Monday 16 December 2013

Tryzub na Majdanie

Konfrontacje na kijowskim Majdanie Niepodległości były dramatyczne w ostatnich trzech tygodniach od momentu kiedy prezydent Janukowycz odmówił podpisania umowy współpracy między Ukrainą a Unią Europejską. Dokument ten przygotowywano przez szereg latach rozmów i zawierał niemal 10,000 stronic. Pozatem Europejczycy domagali się wypuszczenia na leczenie w Niemczech uwięzionej Julii Timoszenko skazanej za korupcję. Ale umowa nie posiadała najważniejszego elementu dla prezydenta – zakamuflowanej premii osobistej. Po stronie demonstrantów I przeciw brutalnym atakom policji I komandosów “Berkuty”, interweniowali na majdanie politycy amerykańscy, europejscy, wśród nich i Polacy jak Jarosław Kaczyński i Jacek Protasiewicz (obecnie wiceprzewodniczący parlamentu europejskiego) wzywając tłumy do wytrwania i utrzymania więzi z Unią. Interweniowali księża greko-katoliccy i duchowni autokefalicznego kościoła prawosławnego opartego o monastir Św. Michała. Podobne demonstracje ukazywały się w innych miastach zachodniej Ukrainy, a szczególnie we Lwowie, gdzie policja i burmistrz byli po ich stronie. Natomiast w miastach wschodnich i południowych nastały demonstracje pro-rosyjskie inspirowane najczęściej z Rosji ale mające wyraźne wsparcie wśród wielu prawosławnych duchownych uznających patriarchat moskiewski i wśród oligarchów władających ciężkim przemysłem Donbasu. O tych demonstracjach prawie nic nie ukazuje się w praise zachodniej. Dopiero demonstracja z ostatniej niedzieli odbywająca się o paredziesiąt metrów od demonstracji pro-zachodniej dobrnęła do zachodnich mediów choc paru demonstrantów potwierdziło że płacono im za udział. Polacy na ogół podziwiają demonstrantów występujących tak odważnie przeciwko pałkarzom prezydenta Janukowycza. Orientujemy się na tyle w zawiłej historii post-sowieckiej Ukrainy aby zrozumieċ że chodzi tu o wybór Ukrainy między dominacją rosyjską a bliższymi stosunkami z Unią Europejską. Przypomina się nam idealizm rewolucji pomarańczowej z przed 9 lat. Lecz symbolami konfrontacji nie są już barwy pomarańczowe ruchu też niestety skompromitowanego przez korupcję ich kiedyś popularnych przywódców. Wszędzie widaċ flagi unijne i narodowe barwy ukraińskie – z żółtym polem dojrzewającego żyta pokrytym błękitem bezgranicznych niebios. A przy nich powiewa tryzub. Dla wielu Polaków jest to złowrogi symbol. W ostatnim piątkowym numerze Tygodnia Polskiego Jędrek Śpiwok ostrzegał że dla niego “tryzub i swastyka niczym się nie różnią, kiedy myślę o tym czego ich nosiciele dokonali na polskim narodzie”. Tryzub nie jest nowym symbolem; sięga do bardzo wczesnego średniowiecza kiedy Kijów był największym i najbardziej zcywilizowanym miastem w Europie. Kształt tryzuba pochodził ze stylizowanego wzoru polującego jastrzębia który był nordyckim symbolem suwerenności, przypominający wpływy Wikingów na starą Ruś. Trudno mieċ za złe ruchowi narodowemu na Ukrainie który pod koniex XIXw. przyjął ten historyczny znak jako symbol ukraińskiego renesansu kulturalnego, szczególnie we Lwowie, kolebką ukraińskiego ruchu niepodległościowego. Dla Ukraińców Polak był wówczas tym czym Prusak dla Polaków w Wielkopolsce, czyli historyczny ciemiężca, właściciel ziemski, patrzący pogardliwie na Rusinów jako niższą od siebie kategorię cywilizacyjną. Habsburgowie rozruszyli wspólną niechęċ między narodami jako częścią ich polityki “divide et impera”. Umożliwili Ukaraińcom opanowanie Lwowa przy rozpadzie cesarstwa austriackiego w roku 1918 i założenie krótkotrwałej Republiki Zachodnio-Ukraińskiej która też operowała pod znakiem tryzuba ale którą my z kolei im odebraliśmy traktując miasto Lwów jako polskie miasto. Tryzub pozostał symbolem państwa dla atamana Symona Petlury w czasie sojuszniczej interwencji polskiej na Ukrainie i po upadku jego rządu stał się tytułem kulturalno-politycznego pisma ukraińskiego wydawanego przez Petlurę w Paryżu, sfinansowanego zresztą przez wywiad polski. W czasie ostatniej wojny faszystowskie ruchy ukraińskie, objęte przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, przysposobiły ten szlachetny symbol w swojej zdeprawowanej “walce o niepodległośċ” zwróconej teoretycznie przeciw “trzem zaborcom” - niemieckim, rosyjskim i polskim - ale faktycznie wyżywając sie przedewszystkiem na tych najbardziej bezbronnych z tej trójki, czyli na rdzennych polskich mieszkańcach Wołynia i Podola. Lecz tryzub pozostał również symbolem walki z komunizmem i sowietyzacją Ukrainy. Dlatego w roku 1990 powrócił jako symbol wolnej niepodległej Ukrainy i został uznany jako godło nowego państwa. Mimo że pamięċ bestialskiego wymordowania Polaków pozostaje żywa dla tych którzy stracili rodziny w tych masakrach a ofiary rzezi zaliczani są do naszej tradycyjnej martyrologi wojennej i mimo że historycy I politycy ukraińscy są dośċ powściągliwi w swoich moralnych ocenach tych wydarzeń, polska racja stanu wymagała śmiałe postawienie na przetrwanie demokratycznej niepodległej Ukrainy jako częściowego przedmurza przeciw potencjalnym ambicjom imperialnym Rosji. Nie widzę więc powodu aby politycy polscy mieliby się wstydziċ występując na wiecach w którym pojawiają się sztandary i transparenty z tryzubem. Co innego zniekształcony tryzub w formie dłoni z trzema podnoszymi palcami który jest symbolem nacjonalistycznego ruchu Swoboda, organizacji wywodzącej się z Socjalno-Narodowej Partii Ukrainy. Są oni wrogo nastawieni nie tylko do Rosji ale do wszystkich mniejszości narodowych na Ukrainie, w tym Polaków i Żydów szczególnie. Niestety ta grupa tworzy jedną z trech partii opozycyjnych które w nieco spóźniony sposób zidentyfikowały sie z demonstrantami na Majdanie. Demonstranci nie mieli z początku przywódców I przyjeżdzali spontanicznie. W tej próżni politycznej walczą o wpływy nad kierunkiem demonstrantów Tiagnibok, przywódca szowinistycznej Swobody, Jacieniuk, reprezentujący uwięzioną Julię Timoszenko i jej partię i naiwny nieco lecz popularny bokser Witalij Kliczko który reprezentuje nowoczesną młodą idealistyczną niezkorumpowaną Ukrainę. Obawiam się jednak źe jest słabo przygotowany w wypadku wygranych przyszłych wyborów by opanowaċ skutecznie kryzys gospodarczy i poprowadziċ kraj skutecznie w kierunku Europy. Wiemy że układ Ukrainy z Unią leży w interesie Polski. Ale czy leży w interesie Ukrainy? Ukraina jest na skraju bankructwa a jej przywódcy polityczni bogacą się plądrując naturalne zasoby kraju. Przeciętny zarobek na Ukrainie wynosi £150 miesięcznie a wiele instytucji państwowych nie jest w stanie od paru miesięcy wypłacaċ żołd własnym pracownikom. Projektowany układ z Unią miał kierowaċ kraj na długi okres reform rynkowych i administracyjnych na które ani elity ani większośċ mieszkańców nie jest przygotowana. Zamykano by wielu zakładów i instytucji państwowych. Do tego trzeba by było liczyċ się z sankcjami ze strony Rosji któraby szybko zakręciła kurek od dopływu ropy naftowej. Natomiast Rosja, poza groźbami, ofiarowała bezpośrednie inwestycje i wsparcie kapitałowe które przedewszystkiem zadowoliłoby interesy osobiste rodziny prezydenta i jego zamożnych współpracowników. System plądrowania mienia państwowego mogłby kontynuowaċ bezgranicznie tymbardziej że system gospodarczy Ukrainy, a szczególnie uprzemysłowionej Ukrainy wschodniej, jest bardziej dostosowany do kierowanej gospodarki Rosji niż do bardziej przejrzystej gospodarki europejskiej. Obecnie ukraiński premier Azyrow domaga się od Unii zapłaty 20mld euro jako ceny podpisania umowy dwustronnej lecz Unia na taki szantaż już się nie zgodzi. Chiny też odrzuciły propozycje dużej pożyczki. Zresztą sama Unia Europejska przechodzi kryzys szczególnie w sprawie waluty wspólnej i masowych migracji pracowników z krajów biedniejszych. Co tu wiele mówiċ. Unia nie jest w stanie zaofiarowaċ Ukrainie pełne członkostwo Unii. Ale Putin jest gotów od razu zaofiarowaċ unię celną. Decyzja o orientacji geopolitycznej Ukrainy zależy od samych Ukrainców. Dla jednej strony jest to wybór gospodarczy, dla drugiej jest to wybór cywilizacyjny. Jest to ten sam wybór dla Ukrainy który stał między wolną Rzeczpospolitą a autokratycznym Caratem, między zaborem austriackim a rosyjskim. Może i dobrze że Janukowycz nie podpisał umowy z Unią. Gdyby podpisał nie byłby w stanie jej wykonaċ. Lepiej aby przyspieszyċ nowe wybory z nowym mandatem od większości wyborców do wybierania odpowiedniej drogi na przyszłośċ. Inaczej groziłoby krajowi coś jeszcze gorszego – wojna domowa i podział kraju na dwie części. A wiemy że w takich sytuacjach taki konflikt byłby krwawy, szczególnie dla mniejszości narodowych, a w tym Polaków. Bardziej potrzebna jest tu rozwaga niż odwaga. I to bardziej niż wiecowe wystąpienia powinni ofiarowaċ Ukraińcom polscy politycy. Wiktor Moszczyński - Dziennik Polski - 21 grudzień 2013

Tuesday 3 December 2013

Super-Senator z Okręgu “Zagranica”

Na spotkaniu 22 listopada w Senacie z absolwentami Szkoły Liderów Polonijnych pojawiła się koncepcja senackiego okręgu wyborczego “Zagranica”. Okręg ten byłby terytorialnie nieco większy niż typowy okręg wyborczy w Polsce. Sięgał by od Szczecina do Lublina ale poprzez Amerykę, Azję I wszystkie pozostałe kontynenty i składałby się z mieszkańców polskiego pochodzenia na całym świecie zarejestrowanych przez lokalne konsulaty polskie do udziału w głosowaniu w wyborach do Sejmu i Senatu polskiego. Reprezentowałby ich jeden “super-senator”. Podobne debaty nad udostępnieniem Polakom prawa do głosowania trwają od 1990 roku, od momentu kiedy Polska odzyskała niespodziewanie niepodległośċ. Wtedy debata dotyczyła byłych żołnierzy polskich za granicą którzy narażali swoje życie w walce o wolną Polskę i uważali siebie za Polaków chodź byli przeważnie pozbawieni polskich dokumentów tożsamości. Nagle nastąpił moment w którym Polska odzyskała tą wolnośċ a tu nagle urzędnicy polscy, hołdujący fetyszowi przepisów prawnych, nie dopuszczali zasłużonym kombatantom do głosowania bo nie posiadali polskich paszportów czy dowodów osobistych. Dwa tygodnie przed wyborami Ambasador de Virion zorientował się że główni przedstawiciele polskiej emigracji żołnierskiej z Ryszardem Kaczorowskim na czele nie posiadali żadnego polskiego paszportu. Nastąpiła panika. Jak można było nie dopuściċ ich do głosowania w pierwszych w pełni demokratycznych wyborach na prezydenta Polski? Załatwiano jak pamiętam jakieś tymczasowe dowody. Ale nie mogły one objąċ szerokie jeszcze wtedy rzesze polskich żołnierzy i wywiezionych Sybiraków w Wielkiej Brytanii. Ten lament o potrzebie uzyskania polskiego paszportu dla osób którze całe życie poświęcili dla wolnej niepodległej Polski był nie gojącą się raną przez następne dziesięċ lat i pojawiał się na każdym zjeździe polonijnym. Najczęściej wysocy urzędnicy państwowi tłumaczyli jak prosta jest procedura uregulowania obywatelstwa polskiego a działacze polonijni wciąż domagali się aby państwo polskie zatwierdziło to obywatelstwo i prawo do głosowania kombatantom automatycznie. Dawne czasy ale pamiętam jeszcze jak zadzwonił wówczas do mnie arcy-sympatyczny konsul Marek Pędzich i powiedział “Słuchaj, Wiktorze! Wszystko jest już załatwione i ostatecznie mam na to zgodę Ambasadora de Viriona. A więc nie możesz już znaleśċ argumentów żeby mi odmówiċ.” “Co takiego?” “Masz byċ przewodniczącym komisji wyborczej w nadchodzących wyborach parlamentarnych”. Była to duża odpowiedzialnośċ szczególnie dlatego że wtedy był tylko jeden punkt wyborczy na całą Anglię, Walię i Północną Irlandię, mianowicie w Ambasadzie. Westchnąłem, podziękowałem za zaufanie jego i Ambasadora, ale ze szczerym smutkiem powiadomiłem go że jednak muszę odmówiċ tego zasczytnego obowiązku. Dlaczego? “Bo nie jestem obywatelem polskim.” Zaskoczony konsul nawet nie przewidział takiej okoliczności. Procedura zatwierdzenia czy przyznania obywatelstwa wydała mu się taka prosta,I nie pojmował jak tej nieco skomplikowanej czynności obywatelskiej nie mogłem jeszcze wykonaċ. Ewentualnie miejsce moje zajął Ryszard Gabrielczyk, prezes Polskiej Macierzy Szkolnej. Z czasem rozrosła ilośċ punktów wyborczych i konsulat londyński zadbał o to aby można było głosowaċ praktycznie w każdym poważniejszym ośrodku polonijnym w tym kraju. Drugie wybory do sejmu po akcesie Polski do Unii, a więc w roku 2007, były szczególnie dramatyczne. Nowo przyjezdna polonia zdecydowaną większością chciała odrzuciċ rząd braci Kaczyńskich, który w realiach brytyjskiego środowiska wydawał im się staroświecki, nawet groteskowy. Zdjęcia sznurów młodych obywateli polskich stojących w dwugodzinnych ogonkach wokół konsulatu czy POSKu były szczególnie wymowne. Nie obowiązala tu już żadna cisza wyborcza. Atmosfera była wręcz karnawałowa i sypały się anegdoty i piosenki o niefortunnych braciach. Zarówno telewizja polska i brytyjska nagrywały te sceny z podziwem i zrobiło ogromne wrażenie na następny rząd polski. Zdecydowano wyjśċ na przeciw żądaniom polonii. Jeszcze bardziej powiększono ilośċ punktów wyborczych. Zespół Kontroli Kampanii Wyborczych Krajowego Biura Wyborczego wprowadził ostatnio możliwośċ kandydowania za granicą korespondencyjnie i zaproponował zmianę w tworzeniu rejestru wyborców tak aby osoby przebywające za granicą nie musiały przed każdymi wyborami zabiegaċ o umieszczenie w spisie wyborców. Politycy polscy i brytyjscy oczekiwali dramatycznego ożywienia polskich wyborców w następnych wyborach, co się jednak nie stało. Zrażeni do polskiej polityki i z poczuciem wyobcowania od polityki brytyjskiej nowi wyborcy polscy stracili nieco zapał do udziału we wszelkich wyborach. Wydaje mi się że w wypadku wyborów polskich wchodzi tu w grę jeszcze jeden element – poczucie że właściwie jakim prawem (moralnym) głosują tu w wyborach do Sejmu i Senatu obywatele polscy którzy nie płacą podatków i nie odczuwają na co dzień efektów polskiej polityki gospodarczej na szkoły, szpitale, emerytury, przepisy drogowe, itd. Teraz co raz więcej warszawiaków chce wiedzieċ dlaczego głos Polaków za granicą ma ważyċ na wybór posłów i senatorów z warszawskiego okręgu wyborczego. Nikt nie kwestionuje prawa wyborczego pracownikom państwowym na służbie za granicą, żołnierzom w koszarach czy marynarzom na statkach polskich. Polski Instytut Turystyki poruszył nawet możliwośċ turystów polskich porozsianych po świecie mających prawo do głosowania ze swojego hotelu o ile załatwili z góry prawo do głosowania z lokalnym biurem wojewódzkim przed wyjazdem. Lecz dlaczego mają mieċ prawo głosu osoby które wyjechały z Polski 10 lat temu, kreują sobie nowe życie za granicą, nie myślą jeszcze o powrocie i nawet nie znają nazwisk i poglądów kandydatów w Warszawie na których mają głosowaċ? Ċzy mają potwierdziċ przed rejestracją że do Polski wrócą? Co raz więcej odsuwa się od udziału w polskiej scenie politycznej. Jak w takim wypadku konsul za granicą ma rostrzygnąċ kto będzie miał prawo głosu bez poważniej interwencji administracyjnej w życie codzienne polskiej rodziny w tym kraju? Debata się komplikuje. Nawet na spotkaniu młodych liderów polonijnych w Senacie nastąpił moment olśniewający dla senatorów. Przewodniczący zebrania zapytał obecnych ilu z uczestników brało lub chciało by braċ udział w życiu politycznym kraju zamieszkania. Prawie wszyscy podniesli rękę. A ilu chciałoby odgrywaċ role w polityce polskiej? Tylko dwie osoby podniosły palce do gory. Dla organizatorów spotkania było to szokiem. Nikt nie chce aby polonie wyobcowaċ zupełnie od uczestnictwa w życiu politycznym w Polsce. Jedno rozwiązanie to zatrzymaċ prawo obywateli polskich za granicą do udziału w wyborach na Prezydenta. To są wybory związane z wizerunkiem Polski w kraju i za granicą. Nie ma to bezpośredniego wpływu na płacenie podatków w Polsce. Jest to prosta decyzja dla wyborców za granicą. Ze względu na to że wybory prezydenckie odbywają się normalnie co pięċ lat nie byłaby to procedura administracyjna która przekraczałaby racjonalny budżet MSZ nawet gdyby odbywała się w dwuch turach. Głosowanie korespondencyjne też byłoby dozwolone. Pozatem ze względu na charakter całokrajowy tych wyborów warszawiacy nie musieli by mieċ pretensji do polonii za ingerencję w ich mandacie wyborczym. Lecz teraz padła jeszcze druga propozycja w Senacie poruszana na spotkaniu z młodymi liderami polonijnymi. Ma rzekomo powstaċ jeden okręg wyborczy zwany “Zagranica” z którego zarejestrowani wyborcy wybierają jednego super-senatora do reprezentowania ich za granicą. Obecny na spotkaniu w Senacie poseł Adam Kwiatkowski zaproponował od razu że kandydatami na to stanowisko będą politycy z Polski. Czy nie przewidywał aby jacyś polonijni kandydaci mogliby reprezentowaċ za jednym zamachem polonie amerykańską, brytyjską, ukraińską, brazylijską, australijską, południowo-afrykańską? Może miałby tu rację ale jeszcze gorzej byłoby mieċ jakiegoś polityka wybranego z klucza partyjnego. Potrzeby i aspiracje poszczególnych polonii są za bardzo zróżnicowane aby reprezentowała ich jedna osoba, z kraju czy z zagranicy. Zapomnijmy o tym super-senatorze. Lepiej mieċ przedstawicieli wybranych z różnych polonii z bezpośrednim dostępem do kancelarii prezydenta i do specjalnych sesji plenarnych Senatu. Wtedy będzie wiadomo że autentyczny głos poszczególnych polonii dociera do najwyższych szczebli władz wykonawczych w Polsce. Wiktor Moszczyński Dziennik Polski 06/12/2013