Cykl felietonow wydrukowanych w londynskim "Dzienniku Polskim" i "Tygodniu Polskim"
Wednesday, 1 June 2011
Jedna Rocznica - Dwie Uroczystosci
Kosciół pełniusieńki. Już pół godziny przed mszą ławy wypełniają się starszymi panami z marsowymi minami i eleganckimi siwowłosymi damami. Po centralnej nawie kroczy Janka Kwiatkowska; ustawia i kieruje ruchem znajomych jej weteranów ze starej emigracji zastrzegając, aby frontowe ławki zostały puste. Z zakrystii wychodzą dyskretnie rodziny tych, którzy przyszli uczcić rocznicę. Najpierw dostojna pani Karolina Kaczorowska ze swoją rodziną, pani Anna Sabbat z córką Jolantą, Marek Gostomski, brat ukochanego księdza proboszcza i Adam Ostrowski z rodziny prezydenta Stanisława Ostrowskiego.
Wchodzi pani Ambasador. Dla stałych parafian nie ma już miejsc w środku, więc wypełniają boczne nawy i stoją na tyle kościoła. Czekamy. Przyglądam się pięknym, dużym zdjęciom popularnego nieodżałowanego proboszcza ze swoim z lekka łobuzerskim uśmiechem i dostojnego prezydenta, który stracił życie na posterunku, w pełni zdrowia i energii mimo swoich 90-ciu lat. Przy zdjęciu prezydenta stoi rasowa młoda harcerka z kokardkami. Wytrwała całą mszę stojąc dumnie na baczność. Zaobserwowałem jak po czasie jej drużynowa spytała czy chce być wymieniona, lecz stanowczym odruchem odmówiła chcąc zostać na straży do końca.
Przez kolorowe witraże promyki słoneczne rzucają wielobarwne światło na te czarno-białe zdjęcia i na wiernych siedzących w głębokim, milczącym skupieniu. Przed rozpoczęciem mszy św. wita wszystkich nowy proboszcz ks. Marek Reczek. Wszyscy wstają. Wkraczają sztandary kombatanckie i harcerskie. Mszę celebruje ksiądz rektor Stefan Wylężek w asyście pięciu księży, a ewangelię czyta nasz stary przyjaciel –pasterz były rektor ks. Stanisław Świerczyński. Wzniosłym przemówieniem o zmarłych i o ich poczuciu obowiązku obdarza nas Helena Miziniak.
Myślami sięgamy do Tupolewa prezydenckiego błądzącego we mgle po czubkach drzew w lesie pod Smoleńskiem, dzielimy szarpiący ból i poczucie opustoszenia i straty naszych przyjaciół i najbliższych. Żegnamy znów z żalem naszego tragicznie zmarłego, patriotycznego prezydenta Kaczyńskiego z uroczą małżonką i przeżywamy stratę wybitnych przedstawicieli z naszych elit politycznych, kulturalnych, wojskowych i strażników naszej pamięci narodowej. Ksiądz Reczek przypomina nam, że wszyscy przechodzący przez Golgotę wojenną, a później przez lata walki z niewolą, mieliśmy nasz „mur płaczu, lecz przy tym murze nie można stać wiecznie, bo trzeba ciężką pracą budować nową Polskę – bez czynów zbrojnych i rozlanej krwi.
Po mszy, rodziny zmarłych przeszły na tył kościoła aby odsłonić z kolei tablicę pamiątkową dedykowaną wszystkim prezydentom Drugiej Rzeczpospolitej od naczelnika Józefa Piłsudskiego i Gabriela Narutowicza do Ryszarda Kaczorowskiego włącznie, podkreślając tym sposobem przetrwanie nieustającej państwowości niepodległej Polski od 1918 do upadku PRL-u. Przy sąsiedniej ścianie odsłonięto tablicę ku czci tragicznie zmarłego ostatniego proboszcza. Na końcu miał miejsce uroczy koncert scholii parafialnej, składającej się w większości z młodych dzieci, pod kierownictwem Marysi Budzyńskiej.
Wyszliśmy z kościoła na zewnątrz ogrzani radosnym wiosennym słońcem, tuląc nasz żal, lecz podbudowani naszym hołdem i dobrze spełnioną ofiarą. Większość uczestników mszy podążyła do POSK-u aby uczestniczyć w koncercie okolicznościowym, w produkcji Krystyny Bell i z udziałem chóru Ave Verum, Iwony Januszajtis i innych wybitnych artystów. Czułem jednak pewien obowiązek aby podążyć do Trafalgar Square na wiec poświęcony pierwszej rocznicy katastrofy w Smoleńsku, który zwołały: Polska Wszechnica w Wielkiej Brytanii i Klub Gazety Polskiej w Londynie.
-
Zjawiłem się kiedy wiec pod kolumną Nelsona już się rozpoczął. Panował spokój i ład. Młodzi ludzie w białych koszulkach z napisem „Smoleńsk – 10/04/10 = Katyń II” stali na baczność przy zniczach ułożonych na kształt krzyża. Uczestniczyło około 500 osób z transparentami porównującymi Smoleńsk z drugim Katyniem. Przemawiająca z mikrofonu Małgorzata Piotrowska krytykowała zachowanie się władz rosyjskich, a zwłaszcza szczegóły osławionego raportu MAK, który nam tyle przyniósł przykrości, a szczególnie rodzinom pilotów i rodzinie generała Błasika. Pani Piotrowska wyliczała i cytowała żale poszczególnych członków rodzin – ofiar katastrofy w sprawie zaplombowanych trumien i braku dostępu do informacji ze strony Rosjan. Wiele tych słów krytycznych podzielają wszyscy Polacy, choć wyobrażam sobie, że większość rodzin nie chciałaby oglądać zmasakrowanych zwłok swoich bliskich. Mówczyni stwierdziła, że z ciał oficerów polskich skradziono odznaki – „tak, jak kiedyś w Katyniu”. Trudniej pogodzić się było z jej uwagami o braku wolności w Polsce i potrzebie wprowadzenia międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy. W końcu polska komisja badająca powody katastrofy jeszcze nic nie orzekła. Na koniec wezwała wszystkich uczestników do zaśpiewania trzech pełnych zwrotek hymnu „Boże coś Polskę” w wersji, którą śpiewaliśmy jeszcze przed 1990 rokiem w Londynie, czyli „Ojczyźnie wolność racz przywrócić Panie.” Widocznie dla niej obecna Polska nie zasługuje aby być „pobłogosławiona”, mimo, że nasz Ojciec Święty błogosławił ją często. Uwypuklił to bardziej jej współtowarzysz – organizator Marek Laskiewicz, który stwierdził, że uniki w zachowaniu rosyjskich władz wskazują na to, że było to „planowane grupowe morderstwo za pomocą ludzi w Polsce – kolaborantów” i, że kraj nie jest wolny i dalej pozostaje jak w PRL-u pod wpływem rosyjskim. Powtórzył to orzeczenie na wszelki wypadek po angielsku. Część zebranych przywitała jego kończące słowa gorącymi oklaskami, inni stali w milczeniu, nieświadomi czy przyszli uczcić ofiary katastrofy czy na polityczny wiec.
Wiemy, że polscy eksperci nie zbadali jeszcze osobiście kadłuba i czarnych skrzynek. Wiemy, że Rosjanie nie przyznali się do żadnych własnych błędów. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeszcze nie posiadamy dużej wiedzy na ten temat. Ale przy całej tradycyjnej podejrzliwości Rosjan – nie ma żadnych dowodów i żadnych wyraźnych motywów wskazujących na to, że katastrofa była wynikiem zaplanowanej zbrodni.
Rozumiem, że bujnymi wyobraźniami organizatorów tego wiecu i ich popleczników w Polsce, i na innych kontynentach kieruje patologiczna niezgoda na dzisiejszy ustrój polityczny i gospodarczy w Polsce. Jednak warto też podkreślić, że uczestnikami mszy św. w kościele św. Andrzeja Boboli byli też weterani walk o niepodległość, którzy przez 60 lat nie uznawali reżymu narzuconego Polsce przez Kreml. Tam gdzie oni teraz widzą, może nie doskonałą, lecz jednak wolną, demokratyczną, suwerenną Polskę, należącą do NATO i Unii Europejskiej – uczestnicy wiecu dopatrują się kraju zniewolonego rządzonego przez „kolaborantów” Moskwy. Czy ci młodzi ludzie naprawdę nie wiedzą co to jest zniewolony kraj? To smutne, że środowiska patologiczne w nowoczesnej Polsce przenoszą się tutaj na grunt londyński.
Ksiądz Marek mówił aby nie tkwić wieczne przy „murze płaczu”, lecz widocznie są osoby, które nie chcą czy nie mogą od tego muru odstąpić.
„Dziennik Polski” (Londyn) 24 kwiecień 2011r.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment