Monday 25 September 2023

Nieświadomy Sojusznik Putina?

 


Od początku tzw. “dobrej zmiany”, Prawo i Sprawiedliwość systematycznie wprowadzili program dramatycznych zmian w ustroju i w panującej ideologii naszego kraju. Jarosław Kaczyński nie baczył ani na dotychczasowe normy działania w Polsce, ani na opinię światową. Występował z wyraźnym wyzwaniem wobec opinii ekspertów prawnych czy gospodarczych, jak i elit kulturowych i naukowych. Wybrał dla swojego obozu jasną z góry zapowiedzianą politykę przemian, wykonaną nocnymi sesjami w Sejmie z żelazną dyscypliną nad własnymi posłami, z pogardą dla obozów opozycyjnych. Miał poza tym wysubtelnione wyczucie jak trafić do nastrojów mniej zamożnych warstw społeczeństwa polskiego, a szczególnie wiejskiego, nie mającego dostępu do innych źódeł informacji poza państwową TVP.  Grał na ich obawach, uprzedzeniach i kompleksach, ubierając je zręcznie w barwach narodowych.

Okrzyknięto prosperującą Polskę jako „kraj w ruinie” i przekształcono gospodarkę na system roszczeniowy z wrastającym sektorem upaństwowionym. Wykorzystano bogate rezerwy finansowe, odziedziczone po poprzednich rządach, na powszechny system nieokiełznanego rozdawnictwa, jak np. akcja 500 plus. Z początku te posunięcia ożywiały  gospodarkę przez wzrost konsumpcji na rynku wewnętrznym, ale zachwiały nieco wiarę wpływowych agencji ratingowych i inwestorów zachodnich w efektywność zarządzenia polskiej gospodarki. Kaczyński i jego pierwszy premier, Beata Szydło, nie przejmowali się tym bo nie znali obcych języków i opinia światowa ich nie interesowała. Tymczasem monopolizowano krok po kroku media krajowe, które wszczęły ostrą kampanię nienawiści i pogardy wobec partii opozycyjnych, niezależnych ośrodków społecznych, i wybitnych jednostek w świecie kultury i nauki, szanowanych w opinii zachodniej.  Oskarżono opozycję o prowadzenie „totalnej opozycji”, kiedy to rząd prowadził przeciw niej politykę „totalną”. Pozostałe ośrodki niezależnej prasy czy telewizji, jak choćby TVN, OKO Press czy Gazetę Wyborczą, zwalczano administracyjnie i w bezustannych pozwach sądowych. Wprowadzano ogólny element zastraszenia. Kaczyński działał zgodnie z klasycznymi orwellowskimi wzorcami zcentralizowania władzy i środków medialnych.

Poprzednie rządy w Polsce miały od 25 lat stały kierunek działania zapewniający Polsce bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy w oparciu o sojusz transatlantycki, uczestnictwo w ukladach europejskich, i transformację gospdarki na system wolnorynkowy. Przez okres światowego kryzysu finansowego, Polska była jedynym państwem europejskim który nie doznał recesji. Polska żyła zgodnie ze światem demokratycznym, szanująca istniejące układy i z kolei szanowana jako sojusznik promujący wartosci państw zachodnich, na którym można polegać. Wojska polskie służyły w Afganistanie i w Iraku. Ambicją ówczesnych rządów był dostęp do ewentualnego udziału w szczytach światowej grupy G20. Nawet w wypadku Rosji, Polska początkowo również wgłębiła się we wspólny front demokratycznych sojuszników liczących na ewentualną pokojową europeizację Rosji drogą wymian handlowych i kulturowych. Wykorzystano względną wówczas dobrą wolę Rosji aby założyć i utrzymać cmentarze polskich ofiar stalinowskiego terroru, a szczególnie miejsc pochówku dla zamordowanych oficerów w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku. Wspólnie też uczczono ofiary katastrofy smoleńskiej. Ale cały czas Polska stała na czele tych państw które ostrzegały kraje zachodnie przed rosnącymi dążeniami imperialistycznymi Federacji Rosyjskiej i wyraziła gotowość obrony niezależności Ukrainy.

Po roku 2015 nowe władze w Polsce wzmocniły swoją wrogość wobec Rosji, ale dolewały oliwy do ognia oskarżając Rosję wręcz o spowodowanie katastrofy smoleńskiej, w rzekomym porozumieniu z poprzednim rządem polskim. Po prostu traktowali to oskarżenie instrumentalnie, choć, mimo wszelkich starań, nie byli w stanie to oskarżenie uzasadnić. Ich celem nadrzędnym była próba skompromitowania opozycji. 

W wypadku państw zachodnich, Polska po roku 2015 wyraźnie zaczęła zmieniać kierunek. Zaczeło się już w pierwszych miesiącach od rajdu nocnego na siedzibę NATO w Warszawie, i od całostkowej likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, pod pozorem dekomunizacji, choć pzez wiele lat owocnie współpracowały z sieciami wywiadowczymi na Zachodzie. Szeregi rządowe i ich media powszechnie potępiały liberalne wartości europejskie, szczególnie wykpiwając ich podejście do szanowania praw mniejszości i ich uczulenia na zachodzące zagrożenia wynikające ze zmian klimatycznych. Sam szef MSZ Witold Waszczykowski wodził rej w prowokacyjnym i niedyplomatycznym wyśmiewaniu wartości zachodnich. Przypominało to stałą PRLowską propagandę zochydzającą Zachód i zachodnie ustroje. Od początku, również pod fałszywym hasłem dekomunizacji, starano się wbrew Konstytucji, podporządkować niezależne sądownictwo pod kontrolę polityczną ministerstwa sprawiedliwości i wprowadzano sankcje przeciwko sędziom nie godzącym się na te zmiany. Rządy polskie obrażały się na ogólnie szanowane instytucje zachodzie gdy te śmiały krytykować aspekty „dobrej zmiany”, które wyraźnie były niezgodne z tradycyjnymi wartościami demokratycznymi Zachodu.

Z początku bardziej dyplomatycznie, ale z czasem już w ostrzejszych tonach, instytucje unijne ostrzegały Polskę przed podważaniem wspólnie przyjętych norm demokratycznych, a w tym i łamaniu własnej Konstytucji która tym normom podlegała. Doszło w końcu do tymczasowego wstrzymania dla Polski należnych jej funduszy na rzecz post-covidowej odbudowy, dopóki do tych norm nie powrócono. Polska polityka rządowa przemieniła się z czasem w otwartą wojnę z instytucjami i wartościami europejskimi, często pod pozorem utożsamiania unijnej Europy z państwem niemieckim. W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, polski rząd nie ma zamiaru opuścić Unię Europejską. Ale robi wszystko, wspólnie z autorytatywnym rządem węgierskim, aby podważyć ład europejski od wewnątrz i zastąpić go swoją ideologią państwa suwerennego z wartościami odmiennymi od liberalnych. W swoim pierwszym wywiadzie po objęciu funkcji, obecny premier Mateusz Morawiecki zapowiedział że jego celem jest, po prostu, „rechrystianizacja Europy”, czyli zastąpienie tradycyjnych państw świeckich państwami wyznaniowymi. Na ogół rządy zachodnie omijają ambarasujące wyskoki polskiej dyplomacji, licząc się z tym że ktoregoś dnia polski rząd otrzeźwieje i powróci do normalnego współżycia z innymi krajami zachodnimi we wspólnym froncie przeciw Rosji. Prezydenci Obama i Biden traktowali rząd polski z pewnym dystansem, Tylko za czasów prezydentury Donalda Trumpa ociepliły się stosunki posko-amerykańskie mimo że ten prezydent gotów był rozwiązać NATO jako niepotrzebny sojusz, i widział w Putinie partnera do rozwiązania problemów światowych. Przez długi czas rząd Polski, i ich tuba medialna TVP, nie uznawały w pełni zwycięstwa Joe Biden’a w wyborach prezydenckich.

Wydaje się że Polska robi wszystko aby zaostrzyć konflikt nie tylko z sąsiadem wschodnim, ale również i z zachodnim. Nie chodzi tu tylko o to że Niemcy, jako najsilniejsze i najbogatsze państwo w Unii Europejskiej, ścisle przestrzega obecne sankcje unijne przeciw Polsce. Rząd i media państwowe chcą Niemcy zdemonizować w oczach Polaków. Sięgają głeboko wstecz do traumy narodowej powstałej pod okupacją hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji w czasie Drugiej Wojny Światowej, aby utrzymać stały gorączkowy stan konfliktu z Niemcami. Mimo poprzednich umów z Niemcami, potwierdzonymi ostatecznie przez PiSowskiego ministra spraw zagranicznych, Annę Fotygę, że Polska nie ma już dalszych roszczeń o reperacje ze strony Niemiec za zbrodnie wojenne, rząd Polski podjął się wystawić rządowi niemieckiemu nierealny rachunek na zawrotną sumę $1.5trn bez żadnej wstępnej dyskusji. Wykonał to mimo wspólnego uczestnictwa Polski i Niemiec w poparciu militarnym i finasowym dla Ukrainy. Robiąc to rząd Polski zaniedbał podobne żądania wobec rządu rosyjskiego z którym jest w autentycznym konflikcie i który, w odróżnieniu od Niemiec, do większości zbrodni wobec Polski się nie przyznał. Ten obraźliwy gest wobiec Niemiec był akt złośliwym i infantylnym w świecie dyplomacji, przynaglonym przede wszystkim celem  ujawnienia rzekomej niepatriotycznej postawy opozycji w okresie przedwyborczym. To się nie udało, ale urazy w Niemczech po tym akcie zostały i mogą wzmocnić poparcie dla prawicy niemieckiej.

Sprawa wygrania nadchodzących wyborów jest w tej chwili nadrzędną sprawą dla obecnego rządu. Klęska wyborcza może doprowadzić do całej plejady pozew sądowych za korupcję i za łamanie konstytucji. Polityka zagraniczna jest tylko instrumentem w walce o utrzymaniu się przy władzy. Ten nacisk na przetrwanie doprowadził nie tylko do niepotrzebnego konfliktu Polski z Unią Europejską i z Niemcami, ale do konfrontacji nawet z Ukrainą, którą całe polskie społeczeństwo wspierało z powodu inwazji rosyjskiej na ich teren. Po blokadzie czarnomorskich portów ukraińskich przez flotę rosyjską Ukraina wysyłała przez Polskę masowe ilości zboża do państw trzeciego świata aby ratować ich przed głodem. Polska mogła stać się intratnym przewoźnikiem tych towarów przez swój terytorium. Niestety państwowe przedsiębiorstwa zainterweniowały i skupowały zboże ukraińskie na rynek polski. Spowodowało to słuszny protest polskich farmerów i to z kolei doprowadziło do odruchowego bojkotu ukraińskiego zboża na terenie Polski. Ostre wymiany dyplomatyczne między Polską i Ukrainą, deklaracje premiera Morawieckiego o zaprzestaniu dalszych dostaw broni do walczącej Ukrainy i brak przywitania między głowami obu państw na konferencji w nowojorskim gmachu ONZ, a później w Polsce, stało się  symptomem patologicznej degradacji obecnej dyplomacji polskiej. Rzekomy przyjaciel Zelenskiego, Andrzej Duda, porównał prezydenta walczącej Ukrainy do „tonącego człowieka chwytającego się brzytwy”. Moskwa te wypowiedzi interpretuje po swojemu. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, komentując wywiad Morawieckiego, wyraził przekonanie, że „rozłam między Kijowem Warszawą i innymi europejskimi stolicami będzie się pogłębiał z czasem”. W każdym razie te słowa hańbią wizerunek polski w oczach Ukrainy, w oczach Zachodu i w oczach własnego społeczeństwa.

Do najważniejszych celów polityki Putina, poza ujarzmieniem Ukrainy, jest rozbicie Unii Europejskiej, podważenie systemów demokratycznych w zachodniej Europie, konflikt stały między Polską a Niemcami, tryumf Trump’a w następnych wyborach amerykańskich, i przywrócenie dominacji rosyjskiej nad ich zachodnimi sąsiadami. Ale dlaczego obecny rząd Polski wyznacza sobie podobne cele? I czy robi to w naiwności, czy celowo?

Wiktor Moszczyński

 

Wiktor Moszczyński