Wednesday, 31 August 2022

Instytut a Studium

 

                                                     

Ile jest muzeów w Londynie? Według Wikipedii jest ich aż 144. Zalicza się do tej  listy również przynajmniej jedna polska placówka. Chodzi tu o Instytut Polski i Muzeum im gen. Sikorskiego, najczęściej znany po prostu jako Instytut Sikorskiego.

Lecz wśród nowoprzyjezdnych i zwiedzających Polaków w Londynie, mało kto o tej instytucji wie. Instytut znany jest głównie w świecie naukowym, i to z powodu swoich archiwów  wojskowych z okresu Drugiej Wojny Światowej. W okresie przed pandemią, przeszło 350 badaczy historycznych, Polaków, Brytyjczyków i innych, przybywało tu rocznie aby czerpać informacje z archiwów pod czujną opieką głównego archiwisty, dr Andrzeja Suchcica. Jest też bogata sekcja filmów która znajduje się już obecnie pod ochroną British Film Institute, ale jest poważnym źródłem dochodów dla Instytutu z powodu udostępnienia praw filmowych. Instytut jest również częstym miejscem pielgrzymki nie tylko dla historyków, lub członków rodzin wojskowych szukających informacji o swoich krewnych czy przodkach, ale również dla polskich dygnitarzy odwiedzających Wielką Brytanię. Przy okazji oprowadza się ich również po muzeum, które jest często dla nich rewelacją. Pamiętam jeszcze pierwszy przyjazd Lecha Wałęsy do Londynu w grudniu 1989, kiedy odwiedzanie muzeum i pozowanie na zdjęciu przy posągu misia Wojtka, było konieczną dla niego atrakcją przed spotkaniem się z panią premier Thatcher.

Muzeum i archiwa mieszczą się w pięknym zabytkowym gmachu, w zamożnej dzielnicy Kensington, wśród ambasad i instytutów naukowych, a naprzeciw rozległego Hyde Parku. Sam budynek zakupiony został w roku 1947 przez nowo utworzoną organizację charytatywną pod patronatem prezydenta Raczkiewicza, aby zachować wszelką dokumentację i pamiątki z walki Polaków na Zachodzie, i uniemożliwić przekazanie tych skarbów władzom komunistycznym w Polsce. Ta chęć zachowania wszelkich archiw i zabytków na terenie Wielkiej Brytanii pozostaje nadrzędnym celem obecnego zarządu powierników Instytutu do dziś.

Choć muzeum jest dostępny dla wszystkich i wstęp jest darmowy, zwiedzać go można jednak tylko na dwie godziny popołudniowe, od wtorku do piątku, i jeszcze w ciągu dnia w pierwszą (ale tylko pierwszą} sobotę każdego miesiąca. W tych ograniczonych godzinach dostępu proponuje się zadzwonić z góry i upewnić się że kurator czy jeden z oddanych wolontariuszy będzie mógł oprowadzić po wystawie. Wyobrażam że wynika to z powodów ostrożności i bezpieczeństwa, i nie krytykuje tego. Lecz nie daje to zachęcającego poczucia dostępności dla nieśmiałego przypadkowego gościa z ulicy.

Natomiast, jest co zobaczyć. Mundury generała Sikorskiego i jego córki w czasie katastrofy w Gibraltarze; sztandar polski który zawisł nad zdobytym klasztorem na Monte Cassino; obrazy Wojciecha Kossaka i szkice z frontu Mariana Walentynowicza; urny z ziemi słynnych bitew we Włoszech; szczątki zestrzelonego samolotu niemieckiego; historyczne zbroje; portrety królów; modele okrętów wojennych; niezliczone mundury, medale, monety, dyplomy; a pod sufitem każdej sali sztandary, sztandary i sztandary. Można dać się sfotografować siedząc przy biurku generała Sikorskiego czy generała Andersa. Zaskakująca jest duża gablota wynalazków, jak peryskop dla czołgów, czy „odkurzacz” anty-minowy, świadczący o zdolności do improwizacji polskich inżynierów wojskowych. Ofiarowany jest dostęp do zdjęć i filmów z czasów wojny i emigracji powojennej. Ekspozycje i wystawy znajdują sie na trzech kolejnych piętrach, dostępne tylko schodami, i dają poczucie bogatej, lecz nie unowocześnionej, kolekcji zabytków. Z punktu widzenia narracyjnego wydaje mi się że mogłyby sale być ustawione bardziej w kolejności historycznej, bo mimo pięknych zabytków przedrozbiorowych, szczególnie z lat napoleońskich, eksponaty leżą wmieszane z przedmiotami bardziej nowoczesnymi.  Jest tu mało okazji do prezentacji multimedialnej czy interaktywnej, jak dotykowe ekrany czy podcasty na zamówienie guzika. Ciekawym wyjątkiem jest jednak improwizowany system światełek wskazujący linię frontu i główne obiekty walki na wzgórzach Monte Cassino. Oby więcej tego, i śmielej.

Instytut obecnie posiada już bardziej nowoczesną i dostępną stronę internetową. Szczególnie cenna jest strona podająca instytucje, brytyjskie i inne, gdzie można uzyskać wstępne źródła informacji o swoich najbliższych czy o przodkach. Ale brakuje na przykład dostępu wirtualnego do bogatszych zabytków muzeum, które normalnie udostępniają nowocześniejsze londyńskie muzea dla osób zamieszkałych z dala od Londynu, czy dla szkół. Mam nadzieję że, przy ostatniej kwietniowej zmianie dyrekcji, i powołaniu nowych powierników, Instytut będzie mógł skoncentrować się nad unowocześnieniem swoich ekspozycji i otworzy wreszcie drzwi szerzej na bardziej dostępną wystawę, której odwiedzenie będzie traktowane jako atrakcyjną jednodniową wycieczkę dla polskich czy angielskich rodzin. Dyrektorzy mówią o braku wolontariuszy. Czy może udałoby się wzmocnić usługę oprowadzania etatami profesjonalnymi?

Myślę też że przy ostatnim przyjęciu nowych powierników władze Instytutu mogłyby wreszcie uniknąć jarzący się od szeregu lat niepotrzebny spór ze swoją siostrzaną siedzibą w Studium Polski Podziemnej na Ealingu. Właśnie czytałem w Tygodniu Polskim szczegóły przemówienia p. Eugenii Maresch, przewodniczącej komitetu Studium, w której wyrażała obawy wynikające z „rozbieżnej decyzji” Rady Studium w roku 1988, aby wykonać amalgamacji Studium z Instytutem Sikorskiego.

Studium specjalizuje sie w archiwach dotyczących przede wszystkim całokształtu polskiego państwa podziemnego pod niemiecką i sowiecką okupacją. Tworzy osobną kolekcję archiw oficjalnych i personalnych, równoległych w czasie, lecz niezależnych, wobec kolekcji w Instytucie. Po amalgamacji, budynek Studium wraz z archiwami stał się prawnie własnością i odpowiedzialnością Instytutu. Poprzednia rada powierników Studium stała się już tylko komitetem z ograniczoną władzą i bez statusu prawnego. Mimo tego Studium zatrudnia zawodowego archiwistę i wydaje własne publikacje, a Instytut pokrywa tylko koszty utrzymania domu. Pod energicznym kierownictwem śp. Krzysztofa Stolińskiego, oraz pani Eugenii, Studium rozwijał się dynamicznie, przy wspólpracy kilkunastu wolontariuszy o różnym wieku i doświadczeniu. W roku 2008 Studium wprowadziło, jeszcze przed Instytutem, modernizację archiwów, używając najnowszej technologii, tzw. digitilizacji. System ten jest kosztowny ale ułatwia dostęp dla badaczy i ratuje cenne informacje leżące dotychczas w swoich oryginalnych kruszących się papierowych zapiskach.

Studium chce się teraz przerzucić na działalność informacyjną i edukacyjną dla szerszego społeczeństwa, a szczególnie dla polskiej młodzieży i dla polskich szkół sobotnich. Organizuje seminaria i konferencje naukowe. Według obecnych członków Komitetu Studium, zarząd Instytutu nie zawsze doceniał tamte inicjatywy i nie pomagał w ich dofinansowaniu. Nastąpiły animozje. Powiedziano mi że jeden z dyrektorów Instytutu nawet chwalił się tym że „nigdy moja noga nie stanie w budynku Studium”, a dyrekcja Instytutu regularnie przez szereg lat nie odpisywała na listy.

Od paru lat Studium starał się przystąpić, poprzez krajowe Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, do programu „Wspieranie Archiwów, Bibliotek i Muzeów poza Krajem”. Chciał złożyć oddzielne podanie o dotację przeszło £200tys. do Ministerstwa. Niestety Instytut wówczas to zablokował. Wobec tego, komitet Studium zaproponował w zeszłym roku ponowną separację obu instytucji, łącznie nawet z podziałem majątku. Z początku nie było reakcji, ale po kilku miesiącach doszło do spotkania w której Instytut odrzucił pełną seperację. Studium przedstawił wtedy bardziej kompromisowe rozwiązanie, oparte na odzyskaniu osobowości prawnej dla Studium w ramach nowej konstytucji Instytutu, coś na zasadzie „jedno państwo, dwa systemy”. W międzyczasie Studium zarejestrował oddzielną organizację charytatywną,  aby być w stanie przyjmowania dotacji od innych organizacji charytatywnych.

W odpowiedzi Instytut przedstawił listę sześciu swoich własnych nominantów do objęcia kontroli nad Komitetem Studium, a zostawiając Studium tylko jednego własnego przedstawiciela w osobie pani Eugenii Maresch. Członkowie Komitetu Studium zaalarmowani zostali tą propozycją, i trwa obecnie okres wielkiego napięcia.

Myślę że ten spór jest nie tylko szkodliwy, ale iniepotrzebny. Wyczuwam że Instytut, który chwali się swoją niezależnością wobec władz krajowych, ma obawy że dotacja z Polski dla Studium mogłaby doprowadzić do ewentualnego uzależnienia własności zbiorów od instytucji poza brytyjskiej.  Jednak  nowi dyrektorzy Instytutu z którymi byłem w kontakcie doceniają dwutorową odrębność działania obu instytucji, która dobrze służy ich strukturze i powołaniu. Wyrażają chęć aby ostateczna umowa wyszła na korzyść obydwu instytucjom. Instytut Sikorskiego winien koncentrować się nad unowocześnieniem swojego muzeum i swoich własnych archiwów. A Studium powinien uzyskać ponownie osobowość prawną i możliwość dalszego dotlenienia swojego profesjonalnego systemu archiwizacji, i do rozwinięcia ambitnego programu informacyjnego i edukacyjnego. Obydwie instytucje są dla nas, i dla przyszłych pokoleń, za bardzo cenne, aby miały się miotać obecnie w niepotrzebnym konflikcie. 

 Wiktor Moszczyński     Tydzień Polski                                                    2 wrzesień 2022

 

 



No comments:

Post a Comment