Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Tuesday, 6 October 2015
Oblicze polonii w drugiej połowie XXI wieku
Już więcej masowych organizacji polonijnych nie będzie. Z tym wnioskiem pogodziło się już w ostatnich latach większość konsulatów i działaczy polonijnych w Zachodniej Europie. Po prostu nie ma już dla tych organizacji codziennej potrzeby wśród rzeszy migrantów kłębiących się po kuchniach, polach i fabrykach w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Tą konkluzję przyjęli niemal wszyscy na konferencji monitorującej emigrację zarobkową która miała miejsce w ubiegłą sobotę w Brukseli. Była to szósta z kolei konferencja obejmująca polonijnych aktywistów społecznych z różnych pokoleń w zachodniej Europie współpracujących z lokalnymi konsulatami i naukowcami polskimi specjalizującymi się w ruchach migracyjnych. Te 2.5 milion Polaków przebywających w Zachodniej Europie są zjawiskiem żywiołowym pracującym za granicą i przekazującym 17.5 miliardów złotych rocznie do Polski. Z takim zjawiskiem tradycyjne organizacje polonijne nie miały jeszcze nigdy do czynienia.
Aby angażowć ten żywioł trzeba zacząć od tego czego najbardziej te niezliczone masy potrzebują od zorgnizowanej polonii o której najczęściej nic nie wiedzą, a jak wiedzą to nie posiadają do nich zaufania. Na pierwszy plan wysuwają sie sprawy bytowe. Chcą wiedzieć gdzie znaleść pracę, jak uzyskać należne im prawa unijne do świadczeń, jakie są ich prawa na rynku pracy i w wynajmowniu mieszkań, gdzie mogą się uczyć języka tubylców za darmo. Są to normalne potrzeby tych wyjezdnych którzy nie znają lub słabo znają języka kraju zamieszkania, którzy sami nawet często nie wiedzą czy są emigrantami czy tylko migrantami ale rzadko widzą siebie jako jakąś polonią. Nie wiedzą czy do Polski kiedyś wrócą. Wciąż więcej z nich wyjeżdza z Polski niż wraca tak że długoterminowo grozi Polsce wyludnienie młodych rąk do pracy. Te osoby nie potrzebują członkostwa jakiejś organizacji polskiej ale potrzebują od niej porady, najczęściej darmowej, którą im polski rynek komercyjny nie jest w stanie zadowolić. W samej tylko Irlandii taka społeczna organizacja doradcza załatwiała przeszło 4500 klientów rocznie.
Natomiast dla tych z nowej diaspory którym lepiej się powiodło i którzy znają lokalny język, zapotrzebowania są inne. Wobec swoich spraw bytowych szukają możliwości udziału w organizacjach zawodowych: inżynierów, lekarzy, stomatologów, psychologów, nauczycieli. Potrzebują również zaspokojenia swoich potrzeb kulturalnych i duchowych. Jeśli będą chcieli być aktywni w jakiejś akcji społecznej, na przykład w zorganizowaniu festynu czy w sezonowym poparciu dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to nie znaczy że będą chcieli przez cały rok należeć do lokalnej Rady Parafialnej czy zapisać się na członka istniejącej organizacji. Dotyczy to również sprawy lobbyingu polskiego. Ludzie często reagują ostro przeciw antypolskim wystąpieniom. Prowadzi to nawet do serii protestów. Ale nie oznacza to że takim osobom będzie się chciało prowadzić żmudną pracę monitorowania prasy zagranicznej z dnia na dzień. Takie obowiązki spadają na “innych”. A więc ci “inni” –dotychczasowi działacze polonijni z różnych pokoleń - będą potrzebni do prowadzenia ksiąg, wykonywania zmian statutowych, regularnych spotkań, kontaktów z władzami polskimi i kraju zamieszkania na szczeblu krajowym i lokalnym. Będą potrzebni, i będą, od czasu do czasu, doceniani lub krytykowani, w zależności od układów, ale już nie mogą liczyć na to że będą na czele ogólno-polskiej organizacji masowej. Chyba że, jak POSK, mogą ofiarować członkom bogatsze życie towarzyskie i kulturalne. Ale czy działalność tych społeczników można traktować jako obowiązek społeczny, czy jako hobby prywatne? Dla wielu ze starszego pokolenia dominuje jeszcze ten pierwszy wariant “żelaznych prezesów” na posterunku sprawy polskiej ale nie zawsze daje im to wspólny język z nowo przybyłymi działaczami którym wystarczy rok czy dwa we władzach danej organizacji, a potem życie płynie dalej.
Podkreślano w Brukseli jak ważna jest jeszcze sprawa PR, nie tylko dla samej organizacji, ale dla całego społeczeństwa. Obecnie kontakty z własnym społeczeństwem, z mediami polonijnymi i krajowymi trzeba już prowadzić własnymi portalami, twitterem, instagramem, Facebookiem. Biuletyny parafialne I tygodniki darmowe już nie wystarczają. Przykład pochodu parotysięcznego w Londynie po śmierci Papieża który zorganizowali samorzutnie młodzi Polacy w jednej parafii jest przykładem jak mogą sami mobilizować społeczeństwo bez udziału zorganizowanej polonii. Najczęstszym źródłem komunikacyjnym dla polskiej diaspory jest wciąż telewizja polska ale współpraca telewizji z zorganizowanym światem polonii jest jeszcze połowiczna.
Oddzielnym rozdziałem nie tkniętym właściwie przez konferencję pozostaje sprawa polskich rodzin z dziećmi w wieku szkolnym . W odróżnieniu od pojedynczych Polaków czy nawet młodych małżeństw z niemowlątami, Polacy w tej kategorii (a właściwie polskie matki bo one tu mają najwięcej do powiedzenia) są już nastawione na stały pobyt, angażują się w naukę swojego dziecka. W ten sposób naszybciej interesują się sprawami wychowania i nauki dziecka i dbają też o to czy dziecko ma poznać język polski w domu czy też nie. Najczęściej ten element bierze udział w wyborach lokalnych i w ich imeniu np. Federacja Organizacji Polskich w Danii wywalczyła obszerną implementyację unijnej dyrektywy 77/486 w sprawie dostępu dzieci migrantów do nauki języka ojczystego.
W wypadku polskiego Londynu mamy w tym roku 27 tysięcy polskojęzycznych dzieci w angielskich szkołach, a zaledwie jedna czwarta z nich chodzi do szkół sobotnich. Mamy już 120 polskich szkół sobotnich w Wielkiej Brytanii co jest zarazem sukcesem orgnizacyjnym i wychowawczym ale mogło by być więcej. Już ta młodzież będzie miała poczucie tożsamości polskiej i będzie spotykać się z rówieśnikami polskimi w ramach szkoły, zuchów, zespołów sportowych. Tworzy trzon przyszłego polskiego społeczeństwa w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XXI wieku. Błędem byłoby rozmawiać z tymi dziećmi w domu po angielsku ale też ten język polski musi być na wyższym kulturalnym poziomie. Najważniejsze aby ich dzieci znaleźli swoje miejsce w brytyjskim społeczeństwe i wyrwali się z getta polonusów żyjących w bańce mydlanej bez korzeni i bez kontaktów ze środowiskiem kraju zamieszkania i zorganizowanym życiem polonijnym. Aby stać się częścią z integrowanego społeczeństwa polskiego za granicą muszą czuć się w domu zarówno z Harry Potterem i Królem Maciusiem i śmiało przekraczać granice z polskim i brytyjskim paszportem w kieszenii.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 9 październik 2015
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment