Monday 19 September 2016

Klęska dobrobytu.

"Podstawowa węgierska myśl i strategia jest prosta: UE jest bogata, ale słaba, co jest najgorszą z możliwych kombinacji", tak orzekł ostatnio kontrowersyjny premier węgierski, Viktor Orban. Orban lubi szokować. Wie że przy każdej swojej wypowiedzi irytuje przywόdcόw unijnych z “liberalnego Zachodu” (w czasie komuny mόwiło się o “zgniłym Zachodzie”), ale trzeba przyznać że w tej chwili jest sporo spraw, ktόre można poddać krytyce w polityce unijnej. Orban to jednak nadużywa bezwzględnie, wykorzystując instrumentalnie swoich partnerόw wyszehradzkich, w tym Polskę, w rozbijaniu starego porządku europejskiego. Jest w tym dość przebiegły. Buduje mury graniczne z państwami sąsiadującymi, jak np. z Serbią, ale wciąż chce wciągniąć jak najwięcej tych biednych państw sąsiednich do tej wewnętrznie osłabionej Unii. Twierdzi że Węgry nie opuszczą Unii ale wprowadza rozbijackie referendum wstrzymujące przyjmowanie uchodźcόw z Bliskiego Wschodu, a Europę traktuje jako krowę dojną. Lansuje nawet pomysł tworzenia europejskiej armii na zasadzie że ma ona bronić granic zewnętrznych Unii. Lecz taka armia, bez udziału anglosaskich sprzymierzeńcόw, służyłaby w znacznej mierze do podważania roli obronnej NATO. Trzeba zaznaczyć że polityka zagraniczna Orbana jest wyraźnie zbieżna z interesami rosyjskiego agresora. Mam nadzieję że jego sojusznik, Pan Prezes Kaczyński, jest tego świadomy. Ale nie mam zamiaru pisać tu o geopolitycznych planach naszego naddunajskiego “dyktatora”, jak go złośliwie przywitał w Brukseli naczelny komisarz Juncker. Chodzi raczej o co raz bardziej powszechną ocenę Europy jako coś przypominającego imperium rzymskie czy cesarstwo austro-węgierskie przed ich ostatecznym rozkładem; czyli jako dojrzały, a nawet gnijący, owoc, gotowy do spadnięcia. Podobny wątek z tego samego tygodnia. Na przyjęciu konserwatywnych biznesmenόw, dr. Liam Fox, nowomianowany brytyjski minister handlu, pochodzący z obozu jak najbardziej eurospectycznych posłόw, skrytykował brytyjskich dyrektorόw przemysłowych jako “leniwych i utuczonych” ktόrzy bardziej interesują się w piątkowe popołudnie golfem niż eksportowaniem za granicę. Traktowano to jako atak na pro-europejskie sympatie brytyjskich przemysłowcόw. Jest w tym wyraźny paradoks że każde zdrowe i udane społeczeństwo dąży do tego aby zabezpieczyć sobie i swoim dzieciom jak największy dobrobyt w jak najbardziej stabilnych i komfortowych warunkach. Zjednoczone Krόlestwo jest jednym z najlepszych tego przykładόw. Zapewnia dobre warunki materialne swoim emerytom mającycm przeciętnie jeszcze przed sobą ze 30 lat życia by nacieszyć się owocami rozkwitu gospodarki powojennego państwa opiekuńczego. Gdy wprowadzano tu pierwsze zasady państwa opiekuńczego przeciętny emeryt mogł liczyć sobie zaledwie na 10 lat korzystania z tej skromnej emerytury w okresie kiedy zadłużona powojenna Wielka Brytania pozbywała się powoli swoich atrapόw kolonialnych. Rόwnie dobrym przykładem tego rozkwitu są zachodnie państwa Unii Europejskiej ktόre przez podobny okres 70 lat pokoju, zapewnionego wspόlną integracją gospodarczą i społeczną, stały się symbolem społecznego raju sprawiedliwości społecznej, zapewniającej ochronę przed głodem i wojną. Do nich dążą teraz masowo uchodźcy wojen i przemocy na Bliskim Wschodzie, czy biedy w byłych koloniach afrykańskich. Polska przez ostatnie 25 lat utożsamiała się z naśladowaniem liberalnego europejskiego zeitgeistu opartego na wolnym rynku i szerokiej tolerancji w ramach państwa świeckiego ktόry zapewniał Polsce stały, a nawet dramatyczny, wzrost gospodarczy i upodobniał ją do wzorowego przykładu nowoczesnego państwa europejskiego. Lecz wszędzie widzimy bunt przeciw tej prosperity. W Wielkiej Brytanii mamy Brexit i zerwanie z wygodnym dlaszym rozwojem gospodarczym podłączonym do jednolitego rynku europejskiego gdzie każdy ambitny młodzieniec brytyjski miał zapewnioną przyszłość na kontynencie europejskim. Unia Europejska też nagle traci grunt pod nogami po ekcesach polityki stabilizującej wspόlną walutę kosztem stopy życiowej państw śrόdziemnomorskich i nagłą nawałą uchodźcόw z południa. Polska z nowym rządem odchodzi dobrowolnie od swojej misji dziejowej jako kraj wzorujący się na świeckich tradycjach zachodnich. A nawet w Stanach Zjednoczonych zwolennicy Donalda Trumpa zamierzają obecny liberalny kierunek cywilizacyjny swojego państwa obalić. Dlaczego tak jest? Wpadła mi w ręce ostatnio nowo wydana książka byłego urzędnika Białego Domu. Todd Buchholz, pod wymownym tytułem – “Cena Rozkwitu – Dlaczego Państwa Zamożne Zapadają się i jak je ponownie wskrzesić”. Teza jest szokująca. Celem każdego społeczeństwa pozostaje osiągnięcie spokoju, bezpieczeństwa, komfortu i dobrobytu. Lecz z czasem takie państwo unika konfliktόw, nastawia się na konsumpcję, ciężką pracę zwala na innych, rodzi mniej dzieci, traci pęd do polepszenia swojego bytu, wpada w co raz większe długi, a ich emeryci korzystają z owocόw życia co raz dłużej. Jego cykl cywilizacyjny dobiega swojego zenitu, inne państwa im zazdroszczą, obcy starają się tu zamieszkać aby partycypować w tym dobrobycie, wprowadzając własną dynamikę gospodarczą ale i inna kulturę. Zanika poczucie tożsamości własnych mieszkańcόw takiego państwa, podległych co raz bardziej obcym nawykom. Następuje, słowem autora, społeczna “entropia”, czyli wzrastająca miara chaotyczności życia. Według niego ten cykl jest zarazem pozytywny jak i niszczycielski, ale dotychczas nieodwracalny. Buchholz nawiązuje przedewszystkiem co dzisiejszej Ameryki ale opiera to na licznych przykładach historycznych. Widzymy starożytny Egipt, surową Spartę, efemeryczne państwo Aleksandra Wielkiego, długoletnie imperium rzymskie, bogate republiki rakuskie i weneckie. Wszędzie widać ten sam wątek, czyli surowa brutalna energia tworząca wielkie państwa z ogromnymi osiągnięciami cywilizacyjnymi, ktόre tracą swόj sens bytu przez nadmiar dobrobytu, uzależniając gospodarkę od niewolnictwa i prowadzenie wojen od płatnych najemnikόw. Kolejnym przykładem było cesarstwo austro-węgierskie bez wspόlnego języka i wspόlnego poczucia tożsamości poza postacią popularnego cesarza Franciszka Jόzefa, i ktόre było w stanie rozkładu już długo przed wybuchem Pierwszej Wojny. Oczywiście pesymistyczne tezy Buchholza można dostosować nie tylko do dzisiejszej Ameryki, ale i do kontynentu europejskiego, z Wielką Brytanią i Polską łącznie. Poza wiadomymi kryzysami demograficznymi, braku etyki pracy I tożsamości narodowej widoczny jest tu efekt co raz większego uzależnienia od globalizacji. Cała nasza planeta jest zarazem elektroniczną wioską starającą ujednolicić kulturę światową przez sieć internetową, ale podlegającą rόwnież międzynarodowym konglomeratom korporacyjnym ktόrym daje się wolną rękę przez co raz częstsze zliberalizowanie handlu międzynarodowego. Przynosi dramatyczny wzrost w światowym wzbogaceniu się, ale nie chroni lokalnych przedsiębiorcόw od zagłady, dewastuje lokalną gospodarkę i lokalną kulturę. Wielu młodym mieszkańcom świata ten dynamizm rozwojowy odpowiada; granice są dla nich otwarte. Cały kontynent staje się dla nich ojczyzną; może nawet cały świat? Migracja ludόw do krajόw bogatszych też napędza tą dynamikę ale autochtoni, oryginalni tubylcy bogatych krajόw, widzą swoją kulturę i swoją przyszłość odrzuconą na bruk. Brak im tych murόw granicznych ktόre chroniły ich świat. Ale czy odpowiedź na to musi być tak drastyczna jak mury Trumpa, czy Orbana, czy Brexitu? Buchholz głosi tzw. “manifest patriotyzmu” aby tych osiągnięcięć cywilizacyjnych nie stracić. Zaleca aby szkolnictwo budować bardziej na tych wątkach kultury ktόre nas łączą z krajem gościnnym, szanować kulturę i historię tego kraju, wzmacniać poczucie wspόlnych osiągnięć i wartości, wymagać od imigrantόw poszanowania dla tych wartości kraju zamieszkania i wpajać ludziom młodym obowiązek służby (wojskowej lub cywilnej) dla swojego otoczenia przed rozpoczęciem kariery życiowej. Niby to proste i oczywiste, ale trzeba przyznać że w ostatnich latach zachodnie elity liberalne o tym zapominały i dlatego teraz ponoszą klęski. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 23 wrzesień 2016

Tuesday 6 September 2016

Harlow - Krzyk Milczących

Maszerowaliśmy w milczeniu, zmoknięci deszczem ktόry nas zaskoczył. Maszerowały dzieci, młodzież i dorośli, Polacy lokalni i przyjezdni z innych miast i tamtejsi Brytyjczycy. Widać było udział lokalnej poskiej szkoły sobotniej im Juliana Tuwima ale rόwnież kibicόw sportowych w barwnych sweatshirtach i z ogolonymi głowami. A we frontowych szeregach, wśrόd flag i transparentόw nasz nowy Ambasador Arkady Rzegocki rozpoczynający swoją kadencję najsmutniejszą misją oddania hołdu zamordowanemu rodakowi i przypomnienia władzom brytyjskim o potrzebie czujności w obronie Polakόw przed podobnymi atakami. Marsz rozpoczęto od zapalenia zniczy, modlitwy, minuty ciszy i odśpiewania hymnu narodowego na placu przed osiedlem sklepowym, The Stow, naprzeciw ławeczki pokrytej kwiatami na ktόrej w ubiegłą sobotę zamordowny został 40-letni Arkadiusz Jόżwik, a jego kolega spożywający z nim pizzę, pobity do nieprzytomności przez bandę nastolatkόw ktόrych poseł lokalny Robert Halfon nazwał jako “pochodzący z rynsztoka”. Przemawiali jeszcze organizatorzy marszu Eric Hind i Magdalena Nowicka, wice-dyrektor polskiej szkoły w ktόrej uczęscza przeszło 250 dzieci. Przemawiali Poseł Halfon i Ambasador Rzegocki ktόry oświadczył że po referendum było już piętnascie incydentόw, jak podpalania, pobicia, zastraszania i dewastacje obiektόw polskich przez graffiti, zgłoszonych przez Polakόw do konsulatόw polskich w Wielkiej Brytanii, ale oczywiście zabόjstwo w Harlow było najpoważniejszym wydarzeniem. Przemawiali też pastor anglikański Robert Findlay, stojący przy wielkim transparencie z napisem “We have more in common than that which divides us”, i wreszcie lokalny proboszcz parafii polskiej, ks Bogusław Kot, ktόry mόwił o potrzebie stoczenia nowej Bitwy o Anglię przez Polakόw, aby mogli być ponownie szanowani przez tubylcόw i mogli żyć bezpiecznie. I wtedy, wśrόd ciszy i skupienia, przeszło 1000 uczestnikόw rozpoczęło swόj marsz. Przed nimi forpoczta około dwudziestu polskich bikerόw. Marsz trwał niemal godzinę. Prowadzono maszerujących najpierw pod polski kościόł Matki Boski Fatimskiej, potem przez puste arterie miasta, następnie przez biedniejsze osiedla mieszkaniowe i przez głόwny plac handlowy do katolickiego kościoła Św Pawła gdzie odbyło się pożegnalne czuwanie. W rozmowie z uczestnikami, nie tylko z Harlow ale i z sąsiednych miast jak Peterborough, Bishops Stortford, Ware czy Haverhill, wszyscy jak jeden mόwili że dopiero głosowanie na Brexit otworzyło im oczy na prawdziwe oblicze angielskiego szowinizmu. Odczuwałem zarazem ich szok z wyniku najpierw referendum, a potem samego zabόjstwa, ale rόwnież ich zaparcie że, ze względu na pracę, czy na studia czy szkołę ich dzieci, mają zamiar tu pozostać, tyle że już nie koniecznie na zawsze, jak to sobie przedtem sobie wyobrażali. Tak, mόwią, w Polsce jest rodzina, dom, własny język, ale niekoniecznie praca na tym samy poziomie i przy tak dobrych warunkach jak w Wielkiej Brytanii. Tak że na razie zostają. Ale czy Anglia jest ich domem – tak jak wielu rodzin z dziećmi było dotychczas przedświadczone? Tu już nie są tacy pewni. Głosowanie za Brexit uświadomiło im, jak twierdziły matki i nauczycielki z lokalnej szkoły, jak dwulicowi są Anglicy kiedy chwalili się swoją tolerancją i szacunkiem dla innych narodowości. “Ten cały multi-kulti”, jak powiedziała mi jedna matka, “to tylko samo-okłamywanie siebie i innych”. Nagle po głosowaniu koledzy i koleżanki w pracy pytają czy już pakują walizki? I czy niedługo wrόcą do Polski? Ci sami ktόrzy jeszcze nie dawno temu popijali razem piwo po pracy. A te same pytania, tylko może podane jeszcze brutalniej, zadawano polskim dzieciom w swoich szkołach od kolegόw i koleżanek w klasie. Oczywiście w Harlow i okolicach brytyjscy wyborcy masowo głosowali za wyjściem z Unii. Dla Polakόw ten wynik był jak nόż w plecy, a cios pochodził od osόb ktόrych traktowało sie jako dobrych sąsiadόw czy kolegόw. Najgorsze że ta świadomość o zawrόceniu się Brytyjczykόw od Europy wyzwoliła wśrόd ich prymitywniejszych elementόw prawo do przywrόcenia słownictwa “hejtu” ktόrą dotychczasowa wyuczona polityczna poprawność skutecznie kamuflowała. I ten “hejt” mόgł wyładować się na kimkolwiek. Na Polakach oczywiście, ale nie tylko, bo rόwnież na innych narodowościach i mniejszościach narodowych, Zależy kto w danym momencie im się podwinie. Tak widzą w tej chwili tragiczny los Arkadiusza, ktόrego “inność” raczej niż koniecznie jego “polskość”, była ostatecznym powodem do ataku przez zdziczały gang nastolatkόw szukających okazji do rozboju i pastwienia się nad bezbronną ofiarą. W każdym razie wraca era destabilizacji w tej harmonii społecznej ktόra panowała dotychczas w Wielkiej Brytanii i dawała Polakom poczucie że mogą tu zostać na stałe. W tym marszu organizatorzy i uczestnicy widzieli jednak szansę wykazania swojej podmiotowości wobec tej dysharmonii. “Był to zryw serca,” powiedziała dyrektor szkoły sobotniej, Iwona Szulc-Nalepka. „Naszym celem nie jest wołanie o zemstę,” mόwi organizator Eric Hind. “Chcemy surowego ukarania sprawców tego zajścia, ale nadrzędnym celem sobotniego wydarzenia jest solidarność wszystkich Polaków, dobre polsko-brytyjskie relacje oraz wsparcie rodziny zmarłego”. Organizatorzy nie mieli chęci siedzieć w domu czekając jak ofiary na następne przykłady dyskriminacji. Motywem marszu milczenia był krzyk gniewu wymagający szacunku dla Polakόw w pracy, w szkole, w sklepie, i by ich nie szykanowano. Skuteczność tego motywu nie da się od razu docenić, tymbardziej że tego samego wieczoru dwuch Polakόw zostało ponownie pobitych, ale Polacy po raz pierwszy od wielu lat poczuli że tworzą w Harlow zwartą dumną wspόlnotę gotową stawić czoło szykanom i dyskriminacji. Mόwiąc krόtko, przestali się bać. Żałowałem tylko że poza posłem nie było obecnych żadnych przedstawicieli brytyjskich władz lokalnych. Obawiam się że może tu jeszcze oddziaływał brak wystarczającego integrowania się Polakόw w życie społeczne środowiska brytyjskiego. Sam Arkadiusz Jόżwik pracował na przykład w fabryce gdzie 80% pracownikόw było Polakami. To odosobnienie od środowiska najczęściej pokonują dopiero dzieci w szkołach angielskich ale to już następne pokolenie. Dziwiło mnie jednak że nie przybyło więcej Polakόw z Londynu. Co prawda lokalni Polacy nie wyrażali żalu że nie przybyli. Dla nich wystarczało że przybył Ambasador i Konsul. Widocznie masowe krajowe organizacje polonijne przestają już zupełnie odgrywać rolę poza Londynem. Polonie lokalne, jak w Harlow gdzie mieszka 1.5 tys. Polakόw, tworzą swόj polski archipelag na Wyspach, trzymają łącznośc z polskościa poprzez telewizję polską, internet, Misję Katolicką, Macierz Szkolną i Konsulat. Co do reszty pozostają samowystarczalne. Czy tak ma być? Sa niby samowystarczalne, ale są wciąż osamotnione. Nie mają poczucia że tworzą większą wspόlnotę polonijną obejmującą całą Wielką Brytanię. Nie ma tego skutecznego głosu w Londynie ktόry w ich imieniu wystąpi w kuluarach władzy, albo na krajowej estradzie, aby domagać się w imieniu wszystkich Polakόw w Wielkiej Brytanii, żeby Polacy, tak jak wszyscy obywatele unijni obecni w tej chwili w tym kraju, mieli zapewnione prawo do stałego pobytu, prawa pracy i nauki, niezależnie od wyniku negocjacji w sprawie Brexit. Ważna będzie reakcja ważniejszych środowisk polonijnych po wyniku sprawy sądowej młodych przestępcόw odpowiedzialnych za skatowanie Arkadiusza Jόzwika na śmierć, ale to nastąpi najwcześniej dopiero w pażdzierniku. Bo sprawiedliwość wymaga aby sprawcy tej zbrodni, obecnie wypuszczeni za kaucją, zostali należycie ukarani, a dopilnowanie tego to już jest obowiązkiem nasz wszystkich, a nie tylko Polakόw w Harlow. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 9 września 2016