Monday 19 December 2016

Prawo Pobytu Tak, ale Jakie?

Czy rząd brytyjski szykuje prezent gwiazdkowy dla Polakόw i innych obywateli unijnych w tym kraju w postaci oświadczenia o prawie pozostania? Obawiam się że nie jest jeszcze na to gotowy.
Pytam bo głosy domagające się takiej deklaracji natężają się. Głos 40 obywateli brytyjskich polskiego pochodzenia ktόry ukazał się w tygodniku parlamentarnym “The House” 9 grudnia domagający się “A Fair deal for Poles in UK” był tylko jedną kroplą w rosnącym strumeniu głosόw nawołujących do natychmiastowego uznania prawa pobytu na Wyspach. W niedzielę bardzo wymowna była wspόlna deklaracja centrali związkόw zawodowych i Brytyjskiej Izby Handlowej domagająca się rychłej decyzji jednostronnej o prawie pobytu. Mόwi się co raz częściej że to jest konieczny pierwszy akt nim jeszcze oficjalne negocjacje rozpoczną się. Pozatem 84% społeczeństwa orzekło w sondażu że popiera prawo pozostania dla tych ktόrzy już tu są. W parlamencie pojawiły się już znaczące pytania od wpływowych posłόw na ten temat. Na przykład Hilary Benn, przewodniczący komisji parlamentarnej do Brexitu, pyta czy przygotowywane są specjalne dokumenty dla obywateli unijnych w tym kraju. Minister do spraw wewnętrznych, pani Amber Rudd, odpowiada że nic konkretnego jeszcze nie jest przygotowane, choć ewentualnie specjalne dowody osobiste będą wprowadzane stopniowo dla unijnych obywateli.
Po zatwierdzeniu przez parlament rządowego harmonogramu do wywołania Artykułu 50 przed końcem marca, sprawa Brexitu w parlamencie ucichła nieco, mimo że w prasie skrajnie anty-europejskiej jak “Daily Mail” burza wciąż trwa o rzekomej “zdradzie” elektoratu przez parlamentarzystόw i sędziόw. Na zasadzie że nie ma pełnego zaufania do posłόw, rząd wciąż trzyma swoje karty zakryte, odkrywając je tylko wtedy kiedy już musi. Lecz głόwnym powodem tej tajemniczości pozostaje ciągły brak orientacji w samym gabinecie co do kierunku ktόry ma doprowadzić do ewentualnej umowy z Europą. Brexitowski minister David Davis wylicza czteropunktową formułę celόw negocjacji jako, primo, uzyskanie kontroli nad ilością obywateli unijnych przyjeżdająch w celu osiedlenia, a potem: odzyskanie suwerenności brytyjskich sądόw, jak najszerszy możliwy dostęp do jednolitego rynku unijnego i możliwośc wynegocjowania własnych umόw handlowych z innymi państwami. A więc wciąż, jak to Donald Tusk określił, marzą o tym aby posiadać cały tort, a jednak go skonsumować.
The Times opisuje rzekomy chaos odbywający się na posiedzeniach brytyjskiego gabinetu i jego podrzędnych komitetόw. Brexitowcy jak David Davis i Liam Fox nadają ton i z wielkim optymizmem określają szanse uzyskania umowy zaznaczając że ograniczenie liczby imigrantόw jest pierwszo-planowym celem. Przypominają np. że eksporterzy niemieckich samochodόw dopilnują tego że dalej będzie obowiązywała strefa bezcłowa w Europie dla brytyjskich towarόw. Po czym minister finansόw, Philip Hammond, przypomina z kolei że w żadnym wypadku społeczeństwo brytyjskie nie będzie chciało ponosić strat finansowych wynikających z decyzji wyjścia z Unii a taki właśnie będzie efekt tych ograniczeń w imigracji ktόrych domaga się Davis. Pozatem Hammond zaznacza że na dobrej woli przemysłowcόw niemieckich nie można będzie polegać bo rząd niemiecki i sekretariat w Brukseli kierują się innymi priorytetami. Na to minister rolnictwa, pani Andrei Leadsom, określa wszelką krytykę decyzji o Brexicie jako zdradę państwa. W tej krainie absurdu pani May stara się doprowadzić dyskusję w swoim gabinecie do jakiegoś konkretnego rozwiązania, ale wciąż jezcze bezskutecznie. Ale zgadzają się że będzie potrzebny okres przejściowy między pełnym członkostwem a ostatecznym odejściem.
Lecz w kontowersyjnej sprawie pozostania Polakόw i innych obywateli unijnych wyczuwam że rząd jest zgodny co do samej zasady ale jeszcze uzależnia decyzję od reakcji negocjatorόw unijnych. Pani May poruszyła to dyskretnie na ostatnim szczycie unijnym jako wstępny krok poprzedzający głόwne negocjacje. Miała nadzieję że w tej sprawie negocjatorzy unijni pomogą jej i zaproponują zatwierdzenie praw Brytyjczykόw w krajach Unii Europejskiej. Zawiodła się.
Natomiast, jak można było wywnioskować z wypowiedzi pani Rudd, rząd posunął się już tak daleko że zastanawia się co do metody wykonania tej decyzji o prawie pobytu. Mer Londynu i Londyńska Izba Handlowa proponują specjalny dowόd londyński dla unijnych obywateli w stolicy.Tak samo niezdecydowani jeszcze są lobbyiści starający się uzyskać gwarancje pozostania dla obywateli EU. Sprawy posunęły się już tak daleko że organizacje naciskające na to uznanie stałego pobytu, jak 3Milion, czy New Europeans czy British Future, nie mόwią już tylko “kiedy?”, ale rόwnież “jak?”.
Są dwa głόwne warianty. Pierwszy, zapowiedziany ostatnio przez organizację British Future, uważa że wszyscy obywatele unijni tu obecni powinny uzyskać stały pobyt (“permanent residence”) z tymi samymi prawami w dziedzinie zdrowia, opieki społecznej i oświaty co obywatele brytyjscy. Istnieje obawa że przy obecnym tempie przyznania stałego pobytu zatwierdzenie wszystkim podlegającym pod to prawo przekroczyłoby 150 lat! British Future proponuje więc aby ci ktόrzy już tu przebywają przeszło 5 lat uzyskaliby to prawo automatycznie poprzez rejestr utrzymany przez samorządy lokalne, zaś ci ktόrzy przybyli w ostatnich 5 latach musieliby zwrόcić się do Home Office o załatwienie tej gwarancji. To prawo nie dotyczyłoby już tych co przyjadą tu po marcu 2017 kiedy rozpoczną się oficjalne negocjacje. Ten projekt popierany jest zarόwno przez poplecznikόw pozostania i wyjścia z Unii, przez posłόw ze wszystkich partii, przez Instytut Dyrektorόw i przez związki zawodowe.
Drugi wariant, wspierany przez tzw. Grupę 3Million, obawia się że system wprowadzenia stałego pobytu jest zanadto biurokratyczny i niesprawiedliwy. Wymaga utrzymania szerokiej dokumentacji dotyczacej kontraktόw pracy, pejslipόw, świadectwa podrόży, aktόw ślubu, świadectw szkolnych i dyplomowych a często podania (84 stronicowe) są odrzucone z najrόżniejszych trywialnych powodόw. Członkowie tej grupy uważają że rząd brytyjski powinien stworzyć nowy oddzielny status prawny dla obywateli unijnych tu przebywających niezależnie od tego jak długo tu są.
Osobiście jestem zwolennikiem połączenia obydwu koncepcji. Sympatyzuję z propozycją wprowadzenia nowego oddzielnego statusu, coś jakby na wzόr statusu obywateli irlandzkich czy maltańskich. Rząd brytyjski może, przy dobrej woli, wprowadzić to dość szybko bez oglądania się na państwa europejskie. Nowy status prawny powinien obejmować wszystkich obywateli unijnych, łącznie z ich rodzinami, ktόrzy tu przybyli legalnie przed datą referendum (23 czerwca 2016), ktόrzy nie przyjęli jeszcze obywatelstwa brytyjskiego, posiadają tzw. National Insurance number i ktόrzy nie są winni przestępstwa ani w tym kraju ani w kraju pochodzenia. Osoby te będą miały prawo rόwnoznaczne do obecnych praw obywateli unijnych, a więc rόwnież będą mogli mieć prawo głosu w wyborach lokalnych i ostatecznie prawo ubiegania się o obywatelstwo brytyjskie. Aby przyspieszyć i ułatwić procedurę administracyjną istniejące już dane o nich powinny zarejestrować samorządy lokalne wykorzystując rόwnież do tego wsparcie finansowe i przekaz uzupełniających informacji ze strony Home Office i departamentu od usług społecznych (DWP).
Uważam że czas aby przedstawiciele polonii też zabrali głos na ten temat w połączeniu z innymi grupami nacisku, na zasadzie ktόry wariant będzie mniej szkodliwy dla Polakόw. W międzyczasie powinni namawiać rodakόw do zgromadzenia materiałόw z ostatnich 5 paru lat zatwierdzających ich prawo do pozostania w Wielkiej Brytanii na okres stały. Bo strzeżonych Pan Bόg strzeże.
Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 23/12/2016

Wednesday 7 December 2016

Ukryte Pokolenie

W ostatnim miesiącu zostałem wciągnięty w ciekawą dyskusję na temat roli drugiego polskiego pokolenia powojennego w Wielkiej Brytanii. Chodzi o tych polskich “baby boomers” urodzonych już w Wielkiej Brytanii, czy jeszcze na Bliskim Wschodzie, w pierwszych latach po wojnie. Ich rodzice pochodzili z emigracji żołnierskiej lub z uchodźcόw powojennych ktόrzy przeżyli Syberię lub obozy niemieckie. Oczywiście sam pochodzę z tego pokolenia. Urodzony byłem w rok po wojnie. Mama wywieziona bydlęcym wagonem ze Lwowa spędziła dwie zimy w trzaskającym mrozie wyciągając żywicę z drzew tajgi nie daleko jeziora Bajkał, ojciec odsiedział rok w obozie w Kozielsku. Obydwaj spotkali się pracując w ambasadzie polskiej w Kujbyszewie a potem spotkali się ponownie i pobrali w Londynie jeszcze w 1945 roku. Typowy życiorys tamtych nietypowych lat kiedy każdy Polak i każda Polka przeżywali niedole i tragedie niespόłmiernie bardziej dramatyczne niż mόgł by wyświetlić jakichś hollywoodzki film. W porόwnaniu z nimi nasze dzieciństwa były anielsko beztroskie. Zyliśmy bezpiecznie w όwczesnej spokojnej Wielkiej Brytanii, pochłonięci szkołą angielską i polskimi tradycjami. Mieliśmy rajskie życie, mimo że na ogόł nasi rodzice nie byli majętni i dopiero powoli się dorabiali w tym obcym środowisku. Otόz 28 października br. ukazał się artykuł Anny Dobieckiej w “Gońcu Polskim” pod tytułem “Kim Będą Nasze Dzieci”. Artykuł rozpatrywał decyzje dzisiejsze rodzicόw co do przyszłego wychowania swoich pociech. Czy mają pozostać w tradycyjnym polskim getcie? Czy mają się integrować w życie angielskie ale zachowując język polski w domu i polskie tradycje? Czy mają się asymilować w pełni i nawet w domu mόwić już tylko po angielsku? Autorka traktowała ten temat jakby był nowym zjawiskiem. Posługiwała się opiniami nie tylko samych rodzicόw ale rόwnież nauczycieli szkόł sobotnich i rόżnego rodzaju “specjalistόw”, w postaci psychologόw, psychoterapeutόw, autorόw podręcznikόw czy profesorόw na uniwersytetach w Polsce. Autorka, choć wylicza sumiennie dylematy i opcje obecnych rodzicόw, ani razu nie zastanawiała się nad tym że w Wielkiej Brytanii wychowuje się dzieci polskie od 70 lat i że te dylematy nie są niczym nowym. W moim komentarzu do tego artykułu zwrόciłem uwagę że nie trzeba odkrywać tu nowych teorii. Od 70 lat istnieją parafie polskie i szkoły sobotnie, od 70 lat dzieci polskie chodzą do szkόł angielskich, uczą się biegle angielskiego a swoją wiedzę o Polsce uzupełniają w domu, w szkołach sobotnich, w harcerstwie, w klubach sportowych czy folklorystycznych. Był to okres jeszcze zimnej wojny. Przez pierwsze lata styczność naszego pokolenia z samą Polską była dość słaba ze względu na izolację starej emigracji od tzw. reżymu PRL, ale z czasem polskość wygrywała, młodzież sama już jeździła do Polski, często wbrew woli rodzicόw, i mogła wyrobić sobie własne zdanie na temat realiόw życia w Polsce. Nasze pokolenie mόwiło, jak teraz, w domu po polsku, w szkole angielskiej po angielsku. Wśrόd naszej młodzieży powstawała podkultura anglo-polska wzbogacająca życie όwczesnej polonii. Ta młodzież integrowała się znakomicie w tkance życia społeczenego, kulturalnego i gospodarczego Wielkiej Brytanii. Co do dylematόw decyzyjnych najnowszych rodzicόw o ktόrych tu mowa powiem w skrόcie że najlepiej duchowo i materialnie z moich rόwieśnikόw wyszli ci co skorzystali z kultury i języka ojczystego rodzicόw a zarazem szkoły i uczelni brytyjskiej. Znaliśmy polskie tradycje świąteczne i (z grubsza) głόwny zarys historii Polski, nie zmienialiśmy nazwisk na język angielski a dzieci nasze z kolei wychowaliśmy w ten sam sposόb. Obecnie w szkołach sobotnich są już dzieci z trzeciego pokolenia starej emigracji powojennej. Natomiast najgorzej wypadaly te dzieci ktόrych rodzice zmieniali nazwiska i mόwili w domu z dziećmi wyłącznie po angielsku. Wόwczas dzieci mόwiły po angielsku ze złym akcenterm, języka polskiego nie poznawały, z rodziną w Polsce nie miały żadnego kontaktu a pόżniej, gdy dorośli, mieli poważne dylematy ze swoją tożsamością. Najbardziej udanym modelem była więc zawodowa integracja, ale bez kulturalnej asymilacji. Z mojego doświadczenia wynika, że moimi obecnymi najserdeczniejszymi przyjaciόłmi są wciąż koledzy i koleżanki polskiego pochodzenia z mojego pokolenia. Mieliśmy i mamy wciąż życie bogate, dobrze się tu czujemy a jednak sprawami polskimi, a szczegόlnie nową polonią, wciąż się interesujemy. Wielu z nas brało udział w demonstracjach przez Ambasadą PRL w latach stanu wojennego, partycypowało w transformacji gospodarczej i ustrojowej Polski po roku 1990, prowadziło akcje o zniesienie wiz dla Polakόw, o przyłączenie Polski do NATO i UE (Poland Comes Home campaign) i ratowało parokrotnie polskie egzaminy na poziomie GCSE i A level. Ostatnio 40 naszych obywateli brytyjskich polskiego pochodzenia własnym kosztem pokryło opublikowanie 9 grudnia w organie parlamentranym “The House” otwartego listu domagającego się ustabilizowania statusu prawnego Polakόw ktόrzy tu przybyli w ostatnich latach. Przypomniałem że w tej chwili z tych lat pozostaje pareset tysięcy osόb mόwiących gorzej czy lepiej po polsku, biegle po angielsku, i z dużym poczuciem tożsamości polskiej, ktόrych w ogόle autorka nie dostrzegła. Nawet skomentowałem że traktowano nas jako obcych dinozaurόw z epoki jurajskiej a nie jako odbitkę tego jak może będą wyglądać obecne pokolenia polskich dzieci po 50 latach pobytu w Anglii. List mόj wywołał gorący odzew wśrόd moich rowieśnikόw wyrażających oburzenie że te nasze pokolenie jest niedostrzeżone. Wyraźnie byli wdzięczni że ten temat poruszyłem. Ale z kolei ten ich odzew też dał mi sporo do myślenia. To dlaczego jesteśmy niezauważeni? Dlaczego autorzy w Polsce i dziennikarze nowszych pism piszą dużo o Polakach w czasie wojny i o problematyce polskiej fali po-unijnej ale rzadko dostrzegają nas? Czemu jesteśmy tym “ukrytym” pokoleniem? I uświadomiłem sobie dlaczego. Mimo naszych osiągnięć zawodowych w Wielkiej Brytanii i w świecie, mimo utrzymania tradycji polskich i wychowania naszych dzieci w tych samych tradycjach, pozostaje pytanie. Co nasze pokolenie osiągnęło nowego, swojego? Owszem w tej chwili jesteśmy menadżerami rόżnych instytucji i rόżnych organizacji: POSK, YMCA, PUNO, Penrhos, Instytut Sikorskiego, St. Johns Ambulance, Stowarzyszenia Przyjaciόł Polskich Weteranόw, Antokol, harcerstwo, parafie. Kierowaliśmy do ostatnich lat Polską Macierz Szkolną, Towarzystwo Pomocy Polakom i Związek Technikόw. Kierujemy te instytucje nawet, powiedziałbym, dość kompetentnie z dobrą znajomością praktyk I przepisόw brytyjskich. Konsolidujemy, unowocześniami, remontujemy, ale rzadko tworzymy od nowa. Były wyjątki. Takim liderem naszego pokolenia była śp. Ewa Brzeska ktόra prowadziła tzw. Polskie Pokolenie Powojenne, lecz za wcześniej odeszła. Powstawało parę instytucji charytatywnych jak Friends of Poland. Wyjątkiem jest też Polish Heritage Society odpowiedzialne za postawienie szeregu pomnikόw i tablic pamiątkowych, między innymi Polskich Sił Zbrojnych w Arboretum. Ale pozatem nie wiele Nasze pokolenie naczęściej odziedziczało instytucje od poprzedniego pokolenia ktόre je zakładało. Szło to drogą, jak by to nazwać, “demokratycznej osmozy”. Czasem nawalaliśmy. Nasze pokolenie sprzedało przeszło 30 klubόw SPK porozsianych po całej Wielkiej Brytanii nie licząc się z tym że mogły z niego korzystać nowe pokolenia. Nie uratowaliśmy Dziennika Polskiego bo za mało z nas czytało lekturę polską. Nie mieliśmy własnego pisma, nie zakładaliśmy własnych organizacji. Rzadko o sobie pisaliśmy. “Bigos and Chips” Mike’a Oborskiego był już raczej wyjątkiem. Nie pisaliśmy też o naszych rodzicach; zostawialiśmy to historykom z Polski. Nie pozostawiliśmy po sobie żadnej trwałej literatury ani w języku polskim, ani angielskim. Tak że dorobek mieliśmy, ale nie taki aby pozostawić po sobie stałe ślady. Nie dostrzegają nas nowi przybysze bo się nie afiszujemy. Może jesteśmy za skromni. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 09.12.2016

Wednesday 16 November 2016

Donald Trump – Szansa dla Polski?

8 listopad to kolejny krok w niepowstrzymalnym postępie prawicowych ruchόw populistycznych ktόre dominują co raz bardziej w państwach dotychczas traktowanych jako bufory zachodu. Tradycyjny postępowy liberalizm i wiara w nieograniczony rozkwit wolnego handlu bezcłowego rozpada się po kolei pod każdym nowym ciosem, jak domek z kart. Mamy już Brexit, brutalną reakcję na nieudany zamach w Turcji, nowego gangstera prezydenta Filipin, odrzucenie amerykańsko-unijnego traktatu handlowego, a teraz zwycięstwo Donalda Trumpa. I tu nie koniec. W ostatnim tygodniu zwyciężyli w wyborach nowi pro-rosyjscy prezydenci w Bułgarii I Mołdawii. Szykują się do wyborόw następne z kolei tuzy radykalnej prawicy, czyli Norbert Hofer w Austrii, i, choć dopiero w maju, Marine Le Pen we Francji a w nadchodzącym referendum we Włoszech grozi rezygnacja obecnego rządu. Co nie znaczy że każde zwycięstwo prawicowych radykałόw jest przesądzone. Lecz wyraźnie obecne wartości ktόre były podstawą ustrojόw państw zamożniejszych i wyraźnym modelem dla rozwijających się państw w Azji, Ameryce Południowej i Afryce, teraz stoją przed znakiem zapytania. Wiemy już teraz że Donald Trump nie jest jakimś ideologiem prawicy. Jest raczej cynicznym oportunistą ktόry kieruje się przedewszystkiem wiarą w swόj własny geniusz. Nie znosi krytyki ale da się skusic pochlebcom, nawet tych na Kremlu. Jednak trzeba się liczyć z tym że w jakimś stopniu swoje przyrzeczenia wyborcze Trump będzie chciał spełnić. Na pierwszym planie jest sprawa “America first” w polityce gospodarczej i militarnej. Trump wierzy w selektywny protekcjonizm gospodarczy. Chce renegocjacji układόw wolnego handlu z Kanadą i Meksykiem, narzucić cło 35% na produkty z Meksyku i 45% na produkty z Chin. Podważa rόwnocześnie zasadniczy artykuł 5 karty NATO w ktόrym mόwi się o automatycznym staniu w obronie członka ktόry zostanie zaatakowany. Trudno o bardziej skrajny skręt w polityce międzynarodowej, a szczegόlnie wobec Chin ktόrej niemal że wypowiada wojnę handlową i wobec Rosji do ktόrej sygnalizuje chęć osłabienia NATO i przekazania jej wolnej ręki w Syrii i na Ukrainie. I tu nie kończy się jego radykalizm. Zapowiada wydalenie 3 milionόw meksykańczykόw i innych nielegalnych imigrantόw z południa, wycofanie się USA od finansowania walki z globalnym ociepleniem (w ktόre nie wierzy), wprowadzenie nowych sędziόw w sądzie najwyższym ktόrzy wzmocnią prawa do posiadania broni i zmniejszą prawa do aborcji, obniżenie podatkόw od dochodu, likwidację podatkόw spadkowych, obcięcie podatkόw dla firm, i wprowadzenie masowych inwestycji infrastrukturalnych ktόre jeszcze bardziej zadłużą Stany Zjednoczone. Zapowiedział też likwidację reform prezydenta Obamy w służbie zdrowia, choć w tej sprawie już dwukrotnie zmienił zdanie od czasu wyborόw. Ekeft tych zmian na gospodarkę i na bezpieczeństwo na skali światowej będzie piorunujące, nawet jeżeli wykona tylko część swojego mandatu wyborczego. Przywόdcy europejscy zareagowali żle na tą zmianę wiatru z Ameryki. Prezes Komisji Jean-Clause Juncker oświadczył że “musimy nauczyć Prezydenta Trumpa czym jest i jak pracuje Europa bo jego poglądy mogą podważyć stosunki USA-EU fundamentalnie i strukturalnie”. Angela Merkel potwierdziła że może być wspόłpraca ale tylko “na zasadach szanowania wspόlnych wartości demokracji, wolności, szacunku dla prawa i szacunku dla człowieka niezależnie od pochodzenia, koloru skόry, wiary, płci, orientacji seksualnej czy poglądόw politycznych”. Theresa May stwierdziła że wspόłpraca może być tylko na zasadach wolnego handlu międzynarodowego. Gianni Pittella, przywόdca socjalistόw w parlamencie europejskim, określił Trumpa jako “wykaz wirusa ktόry rozposciera się w Stanach i w Europie. UE winna być przeciwciałem tego wirusa”. Lider liberałόw Guy Verhofstadt wyrażnie żałował że nie wygrała Hillary Clinton jako pierwsza kobieta prezydent z ktόrą Europa dobrze by wspόłpracowała. Dla większości przywόdcόw państw unijnych zwycięstwo Trumpa było nieprzewidzialnym szokiem, tak jak w czerwcu nieprzewidzialnym szokiem był wynik referendum w Wielkiej Brytanii. Lecz to samo zaślepienie przywόdcόw europejskich świadczy jak bardzo żyją w swoim świecie hermetycznym, bez świadomości tego jak bardzo ich ideały i cele polityczne przestały być realne dla ich własnych obywateli. Ich odpowiedzią na Brexit było dalsze zatwierdzenie błędnej polityki monetarnej wobec euro i utrzymanie zasady wolnego poruszania się obywateli unijnych, a zarazem wprowadzenie koncepcji wspόlnej armii europejskiej, ktόra właściwie jest zaprzeczeniem istnienia NATO i jakby uzasadnieniem krytyki nie tylko Trumpa ale całego amerykańskiego establishmentu wojskowego wobec polityki bezpieczeństwa UE. Zwołano zebranie europejskich ministrόw spraw zagranicznych, ktόrą zresztą Wielka Brytania, Francja i Węgry zbojkotowały, any uzgodnić wspόlny front wobec nadchodzących zmian w polityce amerykańskiej. Skończyło się uprzejmym zaproszeniem dla Trumpa aby przyjechał do Brukseli. Jeśli przywόdcy europejscy myślą że Trump będzie chciał słuchać ich wywodόw na temat zmian klimatycznych, czy przewagi wolnego handlu międzynarodowego, czy konieczności dalszego przyjmowania uchodźcόw, to się grubo mylą.Trump już to wszystko raz wysłuchał a jednak przeciwnikόw pokonał. W sprawie NATO Trump jest wciąż jeszcze ambiwalentny. Nie odpisał tej instytucji jeszcze na straty choć kwestionował jej skuteczność i słusznie narzekał że wielu zamożnych państw w Europie i w Azji poszukuje ochrony ze strony Ameryki a nie są gotowi za to należycie zapłacić. Putin też kusi. Chce przekonać Trumpa że czas już uznać prawo Rosji do Krymu i do wschodniej Ukrainy, do zniesienia sankcji przeciw Rosji i do wprowadzenia pasu zdemilitaryzowanego między NATO a Rosją. Trump osobiście chciałby załatwić taką umowę. Sprawa wisi na ostrzu noża. Ale trzeba przyznać że głόwni nowi doradcy Trumpa z Partii Republikańskiej, jak Reince Priebus czy Rudy Giuliani, mają bardziej sceptyczne nastawienie do Putina. Rząd Polski też był zaszokowany zwycięstwem Donalda Trumpa choć wielu zwolennikόw rządu, jak Ryszard Czarnecki, wyraźnie byli zadowoleni. “Ci ktόrzy straszą Trumpem,” chełpi się Czarnecki, “to ci sami ludzie ktόrzy straszą Jarosławem Kaczyńskim i PiSem.” Minister Waszczykowski wyraził słuszne obawy co do rzetelności zaangażowania przezydenta-elekta do obrony wschodniej flanki NATO. Ale tu właśnie leży szansa dla Polski. Obecny rząd Polski, jako czarna owca Europy, chyba najszybciej będze mόgł się dogadać z Trumpem, czarną owcą Ameryki. Polska płaci należną kwotę 2% budżetu państwowego na wydatki obronne (co Trump sam przyznał na spotkaniu z Kongresem Polonii Amerykańskiej w Chicago), ma poglądy zgodne z Trumpem w sprawie protekcjonizmu gospodarczego, zmian klimatycznych, groźbą najazdu uchodźcόw, a szczegόlnie muzułmańskich, czy ochrony życia poczętego. Polska nie ma zamiaru w tych sprawach pouczać Trumpa cokolwiek a wystarczy jej tylko koncentrować się na sprawach bezpieczeństwa, i najwyżej jeszcze możliwości przyjazdόw bezwizowych Polakόw do USA. I dlatego w tych sprawach Trump będzie chętniej słuchał wypowiedzi politykόw polskich raczej niz przedstawicieli innych państw europejskich. Możliwe że to znόw Polska będzie miała szansę przemόwić skutecznie w imieniu obronności nie tylko własnej, ale całej Europy, choć będzie to ciężka pigułka do przełknięcia dla demokratycznych przeciwnikόw PiSu zarόwno w Polsce jak i za granicą. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 18/11/16

Monday 31 October 2016

Przyjaciele Putina z lewa i z prawa

Działalność agenturalna dyktatury putinowskiej rośnie na całym świecie. Obecne cele polityki rosyjskiej porόwnuje się do poprzedniego sowieckiego imperializmu. Lecz to jednak nie to samo. Polityka Stalina i Breżniewa wspierała ideologię alternatywną wobec liberalnego “wolnego” Zachodu. Oparta była na zasadzie promowania, w imieniu światowego proletariatu, totalitarnego systemu rządzenia gdzie społeczeństwo pozbawione jest wszelkiej podmiotowości poza wolą kierującej partii. Ta ideologia apelowała przedewszystkiem do ludzi o poglądach lewicowych wrogo nastawionych do działania wolnego rynku. Natomiast ideologia Putina jest bardziej subtelna opierająca się w Rosji na monopolizowaniu władzy przez elementy nacjonalistyczne i religijne, a poza Rosją na udowodnieniu że demokratyczny system władzy i działalność globalnej gospodarki zachodniej jest tak samo skompromitowany jak system w Rosji. Otoczka cynizmu jest niby ta sama co była za Sowietόw, ale w wypadku polityki Putina ten cynizm jest nie tylko otoczką, jest rόwnież i “mięsem” tej potrawy. Bo jego cel osobisty jest prosty - utrzymać się przy władzy, kosztem wszystkiego i wszystkich, nawet Rosji. Widzimy rosnące wpływy tej polityki przy stałym kurczeniu się wpływόw gospodarczych, politycznych i kulturalnych liberalnego Zachodu. Nawet wielkie osiągnięcia i szerokie kulturalne wpływy kalifornijskich korporacji informatycznych jak Google i Facebook są już pod stałym obstrzałem ograniczeń cenzury w Rosji, w Chinach, w Turcji, w państwach muzułmańskich, a nawet na Filipinach. Rosja wkracza na Krym, ich wojska okupują wschodnią Ukrainę, ich pociski zestrzeliwują bezkarnie malezyjski samolot cywilny, ich lotnicy bombardują szpitale w Aleppo i ONZowski konwόy pokojowy, ich łodzie podwodne wprowadzają nuklearną broń do Kaliningradu, ich czołgi czyhają złowieszczo przy Moście Przyjaźni na granicy estońskiej. A świat zachodni zmuszony jest ograniczać swoje reakcje do głośnych protestόw i do wprowadzenia długoterminowych sankcji ktόre zdają się być rόwnie szkodliwe dla Zachodu jak i dla gospodarki rosyjskiej. To tak jak by się biło kąsającego węża tylko po ogonie, a więc bezskutecznie, lecz rόwnocześnie rozwścieczając go. Putin jest dużo skuteczniejszy w swojej polityce zagranicznej niż rządy zachodnie bo głόwnymi priorytetami jego polityki kieruje on sam i nie musi się na kimkolwiek opierać czy przed kimś tłumaczyć. Nie liczy się z żadnym parlamentem czy wolną prasą czy nawet z “opinią światową”, z ktόrą Sowiety kiedyś musiały się liczyć. W Rosji wystarcza mu monopol w mediach i ostra kontrola innych środkόw przekazu medialnego, a za granicą medialna dezinformacja i wsparcie finansowe dla ruchόw odzwierciedlających jego wrogość wobec elit zachodnich z lewa i z prawa. Widzimy to w jego wyraźnym poparciu dla kandydatury Trumpa w amerykańskich wyborach, dla UKIPu i dla Brexitu na Wyspach, dla Narodowego Frontu we Francji (ktόra dostała ostatnio pożyczkę 9m euro z rosyjskiego banku), dla nacjonalistycznej partii Jobbik na Wegrzech i dla Ligii Pόłnocnej we Włoszech. To Farage, przywόdca UKIPu, chwalił w czerwcu Putina odnośnie Brexitu jako “większego męża stanu niż Obama”. Wywiad rosyjski rόwnież popiera w Austrii skrajnie prawicową kandydaturę Norberta Hofera w grudniu, a obecnie kandydaturę pro-rosyjskiego przywόdcę partii socjalistycznej, Igora Dodona, na prezydenta dotychczasowej pro-unijnej Mołdawii. Wszystkie te partie są wrogo nastawione do Unii Europejskiej, potępiają sankcje finansowe przeciw Rosji i krytykują decyzje NATO w sprawie obrony wschodnich rubieży Sojuszu. W Wielkiej Brytanii widać ich wpływy nawet w partii konserwatywnej. Dyrektor euro-sceptycznej tzw. Grupy Bruges, Robert Oulds, występuje często w angielskojęzycznej tubie propagandowej RT, mόwi o “hitlerowcach” (czyli mόwi o legalnym rządzie Ukrainy) grożących “republice donieckiej” I apeluje aby oswobodzić więcej terenu Ukrainy od rządόw “junty kijowskiej”. Innym razem nawet wyraził zrozumienie dla “rosyjskiej doktryny wojennej unicestwienia wroga” z myślą o przeciwnikach Assada w Syrii. Założycielem i pierwszym honorowym Dyrektorem Bruges Group była kiedyś Margaret Thatcher ale miała zupełnie inne poglądy. Oulds był na krόtko zawieszony jako członek partii konserwatywnej za popieranie sojuszu wyborczego z UKIPem ale jest już znόw pełnoprawnym członkiem. Nie jest on sam. Ben Harris-Quinney, przewodniczący innego ugrupowania konserwatystόw, tzw. Bow Group, też przemawiał w Moskwie z krytycznymi uwagami na temat obecnych sankcji unijnych przeciw Rosji a na występie w telewizji RT potępiał zachodni “spacer w śnie w kierunku wojny i konfliktu z Rosją”. Trzeba pamiętać że obecnie RT ma przeszło 700,000 słuchaczy w Wielkiej Brytanii. Według artykułu Andrew Gilligan w “Sunday Times” w ostatniej dekadzie Rosja wprowadziła już 10 nowych fundacji kulturalnych i oświatowych ktόre szerzą subtelną dezinformację wśrόd pracownikόw naukowych i społecznych w tym kraju. Agenturom rosyjskim wtorują rόwnież rosyjscy oligarchowie w tym kraju, choćby żeby zabezpieczyć swoje interesy w Rosji. Ale rόwnie groźne są wpływy rosyjskie na lewicę. Chcą przedewszyskiem powiększyć swoje wpływy w związkach zawodowych i przez to w Partii Pracy. Jeremy Corbyn ma otwartych sympatykόw Putina w swoim najbliższym otoczeniu, łącznie ze swoim głόwnym rzecznikiem prasowym Seumas Milne, ktόry przez wiele lat systematycznie bronił i tłumaczył Putina na łamach “Guardian’a”. Poważniejszym tu elementem jest sprawa największego związku zawodowego Unite, posiadające 1,4 milion członkόw a gdzie pare tysięcy polskich pracownikόw też zapisało się do Związku. Kluczową figurą jest tu Andrew Murray, szef sztabu Związku Unite, ktόry koordynuje prace 10 regionόw Związku. Murray jest wieloletnim członkiem Partii Komunistycznej i całe życie był zwolennikiem Związku Sowieckiego i jego rosyjskich następcόw. Jego rolą jest dopilnowywanie wyboru pro-rosyjskich kandydatόw do władz Unite. Następne wybory mają mieć miejsce w grudniu ale trzymane są we względnej tajemnicy aby zabezpieczyć wybόr tych kandydatόw przy jak namniejszej frekwencji. Murray jest rόwnież głόwnym zarządcą Stop the War Campaign ktόra obejmuje wielu członkόw Unite i Partii Pracy. Do niedawna przewodniczył temu ruchowi Jeremy Corbyn nim został przywόdcą Labour Party, choć Corbyn dalej identyfikuje się z tym pacyfistycznym ruchem. Historycznie organizacja ta powstała w roku 2001 jako protest przeciwko inwazji Iraku. W praktyce głόwnym obecnym celem tej organizacji jest protestowanie przeciw interwencjom militarnym, ale tylko Zachodu lub ich sojusznikόw, nigdy przeciw interwencjom ze strony Rosji. Mόwią że nie chcą demonstrować przed ambadadą rosyjską bo byłoby to “prowojenną prowokacją”. Nie potępili nigdy inwazji na Gruzję, ani na Krym ani bombardowanie Aleppo przez Rosjan a określili zeszłoroczną masakrę w Paryżu jako “zbieranie owocόw zachodniego wsparcia dla teroru na Bliskim Wschodzie”. Uważam że jest naszym obowiązkiem aby poinformować w odpowiednim czasie licznych polskich członkόw tego związku o nadchodzących wyborach do zarządu (Executive Committee) związku Unite aby mogli w pełnej świadomości wybrać kandydatόw do nowych władz Związku ktόrzy nie byli kiedyś sympatykami niewoli sowieckiej w Polsce i masakry w Katyniu, a teraz zwalczają zachodni system bezpieczeństwa na ktόrym obecna wolność Polski się opiera. Wiktor Moszczyński - 4 listopad 2016 Tydzień Polski

Kim Będą Nasze Dzieci

Szanowna Redakcjo Gońca Polskiego!
Teraz
Wtedy. 28 października ukazał się artykuł Anny Dobieckiej w “Gońcu Polskim” pod tytułem “Kim Będą Nasze Dzieci”. Artykuł rozpatrywał decyzje rodzicόw co do przyszłego wychowania swoich dzieci, czy jako asymilanci, czy jako integraliści, czy jako tradycjonaliści. Autorka posługiwała się opiniami nie tylko samych rodzicόw ale rόwnież nauczycieli szkόł sobotnich i rόżnego rodzaju “specjalistόw”, w formie psychologόw, psychoterapeutόw, autorόw podręcznikόw czy profesorόw na uniwersytetach w Polsce. Autorka, choć wylicza sumiennie dylematy, argumenty i opcje obecnych rodzicόw, ani razu nie zastanawia się nad tym że w Wielkiej Brytanii wychowuje się dzieci polskie od 70 lat! Nic nowego pod słońcem. Nie trzeba odkrywać tu nowych teorii. Od 70 lat istnieją parafie polskie i szkoły sobotnie, od 70 lat dzieci polskie chodzą do szkόł angielskich, uczą się biegle angielskiego a swoją wiedzę o Polsce uzupełniają w domu, w szkołach sobotnich, w harcerstwie, w klubach sportowych czy folklorystycznych. Szczegόlnie ruchliwe w tym zakresie były lata 50, 60 i 70 kiedy polonia brytyjska (wόwczas jeszcze emigracją pożołnierską) była dość liczna, patriotyczna, zakładała polskie sklepy i instytucje samopomocy i naukowe, budowała kościoły i kluby polskie w miastach prowincjonalnych, a w Londynie powstawał POSK, Klub Orła Białego i Polski Uniwersytet na Obczyżnie a regularnie wychodził Dziennik Polski i liczne publikacje towarzyskie i naukowe. Był to okres jeszcze zimnej wojny. Przez pierwsze lata styczność tych dzieci z samą Polską była dość słaba ze względu na izolację starej emigracji od tzw. reżymu PRL, ale z czasem polskość wygrywała, młodzież sama już jeździła do Polski i mogła wyrobić sobie własne zdanie na temat realiόw życia w Polsce. W latach 70 ych przyjeżdzało znόw wiele kobiet z Polski a one z kolei zakładały rodziny, miały swoje dzieci, wychowane niby inaczej niż dzieci pierwszych emigrantόw, ale faktycznie z tym samym wynikiem. Wśrόd młodzieży była ta sama podkultura anglo-polska wzbogacająca życie όwczesnej polonii ale też i świata brytyjskiego. Ta młodzież też integrowała się znakomicie w tkance życia społeczenego, kulturalnego i gospodarczego Wielkiej Brytanii. Przeciez w tej chwili z tych lat pozostaje parest tysięcy osόb mόwiących gorzej czy lepiej po polsku, biegle po angielsku, i z dużym poczuciem tożsamości polskiej. Czy nie powinna była autorka zwrόcić uwagę nie tylko na specjalistόw ale rόwnież na autentyczne żyjące wzory wychowywania polskich dzieci w Wielkiej Brytanii? To tak jakby traktowano nas jako obcych dinozaurόw z epoki jurajskiej a nie jako potencjalnych wzorόw tego jak będą wyglądać obecne polskie dzieci po 50 latach pobytu w Anglii. Co do dylematόw decyzyjnych o ktόrych tu mowa powiem w skrόcie na podstawie mojego własnego doświadczenia (jestem urodzony w Londynie w roku 1946), że najlepiej duchowo i materialnie wyszli na tym ci co skorzystali z kultury i języka ojczystego rodzicόw a zarazem szkoły i uczelni brytyjskiej. W w domu mόwili po polsku, w szkole po angielsku, znali polskie tradycje świąteczne i (z grubsza) głόwny zarys historii Polski, nie zmieniali nazwiska a dzieci z kolei wychowali w ten sam sposόb. Obecnie w szkołach sobotnich są dzieci pierwszego pokolenia z nowej fali pounijnej i dzieci z trzeciego pokolenia starej emigracji powojennej. Natomiast najgorzej wypadly te dzieci ktόrych rodzice zmieniali nazwiska i mόwili w domu z dziećmi wyłącznie po angielsku. Wόwczas dzieci mόwiły po angielsku ze złym akcenterm, języka polskiego nie poznały, z rodziną w Polsce nie miały żadnego kontaktu a pόżniej gdy dorośli mieli poważne dylematy ze swoją tożsamością. Najbardziej udanym modelem była integracja ale bez asymilacji. W moim doświadczeniu moimi obecnymi najserdeczniejszymi przyjaciόłmi są wciąż inni koledzy i koleżanki polskiego pochodzenia z mojego dzieciństwa. Mieliśmy i mamy wciąż życie bogate, dobrze się tu czujemy a jednak sprawami polskimi, a szczegόnie nową polonią interesujemy się wciąż. Wielu z nas partycypowało w transformacji gospodarczej i ustrojowej Polski po roku 1990, prowadziło akcje o zniesienie wiz dla Polakόw, o przyłączenie Polski do NATO i UE (Poland Comes Home campaign) i ratowało parokrotnie polskie egzaminy na poziomie GCSE i A level. Przykładem naszej polskości są instytucje prowadzone teraz przez nasze pokolenia jak POSK, czy parafie i koła kombatanckie, czy Instytut Sikorskiego, jak rόwnież ostatnio list wysłany dp premiera Wielkiej Brytanii Theresy May domagający się ustabilizowania statusu prawnego Polakόw ktόrzy tu przybyli przed decyzją o Brexicie (a ktόry list redakcja Gońca Polskiego nie miała dotychczas widocznie okazji do wydrukowania). Łacze wyrazy poważania Wiktor Moszczyński

Thursday 20 October 2016

Czy Chcemy Drugi Pomnik Lotnikόw w Londynie?

Śmiały projekt 30-metrowego monumentu ku czci pilotόw polskich w samym sercu Londynu, opisanego w zeszłym tygodniu w “Tygodniu Polskim”, nie wszystkim się spodobał. Już sama ta śmiałość z pozłoconymi skrzydłami husarskimi i samolotem myśliwskim (chyba Hurricane, raczej niż Spitfire) wyłaniającym się z pod tych skrzydeł, szokuje wielu Polakόw. Innym nie odpowiada oryginalny inicjator tego projektu, czyli Jan Żyliński, były kandydat na burmistrza Londynu, i pomawiają go złośliwie że projekt jest zaspokojeniem jego prόżności (po inszemu, “vanity project”).Ale to jest niesprawiedliwe. Inni znόw przypominają nam że szkrzydła husarskie są akurat symbolem Pierwszej Dywizji Pancernej i dlatego nie pasują do wizerunku pilotόw. No tak, symbole są ważne, szczegόlnie jeszcze w pokoleniu wojennym i powojennym. Ale o generale Maczku i jego Dywizji też nie zapominamy bo właśnie w Edynburgu przygotowuje się już nowy projekt jego pomnika kosztem £100,000 gdzie generał siedzi na ławce na terenie gdzie lubił spacerować ze swoją rodziną.
Poważniejszą obiekcją jest istnienie już obecnego Pomnika Lotnikόw przy lotnisku Northolt, gdzie kiedyś służył legendarny Dywizjon 303. Wszyscy albo znamy albo słyszeliśmy o tym pomniku. Nawet Anglicy. Ile razy jest zator na drodze A40 do Londynu z Birmingham czy Oksford, podają wciąż w radiu i w telewizji że jest “traffic congestion at Polish War Memorial”. Pomnik ten oryginalnie powstał jeszcze w roku 1948, a odsłonił go słynny brytyjski marszałek lotnictwa Lord Tedder. Asystowali mu, m.inn. prezydent August Zaleski, generałowie Anders, Kukiel, Iżycki i wielu asόw polskiego lotnictwa. Pomnik jest postawny, ozdobiony na szczycie dumnym orłem z brązu. Zawierał od początku nazwiska 1241 pilotόw ktόrzy zginęli w akcji w walce z hitlerowskim wrogiem a 45 lat pόźniej dopisano dalszych 659 nazwisk pilotόw ktόrzy zginęli w trakcie lotόw niezwiązanych z operacjami bojowymi. Każdego września w związku z rocznicą Bitwy o Brytanię odbywają się ceremonie przy pomniku z udziałem polskich notabli wojskowych i cywilnych, a od czasu do czasu z udziałem prezydentόw RP przyjezdnymi z Polski, od Lecha Wałęsy do Andrzeja Dudy. Uczestniczą w tym rόwnież przedstawiciele brytyjskich władz lokalnych, a nawet czasem brytyjscy ministrowie. Owczesny właściciel Middlesex County Council przekazał grunt na budowę pomnika darując w dzierżawę teren przydrożny na 999 lat. Szczegόlnie do tego pomnika przywiązani są pozostali jeszcze żyjący piloci i rόwnież Stowarzyszenie Polskiego Lotnictwa ktόre ich reprezentuje. Martwi mnie że jak dotychczas nie wypowiedział się jeszcze na ten temat Zarząd Stowarzyszenia. Myślę że przedewszystkiem był to obowiązek Żylińskiego aby z nimi to przedyskutować przez rzucaniem hasła o budowę nowego pomnika w czasie swojej kampanii wyborczej. Wtedy wygłądało to jako nieprzemyślana oferta wyborcza mająca szansę zrealizowania tylko w wypadku gdyby nasz kandydat wygrał wybory. Wybory minęły, Żyliński zdobył łącznie około 38 tys. głόwnie polskich głosόw w pierwszej i drugiej turze co uważał kandydat jako swoje “zwycięstwo”. I projekt nie przepadł. Teraz właśnie nastąpił czas na konsultacje ze starszym polskim społeczeństwem na ten temat. Tymbardziej że są jeszcze tacy ktόrzy powtarzają że jeżeli jest już jeden pomnik lotnikόw a ma być drugi pomnik to niech drugi pomnik, gdzieś w centralnym Londynie, będzie poświęcony wszystkim polskim siłom zbrojnym, marynarzom, artylerzystom, piechurom, czołgistom, spadochroniarzom, powstańcom, a nie tylko członkom lotnictwa. Możnaby wykazać ilu zginęło i ilu walczyło na licznych frontach. Co prawda istnieje pomnik Polskich Sił Zbrojnych w National Memorial Arboretum przy wiosce Alrewas w rolniczym hrabstwie Staffordshire ale jest to jednak zbyt daleko od większości tutejszej polonii i nikt o ten pomnik nie ociera się przypadkowo. Czy jednak nie powinien taki właśnie pomnik powstać w centralnym Londynie? Jest jeszcze sprawa kosztόw. Nie chodzi tylko o koszt erekcji pomnika. Na przykład w wypadku oryginalnego projektu Pomnika Lotnikόw w Northolt koszt przerόsł możliwości finansowe oryginalnych darczyńcόw. Ze względu na potrzebę oszczędności pomnik nie został zbudowany z granitu, jak oryginalnie planowano, ale z kruchego piaskowca. Już czterdzieści lat pόżniej pomnik zaczął się kruszyć a wiele nazwisk zaginionych pilotόw było już nieczytelnych. Trzeba było w roku 1994 ponownie zebrać niemal milion funtόw, sciągnąć autentyczny granit z kamienołomόw dolnośląskich, przebudować pomnik i wprowadzić nowe oświetlenie. Była to jakby ponowna erekcja spowodowana niefortunnymi oszczędnościami przy pierwszej realizacji. Zresztą tak jest i z innymi pomnikami. Drugim aspektem Pomnika Polskich Sił Zbrojnych w Alrewas też był calkowity koszt circa £300,000 oryginalnego projektu wraz z kosztem odsloniecia. Calkowity koszt utrzymania i regularnego oczyszczenia od ptasich odchodόw, wynoszący, rozumiem, £70,000, ktora to kwota pokrywa caly czas do kiedy National Memorial Arboretum in Alrewas oraz Royal British Legion istnieja. Zostalo zagwarantowane prawnie kontraktem podpisanym pare lat temu. Jeżeli myśli się o nowym pomniku w centrum Londynu to kto ma być odpowiedzialny nie tylko za wzniesienie jego ale rόwnież za utrzymanie i ochronę przed wandalami, nie tylko ptasimi, ale rόwnież ludzkimi? Trzeba liczyć się z tym że projekt istnieje. Istnieje już artystyczny i bardzo ambitny wzόr pomnika. Poparli go brytyjscy torysi, jak były minister Lord Tebbit i były skarbnik Lord Ashcroft, ktόry gotόw jest wystawić poważną sumę na budowę. Żyliński szuka szerszego poparcia wśrόd brytyjskich politykόw, łącznie z merem Londynu. Wśrόd członkow Komitetu Honorowego znajduje się poseł Daniel Kawczyński, minister Anna Maria Anders i dr. Marek Stella-Sawicki. Proponowane miejsce przy Hyde Park Corner znajduje się blisko innych militarnych obiektόw jak pomnik Księca Wellington, Łuk Wellingtona, pawilon zawierający pomnik RAF Bomber Command, pomnik poświęcony artylerii brytyjskiej, pomniki honorujące poległych z Australii i Kanady, a nieco dalej pomnik Holocaustu I ofiar zamachu teroru w Londynie. A więc jest to godne miejsce na nowy pomnik wojskowy. Nie wiadomo wciąż jednak czy pomnik polski uzyska pozwolenie w tym wyjątkowym miejscu. Bo tu też jest problem. Pomnik jest jak szampan. Imponuje jego “joie de vivre” wyrażający radość i dumę ku chwale polskich pilotόw w ratowaniu Wielkiej Brytanii w roku 1940. Zaś dla brytyjskich sympatykόw pomnik symbolizuje potrzebę dalszej dwustronnej bliskiej wspόłpracy między Wielką Brytanią a Polską, mimo Brexitu. Dla Polakόw, szczegόlnie z najnowszych pokoleń, pomnik byłby przyjemną niespodzianką odkrytą w czasie zwiedzania wielkiego miasta. Podnosiłoby na duchu i działałaby “ku pokrzepieniu serc”, jak to sobie Jan Żyliński wyobraża. Niestety inne sąsiednie pomniki brytyjskie przy Hyde Park Corner, jak i polskie z okresu powojennego, są z natury poważne i posępne. Wykazują wsztrzemiężliwość uczuć i dają odwiedzającym moment do zadumy czy, w wypadku pomnika katyńskiego, gniewu. Nie gloryfikują wojny. Przypominają ogromne poświęcenie i odwagę tych co walczyli i oddawali życie czy zaznawali kalectwo dla własnego kraju. Przy nich nasz śmiały pomnik ku chwale pilotόw mόgłby nie pasować. Myślę więc że jeżeli ten pomysł nowego pomnika przy Hyde Park Corner miał by być zrealizowany musiałby mieć nieco stonowany wygląd. Inaczej musiałby znaleść alternatywne miejsce, wciąż może w ktόrymś z parkόw krόlewskich, albo gdzieś nad Tamizą, tak jak pomnik gloryfijkujący RAF naprzeciw Wielkiego Koła. Tam byłby arcywidoczny, wymieniany przez każdego komentatora na statkach turystycznych. Powinien zawierać też tablice pamiątkowe o innych oddziałach Polskich Sił Zbrojnych. Według mnie erekcja i dalsze utrzymanie pomnika winny być głόwnie sfinansowane przez samych Brytyjczykόw wyrażających wdzięczność za nasz kluczowy udział w obronie brytyjskiej demokracji. Nie winnyśmy wydawać na to polskiego grosza bo trzeba konsolidować polskie fundusze na inne bardziej żywe pomniki jak np. szkoły sobotnie czy domy polskie w terenie. W każdym razie, czas odnieść się do tego projektu poważnie i zgodnie abyśmy nie zmarnowali niespodziewanej okazji postawienia nowego ciekawego pomnika w Londynie promującego nasz kraj. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 21/10/2016

Tuesday 4 October 2016

W Poczekalni

W ubiegły piątek na spotkaniu w Ambasadzie z dr. Adamem Bodnarem, Rzecznikiem Spraw Obywatelskich, wyłoniła się ciekawa dyskusja wśrόd przedstawicieli polonii. Czy Polacy powinni sami organizować się i domagać się swoich praw w tym kraju, czy powinni raczej zachowywać się jak goście i uzależnić się od dobrej woli Brytyjczykόw czekając potulnie na brytyjskie rozwiązanie naszych kłopotόw? Często odpowiedż na to pytanie uzależniona jest od tego czy dana osoba czuje się zadomowiona w tym kraju, czy nie. Polacy ktόrzy przyjechali tu już jako osoby dorosłe, niezależnie od tego czy to było po roku 1956 czy po roku 2004, nie czują się swobodnie składając jakieś postulaty wobec otoczenia brytyjskiego i są szczęśliwsze gdy organizują coś we własnym polskim środowisku, np. w parafii czy w lokalnej szkole sobotniej. Natomiast osoby tu urodzone, czy ktόre przyjechały tu jako małoletnie, nie mają żadnego oporu w wypowiadaniu się w brytyjskim środowisku. Oczywiście upraszczam. Są osoby przyjezdne z Polski ktόre śmiało wkraczają w angielskie czy szkockie organizacje lub organizują samopomoc dla rodakόw w oparciu o brytyjskie fundusze i struktury. Jednak ten spόr zaostrzył się w związku z obecnym kryzysem w Wielkiej Brytanii. Już wiemy z niedzielnego przemόwienia pani Theresy May że Wielka Brytania rzeczywiście odrywa się od Unii Europejskiej fundamentalnie. Nie będzie wolnego poruszania się obywateli europejskich poszukujących pracy w obu stronach, nie będzie bezcłowego dostępu Wielkiej Brytanii do jednolitego rynku unijnego. Wielka Brytania jest w tranzycie przemieniając się z członka Unii Europejskiej w państwo w pełni suwerenne. Decyzja podjęta w referendum jest już nieodwracalna. Ale przez następne trzy lata negocjacji, Wielka Brytania pozostaje jeszcze prawnie i formalnie uzależniona od prawodawstwa unijnego, mimo że uczuciowo stoi już jedną nogą poza Europą. Rząd nie ma zamiaru dzielić się szczegόłami czy etapami negocjacji ze społeczeństwem i z parlamentem a więć poczucie niepewności i tymczasowości wzmocni się zarόwno wśrόd tubylcόw jak i obywateli unijnych tu zamieszkałych. Powoli urzędy państwowe i przesiębiorstwa będą też przechodzić pewne zmiany przygotowując się na ostateczny dzień niezależności choć w międzyczasie wciąż obowiązują przepisy unijne ktόre w odpowiednim dniu po zakończeniu rozmόw przemienią się ustawą parlamentarną w przepisy brytyjskie. Nie wiadomo jeszcze czy ostateczny układ wynegocjowany z Unią będzie poddany zatwierdzającemu referendum, jak chce Partia Pracy i wielu konserwatywnych sympatykόw Unii. Ale prawdopodobnie takiego drugiego głosowania nie będzie. W tej sytuacji można spodziewać się co raz więcej napięcia dotyczącego praw obywateli unijnych. Już w czasie poniedziałkowej sesji konferencji Torysόw w Birmingham minister zdrowia zapowiadał potrzebę wprowadzenia rodzimych doktorόw i pielęgniarzy z Wielkiej Brytanii aby zastąpić co raz “mniej intratnych” cudzoziemcόw; minister środowiska zapowiadała potrzebę zatrudnienia co raz większej ilości tubylcόw w rolnictwie na miejsce pracownikόw unijnych. Dzień przedtem minister przemysłu mόwił już o potrzebie wprowadzenia wiz dla polskich i innych unijnych pracownikόw budowlanych. Wszędzie można teraz, 3 lata przed ostatecznym rozstaniem, wyczuć tą wzrastającą niecierpliwość. Już zaczynają kalkulować jak będzie wyglądała służba zdrowia i gospodarka brytyjska bez naszego udziału, czyli ich indygenizacja. Wiadomo co prawdopodobnie czeka nowo przybyłych obywateli polskich szukających pracy w Wielkiej Brytanii za 3 lata – wizy wjazdowe, potrzebę pozwolenia na pracę, niemożnośc ściągnięcia tu swojej rodziny, brak wszelkich możliwości na zapomogi, brak dostępu bezpłatengo do służby zdrowia. Ale co czeka tych co tu już są? Pozatem ta niecierpliwość przenosi się i do szerszego społeczeństwa, a szczegόlnie do tych elementόw ktόre były odpowiedzialne za co raz częściej powtarzające się ataki na Polakόw. Wciąż możemy liczyć na osobistą życzliwość znacznej części społeczeństwa brytyjskiego ale obawiam się że będzie to co raz częściej życzliwość dla nas jako obcokrajowcόw, niż jako tubylcόw z mniejszości etnicznej. Dla 2,9 milonόw obywateli unijnych (w tym 980,000 Polakόw) już tu obecnych, sytuacja pozostaje jaskrawo nie pewna. Są w poczekalni. Obecne prawa unijne gwarantują im wszystko. Ale na jak długo? Za 3 lata nie będą już obowiązywać. Lecz to Wielka Brytania zrywa z Unią Europejską, a nie na odwrόt. Jeżeli Wielka Brytania wybija się na niezależność to ma przy tym obowiązek prawny i moralny zatroszczyć się o tych, ktόrzy tu przybyli i mieszkają dzięki dotychczasowemu dobrowolnemu udziałowi Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Powinno być podobne poczucie odpowiedzialności do tego ktόre w roku 1945 nakłoniło rząd brytyjski, po podpisaniu haniebnego układu jałtańskiego, do nadania Polakom znajdującym się na zachodzie prawo osiedlenia się w Wielkiej Brytanii. W czasie kampanii przed referendum głόwni poplecznicy “Leave”, czyli opuszczenia Unii, przyrzekali że obywatele unijni ktόrzy już żyją i pracują w Wielkiej Brytanii, będą mogli pozostać. To samo zażyczyli posłowie w debacie parlamentarnej w tydzień po referendum. Obecnie minister Davis, odpowiedzialny za negocjacje z Unią, zapowiedział że ci obywatele będą mogli zostać o ile inne państwa nie będą dyskryminować Brytyjczykόw za granicą. To znaczy w praktyce że sprawa wciąż pozostaje otwarta aż do ostatniego dnia negocjacji, a więc formalnie ta niepewność zostaje. “Przecież nas nie wyrzucą,” mόwi wielu Polakόw. “Potrzebują nas.” To wszystko prawda. Wszelka logika wskazywałaby na to że Polacy i pozostali obywatele unijni są tu potrzebni i będą mogli pozostać. Ale gdyby logika odgrywała tu rolę to Wielka Brytania nie opuszczałaby Unię. W tej chwili decyzje podejmowane są na falach tej emocji ktόra poniosła elektorat w kierunku opuszczenia Unii. Dlatego aby obronić status Polakόw tu obecnych w okresie pobrexitowskim potrzebna będzie nie tyle wiara w rozsądek i logikę rządu brytyjskiego (choć ewentualnie będzie można na to liczyć), co argument z potężnym ładunkiem emocjonalnym. Mamy np. obecnie przeszło 186,000 dzieci narodowości polskiej w Wielkiej Brytanii. Znaczna większośc ich ma poniżej 9 lat. Rodzimy ich co raz więcej, bo przeszło 22 tysiące rocznie. Wielu z nich nie ma zapewnionego prawa pobytu bo rodzice nie załatwili jeszcze sobie stałej rezydentury, należną im po 5 latach pobytu. Znaczna ich część zaznała strasznej traumy tej nocy kiedy dowiedzieli się że Wielka Brytania zrywa z Europą i że ich prawo pozostania w tym kraju jest zagrożone, a szczegόlnie kiedy ich koledzy zaczęli pytać agresywnie kiedy wracają do Polski. Dla tych dzieci Anglia jest ich światem, nawet kiedy mόwią i piszą po polsku. Polska to tylko kraj gdzie mieszka babcia i jedzi się na wakacje. Trzeba jasno to przedstawiać w mediach brytyjskich. Czy chcą aby te dzieci tu wychowane były zakładnikami przez następne pare lat w grach dyplomatycznych? Pozatem czy chcą aby tylu obywateli unijnych porzuciło przedwczesnie pracę w NHS i w opiece społecznej i przenosiło się za granicę? Czy te 22,000 przedsiębiorstw z polskimi właścicielami ma rozwiązać się na skutek niepewności swojego jutra i rozszerzyć dramatycznie pulę bezrobotnych? Oczywiście dobrze jak te argumenty stawiają sami Brytyjczycy, choćby poseł Tom Brake ktόry w zeszły czwartek przedstawił Polakom w POSKu swoje projekty prywatnej ustawy o prawach pozostania dla obywateli unijnych. Ale mamy pełne prawa i obowiązek sami zorganizować się w grupę nacisku, w stylu jakiejś petycji pod hasłem jak “Justice for UK Poles”, w obronie praw i bezpieczeństwa naszych rodakόw. Po pierwsze dlatego że jeszcze obowiązuje prawo unijne ktόre ich chroni, a po drugie dlatego że wielu z nas już jest Brytyjczykami i nie mamy żadnych kompleksόw że jesteśmy w jakiś sposόb tu osobami obcymi. A trzeba to poruszać teraz, czyli kuć żelazo pόki gorące. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 7 pażdziernik 2016

Monday 19 September 2016

Klęska dobrobytu.

"Podstawowa węgierska myśl i strategia jest prosta: UE jest bogata, ale słaba, co jest najgorszą z możliwych kombinacji", tak orzekł ostatnio kontrowersyjny premier węgierski, Viktor Orban. Orban lubi szokować. Wie że przy każdej swojej wypowiedzi irytuje przywόdcόw unijnych z “liberalnego Zachodu” (w czasie komuny mόwiło się o “zgniłym Zachodzie”), ale trzeba przyznać że w tej chwili jest sporo spraw, ktόre można poddać krytyce w polityce unijnej. Orban to jednak nadużywa bezwzględnie, wykorzystując instrumentalnie swoich partnerόw wyszehradzkich, w tym Polskę, w rozbijaniu starego porządku europejskiego. Jest w tym dość przebiegły. Buduje mury graniczne z państwami sąsiadującymi, jak np. z Serbią, ale wciąż chce wciągniąć jak najwięcej tych biednych państw sąsiednich do tej wewnętrznie osłabionej Unii. Twierdzi że Węgry nie opuszczą Unii ale wprowadza rozbijackie referendum wstrzymujące przyjmowanie uchodźcόw z Bliskiego Wschodu, a Europę traktuje jako krowę dojną. Lansuje nawet pomysł tworzenia europejskiej armii na zasadzie że ma ona bronić granic zewnętrznych Unii. Lecz taka armia, bez udziału anglosaskich sprzymierzeńcόw, służyłaby w znacznej mierze do podważania roli obronnej NATO. Trzeba zaznaczyć że polityka zagraniczna Orbana jest wyraźnie zbieżna z interesami rosyjskiego agresora. Mam nadzieję że jego sojusznik, Pan Prezes Kaczyński, jest tego świadomy. Ale nie mam zamiaru pisać tu o geopolitycznych planach naszego naddunajskiego “dyktatora”, jak go złośliwie przywitał w Brukseli naczelny komisarz Juncker. Chodzi raczej o co raz bardziej powszechną ocenę Europy jako coś przypominającego imperium rzymskie czy cesarstwo austro-węgierskie przed ich ostatecznym rozkładem; czyli jako dojrzały, a nawet gnijący, owoc, gotowy do spadnięcia. Podobny wątek z tego samego tygodnia. Na przyjęciu konserwatywnych biznesmenόw, dr. Liam Fox, nowomianowany brytyjski minister handlu, pochodzący z obozu jak najbardziej eurospectycznych posłόw, skrytykował brytyjskich dyrektorόw przemysłowych jako “leniwych i utuczonych” ktόrzy bardziej interesują się w piątkowe popołudnie golfem niż eksportowaniem za granicę. Traktowano to jako atak na pro-europejskie sympatie brytyjskich przemysłowcόw. Jest w tym wyraźny paradoks że każde zdrowe i udane społeczeństwo dąży do tego aby zabezpieczyć sobie i swoim dzieciom jak największy dobrobyt w jak najbardziej stabilnych i komfortowych warunkach. Zjednoczone Krόlestwo jest jednym z najlepszych tego przykładόw. Zapewnia dobre warunki materialne swoim emerytom mającycm przeciętnie jeszcze przed sobą ze 30 lat życia by nacieszyć się owocami rozkwitu gospodarki powojennego państwa opiekuńczego. Gdy wprowadzano tu pierwsze zasady państwa opiekuńczego przeciętny emeryt mogł liczyć sobie zaledwie na 10 lat korzystania z tej skromnej emerytury w okresie kiedy zadłużona powojenna Wielka Brytania pozbywała się powoli swoich atrapόw kolonialnych. Rόwnie dobrym przykładem tego rozkwitu są zachodnie państwa Unii Europejskiej ktόre przez podobny okres 70 lat pokoju, zapewnionego wspόlną integracją gospodarczą i społeczną, stały się symbolem społecznego raju sprawiedliwości społecznej, zapewniającej ochronę przed głodem i wojną. Do nich dążą teraz masowo uchodźcy wojen i przemocy na Bliskim Wschodzie, czy biedy w byłych koloniach afrykańskich. Polska przez ostatnie 25 lat utożsamiała się z naśladowaniem liberalnego europejskiego zeitgeistu opartego na wolnym rynku i szerokiej tolerancji w ramach państwa świeckiego ktόry zapewniał Polsce stały, a nawet dramatyczny, wzrost gospodarczy i upodobniał ją do wzorowego przykładu nowoczesnego państwa europejskiego. Lecz wszędzie widzimy bunt przeciw tej prosperity. W Wielkiej Brytanii mamy Brexit i zerwanie z wygodnym dlaszym rozwojem gospodarczym podłączonym do jednolitego rynku europejskiego gdzie każdy ambitny młodzieniec brytyjski miał zapewnioną przyszłość na kontynencie europejskim. Unia Europejska też nagle traci grunt pod nogami po ekcesach polityki stabilizującej wspόlną walutę kosztem stopy życiowej państw śrόdziemnomorskich i nagłą nawałą uchodźcόw z południa. Polska z nowym rządem odchodzi dobrowolnie od swojej misji dziejowej jako kraj wzorujący się na świeckich tradycjach zachodnich. A nawet w Stanach Zjednoczonych zwolennicy Donalda Trumpa zamierzają obecny liberalny kierunek cywilizacyjny swojego państwa obalić. Dlaczego tak jest? Wpadła mi w ręce ostatnio nowo wydana książka byłego urzędnika Białego Domu. Todd Buchholz, pod wymownym tytułem – “Cena Rozkwitu – Dlaczego Państwa Zamożne Zapadają się i jak je ponownie wskrzesić”. Teza jest szokująca. Celem każdego społeczeństwa pozostaje osiągnięcie spokoju, bezpieczeństwa, komfortu i dobrobytu. Lecz z czasem takie państwo unika konfliktόw, nastawia się na konsumpcję, ciężką pracę zwala na innych, rodzi mniej dzieci, traci pęd do polepszenia swojego bytu, wpada w co raz większe długi, a ich emeryci korzystają z owocόw życia co raz dłużej. Jego cykl cywilizacyjny dobiega swojego zenitu, inne państwa im zazdroszczą, obcy starają się tu zamieszkać aby partycypować w tym dobrobycie, wprowadzając własną dynamikę gospodarczą ale i inna kulturę. Zanika poczucie tożsamości własnych mieszkańcόw takiego państwa, podległych co raz bardziej obcym nawykom. Następuje, słowem autora, społeczna “entropia”, czyli wzrastająca miara chaotyczności życia. Według niego ten cykl jest zarazem pozytywny jak i niszczycielski, ale dotychczas nieodwracalny. Buchholz nawiązuje przedewszystkiem co dzisiejszej Ameryki ale opiera to na licznych przykładach historycznych. Widzymy starożytny Egipt, surową Spartę, efemeryczne państwo Aleksandra Wielkiego, długoletnie imperium rzymskie, bogate republiki rakuskie i weneckie. Wszędzie widać ten sam wątek, czyli surowa brutalna energia tworząca wielkie państwa z ogromnymi osiągnięciami cywilizacyjnymi, ktόre tracą swόj sens bytu przez nadmiar dobrobytu, uzależniając gospodarkę od niewolnictwa i prowadzenie wojen od płatnych najemnikόw. Kolejnym przykładem było cesarstwo austro-węgierskie bez wspόlnego języka i wspόlnego poczucia tożsamości poza postacią popularnego cesarza Franciszka Jόzefa, i ktόre było w stanie rozkładu już długo przed wybuchem Pierwszej Wojny. Oczywiście pesymistyczne tezy Buchholza można dostosować nie tylko do dzisiejszej Ameryki, ale i do kontynentu europejskiego, z Wielką Brytanią i Polską łącznie. Poza wiadomymi kryzysami demograficznymi, braku etyki pracy I tożsamości narodowej widoczny jest tu efekt co raz większego uzależnienia od globalizacji. Cała nasza planeta jest zarazem elektroniczną wioską starającą ujednolicić kulturę światową przez sieć internetową, ale podlegającą rόwnież międzynarodowym konglomeratom korporacyjnym ktόrym daje się wolną rękę przez co raz częstsze zliberalizowanie handlu międzynarodowego. Przynosi dramatyczny wzrost w światowym wzbogaceniu się, ale nie chroni lokalnych przedsiębiorcόw od zagłady, dewastuje lokalną gospodarkę i lokalną kulturę. Wielu młodym mieszkańcom świata ten dynamizm rozwojowy odpowiada; granice są dla nich otwarte. Cały kontynent staje się dla nich ojczyzną; może nawet cały świat? Migracja ludόw do krajόw bogatszych też napędza tą dynamikę ale autochtoni, oryginalni tubylcy bogatych krajόw, widzą swoją kulturę i swoją przyszłość odrzuconą na bruk. Brak im tych murόw granicznych ktόre chroniły ich świat. Ale czy odpowiedź na to musi być tak drastyczna jak mury Trumpa, czy Orbana, czy Brexitu? Buchholz głosi tzw. “manifest patriotyzmu” aby tych osiągnięcięć cywilizacyjnych nie stracić. Zaleca aby szkolnictwo budować bardziej na tych wątkach kultury ktόre nas łączą z krajem gościnnym, szanować kulturę i historię tego kraju, wzmacniać poczucie wspόlnych osiągnięć i wartości, wymagać od imigrantόw poszanowania dla tych wartości kraju zamieszkania i wpajać ludziom młodym obowiązek służby (wojskowej lub cywilnej) dla swojego otoczenia przed rozpoczęciem kariery życiowej. Niby to proste i oczywiste, ale trzeba przyznać że w ostatnich latach zachodnie elity liberalne o tym zapominały i dlatego teraz ponoszą klęski. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 23 wrzesień 2016

Tuesday 6 September 2016

Harlow - Krzyk Milczących

Maszerowaliśmy w milczeniu, zmoknięci deszczem ktόry nas zaskoczył. Maszerowały dzieci, młodzież i dorośli, Polacy lokalni i przyjezdni z innych miast i tamtejsi Brytyjczycy. Widać było udział lokalnej poskiej szkoły sobotniej im Juliana Tuwima ale rόwnież kibicόw sportowych w barwnych sweatshirtach i z ogolonymi głowami. A we frontowych szeregach, wśrόd flag i transparentόw nasz nowy Ambasador Arkady Rzegocki rozpoczynający swoją kadencję najsmutniejszą misją oddania hołdu zamordowanemu rodakowi i przypomnienia władzom brytyjskim o potrzebie czujności w obronie Polakόw przed podobnymi atakami. Marsz rozpoczęto od zapalenia zniczy, modlitwy, minuty ciszy i odśpiewania hymnu narodowego na placu przed osiedlem sklepowym, The Stow, naprzeciw ławeczki pokrytej kwiatami na ktόrej w ubiegłą sobotę zamordowny został 40-letni Arkadiusz Jόżwik, a jego kolega spożywający z nim pizzę, pobity do nieprzytomności przez bandę nastolatkόw ktόrych poseł lokalny Robert Halfon nazwał jako “pochodzący z rynsztoka”. Przemawiali jeszcze organizatorzy marszu Eric Hind i Magdalena Nowicka, wice-dyrektor polskiej szkoły w ktόrej uczęscza przeszło 250 dzieci. Przemawiali Poseł Halfon i Ambasador Rzegocki ktόry oświadczył że po referendum było już piętnascie incydentόw, jak podpalania, pobicia, zastraszania i dewastacje obiektόw polskich przez graffiti, zgłoszonych przez Polakόw do konsulatόw polskich w Wielkiej Brytanii, ale oczywiście zabόjstwo w Harlow było najpoważniejszym wydarzeniem. Przemawiali też pastor anglikański Robert Findlay, stojący przy wielkim transparencie z napisem “We have more in common than that which divides us”, i wreszcie lokalny proboszcz parafii polskiej, ks Bogusław Kot, ktόry mόwił o potrzebie stoczenia nowej Bitwy o Anglię przez Polakόw, aby mogli być ponownie szanowani przez tubylcόw i mogli żyć bezpiecznie. I wtedy, wśrόd ciszy i skupienia, przeszło 1000 uczestnikόw rozpoczęło swόj marsz. Przed nimi forpoczta około dwudziestu polskich bikerόw. Marsz trwał niemal godzinę. Prowadzono maszerujących najpierw pod polski kościόł Matki Boski Fatimskiej, potem przez puste arterie miasta, następnie przez biedniejsze osiedla mieszkaniowe i przez głόwny plac handlowy do katolickiego kościoła Św Pawła gdzie odbyło się pożegnalne czuwanie. W rozmowie z uczestnikami, nie tylko z Harlow ale i z sąsiednych miast jak Peterborough, Bishops Stortford, Ware czy Haverhill, wszyscy jak jeden mόwili że dopiero głosowanie na Brexit otworzyło im oczy na prawdziwe oblicze angielskiego szowinizmu. Odczuwałem zarazem ich szok z wyniku najpierw referendum, a potem samego zabόjstwa, ale rόwnież ich zaparcie że, ze względu na pracę, czy na studia czy szkołę ich dzieci, mają zamiar tu pozostać, tyle że już nie koniecznie na zawsze, jak to sobie przedtem sobie wyobrażali. Tak, mόwią, w Polsce jest rodzina, dom, własny język, ale niekoniecznie praca na tym samy poziomie i przy tak dobrych warunkach jak w Wielkiej Brytanii. Tak że na razie zostają. Ale czy Anglia jest ich domem – tak jak wielu rodzin z dziećmi było dotychczas przedświadczone? Tu już nie są tacy pewni. Głosowanie za Brexit uświadomiło im, jak twierdziły matki i nauczycielki z lokalnej szkoły, jak dwulicowi są Anglicy kiedy chwalili się swoją tolerancją i szacunkiem dla innych narodowości. “Ten cały multi-kulti”, jak powiedziała mi jedna matka, “to tylko samo-okłamywanie siebie i innych”. Nagle po głosowaniu koledzy i koleżanki w pracy pytają czy już pakują walizki? I czy niedługo wrόcą do Polski? Ci sami ktόrzy jeszcze nie dawno temu popijali razem piwo po pracy. A te same pytania, tylko może podane jeszcze brutalniej, zadawano polskim dzieciom w swoich szkołach od kolegόw i koleżanek w klasie. Oczywiście w Harlow i okolicach brytyjscy wyborcy masowo głosowali za wyjściem z Unii. Dla Polakόw ten wynik był jak nόż w plecy, a cios pochodził od osόb ktόrych traktowało sie jako dobrych sąsiadόw czy kolegόw. Najgorsze że ta świadomość o zawrόceniu się Brytyjczykόw od Europy wyzwoliła wśrόd ich prymitywniejszych elementόw prawo do przywrόcenia słownictwa “hejtu” ktόrą dotychczasowa wyuczona polityczna poprawność skutecznie kamuflowała. I ten “hejt” mόgł wyładować się na kimkolwiek. Na Polakach oczywiście, ale nie tylko, bo rόwnież na innych narodowościach i mniejszościach narodowych, Zależy kto w danym momencie im się podwinie. Tak widzą w tej chwili tragiczny los Arkadiusza, ktόrego “inność” raczej niż koniecznie jego “polskość”, była ostatecznym powodem do ataku przez zdziczały gang nastolatkόw szukających okazji do rozboju i pastwienia się nad bezbronną ofiarą. W każdym razie wraca era destabilizacji w tej harmonii społecznej ktόra panowała dotychczas w Wielkiej Brytanii i dawała Polakom poczucie że mogą tu zostać na stałe. W tym marszu organizatorzy i uczestnicy widzieli jednak szansę wykazania swojej podmiotowości wobec tej dysharmonii. “Był to zryw serca,” powiedziała dyrektor szkoły sobotniej, Iwona Szulc-Nalepka. „Naszym celem nie jest wołanie o zemstę,” mόwi organizator Eric Hind. “Chcemy surowego ukarania sprawców tego zajścia, ale nadrzędnym celem sobotniego wydarzenia jest solidarność wszystkich Polaków, dobre polsko-brytyjskie relacje oraz wsparcie rodziny zmarłego”. Organizatorzy nie mieli chęci siedzieć w domu czekając jak ofiary na następne przykłady dyskriminacji. Motywem marszu milczenia był krzyk gniewu wymagający szacunku dla Polakόw w pracy, w szkole, w sklepie, i by ich nie szykanowano. Skuteczność tego motywu nie da się od razu docenić, tymbardziej że tego samego wieczoru dwuch Polakόw zostało ponownie pobitych, ale Polacy po raz pierwszy od wielu lat poczuli że tworzą w Harlow zwartą dumną wspόlnotę gotową stawić czoło szykanom i dyskriminacji. Mόwiąc krόtko, przestali się bać. Żałowałem tylko że poza posłem nie było obecnych żadnych przedstawicieli brytyjskich władz lokalnych. Obawiam się że może tu jeszcze oddziaływał brak wystarczającego integrowania się Polakόw w życie społeczne środowiska brytyjskiego. Sam Arkadiusz Jόżwik pracował na przykład w fabryce gdzie 80% pracownikόw było Polakami. To odosobnienie od środowiska najczęściej pokonują dopiero dzieci w szkołach angielskich ale to już następne pokolenie. Dziwiło mnie jednak że nie przybyło więcej Polakόw z Londynu. Co prawda lokalni Polacy nie wyrażali żalu że nie przybyli. Dla nich wystarczało że przybył Ambasador i Konsul. Widocznie masowe krajowe organizacje polonijne przestają już zupełnie odgrywać rolę poza Londynem. Polonie lokalne, jak w Harlow gdzie mieszka 1.5 tys. Polakόw, tworzą swόj polski archipelag na Wyspach, trzymają łącznośc z polskościa poprzez telewizję polską, internet, Misję Katolicką, Macierz Szkolną i Konsulat. Co do reszty pozostają samowystarczalne. Czy tak ma być? Sa niby samowystarczalne, ale są wciąż osamotnione. Nie mają poczucia że tworzą większą wspόlnotę polonijną obejmującą całą Wielką Brytanię. Nie ma tego skutecznego głosu w Londynie ktόry w ich imieniu wystąpi w kuluarach władzy, albo na krajowej estradzie, aby domagać się w imieniu wszystkich Polakόw w Wielkiej Brytanii, żeby Polacy, tak jak wszyscy obywatele unijni obecni w tej chwili w tym kraju, mieli zapewnione prawo do stałego pobytu, prawa pracy i nauki, niezależnie od wyniku negocjacji w sprawie Brexit. Ważna będzie reakcja ważniejszych środowisk polonijnych po wyniku sprawy sądowej młodych przestępcόw odpowiedzialnych za skatowanie Arkadiusza Jόzwika na śmierć, ale to nastąpi najwcześniej dopiero w pażdzierniku. Bo sprawiedliwość wymaga aby sprawcy tej zbrodni, obecnie wypuszczeni za kaucją, zostali należycie ukarani, a dopilnowanie tego to już jest obowiązkiem nasz wszystkich, a nie tylko Polakόw w Harlow. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 9 września 2016

Tuesday 23 August 2016

W Pogonii za 303

Zaczyna się od małego chłopczyka na głuchej polskiej wsi gdzie nie ma drόg asfaltowych czy prądu. Chłopak spogląda na kłębiące się stada szybujących bocianόw nad jego głową i marzy o tym aby samemu unieść się nad tymi polami ktόre jego rodzina od wiekόw mozolnie uprawia. Dwadzieścia lat pόźniej ten sam chłopczyk jest już pilotem w słynnym Dywizjonie 303 zestrzeliwującym Messerschmitty w ciągu dnia nad polami południowej Anglii a wieczorem balującym z zachwyconymi Angielkami w londyńskim klubie nocnym. Poznajemy go osobiście i jego kolegόw dzięki filmowi “303”, nowo wyświetlonego w Ognisku w czwartek. Film jest wyprodukowany i wyreżyserowany przez polsko-amerykańskiego filmowca Tomasza Magierskiego. 80-minutowy film jest jakby elegią poświęconą polskim pilotom w Bitwie o Anglię, raczej niż analizą historyczną czy zwykłym hołdem. Odtwarza ich role jako zarazem bohaterόw i zwykłych śmiertelnikόw ale widziane z rόźnych perspektyw zarόwno όwczesnych jak i dzisiejszych. A więc widzimy ich z bezkrytycznym zachwytem oczu deklamujących dzieci szkolnych w szkołach noszących nazwiska pilotόw Dywizjonu 303, np. Mirosława Ferića w Ostrowie Wielkopolskim czy Witolda Urbanowicza w Olszance. Miasteczka te były miejscami pochodzenia tych poszczegόlnych bohaterόw. Widzimy ich też oczyma ich własnych dzieci, lecz w poważnym już wieku. Widzimy jak dopiero teraz zaczynają doceniać role własnych rodzicόw po wielu latach niedostregania kim na prawdę byli. W wypadku syna Mirosława Ferića to o tyle było zrozumiałe że nigdy nie poznał swoich rodzicόw. Stracił ich w najwcześniejszym dzieciństwie, a mając zaledwie 7 lat został obarczony (nie wiadomo przez kogo?) odznaczeniami ojca i pamiątkami osobistymi w momencie gdy był wysyłany w tym przedwczesnym wieku do brytyjskiego internatu. Natomiast w wypadku syna asa Witolda Urbanowicza i cόrki kanadyjczyka John’a Kenta (zwanego “Kentowski”), zastępcy komendanta Dywizjonu, nastąpił typowy zanik w dialogu międzypokoleniowym ktόre doświadczyło dużo osόb z naszego pokolenia powojennego. Rodzice nasi ktόrzy przeżyli wywόzki do Syberii czy roboty do Niemiec, lub walczyli w polskich siłach zbrojnych czy służyli w Polsce podziemnej, zranieni swoimi przeżyciami i powojennym potępieniem ze strony brytyjskiego środowiska, niechętnie dzielili się swoimi osobistymi przeżyciami wojennymi ze swoimi dziećmi. My natomiast rzadko chcieliśmy wiedzieć wiele więcej o tym niż to co nam wpojono w polskiej szkole sobotniej i w harcerstwie. Nie docenialiśmy naszych rodzicόw i dziadkόw aż nagle ich zabrakło, i to się szczegόlnie dało znać w ostatnich latach kiedy pojawił się brak naocznych świadkόw historii i powstał wielki głόd wiedzy o ich roli, szczegόlnie wśrόd młodych polskich historykόw. Teraz gdy nie ma już prawie weteranόw, ich synowie i cόrki ocknęli się i chcą maszerować z odznaczeniami rodzicόw przed Cenotafem w Londynie. Następnie, w filmie Magierskiego, widzimy naszych pilotόw oczyma όwczesnych polskich kronik filmowych i newsreel’όw angielskich, wprawdzie pochlebnych, ale jednak podkreślających egzotykę tych wojownikόw z końca świata. Mniej ciekawie wypadają sceny z notorycznego “Marszu Zwycięstwa” z ktόrego Polakόw wykluczono i powojenne wycinki prasowe o naszych żołnierzach o tak jadowitej tresci że prześcigają wzelkie o nas donosy prasowe w dzisiejszych brukowcach. Pozatem młody brytyjski historyk wojskowy z kamienną twarzą podaje rzeczowe statystyki wkładu pilotόw polskich do zwycięstwa nad Luftwaffe, poczym informuje, już z chochlikem w oku, jak wielu brytyjskich pilotόw nakładało polskie barwy do munduru aby mieć większe powodzenie z dziewczynami. Najsympatyczniej wypada świadectwo dwuch autentycznych weteranόw Dywizjonu 303, Stanisława Sochy (nie dawno zmarłego) i Franciszka Kornickiego. Mόwią pokornie i skromnie o swoim prostym pochodzeniu jako dzieci ze wsi czy z okolic Lwowa, ktόrzy od najwcześniejszych lat mają ambicję być pilotami. Jak powiedział jeden z nich, jedyną możliwością postępu społecznego dla chłopaka ze wsi to “wojsko, abo pόjść na księdza”, a to drugie mu nie odpowiadało bo podobały mu się dziewczyny. Pilnie uczyli się, zdali maturę, praktykowali loty na szybowcach, wstąpili do lotnictwa, szkolili się w Oficerskiej Szkole Lotniczej w Dęblinie, gdzie jednym z instruktorόw był właśnie Witold Urbanowicz. Trudno nie mieć w tym miejscu uznania dla tych możliwości ktόre istniały dla prostych ludzi w przedwojennej Polsce do spełnienia swoich ambitnych marzeń przez naukę i pracę nad sobą. Potem z rόwną skromnością opowiadali jak uczestniczyli jako piloci w Kampanii Wrześniowej, jak zgodnie z rozkazem wykradli się z Polski poprzez Morze Czarne do Francji, a stamtąd po upadku Francji do Anglii, jak przydzielono ich najpierw do szwadronu bombowcόw, a pόźniej do jednego z polskich dywizjonόw myśliwskich. Mόwili o walkach z Niemcami i o życiu towarzyskim pilotόw, szczegόlnie kiedy byli jeszcze, w oczach Brytyjczykόw, legendarnymi bohaterami. Nie dramatyzowali walkę z wrogiem, wystarczył zimny opis przebiegu potyczki z samolotem niemieckim, zaduma nad tym że się człowieka zabiło ale rόwnież przeświadczenie że niemal każdego dnia sami mogli zginąć. Mόwili też bez patosu o poczuciu zdrady i o osobistych przykrościach od tubylcόw po układach jałtańskich. Te momenty producent przeleciał szybko i wrόcił do scen obecnych składania hołdu pilotom polskim, czy to na terenie szkoły w Polsce czy przy pomniku lotnikόw w Northolt. Wiemy wszyscy jak kluczowa była “Battle of Britain” ktόra uchroniła Wielką Brytanię przed inwazją i klęską. Wiemy też jak ważny był polski wkład do tej akcji. Magierski, ktόry sam wstrzymuje się od komentarza, nie uwypukla tej sprawy bo przyjmuje to jako oczywiste. Koncentruje się raczej nad tym że ci bohaterowie wykonali swoją służbę czyli swόj obowiązek żołnierski narażając własne życie, aby pokonać wroga a potem odejść w zapomnienie, jeżeli nie do tych wsi ktόre ich wychowały i do tego polskiego krajobrazu za ktόrym tęsknili, to przynajmniej do życia w tym kraju deszczόw i herbaty ktόry ich z początku hołubił, potem upokarzał a wreszcie przygarnął. Film nie jest propagandą czy nawet promocją polskich pilotόw, ale przez swόj osobliwy czar i prostą konstrukcję w opowiadaniu życiorysiόw i wyczynόw tych skromych bohaterόw, prybliża ich do nas. W tym samym stylu Magierski tworzy swoje inne utwory kinematograficzne, jak np.“Pianiści” – o czterech artystach amerykańskich biorących udział w konkurse chopinowskim w Warszawie, czy “Mόj ojciec Luo” o amerykańskiej mulatce odkrywającej swoje afrykańskie korzenia w Kenii, czy “Dzikie Sny o Orchidei” o awangardowym polskim projektancie mody w Londynie. W tych filmowych portretach narracja tworzy się niby sama w wypowiedziach bohaterόw i uczestnikόw wyłapywanych w czasie podrόży w ktόrej odkrywają żrόdła swojej niecodzienności, lub niecodzienności swoich bliskich. Filmy takie jak “303” są perłami bo obnażają mimochodem tożsamość swoich postaci. Poznajemy bohaterόw przez ich własne refleksje o swoim dzieciństwie i o swoim specyficznym wyczynie ktόry jego, czy ją, tak wyrόżniają. Każdy film jest w języku angielskim ale każdy w drobny czy większy sposόb posiada swόj wyraźnie atrakcyjny lecz subtelny element polski, lśniący w rόwnie barwnym obcym otoczeniu. Uważam że właśnie przez tą odkrywczą bezpośredność i brak nabrzmiałego patosu film “303” staje się lepszym świadectwem życia i bohaterstwa polskich pilotόw Dywizjonu 303, niż nie jedna uroczystość im poświęcona pławiąca się w szablonowych frazesach, w szablonowych odczytach, przez szablonowych prezesόw. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 26 sierpień 2016

Monday 8 August 2016

Czy Unia Europejska przetrwa do roku 2020?

Brytyjczycy martwią się o postępach negocjacji z Unią do czasu następnych wyborόw w roku 2020. Ale zapominają o tym że nie wiemy nawet czy Unia Europejska będzie w roku 2020 istniała. Oczywiście jako struktura organizacyjna Unia będzie na pewno istniała. Administracyjny rozkład jej nie mόgłby postąpić tak szybko. Ale Unia nie będzie w stanie zachować się jako konsekwentny czynnik zdolny do podjęcia decyzji o własnym losie. Brexit powoduje że istniejące podziały unijne między interesami Unii a elektoratem poszczegόlnych państw są już nie do opanowania. Już bez problemu brytyjskiego Unia była w rozterce. Przedewszystkiem chodziło o kryzys gospodarczy, sankcje przeciw Rosji i fale uchodźcόw. Nowymi kłopotami pojawiającymi się na porządku dziennym europejskiej rady ministrόw w Bratysławie we wrześniu będą referendum włoski i nieudany zamach w Turcji. Ale niespodziewany wynik referendum brytyjskiego trafia w same sedno istoty Unii. Efekt jest piorunujący i długotrwały. Na razie pewne decyzje zostały podjęte przez Unię w związku z nadchodzącymi negocjacami ktόre sugerują jeszcze jakąś spόjność w działaniu, choćby wyznaczenie na negocjatora belgijskiego dyplomaty Didier Seeuws, ktόry ma dość rygorystyczne podejście do regulaminόw unijnych. Lecz na razie film ma tylko swojego bohatera; pełnego scenariusza jeszcze nie posiada. W tej chwili każdy z 27 pozostałych krajόw członkowskich zaczyna lobbying pana Seeuws aby zapewnić obronę interesu swojego państwa w rozmowach. Oczywiście co kraj, to inny priorytet. Dla jednych subsydia rolnicze, dla drugich ochrona waluty euro, dla innych problem wolnego poruszania się, czy znowu eksport samochodόw do Wielkiej Brytanii. Aby zapobiec manipulacji w sprawie potencjalnych tzw. “pra-rozmόw” brytyjsko-unijnych Komisja Europejska zapowiedziała że negocjacje mogą się rozpocząć oficjalnie dopiero w momencie kiedy rząd brytyjski powoła się na Artykuł 50, a, jak wiemy, pani May tę decyzję odłożyła do zimy. Wobec tego rząd brytyjski rozpoczął z własnej inicjatywy rozmowy z indywidualntmi państwami oddzielnie. Niemcy, Francja, Polska, Słowacja…. to tylko początek takich rozmόw w ktόrych Brytyjczycy starają wynegocjować z gόry to co najbardziej będzie odpowiadało interesom poszczegόlnych krajόw, a nie Unii jako całośći. Rolą Komisji będzie utrudnienie tych negocjacji dla Wielkiej Brytanii i nie dopuszczenie tego kraju do pełnoprawnego dostępu do rynku bez przyjęcia zasad pełnego wolnego poruszania się pracownikόw. Wielką Brytanię trzeba po prostu ukarać za to że chciała ten złoty raj wspόlnego rynku opuścić. I niby każdy kraj unijny z tym się zgadza, ale ……. Ale dla większości państw europejskich dostęp do rynku brytyjskiego i do wspόłpracy w innych dziedzinach, np. bezpieczeństwa, jest jeszcze większym priorytetem. A więc nie wiadomo czy szyki nie będą się załamywać. Kiedyś wystarczało aby szefowie rządu Francji i Niemiec uzgodnili wspόlną linię i kierunek Europy był jasno określony. Komisja Europejska dostosowywała się automatycznie do narzuconego kierunku. Obecny szef komisji Juncker był typowym produktem takiego kompromisu z jasnym celem stałego przyspieszenia integracji handlowej, prawnej i monetarnej. Juncker i Seeuws pozostają pewni swojego celu i wciąż prą energicznie w tym kierunku a ich program pozostaje wciąż vademecum kasty urzędniczej w Brukseli i większości posłόw parlamentu europejskiego. Lecz cały ten świat brukselski zaczyna wreszcie rozumieć że, po szoku referendum brytyjskiego, Juncker jest już anachronizmem. Jeszcze w tę misję wierzą obecne rządy francuskie i niemieckie, a nawet do pewnego stopnia ich holenderscy i belgijscy sąsiedzi, ale zarόwno rządy i europosłowie wiedzą że ich mandat jest oparty na co raz bardziej glinianych nogach. Bo wynik brytyjski odsłonił wreszcie gorzką prawdę że nie całe społeczeństwa są zgodne z kierunkiem coraz większej integracji tak korzystnej dla europejskich elit. Ten cudowny świat gdzie cały niemal kontynent europejski jest zarazem ojczyzną i polem dla rozkwitu własnych ambicji ludzi młodych, nie wszystkim pasował. Nie pasował emerytom ktόrzy widzieli jak nagle ich środowisko zmieniało się kulturalnie i etnicznie; nie pasował rodzicom gdy zabrakło nagle miejsca w szkole dla ich dziecka; i nie pasował robotnikom kiedy widzieli jak międzynarodowe koncerny zamykają im lokalne fabryki. Przyjmowano to przez długie lata jako nieuchronny koszt postępu i globalizacji. Ale po krachu finansowym roku 2008 gdzie jet ten postęp? Widać tylko recesję pogorszoną tym że sztuczna polityka wspierania euro na tym samym poziomie we wszystkich krajach członkowskich tylko pogorszyła kryzys, szczegόlnie dla państw środziemnomorskich. Politycznie tracą na tym tradycyjne partie ktόry kiedyś tak korzystały z ideałόw zintegrowanej Europy, a więc przedewszystkiem socjaldemokratyczne i chadeckie. Rośnie popularność partii bardziej radykalnych ktόre lepiej odzwierciedlają frustrację tej części elektoratu pozbawionego korzyści materialnych wynikających z dalszej integracji. A te partie pojawiają sie na prawym i na lewym skrzydle. W Hiszpanii i w Grecji liczebność radykalnych ugrupowań marginalnych uniemożliwia utworzenie rządu partii umiarkowanych. W Wielkiej Brytanii tradycyjny elektorat Labour Party rozkłada się między radykałami Corbyna a zwolennikami nacjonalistycznej UKIP. W Austrii wybory prezydenckie rozgrywają się między skrajną prawicą a lewicą. W Polsce era liberalizmu już minęła. Popatrzmy na kalendarz. W październiku jest referendum na Węgrzech gdzie znaczna większość elektoratu prawdopodobnie odrzuci kwoty uchodźcόw narzuconych im przez Unię. Premier Orban przypomina że w wypadku przyjmowania uchodźcόw przez inne państwa, żaden rząd europejski nie konsultował tego ze swoim elektoratem. W październiku też powtόrzone mają być wybory prezydenckie w Austrii z możliwym zwycięstwem dla prawicowego kandydata Hofera. Rόwnież w październiku przypada referendum konstytucyjne we Włoszech ktόre ma na celu wprowadzenie Senatu Regionόw zamiast Senatu Republiki, ale ktόre może skończyć się dymisją premiera i wyborami. A rosnący w siłę populiści już zapowiadają kolejne referendum w sprawie członkostwa Włoch w strefie euro. Włochy mają szczegόlny problem bo Brexit podważył zaufanie do włoskich bankόw, powodując, że wszystkie problemy sektora i całej włoskiej gospodarki wypłynęły na powierzchnię. Cały włoski sektor bankowy zaczyna dławić się własnymi toksynami, czyli niespłacanymi kredytami. W marcu następują wybory parlamentarne w Holandii z coraz potężniejszym udziałem prawicowych radykałόw i wybory prezydenckie we Francji ktόre może wygrać kandydat francuskiego Narodowego Frontu wspomagany przez fundusze Putina. W następnych wyborach federalnych w Niemczech we wrześniu 2017 grozi upokorzenie obydwu partii centrowych ktόre wspόlnie posiadają obecnie mniej niż 50 procent poparcia a dwie trzecie wyborcόw nie chce żeby pani Merkel ponownie kandydowała. Kto wtedy zostanie aby nadawać właściwy kierunek dla Europy? Nie chodzi tu tylko o właściwy kierunek w negocjacjach z Londynem, ale rόwnież w sprawie wspόlnej polityki wobec uchodżcόw czy wspόlnej polityki ratowania euro. Brexit najpierw zmusił elektorat brytyjski do przypatrzenia sobie I swoim elitom w lustro aby wyczuć czego elektorat najbarziej sobie życzy, a teraz grozi to samo całemu elektoratowi unijnemu. To co elektorat widzi w lustrze jest przerażające, widmo strachu i ksenofobii. Żeby temu zapobiec kierunek polityki integracyjnej musi zmienić sie dramatycznie. Lecz w ktόrym kierunku? I kto to poprowadzi? Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 12th August 2016

Monday 25 July 2016

Polskie Dzieci po Brexit

Wyobrażam sobie jak pewnego dnia na piątej stronie poczytnej gazety angielskiej pojawia się duże ogłoszenie ze zdjęciem naszych uśmiechniętych pociech z ktόrejś z polskich szkόł sobotnich a nad nimi wielki napis głoszący “Mrs May, don’t make them your bargaining chips – these children deserve a secure future!” (czyli “Pani Premier!, nie rόb z nich swoich żetonόw do przetargu – tym dzieciom należy się bezpieczna przyszłość”). Pod tym hasłem przedłożone zostałyby argumenty dlaczego już teraz winno się dać gwarancję pozostania w Wielkiej Brytanii wszystkim obecnym obywatelom unijnym. Czy stać naszym organizacjom na taki wydatek? Myślę że przy pomocy licznych polskich przedsiębiorstw, chyba tak. A może byśmy mogli tu wystąpić z innymi organizacjami pochodzącymi z krajόw unijnich jak np. Institut Francais czy Goethe Institut. Czy Zjednoczenie Polskie byłoby w stanie to przeprowadzić? Efekt byłby dramatyczny. Wyobrażam że tylko przy takiej kombinacji logicznej perswazji i wyrafinowanej emocji będzie można przekonać obecny rząd brytyjski aby dopełnił przyrzeczenia rzecznikόw Leave że wszyscy obywatele unijni będą bezpieczni. Wiadomo że jest to zgodne z obecną opinią publiczną gdzie 84% społeczeństwa jest za tym aby obywatele unijni mogli zostać, w tym 77% tych ktόrzy głosowali za Leave. Za taką afirmacją wypowiedziała się też pani Nicola Sturgeon, jako pierwszy minister Szkocji. Zgodne jest to też z wynikiem debaty parlamentarnej z dnia 6 lipca kiedy 245 posłόw głosowało za wnioskiem posła Andy Burnham że “rząd JKM zatwierdzi prawo dla unijnych obywateli obecnie żyjących w UK do pozostania”. Wniosek poparł bardzo elokwentnie Boris Johnson, mający już wόwczas ambicję pozostania premierem, a ktόry obecnie został mianowany ministrem spraw zagranicznych. Tylko dwuch posłόw sprzeciwiło się temu wnioskowi ale przedstawiciel rządu, James Brokenshire, zastępujący όwczesnego ministra spraw wewnętrznych Theresa May, wstrzymał się od głosowania. Tłumaczył się że chciałby zabezpieczyć prawo Brytyjczykόw w innych krajach europejskich aby rόwnież mieli gwarancję co do swojej przyszłości i dlatego rząd brytyjski nie może podpisać się przedwczesnie pod taką gwarancją w tym kraju. Wyraził też obawy że po takim przyrzeczeniu wzrośnie ilość nowo przyjezdnych migrantόw poszukujących pracy. Co prawda pan Brokenshire nie jest już rzecznikiem od spraw imigracji a jego przełożona, pani May, jest już premierem, ale ta sama zimnokrwista wyrachowana polityka obowiązuje. Nie ma być żadnych gwarancji bez podobnych gwarancji z innych państw unijnych. Będzie to częścią wielkiej spirali wymagań i ustępstw ktόre przez następne parę lat staną się głόwnym przedmiotem pracy rządu i jej urzędnikόw ale ktόre do znudzenia zamęczą brytyjskich wyborcόw. Dlatego uważam że trzeba kuć żelazo pόki jest gorące, wykorzystać obecną popularność tej sprawy i domagać się gwarancji już teraz od razu dla naszych rodakόw. Nikt poważny nie kwestionuje że przetrwanie prawa pobytu obywateli unijnych byłoby samo w sobie pozytywne dla gospodarki Wielkiej Brytanii i sprawiedliwe dla tych co przyjechali tu legalnie i ostatecznie osiedlili się tu w ostatnich 13 latach, w wielu wypadkach zakładając rodziny. Nawet Nigel Farage z tym się zgadza a mocno popierają to instytucje gospodarcze jak CBI i Insitute of Directors. Chodzi tylko o to czy przyznać od razu im prawo czy włączyć kwestię do talii kart potrzebnych przy ostatecznym brydżu negocjacyjnym. Serce każdego Brytyjczyka mόwi że powinno być im przyznane to prawo, ale tzw. pragmatyzm rządowy ociąga się. Myślę jednak że nawet w tym swoim pseudo-logicznym rozumowaniu rząd jest w błędzie.
Po pierwsze, wszelki zwiększony najazd (tzw. “surge”) obywateli unijnych po terminie referendum z myślą o uzyskaniu ewentualnego stałego pobytu, zostałby automatycznie ograniczony gdyby rząd brytyjski teraz ogłosił że taka gwarancja pobytu dotyczyłaby tylko osoby ktόre przebywały i pracowałyby tu legalnie w czasie lub przed terminem 23 czerwca br. Odwlekanie takiego oświadczenia utrudniałoby uzgodnienie daty od ktόrej nie obowiązywałoby takie gwarancje. Po drugie, w sprawie pobytu wszelkich obywateli unijnych zarόwno w Europie jak i w Anglii, ktόraś strona musi podjąć pierwszy krok. Zerwanie z Unią było decyzją brytyjską więc Wielka Brytania powinna podjąć pierwszy krok pojednawczy w specyficznej sprawie obywateli unijnych niezależnie od tego jaki będzie ostateczny wynik negocjacji. Powinni liczyć się z tym że reakcja negocjatorόw unijnych do pewnego stopnia jest uzależniona od nastrojόw panujących wśrόd decydentόw europejskich. A tu akurat znaki są dobre. W Niemczech wice-kanclerz Sigmar Gabriel wręcz zaofiarował młodym Brytyjczykom obywatelstwo niemiecke gdyby chcieli pozostać, i to nawet bez zrzekania się obywatelstwa brytyjskiego. W rozmowie z Theresą May, przezydent Hollande, na ogόł dość pesymistycznie nastawiony do negocjacji, od razu oświadczył że sprawa stałego pobytu Brytyjczykόw we Francji powinna być zatwierdzona od ręki na tej samej zasadzie co Francuzόw na Wyspach. A więc ze strony europejskiej nic nie sugeruje że byłyby samowolnie podjęte kroki do wyrzucenia Brytyjczykόw, chyba że sami Brytyjczycy będą traktować obywateli unijnych jako zakładnikόw. Pozatem jest i trzeci powόd. Jak wiemy po decyzji wyjścia z Unii nagle ujawniła się nienawiść do cudzoziemcόw wśrόd pewnych części społeczeństwa brytyjskiego ktόre dotychczas były zakamuflowane. Znamy już sprawy graffiti na oknach POSKu i podpalenie przybudόwki domu polskiego w Plymouth. Wiemy że rόżni Polacy z wyraźnym akcentem zaznają przykrości jeżdząc w autobusach, czy obsługując trudnych klientόw w sklepach. Nie tylko Polacy oczywiście, rόwnież Rumuni, Włosi. Dotyczy to nawet osόb z ciemniejszą pigmentacją skόry nawet jeżeli są tu urodzeni i mόwią czystym akcentem tubylcόw. Sprawcy tych atakόw, często ludzie zakompleksieni, teraz czują się upełnomocnieni przez wynik referendum do wyrażania swoich uprzedzeń wobec cudzoziemcόw i mniejszości narodowych i do nawoływania obcych do powrotu do swojego kraju. Oczywiście rząd to potępia. Lecz najefektowniejszym sposobem do wstrzymania takich atakόw byłaby wczesna deklaracja rządu że osoby przebywające tu legalnie będą miały prawo pozostać. Wtedy grożby prześladowcόw okazałaby się bezpostawne. Nigdzie taka interwencja rządowa zapewniająca stały pobyt nie jest bardziej potrzebna jak w szkołach. Do 23 czerwca dzieci polskie, i inne pochodzące z krajόw unijnych, czuły się bezpieczne co do swojej przyszłości. Decyzja o Brexit zachwiała ich światem. Kiedy uświadomieni przez rodzicόw że coś strasznego stało si ę tej nocy przyszli do szkoły zrozpaczeni i przerażeni co do swojej przyszłości. Nagle odczuwają niechęć ze stronydotychczasowych kolegόw i koleżanek. Nauczyciele boją się poruszyć te sprawy otwarcie w klasie bo wyszłaby na jaw ta ksenofobia przed ktόrą polityczna poprawność dotyczhczas ich chroniła. Polonijne organizacje powinny na pierwszym miejscu myśleć o naszych dzieciach i zorganizować spotkania informacyjne tak jak organizowali to Francuzi w Institut Francais. Już Hindu Council UK i Muslim Council of Britain w porozumieniu z policją i lokalnym samorządem mieli rozmowy w związku z rasizmem post-Brexitowskim. Na takie zebrania nalega z chęcią pomocy biuro Burmistrza Londynu. Winne być zorganizowane listy do posłόw i prόby spotkania z Home Office. 21 października ma być przedyskutowany prywatny projekt ustawy posła Tom Brake domagający aby obecni obywatele unijni w UK mogli tu pozostać na pełnych prawach. Uważam że polonia powinna te możliwości ogarnąć I doprowadzić do zebrania funduszy razem z innymi mniejszościami aby pozwolić sobie na takie ogłoszenie ktόre musiałoby się ukazać na tydzień przed wnioskiem posła. Musimy tą sprawę wygrać teraz bo należy się naszym dzieciom bezpieczna przyszłość. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 29 lipiec 2016 Po pierwsze, wszelki zwiększony najazd (tzw. “surge”) obywateli unijnych po terminie referendum z myślą o uzyskaniu ewentualnego stałego pobytu, zostałby automatycznie ograniczony gdyby rząd brytyjski teraz ogłosił że taka gwarancja pobytu dotyczyłaby tylko osoby ktόre przebywały i pracowałyby tu legalnie w czasie lub przed terminem 23 czerwca br. Odwlekanie takiego oświadczenia utrudniałoby uzgodnienie daty od ktόrej nie obowiązywałoby takie gwarancje. Po drugie, w sprawie pobytu wszelkich obywateli unijnych zarόwno w Europie jak i w Anglii, ktόraś strona musi podjąć pierwszy krok. Zerwanie z Unią było decyzją brytyjską więc Wielka Brytania powinna podjąć pierwszy krok pojednawczy w specyficznej sprawie obywateli unijnych niezależnie od tego jaki będzie ostateczny wynik negocjacji. Powinni liczyć się z tym że reakcja negocjatorόw unijnych do pewnego stopnia jest uzależniona od nastrojόw panujących wśrόd decydentόw europejskich. A tu akurat znaki są dobre. W Niemczech wice-kanclerz Sigmar Gabriel wręcz zaofiarował młodym Brytyjczykom obywatelstwo niemiecke gdyby chcieli pozostać, i to nawet bez zrzekania się obywatelstwa brytyjskiego. W rozmowie z Theresą May, przezydent Hollande, na ogόł dość pesymistycznie nastawiony do negocjacji, od razu oświadczył że sprawa stałego pobytu Brytyjczykόw we Francji powinna być zatwierdzona od ręki na tej samej zasadzie co Francuzόw na Wyspach. A więc ze strony europejskiej nic nie sugeruje że byłyby samowolnie podjęte kroki do wyrzucenia Brytyjczykόw, chyba że sami Brytyjczycy będą traktować obywateli unijnych jako zakładnikόw. Pozatem jest i trzeci powόd. Jak wiemy po decyzji wyjścia z Unii nagle ujawniła się nienawiść do cudzoziemcόw wśrόd pewnych części społeczeństwa brytyjskiego ktόre dotychczas były zakamuflowane. Znamy już sprawy graffiti na oknach POSKu i podpalenie przybudόwki domu polskiego w Plymouth. Wiemy że rόżni Polacy z wyraźnym akcentem zaznają przykrości jeżdząc w autobusach, czy obsługując trudnych klientόw w sklepach. Nie tylko Polacy oczywiście, rόwnież Rumuni, Włosi. Dotyczy to nawet osόb z ciemniejszą pigmentacją skόry nawet jeżeli są tu urodzeni i mόwią czystym akcentem tubylcόw. Sprawcy tych atakόw, często ludzie zakompleksieni, teraz czują się upełnomocnieni przez wynik referendum do wyrażania swoich uprzedzeń wobec cudzoziemcόw i mniejszości narodowych i do nawoływania obcych do powrotu do swojego kraju. Oczywiście rząd to potępia. Lecz najefektowniejszym sposobem do wstrzymania takich atakόw byłaby wczesna deklaracja rządu że osoby przebywające tu legalnie będą miały prawo pozostać. Wtedy grożby prześladowcόw okazałaby się bezpostawne. Nigdzie taka interwencja rządowa zapewniająca stały pobyt nie jest bardziej potrzebna jak w szkołach. Do 23 czerwca dzieci polskie, i inne pochodzące z krajόw unijnych, czuły się bezpieczne co do swojej przyszłości. Decyzja o Brexit zachwiała ich światem. Kiedy uświadomieni przez rodzicόw że coś strasznego stało si ę tej nocy przyszli do szkoły zrozpaczeni i przerażeni co do swojej przyszłości. Nagle odczuwają niechęć ze stronydotychczasowych kolegόw i koleżanek. Nauczyciele boją się poruszyć te sprawy otwarcie w klasie bo wyszłaby na jaw ta ksenofobia przed ktόrą polityczna poprawność dotyczhczas ich chroniła. Polonijne organizacje powinny na pierwszym miejscu myśleć o naszych dzieciach i zorganizować spotkania informacyjne tak jak organizowali to Francuzi w Institut Francais. Już Hindu Council UK i Muslim Council of Britain w porozumieniu z policją i lokalnym samorządem mieli rozmowy w związku z rasizmem post-Brexitowskim. Na takie zebrania nalega z chęcią pomocy biuro Burmistrza Londynu. Winne być zorganizowane listy do posłόw i prόby spotkania z Home Office. 21 października ma być przedyskutowany prywatny projekt ustawy posła Tom Brake domagający aby obecni obywatele unijni w UK mogli tu pozostać na pełnych prawach. Uważam że polonia powinna te możliwości ogarnąć I doprowadzić do zebrania funduszy razem z innymi mniejszościami aby pozwolić sobie na takie ogłoszenie ktόre musiałoby się ukazać na tydzień przed wnioskiem posła. Musimy tą sprawę wygrać teraz bo należy się naszym dzieciom bezpieczna przyszłość. Wiktor Moszczyński Tydzień Polski 29 lipiec 2016