Tuesday 24 October 2023

I ja tam byłem, i głosy liczyłem



Byłem uprzywilejowany możliwością udziału w jednej z komisji wyborczych na terenie POSKu. Czytałem opisy innych uczestników tych komisji i podzielam ich poczucie spełnionego obowiązku, ich frustrację z powodu opóźnionego zatwierdzenia protokołów komisji przez Warszawę, ale przede wszystkim ich uniesienia jako świadkowie i uczestnicy tego festynu demokracji. Obserwowałem z dumą jak całe rodziny z dziećmi, samotni mieszkańcy czy panie w towarzystwie, starsi i młodsi, niepełnosprawni na wózkach i wysportowani wracający z siłowni, kolejno oddawali swoje cenne głosy dla przyszłości swojego kraju, mimo ich pobytu za granicą. Kolejki do naszych czterech komisji w POSKu ciągnęły się wspólnie jak jeden wąż w około budynku, nim je rozdzielono. Stali ludzie przez szereg godzin, cierpliwie i pogodnie, bez awantur, a nawet w dobrym humorze, posuwając się z wolna w kierunku przeznaczonej dla nich sali wyborczej. 

Gdy dotarli w końcu do progu, czekała ich komisja moich kolegów i koleżanek, sprawdzająca nazwiska i paszporty, podzielona alfabetycznie na cztery mini-kolejki. Czasem ludzie przepływali przez ten sprawdzian tożsamości zwinnie, szczególnie w momentach porannych lub wieczornych, a czasem był tłok przypominający stadion futbolowy, choć wciąż trwał spokój i ład. Następnie wyborcy, uzbrojeni już w ogromną płachtę zawierającą listę przeszło 250  warszawskich kandydatów do Sejmu, i dwóch do Senatu, stanęli ponownie lecz cierpliwie w następnej kolejce aby skorzystać z pospiesznie skonstruowanych prywatnych kabin do głosowania. Tam zasiadali spokojnie, albo sami brnąc przez te szeregi nazwisk, albo tworzyli panele rodzinne aby uzgodnić wspólnego kandydata, albo jeszcze dzwonili nawet do znajomych lub krewnych, prosząc o rady, i wyliczając nazwiska kandydatów, jak gdyby były to konie do wytypowania na następny wyścig.  Takich scen przy wyborach brytyjskich nigdy nie widziałem. Ci co nie chcieli doczekać się kabiny, bo brakowało tam miejsc, zasiadali sobie na krzesłach z boku, i wypełniali kartę wyborczą opierając się o kolano albo o ścianę. 

A potem podchodzili do przezroczystej urny, składając dyskretnie złożone karty do głosowania, często fotografując się nawzajem. Najpiękniejszy widok dotyczył te momenty gdy podchodziły do urny malutkie dzieci, nie sięgające nawet pokrycia tego magicznego pudła, starając się na oczach swoich dumnych rodziców wsadzać te upiorne dokumenty przez tak wąski otwór sięgający powyżej ich głowy. Czułem wtedy jakbym był na jakimś karnawale, a dusza moja śpiewała z wrażenia że wreszcie ocknął się ponownie duch narodu, uśpiony marazmem poprzednich lat. 

Po głosowaniu nastąpiło już liczenie. Najpierw uzyskaliśmy statystyki osób głosujących (w naszej komisji akurat 1772) z listy zarejestrowanych wyborców. A potem otwierano urnę i segregowaliśmy, z początku dosłownie na podłodze, karty wyborcze na sejm, na senat i na ten nieszczęsny referendum, który poprzednio niemal jedna trzecia głosujących dobrowolnie odmawiała. A potem przez następne godziny żmudnie liczyliśmy głosy poszczególnych sejmowych list wyborczych, a wreszcie poszczególnych już osób wyznaczonych na tych listach, kończąc na zliczeniu głosów na najpopularniejszego kandydata, który zdobył przeszło jedną trzecią wszystkich oddanych głosów. Liczenie głosów do senatu między dwoma tylko kandydatami było już rzeczą prostą. Ostatecznie w godzinach porannych poniedziałku zostały nam jeszcze głosy na referendum. Choć nie tak liczne jak głosy na sejm i senat, ale jednak bardziej skomplikowane w strukturze bo obejmowały cztery pytania z alternatywą „tak” czy „nie”, z ogromnym urozmaiceniem potencjalnych wyników. 

Byliśmy już głodni i chłodni, zasypiając w naszych krzesłach, lub na podłodze, w momentach wymaganego spoczynku. Dyrekcja POSKu dwukrotnie dostarczyła nam ciepłe jedzenie, mimo że w poniedziałki, restauracja i kawiarnia są zamknięte. Najgorszym okresem było wielogodzinne czekanie na potwierdzenie z Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie, którego w końcu nie doczekaliśmy się, bo nasze protokoły zatwierdzone zostały dopiero w około północy i odebrane zostały przez konsulaty. Wyniki wywieszono na drzwiach POSKu dopiero we wtorek. Po tych ciężkich godzinach liczenia i stresu, te sześć czy siedem godzin daremnego wyczekiwania odebrało nam nieco humor.

Wróciłem do domu o 8ej wieczorem w poniedziałek zmęczony ale zadowolony. A liczyłem jeszcze te głosy przez trzy noce we śnie. Ale te sny nie były juz koszmarami. Sama radocha.

Wiktor Moszczynski


Monday 25 September 2023

Nieświadomy Sojusznik Putina?

 


Od początku tzw. “dobrej zmiany”, Prawo i Sprawiedliwość systematycznie wprowadzili program dramatycznych zmian w ustroju i w panującej ideologii naszego kraju. Jarosław Kaczyński nie baczył ani na dotychczasowe normy działania w Polsce, ani na opinię światową. Występował z wyraźnym wyzwaniem wobec opinii ekspertów prawnych czy gospodarczych, jak i elit kulturowych i naukowych. Wybrał dla swojego obozu jasną z góry zapowiedzianą politykę przemian, wykonaną nocnymi sesjami w Sejmie z żelazną dyscypliną nad własnymi posłami, z pogardą dla obozów opozycyjnych. Miał poza tym wysubtelnione wyczucie jak trafić do nastrojów mniej zamożnych warstw społeczeństwa polskiego, a szczególnie wiejskiego, nie mającego dostępu do innych źódeł informacji poza państwową TVP.  Grał na ich obawach, uprzedzeniach i kompleksach, ubierając je zręcznie w barwach narodowych.

Okrzyknięto prosperującą Polskę jako „kraj w ruinie” i przekształcono gospodarkę na system roszczeniowy z wrastającym sektorem upaństwowionym. Wykorzystano bogate rezerwy finansowe, odziedziczone po poprzednich rządach, na powszechny system nieokiełznanego rozdawnictwa, jak np. akcja 500 plus. Z początku te posunięcia ożywiały  gospodarkę przez wzrost konsumpcji na rynku wewnętrznym, ale zachwiały nieco wiarę wpływowych agencji ratingowych i inwestorów zachodnich w efektywność zarządzenia polskiej gospodarki. Kaczyński i jego pierwszy premier, Beata Szydło, nie przejmowali się tym bo nie znali obcych języków i opinia światowa ich nie interesowała. Tymczasem monopolizowano krok po kroku media krajowe, które wszczęły ostrą kampanię nienawiści i pogardy wobec partii opozycyjnych, niezależnych ośrodków społecznych, i wybitnych jednostek w świecie kultury i nauki, szanowanych w opinii zachodniej.  Oskarżono opozycję o prowadzenie „totalnej opozycji”, kiedy to rząd prowadził przeciw niej politykę „totalną”. Pozostałe ośrodki niezależnej prasy czy telewizji, jak choćby TVN, OKO Press czy Gazetę Wyborczą, zwalczano administracyjnie i w bezustannych pozwach sądowych. Wprowadzano ogólny element zastraszenia. Kaczyński działał zgodnie z klasycznymi orwellowskimi wzorcami zcentralizowania władzy i środków medialnych.

Poprzednie rządy w Polsce miały od 25 lat stały kierunek działania zapewniający Polsce bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy w oparciu o sojusz transatlantycki, uczestnictwo w ukladach europejskich, i transformację gospdarki na system wolnorynkowy. Przez okres światowego kryzysu finansowego, Polska była jedynym państwem europejskim który nie doznał recesji. Polska żyła zgodnie ze światem demokratycznym, szanująca istniejące układy i z kolei szanowana jako sojusznik promujący wartosci państw zachodnich, na którym można polegać. Wojska polskie służyły w Afganistanie i w Iraku. Ambicją ówczesnych rządów był dostęp do ewentualnego udziału w szczytach światowej grupy G20. Nawet w wypadku Rosji, Polska początkowo również wgłębiła się we wspólny front demokratycznych sojuszników liczących na ewentualną pokojową europeizację Rosji drogą wymian handlowych i kulturowych. Wykorzystano względną wówczas dobrą wolę Rosji aby założyć i utrzymać cmentarze polskich ofiar stalinowskiego terroru, a szczególnie miejsc pochówku dla zamordowanych oficerów w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku. Wspólnie też uczczono ofiary katastrofy smoleńskiej. Ale cały czas Polska stała na czele tych państw które ostrzegały kraje zachodnie przed rosnącymi dążeniami imperialistycznymi Federacji Rosyjskiej i wyraziła gotowość obrony niezależności Ukrainy.

Po roku 2015 nowe władze w Polsce wzmocniły swoją wrogość wobec Rosji, ale dolewały oliwy do ognia oskarżając Rosję wręcz o spowodowanie katastrofy smoleńskiej, w rzekomym porozumieniu z poprzednim rządem polskim. Po prostu traktowali to oskarżenie instrumentalnie, choć, mimo wszelkich starań, nie byli w stanie to oskarżenie uzasadnić. Ich celem nadrzędnym była próba skompromitowania opozycji. 

W wypadku państw zachodnich, Polska po roku 2015 wyraźnie zaczęła zmieniać kierunek. Zaczeło się już w pierwszych miesiącach od rajdu nocnego na siedzibę NATO w Warszawie, i od całostkowej likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, pod pozorem dekomunizacji, choć pzez wiele lat owocnie współpracowały z sieciami wywiadowczymi na Zachodzie. Szeregi rządowe i ich media powszechnie potępiały liberalne wartości europejskie, szczególnie wykpiwając ich podejście do szanowania praw mniejszości i ich uczulenia na zachodzące zagrożenia wynikające ze zmian klimatycznych. Sam szef MSZ Witold Waszczykowski wodził rej w prowokacyjnym i niedyplomatycznym wyśmiewaniu wartości zachodnich. Przypominało to stałą PRLowską propagandę zochydzającą Zachód i zachodnie ustroje. Od początku, również pod fałszywym hasłem dekomunizacji, starano się wbrew Konstytucji, podporządkować niezależne sądownictwo pod kontrolę polityczną ministerstwa sprawiedliwości i wprowadzano sankcje przeciwko sędziom nie godzącym się na te zmiany. Rządy polskie obrażały się na ogólnie szanowane instytucje zachodzie gdy te śmiały krytykować aspekty „dobrej zmiany”, które wyraźnie były niezgodne z tradycyjnymi wartościami demokratycznymi Zachodu.

Z początku bardziej dyplomatycznie, ale z czasem już w ostrzejszych tonach, instytucje unijne ostrzegały Polskę przed podważaniem wspólnie przyjętych norm demokratycznych, a w tym i łamaniu własnej Konstytucji która tym normom podlegała. Doszło w końcu do tymczasowego wstrzymania dla Polski należnych jej funduszy na rzecz post-covidowej odbudowy, dopóki do tych norm nie powrócono. Polska polityka rządowa przemieniła się z czasem w otwartą wojnę z instytucjami i wartościami europejskimi, często pod pozorem utożsamiania unijnej Europy z państwem niemieckim. W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, polski rząd nie ma zamiaru opuścić Unię Europejską. Ale robi wszystko, wspólnie z autorytatywnym rządem węgierskim, aby podważyć ład europejski od wewnątrz i zastąpić go swoją ideologią państwa suwerennego z wartościami odmiennymi od liberalnych. W swoim pierwszym wywiadzie po objęciu funkcji, obecny premier Mateusz Morawiecki zapowiedział że jego celem jest, po prostu, „rechrystianizacja Europy”, czyli zastąpienie tradycyjnych państw świeckich państwami wyznaniowymi. Na ogół rządy zachodnie omijają ambarasujące wyskoki polskiej dyplomacji, licząc się z tym że ktoregoś dnia polski rząd otrzeźwieje i powróci do normalnego współżycia z innymi krajami zachodnimi we wspólnym froncie przeciw Rosji. Prezydenci Obama i Biden traktowali rząd polski z pewnym dystansem, Tylko za czasów prezydentury Donalda Trumpa ociepliły się stosunki posko-amerykańskie mimo że ten prezydent gotów był rozwiązać NATO jako niepotrzebny sojusz, i widział w Putinie partnera do rozwiązania problemów światowych. Przez długi czas rząd Polski, i ich tuba medialna TVP, nie uznawały w pełni zwycięstwa Joe Biden’a w wyborach prezydenckich.

Wydaje się że Polska robi wszystko aby zaostrzyć konflikt nie tylko z sąsiadem wschodnim, ale również i z zachodnim. Nie chodzi tu tylko o to że Niemcy, jako najsilniejsze i najbogatsze państwo w Unii Europejskiej, ścisle przestrzega obecne sankcje unijne przeciw Polsce. Rząd i media państwowe chcą Niemcy zdemonizować w oczach Polaków. Sięgają głeboko wstecz do traumy narodowej powstałej pod okupacją hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji w czasie Drugiej Wojny Światowej, aby utrzymać stały gorączkowy stan konfliktu z Niemcami. Mimo poprzednich umów z Niemcami, potwierdzonymi ostatecznie przez PiSowskiego ministra spraw zagranicznych, Annę Fotygę, że Polska nie ma już dalszych roszczeń o reperacje ze strony Niemiec za zbrodnie wojenne, rząd Polski podjął się wystawić rządowi niemieckiemu nierealny rachunek na zawrotną sumę $1.5trn bez żadnej wstępnej dyskusji. Wykonał to mimo wspólnego uczestnictwa Polski i Niemiec w poparciu militarnym i finasowym dla Ukrainy. Robiąc to rząd Polski zaniedbał podobne żądania wobec rządu rosyjskiego z którym jest w autentycznym konflikcie i który, w odróżnieniu od Niemiec, do większości zbrodni wobec Polski się nie przyznał. Ten obraźliwy gest wobiec Niemiec był akt złośliwym i infantylnym w świecie dyplomacji, przynaglonym przede wszystkim celem  ujawnienia rzekomej niepatriotycznej postawy opozycji w okresie przedwyborczym. To się nie udało, ale urazy w Niemczech po tym akcie zostały i mogą wzmocnić poparcie dla prawicy niemieckiej.

Sprawa wygrania nadchodzących wyborów jest w tej chwili nadrzędną sprawą dla obecnego rządu. Klęska wyborcza może doprowadzić do całej plejady pozew sądowych za korupcję i za łamanie konstytucji. Polityka zagraniczna jest tylko instrumentem w walce o utrzymaniu się przy władzy. Ten nacisk na przetrwanie doprowadził nie tylko do niepotrzebnego konfliktu Polski z Unią Europejską i z Niemcami, ale do konfrontacji nawet z Ukrainą, którą całe polskie społeczeństwo wspierało z powodu inwazji rosyjskiej na ich teren. Po blokadzie czarnomorskich portów ukraińskich przez flotę rosyjską Ukraina wysyłała przez Polskę masowe ilości zboża do państw trzeciego świata aby ratować ich przed głodem. Polska mogła stać się intratnym przewoźnikiem tych towarów przez swój terytorium. Niestety państwowe przedsiębiorstwa zainterweniowały i skupowały zboże ukraińskie na rynek polski. Spowodowało to słuszny protest polskich farmerów i to z kolei doprowadziło do odruchowego bojkotu ukraińskiego zboża na terenie Polski. Ostre wymiany dyplomatyczne między Polską i Ukrainą, deklaracje premiera Morawieckiego o zaprzestaniu dalszych dostaw broni do walczącej Ukrainy i brak przywitania między głowami obu państw na konferencji w nowojorskim gmachu ONZ, a później w Polsce, stało się  symptomem patologicznej degradacji obecnej dyplomacji polskiej. Rzekomy przyjaciel Zelenskiego, Andrzej Duda, porównał prezydenta walczącej Ukrainy do „tonącego człowieka chwytającego się brzytwy”. Moskwa te wypowiedzi interpretuje po swojemu. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, komentując wywiad Morawieckiego, wyraził przekonanie, że „rozłam między Kijowem Warszawą i innymi europejskimi stolicami będzie się pogłębiał z czasem”. W każdym razie te słowa hańbią wizerunek polski w oczach Ukrainy, w oczach Zachodu i w oczach własnego społeczeństwa.

Do najważniejszych celów polityki Putina, poza ujarzmieniem Ukrainy, jest rozbicie Unii Europejskiej, podważenie systemów demokratycznych w zachodniej Europie, konflikt stały między Polską a Niemcami, tryumf Trump’a w następnych wyborach amerykańskich, i przywrócenie dominacji rosyjskiej nad ich zachodnimi sąsiadami. Ale dlaczego obecny rząd Polski wyznacza sobie podobne cele? I czy robi to w naiwności, czy celowo?

Wiktor Moszczyński

 

Wiktor Moszczyński

Thursday 27 April 2023

List do Ministra Mularczyka

 

      


                                                                                                       27 kwiecien 2023

Wp Arkadiusz Mularczyk,

Sekretarz Stanu, Ministerstwo Spraw Zagranicznych

Przez grzeczność Ambasady RP w Londynie

 

Szanowny Panie Ministrze!

Pozwalam sobie jako wieloletni działacz polonijny zajmujący się promowaniem spraw polskich w Wielkiej Brytanii, skreślić parę uwag odnośnie kwestii reparacji ze strony Niemiec za agresję na Polskę i zbrodnie z tego aktu agresji wynikające. Niestety jestem obecnie za granicą, poza Wielką Brytanią, i nie będę mógł być obecny na spotkaniu Pana Ministra w londyńskim POSKu 28go kwietnia br., czego szczerze żałuję.

Pańska, jeszcze poselska, inicjatywa spisania, udokumentowania i obliczenia ilości strat ludzkich, materialnych i kulturalnych, wynikających z okupacji niemieckiej w naszym kraju, oszacowanych na 1.5 bilionów dolarów (po ang. $1.5 trillion), jest dużym osiągnięciem dla świata nauki i dla wiedzy o prawdzie historycznej naszego narodu. Mogłaby być punktem odnośnym do wielkiej debaty społecznej obejmującej szerokie kręgi społecezństwa i również ekspertyzy prawnej, naukowej i kulturalnej, jako wstęp do przedstawienia go do dalszej debaty na forum międzynarodowym. Mam nadzieję że w przyszłości uda się przygotować podobną listę strat wynikająch z wojennej okupacji sowieckiej na wszystkich przedwojennych terenach Polski, łącznie ze skutkiem długoletnich rządów PRL.

Uważam jednak że publiczne przedstawienie Waszego raportu jako oficjalną deklaracją państwową wymagało nieco więcej uwagi niż jedna pospieszna debata w Sejmie i Senacie.  Dopiero po wyczerpującej debacie mogła być stać się spopularyzowaną wersją naszej historii i przedmiotem odpowiednim dla szkół i wyższych uczelni. Każdy Polak kochający swój kraj, mógłby potem tylko przyklasnąć. I dopiero po takiej debacie mogłaby by być przedstawiona rządowi niemieckiemu.

Trzeba przyznać że obecny rząd Polski, wyczuł, może bardziej dokładnie niż jego poprzednicy, kontynuację stałej traumy narodowej, szczególnie wśród starszych pokoleń, wynikającej ze strasznych zniszczeń i przeżyć wojennych, i z nieadekwatnych odszkowań dla Polski za te straty ludzkie, materialne i kulturalne. 

Faktycznie, po roku 1990, poprzednie rządy priorytetyzowały politykę tworzenia państwa nowoczesnego, nie szukającego rewizji żadnych granic, i patrzącego optymistycznie w przyszłość gospodarczą narodu. Koncentrowały się na zatwierdzeniu zdrowego ustroju demokratycznego, znajdującego swoje miejsce w ówczesnym gronie innych państw demokratycznych i jako suwerennego członka ONZ, starającego się skutecznie o członkostwo Wspólnoty Europejskiej i NATO. Liczono wówczas na to że nowoczesna Polska, patrząca z nadzieją w przyszłość, nie będzie wciąż jeszcze obarczona tą traumą narodową. Oczywiście świadomość tej traumy istniała zawsze. Obchody rocznic tragedii i bohaterstwa nie zaniedbywano, lecz nie uwzględniano wystarczająco poczucia niedosytu i braku sprawiedliwości wśród wielu ofiar wojennych, i może nie przewidziano jak daleko ta rana została jeszcze nie zagojona. Nie mam zamiaru krytykować tej postawy, ale każda decyzja polityczna ma swóją ujemną stronę.   

Oczywiście pozostaje teraz decyzja co zrobić z tym zebranym materiałem w realnym świecie politycznym. Na pewno, po adekwatnej debacie wewnętrznej w szerokich kręgach społeczeństwa polskiego, koniecznością było przedstawić taki raport rządowi niemieckiemu i światu naukowemu w Niemczech, jak również upowszechnić go w sąsiednich i sojuszniczych państwach, jak np.w Izrealu, Austrii czy Stanach Zjednoczonych, a nawet w Rosji. Myślę że próba zwrotu zagrabionych z Polski dóbr kulturalnych znajdujących się obecnie w Niemczech powinno być pierwszym punktem działania. Jest to cel, który przy dobrej woli niemieciej, może być szybko zrealizowany. Natomiast odzyskania odszkodowań materialnych na skali państwowej, czy dla osób indywidualnych lub instytucji, zarówno polskich i żydowskich, leży już w domenie politycznej, prawnej i moralnej, biorąc pod uwagę znaczenia dotychczasowych umów podpisanych przez ówczesne przedstawicielstwa obydwu państw, niezależnie od tego czy te przedstawicielstwa było tym krajom narzucone z góry, czy nie.

Obecnie państwo niemieckie jest naszym sojusznikiem w NATO, szczególnie w kwestii agresji rosyjskiej wobec Ukrainy. Jest partnerem w Unii Europejskiej, i sąsiednim narodem związanym z Polską wieloma niciami zarówno dyplomatycznymi, gospodarczymi, kulturalnymi czy rodzinnymi. Przeszło milion Polaków pracuje, prosperuje i płaci podatki w Niemczech. Republika Federalna uznaje nasze obecne granice, narzucone, pamiętajmy, obu państwom przez Stalina, liczącego na to że tylko on będzie gwarantorem uznania granicy między skłóconymi między sobą w przyszłości państwami. Zarówno obecny rząd niemiecki, jak i społeczeństwo niemieckie, uznają winę narodu niemieckiego za zbrodnie popełnione w Polsce i innych terenach Europy, biorą udział oficjalnie w naszych rocznicach i obchodach z okresu wojennego gdy ich zapraszamy, i płaciły prawnie należną kompensację zgodnie z umowami podpisanymi między obydwoma państwami. Również wypłacało chojne odszkodowania wielu indywidualnym Polakom zamieszkałym poza granicami Polski. Wiemy że to nie jest wystarczającą rekompensatą dla Polski i jej mieszkańców, ale umowy podpisane przedtem w naszym imieniu dotychczas uniemożliwiały pełniejszą reparację.

Nasz stosunek do państwa niemieckiego powinien mieć inne wymiary. Jest to okres kiedy rząd polski powinien mieć jak największy wpływ na wewnętrzną debatę w Niemczech na temat przyszłości udziału Niemiec w pomocy dla Ukrainy i na temat ich roli w Unii Europejskiej. Dyplomacja niemiecka jest na epokowym zakręcie porzucając kierunek politycny wobec Rosji kanclerza Angeli Merkel. Polska powinna utrzymywać nacisk na opinię publiczną i na ministrów w Niemczech w utrwaleniu nowej polityki poparcia dla Ukrainy. Uważam że jest to jeden z najważniejszych priorytetów polskiej racji stanu. Trzeba więc się zastanowić czy obecny rząd Polski ma odpowiedni autorytet w korytarzach władzy czy w mediach niemieckich aby taką rolę odegrać.

Obawiam się że nie. Sposób przekazania noty o reparacjach przez szefa MSZ, a później przez prezydenta RP, były wyjątkowo lekceważące dla tak strategicznego sojusznika i nowoczesnego demokratycznego państwa. Również zaskakujący był termin złożenia noty wymagającej tak zawrotną sumę gdy rząd niemiecki zmaga się z kryzysem energetycznym wynikającym z utraty zakupu gazu i ropy naftowej z Rosji. Takie zachowanie mogło zadowolić tylko rząd rosyjski, spadkobiercę Stalina, który ucieszył się że tak kluczowe państwa w koalicji pro-ukraińskiej wchodzą w konflikt egzystencjalny.

Reakcja niemiecka na notę polską była negatywna, bo przy takim podejściu z Polski, jak mogło być inaczej? Polska dyplomacja nie powinna była nigdy podstawić władzom niemieckim precedens aby znaleść powód do tak kategorycznej odmowy dalszych reparacji. Ta nieforunna wymiana not zamyka obecnie drogę do wszelkiej dalszej dyskusji bilateralnej na ten temat. Polska strona tak zadziałała jakby nie chciała uzyskać pozytywnej odpowiedzi, i jakby chciała sprowokować tą odmowę.

Tym samym ten sposób przekazania noty podważył również całą wartość tej pracy którą Pan Minister, jeszcze jako poseł, podejmował, przygotowując ten cenny dokument. Media polskie i zagraniczne podejrzewały że rząd wcale nie zwracał uwagi na efekty przekazania takiej noty na rząd czy opinię publiczną w Niemczech i że celem sprawy reparacji było rozbudzenie społecznych emocji i  pogłębianie wewnętrznej polaryzacji politycznej w naszym państwie, z myślą o wygraniu następnych wyborów parlamentarnych. Taki właśnie pogląd w sondażach wyraziło wówczas 68% polskiego społeczeństwa.

Pański oryginalny raport i rachunek, jak i dalsza dyskusja na ten temat z narodem niemieckim, mógł był być punktem zwrotnym w zagojeniu tej powojennej traumy w społeczeństwie polskim. Tymczasem stał się powodem do pogłębienia jej przez upolitycznienie krzywdy narodowej.

Wiadomo, że przy najlepszej woli, ani Niemcy, ani żaden inny kraj, nie byłyby w stanie zapłacić teraz takiej sumy. Ale przez dialog można było uzyskać deklarację o naturze moralnej zapowiadającej jakąś formę potencjalnych dalszych reparacji w przyszłości. Nie może teraz nastąpić taki dialog w tej sprawie z Niemcami, jeżeli rząd Polski sam nie podejmuje dialogu, a tylko prowadzi politykę deklaratywną. To podejście uniemożliwia nawet wstępne kroki dialogu na temat reparacji kulturalnych.

Dlatego proponowałbym aby rząd Polski odłożył na przyszłość dalsze noty dyplomatyczne i politykę megafonową w  sprawie reparacji, przekazując inicjatywę w tej sprawie Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Instytutowi Pamięci Narodowej. Zamiast tego powinien podjąć zasadnicze kroki w wsparciu tych polityków i mediów niemieckich którzy mają zamiar ofiarować Ukrainie pełnego wsparcia politycznego i militarnego.

Słusznie trzeba docenić i uszanować niewyczerpane wciąż po 75 latach poczucie niespłaconego długu za cierpienia narodu polskiego w okresie wojennym, ale nie może to być powodem aby historyczne tragedie miały dyktować kierunek przyszłej polskiej polityki zagranicznej która byłaby nie zgodna z polską racją stanu.

Łączę wyrazy poważania

Wiktor Moszczyński

 

 

Wednesday 8 February 2023

Historia powstania Stowarzyszenia Przyjaciół Polskich Weteranów

 

                        

Genezą Stowarzyszenia Przyjaciół Polskich Weteranów był zjazd 15 aktywnych wówczas Zarządów Kół Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii (SPK WB), zwołany 21 lipca 2012 roku w Leicester. Prezesi i członkowie omawianych 15 kół kategorycznie zaprotestowali przeciwko  planowanej likwidacji starego Stowarzyszenia przez ówczesnego Zarządu głównego SPK WB w Londynie. Plan zamknięcia powstał 2 lata wcześniej na Walnym Zjeździe SPK WB, który przeprowadził  uchwałę o rozwiązaniu wszystkich Kół SPK i zawłaszczeniu ich majątku z kąt bankowych i depozytów. Niektóre Koła były bogate bo mieściły się we własnym Domu Kombatanta i prowadziły swoją działalność gospodarczą. Po likwidacji ich Koła i sprzedaży Domów fundusze miały być przekazane bezpośrednio do działu gospodarczego Polish ExCombatants Association in Great Britain Trust Fund (po polsku znaną jako Fundacja SPK WB), mieszcząca się w polskim Londynie.

Niepoprawność decyzji Walnego Zjazdu WB, zatwierdzającego uchwałę likwidacji SPK i sprzedaży Domów Kombatanta, polegała na tym że użyto głosy nieistniejących już Kół SPK ażeby przegłosować istniejące. Według uczestników, środowiska które wciąż chciały działać dla dobra swoich zrzeszonych oddanych działaczy przegrały jednym tylko głosem.

Organizatorzy Zjazdu w Leicester przygotowali równolegle petycję składającą się z 873 indywidualnych podpisów, czyli 63% działających członków ówczesnego SPK WB, domagając się zwołania Nadzwyczajnego Walnego Zjazdu SPK WB, na którym pragnęli złożyć wniosek o wotum nieufności Zarządowi Głównemu SPK WB. Władze główne SPK WB nie przyjęli tej petycji. Natomiast pod przykrywką zebrania roboczego w październiku roku 2012, Zarząd Główny przeprowadził ostateczną uchwałę o likwidacji zasłużonej kombatanckiej organizacji, która od roku 1946 masowo reprezentowała byłych Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ich rodzin i sympatyków. Koła niezależne nie brały udziału w wyżej wymienionym zebraniu.

Pomimo utraty i braku funduszy niezależne Koła SPK zdecydowały ukonstytuować się jako niezależna organizacja będąca kontynuacją pamięci o historii Polskich Sił Zbrojnych.

15 maja 2013 w Companies House została zarejestrowana nowa organizacja, jeszcze wtedy pod roboczą nazwą SPK Limited, która później przekształcona została w obecną organizację Stowarzyszenie  Przyjaciół Polskich Weteranów. Następstwem rejestracji 13 lipca tego roku zwołany został Pierwszy Zjazd przyszłego SPPW, który przyjął tymczasową nazwę SPK Limited. Uchwalono na nim statut którego cele określono jako zespolenie wszystkich byłych członków kół SPK w dziedzinie ideowej, dotyczącej zachowania wiernej pamięci o weteranach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, i szerzenie, wśród Polaków i wszystkich innych narodowości, prawdy historycznej o wkładzie i chwalebnym udziale Polskich Sił Zbrojnych w ostatniej wojnie światowej. Przewodnim hasłem nowej organizacji był epitafium pod pomnikiem PSZ w Arboretum, „Będziemy ich pamiętać dzisiaj, jutro, na zawsze. Oni umierali w służbie swego Kraju, będziemy pamiętać!” Prezesem Honorowym organizacji został major (później płk) Otton Hulacki, zesłaniec i uczestnik Bitwy pod Monte Cassino. Wielkim swoim osobistym doświadczeniem i dużym wachlarzu przeżyć wojennych, major Hulacki poparł inicjatywę niezależnych Kół SPK. Należy tu podkreślić, że Otton Hulacki przez szereg lat sprawował władzę w Zarządzie SPK WB, był przedstawicielem Zarządu Głównego. Jednak nie poparł uchwały o likwidacji SPK i przekazaniu całego ich majątku na Fundację SPK. W styczniu 2022 roku płk Otton Hulacki świętował setne urodziny.

Powstanie nowej organizacji, przyszłej SPPW, odbywało się w napiętej atmosferze obejmującej całe starsze polskie społeczeństwo w Anglii i Szkocji. Przy ognistych polemikach w prasie polonijnej i innych mediach opisywano często o dramatycznych wypadkach nie dopuszczenia sztandarów Kół SPPW do londyńskiego kościoła, i wykluczania byłych członków SPK z Domów Kombatanta czyli siedzib SPK, jak było w Glasgow, Leicester, Peterborough czy Bristol.

 

A w tym samym czasie poszczególne Koła nowej organizacji rozwijały swoją działalność. Organizowały co roku na swoich terenach Święta Żołnierza, Święta Odzyskania Niepodległości, uroczyste opłatki dla swoich członków i rodzin, wspomagały sobotnie szkoły i harcerstwo. Składały hołd ofiarom zbrodni katyńskiej i współpracowały z lokalnymi oddziałami Royal British Legion w pochodach na Remembrance Sunday. Często koła wspierały się nawzajem, organizując na przykład wspólne obchody katyńskie w Bristolu czy Cannock Chase (przy Kole w Wolverhampton), i wspólne obchody Święta Żołnierza w Bradford. Nowa organizacja została zaliczona jako organizacja kombatancka przez Urząd do Spraw Kombatantów i Ofiar Represji w Warszawie. W Londynie SPPW przez szereg lat stało się organizatorem udziału Polaków w corocznym przemarszu przed Cenotaf organizowanego przez Royal British Legion i ukazywało sie w programach BBC.

4go października 2014 odbył się kolejny Zjazd w Leicester obejmujący 25 delegatów z 14 kół , na którym zatwierdzono dotychczasową działalność Zarządu. Wybrano ponownie istniejące władze, które miały za zadanie dojść do porozumienia z Fundacją SPK w sprawie prawnej własności do użycia nazwy i logo SPK.

Wreszcie w 2016 roku doszło do sesji mediacyjnej, organizowanej przez brytyjskie Biuro Własności Intelektualnej (IPO), pomiędzy Fundacją SPK a Kołami niezależnymi używającymi wówczas jeszcze roboczą zarejestrowaną nazwę SPK Limited. Oficjalnie wtedy nasza organizacja przejęła nową nazwę Stowarzyszenie Przyjaciół Polskich Weteranów (SPPW), a po angielsku Friends of Polish Veterans Association i zatwierdziła tą decyzją na nadzwyczajnym Zebraniu w Londynie 27go lutego 2016. 

Pierwszy uroczysty Zjazd organizacji już pod stałą nową nazwą Stowarzyszenie Przyjaciół Polskich Weteranów miał miejsce w Luton 14 go października 2017 roku. Była na nim obecna przedstawicielka Urzędu do Spraw Kombatanckich i Osób Represjonowanych. W Zjeździe uczestniczyli delegaci reprezentujący 9 Kół SPPW. Przedstawiciele zarządów Kół potwierdzili dotychczasową działalność poszczególnych Kół na terenach w Anglii i Szkocji i uchwalili nowy statut SPPW zastępujący o podobnym słownictwie statutu SPK Limited. Zjazd upoważnił Zarząd SPPW do udziału w mediacji prawnej z Fundacją SPK tym razem w sprawie rozstrzygnięcia przyszłości sztandarów SPK przy poszczególnych Kołach.

W lipcu 2018 roku SPPW Southampton zaprojektowało przepiękne godło dla wszystkich Kół SPPW, który przyjęły to jako oficjalne logo organizacji. Jest ono w kształcie orła białego na tle białoczerwonej tarczy opartej o dwie szable.

W listopadzie tego roku koła SPPW złożyły stare organizacyjne sztandary SPK w Instytucie Polskim i muzeum im. Gen Sikorskiego. Po przekazaniu starych sztandarów Zarządy Kół SPPW indywidualnie składały zamówienia w Polsce na wykonanie nowych sztandarów z nowym godłem SPPW i nazwą miejscowości w której działa Koło SPPW. W następnych miesiącach odbywały się poświęcenia sztandarów w różnych ośrodkach.

30 września 2020 roku, SPPW, w ramach oszczędności, wyrejestrowało się z Companies House i od tego dnia każde Koło pozostaje na własnym rozrachunku.

11 maja 2019 roku, w porozumieniu z Royal British Legion, Italy Star Association i Polish Heritage Society, koła SPPW wzięły czynny udział w organizowaniu 75 tej rocznicy czterech bitew o Monte Cassino w National Arboretum w Staffordshire. W tych obchodach uczestniczyli polscy weterani Drugiego Korpusu, łącznie z weteranami brytyjskimi, hinduskimi, francuskimi i innymi. Po głównych obchodach, Zarządy Kół Stowarzyszenia Przyjaciół Polskich Weteranów z Bradford, Oldham, Southampton, Manchester i Kirkcaldy złożyli wspólnie hołd ze swoimi nowymi sztandarami pod pomnikiem Polskich Sił Zbrojnych w Arboretum.  

Przez następne 2 lata działalność Kół była utrudniona przez pandemię Covid-19, ale większość Kół z czasem dopasowała sie do działalności zdalnej, opartej na najnowszej technologii informatycznej. Ale w świadomości że nie wszystkie Koła były zdolne do łączności w internecie, następny Walny Zjazd odłożono do roku 2022, kiedy groźba covidu-19 już znacznie zmalała. Drugi Walny Zjazd SPPW miał więc miejsce 14 maja 2022 w Luton. Obecni byli delegaci z 6-iu najbardziej czynnych Kół. Wyrażano poparcie dla zmagań Koła SPPW w Kirkcaldy w próbie zakupu Domu Polskiemu, w którym dotychczas urzędowali jeszcze od czasów gdy istniało tam Koło SPK. Zjazd wybrał nowego prezesa SPPW, kol.  Alicję Łapicką która zapowiedziała większe uaktywnienie Zarządu, możliwość wspólnych wycieczek i wprowadzenie strony internetowej dla krajowej organizacji SPPW.   

SPPW wkracza odważnie do następnej dekady swojej zaszczytnej działalności społecznej i wychowawczej na terenie Wielkiej Brytanii.

Wiktor Moszczyński                                                                         Krystyna Dereszewska

Prezes SPPW (przedtem SPK Limited) 2012-2022                     Skarbnik SPPW 2012-2022        


Dla nowej strony internetowej Stowarzyszenia Przyjaci Polskich Weteranow  08.02.2023



Friday 9 December 2022

Haniebna Rocznica

 

                                

Równo sto lat temu, 16 grudnia 1922, miała miejsce najbardziej hańbiąca dla Polski zbrodnia w jej dziejach nowoczesnych. 

Po odzyskaniu niepodległości i po wywalczeniu swoich granic, Polska przygotowywała się na okres pokojowego rozwoju w strukturze demokratycznej określonej w nowej tzw. marcowej konstytucji z roku 1921. Ale ta konstytucja zawierała kompromis oparty na osłabieniu władzy wykonawczej, a szczególnie w ograniczeniu uprawnień prezydenta, i na uzależnieniu kierunku państwa od Sejmu i umów jego stronnictw. Konstytucja była wymierzona przeciw jednej mocnej osobowości jakim był Józef Piłsudski, który jako dotychczasowy Naczelnik państwa posiadał mocniejsze uprawnienia z których korzystał. Wrogom Piłsudskiego nie chodziło tylko o obawy personalne potencjalnej dyktatury Piłsudskiego, ale również o ideologiczną  konfrontację dwóch konkurujących ze sobą koncepcji państwa polskiego.

Koncepcja Piłsudskiego oparta była na odtworzeniu Polski przedrozbiorowej, wielonarodowej, skupiającej mniejszości które, pod patronatem polskim, mogą się bronić skutecznie przed imperializmem rosyjskim, niezależnie czy carskim czy bolszewickim. Było to pojęcie federacyjne w której znalazło by się miejsce dla Ukraińców, Białorusinów, Niemców, Żydów, Litwinów i innych mniejszości na zasadzie pełnego równouprawnienia. Piłsudski, może nieco naiwnie, liczył na to że taki układ narodowościowy zabezpieczy zewnętrzne bezpieczeństwo i wewnętrzny spokój na tle narodowościowym, religijnym i kulturalnym.  Była to koncepcja nieco archaiczna, która była mylnie odczytana przez państwa zachodnie jako forma polskiego imperializmu. W praktyce nie była strawna też dla wielu tych narodowości które znalazły się w ostatecznych granicach Polski po podpisaniu traktatu ryskiego, lub zdecydowały na pełną suwerenność, jak akurat Litwini. Po traktacie ryskim, musiały zmagać się z potencjalną polonizacją w Polsce i rusyfikacją w Rosji Sowieckiej. Dlatego jego koncepcja stała się z czasem coraz mniej realistyczna.

Ta koncepcja była również nie do przyjęcia dla obozu narodowościowego, zwanego wówczas pod nazwą Narodowej Demokracji (endecy). Ich główny ideolog, Roman Dmowski, miał inną o dużo bardziej nowoczesną na te czasy koncepcję polskiego państwa narodowego, w której inne mniejszości poddane byłyby ewentualnej asymilacji, albo wyparcia. W ówczesnych granicach ilość etnicznych Polaków wynosiło zaledwie 70%. Istnienie około 6 milionów Ukraińców i 1,5 miliona Białorusinów żyjących na wschodnich terenach, i około 3 miliony Żydów i 1 milion Niemców rozproszonych po całym kraju, było dla endeków powodem niepokoju, a nie dumy. Wrogość tego obozu politycznego wobec tych mniejszości narodowych, a przede wszystkim wobec Żydom, zapowiadało stałe wewnętrzny konflikty na tle narodowościowym i politycznym. Antysemityzm był stałym wątkiem dużej części Polaków w tym czasie, podżegany na tle religijnym, kulturalnym i gospodarczym, szczególnie w bardziej prymitywnych terenach wiejskich i małych miasteczkach. Właśnie ta obawa że naród polski zostanie w jakiś sposób wynarodowiony przez te mniejszości narodowe był powodem dlaczego negocjatorzy polscy traktatu ryskiego, chcieli nawet zmniejszyć ilość terenów ukraińskich i białoruskich na wschodzie znajdujących się pod władzą polską. Na tej zasadzie delegacja polska odmówiła przyjęcia wewnątrz granic Polski Mińska, okupowanego już przez wojsko polskie.

Roman Dmowski pisał wówczas „Państwo może stworzyć tylko naród zdrowy, silny, liczny, spójny i silnie do swej odrębności przywiązany. Państwo polskie stworzy przede wszystkim naród polski, z rdzennej polskiej ludności złożony, polską żyjący kulturą.” Dla wielu narodowców Piłsudski i partie lewicowe były widziane jako wrogowie takiego spójnego jednonarodowego państwa, gotowi rzekomo poddać Polskę interesom obcych mocarstw i zmyślonym konspiracjom masońskim i żydowskim. Ten zasadniczy konflikt o przyszłość Polski stał się podłożem dramatu wyborów prezydenckich i zamordowania prezydenta w grudniu 1922.

Były to wybory na pierwszego prezydenta nowej Rzeczpospolitej Polski. Ogólnie przyjęto że kandydatem z największą szansą wygrania wyborów był sam Józef Piłsudski. Endecja wystawiła przeciwko niemu demonstracyjną kandydaturę ziemianina Maurycego Zamoyskiego, który był oponentem proponowanych wówczas reform rolnym. Wiedziała że kandydaturę Piłsudskiego Zamoyski nie pokona. Dwa główne stronnictwa ludowe też nie mogły poprzeć Zamoyskiego. PSL „Piast” zgłosiło na kandydata, Stanisława Wojciechowskiego, a PSL „Wyzwolenie”, Gabriela Narutowicza. Ale marcowa konstytucja przeznaczała prezydentowi rolę niemal tylko ceremonialną, podobną do roli króla Wielkiej Brytanii. Piłsudski wycofał więc swoją kandydaturę i poparł kandydaturę Wojciechowskiego, który został wówczas faworytem na wygranie wyborów.

9 grudnia doszło do głosowania w Zgromadzeniu Narodowym.  W pierwszych trzech głosowaniach odpadli kandydaci z mniejszą ilością głosów. W głosowaniu czwartym głosy mniejszości i socjalistów skierowane zostały do Narutowicza, na skutek którego odpadła kandydatura faworyta Wojciechowskiego. Ku ogólnemu zdumieniu społeczeństwa, a szczególnie endecji, w ostatecznym piątym głosowaniu Zamoyski uzyskał 227, a Narutowicz 289. Narutowicz, liberał, wybitny inżynier żyjący wiele lat w Szwajcarii, a ostatnio polski minister spraw zagranicznych, został ogłoszony prezydentem. Piłsudski, choć zaskoczony tym wynikiem, przyjął go pozytywnie, bojąc się jednak o rozwścieczone nastroje społeczne.

Natomiast prawica nie chciała przyjąć do wiadomości niespodziewany wynik wyborów i wpadła w histeryczny szał nienawiści i negacji, podobnej do reakcji Donalda Trumpa na wyniki wyborów w roku 2020. Gazety prawicowe oskarżały Narutowicza że jest wrogiem polskiego narodu, kosmopolitą, masonem, „sprzyjającym międzynarodowemu żydostwu”, a jego wybór głosami mniejszości był, w słowach redaktora Stanisława Strońskiego, „wyzwaniem rzuconym narodowi polskiemu” i „zaporą”. Zapowiadano że „popłyną rzeki krwi”. 10 grudnia wszystkie gazety endeckie opublikowały oświadczenie podpisane przez przywódców obozów prawicowych, m. inn. przez Wojciecha Korfantego, przywódcy trzeciego powstania śląskiego, byłego posła do sejmu austriackiego i wybitnego parlamentarzysty, Stanisława Głąbińskiego, negocjatora traktatu ryskiego, Stanisława Grabskiego, członka wojennego Komitetu Narodowego w Paryżu, Mariana Seydy, i innych polityków prawicy, domagające się rezygnacji Narutowicza. To tak jakby pewna część założycieli wolnej Polski, w frustracji i poniesionym gniewie, chciała teraz tą Polskę pogrzebać. Zaskaujące jak łatwo takie autorytety moralne zamieniły się w naganiaczy nienawistnych tłumów i prawicowych bojówek.

11 grudnia miało odbyć się zaprzysiężenie nowego prezydenta w Sejmie. W ostaniej chwili premier Julian Nowak wycofał się z akomponowania prezydentowi w podróży. Prawicowe tłumy, wzburzone propagandą prawicową i chęcią zniszczenia tej „zapory”, starały się powstrzymać przyjazd nowego prezydenta do Sejmu, obrzucając jego otwartą karocę błotem i brudnym śniegiem, blokując nawet w pewnym momencie jego drogę barykadą. Policja stała szpalerem salutując ale w ogóle nie ruszając się aby obronić prezydenta. Prezydent wykazał wielką odwagę i zimną krew. Prawicowa opozycja zbojkotowała sesję przysięgi, a bojówki prawicowe starały nie dopuścić posłów centrum i lewicy do sejmu. Na pomoc tym ostatnim przybyły demonstracje i bojówki PPS. Na Placu Trzech Krzyży odbyła się strzelanina na skutek którego zginął jeden robotnik. W końcu Narutowicz złożył przysięgę zgodnie z konstytucją. Na ulicach Warszawy i innych miast, demonstracje odbywały się dalej, domagające jego ustąpienia z urzędu. W demonstracji protestacyjnej gen Józef Haller, bohater Armii Błękitnej, przemawiał z własnego balkonu o „sponiewieranej Polsce” i nawoływał do kontynuowania protestów. „Odruch wasz jest wskaźnikiem, iż oburzenie narodu, którego jesteście rzecznikiem, rośnie i wzbiera jak fala! O ile obecny odruch stolicy nie będzie słomianym ogniem – zwyciężymy!” Prezydent dostawał liczne anonimy grożące śmiercią. Wydawało się że wojna domowa wisiała na włosku.

12 grudnia Narutowicz postarał powołać nowy rząd w porozumieniu ze wszystkimi partiami w Sejmie, ale Głąbiński, w imieniu narodowców, odmówił udziału i domagał się dalej jego rezygnacji. Trwały więc rozmowy do powołania rządu pozaparlamentarnego. Tekę spraw zagranicznych Narutowicz ofiarował byłemu konkurentowi Zamoyskiemu.

16 grudnia prezydent Narutowicz otwierał wystawę w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. W czasie wizyty w galerii obrazów prezydent został postrzelony trzy razy przez malarza Eligiusza Niewiadomskiego. Rany okazały się śmiertelne. W popłochu, gdy spanikowany tłum opuścił budynek, butny zamachowiec stanął w miejscu dumnie oczekując aresztowania przez służby bezpieczeństwa.  Gdy do niego architekt Witkiewicz zawołał „Jak mógł Pan podnieść rękę na pierwszego obywatela Polski?”, krzyknął „Za pieniądze żydowskie wybranego!”. Obecny na Zachęcie, gen. Haller zareagował obojętnie, ale poseł socjalistyczny zawołał do niego „Krew ta spada na Twoją głowę.” Pojedynkowali się potem.

Okazało się że Niewiadomski działał samowolnie, bez niczyjego nakazu. Widział siebie, nie jako zbrodniarza, ale oswobodziciela. Działał w nienawiści pobudzonej przez polemistów prasy narodowej, jak Stanisław Stroński i ks. Kazimierz Lutosławski. Na krótko ucichło w prasie prawicowej i odsunięto się od czynu Niewiadomskiego. „Ciszej nad tą trumną,” nawoływał Stroński, obawiając się moralnego odwetu, a nawet fizycznego, ze strony lewicy i piłsudczyków. Faktycznie, warszawska PPS, w porozumieniu z grupą piłsudczyków i byłych działaczy POW, szykowała sie na wielki odwet, który pogłębiłby dalszy rozlew krwi, a nawet stworzył możliwy pucz.

Na szczęście, Ignacy Daszyński, przywódca krajowy PPS, w płomiennym przemówieniu namówił socjalistów do powstrzymania się od odwetu, a marszałek sejmu Maciej Rataj, w porozumieniu z Piłsudskim, powołał nowy rząd z premierem generałem Władysławem Sikorskim, który wprowadził stan wyjątkowy, obsadzając wojskiem ulice i główne obiekty państwowe. Zagroził użyciem wojska „nie rozróżniając niewinnych od winnych.” Nastąpił tymczasowy spokój. Cztery dni po śmierci jednego prezydenta, wybrano jego następcę, Stanisława Wojciechowskiego, i to tą samą różnicą głosów co poprzednio. Wynik przyjęto tym razem bez dalszych ekscesów.

Ale skutki tej zbrodni, obciążające polskie elity, były dla Polski bardzo niekorzystne. Po pierwsze, Piłsudski był tak roztrzięsiony zamachem na Narutowicza, że stracił ostatecznie zaufanie do ustroju politycznego w którym stronnictwa polityczne mogły w tak nieodpowiedzialny sposób zarządzać krajem i paraliżować skuteczność władzy wykonawczej. Nienawiść jego szczególnie było skierowana wobec działaczy endeckich. Najpierw osunął się od władzy, a potem siłą ją odebrał, organizując udany zamach majowy w roku 1926. Zarówno zabójstwo pierwszego prezydenta, jak i zamach majowy, obniżyły prestiż Polski w szeregach państw demokratycznych i uzależniały ją coraz bardziej od współpracy z państwami rządów bardziej autorytarnych. Było to dodatkowym przyczynkiem do osamotnienia Polski w roku 1939.

Drugim ujemnym skutkiem zbrodni był brak obywatelskiej odpowiedzialności za ten czyn. Sam zamachowiec Niewiadomski, postawiony przed sądem, skazany został na rozstrzelanie, ale po jego płomiennej mowie na sali sądowej, okrzyczany został w prasie prawicowej jako męczennik i bohater narodowy. Biskupi apelowali aby jednak kościoły nie organizowały mszy żałobne za zbrodniarza.  Daremnie. Mogiła Niewiadomskiego na Powązkach przez wiele lat zasypywana była kwiatami. Poza Niewiadomskim, nikt inny z przywódców prawicowych nie poniósł żadnych konsekwencji prawnych. Korfanty, Głąbiński, Stroński, Haller, Seyda nie stracili poszanowanie w swoich szeregach partyjnych, a nawet, z czasem, w szerszym społeczeństwie. Stroński, Haller i Seyda służyli w rządzie emigracyjnym generała Sikorskiego. Na emigracji Stroński był przez wiele prezesem Związku Pisarzy Polskich; Hallera pamiętam otoczonego nimbem legendarnego bohatera, modlącego się każdej niedieli w pierwszej ławce w kościele na Ealingu. Ich autentyczne zasługi dla Polski zaćmiły w pamięci Polaków ich rolę w najbardziej haniebnej zbrodni Drugiej Rzeczypospolitej.

A ta nienawiść wobec przeciwników politycznych i ślepy nacjonalizm wciąż ujawniają się jak upiór przeszłości w dzisiejszej Polsce, a w postaci Pawła Adamowicza, prezydenta miasta Gdańsk, widzieliśmy już pierwsze ofiary. Oby nie było ich więcej.

 

        Wiktor Moszczyński                                     Tydzien Polski    16.12.2022



Sunday 27 November 2022

Polakom na Białorusi grozi rusyfikacja


 

W czasie gdy działania wojenne na Ukrainie dominują w mediach światowych, świat zachodni zapomniał o kontynuujących się represjach na Białorusi. Obecnie przeszło 1400 więźniów politycznych tkwi wciąż w więzieniach białoruskich w bardzo ciężkich i nie sanitarnych warunkach. Wciąż dochodzą informacje o torturach w czasie przesłuchań. Od czasu do czasu odbywają się tajemnicze śmierci w więzieniach w podejrzanych okolicznościach. Inni działacze opozycji, jak Svetlana Cichanouska, była kandydatka na prezydenta, zmuszeni są do działalności zagranicą. Aleksandr Łukaszenka konsoliduje swoją władzę po oszukańczych wyborach prezydenckich w roku 2020, i teraz pomaga Putinowi w rozszerzeniu wojny groźbą inwazji północnej Ukrainy.

Łukaszenka nie liczy się już z opinią publiczną swoich zachodnich sąsiadów, jak Polska, i obrócił się przeciw mniejszościom pochodzących z tych narodów sąsiednich. Szczególnie znęca się nad mniejszością polską zamieszkałą na zachodnich terenach Białorusi, a szczególnie na Grodzieńsczyźnie, gdzie Polacy mieszkają już od XV wieku. Według podejrzanych oficjalnych statystyk Białorusi ze spisu ludności z roku 2009 mieszka tam zaledwie 295,000 osób polskiego pochodzenia. Lecz 20 lat wcześniej statystyki jeszcze sowieckie wykazywały 413,000 osób narodowości polskiej, a polskie MSZ oblicza właściwą ilość etnicznych Polaków na Białorusi na 1,100,000. W każdym razie jest drugą największą grupą etniczną na Białorusi po Rosjanach. Do roku 2020 przeszło 162,000 polskich mieszkańców Białorusi złożyło podania na Kartę Polaka. Było przeszło 200 parafii rzymsko-katolickich na Białorusi, prowadzonych głównie przez księży polskojęzycznych. W roku 2007, na 470 katolickich księży, aż 181 posiadało obywatelstwo polskie. W Białorusi kościół katolicki zwany był potocznie „polską wiarą”.

Od czasów terroru stalinowskiego w roku 1937 Białoruś przeżyła intensywną rusyfikację, na skutek którego zabroniono publicznego posługiwania sią wszelkim językiem obcym, nawet językiem białoruskim. Po upadku Związku Sowieckiego w roku 1991 nastąpiło odrodzenie polskiego poczucia tożsamości z możliwością użycia języka polskiego. Rozkwitła się polska kultura. Zgodnie z umową polsko-białoruską w roku 1992, powstało szereg niezależnych polskich organizacji jak Związek Polaków na Białorusi posiadający 20,000 członków, Polska Macierz Szkolna, Polski Instytut w Mińsku, Muzeum Adama Mickiewicza w Nowogródku i szereg Domów Polskich w Lidze, Mohylewie, Iwieńcu, Baranowiczach, i innych miastach Białorusi. Powstały cztery dzienne szkoły polskie, dwie państwowe (Grodno i Wołkowysk) i dwie społeczne (Brześć i Mohylew). Największa szkoła, ta w Grodnie, posiadała 620 uczniów, którzy mogli później korzystać z polskich stypendiów aby ukończyć studia na polskich uniwersytetach.

Łukaszenka już interweniował parokrotnie w sprawach Związku Polaków, w próbie podzielenia polskiej wspólnoty. W roku 2005 wkroczył w wewnętrzne wybory demokratyczne na władze Związku. Skonfiskował majątek Związku gdy wybrali „nieodpowiedniego” kandydata na prezesa w osobie nauczycielki Andżeliki Borys, przekazując majątek w ręce innemu „oficjalnemu” Związku, kierowanego przez jego nominantów. W czasie wyborów prezydenckich w roku 2020, członkowie władz obecnego Związku wyraźnie zidentyfikowali się z ruchem demokratycznym mającym na celu wybór prezydenta szanującego normy demokratyczne. Niestety wyniki tych wyborów zostały sfałszowane, Łukaszenka ogłosił siebie ponownie prezydentem, a demonstracje oburzonych obywateli stłumił wprowadzając zakaz nieoficjalnym zebraniom politycznym.

W marcu ub. roku, po corocznych obchodach Kaziuka, czyli celebracji św. Kazimierza, władze białoruskie aresztowały czterech działaczy Związku, oskarżając ich o organizowanie nielegalnego spotkania mającego na celu obalenie władz. Po miesiącu, dwóch z tych działaczy zwolniono i odesłano do Polski wraz z ich rodzinami, ale pozostali działacze, czyli prezes Związku, Andżelika Borys, i wiceprezes, dziennikarz Andrzej Poczobut, pozostali w więzieniu. Oskarżono ich pod artykułem 130, para 3, Kodeksu Kryminalnego Republiki Białoruskiej  o „inicjowanie narodowej i religijnej nienawiści i rozszerzenia zamętu na bazie narodowej, religijnej i językowej, jak również rehabilitacji Nazizmu wykonanej przez grupę osób”. Panią Borys wypuszczono z więzienia w marcu br. z powodu zdrowia, ale dalej oczekuje sprawę sądową, będąc w areszcie domowym. Zaś Andrzej Poczobut, który jest również korespondentem „Gazety Wyborczej”, jest już w więzieniu przeszło 600 dni, oczekując sąd który w ostatnim tygodniu został ponownie odroczony. Według dziennikarza Philipp Fritz z „Die Welt”, może spodziewać sie kary dwunastu lat więzienia, a nawet kary śmierci. Poza rzekomą próbą „rehabilitacji Nazizmu” jest również oskarżony o namawianie do sankcji „której celem byłoby podważenie narodowego bezpieczeństwa”. Znajduje się na białoruskim narodowym rejestrze terrorystów.

Po rozwiązaniu Związku Polaków, reżym zabrał się do wykorzenienia języka polskiego w szkołach. Robiąc to łamał umowę polsko-białoruską i podważał paragraf 50 konstytucji białoruskiej tolerującej uczenie w językach mniejszości narodowych. Mimo protestów rodziców, wszystkie cztery szkoły polskie zostały przeobrażone na szkoły z językiem rosyjskim, zgodnie z nową ustawą oświatową, wprowadzoną jeszcze w zeszłym roku, która nie zezwala na uczenie w języku mniejszości narodowych. Dyrektorka szkoły w Brześciu, Anna Paniszewa, została aresztowana w zeszłym roku za wykład z uczniami na temat polskiego oporu antyniemieckiego i antysowieckie. Wydalona została do Polski. W tym samym czasie zamknięto również dwie szkoły litewskie i dwie szkoły ukraińskie. Zezwolono na lekcje z literatury polskiej w języku polskim, ale tylko na jedną godzinę w tygodniu, i przy zezwoleniu lokalnych władz. We wrześniu br. Najwyższy Sąd w Białorusi rozwiązał Polską Macierz Szkolną i przejął ich siedzibę w Grodnie. W tym samym okresie pozamykano Domy Polskie, jedne po drugim, i przejęto ich majątek, który był ufundowany przez organizacje społeczne i rządowe w Polsce. W opinii pełnomocnika rządu polskiego ds. Polonii i Polaków za granicą Jana Dziedziczaka „prześladowania doprowadziły do sparaliżowania działalności większości polskich organizacji. Polaków się zastrasza. Na przesłuchania wzywani są aktywiści, dziennikarze, kombatanci, nauczyciele, uczniowie i ich rodzice. Powód jest jeden: są Polakami.”

Rząd stara się również zniszczyć wszelkie historyczne poszlaki polskie. Lokalne władze w Lidze planują zamknąć i zmienić lokalny cmentarz katolicki, który otworzono w roku 1797. Na cmentarzu znajdują się pomniki polskich lotników i żołnierzy którzy zginęli w wojnie polsko-bolszewickiej czy w  wojennym ruchu oporu. W sierpniu władze lokalne zrównały z ziemią cmentarz żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach, łącznie z grobowcem legendarnego przywódcy, płk Macieja Kalenkiewicza. Zniszczono od czerwca br. cmentarze wojenne z wojny polsko-bolszewickiej i z drugiej wojny światowej w Plebaniszkach, Jodkiewiczach Wielkich, Stryjówce, Bogdanach, Mikuliszkach, Oszmianie, Bobrowiczach, Kaczycach, Oszmianie, Dyndyliszkach, Iwiach, Feliksowie i Wołkowysku. Nawiązując do zniszczeń w Mikuliszkach, Paweł Latuszka, były ambasador białoruski w Polsce, oskarżył władze o chęci zemsty przeciw Polsce za ich poparcie dla demokratycznej opozycji i wystąpieniu przeciw inwazji Ukrainy.

Kościoły katolickie i seminarium w Grodnie na razie pozostają otwarte. Łukaszenka miał spotkanie z Papieżem Franciszkiem w Watykanie w roku 2016 i zezwolił na budowę siedziby dla nuncjatury papieskiej. Ale niemal wszystkich księży z polskim obywatelstwem wydalono i obawa przed represjami utrudnia użytek kościołów na polskie uroczystości i występy artystyczne. Polskie inicjatywy kulturalne, jak tańce czy śpiewy, mogą odbywać się tylko w pomieszczeniach prywatnych. Arcybiskup miński Tadeusz Kondrusiewicz, obywatel białoruski pochodzenia polskiego, nie wpuszczony został z powrotem do Białorusi po wizycie w Polsce, za to że modlił się publicznie za ofiarami represji i za więźniów politycznych. Po protestach i cichej dyplomacji Watykanu pozwolono Arcybiskupowi wrócić ale podał się do dymisji. Na jego miejsce nowy arcybiskup, Iosif Stanieuski, unikał jawnej konfrontacji z reżimem, ale w sierpniu porównywał zajścia na Białorusi do bratobójstwa Abla przez Kaina. We wrześniu, w wyniku lekkiego pożaru w XIX wiecznym zabytkowym kościele katolickim w Mińsku (tzw. „czerwony kościół”), władze zamknęły świątynię bezterminowo i kazały władzom katolickim usunąć wszystkie swoje dokumenty i dewocjonalia.

„Białoriś jest pod rosyjską okupacją, i władze w Mińsku wykonują zlecenia ideologii Kremlu,” mówi Andrzej Pisalnik, też działacz Związku Polaków i redaktor polskiej strony internetowej „znadniemna.pl”. Aresztowany wraz z żoną, zmuszony został do stałego opuszczenia Białorusi gdy zagrożono im obydwu długim więzieniem, a ich dziecku sierocińcem. Svetlana Cichanouska, przywódca opozycji na emigracji, określiła zamknięcie szkół polskich na Grodzieńszczyźnie jako akt zemsty przeciw Polsce.  Choć odbyły się protesty w Polsce i na Litwie przeciw tej polityce wynaradawiania, zachodnie państwa nie podjęły w tej sprawie akcji, uogólniając tą sprawę z innymi przypadkami represji w Białorusi. Natomiast 24go listopada br. parlament europejski, w uchwale o braku wolności na Białorusi, potępił represje antypolskie, i określił stan obecny w tym kraju jako „okupacja rosyjska”. Rada Polonii Świata, na wniosek Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, podjęła w październiku br. w Wilnie uchwałę potępiającąj represje Polaków na Białorusi, ale sprawy te nie ukazały się dotychczas w prasie brytyjskiej. Watykan też raczej ogranicza się do not dyplomatycznych i jest niemal jedynym rządem zachodnim który uznaje Łukaszenkę jako prawowitowego prezydenta Białorusi.

Nie tylko polska kultura w Białorusi jest zagrożona rusyfikacją. Według wiodącego działacza opozycji białoruskiej Aleksandra Milinkiewicza „Białoruś jest poddana obecnie sowieckiej polityce niszczenia narodowej tożsamości i zakończeniem nauki w językach innych niż rosyjski”. Nawet język białoruski zanika w szkołach na Białorusi. Odzwierciedleniem tej polityki rusyfikacyjnej jest działalność niszczenia zabytków kultury ukraińskiej przez rosyjskie władze okupacyjne na Ukrainie i grozi ono w przyszłości wszystkim mniej odpornym sąsiednim państwom Rosji, zarówno w Europie, jak i w Azji. Sam Łukaszenka, jako sojusznik Putina, jest już elementem rusyfikacji tego terenu, i dlatego sytuacja Polaków i demokracji na Białorusi może się poprawić dopiero po zwycięstwie Ukrainy w obecnej wojnie.

Wiktor Moszczyński     Tydzień Polski  2 grudzień 2022. 

Tuesday 11 October 2022

Sprawa reparacji niemieckich zmarnowana

 

                                     

W ostatnim tygodniu, polski minister spraw zagranicznych, Zbigniew Rau, przekazał oficjalną notę dyplomatyczną rządowi niemieckiemu w której domagał się dla państwa polskiego reparacji za zbrodnie wojenne. Nota miała ogłaszać ocenę strat wojennych z powodu niemieckiej okupacji na 6,2 biliony złotych, albo 1,5 bilion dolarów.(1) Choć sprawa została poruszona w długotrwałej wewnętrznej debacie w mediach polskich i w Sejmie, nota zgłoszona została w ostatniej chwili, tuż przed przybyciem do Polski ministra niemieckiego Annaleny Baerbock. Nie było żadnej konsultacji poprzedniej z rządem niemieckim, i brakowało jakiejkolwiek debaty z niemieckimi mediami czy naukowcami historycznymi. Nic dziwnego że rzecznik rządu niemieckiego oświadczył że sprawa odzkodowań została rozwiązana w 1953 r., gdy Polska odmówiła przyjęcia jakichkolwiek płatności z Niemiec.

Sposób przekazania noty był wyjątkowo lekceważący dla nowoczesnego demokratycznego państwa niemieckiego, które dawno temu przyznało się do zbrodni popełnionych wobec Polski. Polska strona tak działała jakby nie chciała uzyskać pozytywnej odpowiedzi. Sposób przekazania noty, bez opublikoania jej treści, był tak tajemniczy że Gazeta Wyborcza poprosiła o opublikowanie tekstu aby udowodnić że naprawdę była złożona. Media opozycyjne podejrzewały że rząd nie zwracał uwagi na efekty przekazania takiej noty na rząd czy opinię publiczną w Niemczech (nawet bagatelizując możliwość ponownego zakwestionowania odszkodowań za stratę ziemi zachodnich Polski), dlatego że prawdziwym celem sprawy reparacji mogła być próba pogłębiania wewnętrznej polaryzacji politycznej w państwie i rozbudzenia społecznych emocji, aby wygrać następne wybory parlamentarne. Tak w sondażach uważa 68% społeczeństwa.

Oczywiście każdy obywatel Polski w czasie drugiej wojny światowej był w jakimś stopniu ofiarą bestialskiego okrucieństwa ze strony hitlerowskich Niemiec, albo bezpośrednio, albo przez doświadczenia rodziny czy przyjaciół. Po wojnie, przez wiele lat, straty i cierpienia z Drugiej Wojny przeżywali zarówno pozostali przy życiu, jak i następne pokolenia ofiar, pozbawione możliwości rozwoju wynikającego z wojennych zniszczeń materialnych i psychicznych. Nic dziwnego że w sondażach 64% społeczeństwa popierało teraz żądania reparacji ze strony Niemiec, mimo cynicznej interpretacji powodu podnoszenia teraz tej sprawy. W końcu nawet opozycja przyjęła że dotychczasowe rozwiązanie sprawy odszkodowań i reparacji wojennych było zupełnie nieadekwatne. Wskazywała na to jednogłośnie przegłosowana uchwała sejmowa jeszcze z roku 2004 jako reakcja na działania ówczesnego niemieckiego Związku Wypędzonych i Powiernictwa Pruskiego, gdy premierem był Marian Belka. Teraz ponowną uchwałę przegłosował Sejm we wrześniu, mimo przypomnienia opozycji aby nie ominąć podobnego żądania odszkodowań ze strony Rosji.

Znamy z grubsza rachunek ludzki za zbrodnie wykonane nad narodem polskim w czasie okupacji niemieckiej. W wyniku eksterminacyjnej polityki okupanta hitlerowskiego było 5,3 miliony zamordowanych i 640 tysięcy poległych, w czasie działań wojennych, żołnierzy czy cywilów, a więc w sumie 6 milionów polskich obywateli. W tym nieco więcej niż połowa była narodowości żydowskiej. (Każdą śmierć w wyniku wojny czy okupacji oszacowano w ocenie rządu na 800 tys. zł.) Natomiast według polskich historyków szacunkowe straty materialne wynosiły w przybliżeniu ok. 258 mld złotych przedwojennych, co w przeliczeniu daje aż 50 mld dolarów. Stracono blisko 2 mln koni, 4 mln bydła rogatego, 5 mln trzody chlewnej i 755 tys. owiec. Zniszczeniu uległo 63% taboru, 6000 km torów kolejowych, 1920 mostów drogowych, 15 tys. km dróg. Straty w rolnictwie sięgały 50% stanu przedwojennego, w przemyśle chemicznym sięgały 64%, w przemyśle spożywczym sięgały 53%, a straty w przemyśle metalowym sięgały 48% stanu przedwojennego. Blisko 43% dorobku kulturalnego na ziemiach polskich zostało zniszczone w wyniku celowej działalności okupanta. Same straty w bibliotekach polskich szacowano na 66% stanu przedwojennego, a zburzeniu uległo 25 muzeów, 35 teatrów, 665 kin i 323 domy kultury i domy ludowe. Powinno się Niemcom przypominać od czasu do czasu te straszne statystyki.

Niezależnie od metod obliczenia, żaden Polak nie mógł kwestionować że Polsce jako państwu, jak i indywidualnym Polakom i Polkom, należały się wcześniej reparacje i osobiste odzszkodowania za te wojenne straty. Niestety w roku 1953 rząd PRL, pod naciskiem Związku Radzieckiego, ogłosił, że jednostronnie zrzeknie się prawa do reparacji wojennych od Niemiec, a Niemcy Wschodnie musiały z kolei zaakceptować granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, co powodowało przekazanie Polsce około 1/4 Niemiec w granicach z 1937 r.. Zgodnie z uchwałami poczdamskimi, Polska miała otrzymywać odszkodowania niemieckie tylko za pośrednictwem Rosji Sowieckiej. Kreml orzekł jeszcze że z sum należnych Polsce trzeba odliczyć 6 mld dolarów jako różnicę w wartości majątku nabytego przez Polskę na zachodzie i utraconego na wschodzie. Kreml zgodził się odstąpić Polsce ze swej części reparacji 15 proc. wszystkich dostaw z radzieckiej strefy okupacyjnej i 15 proc. majątku z zachodnich stref okupacyjnych Niemiec. Polskę po prostu oszukano. Tylko Polacy zamieszkali na Zachodzie mogli skorzystać osobiście z odszkodowań niemieckich

Co prawda, nie był to koniec sprawy odszkodowań. W 1972 roku zachodnie Niemcy, uznane przez ówczesny reżym PRL, wypłaciły odszkodowanie Polakom, którzy przeżyli eksperymenty pseudomedyczne podczas uwięzienia w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Następnie, umowa Gierek-Schmidt podpisana w 1975 r. w Warszawie przewidywała, że zostanie wypłacone 1,3 mld marek Polakom, którzy podczas okupacji niemieckiej, wpłacali do niemieckiego systemu ubezpieczeń społecznych, bez możliwości pobierania emerytury. Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. Polska ponownie zażądała reparacji od zjednoczonego państwa niemieckiego, reagując na roszczenia przeciwko Polsce zgłoszone przez niemieckie organizacje wypędzonych żądające odszkodowań za mienie i grunty przejęte przez państwo polskie. W 1992 r. rządy Polski i Niemiec założyły Fundację „Polsko-Niemieckie Pojednanie”, w wyniku czego Niemcy zapłacili poszczególnym polskim obywatelom ok. 4,7 mld zł.

Od tego czasu wśród polskich ekspertów prawa międzynarodowego trwa debata, czy Polska ma prawo żądać odszkodowań wojennych. Niektórzy twierdzą, że deklaracja z 1953 r. nie była legalna, i nie obowiązuje dzisiejszą Polskę. Dlaczego więc nie pchano sprawę odszkodowań po roku 1992, gdy Polska odzyskała swoją suwerenność? Słusznie czy niesłusznie, pierwsze rządy ustaliły że w nowym porządku europejskim, Polska może najlepiej odgrywać swoją rolę jako państwo niezależne nie mające żadnych ambicji rewizjonistycznych i nie szukających dalszych rozliczeń z przeszłości. Uważały że Polska najlepiej będzie się rozwijać gospodarczo jeżeli będzie widziana jako kraj długotrwały na którym można polegać i w którym warto inwestować gospodarczo, militarnie i politycznie. Uznając trwałość istniejących granic ze wschodnimi sąsiadami, Polska zabezpieczała w ten sposób swoje granice zachodnie na Odrze i Nysie. Pamięć o przeszłości jednak pielęgnowano i na obchody bolesnych rocznic zapraszano wszystkie kraje sąsiedzkie, łącznie z rządami Rosji i Nemiec.

Nawet jeżeli przyjmuje się prawo Polski do wznowienia tych roszczeń na podstawie że PRL nie było suwerennym państwem, trzeba przyznać że synchronizacja tych żądań jest wyjątkowo niekorzystna w momencie konfrontacji Niemiec i Polski z Rosją w sprawie Ukrainy. W końcu kraje te wspólnie wzmagają sie w przetrwaniu wojny gospodarczej wobec odmowy dostawy gazu z Rosji. Potrzebna jest solidarność państw demokratycznych w obronie Ukrainy. Polska ma już zastępczą dostawę z gazociągu Baltic Pipe z Norwegii, ale Niemcy znajdują się w wyjątkowej trudnej sytuacji gdy nowy kanclerz niemiecki Olaf Scholz stara się odkręcić błędy poprzednika w uzależnieniu się od dostaw z Rosji, i wspiera kosztowną dla wszystkich politykę sankcji wobec Rosji. Dyplomatycznie Polska powinna wspierać kanclerza wobec opinii niemieckiej by przetrwali ten okres maksymalnego zagrożenia dla gospodarki niemieckiej, a nie szukać powodu aby jeszcze bardziej zniechęcić podatnika niemieckiego od wspólnego udziału w konfrontacji z Niemcami.

Na Forum Rady Polonii Świata w Wilnie we wrześniu dyrektor do spraw Polonii z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Jan Badowski, oświadczył że polonia powinna poprzeć roszczenia rządu polskiego w sprawie reparacji od Niemiec na tej samej skali działań lobbystycznych, co poprzednio wykonywali w sprawie przyłączenia Polski do Nato czy do Wspólnoty Europejskiej. Pierwszą reakcją przedstawicieli polonii niemieckiej na zjeździe było retoryczne pytanie, dlaczego 1 milion polskich podatników żyjących w Niemczech ma spłacać teraz rozszczenia z Polski? A po drugie, jak swoim sąsiadom niemieckim z trzeciego pokolenia po wojnie mają uzasadnić taki nagły nowy koszt w obecnym kryzysie gospodarczym? Nikt z MSZ tej sprawy z nimi poprzednio nie konsultował. 

Poza tym nie powinno się porównywać tak kluczową kwestię strategiczną dla przyszłego bezpieczeństwa i dobrobytu Polski jakim była, i dalej jest, NATO i Unia Europejska, z kwestią reparacji niemieckimi które dotyczą nie przyszłość, a przeszłość, Polski. Do jakiego stopnia powinna obecna polityka zagraniczna Polski być kierowana upiorami przeszłości jeżeli takie żądania wprowadzają zasadniczy konflikt z obecną polską racją stanu? Można argumentować że trauma okupacji i terroru niemieckiego na Polskę nie została odpowiednio wyleczona przez 75 lat powojennego współistnienia pokojowego z Niemcami. Dla wielu Polaków, jak i Żydów, ta trauma wciąż kieruje ich codziennym zachowaniem. Na pewno dotyczy to prezesa Kaczyńskiego, który wciąż ocenia Niemców emocjonalnie, tak jakby historia zakończyła się na roku 1945. Ale pielęgnowanie traumy jest mimo wszystko upośledzeniem które tamuje normalny zdrowy rozwój psychiczny pacjenta. Tym bardziej pielęgnowanie traumy na skali państwowej świadczy o upośledzeniu w zachowaniu państwa wobec rzeczywistości i wobec swoich właściwych interesów. Co innego obliczać straty wojenne i przekazywać je do wiadomości Niemcom, a co innego uzależniać od zbrodni przeszłości obecne bezpieczeństwo i kierunek polityki zagranicznej Polski, i w tak frywolny i cyniczny sposób marnować moralne znaczenie rachunku za zbrodnie niemieckie w Polsce.

W końcu wrogiem Polski przez ostatnie 20 lat jest Rosja Putina, a nie Niemcy. Czemu podobny rachunek Polska nie wystawia rządowi rosyjskiemu za zbrodnie choćby z okupacji sowieckiej z lat 1939-1941, jak Katyń, czy zbrodnie ze zniszczeń lat powojennych? Prezes Kaczyński argumentuje że domaganie reparacji od Rosji będzie możliwe dopiero, gdy "Rosja dołączy do kręgu krajów cywilizowanych", ale dla opinii światowej nie warto tego odkładać. Jeżeli Polska autentycznie chce wystawić obydwu najeźdźcom rachunek za zbrodnie wojenne to niech robi to sprawiedliwie i godnie, opierając to na dialogu, a nie kompromitując moralnych argumentów o reparacji prawnym niechlujstwem i politycznym samookaleczeniem.

(1) Przypominam czytelnikom w Anglii że bilion polski (po angielsku "trillion") równa się milion milionów, w odróżnieniu od "billiona" brytyjskiego (po polski miliard) który równa się „tylko” tysiąca milionów.