Człap, człap. 30 żółwich kroków w jedną stronę i 30 kroków spowrotem, szurając przed sobą balkonikiem, kapitan Tom Moore przemierzał stukrotnie szerokość swojego ogrodu. Celem był zdobycie £1000 w prywatnych dotacjach dla brytyjskiej służby zdrowia która wybawiła go tydzień wcześniej od zakaźnego wirusa. Jak wiemy z mediów wyczyn 99-letniego kombatanta ukoronowany został tryumfalnym uzyskaniem, nie tysiąca funtów, ale przeszło 27 milionów funtów na swój cel i zdobyciem pierwszego miejsca w liście brytyjskich przebojów stwarzając fasadę dla popularnej piosenki z musicalu Carousel, “When you walk through the storm”. Sukces starego bohatera był chyba najjaskrawszym przykładem pasma rozjaśniających wyczynów którymi BBC i inne środki masowego przekazu starały przekroczyć czarny horyzont błyskiem optymistycznego światła.
Podobnych przykładów było wielu w mediach brytyjskich. Influencerzy medialni stali się nowymi gwiazdami, jak na przykład 6 osobowa rodzina Marsh która zaśpiewała w dwa głosy unowoczesnioną wersję piosenki “One day” z musicalu “Les Miserables” w której odtwarzają wszelkie rodzinne bolączki i frustracje życia izolowanego.
Pocieszają nas ekstrawaganckie wyczyny, oryginalne formy gimnastyki przy użyciu rolek papieru toaletowego, nowe gry komputerowe wchłaniające przeszło 10 milionów nowych graczy w jednym tygodniu. Oddaleni od swoich bliskich fizycznie, przybliżamy się do siebie na ekranach naszych laptopów i smartfonów, wykorzystując nowe aplikacje internetowe jak Houseparty czy Zoom. W osiedlach mieszkaniowych poznajemy imiennie po raz pierwszy naszych sąsiadów poprzez WhatsApp, wymieniami się drobnymi usługami, kupnem żywności, poradami kuchennymi, oceną najnowszych ofert Netflixu, czy kawałami, mniej czy bardziej sprośnymi.
Udaje się wprowadzić wirtualne wersje życia codziennego aby zaspokoić potrzeby i obawy społeczeństwa. Media ofiarują alternatywne nabożeństwa. Na miejsce corocznej wystawy Chelsea Flower Show, uczestnicy mogą utrwalić swoje projekty ogrodnicze w podcastach. Zastępując londyński 26 milowy maraton który oryginalnie miał mieć miejsce 26 kwietnia, uczestnicy i sponsorzy ofiarują tzw “2.6 Challenge” aby zebrać przynajmniej te £4mld na różne cele charytatywne które korzystały co roku z maratonu. Organizacja Mass Participation Sports Organisers group (MSO), która to koordynuje, proponuje dla przykładu że sfrustrowani uczestnicy mogą pod okiem własnej kamery, biec lub chodzić 2,6 mil czy 2,6km, czy na okres 26 minut. Alternatywnie mogą wchodzić i schodzić własnymi schodami 26 razy, dżonglować przez 2,6 minut, biec w około ogrodu 26 razy lub gimnastykować się przez 26 minut.
Choć te same mury mieszkania nas otaczają tydzień w tydzień a następne wakacje są daleko daleko za horyzontem, to żyjemy co raz bardziej w świadomości że tworzymy tkankę dotychczas nieznanego nowego społeczeństwa. Nie widzimy w tym nowym świecie tej apokalipsy którą nam zapowiadały w obliczu klęski wirusowej fantazjujący powieściopisarze czy filmowcy. Wyczuwa się ład społeczny widząc zmniejszoną liczbę samochodów czy spokojny ogonek ludzi czekających cierpliwie z wózkami w dwumetrowych odstępach aby wejść do supermarketów. Nie grożą nam na co dzień zapowiedziane feralne gangi młodzieży czy z ochydzone zdemoralizowane zombie szerzące postrach i rozpowszechniające zarazę. Co prawda mamy regularnie na naszych ekranach prezydenta Trumpa, ale to jeszcze nie to samo. Nawet i on zrezygnował ze swoich codziennych konferencji prasowych.
Ale nie dla wszystkich życie jest tak różowe. Wiemy że w brytyjskich szpitalach zmarło już z powodu covid-19 przeszło 20 tysięcy osób walczących desperacko lecz daremnie o każdy oddech przekazany im przez wentylatora. Giną w męczarni, odosobnieni od swoich rodzin, otoczeni przez zmęczone pielęgniarki zakryte jak anioły śmierci w maskach i wizorach. Ale wiemy też że wiele tysięcy innych, jeszcze nie objętych statystykami, umiera w domach starości, czy osamotnionycch w swoich mieszkaniach. Już była mowa wśród dziennikarzy BBC że zgony poza szpitalami mogłoyby obejmować dodatkowe 3,000 ofiar na Wyspach. Organizacja Food Foundation oblicza że z powodu braku komunikowania się lub braku pieniędzy około 8 milionów mieszkańców Wielkiej Brytanii żyje z grożbą zagłodzenia przez nieregularnośc czy brak posiłków. Częściowo wynika to z rosnącej ilości bezrobotnych. Na ich cele powstają inicjatywy jak Felix Project aby dostarczać takim zagrożonym domostwom darmowe jedzenie. W samym Londynie ta akcja objęła już w paru dniach £3miliony. Te akcje wspierają inicjatywy rządowych programów jak National Shielding Helpline ofiarujący pomoc w dostarczeniu jedzenia i lekarstw najbardziej narażonym lub Covid-19 Adoption Support Fund ofiarujący porady i terapie na obawy stresu i schorzeń wynikających z narzuconej izolacji.
Inicjatywy te znajdują się również i w polskim społeczeństwie na terenie Wielkiej Brytanii. Powiernicy Towarzystwa Pomocy Polakom (TPP) postanowili sięgnąć do rezerw Towarzystwa i planują w przyszłym tygodniu uruchomić Fundusz Koronawirus o wysokości £50,000, by pomóc Polakom mieszkającym w Wielkiej Brytanii i których epidemia koronowirusa dotknęła finansowo w sposób wyjątkowy. Organizacje i osoby idywidualne będą mogły składać dotacje na ten Fundusz. Prezes TPP Janusz Sikora-Sikorski powiada “ Nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych odpowiedzi, szczególy będą ogłoszone w przyszłym trygodniu.
Organizacje jak Poles in Need na Ealingu pod kierownictwem Anny Janczuk, czy Polish Klan Association w dzielnicy Hounslow pod kierwonictwem Malwiny Kukaj, współpracują z lokalnymi samorządami, dostarczając naszym samotnym polskim emerytom ciepłe słowa pociechy i ciepłe posiłki często na 3 dni z góry. Wspierają organizacje jak St. Mungo przygotowując paczki dla bezdomych zawierających jedzenie, lekarstwa, czasopisma, książki. Pomagają w identyfikowaniu ofiar przemocy domowej. Tym ostatnim jest szczególnie trudno pomóc gdy w obecnym kryzysie kobiety zmuszone są żyć ze swoimi gwałtownymi partnerami dręczone dodatkowo choć niesłusznie obawą że wszelkie ich skargi mogą zakończyć się odebraniem im dzieci. Nasze organizacje rozdają ulotki i publikują na Facebooku czy w swoich portalach informacje dla osób ze słabą znajomością języka polskiego o ochronie przed wirusem, o szczegółach rządowych przepisów antykryzysowych i porady gdzie i jak mogą dostać wsparcie i pożywienie. Apelują wciąż o pomoc w dostarczeniu pokarmu i książek, uzyskując wsparcie od wielu polskich przedsiębiorstw, jak na przykład od sieci sklepów Mleczko które już przekazało około £13,000 dla zakupu jedzenia. Wśród reklamowanych jadalni z ciepłymi daniami na wynos dla pracowników służby zdrowia i osób potrzebujących na terenie Ealingu znajduje się też restauracja Polish Paradise w dzielnicy Hanwell.
East European Research Centre też ma pełne ręce roboty. Do niedawna miało biuro w POSKu, ale obecnie po zamknięciu budynku, załatwia sprawy swoich klientów telefonicznie. Masowe bezrobocie spowodowane zawieszeniem działalności wielu przedsiębiorstw nie oszczędziło Polaków. Dramatycznie wzrosła potrzeba na załatwienie zasiłku powszechnego Universal Credit dla wielu samotrudnionych i dla rodzin w potrzebie. Mają do czynienia też ze zestresowanymi samotnymi matkami, które, nie dość że są bez pracy i bez dochodu, ale jeszcze muszą pilnować naukę swoich dzieci. Dramatyczna sytuacja tak wielu Polaków pogorszona jeszcze jest tym że osoby które nie zdążyły załatwić sobie status osiedlenia (“settled status”) mają trudności w przekonywaniu urzędników że mają prawo do takich samych benefitów co Brytyjczycy którzy sracili swój dochód. EERC też prowadzi swój fundusz kryzysowy aby zainterweniować z pomocą materialną dla Polaków i innych wschodnioeuropejczyków w najbardziej drastycznych okolicznościach.
A Polki w Norwich masowo szyją maseczki, worki i uniformy dla lokalnych pracowników służby zdrowia. Inicjatywa powstała oryginalnie w polskim zakładzie krawieckim Krystyny Gałek. Lokalni Polacy złożyli się na kupno maszyn do szycia i odpowiedniego materiału, nawet uzyskując tu pomoc materialną z Konsulatu. Ale w Norfolk, jak i w Londynie, dramatyczny jest los Polaków którzy nagle stracili pracę, szczególnie ci którzy działali na kontraktach zerowych czy wychowywali dzieci. Dorota Darnell z organizacji Norfolk Plonia CiC nakręciła 3 odcinki filmowe w którym określała jak trzeba składać podania na zasiłki które było szeroko odbieranie lokalnie a które powinno być szerzej rozpowszechnione. Ale i tu pozostaje stały dylemat, a mianowicie jak pokryć koszta życia w tych 6 tygodniach w których się czeka na pierwszą wypłatę przyznanego już zasiłku. I tu trzeba pomagać rodakom w poważnym kłopocie zakupując im żywność, pieluchy i inne artkuły pierwszej potrzeby.
Indywidualni Polacy działający w służbie zdrowia czy opiece społecznej często muszą interweniować z ponadnormowym wysiłkiem gdy są wezwani jako tłumacze aby udzielić pomocy ztraumatyzowanym nieznającym języka rodakom w szpitalu, czy w ambulansie, czy w rozmowie z urzędnikiem biura świadczeń. Każda taka pomoc jest wyczerpująca, wymagająca zazwyczaj wielkiej cierpliwości i stanowczości, jak i szeregu godzin wolnego czasu, aby dopilnować to co danemu pacjentowi się należy. W jednym wypadku policja wezwała Polkę zatrudnioną w klinice aby dopatrzyła poranioną starszą panią po wypadku która nagle przestała oddychać. Okazało się że wcale nie zmarła ale trzymała dech bo nie chiała w żadnym wypadku odzywać się w nieznanym języku do policji.
Chwalimy i przyklaskujemy na każdym kroku pracowników NHS. Nasza Ambasada nawet przygotowała krótki filmik w którym brytyjskiej służbie zdrowia dziękowali Polacy. Słusznie. Ale szczególne podziękowania należą się naszym polskim bohaterskim wolontariuszom i pracownikom wszelkich służb medycznych i opiekuńczych którzy tu pomagają Polakom w potrzebie. Już jedna z nich, Joanna Klenczon, która była kierownikem działu sanitarnego w szpitalu w Northampton, zapłaciła za to poświęcenie swoim życiem 9 kwietnia. Apeluje też do tych barziej zasobnych polskich fundacji w Londynie aby w tym okresie byli gotowi wesprzec finansowo tę charytatywną działalność.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 1 maj 2020
Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Tuesday, 28 April 2020
Tuesday, 14 April 2020
Polska na Rozdrożu
W czasie największego powojennego kryzysu wywołanego pandemią coronavirusa Covid-19, Polska stoi na rozdrożu. Czy dołącza do państw zaliczających się jako nowoczesnych państw demokratycznych czy będzie raczej tym co Kabaret Moralnego Niepokoju nazywa “republiką bananową”?
Obecna pandemia staje się właściwie kryzysem cywilizacyjnym dla wszystkich ustrojów na świecie, zarówno autorytarnych jak i demokratycznych. Zagrożeniu życiu ludzkiemu wtoruje zagrożenie światowej gospodarce. Cóż z tego że będziemy mogli ostatecznie przeżyć pandemię gdy grozi nam wówczas bankructwo, bezrobocie a nawet głód? Każdy kraj podchodził do tego zagrożenia inną drogą, czasem odważną, wychodząc na przeciw zagrożeniu, a czasem spóźnioną nie w pełni przekonaną o słuszności tego działania. Te pierwsze kraje starały się przekonać swoje społeczeństwo o potrzebie jak najbardziej drastycznych środków społeczenrgo dystansu, a inne narzuciły paniczne środki osamotnienia po długim okresie bagatelizowania środków wykonanych w sąsiednich państwach.
Każdy kraj miał inny kryzys. Chiny jak wiemy kamuflowały efekty epidemii przez pierwse miesiące. Ale gdy raz podjęły decyzję systematycznej kwarantanny całej prowincji Hubei skutki dały po sobie poznać, choć dopiero po paru miesiącach. Z początku świat przyglądał się ze zgrozą jak rosła ilość ofiar w Chinach i Międzynarodowa Organizacja Zdrowia nie naciskała inne państwa aby zabezpieczyły się przed grożącą epidemię światową. Sąsiedzi Chin, jak Tajwan, Singapur, Południowa Korea szybko jednak spostrzegli groźbę. Wprowadzali raptowne testowanie a potem szli śladem poprzednich kontaktów tych wykrytych już ofiar aby odizolować ich również od społeczeństwa. Przy takiej szybkiej reakcji Tajwan, dla przykładu, zaznał mniej niż 400 zakażeń i zaledwie pięć śmiertelnych wypadków. Również taka forma kontroli była o dużo mniej szkodliwa gospodarczo niż zamykanie fabryk i samoizolacja całego społeczeństwa. Groteskowa natomiast była reakcja w Indiach gdzie rząd wprowadził za jednym zamachem nieprzemyślany zakaz poruszania się, zamknął fabryki i sieć kolei na 21 dni. Wobec tego około 600,000 bezrobotnych pracowników zaczęło masowo powracać pieszo z zarażonych miast do swoich domów na głuchej wsi roznosząc tym samym grożbę zarazy od miast na cały teren kraju. W Brazylii zaś prezydent Bolsanoro wciąż potępia przepisy antywirusowe w poszczególnych stanach jako akty histerii, ale jego kraj doświadczył już przeszło 1000 zgonów przez wirusa.
Europejskie kraje tymczasem nie przygotowały się i przyjmowały osoby uchodzące z Chin bez żadnej kontroli. Najpierw Włochy, a póżniej Francja, Hiszpania i inne państwa europejskie wprowadziły kontrole dopiero w marcu kiedy epidemia objęła już szerokie rzesze społeczeństwa. Mimo wprowadzenia zaostrzonych przepisów z początku w poszczególnych prowincjach, a potem na cały kraj, zaraza zemściła się za nieporadną spóżnioną reakcją i w każdym z tych krajów od 10 do 20 tysięcy zmarło już na chorobę i dopiero teraz wygląda na to że wzrost zarażeń ustabilizował się. Wielka Brytania jeszcze bardziej się spóżniła, nie tylko w wprowadzeniu zakazu poruszania się ale jeszcze bardziej w organizowaniu testownia. Na Wielkanoc ilość ofiar tu śmiertelnych też przekroczyła już 10 tysięcy i wciąż rośnie.
Trzeba przyznać że w tym układzie rząd polski zareagował nieco wcześniej niż np. Włochy, Francja czy Wielka Brytania w cyklu zarażenia. Polska, tak jak Dania, a o dzień wcześniej Czechy, zamknęła granice 15 marca gdy zarejestrowano 205 potwierdzonych zakażeń i zaledwie pięć zgonów. Już wcześniej , zamknięto szkoły, a niedługo potem obiekty sportowe, bary, restauracje; wprowadzono też ograniczenia w uczęszczaniu na mszach w kościołach. Niebawem przepisy zaostrzono i wprowadzono zakaz poruszania się poza domem dla celów rekreacyjnych i ograniczono ilość miejsc dozwolonej pracy. Tak jak w innych państwach pozamykano fabryki, muzea i galerie handlowe, ale również parki narodowe i cmentarze. 60% Polaków spodziewało się utraty pracy. Obecnie Polska zaznała 7049 zakarzeń, w tym 251 śmiertelnych. To wysoka i tragiczna cyfra ale nie tak ciężka jak w innych krajach sąsiednich. Wicepremier Sasin nawet zapowiada teraz pewne zelżenia w restrykcjach gospodarczych.
Choć społeczeństwo polskie, jak i w innych państwach sąsiednich, reagowało ze zrozumieniem na potrzebę wprowadzenia społecznego dystansu to jednak pewne przepisy zaczęły budzić niesmak. Zakaz spacerów przy rzekach czy wypadów do lasów przekształcono w ciężkie przestępstwa powodujące wysokie kary które w wielu rejonach policja nakładała z PRLowskim zapałem. Policja chwaliła się tym że np. w ostatnią niedzielę sprawdziła ponad 125 tys.osób na kwarantannie, a w ok. 285 przypadkach wymierzyła grzywny, czasem wynoszące przeszło 1000 złotych. Okazuje się że na Wielkanoc wystawiono 1004 mandaty za nie trzymanie się przepisów kwarantanny, a w 514 przypadkach skierowano wnioski do sądu. Osoby skierowane na kwarantannę zobowiązane są do przyjęcia aplikacji która monitoruje na internecie ich miejsce pobytu 24 godziny dziennie. Pracownicy Sanepidu i lekarze zajmujący się chorymi na koronawirusa dostali z Ministerstwa Zdrowia zakaz wypowiadania się w mediach. Nie wolno opowiadać o liczbie pacjentów czy brakach. Wyczuwa się że w kontraście do rządu brytyjskiego który darzy społeczeństwu dużą dozą zaufania w wykonaniu poleceń rządowych, tendecją poszczególnych, ale nie wszystkich, władz w Polsce, jest zastraszenie czy wykazanie nadgorliwości w uszanowaniu przepisów. W mediach socjalnych pojawiają się gorące apele doktorów i pielęgniarek o zaległościach w testach na wirus, braku ochronnych mask i wentylatorów. Te obawy nie trafiają do mediów panstwowych w których pokazywane są głównie konferencje prasowe ministrów zapowiadających postępy w zwalczaniu choroby.
Pod koniec marca, wzorem inych państw, Sejm uchawlił tzw. Tarczę Antykryzysową w której 212 miliardów złotych z budżetu państwa przeznaczono na wsparcie dla przedsiębiorców aby uniknąć masowego zwalniania pracowników, złagodzić spłacanie długów i zachować płynność finansową. Ten zastrzyk był konieczny. Niestety duża część nowo emitowanych funduszy sięgająca 70 miliardów złotych miała być rozpowszechniona według dość biurokratycznych przepisów poprzez banki a tylko 7 miliardów przekazano pomocy dla służby zdrowia. Co prawda Senat, pod kierownictwem partii opozycyjnych, proponował pakiet pomocy bardziej hojny i bezpośredni ale niemal wszystkie ich poprawki do oryginalnego pakietu rządowego odrzucono praktycznie bez żadnej dyskusji w jednym tylko głosowaniu.
Ale dwa paragrafy tej ustawy szczególnie zaskoczyły opozycję i dużą część społeczeństwa bo dotyczyły nie spraw ulg podatkowych czy działań gospodarczych, ale wprowadzały kluczowe zmiany w kodeksie wyborczym. W skrócie, wprowadzono znienacka koncepcję wyborów przeprowadzonych drogą korespondencyjną. Tą dramatyczną zmianę uzułpełniono wprowadzeniem systemu korespondencyjnego powszechnego, zaledwie 33 dni przed terminem wyborów. Oficjalnym uzasadnieniem była rzekoma konieczność poddania się wymogom przepisów anty-wirusowych. Ironia leży w tym że przez ostatnie lata rzecznicy PiSu właśnie potępiali głosowanie korespondencyjne jako łatwe do sfałszowania. Obóz rządzący tym samym odrzucał wszelką możliwość odkładania terminu wyborów na późniejszy termin gdzie wyborcom nie groziłaby już szalejąca epidemia. Panowała tu pewna obsesja czynników rządzących że nawet gdyby cały świat stanął przed śmiertelnym zagrożeniem, nawet gdyby to pociągnięcie potępiłaby nie tylko opozycja w kraju, ale i szeroka opinia światowa, to wybory muszą się odbyć a prezydent Duda musi ponownie objąć urząd aby służyć dalszej konsolidacji władzy partii rządzącej. Prezes Kaczyński, który jest tu wodzirejem, żyje w przeświadczieniu że 10 maja jego kandydat ma szansę wygrać, a w późniejszym terminie moźe już nie. Przykłady z zagranicy nie obchodzą go. Wybory samorządowe w Wielkiej Brytanii które miały odbyć się 7 maja odroczono; głosowanie demokratów w konwencji narodowej aby nominować swojego kandydata na prezydenta odłożono na późniejszy termin; nawet prezydent Putin odłożył referendum o zmianie konstytucji rosyjskiej. Tak wskazywał rozsądek i poczucie odpowiedzialności wobec własnych wyborców. Ale PiS ma inne priorytety. Wirus czy nie wirus, rząd musi zachować władzę aby kontynuować nieodwracalne zmiany ustrojowe.
Z początku padła propozycja aby prawo do głosowania korespondencyjnego przyznano tylko osobom przebywającym w kwarantannie, niepełnosprawnym, i wszystkim wyborcom powyżej 70 lat. Prawnicy wskazali że to stwarzałoby dyskriminację wiekową a pozostałych wyborców narażało na większą możliwość zarażenia koronawirusem. Stworzyło to nawet kryzys wewnątrz partii rządzącej a poza tym było pozbawione zupełnie najbardziej podstawowego poczucia odpowiedzialności za zdrowie obywateli. Ostatecznie, drogą kompromisu wewnątrzpartyjnego, postawiono na rozwiązanie maksymalne, a więc wszyscy w Polsce (ale nie zagranicą) mają prawo głosować korespondencyjnie a odpowiedzialność za logistykę wyborów spada, nie na lokalne komisje wyborcze stworzone przez samorządy, ale na pracowników Poczty Polskiej i wojsko. Natomiast, w wyniku przepisów antywirusowych na całym świecie, zakaz głosowania korespondencyjnego za granicą w praktyce oznacza że polonie zagraniczne po raz pierwszy nie będą brały udziału w wyborach prezydenckich.
Projekt jest, jak wiele innych poczynań rządowych, niezgodny z konstytucją. Istotne zmiany w prawie wyborczym mogą być czynione nie póżniej niż sześć miesięcy przed wyborami. Ponadto regulamin sejmowy wymaga aby wszelkie zmiany w kodeksie zaprezentowano przynajmniej 14 dni przed ostatecznym uchwaleniem. Sytuacja konstytucyjna w Polsce była już wystarczająco wybuchowa ze względu na konfliktowe kompetencje niezależnego Sądu Najwyższego, a opanowanych przez rząd instytucji jak Trybunał Konstytucyjny, Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego i Krajowa Rada Sądownictwa.
Sytuacja jest podbramkowa. Unia Europejska też reaguje. “Niepokoję się o wolne i uczciwe wybory i jakość głosowania, o legalność i konstytucyjność takich wyborów…. Głosowanie korespondencyjne to wielka zmiana i taka metoda będzie zastosowana po raz pierwszy, ludzie nie są przyzwyczajeni – mówiła Vera Jourova z Komisji Europejskiej w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Komisja jeszcze nie grozi sankcjami. A sankcje mogłyby tu mieć skutki gospodarcze, ale przede wszystkiem konstytucyjne. Państwa unijne mogłyby po prostu nie uszanować wyniku wyborów. Byłaby sytuacja porównowalna do Wenezueli gdzie rząd Maduro ma władzę “de facto”, ale w oczach większośći państw, nie “de iure”. Bojkot w Europie urzędu Prezydenta Polski byłby wyjątkowo dla Polski szkodliwy. W końcu Polska potrzebuje jednak sojuszników.
Sprawa terminu wyborów podważyła dotychczasową próbę zawieszenia broni w imieniu wspólnej walki przeciw wirusowi. Zawsze poważny i głęboko szanowany bezpartyjny Klub Jagielloński nazwał obecne igranie z terminem wyborów “gorzej niż psucie państwa -to polityczna bandyterka”. Apel Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, głównej kandydatki opozycji centrum, aby bojkotować wybory był już głosem rozpaczy. Lewica natomiast prze naprzód do wyborów. PiS liczy jednak na to że obecna popularność rządu w walce z koronawirusem podważy emocjonalne protesty wzgardonej opozycji. Ten konflikt odpowiada starej gwardii PiSowskiej, choć nie koniecznie jest na rękę premierowi Morawieckiemu starającemu się opanować groźbę zarazy. Jeśli doprowadzi to w przyszłości do ostrych zaburzeń społecznych to przy nowym ustawodawstwie powyborczym prezes Kaczyński jest przekonany że to pokona. W ostatnim tygodniu dał jaskrawe przykłady swojej pogardy dla opinii publicznej nie szanując przepisów antywirusowych własnego rządu. W rocznicę tragedii smoleńskiej, wraz z grupą tuzów rządowych, łącznie z premierem i marszałkiem Sejmu, wystąpił oficjalnie bez masek i środków zabezpieczenia na Placu Zwycięstwa, a potem, ponownie wbrew przepisom, zajechał ostentacyjnie na cmentarz aby złożyć kwiaty przy grobie swojej matki. Nie lepszy przykład daje prezydent Duda jeżdząc po kraju spotykając się z wyborcami, podając im gołą nieochronioną dłoń na przywitanie. Obecnie PiS wykorzystuje kryzys aby przeprowadzić przez kadłubowy Sejm kontrowersyjne ustawy o całkowitym zakazie aborcji i edukacji seksualnej w szkołach czy umożliwieniu polowań z udziałem dzieci.
Prezes Kaczyński jest przebiegłym graczem ze swoją romantyczną wizją czym Polska powinna być i do której chce ją zaprowadzić. Tak jak jego bohater Piłsudski, też uparty romantyk, gotów jest łamać wszelkie przepisy aby dotrzeć do celu. Jego tzw. pucz w sejmie 27 marca w sprawie Tarczy Antykryzysowej przypominał udany zamach Piłsudskiego i jego pułkowników w przeprowadzeniu konstytucji kwietniowej gdy pogardzana przez nich opozycja zbojkotowała obrady sejmowe. Możliwe też że prezes czeka na prawne rozwiązanie konfliktu przez orzeczenie Sądu Najwyższego o ważności wyborów po rychłej zmianie na końcu tego miesiąca na stanowisku Pierwszego Prezesa tego Sądu.
Jest też inna możliwość. Kaczyński może nawet odwołać te wybory w ostatniej chwili a potem obwinić za to opozycję. Ale nawet jeżeli zrobi to ostatnie to już podważył tym samym wierzytelność rządu u znacznej ilości społeczeństwa. To z kolei może podważyć zaufanie również do obecnych ciężkich zabiegów w walce z zakarzeniem, które tylko mogą być skuteczne, jeżeli większość społeczeństwa ma do władz zaufanie. A według ostatnich sondaży 77% społeczeństwa jest za odłożeniem terminu wyborów.
Dlatego obawiam się że przez swój upór prezes Kaczyński i jego najbliżsi “pułkownicy” mogą doprowadzić do katastrofy ustrojowej i żywiołowej. Mogłoby to oznaczać cywilizacyjne cofnięcie się Polski do szeregu krajów gdzie utrzymanie władzy, a nie dobro społeczeństwa, staje się głównym motorem wszelkiej działalności politycznej.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 17 kwiecień 2020
Subscribe to:
Posts (Atom)