Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Tuesday, 23 August 2016
W Pogonii za 303
Zaczyna się od małego chłopczyka na głuchej polskiej wsi gdzie nie ma drόg asfaltowych czy prądu. Chłopak spogląda na kłębiące się stada szybujących bocianόw nad jego głową i marzy o tym aby samemu unieść się nad tymi polami ktόre jego rodzina od wiekόw mozolnie uprawia. Dwadzieścia lat pόźniej ten sam chłopczyk jest już pilotem w słynnym Dywizjonie 303 zestrzeliwującym Messerschmitty w ciągu dnia nad polami południowej Anglii a wieczorem balującym z zachwyconymi Angielkami w londyńskim klubie nocnym. Poznajemy go osobiście i jego kolegόw dzięki filmowi “303”, nowo wyświetlonego w Ognisku w czwartek. Film jest wyprodukowany i wyreżyserowany przez polsko-amerykańskiego filmowca Tomasza Magierskiego.
80-minutowy film jest jakby elegią poświęconą polskim pilotom w Bitwie o Anglię, raczej niż analizą historyczną czy zwykłym hołdem. Odtwarza ich role jako zarazem bohaterόw i zwykłych śmiertelnikόw ale widziane z rόźnych perspektyw zarόwno όwczesnych jak i dzisiejszych. A więc widzimy ich z bezkrytycznym zachwytem oczu deklamujących dzieci szkolnych w szkołach noszących nazwiska pilotόw Dywizjonu 303, np. Mirosława Ferića w Ostrowie Wielkopolskim czy Witolda Urbanowicza w Olszance. Miasteczka te były miejscami pochodzenia tych poszczegόlnych bohaterόw.
Widzimy ich też oczyma ich własnych dzieci, lecz w poważnym już wieku. Widzimy jak dopiero teraz zaczynają doceniać role własnych rodzicόw po wielu latach niedostregania kim na prawdę byli. W wypadku syna Mirosława Ferića to o tyle było zrozumiałe że nigdy nie poznał swoich rodzicόw. Stracił ich w najwcześniejszym dzieciństwie, a mając zaledwie 7 lat został obarczony (nie wiadomo przez kogo?) odznaczeniami ojca i pamiątkami osobistymi w momencie gdy był wysyłany w tym przedwczesnym wieku do brytyjskiego internatu. Natomiast w wypadku syna asa Witolda Urbanowicza i cόrki kanadyjczyka John’a Kenta (zwanego “Kentowski”), zastępcy komendanta Dywizjonu, nastąpił typowy zanik w dialogu międzypokoleniowym ktόre doświadczyło dużo osόb z naszego pokolenia powojennego. Rodzice nasi ktόrzy przeżyli wywόzki do Syberii czy roboty do Niemiec, lub walczyli w polskich siłach zbrojnych czy służyli w Polsce podziemnej, zranieni swoimi przeżyciami i powojennym potępieniem ze strony brytyjskiego środowiska, niechętnie dzielili się swoimi osobistymi przeżyciami wojennymi ze swoimi dziećmi. My natomiast rzadko chcieliśmy wiedzieć wiele więcej o tym niż to co nam wpojono w polskiej szkole sobotniej i w harcerstwie. Nie docenialiśmy naszych rodzicόw i dziadkόw aż nagle ich zabrakło, i to się szczegόlnie dało znać w ostatnich latach kiedy pojawił się brak naocznych świadkόw historii i powstał wielki głόd wiedzy o ich roli, szczegόlnie wśrόd młodych polskich historykόw. Teraz gdy nie ma już prawie weteranόw, ich synowie i cόrki ocknęli się i chcą maszerować z odznaczeniami rodzicόw przed Cenotafem w Londynie.
Następnie, w filmie Magierskiego, widzimy naszych pilotόw oczyma όwczesnych polskich kronik filmowych i newsreel’όw angielskich, wprawdzie pochlebnych, ale jednak podkreślających egzotykę tych wojownikόw z końca świata. Mniej ciekawie wypadają sceny z notorycznego “Marszu Zwycięstwa” z ktόrego Polakόw wykluczono i powojenne wycinki prasowe o naszych żołnierzach o tak jadowitej tresci że prześcigają wzelkie o nas donosy prasowe w dzisiejszych brukowcach. Pozatem młody brytyjski historyk wojskowy z kamienną twarzą podaje rzeczowe statystyki wkładu pilotόw polskich do zwycięstwa nad Luftwaffe, poczym informuje, już z chochlikem w oku, jak wielu brytyjskich pilotόw nakładało polskie barwy do munduru aby mieć większe powodzenie z dziewczynami.
Najsympatyczniej wypada świadectwo dwuch autentycznych weteranόw Dywizjonu 303, Stanisława Sochy (nie dawno zmarłego) i Franciszka Kornickiego. Mόwią pokornie i skromnie o swoim prostym pochodzeniu jako dzieci ze wsi czy z okolic Lwowa, ktόrzy od najwcześniejszych lat mają ambicję być pilotami. Jak powiedział jeden z nich, jedyną możliwością postępu społecznego dla chłopaka ze wsi to “wojsko, abo pόjść na księdza”, a to drugie mu nie odpowiadało bo podobały mu się dziewczyny. Pilnie uczyli się, zdali maturę, praktykowali loty na szybowcach, wstąpili do lotnictwa, szkolili się w Oficerskiej Szkole Lotniczej w Dęblinie, gdzie jednym z instruktorόw był właśnie Witold Urbanowicz. Trudno nie mieć w tym miejscu uznania dla tych możliwości ktόre istniały dla prostych ludzi w przedwojennej Polsce do spełnienia swoich ambitnych marzeń przez naukę i pracę nad sobą. Potem z rόwną skromnością opowiadali jak uczestniczyli jako piloci w Kampanii Wrześniowej, jak zgodnie z rozkazem wykradli się z Polski poprzez Morze Czarne do Francji, a stamtąd po upadku Francji do Anglii, jak przydzielono ich najpierw do szwadronu bombowcόw, a pόźniej do jednego z polskich dywizjonόw myśliwskich. Mόwili o walkach z Niemcami i o życiu towarzyskim pilotόw, szczegόlnie kiedy byli jeszcze, w oczach Brytyjczykόw, legendarnymi bohaterami. Nie dramatyzowali walkę z wrogiem, wystarczył zimny opis przebiegu potyczki z samolotem niemieckim, zaduma nad tym że się człowieka zabiło ale rόwnież przeświadczenie że niemal każdego dnia sami mogli zginąć.
Mόwili też bez patosu o poczuciu zdrady i o osobistych przykrościach od tubylcόw po układach jałtańskich. Te momenty producent przeleciał szybko i wrόcił do scen obecnych składania hołdu pilotom polskim, czy to na terenie szkoły w Polsce czy przy pomniku lotnikόw w Northolt.
Wiemy wszyscy jak kluczowa była “Battle of Britain” ktόra uchroniła Wielką Brytanię przed inwazją i klęską. Wiemy też jak ważny był polski wkład do tej akcji. Magierski, ktόry sam wstrzymuje się od komentarza, nie uwypukla tej sprawy bo przyjmuje to jako oczywiste. Koncentruje się raczej nad tym że ci bohaterowie wykonali swoją służbę czyli swόj obowiązek żołnierski narażając własne życie, aby pokonać wroga a potem odejść w zapomnienie, jeżeli nie do tych wsi ktόre ich wychowały i do tego polskiego krajobrazu za ktόrym tęsknili, to przynajmniej do życia w tym kraju deszczόw i herbaty ktόry ich z początku hołubił, potem upokarzał a wreszcie przygarnął.
Film nie jest propagandą czy nawet promocją polskich pilotόw, ale przez swόj osobliwy czar i prostą konstrukcję w opowiadaniu życiorysiόw i wyczynόw tych skromych bohaterόw, prybliża ich do nas. W tym samym stylu Magierski tworzy swoje inne utwory kinematograficzne, jak np.“Pianiści” – o czterech artystach amerykańskich biorących udział w konkurse chopinowskim w Warszawie, czy “Mόj ojciec Luo” o amerykańskiej mulatce odkrywającej swoje afrykańskie korzenia w Kenii, czy “Dzikie Sny o Orchidei” o awangardowym polskim projektancie mody w Londynie. W tych filmowych portretach narracja tworzy się niby sama w wypowiedziach bohaterόw i uczestnikόw wyłapywanych w czasie podrόży w ktόrej odkrywają żrόdła swojej niecodzienności, lub niecodzienności swoich bliskich. Filmy takie jak “303” są perłami bo obnażają mimochodem tożsamość swoich postaci. Poznajemy bohaterόw przez ich własne refleksje o swoim dzieciństwie i o swoim specyficznym wyczynie ktόry jego, czy ją, tak wyrόżniają. Każdy film jest w języku angielskim ale każdy w drobny czy większy sposόb posiada swόj wyraźnie atrakcyjny lecz subtelny element polski, lśniący w rόwnie barwnym obcym otoczeniu.
Uważam że właśnie przez tą odkrywczą bezpośredność i brak nabrzmiałego patosu film “303” staje się lepszym świadectwem życia i bohaterstwa polskich pilotόw Dywizjonu 303, niż nie jedna uroczystość im poświęcona pławiąca się w szablonowych frazesach, w szablonowych odczytach, przez szablonowych prezesόw.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 26 sierpień 2016
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment