Wednesday 16 November 2011

Marsze, Mundury, Maki



Znów jedenasty listopad.
Coroczne obchody pamięci zmarłych obchodzone są z należytą powagą we wszystkich miastach brytyjskich. Następują dwie minuty ciszy. Słychać wyraźnie świergot ptaków, czasem szczekanie jakiegoś psa i szmer w dali mijających samochodów. Cisza jest tak przenikająca że uszy nasze protestują łaknąc powrotu do normy i codziennego hałasu.
Poczym następuje składanie wieńców przed lokalnym pomnikiem ofiar dwuch wojen światowych i przemarsz weteranów, najczęściej w asyscie lokalnych harcerzy, kadetów i służb porządkowych. Jeszcze dwadzieścia lat temu brali w tym udział weterani pierwszej wojny światowej, a to byli prawdziwi bohaterowie tych uroczystości. Każdy lokalny pomnik ich czcił wymieniając wszystkie ofiary nazwisko po nazwisku. Gdy nastąpiła druga wojna dołączono nazwiska ofiar nowej zawieruchy lecz wyraźnie w mniejszym składzie niż po pierwszej wojnie. Przeszło 1 milion brytyjskich żołnierzy zginęło w pierwszej światówce, zaledwie 300 tys. w drugiej. Od razu widać dlaczego, mimo dramatycznego rozwoju Drugiej Wojny, hekatomba śmierci Pierwszej Wojny zrobiła większe wrażenie na Wyspach. Każde miasto i każda wioska straciły lwią część swojego młodego pokolenia.
Wszyscy tu noszą maki. A maki trafiły do wyobraźni jako jedyne kwiaty które mogły
szybko odrosnąć na zabłoconych polach bitewnych Flandrii i na półwyspie Gallipoli. (Tak jak na wzgórzach Monte Cassino). Kwiat krótkotrwały jak życie młodych stracenców, o kolorze szkarłatu przypominającego żniwo krwi, a zarazem pospolity a więc dostępny dla wszystkich. Był okres w latach 30-ych, a później znów w latach 60-ych, kiedy ten symbol ofiary stał się mniej popularny, a organizacja charytatywna British Legion, która monopolizowała produkcję maków dla habilitacji inwalidów wojennych, widziana była przez młodych jako przestarzały symbol wojny. Organizacje pokojowe lansowały białe maki, twory kompletnie sztuczne, które polaryzowały opinie wobec powszechnej tradycji hołdu dla zmarłych.
Lecz dziś na Wyspach Brytyjskich te konflikty ideologiczne już dawno minęły. Wojny w Iraku i Afganistanie, uwypuklone na co dzień na ekranach telewizyjnych przybliżyły młodych ochotników do ich rówieśników w domu. Bezsens tych wojen nie obrócił społeczeństwo przeciwko żołnierzom, lecz przeciwko politykom. Do noszenia dziś czerwonego maka nie potrzebne jest ubranie wizytowe, wystarczy koszula sportowa, sweterek, kurteczka. Pospolity kwiatek pasuje do sukni wieczorowej popularnej śpiewaczki i do obdartej koszuli bez rękawów starego „rocker’a”. Według Royal Legion nigdy nie sprzedano tyle „poppies” w listopadzie jak właśnie w tym roku.
A w centralnym Londynie, przy białym Cenotaphie, maszerują z sprężną zaciętością setki meżczyzn i kobiet z całego byłego imperium. Telewizja wylicza organizacje, pułki, poszczególne osoby. Wymienia też polski kontyngent z SPK i przypomina naszą rolę, szczególnie w Bitwie o Anglię. Zasępiona lecz spokojna kawalkada brytyjska wykazuje swoją solidarność wobec poświęcenia umundurowanych i nieumundurowanych. Jest to solidarność społeczna którą inne kraje mogłyby Brytyjczykom zazdrościć, a szczególnie Polska, która kiedyś wykluła sobie niemal wyłączny patent na pojęcie „solidarność”.
Marsze, mundury, maki – to Remembrance Sunday w Londynie.
Petardy, policja, pożary – to Dzień Niepodległości w Warszawie.

Ten sam dzień, ten sam kontynent, upamiętnia koniec tej samej wojny. Lecz polskie ekrany telewizyjne pokazują inny świat, pozbyty sensu, pozbyty ładu, pozbyty szacunku. Wśród zadymionych ulic w okół Placu Konstytucji wyłaniają się tajemnicze postacie zamaskowane w białych balaklawach atakujące policję i dziennikarzy i demolujące metalowe bariery. Policja naciera na nich przy pomocy czarnych hełmów, gumowych pałek i wodnych armat. Nieznani sprawcy podpalili wóz transmisyjny TVN i samochód Polskiego Radia. 3 rannych policjantów ląduje w szpitalu, 210 uczestników jest aresztowanych, w tym 39 anarchistów niemieckich.
Pamiętam jak w emigracyjnym Londynie Dzień Niepodległości był dniem w którym uczestniczyli wszyscy normalnie skłóceni ze sobą politycy. Referaty historyczne podkreślały rolę wszystkich ruchów społecznych i grup wojskowych które miały swój wkład w wywalczeniu i utrzymaniu Niepodległości Polski. Czczono zarówno wkład Piłsudskiego i Dmowskiego, Hallera i Dowbora-Muśnickiego, Witosa i Daszyńskiego, Sikorskiego i Sosnkowskiego. Odczuwano wówczas że to jest radosne święto dla wszystkich.
Jakoś nie wszyscy tak to widzą w Polsce. Przez ostatnie dwadzieścia lat niepodległości obchody święta niepodległości zostawia się w rękach najdziwniejszych organizacji peryferyjnych które wykorzystują to święto dla własnej agendy politycznej. Pomnik Romana Dmowskiego staje się w oczach prawicowych demonstrantów symbolem ideologii opartej o tradycje narodowe. W oczach ich przeciwników pomnik jest symbolem anty-semityzmu i etnicznego szowinizmu. Te rywalizujące grupy organizują swoje marsze i kontra-marsze i wywołują konflikty i walki uliczne które najczęściej kończą się starciami i jednej i drugiej strony z policją.
W tym roku dwie największe grupy skrajnie prawicowe – Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny - połączyły siły aby zorganizować wspólny jednolity „Marsz Niepodległości” z placu Konstytucji pod pomnik Dmowskiego. Powiewają setki biało-czerwonych flag i są też pojedyncze flagi prawicowych sympatyków z Słowacji, Chorwacji i Serbii. Bardziej agresywni byli kibice Legii Warszawa wspierający marsz i gotowi do awantury z kimkolwiek. Było nieco zamieszania czy w ostatniej chwili marsz nie został zdelegalizowany przez władze miejskie. Ostatecznie policja orzekła że marsz jest wciąż legalny ale nie miał prawa zbierać się na Placu Konstytucji. Przy opóznionym zakazie zaczyna się burda i lecą częśći bruku i butelki. Policja organizuje odwet. W walkę wmiesza się równie radykalna anty-prawicowa manifestacja pod hasłem „Kolorowa Niepodległa”.
Obawiam że władze miejskie pogorszyły sprawę przez niewyjaśnione opóznione próby zakazu manifestacji i przez zezwolenie na kontr-demonstracje przy sąsiednich ulicach. Zarówno Młodzież Wszechpolska jak i „Kolorowa Niepodległość” mają prawo do wypowiedzenia się ale zgadzam się z propozycją Prezydenta Komorowskiego że w przyszłości nie będzie można organizować dwuch rywalizujących marszów w tym samym terminie i w tym samym miejscu.Niepodległość nie może być monopolem marginesu. Państwo powinno samo publicznie przejąć na siebie odpowiedzialność za „Marsz Niepodległości” wspierany przez wszystkie partie demokratyczne, tak jak miało miejsce w emigracyjnym Londynie. Lepszym przykładem były wspólne modlitwy polskich i niemieckich księży o pokój które odbyły się katedrze polowej Wojska Polskiego w Warszawie.
Słowa „niepodległość” i „Ojczyzna” należą do nas wszystkich a nie do fanatyków którzy interpretują te pojęcia jako wyraz nienawiści wobec innych i jako kamuflaż własnych niepowodzeń i kompleksów.
Przypominam sobie słowa poety Jana Kasprowicza:
Rzadko na moich wargach -
Niech dziś to warga ma wyzna
Jawi się krwią przepojony,
Najdroższy wyraz: Ojczyzna.

Widziałem, jak się na rynkach
Gromadzą kupczykowie,
Licytujący się wzajem,
Kto Ją najgłośniej wypowie.

Widziałem, jak między ludźmi
Ten się urządza najtaniej,
Jak poklask zdobywa i rentę,
Kto krzyczy, iż żyje dla Niej.

Sztandary i proporczyki,
Przemowy i procesyje,
Oto jest treść Majestatu,
Który w niewielu żyje.

Więc się nie dziwcie - ktoś może
Choć milczkiem słuszność mi przyzna
Że na mych wargach tak rzadko
Jawi się wyraz: Ojczyzna.

Wiktor Moszczyński „Dziennik Polski” 18/11/11