Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Wednesday, 7 December 2016
Ukryte Pokolenie
W ostatnim miesiącu zostałem wciągnięty w ciekawą dyskusję na temat roli drugiego polskiego pokolenia powojennego w Wielkiej Brytanii. Chodzi o tych polskich “baby boomers” urodzonych już w Wielkiej Brytanii, czy jeszcze na Bliskim Wschodzie, w pierwszych latach po wojnie. Ich rodzice pochodzili z emigracji żołnierskiej lub z uchodźcόw powojennych ktόrzy przeżyli Syberię lub obozy niemieckie. Oczywiście sam pochodzę z tego pokolenia. Urodzony byłem w rok po wojnie. Mama wywieziona bydlęcym wagonem ze Lwowa spędziła dwie zimy w trzaskającym mrozie wyciągając żywicę z drzew tajgi nie daleko jeziora Bajkał, ojciec odsiedział rok w obozie w Kozielsku. Obydwaj spotkali się pracując w ambasadzie polskiej w Kujbyszewie a potem spotkali się ponownie i pobrali w Londynie jeszcze w 1945 roku. Typowy życiorys tamtych nietypowych lat kiedy każdy Polak i każda Polka przeżywali niedole i tragedie niespόłmiernie bardziej dramatyczne niż mόgł by wyświetlić jakichś hollywoodzki film.
W porόwnaniu z nimi nasze dzieciństwa były anielsko beztroskie. Zyliśmy bezpiecznie w όwczesnej spokojnej Wielkiej Brytanii, pochłonięci szkołą angielską i polskimi tradycjami. Mieliśmy rajskie życie, mimo że na ogόł nasi rodzice nie byli majętni i dopiero powoli się dorabiali w tym obcym środowisku.
Otόz 28 października br. ukazał się artykuł Anny Dobieckiej w “Gońcu Polskim” pod tytułem “Kim Będą Nasze Dzieci”. Artykuł rozpatrywał decyzje dzisiejsze rodzicόw co do przyszłego wychowania swoich pociech. Czy mają pozostać w tradycyjnym polskim getcie? Czy mają się integrować w życie angielskie ale zachowując język polski w domu i polskie tradycje? Czy mają się asymilować w pełni i nawet w domu mόwić już tylko po angielsku? Autorka traktowała ten temat jakby był nowym zjawiskiem. Posługiwała się opiniami nie tylko samych rodzicόw ale rόwnież nauczycieli szkόł sobotnich i rόżnego rodzaju “specjalistόw”, w postaci psychologόw, psychoterapeutόw, autorόw podręcznikόw czy profesorόw na uniwersytetach w Polsce.
Autorka, choć wylicza sumiennie dylematy i opcje obecnych rodzicόw, ani razu nie zastanawiała się nad tym że w Wielkiej Brytanii wychowuje się dzieci polskie od 70 lat i że te dylematy nie są niczym nowym. W moim komentarzu do tego artykułu zwrόciłem uwagę że nie trzeba odkrywać tu nowych teorii. Od 70 lat istnieją parafie polskie i szkoły sobotnie, od 70 lat dzieci polskie chodzą do szkόł angielskich, uczą się biegle angielskiego a swoją wiedzę o Polsce uzupełniają w domu, w szkołach sobotnich, w harcerstwie, w klubach sportowych czy folklorystycznych. Był to okres jeszcze zimnej wojny. Przez pierwsze lata styczność naszego pokolenia z samą Polską była dość słaba ze względu na izolację starej emigracji od tzw. reżymu PRL, ale z czasem polskość wygrywała, młodzież sama już jeździła do Polski, często wbrew woli rodzicόw, i mogła wyrobić sobie własne zdanie na temat realiόw życia w Polsce.
Nasze pokolenie mόwiło, jak teraz, w domu po polsku, w szkole angielskiej po angielsku. Wśrόd naszej młodzieży powstawała podkultura anglo-polska wzbogacająca życie όwczesnej polonii. Ta młodzież integrowała się znakomicie w tkance życia społeczenego, kulturalnego i gospodarczego Wielkiej Brytanii. Co do dylematόw decyzyjnych najnowszych rodzicόw o ktόrych tu mowa powiem w skrόcie że najlepiej duchowo i materialnie z moich rόwieśnikόw wyszli ci co skorzystali z kultury i języka ojczystego rodzicόw a zarazem szkoły i uczelni brytyjskiej. Znaliśmy polskie tradycje świąteczne i (z grubsza) głόwny zarys historii Polski, nie zmienialiśmy nazwisk na język angielski a dzieci nasze z kolei wychowaliśmy w ten sam sposόb. Obecnie w szkołach sobotnich są już dzieci z trzeciego pokolenia starej emigracji powojennej. Natomiast najgorzej wypadaly te dzieci ktόrych rodzice zmieniali nazwiska i mόwili w domu z dziećmi wyłącznie po angielsku. Wόwczas dzieci mόwiły po angielsku ze złym akcenterm, języka polskiego nie poznawały, z rodziną w Polsce nie miały żadnego kontaktu a pόżniej, gdy dorośli, mieli poważne dylematy ze swoją tożsamością. Najbardziej udanym modelem była więc zawodowa integracja, ale bez kulturalnej asymilacji.
Z mojego doświadczenia wynika, że moimi obecnymi najserdeczniejszymi przyjaciόłmi są wciąż koledzy i koleżanki polskiego pochodzenia z mojego pokolenia. Mieliśmy i mamy wciąż życie bogate, dobrze się tu czujemy a jednak sprawami polskimi, a szczegόlnie nową polonią, wciąż się interesujemy. Wielu z nas brało udział w demonstracjach przez Ambasadą PRL w latach stanu wojennego, partycypowało w transformacji gospodarczej i ustrojowej Polski po roku 1990, prowadziło akcje o zniesienie wiz dla Polakόw, o przyłączenie Polski do NATO i UE (Poland Comes Home campaign) i ratowało parokrotnie polskie egzaminy na poziomie GCSE i A level. Ostatnio 40 naszych obywateli brytyjskich polskiego pochodzenia własnym kosztem pokryło opublikowanie 9 grudnia w organie parlamentranym “The House” otwartego listu domagającego się ustabilizowania statusu prawnego Polakόw ktόrzy tu przybyli w ostatnich latach.
Przypomniałem że w tej chwili z tych lat pozostaje pareset tysięcy osόb mόwiących gorzej czy lepiej po polsku, biegle po angielsku, i z dużym poczuciem tożsamości polskiej, ktόrych w ogόle autorka nie dostrzegła. Nawet skomentowałem że traktowano nas jako obcych dinozaurόw z epoki jurajskiej a nie jako odbitkę tego jak może będą wyglądać obecne pokolenia polskich dzieci po 50 latach pobytu w Anglii.
List mόj wywołał gorący odzew wśrόd moich rowieśnikόw wyrażających oburzenie że te nasze pokolenie jest niedostrzeżone. Wyraźnie byli wdzięczni że ten temat poruszyłem. Ale z kolei ten ich odzew też dał mi sporo do myślenia. To dlaczego jesteśmy niezauważeni? Dlaczego autorzy w Polsce i dziennikarze nowszych pism piszą dużo o Polakach w czasie wojny i o problematyce polskiej fali po-unijnej ale rzadko dostrzegają nas? Czemu jesteśmy tym “ukrytym” pokoleniem?
I uświadomiłem sobie dlaczego. Mimo naszych osiągnięć zawodowych w Wielkiej Brytanii i w świecie, mimo utrzymania tradycji polskich i wychowania naszych dzieci w tych samych tradycjach, pozostaje pytanie. Co nasze pokolenie osiągnęło nowego, swojego? Owszem w tej chwili jesteśmy menadżerami rόżnych instytucji i rόżnych organizacji: POSK, YMCA, PUNO, Penrhos, Instytut Sikorskiego, St. Johns Ambulance, Stowarzyszenia Przyjaciόł Polskich Weteranόw, Antokol, harcerstwo, parafie. Kierowaliśmy do ostatnich lat Polską Macierz Szkolną, Towarzystwo Pomocy Polakom i Związek Technikόw. Kierujemy te instytucje nawet, powiedziałbym, dość kompetentnie z dobrą znajomością praktyk I przepisόw brytyjskich. Konsolidujemy, unowocześniami, remontujemy, ale rzadko tworzymy od nowa. Były wyjątki. Takim liderem naszego pokolenia była śp. Ewa Brzeska ktόra prowadziła tzw. Polskie Pokolenie Powojenne, lecz za wcześniej odeszła. Powstawało parę instytucji charytatywnych jak Friends of Poland. Wyjątkiem jest też Polish Heritage Society odpowiedzialne za postawienie szeregu pomnikόw i tablic pamiątkowych, między innymi Polskich Sił Zbrojnych w Arboretum. Ale pozatem nie wiele
Nasze pokolenie naczęściej odziedziczało instytucje od poprzedniego pokolenia ktόre je zakładało. Szło to drogą, jak by to nazwać, “demokratycznej osmozy”. Czasem nawalaliśmy. Nasze pokolenie sprzedało przeszło 30 klubόw SPK porozsianych po całej Wielkiej Brytanii nie licząc się z tym że mogły z niego korzystać nowe pokolenia. Nie uratowaliśmy Dziennika Polskiego bo za mało z nas czytało lekturę polską. Nie mieliśmy własnego pisma, nie zakładaliśmy własnych organizacji. Rzadko o sobie pisaliśmy. “Bigos and Chips” Mike’a Oborskiego był już raczej wyjątkiem. Nie pisaliśmy też o naszych rodzicach; zostawialiśmy to historykom z Polski. Nie pozostawiliśmy po sobie żadnej trwałej literatury ani w języku polskim, ani angielskim. Tak że dorobek mieliśmy, ale nie taki aby pozostawić po sobie stałe ślady. Nie dostrzegają nas nowi przybysze bo się nie afiszujemy. Może jesteśmy za skromni.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 09.12.2016
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment