Autor ksiazki Andrzej Olkiewicz (z prawej) Elzbieta Ingvarsson i ja w Sztokholmie
Jest to pytanie numer jeden dla kazdego Polaka zyjacego za granica. Przynajmniej podswiadomie.
Z tym zagadnieniem musieli uporac sie powstancy listopadowi, chlopi wyjezdzajacy za chlebem do Ameryki w XIXw.i niezlomni uchodzcy ktorzy tworzyli powojenna emigracje niepodleglosciowa. Z tym samym zagadnieniem musza dojsc do ladu mlodzi z nowej fali XXI wieku. I nie tylko oni sami, ale z kolei ich dzieci, a nawet wnukowie. Oczywiscie w momencie samego wyjazdu emigranci najbardziej przezywaja przymus wyjechania z kraju pochodzenia, niezaleznie czy ten przymus byl dyktowany ukladami politycznymi czy gospodarczymi. Czasem ten wyjazd byl doslownie przymuszony, przez okupantow, lub sprawa zycia czy smierci.
Lecz gdy tylko emigrant dotarl do nowego kraju i szukal mozliwosci pozostania w nim na okres nieco dluzszy niz sam przewidywal, a szczegolie gdy przychodzilo juz do zakladania rodziny za granica, pytanie jak zyc szczesliwie w innym srodowisku, wracalo jak wielki dotychczas zakamuflowany kuksaniec. Na sam wyjazd z ojczyzny i na pierwsze miesiace pobytu za granica wystarczalo cierpiennictwo. Lecz z czasem czlowiek szuka normalnosci w nowych nienormalnych warunkach, a w parze z normalnoscia idzie chec odzyskania szczesliwosci.
Ale „Jak Zyc Szczesliwie w Innym Kraju” nie jest tylko moim pytaniem retorycznym. Jest to rowniez tytul ksiazki emigranta polskiego w Szwecji, Andrzeja Olkiewicza, w ktorej autor daje wiele praktycznych wskazowek jak mozna do tej szczesliwosci docierac za granica. Ksiazka nie jest tylko pisana dla Polakow; wrecz na odwrot. Oryginalnie pisana byla w jezyku szwedzkim, a wiec na pierwszym miejscu przeznaczona dla Szwedow za granica. Moj egzemplarz ksiazki wydany w Warszawie jest tylko tlumaczeniem oryginalu. Ale ksiazka jest niezbednikiem kazdego emigranta.
Czesciowo na podstawie wlasnego doswiadczenia, a czesciowo w oparciu o bogata literature uchodzcow i emigrantow z calego swiata, ksiazka z poczatku robi wrazenie kopalni naukowych i lterackich analiz zycia w obcym spoleczenstwie. Tekst wzbogacany jest soczysta konfekcja rodzynkow dajacych przyklady potkniec towarzyskich i komentarzy od starozytnego Platona poczynajac,i obejmujac pisarzy historycznych jaki i wspolczesnych. Sa cytaty z Ryszarda Kapuscinskiego, Witolda Gombrowicza, Milan Kundery, V.S. Naipaul i Erich Maria Remarque. Lecz ksiazke czyta sie latwo. Przejrzyscie przedstawia swoje tezy oparte na anegdotycznych i czesto wesolych ironizujacych przykladach. Na pryklad, ilustrujac teze ze originalnie kazdy mieszkaniec ma nieco wyidealizowany obraz waznosci wlasnego kraju, wskazuje ze ocknienie wystepuje gdy sie wyjedzie na dluzszy okres za granica. I tu Olkiewicz cytuje szwedzkiego dyplomate w Nowym Jorku ktory nie mogl sie nadziwic ze petenci skladaja podania o „wizy do Switzerland” (zamiast „Sweden”) a jeszcze gorzej „gdy chca wize do Swaziland...Pewnego dnia spotkalem absolwenta wyzszej uczelni, ktory spytal mnie niesmialo „Sweden, is that the capital of Vienna?” Niestety Szwecja nie jest tak znana , jak nam sie zdaje”.
Zamiast „Szwecje” czytaj „Polske”. Ile razy my sami doswiadczylismy ignorancje na temat naszego kraju od ludzi rzekomo dobrze poinformowanych, od momentu kiedy marszalek Montgomery byl zdziwiony gdy sie dowiedzial ze pierwszy jezyk generala Maczka nie jest rosyjski do momentu gdy premier John Major stanal przed pomnikiem Malego Powstanca w Warszawie i byl przekonany ze to uczestnik powstania Getta Warszawskiego. Juz nie mowie o codziennej ignorancji Brytyjczykow ktorzy nie wiedza na jakim kontynencie znajduje sie Polska.
Autor przypomina ze nasz i naszych dzieci stosunek do kraju zamieszkania jest oparty czesciowo na nasz stosunek do kraju ktorego opuscilismy. Jezeli wyjezdzalismy z naszego kraju pochodzenia bo byl za biedny czy dusil nas ciasnym horyzontem i dlawil nasze aspiracje to czesto podchodzimy do nowego kraju zamieszkania z przesadnym kompleksem. Czasem wyrzekamy sie naszej narodowosci, zmieniamy nazwiska, zarzucamy jezyk ojczysty i odbieramy naszym dzieciom pogodzenia sie z swoja etniczna tozsamoscia. Znam rowiesnikow ktorych rodzice przestali mowic z nimi po polsku i uczyli sie w domu kaleczonego prymitywnego jezyka angielskiego rodzicow ktory byl im pozniej w karierze preszkoda, zas jezyka rodzinnego swojej rodzicow i dziadkow nie poznali. Teraz sa biedni. U innych ten kompleks nizszosci przeistacza sie w frustracje gdy dopatruja sie pewnych dolegliwosci w nowym spoleczenstwie, a ten kompleks i ta frustracja utrudniaja im i ich dzieciom w dostosowaniu sie do norm tego kraju. Przez nastepne dwa pokolenia czuja sie obcy i grozi zamykanie sie w gettach. Tak jak te notoryczne sklepy polskie ktore z wyrazna niechecia obsluguja brytyjskich klientow. Po prostu boja sie ich.
Natomiast gdy rodzice byli dumni z kraju pochodzenia i wspominali go z wdziecznoscia, a nawet z lezka w oku, to nastepne pokolenia nie czuja sie tak ponizeni wobec obcej kultury ktora wchlaniaja tak samo lapczywie jak jezyk i kulture swoich przodkow. Ale i tu moga byc problemy. Czasem rzeczywistosc nie odpowiada rozowemu obrazowi w wspomnieniach rodzicow. Czasem przesadna duma narodowa wprowadza poczucie wyzszosci nad nowym srodowiskiem rodzicow i dzieci rosna w atmosferze pogardy dla otoczenia. To tez moze utrudnic integracje mlodych pokolen w miejscu zamieszkania.
Autor stara sie uprzytomnic swoim czytelnikom ze ich poczucie obcosci w nowym kraju zamieszkania nie zawsze jest wina tubylcow. Daje przyklady gdzie nowo przybyli sami sobie klada klody w nawiazaniu kontaktow. Czasem wynika to z przesadnej dumy, czasem z przesadnej uleglosci, czasem uzywanie jezyka obcego w towarzystwie tubylcow. Mam jedna znajoma Polke, swietnie mowiaca po angielsku nawet w towarzyswie polskim, ale ktora przechodzi automatycznie na jezyk polski gdy tylko Anglik dolacza sie do rozmowy. A pozniej narzeka ze Anglicy nie sa towarzyscy.
Autor krytykuje rowniez imigrantow ktorzy znajduja wspolny jezyk z tubylcami aby krytykowac i potepiac inne mniejszosci narodowe. Jak wiemy sa Polacy ktorzy wyrazaja sie z duza pogarda dla hindusow i czarnoskorych, myslac moze ze to imponuje Brytyjczykom. Mam dla nich ciekawa wiadomosc. Te mniejszosci to zauwazaja i czesto maja niskie mniemanie o wszystkich Polakow bo trafili na kilku Polakow awanturnikow i rasistow. Caly czas Olkiewicz przypomina nauki z ksieg religijnych o wzajemnosci szanowania obcych. Cytuje np. z Talmudu – „Nie czyn blizniemu tego, czego nie chcesz, aby uczyniono tobie.”
Autor podaje szereg madrych uwag koncowych. Zacytuje pare z nich:
„Nie czuj sie gorszy od rodowitych mieszkancow i nie wstydz sie”
„Nie czuj sie lepszy od rodowitych mieszkancow i nie wywyzsaj sie”
„Uleglosc i pycha to dwie strony tego samego medalu. Pozbadz sie obu! Bedzie ci latwiej zyc”
„Po kilku latach mieszkania w nowym kraju pora przestac widziwiac, ze jego rdzenni mieszkancy sa inni – ty tez jestes inny”
„Jesli ktos zachowa sie niewlasciwie wobec ciebie – sadz osobe, a nie caly narod”
„Jesli rzeczywiscie doswiadczyles dyskryminacji, nie pielegnuj w sobie poczucia, ze jestes ofiara, bo prowadzi to do rezygnacji, biernosci i zgorzknienia”
„Twoja innosc moze byc atutem. Nie pozwol, aby cie ograniczala i byla wymowka w dazeniu do przodu”
„Postrzegaj siebie jako czlonka spoleczenstwa, w ktorym zyjesz”
Swiete slowa. Polecam ksiazke.
(A. Olkiewicz – Jak Zyc Szczesliwie w innym Kraju – Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2010 – cena 29,90zl)
Dziennik Polski 1 lipca 2011
Czytałam książkę. Jest naprawdę niesamowita. Sama przebywam od stycznia w Szwecji. Przyjechałam tutaj na chwilę - do pracy. Ale czytając książkę pana Andrzeja całkowicie się z nim zgadzałam.
ReplyDeleteTo poradnik dla każdego emigranta ale i nie-emigranta.
Ci drudzy często nie zdają sobie, niestety, sprawy jak to jest żyć z dala od bliska.
Pozdrawiam.