Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Tuesday, 6 September 2016
Harlow - Krzyk Milczących
Maszerowaliśmy w milczeniu, zmoknięci deszczem ktόry nas zaskoczył. Maszerowały dzieci, młodzież i dorośli, Polacy lokalni i przyjezdni z innych miast i tamtejsi Brytyjczycy. Widać było udział lokalnej poskiej szkoły sobotniej im Juliana Tuwima ale rόwnież kibicόw sportowych w barwnych sweatshirtach i z ogolonymi głowami. A we frontowych szeregach, wśrόd flag i transparentόw nasz nowy Ambasador Arkady Rzegocki rozpoczynający swoją kadencję najsmutniejszą misją oddania hołdu zamordowanemu rodakowi i przypomnienia władzom brytyjskim o potrzebie czujności w obronie Polakόw przed podobnymi atakami.
Marsz rozpoczęto od zapalenia zniczy, modlitwy, minuty ciszy i odśpiewania hymnu narodowego na placu przed osiedlem sklepowym, The Stow, naprzeciw ławeczki pokrytej kwiatami na ktόrej w ubiegłą sobotę zamordowny został 40-letni Arkadiusz Jόżwik, a jego kolega spożywający z nim pizzę, pobity do nieprzytomności przez bandę nastolatkόw ktόrych poseł lokalny Robert Halfon nazwał jako “pochodzący z rynsztoka”. Przemawiali jeszcze organizatorzy marszu Eric Hind i Magdalena Nowicka, wice-dyrektor polskiej szkoły w ktόrej uczęscza przeszło 250 dzieci. Przemawiali Poseł Halfon i Ambasador Rzegocki ktόry oświadczył że po referendum było już piętnascie incydentόw, jak podpalania, pobicia, zastraszania i dewastacje obiektόw polskich przez graffiti, zgłoszonych przez Polakόw do konsulatόw polskich w Wielkiej Brytanii, ale oczywiście zabόjstwo w Harlow było najpoważniejszym wydarzeniem. Przemawiali też pastor anglikański Robert Findlay, stojący przy wielkim transparencie z napisem “We have more in common than that which divides us”, i wreszcie lokalny proboszcz parafii polskiej, ks Bogusław Kot, ktόry mόwił o potrzebie stoczenia nowej Bitwy o Anglię przez Polakόw, aby mogli być ponownie szanowani przez tubylcόw i mogli żyć bezpiecznie.
I wtedy, wśrόd ciszy i skupienia, przeszło 1000 uczestnikόw rozpoczęło swόj marsz. Przed nimi forpoczta około dwudziestu polskich bikerόw. Marsz trwał niemal godzinę. Prowadzono maszerujących najpierw pod polski kościόł Matki Boski Fatimskiej, potem przez puste arterie miasta, następnie przez biedniejsze osiedla mieszkaniowe i przez głόwny plac handlowy do katolickiego kościoła Św Pawła gdzie odbyło się pożegnalne czuwanie.
W rozmowie z uczestnikami, nie tylko z Harlow ale i z sąsiednych miast jak Peterborough, Bishops Stortford, Ware czy Haverhill, wszyscy jak jeden mόwili że dopiero głosowanie na Brexit otworzyło im oczy na prawdziwe oblicze angielskiego szowinizmu. Odczuwałem zarazem ich szok z wyniku najpierw referendum, a potem samego zabόjstwa, ale rόwnież ich zaparcie że, ze względu na pracę, czy na studia czy szkołę ich dzieci, mają zamiar tu pozostać, tyle że już nie koniecznie na zawsze, jak to sobie przedtem sobie wyobrażali. Tak, mόwią, w Polsce jest rodzina, dom, własny język, ale niekoniecznie praca na tym samy poziomie i przy tak dobrych warunkach jak w Wielkiej Brytanii. Tak że na razie zostają. Ale czy Anglia jest ich domem – tak jak wielu rodzin z dziećmi było dotychczas przedświadczone? Tu już nie są tacy pewni.
Głosowanie za Brexit uświadomiło im, jak twierdziły matki i nauczycielki z lokalnej szkoły, jak dwulicowi są Anglicy kiedy chwalili się swoją tolerancją i szacunkiem dla innych narodowości. “Ten cały multi-kulti”, jak powiedziała mi jedna matka, “to tylko samo-okłamywanie siebie i innych”. Nagle po głosowaniu koledzy i koleżanki w pracy pytają czy już pakują walizki? I czy niedługo wrόcą do Polski? Ci sami ktόrzy jeszcze nie dawno temu popijali razem piwo po pracy. A te same pytania, tylko może podane jeszcze brutalniej, zadawano polskim dzieciom w swoich szkołach od kolegόw i koleżanek w klasie. Oczywiście w Harlow i okolicach brytyjscy wyborcy masowo głosowali za wyjściem z Unii. Dla Polakόw ten wynik był jak nόż w plecy, a cios pochodził od osόb ktόrych traktowało sie jako dobrych sąsiadόw czy kolegόw.
Najgorsze że ta świadomość o zawrόceniu się Brytyjczykόw od Europy wyzwoliła wśrόd ich prymitywniejszych elementόw prawo do przywrόcenia słownictwa “hejtu” ktόrą dotychczasowa wyuczona polityczna poprawność skutecznie kamuflowała. I ten “hejt” mόgł wyładować się na kimkolwiek. Na Polakach oczywiście, ale nie tylko, bo rόwnież na innych narodowościach i mniejszościach narodowych, Zależy kto w danym momencie im się podwinie. Tak widzą w tej chwili tragiczny los Arkadiusza, ktόrego “inność” raczej niż koniecznie jego “polskość”, była ostatecznym powodem do ataku przez zdziczały gang nastolatkόw szukających okazji do rozboju i pastwienia się nad bezbronną ofiarą. W każdym razie wraca era destabilizacji w tej harmonii społecznej ktόra panowała dotychczas w Wielkiej Brytanii i dawała Polakom poczucie że mogą tu zostać na stałe.
W tym marszu organizatorzy i uczestnicy widzieli jednak szansę wykazania swojej podmiotowości wobec tej dysharmonii. “Był to zryw serca,” powiedziała dyrektor szkoły sobotniej, Iwona Szulc-Nalepka. „Naszym celem nie jest wołanie o zemstę,” mόwi organizator Eric Hind. “Chcemy surowego ukarania sprawców tego zajścia, ale nadrzędnym celem sobotniego wydarzenia jest solidarność wszystkich Polaków, dobre polsko-brytyjskie relacje oraz wsparcie rodziny zmarłego”. Organizatorzy nie mieli chęci siedzieć w domu czekając jak ofiary na następne przykłady dyskriminacji. Motywem marszu milczenia był krzyk gniewu wymagający szacunku dla Polakόw w pracy, w szkole, w sklepie, i by ich nie szykanowano. Skuteczność tego motywu nie da się od razu docenić, tymbardziej że tego samego wieczoru dwuch Polakόw zostało ponownie pobitych, ale Polacy po raz pierwszy od wielu lat poczuli że tworzą w Harlow zwartą dumną wspόlnotę gotową stawić czoło szykanom i dyskriminacji. Mόwiąc krόtko, przestali się bać.
Żałowałem tylko że poza posłem nie było obecnych żadnych przedstawicieli brytyjskich władz lokalnych. Obawiam się że może tu jeszcze oddziaływał brak wystarczającego integrowania się Polakόw w życie społeczne środowiska brytyjskiego. Sam Arkadiusz Jόżwik pracował na przykład w fabryce gdzie 80% pracownikόw było Polakami. To odosobnienie od środowiska najczęściej pokonują dopiero dzieci w szkołach angielskich ale to już następne pokolenie.
Dziwiło mnie jednak że nie przybyło więcej Polakόw z Londynu. Co prawda lokalni Polacy nie wyrażali żalu że nie przybyli. Dla nich wystarczało że przybył Ambasador i Konsul. Widocznie masowe krajowe organizacje polonijne przestają już zupełnie odgrywać rolę poza Londynem. Polonie lokalne, jak w Harlow gdzie mieszka 1.5 tys. Polakόw, tworzą swόj polski archipelag na Wyspach, trzymają łącznośc z polskościa poprzez telewizję polską, internet, Misję Katolicką, Macierz Szkolną i Konsulat. Co do reszty pozostają samowystarczalne.
Czy tak ma być? Sa niby samowystarczalne, ale są wciąż osamotnione. Nie mają poczucia że tworzą większą wspόlnotę polonijną obejmującą całą Wielką Brytanię. Nie ma tego skutecznego głosu w Londynie ktόry w ich imieniu wystąpi w kuluarach władzy, albo na krajowej estradzie, aby domagać się w imieniu wszystkich Polakόw w Wielkiej Brytanii, żeby Polacy, tak jak wszyscy obywatele unijni obecni w tej chwili w tym kraju, mieli zapewnione prawo do stałego pobytu, prawa pracy i nauki, niezależnie od wyniku negocjacji w sprawie Brexit. Ważna będzie reakcja ważniejszych środowisk polonijnych po wyniku sprawy sądowej młodych przestępcόw odpowiedzialnych za skatowanie Arkadiusza Jόzwika na śmierć, ale to nastąpi najwcześniej dopiero w pażdzierniku. Bo sprawiedliwość wymaga aby sprawcy tej zbrodni, obecnie wypuszczeni za kaucją, zostali należycie ukarani, a dopilnowanie tego to już jest obowiązkiem nasz wszystkich, a nie tylko Polakόw w Harlow.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 9 września 2016
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment