Monday, 1 August 2022

Akolici Brexitu walczą o władzę

 


6 września Zjednoczone Królestwo uzyska nowego premiera, mianowanego przez Królową. Nie uzyska go w wyniku wyborów powszechnych, ale na wniosek ustępującego premiera. Dla Królowej będzie to 15a z kolei osoba pełniąca tą funkcję, poczynając od Churchilla. Natomiast dla Wielkiej Brytanii będzie to osoba narzucona przez ciasny elektorat składający się z zaledwie 140 tysięcu osób, posiadających członkostwo rządzącej konserwatywnej partii politycznej.

Ten osobliwy elektorat konserwatywny tworzy zaledwie 0,3% obecnego elektoratu brytyjskiego. Ponadto wcale nie odzwierciedla ani stanu majątkowego, ani aspiracji pozostałej części społeczeństwa. Na przykład, 58% ma powyżej 50 lat, 80% członków pochodzi z klasy średniej, niemal 70% posiada białą skórę, 64% mieszka w południowej Anglii, 76% głosowało za wyjściem z Wielkiej Brytanii. Tradycyjnie partia konserwatywna tworzyła szeroką pragmatyczną wielkobrytyjską koalicją prawicową, ale obecnie przemieniła się w narodową partią wyłącznie angielską. W normalnym państwie taki elektorat byłby zbyt wąski aby mieć prawo wyznaczenia nowego premiera i tworzenia nowego rządu.

Niestety, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii nie jest obecnie normalnym państwem. Istnieje co prawda „Królestwo”, pod berłem 95-letniej staruszki, ale słowo „Zjednoczone” jest jak najbardziej pod znakiem zapytania. Zagrożone jest nie tylko zjednoczenie Wielkiej Brytanii z Północną Irlandią, ale również między głownymi składnikami samej  rzekomo „Wielkiej” Brytanii, czyli Anglii, Szkocji, a nawet Walii. Te rosnące podziały stały się co raz bardziej realne w wyniku Brexitu, czyli decyzji społeczeństwa w referendum w roku 2016 opuszczenia Unii Europejskiej.

W czasie referendum, kraj był podzielony niemal na równo między tymi którzy chcieli pozostać („Remainers”), a tymi którzy chcieli odejść („Leavers”). Ci ostatni wygrali referendum minimalną przewagą głosów, ale przez przeszło trzy lata trwała walka polityczna nad kształtem Brexitu i ułożeniem przyszłych stosunków z Unią. Ostatecznie, po wykruszeniu innych opcji bardziej umiarkowanych, zwyciężyło rozwiązanie oparte na jak najbardziej jaskrawej interpretacji narodowej suwerenności, kosztem stabilności gospodarczej, politycznej i dyplomatycznej. Partia konserwatywna, pod nowym kierownictwem tryskającego energią Boris Johnsona, pozbyła się pozostałych sympatyków Unii, przejęła hasło Brexitu już jako „dzieło dokonane”, i uwieńczyła to zwycięstwem wyborczym nad słabym przeciwnikiem.

Niby konfliktu na ten temat teraz nie ma. Szef opozycji, Keir Starmer, uważa że decyzja Brexitu jest nieodwracalna przy obecnym pokoleniu, a wszelkie instytucje naukowe, czy przedsiębiorstwa, które oponowały Brexitowi, nie zwalczają tej decyzji, a po prostu starają się do niej dopasować, licząc na to że stosunki z Europą w końcu poprawią się.

Mimo tego, konserwatywna hierarchia rządowa, z Johnsonem na czele, robi wszystko aby konflikt o Brexicie trwał dalej, aby rana wewnętrzna wynikająca z Brexitu nie zagoiła się. Uważają że jeśli dotychczasowy Brexit nie jest wystarczająco doceniony to trzeba będzie go jeszcze bardziej eksploatować i pogłębić. Brexit widziany jest przez nich nie jako status quo, ale jako ideologiczna podstawa do utrzymania się przy władzy, i tym się kierują aby pokonać obecny kryzys w państwie. 

A Wielka Brytania rzeczywiście brnie w wielkim kryzysie gospodarczym. Posiada galopującą inflację, zahamowany wzrost w gospodarce, rozszerzoną rzeszę osób żyjących w granicach ubóstwa, groźby rosnącej ilości strajków, rozkład w służbie zdrowia i opiece społecznej, blokady ruchu na granicach, szalejący wciąż covid i niezałatwioną kwestię uregulowania nielegalnych uchodźców przybywających przez Kanał. Infrastruktura państwa kruszy się z dnia na dzień. Istnieje też rosnąca obawa że postępują katastrofalne zaburzenia klimatyczne. Do tego nadchodzi głębokie zaangażowanie w konflikcie gospodarczym i militarnym z Rosją, rosnące parcie Szkotów do niepodległości i walka z Unią Europejską o przyszłość tzw. Protokołu Północo-Irlandzkiego. Natomiast sama sprawa Brexitu jest obecnie dla społeczeństwa zupełnie obojętna. Konserwatyści zaczęli tracić kontrolę a zarazem poparcie w lokalnych wyborach i sondażach. Po osobistej kompromitacji moralnej Johnsona, poslówie konserwatywni wymusili jego rezygnację i otworzyli pole na wybór jego następcy, który efektowniej ma rozegrać te wyzwania.

Z początku, z szerokiej puli 10 kandydatów, w której wszyscy byli wyznawcami dogłębnego dokończenia dzieła Brexitu, posłowie konserwatywni wyznaczyli dwóch ostatecznych kandydatów, z których pozostali członkowie partii mają ostatecznie wybrać premiera. Były minister finansów Rishi Sunak uzyskał 137 głosów wśród posłów, a minister spraw zagranicznych Liz Truss 113 głosów. Lecz wobec wyżej wymienionych problemów ciasny elektorat członków partii konserwatywnej wymagał od tych kandydatów bardziej radykalne, a nawet konfliktowe, rozwiązania, niż wymagali posłowie.

Na czoło wysuwa się Liz Truss. Posiada obecnie 62% poparcia w sondażach członków partii, wobec tylko 38% dla Sunaka.  Wzmacnia poparcie wśród członków Partii Konserwatywnej, przez utrwalanie mitycznych „zdobyczy Brexitu” i przez ideologiczny powrót do wcześniejsej legendarnej przywódczyni Partii.  Naśladuje we wszystkim Margaret Thatcher, czyli jej ubiór, jej aforyzmy, jej postawę i sposób chodzenia. Pozuje, jak jej poprzedniczka, w czołgu, czy w futrzanej czapce na Kremlu. Dziennikarze pokpiwali z jej stałego akt hołdu dla pani Thatcher („Margaret Thatcher tribute act”), przeciwnicy przezywają ją „ludzkim granatem ręcznym”, i pytają kiedy wreszcie wystąpi z pod tego kamuflażu, jako niezależna osobowość. „Jestem taka jaką widzicie,” odpowiada. Oczywiście każdy widzi co innego. Zależy czy patrzy realnie, czy przez pryzmat Brexitu.

Bo nad wszystkim rozpościera się, jak ponury cień, mit Brexitu. Niby jest już dokonany i utrwalony przez Borisa Johnsona, ale faktycznie wciąż wymaga dogłębienia, przez, jak mówi Truss, „spalenie wszelkich niepotrzebnych ustaw europejskich”, przez dalszą deregulację, przez likwidację umowy opartej o Protokół Północno-Irlandzki, i przez zerwanie z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, co z kolei ma umożliwić zreformowanie obecnych praw człowieka, aby bardziej reprezentowały, nie prawa obywateli, ale interesy rządu.

Ani Liz Truss, ani Rishi Sunak, nie przyjmują do wiadomości że trudności z ruchem granicznym są wynikiem Brexitu. Jest to przykład zwycięstwa pobożnego życzenia nad prawdą empiryczną. A ostateczną kropkę nad „i” pozostaje, zgodnie z umową wyjściową, brak rozumnego rozwiązania najbardziej palącego problemu przyszłości Północnej Irlandii, która pozostaje zarazem w Zjednoczonym Królestwie, jak i w Unii Europejskiej. Tu premier Johnson podpisał umowę którą, albo nie zrozumiał, albo liczył się z tym że później wyprze się niej, nie przyjmując jej warunków kontroli ruchu towarów między Wielką Brytanią a Północną Irlandią. Oszustwo brytyjskie, czy ignorancja? Nie ważne. Ważne tylko że pod żadnym pozorem obecni kandydaci nie mogą przyznać się że decyzja ta była niesłuszna, czy szkodliwa dla brytyjskich interesów.

Kandydaci Liz Truss i Rishi Sunak są spadkobiercami tej mitomanii brexitowej. Muszą liczyć się też z prasą konserwatywną jak Daily Mail czy Daily Telegraph, która podgrzewa temperaturę w rozwinięciu efektów Brexitu. Kandydaci nie widzą ujemnych skutków Brexitu, nie boją się wywołać wojny celnej z Unią, chwalą się wciąż wyjątkowością swoich rzekomych sukcesów w zwalczaniu pandemii. Przekraczają normy przyzwoitości wobec uchodźców, grożąć wysłaniem ich bezpowrotnie do Rwandy, ignorując zarazem wszelkie międzynarodowe normy zachowania, których Wielka Brytania dotychczas była wzorem. W imieniu obrony Brexitu, rozgrzewają konflikty na tle obyczajowym z imigrantami, ze związkami zawodowymi, ze szkockimi narodowcami, z liberalnymi prawnikami i sędziami, z naukowcami, a przede wszystkim z Unią Europejską, która, w obecnym kryzysie agresji rosyjskiej i chińskiej, winna była być najbliższym sprzymierzeńcem Wielkiej Brytanii.

Liz Truss wygrywa ten wyścig, bo najbardziej bezwględnie trzyma się programu nieomylności i kontynuuje politykę mitomanii Boris Johnsona. Gotowa jest już od września zadłużyć budżet państwowy o dalsze £34mld przez natychmiastowe obniżenie podatków i powiększenie w budżecie obrony narodowej. W okresie niemal 10 procentowej inflacji i kurczącej się gospodarki, te propozycje są wyjątkowo szkodliwe, ale konserwatystom ofiarują optymizm i nadzieję.

Mankamentem jej przeciwnika, Rishi Sunaka, jest to że, mimo jego wiary w te same mity co Truss, stoi jeszcze jedną nogą w świecie realnym i tłumaczy że jej projekty pozbawione są wszelkiej logiki gospodarczej, zwiększają dług na następne pokolenia i podwyższą koszty kredytu hipotecznego. Torysi nie chcą tego słyszeć. Sunak pozostaje oskarżony przez prasę konserwatywną  jako „zdrajca” który „wbił nóż w plecy” uwielbionego przez nich premiera Johnsona. Bo mimo powszechnego potępienia społecznego, w oczach znacznej części Konserwatystów Johnson pozostaje nieskazitelnym bohaterem który przyniósł im zwycięstwo a teraz został zdradzony, jak kiedyś Margaret Thatcher, zdradzieckim puczem konserwatywnych ministrów i posłów. To jeszcze jeden mit.

Jak szerszy elektorat brytyjski  oceni zwycięstwo pani Truss i jej przyszłego gabinetu potencjalnych mitomanów? W tej chwili bardziej martwi się kosztem życia codziennego, rosnącym rozkładem w służbie zdrowia i obawą przed groźnymi zmianami klimatycznymi, a nie Brexitem. Debata o obniżeniu podatków, czy panika z powodu rosnącej ilości nielegalnych uchodźców, nie jest jeszcze dla niego priorytetem. Walka kandydatów toczy się więc w pewnej próżni. Według obecnych sondaży żaden z kandydatów nie wygra następne wybory w roku 2024. Ale to zależyć będzie od atrakcji laburzystowskiego przeciwnika, a Starmer, choć szanowany, nie daje żadnej wizji która mogłaby ponieść zmęczone społeczeństwo. Nadchodzi burzliwy okres strajków i dalsze przykłady rozkładającego się ładu społecznego, któremu pani Truss, po swoim prawdopodobnym zwycięstwie, będzie musiała jako premier stawić czoło. Prawdopodobnie pogłębi okres napięć społecznych i politycznych, nadbudowując te konflikty wewnętrzne z nieustającym konfliktem wojennym na Ukrainie. Nie wróży to dobrze najbliższej przyszłości Wielkiej Brytanii. 

Wiktor Moszczyński     5 sierpień 2022.

    

No comments:

Post a Comment