To już nie jest globalne
ocieplenie. To globalna pożoga. Odkąd prowadzone są pomiary, świat jeszcze
nigdy nie był tak gorący. Wzrost temperatury przynosi fale upałów, rekordowe
susze i coraz większe zakwaszenie oceanów. Miliony gatunków flory i fauny
znajdują się na skraju wyginięcia.
Już teraz kryzys
klimatyczny zmusza 20 milionów osób rocznie do opuszczenia swoich domów.
Mieliśmy w tym miesiącu upały dochodzące do 49 stopni C na niemal całym basenie śródziemnomorskim. Akompaniowały im pożary
lasów w Turcji, Grecji, Włoszech, Algierii, ze śmiercią ponad 100 osób. Podobne
pożogi nie wygasają w Kalifornii, gdzie buszuje od miesiąca pożar zwany Dixie,
który już spalił 170 tys. hektarów. Płoną łuny w puszczach Indonezji i nawet na
Syberii, a dymy z pożaru tajgi dochodzą do północnego bieguna. Lasy amazońskie,
dotychczas największy dostarczyciel
tlenu dla naszej kuli ziemskiej, również się palą. Zamiast tlenu, produkują
trujący dwutlenek węgla CO2. Topnieją lodowce w Himalajach i na Antarktydzie,
wzrasta niebezpiecznie poziom mórz i rzek. Nagłe opady deszczów powodują
dramatyczne powodzie w Niemczech, w Nowym Jorku, i w Chinach, gdzie m.in.
ludzie topili się w miejskiej kolejce podziemnej.
To potężny wstrząs dla
życia na Ziemi, a spowodował go globalny wzrost temperatury o zaledwie
1.1stopnia C. Na pewnym terenach, jak na przykład na arktycznej pokrywie
lądowej, wzrósł nawet o 3 stopnie C, co powoduje topnienie lodowców. I pomyśmy
teraz, jak spustoszoną i groźną dla życia planetę odziedziczą nasze dzieci i
wnuki.
W zeszłym tygodniu ONZ
opublikował nowy Szósty Raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych
(IPCC). Składa się on z 4000 stronic analiz i konkluzji przygotowanych przez
234 naukowców z 66 krajów, podpisanych
przez 196 rządów z całego świata, w tym takie kraje jak Vanuatu czy Kiribati,
które mogą przestać istnieć za 50 lat, z powodu utonięcia pod wzmożonymi wodami Pacyfiku. Wśród autorów widziałem
polskie nazwiska z Australii i USA, ale chyba nie z Polski. Nic dziwnego, bo
obecny rząd polski nie bierze tego jeszcze poważnie. Na ONZ-owskiej konferencji
klimatycznej w Katowicach w roku 2018, polscy urzędnicy sumiennie przygotowali
„mapę drogową” dla międzynarodowych akcji do kontrolowania klimatu, a tymczasem
oficjalni polscy gospodarze zaprezentowali wystawę zachwalającą polskie
górnictwo, a delegatów przyjęła ostentacyjnie orkiestra górnicza. Nawet teraz,
polski sejm przeprowadził ustawę prowadzącą do wycinania lasów dla budowy
fabryki samochodów Izera w Jaworznie.
Dokument IPCC potwierdza,
że globalne ocieplenie przyspiesza wszędzie chaos w atmosferze; wiele procesów,
np. podnoszenie poziomu oceanów, rozmarzanie wiecznej zmarzliny i topnienie
lodowców, trwać będzie dziesiątki, a nawet setki lat, niezależnie od tego, czy
uda się powstrzymać wzrost temperatury atmosfery, czy nie. Autorzy nie mają
wątpliwości, że to człowiek i emisja gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku
węgla oraz metanu, odpowiadają za nasilający się kryzys, którego skutkiem są
coraz częstsze ekstremalne zjawiska, jak gwałtowne opady, fale upałów, susze i
pożary. Stężenie CO2 w 2019 r. osiągnęło poziom najwyższy od co najmniej 2 mln
lat, a średnia temperatura atmosfery wzrosła o 1.1 stopnia C w stosunku do
okresu przedprzemysłowego. Aby zatrzymać wzrost temperatury atmosfery na
poziomie 1.5 stopnia, wymagane jest natychmiastowe ograniczenie emisji gazów
cieplarnianych. Dotychczasowe deklaracje i podejmowane inicjatywy nie przynoszą
skutków. Nie pomogła nawet pandemia i związane z nią spowolnienie gospodarcze,
bo gospodarka prawie wszędzie ożywia się ponownie.
Problemem są wciąż paliwa
kopalne jak węgiel, nafta, gaz ziemny czy łupkowy. Jeszcze 20 lat temu były one światowym motorem wzrostu
gospodarczego i rosnącego dobrobytu, szczególnie dla naszego powojennego
pokolenia, pławiącego się w konsumpcji i w wyścigu zbrojeń. Obecnie te paliwa
są czymś odwrotnym.
Ale potężne lobby paliw
kopalnych jest zdeterminowanym wrogiem proponowanych reform klimatycznych i
inwestycji w energię odnawialną jak woda, wiatr czy promienie słońca. To lobby
wpływa na polityków, argumentując, że inwestycja w energię odnawialną
potrzebuje kosztownych nakładów
wspieranych „zielonymi podatkamI”. Rząd brytyjski ocenił na przykład, że od
roku 2030 do 2050 taki koszt wyniesie £50mld rocznie. W Polsce oznaczałoby to
przyspieszenie zamknięcia kopalń węgla, będących od stulecia chlubą polskiego
przemysłu. A główni rzecznicy tradycyjnej lobby paliwowej, jak Trump, czy
Bolsonaro, czy Putin, czy prawicowi politycy w Wielkiej Brytanii i w Polsce,
rozdmuchują bojaźń przed nowymi inwestycjami i wykpiwają ambicje i plany
opanowania emisji CO2 przez liberalnych „pięknoduchów”.
To jest jedna strona
medalu. Ale koszt wytwarzania elektryczności przez wiatr lądowy spadł o 40% w
ciągu jednej dekady, a przez turbiny przybrzeżne o 30%. W tym czasie ceny
solarnych paneli spadły o połowę. Już
40% elektryczności w Wielkiej Brytanii pochodzi ze źródeł odnawialnej energii,
i to się powiększa z każdym rokiem. Po prostu popyt na nową energię rośnie i z
czasem pęd ku tej energii będzie
decydował o rynku, bez potrzeby wyżej wymienionego sztucznego bodźca
państwowych inwestycji i „zielonych podatków”. Z tych samych powodów drogie
pompy ciepła, które mają powoli zastępować obecne kotły cieplarniane, też
opadną w cenie. Natomiast koszta gospodarcze klęsk żywiołowych, wynikająch
z zaniedbania katastrofy klimatycznej,
będą o wiele, wiele większe.
Ale najważniejsze jest
to, że wciąż możemy zatrzymać ten proces. Być może, mimo naszych konsumpcyjnych
skłonności, jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma taką szansę. Gniewne młodsze
generacje czekają na to. Coraz masywniejsze i gwałtowniejsze demonstracje, jak
Extinction Rebellion, świadczą o niecierpliwości młodych.
Zbliżają się dwa ważne
szczyty ONZ. Światowi przywódcy, którzy wezmą w nich udział, będą musieli
podjąć doniosłe decyzje w sprawie kryzysu klimatycznego i kryzysu wymierania
gatunków. To moment, w którym może zmienić się wszystko – albo nie zmieni się
nic. 24 listopada b.r. odbędzie się
konferencja ONZ online poświęcona bioróżnorodności, która ma ustanowić nowe,
ambitne zasady ochrony środowiska, by powstrzymać wymieranie gatunków. Nieco
wcześniej, od 31 października do 12 listopada, odbędzie się światowy szczyt
klimatyczny w Glasgowie: najlepsza okazja na podjęcie nowych zobowiązań w celu
uniknięcia katastrofy klimatycznej.
To nie będzie łatwe, ale
jest nadzieja. Prawie wszystkie największe gospodarki świata zobowiązały się,
że do 2050 roku zredukują emisje dwutlenku węgla do zera, a pandemia pokazała,
że śmiałe, systemowe zmiany mogą nastąpić o wiele szybciej, niż się to
komukolwiek marzyło. Jeśli osiągną emisje zerowe na 2050 to naukowcy
przewidują, że globalna temperatura nie zwiększy
się do 2 stopni C i może się ustabilizować na wzroście nie przekraczającym 1.5 stopnia C. Wówczas nie
dosięgną globu najgorsze skutki zmian klimatycznych, które na pewno nastąpiłyby
przy wzroście 2 stopni C.
Ale nie wszystko jest
takie proste. Ostatnio w Wielkiej Brytanii premier Johnson, który jeszcze 6 lat
temu drwił z farm wiatrowych, pokłada wielkie ambicje (temat będzie podjęty na
konferencji w Glasgowie) w nowej energii „niebieskego wodoru”, która stwarza
zerowy dwutlenek jako paliwo dla pieców przemysłowych, pociągów czy ciężarówek.
Niestety, produkcja tego wodoru wymaga masowego spożycia gazu ziemnego i
pozostaje równie szkodliwa dla emisji dwutlenku, co ropa naftowa. Jak
dotychczas, Johnson, poza deklaracjami, nie wykazał żadnej systematycznej mapy
drogowej do wykonania zerowej emisji na rok 2050. Starmer, szef Partii Pracy,
potępia go za zwłokę, ale też sam nie zaszedł wiele dalej od rządu, bo
powstrzymują go zachowawcze związki zawodowe w sektorze energetycznym.
A Ziemia nie może już
dłużej czekać. To jeden z najważniejszych momentów dla życia na tej kruchej
planecie, bo jej i nasz los wisi na włosku. Nie musimy tylko czekać na rządy. Możemy jako konsumenci uprawiać recykling naszych
towarów, jeść mniej wołowiny, lepiej izolować ściany i dachy w naszych
mieszkaniach, mniej korzystać z samolotów, zamienić piece gazowe na
elektryczne, czy pojazdy benzynowe na samochody elektryczne, lub inwestować
więcej w transport publiczny. Możemy naszymi dotacjami wspierać liczne
charytatywne organizacje informacyjne, które rozbudzają świadomość społeczeństw
o kryzysach klimatycznych i zanikaniu w świecie wielu gatunków zwierząt.
Dzięki upowszechnieniu
tych informacji i raportów dochodzi do uświadomienia społeczeństw, budzi się
aktywny konsument i elektorat naciskający na elity polityczne, gospodarcze i
medialne, aby zamiast czczych deklaracji podejmowały konkretne działania i na
szczycie uzgadniały kierunki ostatecznej międzyrządowej współpracy. Same
decyzje takich państw jak Wielka Brytania, czy Francja, czy Włochy, czy Polska,
nie wystarczą, bo każdy z nich obecnie dokłada zaledwie 1 procent do światowej emisji dwutlenku. Natomiast Chiny mają
już wkład przerastający 29% światowej emisji, USA 14%, Indie 7%, Rosja 4%. Ich
współudział w tych inicjatywach klimatycznych jest konieczny. Poza tym pamiętajmy,
że dla wielu państw afrykańskich wzrost gospodarczy pozostaje priorytetem w
pokonaniu nędzy i głodu ich ludności, a więc rolę kierowniczą w opanowaniu
zmian klimatycznych muszą odegrać w pierwszym rzędzie państwa bardziej
rozwinięte. Politycy i media będą wciągani w inne, zastępcze, problemy jak
upadek Kabulu, czy wojna w Etiopii, czy powracająca groźba pandemii, czy
rosnąca konkurencja handlowa Chin i Ameryki w trzecim świecie, ale naszym
obowiązkiem jest przypominanie, że priorytetem pozostaje wciąż potencjalna katastrofa klimatyczna.
Zagrożenia przed którymi
stoimy są już bardzo poważne; dziś stawiają pod znakiem zapytania nasze
przetrwanie. To nie jest coś, co można przeczekać. Ziemia potrzebuje silnego
głosu, który się o nią upomni, gdy światowi przywódcy będą decydować o
przyszłości.
W walce o ocalenie świata
nic nie jest pewne. Są tylko szanse i możliwości. Długie lata wspólnych
marszów, protestów i rzecznictwa utorowały drogę do tego, co musimy zrobić
teraz.. Indywidualnie, i na skali narodowej, będziemy zmuszeni dokonywać
nadzwyczajnych zmian w naszym życiu codziennym. Jeśli chcemy ocalić planetę,
bez rzeczy nadzwyczajnych się nie obędzie. A innej planety zastępczej, planety
B, nie mamy.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 20 sierpień 2021
To już nie jest globalne
ocieplenie. To globalna pożoga. Odkąd prowadzone są pomiary, świat jeszcze
nigdy nie był tak gorący. Wzrost temperatury przynosi fale upałów, rekordowe
susze i coraz większe zakwaszenie oceanów. Miliony gatunków flory i fauny
znajdują się na skraju wyginięcia.
Już teraz kryzys
klimatyczny zmusza 20 milionów osób rocznie do opuszczenia swoich domów.
Mieliśmy w tym miesiącu upały dochodzące do 49 stopni C na niemal całym basenie śródziemnomorskim. Akompaniowały im pożary
lasów w Turcji, Grecji, Włoszech, Algierii, ze śmiercią ponad 100 osób. Podobne
pożogi nie wygasają w Kalifornii, gdzie buszuje od miesiąca pożar zwany Dixie,
który już spalił 170 tys. hektarów. Płoną łuny w puszczach Indonezji i nawet na
Syberii, a dymy z pożaru tajgi dochodzą do północnego bieguna. Lasy amazońskie,
dotychczas największy dostarczyciel
tlenu dla naszej kuli ziemskiej, również się palą. Zamiast tlenu, produkują
trujący dwutlenek węgla CO2. Topnieją lodowce w Himalajach i na Antarktydzie,
wzrasta niebezpiecznie poziom mórz i rzek. Nagłe opady deszczów powodują
dramatyczne powodzie w Niemczech, w Nowym Jorku, i w Chinach, gdzie m.in.
ludzie topili się w miejskiej kolejce podziemnej.
To potężny wstrząs dla
życia na Ziemi, a spowodował go globalny wzrost temperatury o zaledwie
1.1stopnia C. Na pewnym terenach, jak na przykład na arktycznej pokrywie
lądowej, wzrósł nawet o 3 stopnie C, co powoduje topnienie lodowców. I pomyśmy
teraz, jak spustoszoną i groźną dla życia planetę odziedziczą nasze dzieci i
wnuki.
W zeszłym tygodniu ONZ
opublikował nowy Szósty Raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych
(IPCC). Składa się on z 4000 stronic analiz i konkluzji przygotowanych przez
234 naukowców z 66 krajów, podpisanych
przez 196 rządów z całego świata, w tym takie kraje jak Vanuatu czy Kiribati,
które mogą przestać istnieć za 50 lat, z powodu utonięcia pod wzmożonymi wodami Pacyfiku. Wśród autorów widziałem
polskie nazwiska z Australii i USA, ale chyba nie z Polski. Nic dziwnego, bo
obecny rząd polski nie bierze tego jeszcze poważnie. Na ONZ-owskiej konferencji
klimatycznej w Katowicach w roku 2018, polscy urzędnicy sumiennie przygotowali
„mapę drogową” dla międzynarodowych akcji do kontrolowania klimatu, a tymczasem
oficjalni polscy gospodarze zaprezentowali wystawę zachwalającą polskie
górnictwo, a delegatów przyjęła ostentacyjnie orkiestra górnicza. Nawet teraz,
polski sejm przeprowadził ustawę prowadzącą do wycinania lasów dla budowy
fabryki samochodów Izera w Jaworznie.
Dokument IPCC potwierdza,
że globalne ocieplenie przyspiesza wszędzie chaos w atmosferze; wiele procesów,
np. podnoszenie poziomu oceanów, rozmarzanie wiecznej zmarzliny i topnienie
lodowców, trwać będzie dziesiątki, a nawet setki lat, niezależnie od tego, czy
uda się powstrzymać wzrost temperatury atmosfery, czy nie. Autorzy nie mają
wątpliwości, że to człowiek i emisja gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku
węgla oraz metanu, odpowiadają za nasilający się kryzys, którego skutkiem są
coraz częstsze ekstremalne zjawiska, jak gwałtowne opady, fale upałów, susze i
pożary. Stężenie CO2 w 2019 r. osiągnęło poziom najwyższy od co najmniej 2 mln
lat, a średnia temperatura atmosfery wzrosła o 1.1 stopnia C w stosunku do
okresu przedprzemysłowego. Aby zatrzymać wzrost temperatury atmosfery na
poziomie 1.5 stopnia, wymagane jest natychmiastowe ograniczenie emisji gazów
cieplarnianych. Dotychczasowe deklaracje i podejmowane inicjatywy nie przynoszą
skutków. Nie pomogła nawet pandemia i związane z nią spowolnienie gospodarcze,
bo gospodarka prawie wszędzie ożywia się ponownie.
Problemem są wciąż paliwa
kopalne jak węgiel, nafta, gaz ziemny czy łupkowy. Jeszcze 20 lat temu były one światowym motorem wzrostu
gospodarczego i rosnącego dobrobytu, szczególnie dla naszego powojennego
pokolenia, pławiącego się w konsumpcji i w wyścigu zbrojeń. Obecnie te paliwa
są czymś odwrotnym.
Ale potężne lobby paliw
kopalnych jest zdeterminowanym wrogiem proponowanych reform klimatycznych i
inwestycji w energię odnawialną jak woda, wiatr czy promienie słońca. To lobby
wpływa na polityków, argumentując, że inwestycja w energię odnawialną
potrzebuje kosztownych nakładów
wspieranych „zielonymi podatkamI”. Rząd brytyjski ocenił na przykład, że od
roku 2030 do 2050 taki koszt wyniesie £50mld rocznie. W Polsce oznaczałoby to
przyspieszenie zamknięcia kopalń węgla, będących od stulecia chlubą polskiego
przemysłu. A główni rzecznicy tradycyjnej lobby paliwowej, jak Trump, czy
Bolsonaro, czy Putin, czy prawicowi politycy w Wielkiej Brytanii i w Polsce,
rozdmuchują bojaźń przed nowymi inwestycjami i wykpiwają ambicje i plany
opanowania emisji CO2 przez liberalnych „pięknoduchów”.
To jest jedna strona
medalu. Ale koszt wytwarzania elektryczności przez wiatr lądowy spadł o 40% w
ciągu jednej dekady, a przez turbiny przybrzeżne o 30%. W tym czasie ceny
solarnych paneli spadły o połowę. Już
40% elektryczności w Wielkiej Brytanii pochodzi ze źródeł odnawialnej energii,
i to się powiększa z każdym rokiem. Po prostu popyt na nową energię rośnie i z
czasem pęd ku tej energii będzie
decydował o rynku, bez potrzeby wyżej wymienionego sztucznego bodźca
państwowych inwestycji i „zielonych podatków”. Z tych samych powodów drogie
pompy ciepła, które mają powoli zastępować obecne kotły cieplarniane, też
opadną w cenie. Natomiast koszta gospodarcze klęsk żywiołowych, wynikająch
z zaniedbania katastrofy klimatycznej,
będą o wiele, wiele większe.
Ale najważniejsze jest
to, że wciąż możemy zatrzymać ten proces. Być może, mimo naszych konsumpcyjnych
skłonności, jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma taką szansę. Gniewne młodsze
generacje czekają na to. Coraz masywniejsze i gwałtowniejsze demonstracje, jak
Extinction Rebellion, świadczą o niecierpliwości młodych.
Zbliżają się dwa ważne
szczyty ONZ. Światowi przywódcy, którzy wezmą w nich udział, będą musieli
podjąć doniosłe decyzje w sprawie kryzysu klimatycznego i kryzysu wymierania
gatunków. To moment, w którym może zmienić się wszystko – albo nie zmieni się
nic. 24 listopada b.r. odbędzie się
konferencja ONZ online poświęcona bioróżnorodności, która ma ustanowić nowe,
ambitne zasady ochrony środowiska, by powstrzymać wymieranie gatunków. Nieco
wcześniej, od 31 października do 12 listopada, odbędzie się światowy szczyt
klimatyczny w Glasgowie: najlepsza okazja na podjęcie nowych zobowiązań w celu
uniknięcia katastrofy klimatycznej.
To nie będzie łatwe, ale
jest nadzieja. Prawie wszystkie największe gospodarki świata zobowiązały się,
że do 2050 roku zredukują emisje dwutlenku węgla do zera, a pandemia pokazała,
że śmiałe, systemowe zmiany mogą nastąpić o wiele szybciej, niż się to
komukolwiek marzyło. Jeśli osiągną emisje zerowe na 2050 to naukowcy
przewidują, że globalna temperatura nie zwiększy
się do 2 stopni C i może się ustabilizować na wzroście nie przekraczającym 1.5 stopnia C. Wówczas nie
dosięgną globu najgorsze skutki zmian klimatycznych, które na pewno nastąpiłyby
przy wzroście 2 stopni C.
Ale nie wszystko jest
takie proste. Ostatnio w Wielkiej Brytanii premier Johnson, który jeszcze 6 lat
temu drwił z farm wiatrowych, pokłada wielkie ambicje (temat będzie podjęty na
konferencji w Glasgowie) w nowej energii „niebieskego wodoru”, która stwarza
zerowy dwutlenek jako paliwo dla pieców przemysłowych, pociągów czy ciężarówek.
Niestety, produkcja tego wodoru wymaga masowego spożycia gazu ziemnego i
pozostaje równie szkodliwa dla emisji dwutlenku, co ropa naftowa. Jak
dotychczas, Johnson, poza deklaracjami, nie wykazał żadnej systematycznej mapy
drogowej do wykonania zerowej emisji na rok 2050. Starmer, szef Partii Pracy,
potępia go za zwłokę, ale też sam nie zaszedł wiele dalej od rządu, bo
powstrzymują go zachowawcze związki zawodowe w sektorze energetycznym.
A Ziemia nie może już
dłużej czekać. To jeden z najważniejszych momentów dla życia na tej kruchej
planecie, bo jej i nasz los wisi na włosku. Nie musimy tylko czekać na rządy. Możemy jako konsumenci uprawiać recykling naszych
towarów, jeść mniej wołowiny, lepiej izolować ściany i dachy w naszych
mieszkaniach, mniej korzystać z samolotów, zamienić piece gazowe na
elektryczne, czy pojazdy benzynowe na samochody elektryczne, lub inwestować
więcej w transport publiczny. Możemy naszymi dotacjami wspierać liczne
charytatywne organizacje informacyjne, które rozbudzają świadomość społeczeństw
o kryzysach klimatycznych i zanikaniu w świecie wielu gatunków zwierząt.
Dzięki upowszechnieniu
tych informacji i raportów dochodzi do uświadomienia społeczeństw, budzi się
aktywny konsument i elektorat naciskający na elity polityczne, gospodarcze i
medialne, aby zamiast czczych deklaracji podejmowały konkretne działania i na
szczycie uzgadniały kierunki ostatecznej międzyrządowej współpracy. Same
decyzje takich państw jak Wielka Brytania, czy Francja, czy Włochy, czy Polska,
nie wystarczą, bo każdy z nich obecnie dokłada zaledwie 1 procent do światowej emisji dwutlenku. Natomiast Chiny mają
już wkład przerastający 29% światowej emisji, USA 14%, Indie 7%, Rosja 4%. Ich
współudział w tych inicjatywach klimatycznych jest konieczny. Poza tym pamiętajmy,
że dla wielu państw afrykańskich wzrost gospodarczy pozostaje priorytetem w
pokonaniu nędzy i głodu ich ludności, a więc rolę kierowniczą w opanowaniu
zmian klimatycznych muszą odegrać w pierwszym rzędzie państwa bardziej
rozwinięte. Politycy i media będą wciągani w inne, zastępcze, problemy jak
upadek Kabulu, czy wojna w Etiopii, czy powracająca groźba pandemii, czy
rosnąca konkurencja handlowa Chin i Ameryki w trzecim świecie, ale naszym
obowiązkiem jest przypominanie, że priorytetem pozostaje wciąż potencjalna katastrofa klimatyczna.
Zagrożenia przed którymi
stoimy są już bardzo poważne; dziś stawiają pod znakiem zapytania nasze
przetrwanie. To nie jest coś, co można przeczekać. Ziemia potrzebuje silnego
głosu, który się o nią upomni, gdy światowi przywódcy będą decydować o
przyszłości.
W walce o ocalenie świata
nic nie jest pewne. Są tylko szanse i możliwości. Długie lata wspólnych
marszów, protestów i rzecznictwa utorowały drogę do tego, co musimy zrobić
teraz.. Indywidualnie, i na skali narodowej, będziemy zmuszeni dokonywać
nadzwyczajnych zmian w naszym życiu codziennym. Jeśli chcemy ocalić planetę,
bez rzeczy nadzwyczajnych się nie obędzie. A innej planety zastępczej, planety
B, nie mamy.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 20 sierpień 2021
No comments:
Post a Comment