem drobnych przedsiębiorców, protestujących przeciwko nadmiarowi przepisów ustalanych przez europejski parlament. Obawy brytyjskie w sprawie hasła o “co raz ścislejszej Unii” wynikają bezpośrednio z tego że to hasło automatycznie motywuje urzędników i posłów unijnych do uzasadnienienia nowych przepisów harmonizujących które wydają się zupełnie zbyteczne. Pozatem Brytyjczycy czują że to zagraża ich poczuciu suwerenności państwowej którą udało się zachować nawet w czasie Drugiej Wojny Światowej,kiedy Wielka Brytania była jedynym państwem europejskim uczestniczącym w tej Wojnie które nigdy nie przeżyło upokorzenia klęski i okupacji. Na pewno będzie można znaleść inną podobną formułę w tym zakresie która może zadowolić wszystkie strony. Rząd brytyjski chciałby nawet cofnąć pewne dyrektywy szczególnie w zakresie praw pracowniczych, ale wszelkie zmiany czy szanse wyjścia z pod wymogów karty społecznej UE nie uzyskałyby zgody ze strony partii opozycyjnych w Wielkiej Brytanii, szczególnie Labour i Szkockich Narodowców, a bez ich wsparcia premier Cameron mógłby przegrać referendum. Pozatem istnieją już mechanizmy pozwalające na zelżenie przepisów o ile da się przekonać wystarczającą ilość innych państw unijnych do wsparcia takich zmian. W sprawie wolnego poruszania się osób pracujących przez granice unijne, rząd brytyjski jest już świadomy że nie można podważyć zasady tego prawa ani prawa do korzystania ze świadczeń społecznych i usług danego kraju o ile takie przepisy nie wykluczają własnych obywateli danego kraju. Nie może być dyskriminacji między obywatelami danego kraju a innymi obywatelami unijnymi. Z resztą opinia brytyjska nie jest nastawiona negatywnie do korzystania ze świadczeń przez osoby, niezależnie od narodowości, które już miały wkład w dobrobyt kraju pracując i płacąc narodowe ubezpieczenie (national insurance),podatki krajowe i podatki lokalne. Najintensywniejsze obiekcje dotyczą tych osób z za granicy które już w pierwszych tygodniach przyjazdu do Wielkiej Brytanii uzyskują dostęp do świadczeń dla bezrobotnych czy pracujących na niskich stawkach (income support, job seekers allowance, working tax credit) na mieszkania (housing benefit) lub dla rodziców (child benefit i child tax credit) bez żadnego poprzedniego wkładu do skarbu państwa. Wyborcy brytyjscy mają poczucie że pzyjazdy z innych państw unijnych wymykają się z pod kontroli władz brytyjskich i że główną motywacją takich przyjazdów pozostają chojne (w ich mniemaniu), świadczenia na które się jeszcze nie zasłużyło. W każdym razie taka jest percepcja, a jeżeli wprowadza się statystyki wykazujące że takie nadużycia są procentowo rzadkością, opinia publiczna pozostaje sceptyczna. Polsce też przydałaby się stabilizacja w wyjazdach na stałe do innych państw unijnych gdyż obecnie nadmiar 140,000 młodych Polaków ubywa rocznie z Polski pogłębiając groźbę długoterminowego niżu demograficznego. Jeżeli te osoby jadąc zagranicę dla pracy przesyłają część swoich dochodów dla rodzin w Polsce to dany wyjazd pozostaje względnie jeszcze pozytywnym zjawiskiem; gorzej jeżeli jadą wyłącznie po to tylko aby korzystać z bardziej szczodrych unijnych benefitów. Te osoby nie tylko są ubytkiem dla polskiej gospodarki i dla gospodarki kraju docelowego, ale również szkodzą reputacji innym ciężko pracującym Polakom za granicą. W tej sytuacji uważam że jest to zarówno w interesie władz polskich jak i brytyjskich aby zredukować ilość dalszych wyjazdów polskich tzw. “benefit tourists”, szczególnie do Wielkiej Brytanii, przez ostudzenie ich zapału do pokusy korzystania z brytyjskich “benefitów”. Oczywiście ze względu na kardynalne prawa unijne w związku z wolnym przepływem pracowników unijnych z jednego do drugiego kraju bez dyskriminacji w zakresie praw i dostępu do świadczeń, chciałem zaproponować inne rozwiązanie które mogłoby się zacząć w bilateralnej praktyce między władzami brytyjskimi i polskimi, a które mogłyby z kolei być rozszerzone i podejmowane przez pozostałe państwa unijne, najpierw bilateralnie, a póżniej na skalę międzypaństwową multilateralną. A więc, proponuje aby wszelkie podania o świadczenia, zarówno w Polsce przez Brytyjczyków i w Zjednoczonym Królestwie przez Polaków, zostały zamrożone przez pierwsze 12 miesięcy od przyjazdu aż do potwierdzenia przez służby zdrowia, biura podatkowego czy biura świadczeń drugiego państwa o uporządkowaniu ich stanu majątkowego. Będą musieli potwierdzić że ich obywatele nie posiadają innego źródła dochodu, jak np. wypłat z ZUSu, i że mają spłacone wszystkie zobowiązania finansowe we własnym kraju. Dopiero po wyjaśnieniu że nie posiadają innych żródeł dochodu to państwa docelowe, w którym złożono podania, będą mogły przyznać poszczególne świadczenia łącznie z wypłatą należną za okres kiedy ta wypłata była zamrożona. Wszelkie wyjazdy przez petenta z kraju docelującego, nawet na krótki okres, przekreślają czas oczekiwania który trzeba będzie rozpocząć od nowa po powrocie do tego kraju. Ministerstwa obydwu państw zobowiązują się dostarczyć odpowiednie dane w czasie tego roku próbnego. Z jednej strony powstrzyma to wyjazdy które były tylko uzależnione od uzyskania zapomóg w drugim kraju i również zniechęci osoby w kraju dojazdowym do przedwczesnych podań o pomoc finansową nim wypracowali sobie prawo przez wcześniejsze płacenie podatków i odpowiednika national insurance w tym kraju. Ponadto będzie to efektywnym narzędziem przeciw defraudacji skarbu państwa w poszczególnych krajach. Natomiast nie będzie można takie rozwiązanie traktować jako dyskryminację wobec obywateli unijnych bo, w końcu, należne zapomogi będą mogły być udostępnione po należytej przerwie dla uzyskania informacji, łącznie z pokryciem okresu wstępnego. Drugą trudnością będzie sprawa Polaków którzy mimo dostępu do pracy legalnej w kraju dojazdowym wciąż pracują nielegalnie. Za to są bardzo wysokie kary kiedy to dotyczy obywateli nie pochodzących z państw unijnych. Proponowałbym jednak w wypadku kiedy wyłapią obywateli unijnych pracujących w szarej strefie aby władze brytyjskie mogły te osoby deportować spowrotem do własnego kraju. To same prawo miałyby władze polskie czy innych państw unijnych w wypadku obywateli brytyjskich pracujących nielegalnie na terenie Polski czy innego państwa unijnego. Oczywiście osoby deportowane mogłyby stosunkowo szybko powrócić do kraju w którym były zatrudnione ale ta deportacja byłaby mimo wszystko sprawą kosztowną i tworzyła by pewną dyslokację w życiu prywatnym i zawodowym danej osoby. Ze względu na to że ta praca w szarej strefie jest poza prawem, a nawet w prawie brytyjskim byłaby przestępstwem, to również nie można by zakwalifikować taką sankcję jako formę dyskriminacji. Wydaje mi się że inicjatywy tego rodzaju ze strony władz Polski byłyby pozytywnie odczytywane nie tylko przez rząd brytyjski, ale również przez brytyjskie społeczeństwo, i ułatwiłoby premierowi Cameronowi argumentowanie że udało mu się coś pozytywnego wynegocjować w stolicach europejskich, a szczególnie w Warszawie. Mogłoby to nawet stworzyć pojęcie długu wdzięczności którym rząd brytyjkski winień by, w odpowiedniej dla Polski chwili, odpłacić przy innych negocjacjach europejskich. Natomiast charakter tych zabiegów administracyjnych mógłby odgrywać rolę modelu do naśladowania czy pilota który mógł by być upowszechniony w innych państwach unijnych a wciąż nie byłby traktowany jako forma dyskryminacji przeciwko obywatelowi unijnemu. Wiktor Moszczyński 16/10/2015

Tuesday, 6 October 2015

Oblicze polonii w drugiej połowie XXI wieku

Już więcej masowych organizacji polonijnych nie będzie. Z tym wnioskiem pogodziło się już w ostatnich latach większość konsulatów i działaczy polonijnych w Zachodniej Europie. Po prostu nie ma już dla tych organizacji codziennej potrzeby wśród rzeszy migrantów kłębiących się po kuchniach, polach i fabrykach w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Tą konkluzję przyjęli niemal wszyscy na konferencji monitorującej emigrację zarobkową która miała miejsce w ubiegłą sobotę w Brukseli. Była to szósta z kolei konferencja obejmująca polonijnych aktywistów społecznych z różnych pokoleń w zachodniej Europie współpracujących z lokalnymi konsulatami i naukowcami polskimi specjalizującymi się w ruchach migracyjnych. Te 2.5 milion Polaków przebywających w Zachodniej Europie są zjawiskiem żywiołowym pracującym za granicą i przekazującym 17.5 miliardów złotych rocznie do Polski. Z takim zjawiskiem tradycyjne organizacje polonijne nie miały jeszcze nigdy do czynienia. Aby angażowć ten żywioł trzeba zacząć od tego czego najbardziej te niezliczone masy potrzebują od zorgnizowanej polonii o której najczęściej nic nie wiedzą, a jak wiedzą to nie posiadają do nich zaufania. Na pierwszy plan wysuwają sie sprawy bytowe. Chcą wiedzieć gdzie znaleść pracę, jak uzyskać należne im prawa unijne do świadczeń, jakie są ich prawa na rynku pracy i w wynajmowniu mieszkań, gdzie mogą się uczyć języka tubylców za darmo. Są to normalne potrzeby tych wyjezdnych którzy nie znają lub słabo znają języka kraju zamieszkania, którzy sami nawet często nie wiedzą czy są emigrantami czy tylko migrantami ale rzadko widzą siebie jako jakąś polonią. Nie wiedzą czy do Polski kiedyś wrócą. Wciąż więcej z nich wyjeżdza z Polski niż wraca tak że długoterminowo grozi Polsce wyludnienie młodych rąk do pracy. Te osoby nie potrzebują członkostwa jakiejś organizacji polskiej ale potrzebują od niej porady, najczęściej darmowej, którą im polski rynek komercyjny nie jest w stanie zadowolić. W samej tylko Irlandii taka społeczna organizacja doradcza załatwiała przeszło 4500 klientów rocznie. Natomiast dla tych z nowej diaspory którym lepiej się powiodło i którzy znają lokalny język, zapotrzebowania są inne. Wobec swoich spraw bytowych szukają możliwości udziału w organizacjach zawodowych: inżynierów, lekarzy, stomatologów, psychologów, nauczycieli. Potrzebują również zaspokojenia swoich potrzeb kulturalnych i duchowych. Jeśli będą chcieli być aktywni w jakiejś akcji społecznej, na przykład w zorganizowaniu festynu czy w sezonowym poparciu dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to nie znaczy że będą chcieli przez cały rok należeć do lokalnej Rady Parafialnej czy zapisać się na członka istniejącej organizacji. Dotyczy to również sprawy lobbyingu polskiego. Ludzie często reagują ostro przeciw antypolskim wystąpieniom. Prowadzi to nawet do serii protestów. Ale nie oznacza to że takim osobom będzie się chciało prowadzić żmudną pracę monitorowania prasy zagranicznej z dnia na dzień. Takie obowiązki spadają na “innych”. A więc ci “inni” –dotychczasowi działacze polonijni z różnych pokoleń - będą potrzebni do prowadzenia ksiąg, wykonywania zmian statutowych, regularnych spotkań, kontaktów z władzami polskimi i kraju zamieszkania na szczeblu krajowym i lokalnym. Będą potrzebni, i będą, od czasu do czasu, doceniani lub krytykowani, w zależności od układów, ale już nie mogą liczyć na to że będą na czele ogólno-polskiej organizacji masowej. Chyba że, jak POSK, mogą ofiarować członkom bogatsze życie towarzyskie i kulturalne. Ale czy działalność tych społeczników można traktować jako obowiązek społeczny, czy jako hobby prywatne? Dla wielu ze starszego pokolenia dominuje jeszcze ten pierwszy wariant “żelaznych prezesów” na posterunku sprawy polskiej ale nie zawsze daje im to wspólny język z nowo przybyłymi działaczami którym wystarczy rok czy dwa we władzach danej organizacji, a potem życie płynie dalej. Podkreślano w Brukseli jak ważna jest jeszcze sprawa PR, nie tylko dla samej organizacji, ale dla całego społeczeństwa. Obecnie kontakty z własnym społeczeństwem, z mediami polonijnymi i krajowymi trzeba już prowadzić własnymi portalami, twitterem, instagramem, Facebookiem. Biuletyny parafialne I tygodniki darmowe już nie wystarczają. Przykład pochodu parotysięcznego w Londynie po śmierci Papieża który zorganizowali samorzutnie młodzi Polacy w jednej parafii jest przykładem jak mogą sami mobilizować społeczeństwo bez udziału zorganizowanej polonii. Najczęstszym źródłem komunikacyjnym dla polskiej diaspory jest wciąż telewizja polska ale współpraca telewizji z zorganizowanym światem polonii jest jeszcze połowiczna. Oddzielnym rozdziałem nie tkniętym właściwie przez konferencję pozostaje sprawa polskich rodzin z dziećmi w wieku szkolnym . W odróżnieniu od pojedynczych Polaków czy nawet młodych małżeństw z niemowlątami, Polacy w tej kategorii (a właściwie polskie matki bo one tu mają najwięcej do powiedzenia) są już nastawione na stały pobyt, angażują się w naukę swojego dziecka. W ten sposób naszybciej interesują się sprawami wychowania i nauki dziecka i dbają też o to czy dziecko ma poznać język polski w domu czy też nie. Najczęściej ten element bierze udział w wyborach lokalnych i w ich imeniu np. Federacja Organizacji Polskich w Danii wywalczyła obszerną implementyację unijnej dyrektywy 77/486 w sprawie dostępu dzieci migrantów do nauki języka ojczystego. W wypadku polskiego Londynu mamy w tym roku 27 tysięcy polskojęzycznych dzieci w angielskich szkołach, a zaledwie jedna czwarta z nich chodzi do szkół sobotnich. Mamy już 120 polskich szkół sobotnich w Wielkiej Brytanii co jest zarazem sukcesem orgnizacyjnym i wychowawczym ale mogło by być więcej. Już ta młodzież będzie miała poczucie tożsamości polskiej i będzie spotykać się z rówieśnikami polskimi w ramach szkoły, zuchów, zespołów sportowych. Tworzy trzon przyszłego polskiego społeczeństwa w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XXI wieku. Błędem byłoby rozmawiać z tymi dziećmi w domu po angielsku ale też ten język polski musi być na wyższym kulturalnym poziomie. Najważniejsze aby ich dzieci znaleźli swoje miejsce w brytyjskim społeczeństwe i wyrwali się z getta polonusów żyjących w bańce mydlanej bez korzeni i bez kontaktów ze środowiskiem kraju zamieszkania i zorganizowanym życiem polonijnym. Aby stać się częścią z integrowanego społeczeństwa polskiego za granicą muszą czuć się w domu zarówno z Harry Potterem i Królem Maciusiem i śmiało przekraczać granice z polskim i brytyjskim paszportem w kieszenii. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 9 październik 2015