Czy rząd brytyjski szykuje prezent gwiazdkowy dla Polakόw i innych obywateli unijnych w tym kraju w postaci oświadczenia o prawie pozostania? Obawiam się że nie jest jeszcze na to gotowy.
Pytam bo głosy domagające się takiej deklaracji natężają się. Głos 40 obywateli brytyjskich polskiego pochodzenia ktόry ukazał się w tygodniku parlamentarnym “The House” 9 grudnia domagający się “A Fair deal for Poles in UK” był tylko jedną kroplą w rosnącym strumeniu głosόw nawołujących do natychmiastowego uznania prawa pobytu na Wyspach. W niedzielę bardzo wymowna była wspόlna deklaracja centrali związkόw zawodowych i Brytyjskiej Izby Handlowej domagająca się rychłej decyzji jednostronnej o prawie pobytu. Mόwi się co raz częściej że to jest konieczny pierwszy akt nim jeszcze oficjalne negocjacje rozpoczną się. Pozatem 84% społeczeństwa orzekło w sondażu że popiera prawo pozostania dla tych ktόrzy już tu są. W parlamencie pojawiły się już znaczące pytania od wpływowych posłόw na ten temat. Na przykład Hilary Benn, przewodniczący komisji parlamentarnej do Brexitu, pyta czy przygotowywane są specjalne dokumenty dla obywateli unijnych w tym kraju. Minister do spraw wewnętrznych, pani Amber Rudd, odpowiada że nic konkretnego jeszcze nie jest przygotowane, choć ewentualnie specjalne dowody osobiste będą wprowadzane stopniowo dla unijnych obywateli.
Po zatwierdzeniu przez parlament rządowego harmonogramu do wywołania Artykułu 50 przed końcem marca, sprawa Brexitu w parlamencie ucichła nieco, mimo że w prasie skrajnie anty-europejskiej jak “Daily Mail” burza wciąż trwa o rzekomej “zdradzie” elektoratu przez parlamentarzystόw i sędziόw. Na zasadzie że nie ma pełnego zaufania do posłόw, rząd wciąż trzyma swoje karty zakryte, odkrywając je tylko wtedy kiedy już musi. Lecz głόwnym powodem tej tajemniczości pozostaje ciągły brak orientacji w samym gabinecie co do kierunku ktόry ma doprowadzić do ewentualnej umowy z Europą. Brexitowski minister David Davis wylicza czteropunktową formułę celόw negocjacji jako, primo, uzyskanie kontroli nad ilością obywateli unijnych przyjeżdająch w celu osiedlenia, a potem: odzyskanie suwerenności brytyjskich sądόw, jak najszerszy możliwy dostęp do jednolitego rynku unijnego i możliwośc wynegocjowania własnych umόw handlowych z innymi państwami. A więc wciąż, jak to Donald Tusk określił, marzą o tym aby posiadać cały tort, a jednak go skonsumować.
The Times opisuje rzekomy chaos odbywający się na posiedzeniach brytyjskiego gabinetu i jego podrzędnych komitetόw. Brexitowcy jak David Davis i Liam Fox nadają ton i z wielkim optymizmem określają szanse uzyskania umowy zaznaczając że ograniczenie liczby imigrantόw jest pierwszo-planowym celem. Przypominają np. że eksporterzy niemieckich samochodόw dopilnują tego że dalej będzie obowiązywała strefa bezcłowa w Europie dla brytyjskich towarόw. Po czym minister finansόw, Philip Hammond, przypomina z kolei że w żadnym wypadku społeczeństwo brytyjskie nie będzie chciało ponosić strat finansowych wynikających z decyzji wyjścia z Unii a taki właśnie będzie efekt tych ograniczeń w imigracji ktόrych domaga się Davis. Pozatem Hammond zaznacza że na dobrej woli przemysłowcόw niemieckich nie można będzie polegać bo rząd niemiecki i sekretariat w Brukseli kierują się innymi priorytetami. Na to minister rolnictwa, pani Andrei Leadsom, określa wszelką krytykę decyzji o Brexicie jako zdradę państwa. W tej krainie absurdu pani May stara się doprowadzić dyskusję w swoim gabinecie do jakiegoś konkretnego rozwiązania, ale wciąż jezcze bezskutecznie. Ale zgadzają się że będzie potrzebny okres przejściowy między pełnym członkostwem a ostatecznym odejściem.
Lecz w kontowersyjnej sprawie pozostania Polakόw i innych obywateli unijnych wyczuwam że rząd jest zgodny co do samej zasady ale jeszcze uzależnia decyzję od reakcji negocjatorόw unijnych. Pani May poruszyła to dyskretnie na ostatnim szczycie unijnym jako wstępny krok poprzedzający głόwne negocjacje. Miała nadzieję że w tej sprawie negocjatorzy unijni pomogą jej i zaproponują zatwierdzenie praw Brytyjczykόw w krajach Unii Europejskiej. Zawiodła się.
Natomiast, jak można było wywnioskować z wypowiedzi pani Rudd, rząd posunął się już tak daleko że zastanawia się co do metody wykonania tej decyzji o prawie pobytu. Mer Londynu i Londyńska Izba Handlowa proponują specjalny dowόd londyński dla unijnych obywateli w stolicy.Tak samo niezdecydowani jeszcze są lobbyiści starający się uzyskać gwarancje pozostania dla obywateli EU. Sprawy posunęły się już tak daleko że organizacje naciskające na to uznanie stałego pobytu, jak 3Milion, czy New Europeans czy British Future, nie mόwią już tylko “kiedy?”, ale rόwnież “jak?”.
Są dwa głόwne warianty. Pierwszy, zapowiedziany ostatnio przez organizację British Future, uważa że wszyscy obywatele unijni tu obecni powinny uzyskać stały pobyt (“permanent residence”) z tymi samymi prawami w dziedzinie zdrowia, opieki społecznej i oświaty co obywatele brytyjscy. Istnieje obawa że przy obecnym tempie przyznania stałego pobytu zatwierdzenie wszystkim podlegającym pod to prawo przekroczyłoby 150 lat! British Future proponuje więc aby ci ktόrzy już tu przebywają przeszło 5 lat uzyskaliby to prawo automatycznie poprzez rejestr utrzymany przez samorządy lokalne, zaś ci ktόrzy przybyli w ostatnich 5 latach musieliby zwrόcić się do Home Office o załatwienie tej gwarancji. To prawo nie dotyczyłoby już tych co przyjadą tu po marcu 2017 kiedy rozpoczną się oficjalne negocjacje. Ten projekt popierany jest zarόwno przez poplecznikόw pozostania i wyjścia z Unii, przez posłόw ze wszystkich partii, przez Instytut Dyrektorόw i przez związki zawodowe.
Drugi wariant, wspierany przez tzw. Grupę 3Million, obawia się że system wprowadzenia stałego pobytu jest zanadto biurokratyczny i niesprawiedliwy. Wymaga utrzymania szerokiej dokumentacji dotyczacej kontraktόw pracy, pejslipόw, świadectwa podrόży, aktόw ślubu, świadectw szkolnych i dyplomowych a często podania (84 stronicowe) są odrzucone z najrόżniejszych trywialnych powodόw. Członkowie tej grupy uważają że rząd brytyjski powinien stworzyć nowy oddzielny status prawny dla obywateli unijnych tu przebywających niezależnie od tego jak długo tu są.
Osobiście jestem zwolennikiem połączenia obydwu koncepcji. Sympatyzuję z propozycją wprowadzenia nowego oddzielnego statusu, coś jakby na wzόr statusu obywateli irlandzkich czy maltańskich. Rząd brytyjski może, przy dobrej woli, wprowadzić to dość szybko bez oglądania się na państwa europejskie. Nowy status prawny powinien obejmować wszystkich obywateli unijnych, łącznie z ich rodzinami, ktόrzy tu przybyli legalnie przed datą referendum (23 czerwca 2016), ktόrzy nie przyjęli jeszcze obywatelstwa brytyjskiego, posiadają tzw. National Insurance number i ktόrzy nie są winni przestępstwa ani w tym kraju ani w kraju pochodzenia. Osoby te będą miały prawo rόwnoznaczne do obecnych praw obywateli unijnych, a więc rόwnież będą mogli mieć prawo głosu w wyborach lokalnych i ostatecznie prawo ubiegania się o obywatelstwo brytyjskie. Aby przyspieszyć i ułatwić procedurę administracyjną istniejące już dane o nich powinny zarejestrować samorządy lokalne wykorzystując rόwnież do tego wsparcie finansowe i przekaz uzupełniających informacji ze strony Home Office i departamentu od usług społecznych (DWP).
Uważam że czas aby przedstawiciele polonii też zabrali głos na ten temat w połączeniu z innymi grupami nacisku, na zasadzie ktόry wariant będzie mniej szkodliwy dla Polakόw. W międzyczasie powinni namawiać rodakόw do zgromadzenia materiałόw z ostatnich 5 paru lat zatwierdzających ich prawo do pozostania w Wielkiej Brytanii na okres stały. Bo strzeżonych Pan Bόg strzeże.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 23/12/2016
Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Monday, 19 December 2016
Wednesday, 7 December 2016
Ukryte Pokolenie
W ostatnim miesiącu zostałem wciągnięty w ciekawą dyskusję na temat roli drugiego polskiego pokolenia powojennego w Wielkiej Brytanii. Chodzi o tych polskich “baby boomers” urodzonych już w Wielkiej Brytanii, czy jeszcze na Bliskim Wschodzie, w pierwszych latach po wojnie. Ich rodzice pochodzili z emigracji żołnierskiej lub z uchodźcόw powojennych ktόrzy przeżyli Syberię lub obozy niemieckie. Oczywiście sam pochodzę z tego pokolenia. Urodzony byłem w rok po wojnie. Mama wywieziona bydlęcym wagonem ze Lwowa spędziła dwie zimy w trzaskającym mrozie wyciągając żywicę z drzew tajgi nie daleko jeziora Bajkał, ojciec odsiedział rok w obozie w Kozielsku. Obydwaj spotkali się pracując w ambasadzie polskiej w Kujbyszewie a potem spotkali się ponownie i pobrali w Londynie jeszcze w 1945 roku. Typowy życiorys tamtych nietypowych lat kiedy każdy Polak i każda Polka przeżywali niedole i tragedie niespόłmiernie bardziej dramatyczne niż mόgł by wyświetlić jakichś hollywoodzki film.
W porόwnaniu z nimi nasze dzieciństwa były anielsko beztroskie. Zyliśmy bezpiecznie w όwczesnej spokojnej Wielkiej Brytanii, pochłonięci szkołą angielską i polskimi tradycjami. Mieliśmy rajskie życie, mimo że na ogόł nasi rodzice nie byli majętni i dopiero powoli się dorabiali w tym obcym środowisku.
Otόz 28 października br. ukazał się artykuł Anny Dobieckiej w “Gońcu Polskim” pod tytułem “Kim Będą Nasze Dzieci”. Artykuł rozpatrywał decyzje dzisiejsze rodzicόw co do przyszłego wychowania swoich pociech. Czy mają pozostać w tradycyjnym polskim getcie? Czy mają się integrować w życie angielskie ale zachowując język polski w domu i polskie tradycje? Czy mają się asymilować w pełni i nawet w domu mόwić już tylko po angielsku? Autorka traktowała ten temat jakby był nowym zjawiskiem. Posługiwała się opiniami nie tylko samych rodzicόw ale rόwnież nauczycieli szkόł sobotnich i rόżnego rodzaju “specjalistόw”, w postaci psychologόw, psychoterapeutόw, autorόw podręcznikόw czy profesorόw na uniwersytetach w Polsce.
Autorka, choć wylicza sumiennie dylematy i opcje obecnych rodzicόw, ani razu nie zastanawiała się nad tym że w Wielkiej Brytanii wychowuje się dzieci polskie od 70 lat i że te dylematy nie są niczym nowym. W moim komentarzu do tego artykułu zwrόciłem uwagę że nie trzeba odkrywać tu nowych teorii. Od 70 lat istnieją parafie polskie i szkoły sobotnie, od 70 lat dzieci polskie chodzą do szkόł angielskich, uczą się biegle angielskiego a swoją wiedzę o Polsce uzupełniają w domu, w szkołach sobotnich, w harcerstwie, w klubach sportowych czy folklorystycznych. Był to okres jeszcze zimnej wojny. Przez pierwsze lata styczność naszego pokolenia z samą Polską była dość słaba ze względu na izolację starej emigracji od tzw. reżymu PRL, ale z czasem polskość wygrywała, młodzież sama już jeździła do Polski, często wbrew woli rodzicόw, i mogła wyrobić sobie własne zdanie na temat realiόw życia w Polsce.
Nasze pokolenie mόwiło, jak teraz, w domu po polsku, w szkole angielskiej po angielsku. Wśrόd naszej młodzieży powstawała podkultura anglo-polska wzbogacająca życie όwczesnej polonii. Ta młodzież integrowała się znakomicie w tkance życia społeczenego, kulturalnego i gospodarczego Wielkiej Brytanii. Co do dylematόw decyzyjnych najnowszych rodzicόw o ktόrych tu mowa powiem w skrόcie że najlepiej duchowo i materialnie z moich rόwieśnikόw wyszli ci co skorzystali z kultury i języka ojczystego rodzicόw a zarazem szkoły i uczelni brytyjskiej. Znaliśmy polskie tradycje świąteczne i (z grubsza) głόwny zarys historii Polski, nie zmienialiśmy nazwisk na język angielski a dzieci nasze z kolei wychowaliśmy w ten sam sposόb. Obecnie w szkołach sobotnich są już dzieci z trzeciego pokolenia starej emigracji powojennej. Natomiast najgorzej wypadaly te dzieci ktόrych rodzice zmieniali nazwiska i mόwili w domu z dziećmi wyłącznie po angielsku. Wόwczas dzieci mόwiły po angielsku ze złym akcenterm, języka polskiego nie poznawały, z rodziną w Polsce nie miały żadnego kontaktu a pόżniej, gdy dorośli, mieli poważne dylematy ze swoją tożsamością. Najbardziej udanym modelem była więc zawodowa integracja, ale bez kulturalnej asymilacji.
Z mojego doświadczenia wynika, że moimi obecnymi najserdeczniejszymi przyjaciόłmi są wciąż koledzy i koleżanki polskiego pochodzenia z mojego pokolenia. Mieliśmy i mamy wciąż życie bogate, dobrze się tu czujemy a jednak sprawami polskimi, a szczegόlnie nową polonią, wciąż się interesujemy. Wielu z nas brało udział w demonstracjach przez Ambasadą PRL w latach stanu wojennego, partycypowało w transformacji gospodarczej i ustrojowej Polski po roku 1990, prowadziło akcje o zniesienie wiz dla Polakόw, o przyłączenie Polski do NATO i UE (Poland Comes Home campaign) i ratowało parokrotnie polskie egzaminy na poziomie GCSE i A level. Ostatnio 40 naszych obywateli brytyjskich polskiego pochodzenia własnym kosztem pokryło opublikowanie 9 grudnia w organie parlamentranym “The House” otwartego listu domagającego się ustabilizowania statusu prawnego Polakόw ktόrzy tu przybyli w ostatnich latach.
Przypomniałem że w tej chwili z tych lat pozostaje pareset tysięcy osόb mόwiących gorzej czy lepiej po polsku, biegle po angielsku, i z dużym poczuciem tożsamości polskiej, ktόrych w ogόle autorka nie dostrzegła. Nawet skomentowałem że traktowano nas jako obcych dinozaurόw z epoki jurajskiej a nie jako odbitkę tego jak może będą wyglądać obecne pokolenia polskich dzieci po 50 latach pobytu w Anglii.
List mόj wywołał gorący odzew wśrόd moich rowieśnikόw wyrażających oburzenie że te nasze pokolenie jest niedostrzeżone. Wyraźnie byli wdzięczni że ten temat poruszyłem. Ale z kolei ten ich odzew też dał mi sporo do myślenia. To dlaczego jesteśmy niezauważeni? Dlaczego autorzy w Polsce i dziennikarze nowszych pism piszą dużo o Polakach w czasie wojny i o problematyce polskiej fali po-unijnej ale rzadko dostrzegają nas? Czemu jesteśmy tym “ukrytym” pokoleniem?
I uświadomiłem sobie dlaczego. Mimo naszych osiągnięć zawodowych w Wielkiej Brytanii i w świecie, mimo utrzymania tradycji polskich i wychowania naszych dzieci w tych samych tradycjach, pozostaje pytanie. Co nasze pokolenie osiągnęło nowego, swojego? Owszem w tej chwili jesteśmy menadżerami rόżnych instytucji i rόżnych organizacji: POSK, YMCA, PUNO, Penrhos, Instytut Sikorskiego, St. Johns Ambulance, Stowarzyszenia Przyjaciόł Polskich Weteranόw, Antokol, harcerstwo, parafie. Kierowaliśmy do ostatnich lat Polską Macierz Szkolną, Towarzystwo Pomocy Polakom i Związek Technikόw. Kierujemy te instytucje nawet, powiedziałbym, dość kompetentnie z dobrą znajomością praktyk I przepisόw brytyjskich. Konsolidujemy, unowocześniami, remontujemy, ale rzadko tworzymy od nowa. Były wyjątki. Takim liderem naszego pokolenia była śp. Ewa Brzeska ktόra prowadziła tzw. Polskie Pokolenie Powojenne, lecz za wcześniej odeszła. Powstawało parę instytucji charytatywnych jak Friends of Poland. Wyjątkiem jest też Polish Heritage Society odpowiedzialne za postawienie szeregu pomnikόw i tablic pamiątkowych, między innymi Polskich Sił Zbrojnych w Arboretum. Ale pozatem nie wiele
Nasze pokolenie naczęściej odziedziczało instytucje od poprzedniego pokolenia ktόre je zakładało. Szło to drogą, jak by to nazwać, “demokratycznej osmozy”. Czasem nawalaliśmy. Nasze pokolenie sprzedało przeszło 30 klubόw SPK porozsianych po całej Wielkiej Brytanii nie licząc się z tym że mogły z niego korzystać nowe pokolenia. Nie uratowaliśmy Dziennika Polskiego bo za mało z nas czytało lekturę polską. Nie mieliśmy własnego pisma, nie zakładaliśmy własnych organizacji. Rzadko o sobie pisaliśmy. “Bigos and Chips” Mike’a Oborskiego był już raczej wyjątkiem. Nie pisaliśmy też o naszych rodzicach; zostawialiśmy to historykom z Polski. Nie pozostawiliśmy po sobie żadnej trwałej literatury ani w języku polskim, ani angielskim. Tak że dorobek mieliśmy, ale nie taki aby pozostawić po sobie stałe ślady. Nie dostrzegają nas nowi przybysze bo się nie afiszujemy. Może jesteśmy za skromni.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 09.12.2016
Subscribe to:
Posts (Atom)