Monday, 7 September 2020

Plakaty „Solidarności” Przywołują Ów Rok

 



O roku ów! Kto ciebie widział w naszym kraju!

Z tymi wstępnymi słowami o roku 1812, zaczerpniętymi z „Pana Tadeusza”, pisałem w roku 2000 artykuł redaktorski w miesięczniku „Orzeł Biały”, nawiązując do 20ej rocznicy powstania Solidarności w roku 1980. I tamten rok przypomniał mi się znów gdy oglądałem teraz program zdjęć, plakatów i rekwizytów w Galerii POSKu rekapitulujący, w 40 rocznicę powstania Solidarności, ten wspaniały zryw narodu polskiego który zadziwił świat i zatrząsł raz na zawsze rdzą pożarte żelazne fundamenty sowieckiego imperium.

Na wystawie oglądać można piękne zdjęcia Krzysztofa Niedenthala ze stoczni. Jest rok 1980. Koniec sierpnia. Pamiętam ówczesny reportaż BBC. Wpierw widać skupiony tłum na klęczkach przed majestatem ołtarza polowego, po obu stronach bramy stoczni ozdobionej kwiatami i obrazami z Papieżem i Matką Boską. Widać jak po mszy stoczniowcy w kombinezonach powstają buńczucznie w obliczu drugiego majestatu, majestatu władzy partyjnej. Otaczają delegację z Warszawy, z początku groźnie, później już pewniej, niemal pogardliwie. Ludność Gdańska, żony, matki, weterani narodowych klęsk i uniesień, studenci, dziennikarze, kamery – cała Polska słucha i czeka. Cały świat stara się wyłapać szczegóły negocjacji transmitowanej ponad głowami pracowników przez stoczniowe głośniki. 

Nagle zrywają się okrzyki, zgiełk, wiwaty, flagi narodowe wzniesione przed czerwonym transparentem. (Aż oto nowe stada, jakby gilów, siewek i szpaków, stada jasnych kit i chorągiewek.) Tłum stoczniowców wynosi na ramiona młodego wąsacza, którego doprowadza już do otwartej teraz bramy. Wszyscy cichną. Wąsacz, uśmiechnięty i dumny, odczytuje główne punkty porozumienia pomiędzy Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym a delegacją PZPR. Władze uznają prawa do powołania pierwszego niezależnego związku zawodowego, gwarantują prawo do strajku, zapowiadają reformy gospodarcze, sprawiedliwszą politykę płac, ograniczenia w cenzurze prasy, wprowadzenie niezależnych wydawnictw i zapewniają radiowe transmisje mszy św. w każdą niedzielę. Miano zrehabilitować i przywrócić pracę represjonowanych uczestników zajść grudniowych i czerwcowych; postawić pomnik tym co zginęli; więźniowie polityczni mieli być natychmiast wypuszczeni na wolność. Zwycięstwo bezkrwawe.

Była to rewolucja: odwrót władzy PZPR na całym froncie. Tłum, szalejący ze szczęścia, wyniósł tryumfalnie wąsacza na ulice miasta (Wiwat Król kochany! Wiwat Sejm! Wiwat Naród! Wiwat wszystkie Stany!); stacje telewizyjne przetransmitowały dorobek negocjatorów na całą Polskę i na cały świat. Tego wieczoru wąsacz gdański, uzbrojony w ogromne pióro, z ikoną Matki Boskiej na piersiach, sam stał się nową światową ikoną medialną.

Oczywiście, ocenianając dzisiaj, widzymy że ten epokowy tekst posiadał poważne ograniczenia. Nie było demokracji parlamentarnej, żadnej mowy o wolnych wyborach, o zmianie konstytucji dotyczącej „kierowniczej roli Partii”. Nie zakładano w nim nowych partii czy ugrupowań politycznych. Nie było wolnej niepodległej Polski i nie likwidowano sojuszu z ZSRR. Rewolucja musiała być samo-ograniczająca. Trzeba było budować wolność i demokrację wewnątrz żywiołowych organizacji dozwolonych przez umowę gdańską. Samorządy pracownicze miałyby być namiastką parlamentu, „pluralizm” – namiastką demokracji, zapowiedziana gospodarka „planowo-rynkowa” miałaby być namiastką wolnego rynku, a późniejsze „struktury poziome” miały zabezpieczyć żywiołowość i demokratyczną alternatywę rozkładającej się partii rządzącej, której dalsze istnienie, jako przykrywka władzy, gwarantowało neutralność wojskową przerażonych sąsiadów.

Ten wyraźny umiar MKS-u, a później związku „Solidarność”, jak i jego zdolność do podejmowania inicjatyw i dynamicznego postępowania naprzód jako lodołamacz społeczny, bez stosowania jakichkolwiek aktów gwałtu, zastraszenia czy przemocy, wywodził się zarówno z tradycji i nauki kościelnej, pouczeń KORowców, jak i z tradycji partyjno-reformatorskich, liberalnych, narodowych i chrześcijańskich. Wizyta papieska z roku 1979 (z dawna byłeś niebieskim oznajmiony cudem) była chyba najważniejszym czynnikiem, umożliwiającym teraz masowe wystąpienia narodu, który poczuł po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, że społeczeństwo w większości duchowo nie podlega ideologii partii rządzącej i że klejnoty tradycji narodowych i niepodległościowych nie były zachowane wyłącznie w skrytkach rodzinnych szaf (poprzedzony głuchą wieścią między ludem). Wychowanie obywatelskie promowane przez organizacje takie jak KSS-KOR i ROPCiO odegrało też zasadniczą rolę w metodach walki i konfrontacji użytych przez przywódców strajkowych pamiętnego sierpnia, choć na szczęście ci przywódcy, spadkobiercy PRL-owskiej edukacji ale i patriotycznego wychowania w domu, okazali dużo więcej odwagi niż ich KOR-owi i kościelni doradcy. (Ludźmi błyszcząca, obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna! )

Z czasem, jak pokazują piękne plakaty wystawy w POSKu, ta odwaga doprowadziła do założenia polskiego państwa solidarnościowego wewnątrz obcego, pseudo-polskiego państwa „ludowego”. „Solidarność” stała się nie tylko organizacją związkową, nie tylko masowym wielowymiarowym ruchem społecznym, ale i „słowem-nadzieją”, parasolem wszelkich niezależnych inicjatyw społecznych, rosnących jak grzyby po demokratyzującym deszczu. Był to renesans kulturalny, społeczny i moralny. Pod egidą niezależnych związków zawodowych powstawały ruchy obrony praw człowieka, praw kobiecych, ochrony konsumenta, ochrony środowiska, ochrony mniejszości narodowych, nowe niezależne gazety, książki i sztuki teatralne. Można było mówić znów o Piłsudskim, AK, Katyniu, emigracji niepodległościowej, wypadkach poznańskich, grudniowych i radomskich. Podwyżki płac pielęgniarek gwarantowały strajki górników i hutników; prawa załóg mniejszych zakładów gwarantowała narodowa sieć większych załóg; rejestrację związku rolników gwarantował bratni związek robotników. Pod egidą „Solidarności” powstawały nawet związki milicyjne, ruchy demokratyzujące PZPR, próby założenia niezależnych samorządów rejonowych, niezależne ruchy pokojowe i rozbrojeniowe, apele do innych inicjatyw demokratycznych i wolnych związków w innych krajach bloku sowieckiego.  „Solidarność” nie była już tylko nazwą instytucji, ale nazwą nowej ideologii, nowej moralności.

Cały świat przejmował się tym polskim sierpniem i jego następstwami. Każdy patrzył przez subiektywnie nastawiony teleskop. Rządy zachodnie i ruchy demokratyczne upatrywali w „Solidarności” symptomy zawalenia się totalitaryzmu sowieckiego (i nawet nieco bały się konsekwencji tego). Międzynarodowe ruchy praw człowieka widziały w Polsce nowy model działania na rzecz praw człowieka. „Solidarność” jako związek zawodowy był nie tylko partnerem dla zachodnich wolnych związków socjaldemokratycznych i chrześcijańskich, ale nowatorem godnym naśladowania przez prześladowane związki brazylijskie (ich przywódca Lula, przyszły prezydent Brazylii, był widziany jako „brazylijski Wałęsa”), przez państwowe związki w Senegalu i na Wybrzeżu Kości Słoniowej czy przez niezależne związki japońskie starające się wyrwać spod kontroli wielkich koncernów przemysłowych. Zachodnie ruchy rozbrojeniowe widziały w „Solidarności” pierwowzór niezależnego ruchu pokojowego na Wschodzie. Socjaliści zachodni, a szczególnie trockiści, zachłystywali się radykalnym polskim wzorem samorządów pracowniczych w zakładach i w rejonach. Każdy ruch społeczny na Zachodzie, konserwatywny czy postępowy, religijny czy świecki, widział w Polsce nadzieję powstania autentycznego dla siebe partnera wschodniego. Polska była drogowskazem dla wszystkich, bo każdy widział w nowej Polsce solidarnościowej odbicie tego, czego szukał daremnie u siebie.

Dramatyczny przebieg wypadków w Polsce przez następne miesiące ukazuje się w plakatach wystawy. Odbierano postępy tego ruchu z wielkim napięciem w mediach zachodnich. Strajki krajowe; umowy w Szczecinie, Gdańsku, Jastrzębiu; upadek Gierka, odmowa rejestracji związku we wrześniu, wreszcie rejestracja w październiku; pogróżki Kremla, sprawa Narożniaka; nowe krzyże strzeliste w Gdańsku; rejestrację Solidarności Wiejskiej, wizyty Wałęsy we Włoszech, Francji i Japonii. Potem już pajwaiły się ciemniejsze chmury, a więc; prowokacja bydgoska; odwołanie strajku krajowego; śmierć Prymasa; nowe groźby moskiewskie; zastąpienie Kani przez Jaruzelskiego na Zjeździe Partii; dramat zjazdu Solidarności w Oliwie; wnioski o samorządach i bratnich wolnych związkach zawodowych; marsze głodowe; strajki jesienne. Poprzez plakaty widać wyraźnie ten korowód wydarzeń.  I w końcu nóż w plecy, bo nadchodzi stan wojenny.



Teraz, z okazji 40 rocznicy powstania „Solidarności”, i dzięki Polish Solidarity Campaign i Komitetu Obrony Demokracji UK, z pomocą finansową PAFTu, będzie można zwiedzić od 19 września do 5 października w Galerii POSKu wystawę plakatów ze zbiorów Biblioteki Polskiej i osób prywatnych, upamiętniającą historię epopei solidarnościowej. Oglądając ją będzie można znów dumnie powtórzyć za Mickiewiczem o owym roku wspaniałym: Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna! Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu.

Wiktor Moszczyński  18 wrzesień 2020    Tydzień Polski 

No comments:

Post a Comment