O roku ów! Kto ciebie widział w naszym kraju!
Z tymi wstępnymi słowami o roku 1812, zaczerpniętymi z „Pana
Tadeusza”, pisałem w roku 2000 artykuł redaktorski w miesięczniku „Orzeł
Biały”, nawiązując do 20ej rocznicy powstania Solidarności w roku 1980. I tamten rok
przypomniał mi się znów gdy oglądałem teraz program zdjęć, plakatów i
rekwizytów w Galerii POSKu rekapitulujący, w 40 rocznicę powstania
Solidarności, ten wspaniały zryw narodu polskiego który zadziwił świat i
zatrząsł raz na zawsze rdzą pożarte żelazne fundamenty sowieckiego imperium.
Na wystawie oglądać można piękne zdjęcia Krzysztofa
Niedenthala ze stoczni. Jest rok 1980. Koniec sierpnia. Pamiętam ówczesny
reportaż BBC. Wpierw widać skupiony tłum na klęczkach przed majestatem ołtarza
polowego, po obu stronach bramy stoczni ozdobionej kwiatami i obrazami z
Papieżem i Matką Boską. Widać jak po mszy stoczniowcy w kombinezonach powstają
buńczucznie w obliczu drugiego majestatu, majestatu władzy partyjnej. Otaczają
delegację z Warszawy, z początku groźnie, później już pewniej, niemal
pogardliwie. Ludność Gdańska, żony, matki, weterani narodowych klęsk i
uniesień, studenci, dziennikarze, kamery – cała Polska słucha i czeka. Cały
świat stara się wyłapać szczegóły negocjacji transmitowanej ponad głowami
pracowników przez stoczniowe głośniki.
Nagle zrywają się okrzyki, zgiełk, wiwaty, flagi narodowe
wzniesione przed czerwonym transparentem. (Aż oto nowe stada, jakby
gilów, siewek i szpaków, stada jasnych kit i chorągiewek.) Tłum
stoczniowców wynosi na ramiona młodego wąsacza, którego doprowadza już do
otwartej teraz bramy. Wszyscy cichną. Wąsacz, uśmiechnięty i dumny, odczytuje
główne punkty porozumienia pomiędzy Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym a
delegacją PZPR. Władze uznają prawa do powołania pierwszego niezależnego
związku zawodowego, gwarantują prawo do strajku, zapowiadają reformy
gospodarcze, sprawiedliwszą politykę płac, ograniczenia w cenzurze prasy,
wprowadzenie niezależnych wydawnictw i zapewniają radiowe transmisje mszy św. w
każdą niedzielę. Miano zrehabilitować i przywrócić pracę represjonowanych
uczestników zajść grudniowych i czerwcowych; postawić pomnik tym co zginęli;
więźniowie polityczni mieli być natychmiast wypuszczeni na wolność. Zwycięstwo
bezkrwawe.
Była to rewolucja: odwrót władzy PZPR na całym froncie.
Tłum, szalejący ze szczęścia, wyniósł tryumfalnie wąsacza na ulice miasta
(Wiwat Król kochany! Wiwat Sejm! Wiwat Naród! Wiwat wszystkie Stany!);
stacje telewizyjne przetransmitowały dorobek negocjatorów na całą Polskę i na
cały świat. Tego wieczoru wąsacz gdański, uzbrojony w ogromne pióro, z ikoną
Matki Boskiej na piersiach, sam stał się nową światową ikoną medialną.
Oczywiście, ocenianając dzisiaj, widzymy że ten epokowy
tekst posiadał poważne ograniczenia. Nie było demokracji parlamentarnej, żadnej
mowy o wolnych wyborach, o zmianie konstytucji dotyczącej „kierowniczej roli
Partii”. Nie zakładano w nim nowych partii czy ugrupowań politycznych. Nie było
wolnej niepodległej Polski i nie likwidowano sojuszu z ZSRR. Rewolucja
musiała być samo-ograniczająca. Trzeba było budować wolność i demokrację
wewnątrz żywiołowych organizacji dozwolonych przez umowę gdańską. Samorządy
pracownicze miałyby być namiastką parlamentu, „pluralizm” – namiastką
demokracji, zapowiedziana gospodarka „planowo-rynkowa” miałaby być namiastką
wolnego rynku, a późniejsze „struktury poziome” miały zabezpieczyć żywiołowość
i demokratyczną alternatywę rozkładającej się partii rządzącej, której dalsze
istnienie, jako przykrywka władzy, gwarantowało neutralność wojskową
przerażonych sąsiadów.
Ten wyraźny umiar MKS-u, a później związku „Solidarność”,
jak i jego zdolność do podejmowania inicjatyw i dynamicznego postępowania
naprzód jako lodołamacz społeczny, bez stosowania jakichkolwiek aktów gwałtu,
zastraszenia czy przemocy, wywodził się zarówno z tradycji i nauki kościelnej,
pouczeń KORowców, jak i z tradycji partyjno-reformatorskich, liberalnych,
narodowych i chrześcijańskich. Wizyta papieska z roku 1979 (z dawna byłeś
niebieskim oznajmiony cudem) była chyba najważniejszym czynnikiem,
umożliwiającym teraz masowe wystąpienia narodu, który poczuł po raz pierwszy od
kilkudziesięciu lat, że społeczeństwo w większości duchowo nie podlega
ideologii partii rządzącej i że klejnoty tradycji narodowych i
niepodległościowych nie były zachowane wyłącznie w skrytkach rodzinnych szaf (poprzedzony
głuchą wieścią między ludem). Wychowanie obywatelskie promowane przez
organizacje takie jak KSS-KOR i ROPCiO odegrało też zasadniczą rolę w metodach
walki i konfrontacji użytych przez przywódców strajkowych pamiętnego sierpnia,
choć na szczęście ci przywódcy, spadkobiercy PRL-owskiej edukacji ale i
patriotycznego wychowania w domu, okazali dużo więcej odwagi niż ich KOR-owi i
kościelni doradcy. (Ludźmi błyszcząca, obfita we zdarzenia, nadzieją
brzemienna! )
Z czasem, jak pokazują piękne plakaty wystawy w POSKu, ta
odwaga doprowadziła do założenia polskiego państwa solidarnościowego wewnątrz
obcego, pseudo-polskiego państwa „ludowego”. „Solidarność” stała się nie tylko
organizacją związkową, nie tylko masowym wielowymiarowym ruchem społecznym, ale
i „słowem-nadzieją”, parasolem wszelkich niezależnych inicjatyw społecznych,
rosnących jak grzyby po demokratyzującym deszczu. Był to renesans kulturalny,
społeczny i moralny. Pod egidą niezależnych związków zawodowych powstawały
ruchy obrony praw człowieka, praw kobiecych, ochrony konsumenta, ochrony
środowiska, ochrony mniejszości narodowych, nowe niezależne gazety, książki i
sztuki teatralne. Można było mówić znów o Piłsudskim, AK, Katyniu, emigracji
niepodległościowej, wypadkach poznańskich, grudniowych i radomskich. Podwyżki
płac pielęgniarek gwarantowały strajki górników i hutników; prawa załóg
mniejszych zakładów gwarantowała narodowa sieć większych załóg; rejestrację
związku rolników gwarantował bratni związek robotników. Pod
egidą „Solidarności” powstawały nawet związki milicyjne, ruchy
demokratyzujące PZPR, próby założenia niezależnych samorządów rejonowych,
niezależne ruchy pokojowe i rozbrojeniowe, apele do innych inicjatyw
demokratycznych i wolnych związków w innych krajach bloku sowieckiego. „Solidarność” nie była już tylko nazwą
instytucji, ale nazwą nowej ideologii, nowej moralności.
Cały świat przejmował się tym polskim sierpniem i jego
następstwami. Każdy patrzył przez subiektywnie nastawiony teleskop. Rządy
zachodnie i ruchy demokratyczne upatrywali w „Solidarności” symptomy zawalenia
się totalitaryzmu sowieckiego (i nawet nieco bały się konsekwencji tego).
Międzynarodowe ruchy praw człowieka widziały w Polsce nowy model działania na
rzecz praw człowieka. „Solidarność” jako związek zawodowy był nie tylko
partnerem dla zachodnich wolnych związków socjaldemokratycznych i
chrześcijańskich, ale nowatorem godnym naśladowania przez prześladowane związki
brazylijskie (ich przywódca Lula, przyszły prezydent Brazylii, był widziany
jako „brazylijski Wałęsa”), przez państwowe związki w Senegalu i na Wybrzeżu
Kości Słoniowej czy przez niezależne związki japońskie starające się wyrwać
spod kontroli wielkich koncernów przemysłowych. Zachodnie ruchy rozbrojeniowe
widziały w „Solidarności” pierwowzór niezależnego ruchu pokojowego na
Wschodzie. Socjaliści zachodni, a szczególnie trockiści, zachłystywali się
radykalnym polskim wzorem samorządów pracowniczych w zakładach i w rejonach.
Każdy ruch społeczny na Zachodzie, konserwatywny czy postępowy, religijny czy
świecki, widział w Polsce nadzieję powstania autentycznego dla siebe partnera
wschodniego. Polska była drogowskazem dla wszystkich, bo każdy widział w nowej
Polsce solidarnościowej odbicie tego, czego szukał daremnie u siebie.
Dramatyczny przebieg wypadków w Polsce przez następne miesiące ukazuje się w plakatach wystawy. Odbierano postępy tego ruchu z wielkim napięciem w mediach zachodnich. Strajki krajowe; umowy w Szczecinie, Gdańsku, Jastrzębiu; upadek Gierka, odmowa rejestracji związku we wrześniu, wreszcie rejestracja w październiku; pogróżki Kremla, sprawa Narożniaka; nowe krzyże strzeliste w Gdańsku; rejestrację Solidarności Wiejskiej, wizyty Wałęsy we Włoszech, Francji i Japonii. Potem już pajwaiły się ciemniejsze chmury, a więc; prowokacja bydgoska; odwołanie strajku krajowego; śmierć Prymasa; nowe groźby moskiewskie; zastąpienie Kani przez Jaruzelskiego na Zjeździe Partii; dramat zjazdu Solidarności w Oliwie; wnioski o samorządach i bratnich wolnych związkach zawodowych; marsze głodowe; strajki jesienne. Poprzez plakaty widać wyraźnie ten korowód wydarzeń. I w końcu nóż w plecy, bo nadchodzi stan wojenny.
Teraz, z okazji 40 rocznicy powstania „Solidarności”, i
dzięki Polish Solidarity Campaign i Komitetu Obrony Demokracji UK, z pomocą
finansową PAFTu, będzie można zwiedzić od 19 września do 5 października w
Galerii POSKu wystawę plakatów ze zbiorów Biblioteki Polskiej i osób
prywatnych, upamiętniającą historię epopei solidarnościowej. Oglądając ją
będzie można znów dumnie powtórzyć za Mickiewiczem o owym roku wspaniałym:
Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna! Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu.
Wiktor Moszczyński 18 wrzesień 2020
Tydzień Polski
No comments:
Post a Comment