Sunday 15 September 2013

Głosowaċ na Wyspach? Po co? Przecież to nie mój kraj

. Około 400,000 polskich obywateli posiada w tej chwili prawo do głosowania w wyborach lokalnych i europejskich w Wielkiej Brytanii. W samym Londynie wiemy że w tym roku 98,799 polskich obywateli zarejestrowano z prawem głosu, a więc niemal tyle ile ma wyborców dzielnica londyńska jak Hammersmith. W dzielnicy londyńskiej Ealing mamy nie tylko 13070 wyborców z polskim obywatelstwem, czyli przeszło 6% elektoratu całej dzielnicy, ale mamy też liczną powojenną polonię składającą się już z trzech pokoleń, a więc dalsze 2% elektoratu. Czy to znaczy że mamy duże wpływy na lokalny magistrat? Cieszymy się dużą reprezentacją polską w lokalnych władzach? Gdzie tam. Na Ealingu powinnyśmy mieċ przynajmniej 5 polskich radnych na 69. Mamy tylko jednego radnego na Ealingu, i nie wiele więcej w całym Londynie. Posłowie przestali liczyċ się z naszymi głosami, naszymi opiniami, niedbale wyrażają się o nas gdy chcą poruszaċ zaogniony temat imigracji. Dlaczego? Po roku 2004 było duże zainteresowanie brytyjskich partii politycznych polskimi głosami. Konserwatyści i Labour drukowali specjalne dwujęzyczne ulotki dla polskiego elektoratu. Organizowano spotkania w Polskich klubach. W wyborach na londyńskiego burmistrza w roku 2008 wszyszcy czołowi kandydaci zabiegali aktywnie o polskie głosy. Poprzedni burmistrz zorganizował specjalne dla nas przyjęcie a potem odwdzięczył się wizytą w POSKu. W wyborach do parlamentu europejskiego w roku 2009 kandydaci ze wszystkich partii londyńskich zjawili się na wspólnym wiecu wyborczym w “Ognisku” zorganizowanym przez Radio Orła. Pod presją lokalnych polityków urzędnicy samorządowi szukali możliwości taniego wynajmu dla lokalnych polskich organizacji czy szkółek sobotnich; ułatwiano pozwolenia na lokowanie polskich lokali; robiono wszystko w urzędach magistratu, w policji czy w straży pożarnej aby udostępniaċ materiały w języku polskim. Z czasem to się zmieniło. W swoich badaniach nad częstotliwością w głosowaniu poszczególnych grup etnicznych na swoim terenie, urzędnicy dzielnicy Hammersmith and Fulham stwierdzili że zaledwie 19% polskich obywateli głosowało w wyborach na burmistrza Londynu w roku 2012. Potwierdzało to doświadczenie brytyjskich kandydatów że odzew ze strony polskiego elektoratu jest słaby. Ich zwolennicy (“political canvassers”), zabiegający od domu do domu o poparcie dla swojej partii, już wiedzą z góry że jak na liście wyborczej ukaże się polskie nazwisko to nawet nie warto pukaċ do drzwi. Reakcja polskiego wyborcy najczęściej brzmi “Nic mnie to obchodzi; to nie mój kraj”. Z nowej polonii najwyżej przedsiębiorcy lub rodzice dzieci już uczęszczających do szkół angielskich mieli jakąkolwiek chęċ wypowiadaċ się czy głosowaċ. Skutek jest taki że politycy i urzędnicy samorządów nie liczą się już z polskimi potrzebami, nie palą się do bronienia nas gdy jesteśmy szkalowani lub krytykowani w decyzjach sądowych czy w mediach, a zmniejszają się dotacje samorządowe na polskie cele, kiedyś tak entuzjastycznie nam przekazywane. Przy rosnącej niechęci w Wielkiej Brytanii do imigrantów wszelkiego pokroju, to tylko często wyśmiana przez nas polityczna poprawnośċ wśród urzędników panstwowych broni nas przed dyskryminacją administracyjną. Dotychczas ten stan mógł nam zadawalaċ ale teraz koniunktura prawna i polityczna może się drastycznie zmieniċ na niekorzyśċ polskich obywateli. Nastroje anty-imigracyjne i anty-europejskie na Wyspach, a szczególnie wśród Anglików, nasiliły sie dramatycznie od czasu kryzysu bankowego i następującej po tym długoterminowej recesji. To już nie jest ten sam wyrozumiały tolerancyjny naród który nas witał po naszym akcesie do Unii Europejskiej. Wtedy co prawda odzywały się głosy krytyczne na nasz przyjazd, ale pozostały to głosy na marginesie społecznym i politycznym. Oczywiście ta obecna podskórna niechęċ wobec Polaków nasycona jest obawą że już w następnym roku, przybędą tu masowo Bułgarzy i Rumuni, najnowsi obywatele unijny z prawem wolnego dostępu do brytyjskiego rynku pracy. Jeżeli te nastroje anty-europejskie znajdą swój upust w populistycznych hasłach i główne partie polityczne poddadzą się temu nurtowi, możemy znaleśċ się pod rosnącą próbą ograniczenia naszych praw. Nawet mogą nastąpiċ zagrożenia dla pobytu Polaków w tym kraju, o ile polscy obywatele nie załatwili sobie prawo stałego pobytu (“permanent residence”). Stoi przed nami widmo referendum na temat dalszego członkostwa Brytyjczyków w Unii Europejskiej. To referendum może byċ poprzedzone próbami renegocjacji obecnych warunków członkostwa przez rząd brytyjski. W tej chwili sytuacja jest tak płynna i tak uzależniona od obecnego kryzysu gospodarczego w Wielkiej Brytanii i zastoju w Europie,że trudno przewidzieċ jakie elementy prawodawstwa brytyjskiego wobec cudzoziemców mogą byċ zaproponowane. Czasem inicjatywę w tym zakresie mogą podjąċ populistyczne hasła partii UKIP lub ich zwolenników w partii konserwatywnej lub w anty-europejskich mediach. Oczywiście nie wyobrażamy sobie że polskie rodziny czy jednostki pracujące tu rzetelnie przez szereg lat bez łamania przepisów byłyby wydalone a kraju. Polacy którzy będą mieszkali i pracowali tu legalnie, płacąc podatki przez przeszło 6 lat, na pewno będą mogli zostaċ, tymbardziej jeżeli uzyskają po siódmym roku pobytu obywatelstwo brytyjskie. Lecz to nie jest powód do lekceważenia sprawy. Na skutek renegocjacji stosunków Wielka Brytania/Unia Europejska, a tymbardziej w wypadku negatywnego wyniku przyszłego referendum w którym Wielka Brytania opuściłaby Unię, mogą byċ inne poważne zmiany w przepisach dotyczących obywateli unijnych, a szczególnie nas. Wśród potencjalnych propozycji ograniczenia naszych praw mogłyby byċ następujące: 1/ przemiana statusu Polaków z obywateli unijnych na zwykłych imigrantów 2/ utrata prawa głosu w wyborach lokalnych i europejskich dla osób bez obywatelstwa brytyjskiego 3/ potrzeba użycia paszportu polskiego a nie dowodu osobistego przy przekroczeniu granicy brytyjskiej 4/ każdy nowy przyjazd Polaka bez prawa stałego pobytu ma byċ poprzedzony listem zapraszającym i ewentualnie wizą graniczną 5/ ograniczenia w prawach dostępu nowo przybyłych Polaków do rynku pracy, do świadczeń społecznych, do mieszkań komunalnych 6/ wstrzymania dostępu dzieci mowoprzybyłych polskich rodziców do szkół angielskich 7/ ograniczenia na przyjazdy członków rodziny do opieki nad dzieċmi 8/ wstrzymanie dotacji brytyjskich dla dzieci polskich zamieszkałych w Polsce 9/ wstrzymanie dostępu do środków unijnych dla kulturalnych i naukowych inicjatyw polskich w Wielkiej Brytanii 10/ wstrzymenie dostępu do środków unijnych (jak fundacja Erasmus) i tańszego czesnego dla polskich studentów na uczelniach brytyjskich Taki stan rzeczy byłby klęską dla polskiego społeczeństwa w Wielkiej Brytanii i jest naszym obowiązkiem zrobiċ wszystko aby temu zapobiec. Musimy włączyċ się w debatę nad przyszłością Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Trzeba zrozumieċ argumenty tych którzy mają w tej chwili uprzedzenia wobec Unii ze względu na ograniczenia suwerenności, nadmiaru przepisów handlowych i obyczajowych I obawami przed dalszą imigracją, ale trzeba przypomnieċ im jeszcze raz o ogromnych korzyści ach wynikających z udziału brytyjskiej gospodarki w największym rynku na świecie z którym wszystkie inny rynki świata, łącznie z amerykańskim i chińskim, chcą współpracowaċ na najkorzystniejszych warunkach. Przypomnijmy o młodych Brytyjczykach pracujących w innych krajach europejskich I przywilejach dla brytyjskich emerytów w krajach jak Hiszpania. Domagajmy się aby te potrzebne poprawy w uciążliwych przepisach unijnych można było uzgodniċ na forum ogólno-europejskim a nie tylko jako warunki wybrania przez Wielką Brytanię drogę izolacji. Wspierając pozostanie Wielkiej Brytanii w ramach zreformowanej Unii Europejskiej bronimy również interesy Polski i nasz własny status obywatela unijnego w Wielkiej brytanii. Lecz na pierwszym planie nauczmy się korzystaċ z naszego prawa do głosu w Wielkiej Brytanii. Zróbmy to nim nam to prawo zabiorą. 22 maja 2014 odbywają się wybory do parlamentu europejskiego I do lokalnych samorządów w Wielkiej Brytanii. Musimy zapewniċ że się zarejestrowaliśmy I braċ udział masowo w głosowaniu, szczególnie w wyborach europejskich, przeciw kandydatom anty-europejskim z UKIP i ich sprzymierzeńcom w innych partiach. Głosujmy za tymi którzy chcą aby Wielka Brytania pozostała w strukturze Unii. Parę miesięcy przed wyborami powinnyśmy przygotowac wspólnie szereg postulatów dla kandydatów z głównych partii dotyczących spraw bytu i praw Polaków w Wielkiej Brytanii i musimy domagaċ się odpowiedzi od ich kandydatów. Wtedy politycy i media brytyjskie zainteresują się naszymi opiniami i będziemy w stanie mieċ wpływ na przebieg i wyniki referendum europejskiego jeżeli, jak się zapowiada, nastąpi to za parę lat. Mamy prawo jako obywatele polscy I unijni tu mieszkaċ z naszą rodziną. Zasłużyliśmy na to naszą ciężką pracą. Nikt nie powinien decydowaċ o naszej przyszłości w Wielkiej Brytanii bez naszego udziału. Pamiętajcie – nic o nas, bez nas. A głos posiadamy. I dlatego musimy tu głosowaċ. Wiktor Moszczyński Londyn 14/09/2013

Niezdecydowany Prezydent

We wtorek ubiegłego tygodnia Prezydent Barack Obama wreszcie przemówił bezpośrednio do społeczeństwa amerykańskiego uzasadniając dlaczego mają poprzeċ atak military skierowany przeciwko rządowi syryjskiemu. Na koniec zdenerwował swoich przeciwników, zdenerwował swoich popleczników a pozostali słuchacze, zakłopotani nierozwiązywalnym dylematem syryjskim jeszcze przed przemówieniem, pozostali równie zakłopotani po zakończeniu przemówienia. Amerykanka w Massachusetts zapytana przez dziennikarza brytyjskiego o swoje zdanie skomentowała, “Nie znosiłam prezydenta Busha, i byłam zagorzałą przeciwniczką jego polityki zagranicznej. Ale przynajmniej miał jakąś politykę zagraniczną. A Obama?” I tu wzruszyła ramionami. Trudno określiċ jego ciągłe zmiany decyzji i zmiany nastroju inaczej niż emocjonalną huśtawką. Raz będzie pokój, potem wojna, potem konsultacja, potem znowu wojna, a na koniec, przy współudziale rządu Putina zarazem i wojna i pokój. Mamy “Wojnę i Mir” z nowym rosyjskim autorem. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak amatorska zabawa w wielkiego wodza który wydobywa cały arsenał zbrojny super mocarstwa na światło dzienne po to aby go znowu zaprowadziċ do składu, tym samym jednak paraliżując wszystkie obecne inicjatywy w polityce wewnętrznej, a szczególnie tak ważnych dla niego reform w służbie zdrowia. Chwiejnośċ w polityce wewnętrznej grozi upadkiem zaufania społecznego i znacznym podważeniem jego autorytetu; ale chwiejnośċ w polityce zagranicznej grozi kataklizmem na skali światowej. Chytrzy tyrani świata, jak kolejno Hitler, Stalin, Mihaiłowicz, Saddam, obserwując chwiejnośċ przeciwników zachodnich a sami pozbawieni wszelkich skrupułów, podejmują oportunistyczne kroki w kierunku agresji i ewentualnej wojny, tej samej wojny której przywódcy zachodni swoją chwiejnością starali się uniknąċ. Tradycyjnie prezydenci amerykańscy nie musieli zwracaċ się do Kongresu czy do społeczeństwa aby podjąċ inicjatywy militarne, ale wiedzieli że po odważnym pierwszym uderzeniu mogą normalnie liczyċ na poklask kongresmanów i ewentualnie wyborców. W dwudziestym wieku liczyli że każda inicjatywa prezydencka zakończy się pozytywnie. Dopiero Wietnam podważył pewnośċ siebie Ameryki i podważył jej pierwszoplanową pozycję w świecie. Potem nastąpiło najdotkliwsze upokorzenie – uprowadzenie dyplomatów amerykańskich w Teheranie. Te niepowodzenia nauczyły Amerykanów podejmowania wojen krótkich i angażujących jak najmniej wojsk regularnych. Bombardowanie Kambodży, pierwsza wojna iracka, Serbia i Kosowo, początkujący Afganistan angażowały gigantyczną przewagę amerykańskiego lotnictwa i marynarki wojennej nad wrogim wojskiem i, w wypadku pierwszej wojny w Iraku o Kuwejt, dopuszaczało wojsko lądowe dopiero po druzgocącym wstępie najnowoczesniejszego amerykańskiego sprzętu technicznego. Czasem, jak w wypadku Somalii, wystarczyło tylko wystrzeliċ parę rakiet międzykontynentalnych I zadowoliċ się tym że coś się zrobiło i odwróciło uwagę społeczeństwa od innych niepowodzeń . Gdy prezydent Reagan stracił paredziesiąt żołnierzy piechoty morskiej na skutek bomby w Libanie odwrócił uwagę społeczeństwa bezkrwawą inwazją marksistowskiej wyspy Grenady. Pociski w Sudanie odwróciły uwagę od skandali osobistych prezydenta Clintona z Moniką Lewińską. Przy całej propagandize o wojnie gwiazd już nikt w świecie nie kwestionował że USA za rządów Reagana jest supermocarstwem wojskowym a społeczeństwo amerykańskie liczyło na to że wojny będą technicznie spektakularne, względnie krótkie, ze znikomą ilością strat w personelu wojskowym i nieprzekraczające obręby zbalansowanego budżetu rocznego. Efekt przewlekłej drugiej wojny irackiej i przedłużenie wojny w Afganistanie znowu odebrało Amerykanom pewnośċ siebie. Ameryka traciła ponownie swój status nie tylko jako supermocarstwo militarne ale gospodarcze również. Nawet krótkotrwała interwencja w Libii nie wzbudziła zaufania społeczeństwa a prezydent Obama wybrany został prezydentem już jako przeciwieństwo swojego poprzednika. Przyrzekł że nie powtórzy wojny podobnej do Iraku i że zakończy wojnę w Afganistanie. Nie miał zamiaru odgrywaċ role herosa wojennego i do kaźdej inicjatywy wojskowej podchodził sceptycznie. To odzwierciedlało stosunek amrykańskiego wyborcy do dalszych wojskowych przygód. W wypadku wojny domowej w Syrii prezydent Obama zachowywał dużą ostrożnośċ, nawet w kwestii poparcia dla rebeliantów, i robił to ze zrozumiałych względów. Świecki pro-rosyjski reżym Assada, odziedziczony po bezwględnym ojcu, była oświeconą dyktaturą tolerującą rolę kobiet w społeczeństwie i chroniącą prawa chrześcijan który tam mieszkali przeszło tysiąc lat. Zagrożony dwa lata temu podczas “arabskiej wojny”, ze strony zarówno pro-zachodnich liberałów i fanatyków muzułmańskich, reżym bronił się zaciekle przy wsparciu finansowym I militarnym Rosji. Dla Obamy był to gniazdo szerszenii i przestrzegał kolegów w Londynie i Paryżu przed interwencją po czyjejkolwiek stronie. Zastrzegł tylko jedno. Przypomniał reżymowi że nie wolno mu używaċ broni chemicznej wobec rebeliantów bo to przekracza zasadnicze normy prowadzenia wojny. Myślał że samo ostrzeżenie wystarczy. Gdy opozycja syryjska wskazywała przykłady przekroczenia tego przepisu starał się to ignorowaċ. Lecz gdy świadectwo o użycia środku chemicznego “saryn” w przedmieściu samego Damaszku zostało jaskrawo opisane w telewizji, nie mógł już stanąċ na uboczu. Nagle dramatycznie zmienił front. Nie czekając nawet na sprawozdanie z masakry przez specjalną komisję badawczą ONZ, z palcem na cynglu Obama nakazał wojsku przygotowaċ się na karny odwet w kztałcie pocisku “Tomahawk”. Wtórowali mu entuzjastycznie premier Cameron i prezydent Hollande. Poparcie wyrażali Turcy, Arabia Saudyjska, Katar. Nie oglądał się na ONZ bo Rosja i Chiny blokowały możliwośċ uchwały w Radzie Bezpieczeństwa uzasdaniającej interwencję w Syrii. Co prawda Putin zagroził nawet drastycznymi konsekwencjami w wypadku takiego ataku, i nadał rozkaz okrętom rosyjskim aby przepłynęli przez Bosfor na wschodnie wybrzeże Morze Śródziemnego. Lecz mimo groźby eskalacji Obama nie zawahał się dopóki……. Dopóki nie podważył jego strategię sojusznik brytyjski. Najbardziej buńczuczny w kwestii interwencji był rząd brytyjski. Cameron zapowiadał że interwencja nie potrzebuje uzasadnienia ze strony ONZ i że brytyjskie pociski wesprzą atak amerykański. Ale na wszelki wypadek, aby nie powtórzyċ błędu poprzednika przed drugą wojną iracką, i świadomy że brytyjska opinia publiczna była bardzo ostrożna wobec możliwości dalszych interwencji , Cameron ogłosił że zwoła specjalną sesję parlamentu aby uzyskaċ ich zatwierdzenie akcji wojskowej. Tu wszystko mu się rozkleiło. Opozycja zastrzegła że potrzebuje zatwierdzenia ze strony komisji ONZ w wypadku odpowiedzialności reżymu za zbrodnie, i co więcej, uzyskania aprobaty ONZ, nim poprze wniosek rządowy a liczna grupa posłów konserwatywnych głosowała przeciw wszelkiej interwencji. Zdenerwowany premier nagle obrócił się o 180 stopni i orzekł że Wielka Brytania nie będzie pod żadnym pozorem uczęszczaċ w akcji militarnej, mimo że to wcale nie było stanowiskiem Izby Gmin. Odciął się zupełnie od opcji militarnej. Obama, świadomy że 60% opinii publicznej w Ameryce sprzeciwia się interwencji zbrojnej, poczuł nagle że grunt mu się usunął spod nóg. Mimo że konstytucja tego nie wymagała czuł że nie mógł dalej po fiasku brytyjskim utrzymaċ swoje stanowisko bez poparcia ze strony swoich najgorętszych wrogów w Partii Republikańskiej. Decyzją tą zaskoczył nawet swoich ministrówiI najbliższych doradców. Wszystko wskazywało na to że poparcia nie uzyska. I tu przyszła interwencja rosyjska o możliwości nakłonienia Assada do ujawnienia składów broni chemicznej i przekazania jej przestawicielom ONZ. Na szczęście prezydent, mimo swoich lawirowań, w odróżnieniu od Camerona, nie odrzucił opcji militarnej. A bardziej stanowczy od Obamy sekretarz stanu John Kerry, zasłużony weteran Wietnamu, powziął umowę z ministrem rosyjskim Ławrowem na podstawie której Assad ma zaledwie jeden tydzień aby ujawniċ gdzie leżą składy broni chemicznej, i byċ gotowy przekazaċ je na zniszczenie pod kierownictwem ONZ do wiosny następnego roku. Do jakiego stopnia Rosja i Syria dotrzymają słowa w wykonaniu umowy? Jak długo Obama i Kerry nie zrezygnują z opcji militarnej to istnieje szansa że ta broń nie będzie już użyta ponownie. Mimo swojego pokojowego nastawienia prezydent rozumie dobrze że rezygnacja z opcji militarnej oznacza wprowadzenie próżni którą, tak w polityce jak w przyrodzie, wypełnią inne mocarstwa i mocarstewka która będą zwiastunem większego chaosu i ostatecznie wojny. Aby utrzymaċ pokój trzeba byċ gotowym o niego walczyċ. Wiktor Moszczyński 20 wrzesień 2013

SPK Limited i Fundacja SPK

Szanowny Panie Redaktorze, Chyba nie byłem jedynym czytelnikiem “Dziennika Polskiego” który na widok listu Przewodniczącego Polish Ex-Combatants Association in Great Britain Trust Fund (czyli w skrócie po polsku “Fundacji SPK”) z 6 września br wyraził obawę że powróci ostra polemika. Pomijając meritum sprawy, łącznie z odrzuconą statutowo ważną petycją 873 członków SPK z września ub. roku, konflikt o przyszłośċ SPK który rozwinął się w zeszłym roku między starym Zarządem SPK w Londynie a grupą najliczniejszych kół SPK w terenie, doszedł do specyficznego etapu gdzie stary Zarząd ogłosił na końcu maja br. że Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii już nie istnieje, a Koła SPK które nie uznawały tej decyzji zwołaly w lipcu br zjazd na terenie POSKu gdzie ogłosili że dalej istnieją jako kontynuacja starej organizacji i ukonstytuowali się pod nazwą Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Limited, rejestrując tą nazwę w Companies House. W tej sytuacji ku uldze większości polskiego społeczeństwa nastał okres de facto jakby sytuacji patowej i zaniku ostrzejszych polemik, choċ wiadomo było że pozostaje jeszcze wiele palących spraw do rostrzygnięcia. Z jednej strony mamy wyżej wymieniony Trust Fund (popularnie “Fundacja SPK”) składający się z ośmiu powierników, poprzednio członków Zarządu SPK WB, który przejął 100% funduszy i majątku starego SPK lecz który również wykonuje czynności reprezentacyjne starego SPK WB w Londynie i w Arboretum w porozumieniu z innymi polskimi organizacjami społecznymi których częściowo subsydiuje. Z drugiej strony mamy Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Limited składające się z 18 kół SPK posiadających w sumie przeszło 1100 płatnych członków SPK, czyli więcej niż 75% członków starej organizacji SPK, ale bez żadnych należnych funduszy, które też również wykonują czynności reprezentacyjne starego SPK WB w terenie w Anglii, Walii i Szkocji w porozumieniu z lokalnymi parafiami, szkołami sobotnimi , kołami Royal British Legion i brytyjskimi władzami miejskimi. W wielu Polskich ośrodkach piastują rolę głównej polskiej organizacji społecznej. Prezesem honorowym SPK Ltd jest też poprzedni członek Zarządu SPK WB, Otton Hulacki. Obydwie organizacje używają logo starego SPK bo uważają że mają do tego historyczne prawo. Logo SPK, tak jak powszechnie uznane logo “Solidarności”, nie jest rejestrowane i nie powinno byċ monopolizowane. SPK Ltd uzgodniło że w lipcu następnego roku komisja statutowa przygotuje nowy statut dla organizacji i tam będzie rostrzygnięta sprawa przyszłej nazwy, choċ nie wyobrażam aby odstąpili od inicjałów “SPK” Oczywiście jest wiele niesprawiedliwości do wyrównania i SPK Ltd wciąż chce upomnieċ się dla swoich kół o dostęp do niesprzedanych jeszcze Domów Kombatanta i o zwrot własnych funduszy , a szczególnie skonfiskowanych depozytów Kół SPK w terenie, ale to są sprawy które powinne byċ rostrzygnięte na innym forum. Natomiat jest sprawą konieczną aby obie instytucje nie odgrywały roli rywali przy swoich czynnościach reprezentacyjnych ani w Londynie ani w terenie. Pisałem o tym w liście do sekretarza Fundacji, Antoniego Siemiernika, który wysłałem na prośbę Charity Commission. Apelowałem tam aby nasze spory finansowe i prawne nie przeszkadzały przy ułożeniu możliwości współpracy we wspólnych występach naszych członków i naszych sztandarów przy takich okazjach jak rocznice świąt narodowych czy udziału w londyńskim Remembrance Sunday. Ta ostatnia sprawa jest szczególnie pilna gdyż w tej chwili londyńska centrala Royal British Legion powiadomiła nas że nie bardzo wie z którą organizacją reprezentującą Polskich kombatantów ma rozmawiaċ, tymbardziej że tu w gre wchodzi jeszcze trzeci pretendent ogłaszający w “Dzienniku” bilety na udział w przemarszu. Może skończyċ się tym że British Legion nie będzie skłonna z nikim rozmawiaċ i po raz pierwszy zabraknie polskiej reprezentacji na tym ważnym wydarzeniu corocznym. Jest rzeczą konieczną aby z British Legion rozmawiaċ jednym głosem, reprezentującym wszystkich polskich żołnierzy. Dam inny przykład. Nasi weterani w Manchesterze wyrazili chęċ wyjazdu w maju 2014 do Włoszech na 70 rocznicę Bitwy o Monte Cassino. Nie chcą aby organizacyjne spory przeszkodziły im w uczestniczeniu w takiej uroczystości. Pisałem już o tym do Urzędu do Spraw Kombatantów. Niestety pan Siemiernik nie zdążył odpowiedzieċ na mój list do Fundacji, a adwokat Fundacji rozsyłał listy grożąc sądami. Troche za późno. Nazwa naszej organizacji jest już znana w brytyjskich mediach i instytucjach bo pod naszym logo występowałem w obronie nowej Polonii przed dyskriminacją i przeciw ukazaniu się niemieckiego serialu. Mamy nadzieje że pan Maryszczak nie będzie chciał kontynuowaċ sprawy w sądzie bo sprawa ciągnęła by się przez szereg lat i mogłaby byċ dla nich, a więc dla nas wszystkich, bardzo kosztowna. Czy nie lepiej rosztrzygnąċ te sprawy majątkowe we wspólnym dialogu przy stole jak przystoi Polakom a nie ośmieszaċ społeczeństwo polskie poruszając je na prawnym i medialnym forum brytyjskim, tak jak miało miejsce z Ogniskiem. A najpilniejszą sprawą pozostaje uzgodnienie “modus vivendi” obu organizacji w uczczeniu polskich I brytyjskich rocznic wojennych. Nie polemizujmy. Rozmawiajmy. Łączę wyrazy poważania, Wiktor Moszczyński Przewodniczący Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Limited

Friday 6 September 2013

Słuszna demonstracja

O godzinie 11 ej we wtorek 30 września, 74 lata temu warszawskie tłumy wiwatowały przed gmachem Ambasady Brytyjskiej ciesząc się z wiadomości o wypowiedzeniu wojny Hitlerowi przez rząd brytyjski. Jak wiemy był to tylko dla Polski przeważnie pusty gest, ale który doprowadził w końcu do ostatecznej klęski Trzeciej Rzeszy, wykonanej niestety joż po wcześniejszej klęsce niepodległej Polski. 74 lata później tłum Polaków, przeważnie młodych, zebrał się przed gmachem BBC aby zaprotestowaċ preciwko decyzji emitowania niemieckiego mini-serialu “Nasze matki; nasi ojcowie” która starała pogrzebaċ pamięċ o wysiłku narodu polskiego w walce z Trzecią Rzeszą w otoczce farsowej licytacji obydwu narodów w nienawiści do Żydów. Niestety nie mogłem przybyċ na tą arcysłuszną demonstrację zorganizowaną przez młodych zapaleńców z organizacji Patriae Fidelis. Zainterweniowała tu niestety choroba , ta sama która na początku sierpnia skierowała mnie do szpitala na 10-dniowy pobyt i która wciąż nie pozwala mi wyjśċ z domu bez oparcia na lasce. To ta sama dolegliwośc która uniemożliwia mi jazdę samochodem I kolejką podziemną, do uczęsczenia na otwarciu roku szkolnego w szkole na Greenford gdzie miałem zaproszenie, I która mnie powstrzymała od udziału w celebrowaniu imienin Księdza Prałata przy Misji Katolickiej w ubiegłą sobotę. Pobyt w szpitalu przypomina na swój sposób pobyt na pokładzie statku kosmicznego. Czuję że to nie jest epizod nieznany w życiu wielu czytelnikwów “Dziennika”. Odizolowany murami szpitala od kłopotów świata zewnętrznego, od nieznośnej korespondencji, pozwań i rachunków, poddany jestem nowym dyscyplinom i nowym przygodom. Żyje nowymi osiągnięciami swoimi i moich sąsiadów; cieszy każdy pierwszy krok poza łóżkiem, każdy pierwszy spacer po pokładzie, odzyskania apetytu, opanowania gorączki, uregulowania ciśnienia. Ma się wielkie poczucie wyzwolenia gdy udaje się samemu uwolniċ w środku nocy z łóżka chronionego z obu stron barierkami bezpieczeństwa i dostarczenia do oddalonego gniazdka pielegniarek trąbiącego i błyskającego jak choinka powozu z zawieszoną lecz już od godziny opróznioną sakiewką z dożylnym antybiotykiem. Czołówka załogi prowadzi ten statek w stanie stałego pogotowia koncentrując się na opanowaniu wszelkich wirusów i infekcji, a inni zajmują się pielęgnowaniem, zmianą opatrunków, dostarczaniem pokarmów a nawet karmieniam poszczególnych pacjentów. Panuje niby ordnung, ale oparty wciąż na codziennym przezwyczężaniu przeszkód częściowo przez ciężko zapracowaną załogę a najczęściej przez samych zdenerwowanych pacjentów zdanych na zaimprowizowane pokonanie własnych dylematów w związku z częstą nieobecnością ich opiekunów. Przy takim ruchliwym scenariuszu od czasu do czasu coś z zewnętrznego kosmosu przenika do świadomości zajętych swoimi troskami pasażerów. Kryzys w Egipcie i Syrii, polowanie na angielskie borsuki, katastrofa helikopteru w Szkocji, uczczenie Święta Żołnierza Polskiego, wypociny posła Bryant na temat zatrudnienia Polaków przez Tesco. Brak dostępu do internetu utrudnia zagłębienie się w tych tematach lecz co raz większa świadomośċ o życiu poza szpitalnym statkiem kosmicznym wprowadza pacjenta w okres gorączkowego wyczekiwania na ewentualne zwolnienie lekarskie, przekroczenie progu szpitala i powrotu do domu, do własnego łóżka i własnego laptopu. I wtedy zwróciłem uwagę na łamach Facebooku na problem serialu “Unsere Mutter, unsere Vater”. Oświadczenia zamieszczone tam przez Patriae Fidelis i przez Polish Media Group Jana Niechwiadowicza informowały o decyzji BBC emitowania wczesną jesienią tego serialu w trzech odcinkach na programie wieczornym BBC 2. Przygotowano list do Dyrektora BBC Tony Hall z apelem o odwołaniu decyzji emitowania programu ze względu na kłamliwy obraz Armii Krajowej w szeregu epizodach tego serialu. Cytowano niemieckich i żydowskich historyków potępiających “polskie” odcinki serialu. O programie tym już słyszałam wcześniej bo spowodował wielką burzę w Polsce i wśród polonii amerykańskiej, toteż zupełnie zrozumiałem szkodliwośċ emitowania filmu w brytyjskiej telewizji. Oczywiście jako przewodniczący Stowarzyszenia Polskich Kombatantów Limited natychmiast zadeklarowałem nasze poparcie dla listu do Dyrektora BBC. Zresztą znalazłem się w dobrym towarzystwie bo wśród podpisujących znaleźli się wybitni przedstawiciele starej polonii brytyjskiej jak Marzena Schejbal , Jan Mokrzycki, Barbara Kaczmarowska-Hamilton, Lady Malgorzata Belhaven, Irena Grocholewska, Regina Wasiak-Taylor, Alicja Dzik-Jurasz, Helena Sikorska, Danuta Szlachetko, konsul Fran Oborski , jak również wybitniejsi działacze z młodszego pokolenia jak Jurek Byczyński, Andrzej Tutkaj, Agnieszka Adamska, Lukasz Filim i redaktor Elżbieta Sobolewska. Obawiam się że mimo naszych protestów BBC nie zmieni zdania. Z ich punktu widzenia jest to bezcenna próba najmłodszego pokolenia filmowców niemieckich dostosowania się do objęcia poczucia winy za zachowanie się ich, już nie rodziców a, dziadków, w obliczu zbrodnii wykonanej przez obywateli Trzeciej Rzeszy. W tym zakresie film jest bezlistosny. Pięciu “dobrych” Niemców, sympatycznych, rodzinnych, młodych dwudziestolatków spotyka się z pełnym optymizmem w momencie inwazji Rosji przez Niemcy w roku 1941. Potem trzech z nich spotyka się po wojnie, a dwuch ginie, choċ wszyscy są do pewnego stopnia splamieni swoim udziałem w hitlerowskich zbrodniach w Polsce i Rosji. Dwuch walczą w szeregach Wehrmachtu, jedna robi karierę jako śpiewaczka i metresa wysoko postawionego SSmana, druga jest pielęgniarką wojskową a ostatni z piątki, jako Żyd, ucieka wraz z Polką z transportu do obozu. Na końcu zbrodniczy SSman znajduje się w administracji nowego powojennego państwa niemieckiego. Tymczasem zbieg żydowski przyłącza się do oddziału AK, który podziela anty-semityzm hitlerowskiego okupanta. W jednej scenie przypadkowo “AKowcy” odbijają transport więzniów żydowskich ale decydują ich nie ratowaċ. Wolą ich utopiċ. To tak jakby, jak pisał były ambassador izraelski w Warszawie, professor Shevach Weiss, “Niemcy szukają partnerów do podzielenia się winą (za zbrodnie) … nie są w stanie przyjąċ wszystko na siebie.” Nic dziwnego, że dla dyrekcji BBC, uzyskanie tego mini-serialu traktowane będzie jako wielki sukces i na pewno będzie szeroko reklamowany. Dla nich ujemna ocena polskiego podziemia będzie sprawą marginalną. Dlatego jest rzeczą ważną że podjęto tą akcją protestu. Rozgłos był potrzebny. Ale na dłuższą metę trzeba lliczyċ się z tym że jeśli ten program się ukaże musimy uzyskaċ prawo do wypowiedzi (“right to reply”) przy odpowiednich epizodach tak jak tego domaga się prezes Zjednoczenia Polskiego Tadeusz Stenzel. Oczywiście byłoby kłamstwem powiedzieċ że wśród szeregów Armii Krajowej nie było indywidualnych anty-semitów. W końcu w przedwojennej Polsce, pewne środowiska mieszczańskie i chłopskie były przesiąknęte szowinystyczną ideologią narodową czy uprzedzeniami religijnymi o roli Żydów w zabiciu Chrystusa. Lecz w szeregach Armii Krajowej byli również Żydzi a dyscyplina wojskowa Armii Krajowej i patriotyczna ideologia większości ochotników była oparta na zasadzie ratowania Żydów i przyjmowania do szeregów wszystkich gotowych do walki z niemieckim okupantem. Było wielu wypadków gdzie oddziały ZWZ, pózniejszej Armii Krajowej, uwalniały Żydów; ich pierwsze akcje zbrojne w Warszawie miały na celu pomoc bojownikom żydowskim zbiec z palącego się getta. Możemy dużo powiedzeċ o roli AK w założeniu akcji Żegota i karania karą śmierci osób szantażujących lub wydających Żydów w ręce Gestapo. Musielibyśmy te materiały przygotowaċ skrupulatnie na taką ripostę medialną korzystając nie tylko ze świadectwa weteranów AK i wypowiedzi polskich historyków ale również w komentarzach ze strony profesorów niemieckich I żydowskich. Niech nowe pokolenie niemieckie, wychowane w nowoczesnym anty-militarnym demokratycznym społeczeństwie w samym sercu Europy, wykorzysta swoją szansę na wypowiedzenie swojej spowiedzi za grzechy wojenne swoich dziadków, ale niech też zrozumi że naród niemiecki musi sam ponieśċ odpowiedzialnośċ za swoje zbrodnie. Za zbrodnie popełnione przez inne narodowości w tym czasie niech nowe pokolenia tych krajów same się do nich przyznają. Wiktor Moszczyński Dziennik Polski 06/09/2013