Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Tuesday, 26 July 2011
Kolorowy Swiat Naszych Pociech
Nauczyciel sprawdza listę obecności.
„Catsmeat!” wyczytuje.
„Present(czyli obceny)!” woła moj kolega Kaczmarek.
Złośliwy pedagog głaszcze swoją sutannę i odczytuje dalsze angielskie nazwiska. Dochodzi wreszcie do mojego.
„Mousehole”.
„Present”.
Znow parę nazwisk angielskich, poczym:
„Pidgeon?” (Odpowiada Pijanowski).
„Potty?” (Odpowiada Tadek Potworowski)
Poczym ksiądz parska jak koń „Prrrr”. A to kolej z nowu na mojego kolegę Stefana ze szlachetnym nazwiskiem Przedrzymirski!
Tak w latach 50-ych szanowano polskie nazwiska w londyńskiej szkole. Lecz nie wiele sobie z tego robiliśmy. Wiedzieliśmy że nasze nazwiska są trudne. Nawet byliśmy z tego nieco dumni. Ośmieszanie naszych nazwisk było na porządku dziennym. I co tu się dziwić. Byliśmy „inni”. Poza Irlandczykami byliśmy jedynymi cudzoziemcami w klasie. Nie było jeszcze dzieci o innym kolorze skory. A o pojęciu politycznej poprawności nikt jeszcze nie słyszał.
Dziś rodzice naszych pociech już nie muszą się martwić że nazwiska dzieci będą naumyślnie poprzekręcane przez dzisiejsze angielskie nauczycielki. Dziś już przeciętna szkoła w Londynie będzie miała zaledwie 20% dzieci z anglosaskim imieniem czy nazwiskiem. Dzieci polskie uczęszczają w klasie z dziećmi o rożnej narodowości. Szybciej nasza Jolusia będzile dzieliła ławkę z Mohammedem, czy Ayishą, czy Shami, niż z Williamem czy Mary. A dla naszych dzieci taka rożnorodność imion wydaje się jak najbardziej normalna. Nasze dzieci już nie są „inne” tak jak myśmy byli „inni”. Właściwie teraz lwia część dzieci w szkole londyńskiej jest „inna”. Wszyscy zapoznawają się z zupełnie obcymi kulturami, uczą się o hinduizmie i naukach islamu, i obchodzą święta Diwali i Eid tak jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc.
Skorzystałem parę lat temu z zaproszenia dyrektorki właśnie takiej szkoły w ealingowskiej pod-dzielnicy Greenford. Miałem opowiedzieć dzieciom tej szkoły o polskim święcie – o Trzecim Maju. Stanąłem przed 350 dziećmi w wieku od 5iu lat 10iu o najróżniejszych pochodzeniach – a więc somalijskie, irlandzkie, jamajskie, tamile, włoskie, filipińskie, litewskie, nigeryjskie, polskie.... no i, tu i tam, angielskie. Po typowym przekręceniu mojego nazwiska przez wprowadzającą mnie dyrektorkę – zacząłem od nauczania dzieci odpowiedniej wymowy mojego nazwiska. Powiedziałem im że mają oddzielić pierwszą część, czyli Mosz, od koncowki – czyński. Mało tego. Kazałem im kichnąć w momencie kiedy powtarzały drugą część nazwiska. I wyobrażcie sobie że 350 rozbawionych dzieci, pochodzących z szerszego wachlarza narodow niż znalazłoby się w Sali obrad ONZ, jak jeden mąż, powtorzyło bezbłędnie moje nazwisko. To dla nich bagatela.
Opisałem im bajkę o dobrym królu Stasiu i o niegrzecznej cesarzowej Katarzynie, o znaczeniu „liberum veto” (czyli, tłumaczyłem „nie podoba mi się proponowana zabawa, a więc zabieram piłkę a wy idźcie do domu”), opisałem że była to pierwsza konstytucja w Europie, wspomniałem jeszcze o żubrach, Koperniku, Chopinie, Holokauście i o Papieżu. Zapytała mnie krytyczna mała Polka, „Czy Pan jest Anglikiem czy Polakiem?” Na co odpowiedziałem że jestem polskim londyńczykiem. Po czym już w korytarzu jeden młody Polak przedstawił siebie i swego najbliższego przyjaciela – Somalijczyka. I jaki był dumny że mogł mi go przedstawić. Przecież w Polsce takiego fajnego przyjaciela by nie miał.
Dane statystyczne są nieubłagalne. Od roku 2006 rodzi sie przeszło 5000 polskich dzieci rocznie w Wielkiej Brytanii. W Ealing Hospital spośrod 3289 nowonarodzonych dzieci w roku 2010, 537 dzieci miało hinduskich rodzicow a 389 pochodziło z rodzin z Polski. Byliśmy na drugim miejscu. Jest obecnie 130,000 polskich dzieci poniżej lat 14-u w tym kraju (nie licząc tych z drugiego czy trzeciego pokolenia) a w samym Londynie uczy sie 16,500 polskojęzycznych dzieci . Jest to wielka armia dzieci. Jest to przyszłe pokolenie polskie tworzące permanentną znaczącą polską grupę etniczną w tym kraju i to niezależnie od tego czy W Brytania pozostanie w przyszłości w Unii.
A jak je przygotowujemy do objęcia tej roli? Czy będą poruszać się swobodnie po brytyjskim świecie z odpowiednią znajomością języka tubylców? Normalnie, tak. O ile nie damy się zwabić szkodliwym projektom polskich szkół dziennych czy internatów. I o ile rodzice będą interesować się ich postępem w szkole, rozmawiać z nauczycielami, dopilnowywać zadania szkolne, zapewniać dodtęp do angielskich książek do czytania i szanować nawyki angielskie ze szkoły (te dobre, oczywiście, jak np. szacunek dla innych kultur i ras, współudział w wycieczkach po Anglii, nie tolerowanie ściągawek). Liczę przedewszystkien na polskie matki.
Ale od rodziców będzie też zależeć aby dzieci odnosiły się bez kompleksów do polskiej kultury, polskiego języka, do babci z Polski. W domu winny mówić po polsku z rodzicami ale tak naturalnie, bez przymusu. Powtórzenie słów „Mów po polsku,” to ma być zachęta i przypomnienie, a nie nakaz wcierany pasem. A więc przy angielskich czytankach i angielskiej telewizji, mają zaistnieć bajki polskie, polskie msze i dostęp do polskich kolonii, szkół sobotnich, klubów sportowych, harcerstwa. Uzależnione to będzie rownieź od poziomu nauczania w tych szkołach i atrakcyjnśoci polskich klubów młodzieżowych. Jest wielkie wyzwanie wobec polskich organizacji aby te dzieci pozostały pogodzone a nawet dumne ze swojej polskiej tożsamości. Wyjdą z tego naturalne, nawet zabawne, dziwolągi słowne, jak „Go check co jest w kuchni”, „Peeluj te potatoes”, „Idziemy na szopink”, „Słuchamy niusów”, które słyszy się bezustannie dziś na ulicy i w autobusie. Lecz te same zwroty można było usłyszeć wśród naszego młodego pokolenia w latach 60-ych. Nic tu nowego.
Oczywiście to nie jedyne słowa polskie które słyszymy na ulicach Londynu. Znamy i inne. Niestety. I tu właśnie mam optymistyczne podejście. Wyczuwam że z czasem, w ciągu następnych dwudziestu lat, będziemy ślyszeć te niechlujne słowa co raz rzadziej, bo nie wyobrażam że nawet najbardziej schamieni rodzice, a szczególnie matki, będa te słowa tolerować u swoich dzieci. Zakładanie rodziny zmienia wszystko. Polacy żyjący dotychczas w izolacji od środowiska brytyjskie, od polskich klubów, nagle zastanawiają się nad przyszłością swoich pociech.Czy pozostaniemy w Anglii? Jak moje dziecko ma się czuć dobrze w Anglii? Czy moje dziecko będzie chciało jechać do Polski w lecie odwiedzić rodzinę? I wspierać polską drużynę footballu? Jaką kulturę nasze dziecko wyniesie z naszego domu? I wtedy zaczynamy ograniczać nasze gorsze wady narodowe a uwypuklać te lepsze. Po prostu rodzice nie będą chcieli się ośmieszać wobec własnych dzieci i ich kolegów i koleżanek. Nie będzie już tych „czapati” i innych gorszych wyrażeń. Bo dla naszych dzieci będą to słowa prymitywne i niepoprawne. To nie będzie „cool”.
Choć ulicznego polskiego chamstwa nigdy nie pozbędziemy się w całości, lecz przyszłe pokolenia polskie będą miały bardziej pozytywny wkład w przyszłość społeczeństwa brytyjskiego. Ale od obecnych młodych rodziców i od obecnych polskich i polonijnych organizacji będzie zależało do jakiego stopnia te nadzieje pokładane w te przyszłe polskie pokolenia nie będą zmarnowane.
Dziennik Polski Londyn 29/07/2011
Thursday, 14 July 2011
Iluzje Polskiej Prezydencji
Irlandzki wiesniak, zapytany przez podroznych Anglikow, jak najlepiej dotrzec do pewnego miasteczka, powiedzial “gdybym ja chcial tam dotrzec to zaczynalbym podroz zupelnie z innego miejsca.”
Nad ta wypowiedzia powinni sie zastanowic euroentuzjastyczni decydenci ktorzy w imieniu Polski obejmuja tzw. “prezydenture” Europy. Chca koniecznie porwac Europe w swoim ulanskim zapale i wprowadzic w tym gleboko podzielonym kontynencie poczucie europejskiej solidarnosci. Chca aby europejczycy mogli wspolnie zazegnywac kryzysy finansowe i demograficzne wewnatrz Europy i promowac demokracje poza Europa.
“Polska przejela wladze w Europie” wrzesczy naglowek w “Super Expressie”. To jest gruba przesada. “Wladza” w Polsce jest nieuchwytna rozwodniona. Najwazniejsze decyzje w Unii podejmuje wciaz “duza dwojka”, czyli prezydent Francji i kanclerz niemiecki, a od czasu do czasu cos moga uwojowac sobie premierzy Wilekiej Brytanii i Wloch. Inne mniejsze panstwa moga swoja upierdliwoscia czasem cos osiagniac dla siebie, ale glownie ich sukces uzalezniony jest od ich wspolpracy z innymi panstwami, a szczegolnie z “duza dwojka” i z komisarzami. Oczywiscie gdy “duza dwojka” jest sklocona, tak jak obecnie, mniejsze panstwa maja lepsza okazje do przeprowadzenia swoich celow.
Od czasu do czasu takie panstwo jak Polska w koncu (szoste najwieksze w Unii) moze jeszcze pojsc dalej i zawetowac np. zaproponowana podwyzke w ograniczeniu emisji dwutlenku wegla ale nie przysparza im to przyjaciol. Wrecz na odwrot. Inne kraje beda Polsce to wypominac w najblizszych miesiacach.
Ale co z tym przewodnictwem? Jeszcze do niedawna panstwa obejmujace polroczne przewodnictwo mialy pewne pole do podejmowania inicjatyw dyplomatycznych. Lecz od zeszlego roku wybrano juz permanentnego przewodniczacego (Herman van Rompuy) i permanentnego przedstawiciela Europy w sprawach zagranicznych (Lady Ashton). Nawet nasz ambitny minister Sikorski musial przyznac ze w sprawach miedzynarodowych moze najwyzej akompaniowac Lady Ashton w jej czynnosciach. Wystepowac spotkaniach w imieniu Europy moze tylko na jej prosbe. Rowniez a na europejskich szczytach, nawet tych organizowanych w tym okresie w Polsce, gospodarzem bedzie pan van Rompuy. Na zebraniu plenarnym ministrow finansow w tym tygodniu pod przewodnictwem naszego ministra Rostowskiego slowa “euro” i “Grecja” nie lezaly na agendzie. W tych dziedzinach decyduje Eurogrupa do ktorej Polska nie nalezy. A wiec gdzie tu ta “wladza”?.
Juz od paru lat polskie instytucje przygotowywaly sie do tych 6 miesiecy “prezydentury” tak jakby rzeczywiscie mieli w tym okresie zarzadzac Europa. Pamietam jak 3 lata temu znany polski bankowiec pytal mnie jaka role ja widze dla Polski w tym historycznym momencie. Baknalem cos na temat promowania praw czlowieka i wolnosci sumienia. Wynikalo to z unikalnego doswiadczenia pokojowej rewolucji solidarnosciowej ktora byla wspanialym wzorem do nasladowania przez inne kraje walczace o zasadnicze wolnosci, np w Egipcie, Birmie czy Bialorusi.
Ale rzad Polski ma o wiele ambitniejsze plany na to polskie polrocze w Unii. Zadal sobie trzy cele: 1/ “Integracja europejska jako zrodlo wzrostu”, 2/ “Bezpieczna Europa” i 3/ “Europa korzystajaca na otwartosci”. I rusza do ataku na wszystkich trzech frontach.
Atak pierwszy. Wzrost gospodarczy jest obecnie tylko marzeniem dla wiekszosci panstw Europy w obliczu niedawnego kryzysu bankowego i obecnego borykania sie dlugami panstw srodziemnomorskich. Lecz dla polskiego rzadu “wzrost” nie jest sprawa nadziei, lecz wiary. Z duzym przekonaniem takie asy gospodarczaego realpolitik, jak minister Rostowski, czy komisarz Lewandowski kierujacy budzetem Unii lub byly premier Bielecki zapewniaja ze ten wzrost jest osiagalny. Na pierwszym planie licza na zwiekszenie budzetu Europy o cale 5% aby rozruszyc nieco rynek, szczegolnie rolniczy. Trzeba jednak bedzie sie z tym liczyc ze rzady brytyjskie I niemieckie beda zwalczac ten project I sprawa moze sie przeciagnac przez rok.
Pozatem Polska lansuje koncepcje odpowiedzialnosci wszystkich czlonkow Unii za pokrycie dlugow Grecji i innych panstw zadluzonych. Pozyczki dla tych krajow powinny klasc nacisk na wzrost gospodarczy a nie na dalsze ograniczenia uslug I zaciskanie pasow. Za wszelka cene strefa euro ma byc utrzymana a nawet winna rozserzac sie. Ale co raz czesciej rozsadni ekonomisci uwazaja ze Grecja nigdy nie bedzie w stanie splacic dlugi bez dewaluacji a to moze nastapic gdy odejdzie od euro. Obecne prognozy ze gospodarka wloska (trzecia najwieksza w Eurolandzie) jest na skraju bankructwa zupelnie podwaza optymistyczna analize gospodarcza polskiego rzadu. Ale Tusk nie trabi odwrotu i pcha swoich asow do przebudzenia spiacej Europy aby zarazic swoim europejskim optymizmem kuluary decydentow gospodarczych.
Atak drugi. Bezpieczenstwo i samowystarczalnosc Europy. Polacy wolaja o samodzielnosc energetyczna i zywnosciowa Europy. Wolac moga, ale obawiam sie ze bezskutecznie. Europa jest tu wyjatkowo podzielona, szczegolnie przy uzaleznieniu Europy od ropy z Rosji i Bliskiego Wschodu, i konfrontacji francusko-niemieckiej wokol elektrowni nuklearnych ktore w Niemczech polikwidowano. Polska polityka energetyczna, oparta o wegiel emitujacy toksyczny dwutlenek, a w przyszlosci o metan, wydaje sie zbyt archaiczna w oczach zachodniej Europy. Jak ma Polska reprezentowac Unie na szczycie klimatycznym w Durbanie i bronic ekologiczne cele Europy kiedy nie jest jasne do jakiego stopnia sama w nie wierzy? Zas jak ma Polska lansowac blizsza europejska wspolprace militarna gdy sama unika udzialu w konflikcie libijskim.
Trzeci atak, bardziej juz zgodny z moimi pogladami, oparty jest na rozszerzeniu wplywow demokracji europejskiej na Wschod. Zaklada nowa Fundacje Miedzynarodowej Solidarnosci. Uwazam ze ten atak ma najwieksze szanse powodzenia. Polska jest autentycznym rzecznikiem europejskiego ostpolitik. Partnerstwo Wschodnie lansowane przez Polske ma przyblizyc panstwa jak Ukraina, Moldawia, Serbia do blizszej wspolpracy z Unia, i potencjalnie do ewentualngo czlonkostwa Unii. Obnizenie barier celnych z tymi krajami ma towarzyszyc wprowadzeniem ruchu bezwizowego i promowania europejskich wartosci demokratycznych i wolnorynkowych. Jest to ambitny projekt ale tez bedzie napotykal powazne zastrzezenia gdy wprowadza sie znow restrykcje i graniczne dla nie-europejczykow miedzy Francja I Wlochami, i miedzy Dania a Niemcami.
Polska angazuje sie az po pachy w prezydencje. Traktuje to jako unikalna okazje do promowania Polski. Europe witaly koncerty i fajerwerki w Warszawie; i huczne przyjecie w muzeum Victoria & Albert organizowane przez ambasade londynska. Polska angazuje 1200 urzednikow z administracji panstwowej do koordynowania inicjatyw I konferencji europejskich i przeznacza na ten cel 430 mln zlotych. Miasta polskie konkuruja o moznosc organizowania u siebie mini-szczytow dla europejskich organizacji. Gdy inne panstwa pelniace obowiazki prezydencji staraja sie raczej o niski profil i marza tylko o tym aby uniknac dramatycznych konfliktow, Polska zachlystuje sie rola ktora moze tu spelnic.
Obawiam sie ze obecny post-recesyjny pesymizm w Europe dziala jak magma dlawiaca wszelkie odwazne decyzje na temat przyszlosci europejskiej integracji. Spoleczenstwa mysle o interesie panstwowym, a nie o intergracji. Rosna sily w poszczegolnych panstwach grozace szerszym rozlamem w Europie. Polityka wspolnej waluty i wolnego poruszania sie miedzy panstwami jest pod ostrym znakiem zapytania. Grecja to europejskie Termopile finansowe. A Polska w swojej prezydencji, szykuje nowa odsiecz; chce ozywic idealy europejskie i rozruszyc gospodarke a janczary pesymizmu i ksenofobii odrzucic od bram europejskiej cywilizacji.
Czy im to sie uda? Sceptycy mowia ze nie ma szans, ze to donkiszoteria. Ale ja stawiam na konia polskiego. Daj im Boze zdrowie. Bo jak Polakom nie uda sie wskrzesic europejskiego rozwiazania obecnego kryzysu, to tym szybciej Europa sie zdezintegruje. To bylaby katastrofa zarowno dla Polski jak i calej Europy.
Dziennik Polski - 15 lipca 2011
Jak Zyc Szczesliwie w Innym Kraju
Autor ksiazki Andrzej Olkiewicz (z prawej) Elzbieta Ingvarsson i ja w Sztokholmie
Jest to pytanie numer jeden dla kazdego Polaka zyjacego za granica. Przynajmniej podswiadomie.
Z tym zagadnieniem musieli uporac sie powstancy listopadowi, chlopi wyjezdzajacy za chlebem do Ameryki w XIXw.i niezlomni uchodzcy ktorzy tworzyli powojenna emigracje niepodleglosciowa. Z tym samym zagadnieniem musza dojsc do ladu mlodzi z nowej fali XXI wieku. I nie tylko oni sami, ale z kolei ich dzieci, a nawet wnukowie. Oczywiscie w momencie samego wyjazdu emigranci najbardziej przezywaja przymus wyjechania z kraju pochodzenia, niezaleznie czy ten przymus byl dyktowany ukladami politycznymi czy gospodarczymi. Czasem ten wyjazd byl doslownie przymuszony, przez okupantow, lub sprawa zycia czy smierci.
Lecz gdy tylko emigrant dotarl do nowego kraju i szukal mozliwosci pozostania w nim na okres nieco dluzszy niz sam przewidywal, a szczegolie gdy przychodzilo juz do zakladania rodziny za granica, pytanie jak zyc szczesliwie w innym srodowisku, wracalo jak wielki dotychczas zakamuflowany kuksaniec. Na sam wyjazd z ojczyzny i na pierwsze miesiace pobytu za granica wystarczalo cierpiennictwo. Lecz z czasem czlowiek szuka normalnosci w nowych nienormalnych warunkach, a w parze z normalnoscia idzie chec odzyskania szczesliwosci.
Ale „Jak Zyc Szczesliwie w Innym Kraju” nie jest tylko moim pytaniem retorycznym. Jest to rowniez tytul ksiazki emigranta polskiego w Szwecji, Andrzeja Olkiewicza, w ktorej autor daje wiele praktycznych wskazowek jak mozna do tej szczesliwosci docierac za granica. Ksiazka nie jest tylko pisana dla Polakow; wrecz na odwrot. Oryginalnie pisana byla w jezyku szwedzkim, a wiec na pierwszym miejscu przeznaczona dla Szwedow za granica. Moj egzemplarz ksiazki wydany w Warszawie jest tylko tlumaczeniem oryginalu. Ale ksiazka jest niezbednikiem kazdego emigranta.
Czesciowo na podstawie wlasnego doswiadczenia, a czesciowo w oparciu o bogata literature uchodzcow i emigrantow z calego swiata, ksiazka z poczatku robi wrazenie kopalni naukowych i lterackich analiz zycia w obcym spoleczenstwie. Tekst wzbogacany jest soczysta konfekcja rodzynkow dajacych przyklady potkniec towarzyskich i komentarzy od starozytnego Platona poczynajac,i obejmujac pisarzy historycznych jaki i wspolczesnych. Sa cytaty z Ryszarda Kapuscinskiego, Witolda Gombrowicza, Milan Kundery, V.S. Naipaul i Erich Maria Remarque. Lecz ksiazke czyta sie latwo. Przejrzyscie przedstawia swoje tezy oparte na anegdotycznych i czesto wesolych ironizujacych przykladach. Na pryklad, ilustrujac teze ze originalnie kazdy mieszkaniec ma nieco wyidealizowany obraz waznosci wlasnego kraju, wskazuje ze ocknienie wystepuje gdy sie wyjedzie na dluzszy okres za granica. I tu Olkiewicz cytuje szwedzkiego dyplomate w Nowym Jorku ktory nie mogl sie nadziwic ze petenci skladaja podania o „wizy do Switzerland” (zamiast „Sweden”) a jeszcze gorzej „gdy chca wize do Swaziland...Pewnego dnia spotkalem absolwenta wyzszej uczelni, ktory spytal mnie niesmialo „Sweden, is that the capital of Vienna?” Niestety Szwecja nie jest tak znana , jak nam sie zdaje”.
Zamiast „Szwecje” czytaj „Polske”. Ile razy my sami doswiadczylismy ignorancje na temat naszego kraju od ludzi rzekomo dobrze poinformowanych, od momentu kiedy marszalek Montgomery byl zdziwiony gdy sie dowiedzial ze pierwszy jezyk generala Maczka nie jest rosyjski do momentu gdy premier John Major stanal przed pomnikiem Malego Powstanca w Warszawie i byl przekonany ze to uczestnik powstania Getta Warszawskiego. Juz nie mowie o codziennej ignorancji Brytyjczykow ktorzy nie wiedza na jakim kontynencie znajduje sie Polska.
Autor przypomina ze nasz i naszych dzieci stosunek do kraju zamieszkania jest oparty czesciowo na nasz stosunek do kraju ktorego opuscilismy. Jezeli wyjezdzalismy z naszego kraju pochodzenia bo byl za biedny czy dusil nas ciasnym horyzontem i dlawil nasze aspiracje to czesto podchodzimy do nowego kraju zamieszkania z przesadnym kompleksem. Czasem wyrzekamy sie naszej narodowosci, zmieniamy nazwiska, zarzucamy jezyk ojczysty i odbieramy naszym dzieciom pogodzenia sie z swoja etniczna tozsamoscia. Znam rowiesnikow ktorych rodzice przestali mowic z nimi po polsku i uczyli sie w domu kaleczonego prymitywnego jezyka angielskiego rodzicow ktory byl im pozniej w karierze preszkoda, zas jezyka rodzinnego swojej rodzicow i dziadkow nie poznali. Teraz sa biedni. U innych ten kompleks nizszosci przeistacza sie w frustracje gdy dopatruja sie pewnych dolegliwosci w nowym spoleczenstwie, a ten kompleks i ta frustracja utrudniaja im i ich dzieciom w dostosowaniu sie do norm tego kraju. Przez nastepne dwa pokolenia czuja sie obcy i grozi zamykanie sie w gettach. Tak jak te notoryczne sklepy polskie ktore z wyrazna niechecia obsluguja brytyjskich klientow. Po prostu boja sie ich.
Natomiast gdy rodzice byli dumni z kraju pochodzenia i wspominali go z wdziecznoscia, a nawet z lezka w oku, to nastepne pokolenia nie czuja sie tak ponizeni wobec obcej kultury ktora wchlaniaja tak samo lapczywie jak jezyk i kulture swoich przodkow. Ale i tu moga byc problemy. Czasem rzeczywistosc nie odpowiada rozowemu obrazowi w wspomnieniach rodzicow. Czasem przesadna duma narodowa wprowadza poczucie wyzszosci nad nowym srodowiskiem rodzicow i dzieci rosna w atmosferze pogardy dla otoczenia. To tez moze utrudnic integracje mlodych pokolen w miejscu zamieszkania.
Autor stara sie uprzytomnic swoim czytelnikom ze ich poczucie obcosci w nowym kraju zamieszkania nie zawsze jest wina tubylcow. Daje przyklady gdzie nowo przybyli sami sobie klada klody w nawiazaniu kontaktow. Czasem wynika to z przesadnej dumy, czasem z przesadnej uleglosci, czasem uzywanie jezyka obcego w towarzystwie tubylcow. Mam jedna znajoma Polke, swietnie mowiaca po angielsku nawet w towarzyswie polskim, ale ktora przechodzi automatycznie na jezyk polski gdy tylko Anglik dolacza sie do rozmowy. A pozniej narzeka ze Anglicy nie sa towarzyscy.
Autor krytykuje rowniez imigrantow ktorzy znajduja wspolny jezyk z tubylcami aby krytykowac i potepiac inne mniejszosci narodowe. Jak wiemy sa Polacy ktorzy wyrazaja sie z duza pogarda dla hindusow i czarnoskorych, myslac moze ze to imponuje Brytyjczykom. Mam dla nich ciekawa wiadomosc. Te mniejszosci to zauwazaja i czesto maja niskie mniemanie o wszystkich Polakow bo trafili na kilku Polakow awanturnikow i rasistow. Caly czas Olkiewicz przypomina nauki z ksieg religijnych o wzajemnosci szanowania obcych. Cytuje np. z Talmudu – „Nie czyn blizniemu tego, czego nie chcesz, aby uczyniono tobie.”
Autor podaje szereg madrych uwag koncowych. Zacytuje pare z nich:
„Nie czuj sie gorszy od rodowitych mieszkancow i nie wstydz sie”
„Nie czuj sie lepszy od rodowitych mieszkancow i nie wywyzsaj sie”
„Uleglosc i pycha to dwie strony tego samego medalu. Pozbadz sie obu! Bedzie ci latwiej zyc”
„Po kilku latach mieszkania w nowym kraju pora przestac widziwiac, ze jego rdzenni mieszkancy sa inni – ty tez jestes inny”
„Jesli ktos zachowa sie niewlasciwie wobec ciebie – sadz osobe, a nie caly narod”
„Jesli rzeczywiscie doswiadczyles dyskryminacji, nie pielegnuj w sobie poczucia, ze jestes ofiara, bo prowadzi to do rezygnacji, biernosci i zgorzknienia”
„Twoja innosc moze byc atutem. Nie pozwol, aby cie ograniczala i byla wymowka w dazeniu do przodu”
„Postrzegaj siebie jako czlonka spoleczenstwa, w ktorym zyjesz”
Swiete slowa. Polecam ksiazke.
(A. Olkiewicz – Jak Zyc Szczesliwie w innym Kraju – Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2010 – cena 29,90zl)
Dziennik Polski 1 lipca 2011