Thursday 20 April 2017

Theresa May wkracza do akcji



18 kwietnia o godzinie 11.15 Theresa May opuściła spotkanie swojego zaskoczonego gabinetu na 10 Downing Street, stanęła przed drzwiami swojego domu i, ku zdumieniu zarόwno świata politycznego jak i mediόw brytyjskich, ogłosiła że zwołuje wybory parlamentarne na dzień 8go czerwca. Wszystkich zaskoczyła. Przez 8 miesięcy dawała do zrozumienia że dla dobra spokoju kraju w tak niepewnym okresie nie ma żadnego zamiaru ogłaszać wyborόw. Osobiście miałem poczucie wielkiej satysfakcji. Tylko dzień wcześniej wpisałem na moim blogu, ktόrego rozesłałem moim znajomym, dlaczego wczesne wybory były konieczne dla przygotowania negocjacji z Unią.
A jednak wybory są dla niej zarόwno ryzykowną deską ratunku jak i koniecznością. Dlaczego ryzykowne? Przecież wiadomo że mimo znikomej większośći 17 mandatόw nad pozostałymi partiami w parlamencie, w sondażach pani May ma wyjątkową przewagę. 56% ocenia ją jako osobę zdecydowaną, 44% uważa że jest zaradna w kryzysie, 40% że jest pradwomόwna. A więc jest szanowana, ale nie koniecznie lubiana, bo 46% uważa że nie ma kontaktu z normalnym wyborcą, a 45% uważa że ma zimny character. Jej partia też dominuje mając poparcie we wtorkowym sondażu ICM 46%, 25% tylko dla Labour, 11% dla LibDemόw, 8% dla UKIP, a 4% dla Zielonych. Szkocja stoi murem przeciw niej ale głowne partie opozycyjne w Anglii i Walii są słabe. Największa partia opozycyjna, czyli Partia Pracy, jest najsłabsza od wielu lat, nie tylko dlatego że ma słabe wyniki w sondażach ale też dlatego że jest rozdarta wojną domową między słabiutkim lecz upartym lewicowym liderem, Jeremy Corbyn, i szeroką masę zradykalizowanych członkόw z jednej strony, a posłami i samorządowcami wyselekcjonowanymi jeszcze przez bardziej umiarkowane wcześniejsze struktury partyjne, z drugiej. Ich wspόlna nieufność, choć zewnętrznie wyciszona, idzie tak głęboko że wielu posłow marzy o tym aby Labour przegrało w ogόle wybory by w ten sposόb wymusić rezygnację swojego lidera; ale w tym samym czasie będą walczyć jak lwy aby nie stracić własnego mandatu. Na szybkim spotkaniu klubu parlamentarnego we wtorek paru posłόw pytało Corbyna czy jednak nie zrezygnuje przed wyborami. Na skutek tej walki mogą stracić przynajmniej 50 mandatόw. W tej sytuacji zwołanie wyborόw wydaje się aktem oczywistym dla pani premier.
A jednak jest dalej aktem wysoce ryzykownym. Po pierwsze, dlatego że w tych latach wszystkie wybory są ryzykowne, gdy tyle osόb głosuje w oparciu o emocje, a nie o fakty. Po drugie, dlatego że pani May okazała się po raz pierwszy jako osoba nieprawdomόwna, wodząc społeczeństwo, a nawet własnych kolegόw partyjnych, deklaracjami że nie będzie żadnych przedwczesnych wyborόw.
A po trzecie, bo jej własne stronnictwo konserwatywne jest podzielone na dwie zasadniczo rόżniące się od siebie odmienne frakcje – pro-Brexit i pro-unijne. Dotychczas, ze względu na jej niską przewagę nad innymi partiami ten podział paraliżował jej zdolność podejmowania decyzji, szczegόlnie wobec negocjacji z Unią. Istnieje możliwość że w wyniku tego głosowania jej partia zdobędzie druzgocące żwycięstwo, szczegόlnie nad arcysłabiutką Partią Pracy, ale podziały przedwyborcze w jej partii mogą być uwypuklone w okresie powyborczym, a nawet w czasie wyborόw. W końcu jej pole do manewru w selekcji kandydatόw jest słabe a lokalne komitety partyjne są wystarczająco niezależne aby dobierać sobie kandydatόw ktόrzy odzwierciedlają poglądy lokalnego komitetu i lokalnego elektoratu. Aby mieć nad tym wszystkim kontrolę będzie musiała na samym początku, łącznie z własnym gabinetem (gdzie, pamiętajmy, znaczna większość głosowała za pozostaniem w Unii), przygotować i narzucić własnej partii program wyborczy wystarczająco ogόlny aby zadowolić osoby domagające się pełnej suwerenności i kontroli nad napływem imigrantόw z jednej strony, a rόwnież tych co chcą za wszelką cenę utrzymać dostęp do jednollitego rynku i unii celnej. Tej sytuacji rozłam w jej partii może przenieść się do następnego parlamentu.
Osobiście uważam, po wysłuchaniu jej uwag we wtorkowym oświadczeniu o wyborach, że będzie domagała się mandatu do negocjonowania bez określenia dalszych szczegόłόw. Czyli, jak to Anglicy mόwią, będzie poszukiwać “blank cheque”. Będzie po prostu chciała uzyskać wolną rękę do wynegocjowania co się da. Liczy na to że po wyborach parlament nie będzie już w stanie przeciwstawić się jej. Ale tę wolną rękę na pewno upiększy sobie jakąś gόrnolotną nazwą, jak np. “Nowe Partnerstwo”. Z tych samych powodόw będzie unikała udziału w debacie narodowej w telewizji. Zamiast partycypować w debacie narodowej, stanie obok, domagając się zaufania społecznego, ale bez ujawnienia kart.
Widzieliśmy już u niej ten sam upόr i bezwględność wbrew opinii większości elektoratu w jej podejściu do praw obecnych tu obywateli unijnych. Nawet najbardziej radykalni poplecznicy Brexitu, jak Boris Johnson, Michael Gove, Gisela Stuart, Peter Lilley wypowiadali się za gwarancją prawa dalszego pobytu Polakόw i innych obywateli unijnych na Wyspach. Natomiast Theresa May od początku uzależniła ich status od wynegocjowania podobnych warunkόw dla Brytyjczykόw żyjących w Unii Europejskiej mimo że to Wielka Brytania pierwsza podważyła status quo. Cały czas podkreślała walory obywateli unijnych dla gospodarki i kultury brytyjskiej, a rόwnież cały czas wetowała wszelkie prόby zagwarantowania ich prawa pobytu. Z tym samym uporem chciała upewnić się że parlament nie będzie przeszkadzał jej w negocjacjach, a gdy sędziowie zdecydowali że Parlament ma w końcu prawo monitorować cele i wyniki negocjacji, zrobiła wszystko aby zminimalizować jego wpływy. Teraz, po zwycięskich wyborach, będzie miała jeszcze większe możliwości aby parlament odstawić na boczny tor.
Strona unijna odkryła swoje karty do negocjacji zaraz po ogłoszeniu listu pani May powołującej się na artykuł 50 traktatu lizbońskiego. Przedyskutowali to ministrowie wszystkich 27 państw unijnych a dalsze szczegόły nie tylko zatwierdził, ale jeszcze mocniej podkreślił, Parlament Europejski. Ostateczna strategia negocjacyjna ma być zatwierdzona 29 kwietnia przez Radę Europejską. Wiadomo już że Unia chce odzyskać od Londynu £50mld wcześniej zadeklarowanych inwestycji unijnych, a akces do unijnego rynku udostępni tylko jeżeli Wielka Brytania przyjmie wolne poruszanie się nie tylko kapitału, usług i towarόw, ale rόwnież pracownikόw. Pani May udawała że niby jej na tym dostępie nie zależy i że jest gotowa na to że porozumienia w ogόle nie będzie, i że przyszła wymiana handlowa unijno-brytyjska byłaby już oparta tylko o wyższe cła Światowej Organizacji Handlowej. Ale wyraźnie jej celem będzie jednak uzyskać dostęp bezcłowy do tego rynku, lecz przy narzuceniu jakiejś kontroli nad imigrantami w Wielkiej Brytanii ktόrego domagała się większa część elektoratu. Prawdopodobnie myśli o kontroli nad świadczeniami ktόre wstępnie uzyskał jej poprzednik David Cameron w czasie poprzednich negocjacji. W obecnym stadium przed-negocjacyjnym takie rozwiązanie wydaje się niemożliwe, ale jeżeli Theresa May i Donald Tusk będą na tyle ufać sobie nawzajem aby doprowadzić do jakiegoś “Nowego Partnerstwa”, to przynajmniej pani May będzie miała tu wolną rękę od własnego elektoratu i własnej partii konserwatywnej.
Rόwnież w ten sam sposόb będzie chciała mieć wolną rękę do dostosowania gospodarki brytyjskiej do tymczasowego 3-letniego okresu przejściowego, wiedząc że przez cały ten okres będzie musiała sie zgodzić na dalsze prawo przyjazdu i prawo pracy dla obywateli unijnych a prawa brytyjskie będą wciąż jeszcze uzależnione of Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Liczy na to że wyniki tych wyborόw dadzą jej mandat do połknięcia tak upokorzającej pigułki dla dobra gospodarki, wbrew urojonym mitom z referendum o suwerenności państwa brytyjskiego. Będzie chciała uzyskać na tyle dobre warunki wspόłpracy aby zadowolić wystarczającą ilość Szkotόw do pozostania w Zjednoczonym Krόlestwie gdy tam z kolei nastąpi następne referendum niepodległościowe.
Uważam że polonia brytyjska powinna tu jeszcze odegrać role w obronie praw Polakόw ktόrzy nie mają obywatelstwa brytyjskiego. Zaś w terenie poza Londynem obywatele polscy będą mogli jeszcze brać udział w wyborach lokalnych 4 maja. Polacy zainteresowani swoją przyszłością w Wielkiej Brytanii powinni podłączyć się pod akcje grupy the3million ktόra dotychczas bardzo efektywnie walczy o gwarancje prawa pobytu obywateli unijnych w tym kraju.
Ani premier May, ani elektorat, nie wiedzą jaki będzie wynik wyborόw. Na pewno wzmocni się partia LibDemόw przez uzyskania mandatόw na terenach gdzie sympatie pro-unijne były największe. Czy Labour przełknie szefa i stanie murem do kampanii wyborczej z bardziej wyrazistym programem wyborczym wobec Unii Europejskiej? Czy ktoś skoncentruje się nad rozwiązeniem opłakanego stanu finansόw w służbie zdrowia, opiece społecznej, szkolnictwie, policji, więzieniach? Czy wybory te wzmocnią UKIP czy wreszcie go pogrzebią? Czy skłόceni Torysi przełkną rόżnicę zdań i wyjdą zwycięsko? Wybory, jak wojna, dają często nieoczekiwane wyniki.
Wiktor Moszczynski Tydzień Polski 21 kwiecień 2017













Wednesday 5 April 2017

Brexitowski Maraton Rozpoczęty


W środę 25 marca kurier krόlewski odebrał spod skromnego londyńskiego adresu na 10 Downing Street zabezpieczoną czarną teczkę skόrzaną, wskoczył do pociagu Europe Shuttle podązającego z dworca St Pancras do Brukseli Centralnej, a stamtąd do gmachu Ambasady Brytyjskiej. Samochόd urzędowy od razu przewiόzł brodatego pana Ambasadora Sir Tim Barrow, noszącego tą samą teczkę do siedziby unijnej Berlaymont i zaniόsł ją uroczyście do Sali Przyjęć. Tu, otoczony flagą unijną i brytyjską, czekał na niego Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, a na przeciwko stał zbity tłum dziennikarzy i kamer telewizyjnych, oczekujący historycznej foto-okazji zapoczątkowania pierwszej secesji członka Unii w dziejach zjednoczonej Europy. Ambasador przekazał z teczki list ktόry prezes Tusk otworzył z miną skazańca. Z wielkim smutkiem pokazał go telereporterom. Poczem przeszedł do sali konferencyjnej gdzie potwierdził że odebrał list Pani Premier May i że większość Europejczykόw i prawie połowa Brytyjczykόw żałuje tego rozwodu. Uważał że głόwnym motywem negocjacji będzie “ograniczanie szkόd” – czyli “damage control”. Zapowiedział że Rada Europejska przedstawi wytyczne do negocjacji 29 kwietnia. Na koniec powiedział “We miss you already. (Już za Wami tęsknimy)”. Zapomniał tylko wyciągnąć pistolet startowy i ogłosić rozpoczęcie negocjacyjnego maratonu.
Strona brytyjska też starała się być ugodowa. Po burzliwych debatach w Wielkiej Brytanii i buńczucznych wypowiedziach członkόw rządu, nadszedł jakby moment refleksji ktόry można było odczuć u Theresy May zarόwno w oświadczeniu parlamentarnym jak i w treści listu do Tuska gdzie, mimo odejścia od Unii Europejskiej i Euratomu, wyrażała gotowość na nowe partnerstwo z Europą i podkreślała że decyzja wyjścia z Unii nie jest jednak odrzuceniem wspόlnych wartości europejskich, a samej Unii życzy dalszych sukcesόw. Niestety nie wszystko w liście było takie ugodowe. W stylu Trumpa list potwierdził żę “zawsze na pierwszym miejscu stawiamy naszych obywateli” i że choć celem negocjacji będzie dojście do porozumienia we wspόlnym interesie, to w wypadku nierozwiązania sprzecznych interesόw zagrożona zostanie nie tylko gospodarka europejska ale też i jej bezpieczeństwo. Mimo miodowych słόw wstępnych ta ostatnia uwaga brzmiała już jako groźba zakończenia wspόłpracy w walce z teroryzmem i z organizową przestępczością w ramach Europol. W takim duchu przywόdcy europejscy to odebrali.
Faktem jest że obie strony nie mają do siebie zaufania i mimo pięknych słόw Tuska o potrzebie “ograniczania szkόd” wstępne przygotowania tylko pogłębiąły te szkody. Na tym traci na pierwszym planie Wielka Brytania. Ze strony europejskiej wyskoczyła na samym początku wymagana suma rozłąki jako “minimum £52mld” na ktόrą strona brytyjska ma się zgodzić nim cokolwiek innego może być wynegocjowane. Brytyjczycy twierdzą że najwyżej zaofiarują tylko £20mld ale Europejczycy odrzucają te kalkulacje. Tu konflikt będzie najostrzejszy.
Następnie wstępny dokument unijny mόwi o możliwości zawetowania ostatecznych wynikόw rozmόw przez rząd hiszpański domagający się zwrotu, lub conajmniej udziału, w suwerenności Gibraltaru i jej 32tys. mieszkańcόw. Zaskoczony rząd brytyjski zapewniał że będzie bronił Gibraltaru “na całego”. Zaś były lider partii konserwatywnej Michael Howard wynurzył sie z mroku aby zagrozić Hiszpanii wojną o Gibraltar w stylu Falklandόw. Pozatem Hiszpania zrobiła drugą niespodziankę bo wyraziła zgodę na przyjęcie niezależnej Szkocji do przyszłego członkostwa Unii. Dotychczas był to temat tabu dla Hiszpanii ze względu na dążenia Katalonii do niepodległego bytu w ramach Unii.
Dalsze ciosy na rząd brytyjski padały ze strony Szkocji domagającej się nowego referendum niepodległościowego w terminie następnych 18 miesięcy i Walii krytykującej braku udziału w negocjacjach unijnych. W Irlandii Pόłnocnej też sytuacja rozkleja się bo głόwne partie nie mogą dojść do porozumienia co do utrzymania koalicji pojednawczej między katolikami i protestantami, po czem katolicka Partia Sinn Fein dała do zrozumienia że znόw będzie dążyć do zjednoczenia Irlandii a jedynym dla nich kompromisem byłoby przekształcenie Pόłnocnej Irlandii na niezależną częśc terenu Unii Europejskiej. A więc mamy anty-brytyjskie secesję szkockie i irlandzkie wewnątrz anty-unijnej secesji brytyjskiej i co raz większą groźbę postępującego rozłamu starego Zjednoczonego Krόlestwa.
Sprawa naszych Polakόw i innych obywateli unijnich na Wyspach, jak i Brytyjczykόw w Europie, też już nie leży w gestii rządu brytyjskiego. Za trzy miesiące sprawa ta będzie obiektem zaciętych targόw między Wielką Brytanią a Europą na temat daty demarkacyjnej ktόra ma oddzielić tych obywateli ktόrzy uzyskają prawo stałego pobytu w tym kraju, od tych ktόrym by się to nie należało. Rząd chcial maksymalnie przyspieszyć ten termin aby powstrzymać falę nowych przybyszόw korzystających z obecnych i przyszłych uprawnień. Unijni negocjatorzy jednak mόwią o przedłużeniu praw wszystkich tu zamieszkałych i nowoprzybywających aż do końca negocjacji, czyli do 2019. Z obawy o interesy obywateli brytyjskich zagranicą rząd brytyjski tutaj też nie wygra. Ku złości zagorzałych Brexitowcόw Brytyjczycy będą musieli w sprawie imigracji, jak i w wielu podobnych sprawach, poddać się warunkom europejskim, albo uzyskać nic.
Nie latwiej będzie z samym parlamentem. Rząd ma zamiar wprowadzić poprawki do przeszło tysiąca ustaw unijnych, ktόre mają teraz być zaprawione w prawodawstwo i terminologię brytyjską. Rząd musi też wprowadzić poważniejsze nowe ustawy imigracyjne i nowe zarządzenie do wspierania rolnictwa i rybołόstwa po zniknięciu regulaminόw i dotacji unijnych. Ma zamiar użyć dekrety pozaparlamentarne aby je przeprowadzić sprawnie. Ale czy może liczyć na stałe poparcie tego w parlamencie? Pani May nie ma osobistego mandatu wyborczego od społeczeństwa poza tzw. “mandatem demokratycznym” narzuconym przez referendum. Ze względu na to że nie głosowała ani ona, ani większość jej gabinetu, za Brexitem, to dotychczas kierowała sie instynktem zachowawczym aby nie stracić poparcia zagorzałych Brexitowcόw w prasie i w jej własnej partii. Czy wreszcie będzie mόgła im stawić czoło?
Theresa May mogłaby zwołać wybory powszechne teraz aby uzyskać ten osobisty mandat. Na pewno jej partia konserwatywna wygrałaby obecnie te wybory. Ale jej partia jest podzielona na tych zagorzałych zwolennikόw zerwania z Europą bez żadnego porozumienia, i na byłych sympatykόw Unii ktόrzy wciąż chcieliby mieć dostęp do jednolitego rynku. Obydwie opcje oparte są na mitach, chyba że Londyn zrezygnuje jednak z kontroli imigrantόw unijnych, co połowa wyborcόw uważałaby za zdradę i mogłoby doprowadzić do krzysu konstytucyjnego. W ten sposόb Pani May nie uzyskałaby żadnego konkretnego mandatu i uzależniona byłaby dalej od przewlekłych przetargόw wewnętrznych ktόre utrudniałyby prowadzenie negocjacji z Unią. Zaś za rok, Mimo braku skutecznośći opozycji parlamentarnej ze strony Partii Pracy, pani May mogłaby stracić zaufanie parlamentu, szczegόlnie gdyby wyszło na jaw jak słaba jest szansa uzyskania pozytywnego porozumienia z Unią i że wynik bezie szkodliwy dla gospodarki brytyjskiej i zostawiłby Wielką Brytanię podzieloną i osamotnioną w świecie. A, jak mόwi ostatnio niemiecki minister spraw zagranicznych, Sigmar Gabriel, szanse na ukończenie rozmόw w ciągu tych dwuch lat przewidzianych w Artykule 50 są minimalne. A więc może nie dojść w ogόle do porozumienia, a wtedy W Brytania uzależniona byłaby od umόw celnych Światowej Organizacji Handlowej i dobrej woli Trumpa. Zwyciężyłby “trwady Brexit” i nastąpiłaby znaczna recesja połączona z rosnącą inflacją.
Cały ten obraz wygląda czarno dla Wielkiej Brytanii, tymbardziej że 27iu pozostałych członkόw Unii pozostaje dotychczas lojalnych wobec zasady że wynik negocjacji musi zostawić Wielkiej Brytanii gorsze warunki wspόłpracy z UE jako były członek niż te ktόre miała jak była członkiem. Rzeczywiście Europa na razie trzyma sie razem. Ale nadchodzą kontrowersyjne wybory we Francji i w Niemczech, rosną ruchy populistyczne i eurosceptyczne, Polska i Węgry wyłamują się od wspόlnej polityki wobec uchodźcόw, a nie wiadomo też jak się dalej potoczy kryzys waluty euro, szczegόlnie z potencjalnie żałosnymi skutkami polityki monetarnej na gospodarki śrόdziemnomorskie.
Maraton negocjacyjny zapowiedziany jest na dwa lata. Może potrwać jeszcze dłużej jeżeli państwa unijne zgodzą się przedłużyć je jednogłośnie. W tym czasie Unia Europejska może zmienić się dramatycznie; Wielka Brytania może jeszcze bardziej. Na koniec zobaczymy kto dotrwa do mety wzmocniony, a kto padnie plackiem; lub czy obie strony zmądrzeją i podadzą sobe rękę w nowym serdecznym partnerstwie.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 7 kwiecień 2017.