W ostatnim tygodniu, polski minister spraw zagranicznych,
Zbigniew Rau, przekazał oficjalną notę dyplomatyczną rządowi niemieckiemu w
której domagał się dla państwa polskiego reparacji za zbrodnie wojenne. Nota
miała ogłaszać ocenę strat wojennych z powodu niemieckiej okupacji na 6,2
biliony złotych, albo 1,5 bilion dolarów.(1) Choć sprawa została poruszona w
długotrwałej wewnętrznej debacie w mediach polskich i w Sejmie, nota zgłoszona
została w ostatniej chwili, tuż przed przybyciem do Polski ministra
niemieckiego Annaleny Baerbock. Nie było żadnej konsultacji poprzedniej z
rządem niemieckim, i brakowało jakiejkolwiek debaty z niemieckimi mediami czy
naukowcami historycznymi. Nic dziwnego że rzecznik rządu niemieckiego
oświadczył że sprawa odzkodowań została rozwiązana w 1953 r., gdy Polska
odmówiła przyjęcia jakichkolwiek płatności z Niemiec.
Sposób przekazania noty był wyjątkowo lekceważący dla
nowoczesnego demokratycznego państwa niemieckiego, które dawno temu przyznało
się do zbrodni popełnionych wobec Polski. Polska strona tak działała jakby nie
chciała uzyskać pozytywnej odpowiedzi. Sposób przekazania noty, bez
opublikoania jej treści, był tak tajemniczy że Gazeta Wyborcza poprosiła o opublikowanie
tekstu aby udowodnić że naprawdę była złożona. Media opozycyjne podejrzewały że
rząd nie zwracał uwagi na efekty przekazania takiej noty na rząd czy opinię
publiczną w Niemczech (nawet bagatelizując możliwość ponownego zakwestionowania
odszkodowań za stratę ziemi zachodnich Polski), dlatego że prawdziwym celem
sprawy reparacji mogła być próba pogłębiania wewnętrznej polaryzacji
politycznej w państwie i rozbudzenia społecznych emocji, aby wygrać następne
wybory parlamentarne. Tak w sondażach uważa 68% społeczeństwa.
Oczywiście każdy obywatel Polski w czasie drugiej wojny
światowej był w jakimś stopniu ofiarą bestialskiego okrucieństwa ze strony
hitlerowskich Niemiec, albo bezpośrednio, albo przez doświadczenia rodziny czy
przyjaciół. Po wojnie, przez wiele lat, straty i cierpienia z Drugiej Wojny
przeżywali zarówno pozostali przy życiu, jak i następne pokolenia ofiar,
pozbawione możliwości rozwoju wynikającego z wojennych zniszczeń materialnych i
psychicznych. Nic dziwnego że w sondażach 64% społeczeństwa popierało teraz
żądania reparacji ze strony Niemiec, mimo cynicznej interpretacji powodu
podnoszenia teraz tej sprawy. W końcu nawet opozycja przyjęła że dotychczasowe
rozwiązanie sprawy odszkodowań i reparacji wojennych było zupełnie nieadekwatne.
Wskazywała na to jednogłośnie przegłosowana uchwała sejmowa jeszcze z roku 2004
jako reakcja na działania ówczesnego niemieckiego Związku Wypędzonych i
Powiernictwa Pruskiego, gdy premierem był Marian Belka. Teraz ponowną uchwałę
przegłosował Sejm we wrześniu, mimo przypomnienia opozycji aby nie ominąć
podobnego żądania odszkodowań ze strony Rosji.
Znamy z grubsza rachunek ludzki za zbrodnie wykonane nad
narodem polskim w czasie okupacji niemieckiej. W wyniku eksterminacyjnej
polityki okupanta hitlerowskiego było 5,3 miliony zamordowanych i 640 tysięcy
poległych, w czasie działań wojennych, żołnierzy czy cywilów, a więc w sumie 6
milionów polskich obywateli. W tym nieco więcej niż połowa była narodowości
żydowskiej. (Każdą śmierć w wyniku wojny czy okupacji oszacowano w ocenie rządu
na 800 tys. zł.) Natomiast według polskich historyków szacunkowe straty
materialne wynosiły w przybliżeniu ok. 258 mld złotych przedwojennych, co w
przeliczeniu daje aż 50 mld dolarów. Stracono blisko 2 mln koni, 4 mln bydła rogatego,
5 mln trzody chlewnej i 755 tys. owiec. Zniszczeniu uległo 63% taboru, 6000 km
torów kolejowych, 1920 mostów drogowych, 15 tys. km dróg. Straty w rolnictwie
sięgały 50% stanu przedwojennego, w przemyśle chemicznym sięgały 64%, w
przemyśle spożywczym sięgały 53%, a straty w przemyśle metalowym sięgały 48%
stanu przedwojennego. Blisko 43% dorobku kulturalnego na ziemiach polskich
zostało zniszczone w wyniku celowej działalności okupanta. Same straty w
bibliotekach polskich szacowano na 66% stanu przedwojennego, a zburzeniu uległo
25 muzeów, 35 teatrów, 665 kin i 323 domy kultury i domy ludowe. Powinno się
Niemcom przypominać od czasu do czasu te straszne statystyki.
Niezależnie od metod obliczenia, żaden Polak nie mógł
kwestionować że Polsce jako państwu, jak i indywidualnym Polakom i Polkom,
należały się wcześniej reparacje i osobiste odzszkodowania za te wojenne
straty. Niestety w roku 1953 rząd PRL, pod naciskiem Związku Radzieckiego,
ogłosił, że jednostronnie zrzeknie się prawa do reparacji wojennych od Niemiec,
a Niemcy Wschodnie musiały z kolei zaakceptować granicę na Odrze i Nysie
Łużyckiej, co powodowało przekazanie Polsce około 1/4 Niemiec w granicach z
1937 r.. Zgodnie z uchwałami poczdamskimi, Polska miała otrzymywać
odszkodowania niemieckie tylko za pośrednictwem Rosji Sowieckiej. Kreml orzekł
jeszcze że z sum należnych Polsce trzeba odliczyć 6 mld dolarów jako różnicę w
wartości majątku nabytego przez Polskę na zachodzie i utraconego na wschodzie.
Kreml zgodził się odstąpić Polsce ze swej części reparacji 15 proc. wszystkich
dostaw z radzieckiej strefy okupacyjnej i 15 proc. majątku z zachodnich stref
okupacyjnych Niemiec. Polskę po prostu oszukano. Tylko Polacy zamieszkali na
Zachodzie mogli skorzystać osobiście z odszkodowań niemieckich
Co prawda, nie był to koniec sprawy odszkodowań. W 1972 roku
zachodnie Niemcy, uznane przez ówczesny reżym PRL, wypłaciły odszkodowanie
Polakom, którzy przeżyli eksperymenty pseudomedyczne podczas uwięzienia w
nazistowskich obozach koncentracyjnych. Następnie, umowa Gierek-Schmidt
podpisana w 1975 r. w Warszawie przewidywała, że zostanie wypłacone 1,3 mld
marek Polakom, którzy podczas okupacji niemieckiej, wpłacali do niemieckiego
systemu ubezpieczeń społecznych, bez możliwości pobierania emerytury. Po zjednoczeniu
Niemiec w 1990 r. Polska ponownie zażądała reparacji od zjednoczonego państwa
niemieckiego, reagując na roszczenia przeciwko Polsce zgłoszone przez
niemieckie organizacje wypędzonych żądające odszkodowań za mienie i grunty
przejęte przez państwo polskie. W 1992 r. rządy Polski i Niemiec założyły
Fundację „Polsko-Niemieckie Pojednanie”, w wyniku czego Niemcy zapłacili
poszczególnym polskim obywatelom ok. 4,7 mld zł.
Od tego czasu wśród polskich ekspertów prawa
międzynarodowego trwa debata, czy Polska ma prawo żądać odszkodowań wojennych.
Niektórzy twierdzą, że deklaracja z 1953 r. nie była legalna, i nie obowiązuje
dzisiejszą Polskę. Dlaczego więc nie pchano sprawę odszkodowań po roku 1992,
gdy Polska odzyskała swoją suwerenność? Słusznie czy niesłusznie, pierwsze
rządy ustaliły że w nowym porządku europejskim, Polska może najlepiej odgrywać
swoją rolę jako państwo niezależne nie mające żadnych ambicji
rewizjonistycznych i nie szukających dalszych rozliczeń z przeszłości. Uważały
że Polska najlepiej będzie się rozwijać gospodarczo jeżeli będzie widziana jako
kraj długotrwały na którym można polegać i w którym warto inwestować
gospodarczo, militarnie i politycznie. Uznając trwałość istniejących granic ze
wschodnimi sąsiadami, Polska zabezpieczała w ten sposób swoje granice zachodnie
na Odrze i Nysie. Pamięć o przeszłości jednak pielęgnowano i na obchody
bolesnych rocznic zapraszano wszystkie kraje sąsiedzkie, łącznie z rządami
Rosji i Nemiec.
Nawet jeżeli przyjmuje się prawo Polski do wznowienia tych
roszczeń na podstawie że PRL nie było suwerennym państwem, trzeba przyznać że
synchronizacja tych żądań jest wyjątkowo niekorzystna w momencie konfrontacji
Niemiec i Polski z Rosją w sprawie Ukrainy. W końcu kraje te wspólnie wzmagają
sie w przetrwaniu wojny gospodarczej wobec odmowy dostawy gazu z Rosji.
Potrzebna jest solidarność państw demokratycznych w obronie Ukrainy. Polska ma
już zastępczą dostawę z gazociągu Baltic Pipe z Norwegii, ale Niemcy znajdują
się w wyjątkowej trudnej sytuacji gdy nowy kanclerz niemiecki Olaf Scholz stara
się odkręcić błędy poprzednika w uzależnieniu się od dostaw z Rosji, i wspiera
kosztowną dla wszystkich politykę sankcji wobec Rosji. Dyplomatycznie Polska
powinna wspierać kanclerza wobec opinii niemieckiej by przetrwali ten okres
maksymalnego zagrożenia dla gospodarki niemieckiej, a nie szukać powodu aby
jeszcze bardziej zniechęcić podatnika niemieckiego od wspólnego udziału w
konfrontacji z Niemcami.
Na Forum Rady Polonii Świata w Wilnie we wrześniu dyrektor
do spraw Polonii z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Jan Badowski, oświadczył
że polonia powinna poprzeć roszczenia rządu polskiego w sprawie reparacji od
Niemiec na tej samej skali działań lobbystycznych, co poprzednio wykonywali w
sprawie przyłączenia Polski do Nato czy do Wspólnoty Europejskiej. Pierwszą
reakcją przedstawicieli polonii niemieckiej na zjeździe było retoryczne
pytanie, dlaczego 1 milion polskich podatników żyjących w Niemczech ma spłacać
teraz rozszczenia z Polski? A po drugie, jak swoim sąsiadom niemieckim z
trzeciego pokolenia po wojnie mają uzasadnić taki nagły nowy koszt w obecnym
kryzysie gospodarczym? Nikt z MSZ tej sprawy z nimi poprzednio nie
konsultował.
Poza tym nie powinno się porównywać tak kluczową kwestię
strategiczną dla przyszłego bezpieczeństwa i dobrobytu Polski jakim była, i
dalej jest, NATO i Unia Europejska, z kwestią reparacji niemieckimi które
dotyczą nie przyszłość, a przeszłość, Polski. Do jakiego stopnia powinna obecna
polityka zagraniczna Polski być kierowana upiorami przeszłości jeżeli takie
żądania wprowadzają zasadniczy konflikt z obecną polską racją stanu? Można
argumentować że trauma okupacji i terroru niemieckiego na Polskę nie została
odpowiednio wyleczona przez 75 lat powojennego współistnienia pokojowego z
Niemcami. Dla wielu Polaków, jak i Żydów, ta trauma wciąż kieruje ich
codziennym zachowaniem. Na pewno dotyczy to prezesa Kaczyńskiego, który wciąż
ocenia Niemców emocjonalnie, tak jakby historia zakończyła się na roku 1945.
Ale pielęgnowanie traumy jest mimo wszystko upośledzeniem które tamuje normalny
zdrowy rozwój psychiczny pacjenta. Tym bardziej pielęgnowanie traumy na skali
państwowej świadczy o upośledzeniu w zachowaniu państwa wobec rzeczywistości i
wobec swoich właściwych interesów. Co innego obliczać straty wojenne i
przekazywać je do wiadomości Niemcom, a co innego uzależniać od zbrodni
przeszłości obecne bezpieczeństwo i kierunek polityki zagranicznej Polski, i w
tak frywolny i cyniczny sposób marnować moralne znaczenie rachunku za zbrodnie
niemieckie w Polsce.
W końcu wrogiem Polski przez ostatnie 20 lat jest Rosja
Putina, a nie Niemcy. Czemu podobny rachunek Polska nie wystawia rządowi
rosyjskiemu za zbrodnie choćby z okupacji sowieckiej z lat 1939-1941, jak
Katyń, czy zbrodnie ze zniszczeń lat powojennych? Prezes Kaczyński argumentuje
że domaganie reparacji od Rosji będzie możliwe dopiero, gdy "Rosja dołączy
do kręgu krajów cywilizowanych", ale dla opinii światowej nie warto tego
odkładać. Jeżeli Polska autentycznie chce wystawić obydwu najeźdźcom rachunek
za zbrodnie wojenne to niech robi to sprawiedliwie i godnie, opierając to na
dialogu, a nie kompromitując moralnych argumentów o reparacji prawnym
niechlujstwem i politycznym samookaleczeniem.
(1) Przypominam czytelnikom w Anglii że bilion polski (po
angielsku "trillion") równa się milion milionów, w odróżnieniu od "billiona" brytyjskiego (po polski miliard) który równa się „tylko” tysiąca milionów.
No comments:
Post a Comment