Wednesday, 20 November 2019

Licytacja Kłamców



Licytacja Kłamców

Przyglądałem się debatom w telewizji w ubiegły wtorek i piątek między liderami Torysów i Partii Pracy na kanałach ITV i BBC1 z rosnącym poczuciem zgrozy. Z jednej strony pajacowaty oportunista który prowadzi swój kraj do wyjścia z Europy z najgorszą z umów jaką można sobie wyobrazić. Z drugiej strony lewacki dogmatyk który nie chce przyznać się na którą stronę głosowałby w przyszłym referendum i z uległym stosunkiem do agresywnej polityki rosyjskiej. Nie jestem jedyny w tym kraju który woła “Każdy, tylko nie oni!”

Na ostatnim spotkaniu promocji mojej najnowszej książki określałem Brexit jako wulkan który wybuchł gdy sfrustrowane zubożałe warstwy społeczeństwa brytyjskiego miały możność dzięki referendum Camerona wykrztusić z siebie tą lawę szowinistycznych uprzedzeń która powoli rozlała się po wszystkich kątach Wielkiej Brytanii. Truła i paraliżowała wszelką działalność polityczną, gospodarczą i kulturalną. A Boris Johnson jest jak najbardziej wytworem ubocznym tej lawy.

Johnson zaczął swoją karierę dziennikarską w “Daily Telegraph’ie” kpiąc z każdego nowego regulaminu wywodzącego się z Komisji Europejskiej jako okaz biurokratycznej głupoty. W końcu został zwolniony za podanie kłamliwych informacji. Gdy premier Cameron wywołał to niefortunne referendum Johnson zastanawiał się czy opublikować artykuł za pozostaniem czy za wyjściem z Unii. W końcu wykalkulował że rola eurosceptyka da mu najwięcej korzyści w jego drodze do uzyskania premierostwa i wybrał cynicznie opcję wyjścia. Jego kampania pro-Brexitowska w czasie referendum oparta była na niesprawdzonych faktach i wierutnych kłamstawach. Jak pamiętamy, zapowiadał że wyjście z Unii uwolni £350 milionów tygodniowo na służbę zdrowia, wstrzyma przyjazd wielu milionów Turków i będzie łatwe do wynegocjowania z Europą bez ujemnych skutków dla gospodarki. Wszystko to borisowski bluff, brednie i bujanie. Najbardziej to było widoczne kiedy okazało się że niespodziewanie wygrał referendum. Wówczas premier Cameron zrezygnował a Johnson i jego zaszokowani wspólnicy nie byli w stanie zaproponować co będzie dalej. Odpowiedzialność zwalili na niefortunną Theresę May.

Potem Johnson służył w rządzie Theresy May jako najmniej udany minister spraw zagranicznych w historii ostatnich lat. Wiecznie podkopywał jej negocjacje, rezygnując w końcu z jej rządu i głosując przeciw umowie wyjścia uzgodnionej z Unią. Faktycznie sparaliżował działalność jej rządu a gdy podała się do dymisji objął premierostwo przy użyciu napuszonej propagandy pełnej obietnic że albo wynegocjuje nową umowę z Unią albo wyprowadzi kraj z Unii bez umowy. A to dokona, twierdził, najpóźniej 31 października. Zapewniał że załatwi Brexit przed tym terminem “na życie i na śmierć” bo inaczej “zdechnie w jakimś rowie”. Sprowokował tym sposobem parlament który uchwalił tekst listu (tzw. Ustawa Benna) domagający się przedłużenia terminu wyjścia. Wobec tego Johnson nie mógł dochować najważniejszą obietnicą którą powtarzał dzień w dzień. W końcu minął termin 31 października, Wielka Brytania dalej była członkiem Unii, ale Johnson ani “nie zdechł w rowie” ani nie zrezygnował z honorem.
Zawdzięczamy również Johnsonowi zahamowanie raportu parlamentarnej komisji d/s bepieczeństwa na temat inwigilacji i naruszeń na internecie przez hakerów rosyjskich w czasie ostatnich wyborów. Wykpił to jako konspiracja podobna do Trójkąta Bermudy.

Johnson głosił że Partia Pracy chce wydać za jednym zamachem przeszło 1,2 trilion funtów na wielorakie cele socjalne i na infrastrukturę mimo że Partia Pracy miała o dużo skromniejszy, choć dalej ambitny, plan wydatków w swoim programie wyborczym który został ogłoszony w ubiegły czwartek.

Johnson zapowiada że jego rząd będzie budował 20 (przedtem było 40) nowych szpitali, kiedy okazało się były tylko konkretne plany rozszerzenia zaledwie 6 istniejących szpitali. Zapowiedział 50tys. nowych pilęgniarek ale okazało się tych “nowych” brytyjskich pielęgniarek będzie 19,000. Oficjalny portal konserwatystów zakamuflował się jako rzekomo neutralny “fact-checker” w swojej stronniczej ocenie propozycji Corbyna. Jak magik wytrząsa złudne obiecanki z rękawa. Johnson dotąd twierdzi że na skutek jego nowej umowy z Unią towar z Połnocnej Irlandi będzie miał niekontrolowany dostęp do rynku zarówno brytyjskiego i unijnego i że nie będzie potrzeby na mury graniczne ani na granicy z Republiką Irlandzką, ani w portach Morza Irlandzkiego. Nie prawda. Towar pochodzący z Północnej Irlandii będzie musiał udowodnić przy kontroli celnej że na prawdę pochodzi z tego rejonu a nie został importowany skądinąd. Towar eksportowany do Połnocnej Irlandii będzie musiał zaświadczyć na tych rzekomo nieistniejących granicach że na prawdę zakończy w Północnej Irlandii a nie będzie przeszmuglowany dalej. A więc kontrola graniczna będzie potrzebna. Tym samym zdradził swoich sojuszników z partii DUP.

Ale już wyborca zaczyna dostrzegać na czym polegają te sztuczki. W czasie obydwu debat Johnson potwierdził że prawda powinna być ważnym elementem każdej kampanii wyborczej a publiczność po prostu wyśmiała tę uwagę. Dlatego Johnson ma duże problemy ze swoją wiarygodnością gdy stara się udowodnić że jakakolwiek przyszła umowa handlowa ze Stanami Zjednoczonymi nie otworzy firmom
amerykańskim dostęp do usług brytyjskiego NHS.

Corbyn reprezentuje inny rodzaj fałszu. U niego nasuwa się kłamstwo niedopowiedzenia, czy nawet milczenia. Przez przeszło 30 lat nie kamuflował swoich marksistowskich zapędów, czuł się dobrze w towarzystwie przedstawicieli organizacji oskarżonych o udział w aktach teroru, jak irlandzkie I.R.A. czy Hezbollah i Hamas na Bliskim Wschodzie. Był sympatykiem czy apologetą wszelkich ruchów
rewolucyjnych w Ameryce Łacińskiej, do tej pory sympatyzuje z marksistowskim rządem Wenezueli i był aktywnym członkiem szeregu organizacji pacyfistycznych jak CND których ostrze było skierowane na pierwszym miejscu przeciwko Stanom Zjednoczonym i NATO. Tkwił przez wiele lat na lewicowym skrzydle Partii Pracy, ledwo dostrzeżony przez media i władze partyjne i nikt na jego lewackie wybryki
nie zwracał specjalnie uwagi, mimo że przeszło 500 razy łamał dyscyplinę partyjną w parlamencie. Teraz trzyma to w tajemnicy.

dy po przegranych wyborach w roku 2015 nastąpiło trzęsienie ziemi wewnątrz Partii Pracy i jej oddolne szeregi zradykalizowały się, Corbyn znalazł się w sytuacji niespodziewanej jako lider oficjalnej opozycji do rządu. Otoczony jest wciąż marksistowskimi doradcami jak Seamus Milne czy Andrew Murray którzy przeprowadzają czystki w partii wypędzając elementy bardziej umiarkowane, a w tym wielu posłów pochodzenia źydowskiego gdyż ci kłócą się z głęboko zakorzenionych pro-arabskich any-izraelskich sympatiach ścisłego otoczenia Corbyna. Corbyn osobiście nie jest anty-semitą ale toleruje anty-semityzm u swoich fanatycznych wyznawców. To środowisko również tradycyjnie unika oficjalnej krytyki zagranicznej polityki rosyjskiej, podważa wiarygodność posiadania broni nuklearnej (Corbyn kiedyś zaproponował aby łodzie nuklearne płynęły dalej po świecie ale już bez głowic nuklearnych!) i sprzeciwia
się członkostwu Unii Europejskiej.

Ten ostatni element paraliżuje obecną politykę Partii Pracy wobec sprawy Brexitu, gdyż większość aktywistów partyjnych, nawet tych lewicowych, chce pozostać w Unii Europejskiej. Dlatego obecnie zakończono debatę wewnątrz Partii skomplikowanym kompromisem, nie zrozumiałym dla elektoratu, że przyszły rząd Corbyna wynegocjuje lepszą umowę z Unią w której uniknie się barier celnych, poczym
nową umowę podda się społeczeństwu do przyjęcia lub odrzucenia w nowym referendum. Jednak to stawia Corbyna w dziwnej sytuacji. Ma wynegocjować nową umowę ale czy przekona swoją partię aby ją poparła? Wyborcy pytają czy Corbyn sam będzie bronił nową umową w następnym referendum, czy nie? W końcu przyznał że będzie “neutralny” a członkowie partii mogą głosowac jak chcą. To stanowisko jest o tyle zrozumiałe że niemal jedna trzecia jego posłów reprezentuje tereny mocno za wyjściem, a dwie trzecie mocno za pozostaniem. Corbyn kamufluje tym samym swoje własne predyspozycje anty-unijne.

Program gospodarczy Corbyna jest wygórowany. Program Partii ogłoszony w ubiegły czwartek zapowiedział wydanie dodatkowych £130mld rocznie (£55mld zapożyczonych, £75mld z podatków) aby m.inn. ufundować Narodowy Bank Inwestycyjny, zbudować 100,000 mieszkań socjalnych rocznie, wprowadzić darmową opiekę dla emerytów, czterodniowy tydzień pracy w najbliższej dekadzie, znieść czesne dla studentów, znacjonalizować koleje, wodę, pocztę, firmy energetyczne i broadband. Trudno uwierzyć aby te radykalnie ambitne plany oparte były na racjonalnym obliczeniu kosztów. Potrzebowałyby o wiele większy dochód od szarego podatnika niż Corbyn chce przyznać.
A więc komu wierzyć? Przy takiej licytacji kłamstw i oszustw elektorat raczej ma większą wiarę w Johnsona jako sprawniejszego premiera ale wciąż ani jemu ani Corbynowi znaczna część wyborców nie wierzy. Woleliby aby obydwoje przegrali ale to jest niemożliwe. Dość już mieli rządów mniejszościowych przy ostatnich miesiącach parlamentarnego chaosu. Niestety lider liberałów Jo Swinson też nie budzi zaufania. Wynik pozostaje nie jasny bo elektorat jest politycznie, ale też geograficznie, rozproszony.

Osobiście wolałbym aby elektorat nie dopuścił Corbyna do Downing Street ze względu na bezpieczeństwo, ale umożliwił stworzenie koalicji posłow Labour, Liberałów, Szkotów i Zielonych którzy poddaliby obecną umowę Johnsona pod nowe referendum dające społeczeństwu szansę ostatecznego odrzucenia Brexitu. Ale jak wyborca indywidualny ma to dokonac. Cel jest ryzykowny, ale mniej
ryzykowny niż Brexit Johnsona czy raj znacjonalizowany Corbyna.

Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 29 listopad 2019

No comments:

Post a Comment