Tuesday, 4 October 2016

W Poczekalni

W ubiegły piątek na spotkaniu w Ambasadzie z dr. Adamem Bodnarem, Rzecznikiem Spraw Obywatelskich, wyłoniła się ciekawa dyskusja wśrόd przedstawicieli polonii. Czy Polacy powinni sami organizować się i domagać się swoich praw w tym kraju, czy powinni raczej zachowywać się jak goście i uzależnić się od dobrej woli Brytyjczykόw czekając potulnie na brytyjskie rozwiązanie naszych kłopotόw? Często odpowiedż na to pytanie uzależniona jest od tego czy dana osoba czuje się zadomowiona w tym kraju, czy nie. Polacy ktόrzy przyjechali tu już jako osoby dorosłe, niezależnie od tego czy to było po roku 1956 czy po roku 2004, nie czują się swobodnie składając jakieś postulaty wobec otoczenia brytyjskiego i są szczęśliwsze gdy organizują coś we własnym polskim środowisku, np. w parafii czy w lokalnej szkole sobotniej. Natomiast osoby tu urodzone, czy ktόre przyjechały tu jako małoletnie, nie mają żadnego oporu w wypowiadaniu się w brytyjskim środowisku. Oczywiście upraszczam. Są osoby przyjezdne z Polski ktόre śmiało wkraczają w angielskie czy szkockie organizacje lub organizują samopomoc dla rodakόw w oparciu o brytyjskie fundusze i struktury. Jednak ten spόr zaostrzył się w związku z obecnym kryzysem w Wielkiej Brytanii. Już wiemy z niedzielnego przemόwienia pani Theresy May że Wielka Brytania rzeczywiście odrywa się od Unii Europejskiej fundamentalnie. Nie będzie wolnego poruszania się obywateli europejskich poszukujących pracy w obu stronach, nie będzie bezcłowego dostępu Wielkiej Brytanii do jednolitego rynku unijnego. Wielka Brytania jest w tranzycie przemieniając się z członka Unii Europejskiej w państwo w pełni suwerenne. Decyzja podjęta w referendum jest już nieodwracalna. Ale przez następne trzy lata negocjacji, Wielka Brytania pozostaje jeszcze prawnie i formalnie uzależniona od prawodawstwa unijnego, mimo że uczuciowo stoi już jedną nogą poza Europą. Rząd nie ma zamiaru dzielić się szczegόłami czy etapami negocjacji ze społeczeństwem i z parlamentem a więć poczucie niepewności i tymczasowości wzmocni się zarόwno wśrόd tubylcόw jak i obywateli unijnych tu zamieszkałych. Powoli urzędy państwowe i przesiębiorstwa będą też przechodzić pewne zmiany przygotowując się na ostateczny dzień niezależności choć w międzyczasie wciąż obowiązują przepisy unijne ktόre w odpowiednim dniu po zakończeniu rozmόw przemienią się ustawą parlamentarną w przepisy brytyjskie. Nie wiadomo jeszcze czy ostateczny układ wynegocjowany z Unią będzie poddany zatwierdzającemu referendum, jak chce Partia Pracy i wielu konserwatywnych sympatykόw Unii. Ale prawdopodobnie takiego drugiego głosowania nie będzie. W tej sytuacji można spodziewać się co raz więcej napięcia dotyczącego praw obywateli unijnych. Już w czasie poniedziałkowej sesji konferencji Torysόw w Birmingham minister zdrowia zapowiadał potrzebę wprowadzenia rodzimych doktorόw i pielęgniarzy z Wielkiej Brytanii aby zastąpić co raz “mniej intratnych” cudzoziemcόw; minister środowiska zapowiadała potrzebę zatrudnienia co raz większej ilości tubylcόw w rolnictwie na miejsce pracownikόw unijnych. Dzień przedtem minister przemysłu mόwił już o potrzebie wprowadzenia wiz dla polskich i innych unijnych pracownikόw budowlanych. Wszędzie można teraz, 3 lata przed ostatecznym rozstaniem, wyczuć tą wzrastającą niecierpliwość. Już zaczynają kalkulować jak będzie wyglądała służba zdrowia i gospodarka brytyjska bez naszego udziału, czyli ich indygenizacja. Wiadomo co prawdopodobnie czeka nowo przybyłych obywateli polskich szukających pracy w Wielkiej Brytanii za 3 lata – wizy wjazdowe, potrzebę pozwolenia na pracę, niemożnośc ściągnięcia tu swojej rodziny, brak wszelkich możliwości na zapomogi, brak dostępu bezpłatengo do służby zdrowia. Ale co czeka tych co tu już są? Pozatem ta niecierpliwość przenosi się i do szerszego społeczeństwa, a szczegόlnie do tych elementόw ktόre były odpowiedzialne za co raz częściej powtarzające się ataki na Polakόw. Wciąż możemy liczyć na osobistą życzliwość znacznej części społeczeństwa brytyjskiego ale obawiam się że będzie to co raz częściej życzliwość dla nas jako obcokrajowcόw, niż jako tubylcόw z mniejszości etnicznej. Dla 2,9 milonόw obywateli unijnych (w tym 980,000 Polakόw) już tu obecnych, sytuacja pozostaje jaskrawo nie pewna. Są w poczekalni. Obecne prawa unijne gwarantują im wszystko. Ale na jak długo? Za 3 lata nie będą już obowiązywać. Lecz to Wielka Brytania zrywa z Unią Europejską, a nie na odwrόt. Jeżeli Wielka Brytania wybija się na niezależność to ma przy tym obowiązek prawny i moralny zatroszczyć się o tych, ktόrzy tu przybyli i mieszkają dzięki dotychczasowemu dobrowolnemu udziałowi Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Powinno być podobne poczucie odpowiedzialności do tego ktόre w roku 1945 nakłoniło rząd brytyjski, po podpisaniu haniebnego układu jałtańskiego, do nadania Polakom znajdującym się na zachodzie prawo osiedlenia się w Wielkiej Brytanii. W czasie kampanii przed referendum głόwni poplecznicy “Leave”, czyli opuszczenia Unii, przyrzekali że obywatele unijni ktόrzy już żyją i pracują w Wielkiej Brytanii, będą mogli pozostać. To samo zażyczyli posłowie w debacie parlamentarnej w tydzień po referendum. Obecnie minister Davis, odpowiedzialny za negocjacje z Unią, zapowiedział że ci obywatele będą mogli zostać o ile inne państwa nie będą dyskryminować Brytyjczykόw za granicą. To znaczy w praktyce że sprawa wciąż pozostaje otwarta aż do ostatniego dnia negocjacji, a więc formalnie ta niepewność zostaje. “Przecież nas nie wyrzucą,” mόwi wielu Polakόw. “Potrzebują nas.” To wszystko prawda. Wszelka logika wskazywałaby na to że Polacy i pozostali obywatele unijni są tu potrzebni i będą mogli pozostać. Ale gdyby logika odgrywała tu rolę to Wielka Brytania nie opuszczałaby Unię. W tej chwili decyzje podejmowane są na falach tej emocji ktόra poniosła elektorat w kierunku opuszczenia Unii. Dlatego aby obronić status Polakόw tu obecnych w okresie pobrexitowskim potrzebna będzie nie tyle wiara w rozsądek i logikę rządu brytyjskiego (choć ewentualnie będzie można na to liczyć), co argument z potężnym ładunkiem emocjonalnym. Mamy np. obecnie przeszło 186,000 dzieci narodowości polskiej w Wielkiej Brytanii. Znaczna większośc ich ma poniżej 9 lat. Rodzimy ich co raz więcej, bo przeszło 22 tysiące rocznie. Wielu z nich nie ma zapewnionego prawa pobytu bo rodzice nie załatwili jeszcze sobie stałej rezydentury, należną im po 5 latach pobytu. Znaczna ich część zaznała strasznej traumy tej nocy kiedy dowiedzieli się że Wielka Brytania zrywa z Europą i że ich prawo pozostania w tym kraju jest zagrożone, a szczegόlnie kiedy ich koledzy zaczęli pytać agresywnie kiedy wracają do Polski. Dla tych dzieci Anglia jest ich światem, nawet kiedy mόwią i piszą po polsku. Polska to tylko kraj gdzie mieszka babcia i jedzi się na wakacje. Trzeba jasno to przedstawiać w mediach brytyjskich. Czy chcą aby te dzieci tu wychowane były zakładnikami przez następne pare lat w grach dyplomatycznych? Pozatem czy chcą aby tylu obywateli unijnych porzuciło przedwczesnie pracę w NHS i w opiece społecznej i przenosiło się za granicę? Czy te 22,000 przedsiębiorstw z polskimi właścicielami ma rozwiązać się na skutek niepewności swojego jutra i rozszerzyć dramatycznie pulę bezrobotnych? Oczywiście dobrze jak te argumenty stawiają sami Brytyjczycy, choćby poseł Tom Brake ktόry w zeszły czwartek przedstawił Polakom w POSKu swoje projekty prywatnej ustawy o prawach pozostania dla obywateli unijnych. Ale mamy pełne prawa i obowiązek sami zorganizować się w grupę nacisku, w stylu jakiejś petycji pod hasłem jak “Justice for UK Poles”, w obronie praw i bezpieczeństwa naszych rodakόw. Po pierwsze dlatego że jeszcze obowiązuje prawo unijne ktόre ich chroni, a po drugie dlatego że wielu z nas już jest Brytyjczykami i nie mamy żadnych kompleksόw że jesteśmy w jakiś sposόb tu osobami obcymi. A trzeba to poruszać teraz, czyli kuć żelazo pόki gorące. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 7 pażdziernik 2016

No comments:

Post a Comment