Tuesday 23 December 2014

Tobrukczycy

W ubiegłą niedzielę odbyła się specjalna ceremonia w garnizonowej świątyni w Zachodnim Londynie. W asyscie weterana obrony Tobruku, Franciszka Szutę, ks Stanisław Reczek poświęcił piękny witraż w barwach pustynnych dedykowany pamięci Karpatczykom. Po obu stronach witrażu stali na straży dwaj młodzi członkowie Grupy Rekonstrukcyjnej przebrani w polowy mundur Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Trwali w bezruchu przez całą mszę świętą poświęconą pamięci i hołdu polskim żołnierzom którzy walczyli i ginęli pod Tobrukiem w walce z niemieckim agresorem. Msza była rzeczywiście uroczysta z udziałem nie tylko dwuch weteranów bitwy i młodych członków Grupy Rekonstrukcyjnej ale również poczt sztandarowych żywych i aktywnych jeszcze kół SPK w Londynie i Bristolu. Udział też mieli harcerze z niebieskiej Trójki ze swoimi proporczykami. Zresztą harcerze odgrywali dodatkową rolę “strażników” blokując wejście do kościoła grupie młodych śmiałków z Narodowego Odrodzenia Polski wojujących o “Polskę, Wielką, sprawiedliwą i katolicką” przy pomocy łopocących czarno-czerwonych transparentów i fotografujących siebie po mszy z nieco zaskoczonymi kombatantami. W kościele proboszcz przywitał również Elżbietę Radziszewską, wicemarszałka Senatu, Ambasadora Witolda Sobkowa, konsula generalnego Ireneusza Truszkowskiego i attaché wojskowego płk. Ryszarda Tomczaka.W czasie mszy intonowano szereg pieśni patriotycznych, a ze szczególną emocją odśpiewano Matką Boskę Kozielską. Po mszy obecnych na niej żołnierzy Tobrukczyków przyjęto w kościele oklaskami. Na obiad w Łowiczence zaprosili gości wspólni organizatorzy z dwuch innych pokoleń. Ze strony weteranów Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, gospodarzem był płk Zdzisław Picheta i niestrudzona organizatorka wszelkich obchodów i zajęć Karpatczyków pani Kazimiera Janota-Bzowska. (Niestety ze względu na zły stan zdrowia pułkownik Picheta nie mógł uczestniczyć w tych obchodach osobiście.) Zaś ze strony Grupy Rekonstruckcyjnej Historyczno-Wojskowej współ-gospodarzem był pan Przemysław Świderek. Ta ostatnia organizacja pojawia się co raz częściej na obchodach narodowych organizowanych przez koła kombatanckie i polonijne. Z wielką werwą ta grupa młodych ludzi, którzy w większości przybyli tu za chlebem w ostatniej dekadzie, bardzo sprawnie załatwiła dla siebie łatwy dostęp do autentycznych mundurów z okresu Drugiej Wojny Światowej, a szczególnie Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich i Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Reaktywują na żywo obraz tamtych dni i są dobrze obeznani z historią poszczególnych pułków i biegli w ich wyposażeniu, a szczególnie w ich broni. Trudno o bardziej ekscytujący widok dla młodzieży ze szkół sobotnich niż pojawienie się żołnierza w pełnym rynsztunku z karabinem włącznie. Posiadają nawet moździerz, ale zabezpieczony. Grupa jest mała, posiada zaledwie 13 uczestników, ale świetnie zgrana i gotowa poświęcić dużo swojego własnego czasu i trudu aby przybliżyć rzeczywistość historyczną nam, naszym dzieciom i naszym brytyjskim sąsiadom. Pod swoją wymowną angielską nazwą “Living History Group – First to Fight” wspólpracują z brytyjskimi organizacjami historycznymi I z samorządami, a ostatnio byli obecni w Holandii na obchodach 60-lecia bitwy o Arnhem. Zapowiadali szereg wycieczek polowych w następnym roku, a nawet piknik w polu z udziałem szerszej publiczności. Trudno wyobrazić jednak aby maszerowanie w szyku bojowym po zielonych łączkach naszej Wyspy byłoby prawdziwym odzwierciedleniem tego co doświadczyli żołnierze Samodzielnej Brygady w pustyniach Cyrenajki. Strzelcy w szortach, tropikalnych battledressach i stalowych hełmach stawiali czoło niemieckim czołgom, piękacemu słońcu, wszechobecnym piachom i brzęczącym dokuczliwym muchom. Po za stałym obstrzałem ze strony artylerii niemieckiej i włoskiej I bombardowaniem ze strony Stukasów, słońce, piach i muchy tworzyły szarą codzienność “szczurów Tobruku”. Mówiono że muchy były gorsze od Niemców bo wciskały się w każdy otwór budynku czy nawet ciała żądne krwi i pastwiły się szczególnie nad rannymi. Jeden żołnierz opisywał że jakkolwiek opętać się można było od much krążacych nad jedzeniem w menażce, mucha zawsze zdążyła usiąść na kęsce mięsa na widelcu tuż przed jej połknięciem. Poza strzelaniem do Niemców i opędzaniem się przed muchami, strzelcy zajęci byli pogłębieniem swoich płytkich skalistych okopów odziedziczonych po Australijczykach I poszukiwaniem dostępu do czystej wody i urozmaicenia od monotonnego brytyjskiego bully beef. Wytrwali na tym piekielnym posterunku na zachodnim odcinku twierdzy przeszło 3 miesiące. Na koniec, 10 grudnia 1941, wykonali odważne natarcie na otaczających ich Niemców zdobywając wzgórze dominujące miasto z zachodniej strony. 127 polskich żołnierzy zginęło w Tobruku a wiele było rannych od niemieckich pocisków. Polscy żołnierze znależli się w tej nadmorskiej twierdzy po okresie bezczynności bojowej w Palestynie i Egipcie. Poprzednio wymknęli się z francuskiej Syrii . Jak długo wojna w Libii trwała tylko z Włochami, Polacy nie byli wysyłani na front bo rząd polski nie wypowiedział wojny Mussoliniemu. Zajmowali się budową fortyfikacji i pilnowaniem jeńców. Gdy tylko na arenę wkroczyła Afrika Korps skierowano Brygadę do ufortyfikowania twierdzy w Libii w Mersa Matruh i ostatecznie drogą morską w siedmiu konwojach przewieziono gorliwych do walki Strzelców z Aleksandrii do Tobruku. Zajęli miejsce brygad australijskich które wytrwały bohatersko przez wiele miesięcy oblężenia i których powoli wycofywano na żądanie ich chwiejnego rządu. Po odsieczy Tobruku przez 8 Armię, Brygada została wcielona właśnie do tej Armii i została przerzuczona do bronienia i ostatecznie wykonania ofensywy na lini Gazali gdzie znów odniosła zwycięskie natarcie cieżko wykupione krwią. W ten sposób Strzelcy Karpaccy brali czynny udział w oczyszczeniu Cyrenajki z oddziałów niemieckich. Po przeniesieniu ponownie Brygady do Palestyny na wiosnę 1942 zaczęły się już tam zjawiać pierwsi żołnierze z Rosji. Przemieniono wówczas Samodzielną Brygadę w Trzecią Dywizję Strzelców Karpackich. Był to trzon przyszłego Drugiego Korpusu. Stamtąd droga prowadziła już do udziału w kampanii włoskiej. Od szczurów Tobruku szlak bojowy prowadzil już bezpowrotnie do maków na Monte Cassino. Walka Strzelców Karpackich w Libii była o tyle jeszcze ważna dla nas bo w roku 1941 byli jedynymi żołnierzami polskimi walczącymi na lądzie z Niemcami o wolność i niepodległość Polski. Był to przełomowy okres po upadku Francji i Bitwy o Anglię kiedy Hitler rzucił się na Rosję a Niemcy zajęli Jugosławię i Grecję. Na każdym froncie lądowym Niemcy zwyciężali i dlatego moralna waga obrony Tobruku była ważna nie tylko dla Polski ale również dla Wielkiej Brytanii. Obrona Tobruku zaimponowała szczególnie prezydentowi Rooseveltowi i przspiesyła jego decyzję wkroczenie do wojny z Niemcami mimo że byli pod atakiem imperialnej Japonii. Oczywiście wszyscy Karpatczycy wtedy byli jeszcze młodzi, tak młodzi jak nasi chłopcy z Grupy Rekonstrukcyjnej. Pamiętam jeszcze z mojego dzieciństwa jak dorastającym jeszcze byłym żołnierzom z Libii Lola Kitajewicz śpiewała “Pamiętaj o tym wnuku, że dziadzio był w Tobruku”. I śmiali się serdecznie bo przecież daleko im było do jakiś “dziadzów”, a dopiero co zostali tatusiami. Jak mogliby przewidzieć że kiedyś będą dziadkami, albo nawet pradziadkami? Przy stole w “Łowiczence” nasi dwaj weterani Franciszek Szuta i Kazimierz Szydło byli w świetnym humorze, szczególnie kiedy okazało się że były to 94 urodziny pana Szuty. Kolejno odśpiewano obydwom “jubilatom” – “Jeszcze sto lat”. Co raz bardziej nasze i następne pokolenia odczuwają poczucie niepokoju wynikające z rosnącej świadomości że ci autentyczni weterani odchodzą na zawsze i zostawią po sobie pustkę. W następnych najbliższych latach pozostanie już wciąż malejąca okazja wykorzystania tych ostatnich żywych świadków i uczestników krwawych walk o Polskę o których nasze powojenne pokolenia miały zaledwie tylko słabą świadomość. Opisy tych bitew w licznych akademiach nas wówczas nudziły. Za długo zaniedbywano ten skarbiec historii chodzący wśród nas i dopiero odczuwa się tą stratę po ich odejściu. Już miałem dodać “odejściu na wieczną wartę” ale przypomniałem sobie jak pan Szumiło, były prezes Koła SPK nr 11, dał mi do zrozumienia że ma już dość “stania na warcie” i woli “odejść na wieczny odpoczynek”. Wiktor Moszczyński Dziennik Polski 19/12/2014

Sunday 7 December 2014

Bitwa Pięciu Armii

W ostatniej trzeciej części filmu Peter Jackson’a “The Hobbit” który wszedł na ekran w tym tygodniu rozgrywa się walna bitwa pięciu armii która ma rozstrzygnąć o ostatecznej dominacji na terenie Środziemi. Skłócone ze sobą armie ludzi, karłów, elfów i innych zmuszone są skonfrontować się z potężną armią goblinów która zagraża im wszystkim. W tym samym tygodniu na terenie Wielkiej Brytanii rozgrywana jest walka pięciu armii o przyszłość tego narodu jako członka europejskiej wspólnoty. Na pierwszym miejscu mamy tradycyjny odwieczny konflikt o duszę i kiesę tego kraju między armią wolnorynkowców pod szyldem płonącej żagwi konserwatystów z hetmanem Cameronem na czele a po drugiej stronie watachy socjał-demokratyczne z pod znaku czerwonej róży Labour z regimentarzem Milibandem. Ta druga armia uplasowana była przez ostatnie lata po stronie pełnego uczestnictwa we wszystkich instytucjach europejskich. 10 lat temu nawet igrała z projektem wejścia do strefy euro. Realia gospodarcze i angielska duma narodowa rozwiały te plany ale Labour pozostało w obozie pro-europejskim. Rządy labourzystowskie pchały Europę w kierunku ekspansji terytorialnej na wschód. Polska miała dużo do zawdzięczenia do rządów Blaira nie tylko za akces do Unii ale również za natychmiastowe otwarcie brytyjskiego rynku pracy polskim kohortom ślusarzy, rolników, kelnerek, a ostatecznie buchalterów, doktorów i przedsiębiorców. Konserwa też była tradycyjnie pro-europejska, szczególnie w latach 70-ych i 80-ych, kiedy to Partia Pracy głosiła program wyborczy oparty częściowo na oderwaniu się od Wspólnego Rynku. Lecz od momentu kiedy Pani Thatcher zaczęła wymachiwać swoją torebką podręczną przed oczyma przywódców europejskich w sprawach budżetowych to w szeregach konserwatywnych pojawiła się nuta narodowa stająca w obronie rzekomej brytyjskiej suwerenności. Oczywiście już w okresie globalizacji rynków i technologii informatycznej indywidualna suwereność państwowa była już mitem. Nawet USA nie jest już w pełni suwerenne. Państwa europejskie rozumiały że miałyby szanse na współudział w regionalnej suwerenności przez przynależność do klubu europejskiego który tworzył największą i najpoteżniejszą jednostkę rynkową na świecie. Unia ta oparta była na kompromisie uczestnictwa w negocjacjach na najlepszych warunkach z innymi rynkami na świecie i na braku ceł na towary wewnątrz-europejskie wobec poddania się regulacjom prawnym i wspólnego rynku pracy. Co raz więcej konserwatystów zaczęło narzekać na finansowe I prawne koszty członkostwa chcąc się wzorować na peryferyjnych krajach “Niezależnych” jak Sżwajcaria czy Norwegia, zapominając że one też podlegały prepisom prawnym Unii Europejskiej nie mając zarazem prawa do uczestniczenia w wspólnych decyzjach które regulowały te przepisy. Te nastroje pozostały na marginesie dopóki gospodarka europejska, a przy niej brytyjska, kwitły. Gdy nastąpił krach bankowy w roku 2008 i zastój gospodarczy, a szczególnie gdy gospodarka europejska zaczęła się kurczyć nie mogąc się oswobodzić ze swej klatki walutowej którą sama na siebie narzuciła, euopejski model wspólnego rozwoju przestał być atrakcyjnym jako wzór dla wielu Brytyjczyków narażonych na utratę pracy i na malejący dochód osobisty. Europa przestała być zapewnionym rynkiem zbytu dla brytyjskiego eksportu. Co raz bardziej też uświadamiali sobie mieszkańcy Wysp że mieszkają i pracują wśród nich cudzoziemcy z innych krajów europejskich często łatwiej utrzymujących się przy pracy którą Brytyjczycy upatrzyli by dla siebie lub dla swoich dzieci, a mających do tej pracy I do towarzyszącym im zapomogom te same prawa co mają tubylcy. Przed krachem większość społeczeństwa nie panikowała z powodu tak licznych niespodziewanych przyjazdów ze wschodu bo liczono że jest praca dla wszystkich. Ich przyjazd cieszył polityków, szczególnie tych z lewicy, cieszył pracodawców mających okazję do zatrudnienia pracowników gotowych do podjęcia każdej pracy, cieszył pro-europejskich urzędników i ekonomistów państwowych cieszących się z wkładu Polaków i innych do skarbu państwa i gospodarki brytyjskiej. Szczególnie cieszył tych którzy uświadamiali sobie że Polki, rodząc rocznie w tym kraju co najmniej 20,000 nowych potencjalnych rąk do pracy, przeciwdziałają wyżowi demograficznemu wśród starszych, gdzie zaledwie 2 I/2 pracowników utrzymuje każdego z kolei brytyjskiego emeryta. Gdy okazało się że język polski stał się drugim najczęśniej używanym na co dzień językiem powyższe elity tym się nie przejmowały. Ale brukowce anty-europejskie pod znakiem Daily Mail, Daily Express i The Sun robiły wszystko aby podważyć pozytywny profil polskiego pracownika a resztę dokonał krach gospodarczy i stresy społeczne wynikające z tego. W wyborach roku 2010 główne partie nie podchwyciły rosnące nastroje anty-europejskie i obawy związane z imigracją europejską. Szczególnie dawała sie we znaki rosnąca świadomość że przy ewentualnym przyjeździe Rumunów i Bułgarów na tych samych zasadach co Polacy, a może nawet w podobnych ilościach, władze brytyjskie nie miałyby już żadnej kontroli nad ilośćią przybywających, pracujących i zyskujących świadczeń społecznych, mimo że to ostatnie było proporcjonalnie w małych ilościach. Cameron i Miliband przybrali w tych sprawach wody do ust i znerwicowane społeczeństwo czuło się zawiedzione przez elity polityczne. I tu wkroczyła na plac boju trzecia armia czyli UKIP pod znakiem szyderczego uśmiechu ich atamana Farage. Dotychczas działająca na marginesach opinii publicznej, teraz zaczęła zbierać plon zgorzkniałych i nieufnych wyborców. W ostatnich dwuch latach poparcie dla UKIP wzrosło niemal do poziomu poparcia dla dwuch głównych partii. Wielu dotychczasowych zwolenników konserwy przezsło na stronę UKIP tymbardziej że niemal połowa ich posłów gotowa była podjąć drastyczny krok opuszczenia Unii. Cameron uginał się co raz bardziej pod naciskiem ich demagogicznych haseł chcąc wykazać że też umie stawiać weta partnerom europejskim i jest w stanie ograniczyć prawa pracowników z Europy ale to było zarazem bezskuteczne wobec naparcia szowinistycznych odruchów UKIP a zarazem prowokowało Europę do reakcji. Nawet ogłoszenie referendum w sprawie członkostwa Unii w roku 2017 nie wystarczało aby ugodzić opozycję. Już nawet posłowie z jego partii zaczęli go opuszczać. Labour nacieszyła się tymi klęskami konserwy dopóty dopóki sama zorientowała się że traci swoich najbardziej lojalnych robotniczych wyborców na rzecz UKIP. Teraz obydwie armie zrozumiały że mają wspólnego wroga i zaczęli wprowadzać jak najbardziej zawiłe projekty ograniczenia w przyszłości praw pracowniczych i praw do świadczeń aby osłabić UKIPowską ofensywę.. Wowczas wkracza na arenę czwarta armia – przywódcy wpływowych państw i instytucji europejskich. Mimo alternatywnych błagań i gróźb ze strony Camerona, europejscy wodzowie dali jasno do zrozumienia że nie ma możliwości ograniczenia swobodnego poruszenia się pracowników w Europie. Nie tylko nie uzyskał poparcia od swoich rzekomych aliantów w Skandynawii, ale również ze strony matrony niemieckiej I francuskiego kuzyna, mimo że wszystkim tym państwom grozi rosnące społeczne niezadowolenie z ilości pracowników europejskich i każdy stara się na własny sposó ograniczyć ich prawa do świadczeń. I w tym duchu walki obronnej wobec trzem wrogim armiom, Cameron przygotowywał się na swoje przemówienie ostatniego piątku. Nie miał już mówić o zakazie wolnego dostępu do pracy. Liczył się z możliwością wynegocjowania z Europą wstrzymania ulg podatkowych nowym pracującym migrantom na okres czteroletni, podobną kontrolę nad dostępem do mieszkań komunalnych i płacy dla bezrobotnych i zakazu przekazania świadczeń dla dzieci zamieszkałych poza Wielką Brytanią I podobne. Pare propozycji nie mogły wydawać się rozsądne o ile uzyska zgodę innych państw. Cameron liczył że w ten sposób zabezpieczy się pred armiami Labour, UKIP i Europy i uspokoi wreszczie społeczeństwo. A tu nagle nowa salwa. Tuż przed jego przemówieniem, nasz Ambasador Witold Sobkow daje jasno do zrozumienia że wszelkie próby ograniczenia świadczeń dla migrantów są “dyskryminacją” i dlatego byłyby nie do przyjęcia. Ambasador staje się forpocztą nowej podjazdowej armii bo wnet po przemówieniu wtoruje mu polski wiceminister sprawa zagranicznych podkreślając że Polska zawetuje wszelkie podobne ograniczenia. Wchodzi na arenę piąta armia, składająca się nie tylko z Polski, ale i innych państw we wschodniej i południowej Europie. Możemy się cieszyć że odezwały się wreszcie opóźnione polskie głosy w tym konflikcie ale musimy być świadomi że organiczając jeszcze bardziej pole do manewru zarówno Cameronowi i Milibandowi możemy doprowadzić do ogólnej konflagracji i do wyniku który nie zadowoli nikogo, czyli do odejścia Wielkiej Brytanii i ewentualnego rozbicia Unii Europejskiej. Wiktor Moszczyński Dziennik Polski 5 grudzień 2014