Sunday 5 February 2012

Szkoła Polska nad Przepaścią



Snują się ulicami Putney, owinięci w ciepłe szaliki i kolorowe kurteczki. Pociechy biegające i pociechy w wόzeczkach. Policzki o jabłuszkowych odcieniach czerwienieją w ostrym zimnie. Japy dzieciom się nie zamykają mimo chłodu i wczesnej pory, ich wesołe słowa porwane i rozwiane w kłębkach białej pary. Małe dzieci gaworzą między sobą po polsku, starsze nastolatki najczęściej po angielsku z przeplatanymi słowami polskimi. („You going to harcerstwo after school?”) Nasze dzieci są w drodze do szkoły sobotniej. I to nie do byle jakiej szkoły. Idą do Szkoły Przedmiotόw Ojczystych im. Marii Skłodowskiej-Curie, drugiej największej szkoły w Wielkiej Brytanii.
Szkoła mieści się w wielkim szklanym budynku używanym w ciągu tygodnia przez popularną lokalną szkołę Elliott School. 480 polskich dzieci uczęszcza do 26 klas od przedszkolakόw do maturzystόw. W zerόwce tańczące dzieci przebrane za postacie z bajek „budują mosty dla pana starosty” a w Klasie GCSEb uczą się właśnie o metodologii tworzenia bajek słuchając w wielkim skupieniu nagranego tekstu o roli starszych pokoleń, a szczegόlnie babci i dziadkόw, w przekazywaniu nauk życiowych poprzez bajki. ”A z czym wam się kojarzy babcia czy dziadek?” pyta nauczycielka. „Z tabletkami,” odpowiada szybko uczennica. A potem uczą się idiomόw – „drzeć z kimś koty” czy „nudny jak flaki z olejem”. Przydadzą się w nadchodzącym egzaminie z małej matury; przydadzą się też w przyszłym życiu małżeńskim.
Jeszcze ciekawsza była lekcja z historii w klasie dla młodzieży przygotuwającej się do dużej matury z polskiego do ktόrej zaprowadziła mnie dyrektorka szkoły Małgorzata Lasocka. Nauczycielka Dorota Chmielewska opowiadała klasie, składającej się głόwnie z dziewcząt, o losie Polakόw na Wschodzie po wybuchu Wojny. Okazuje się że uczniowe oglądali poprzednio film Jagny Wright i Anety Naszyńskiej „Ukryta Odyseja” w ktόrym prowadzone są wywiady z zesłańcami. Pod wrażeniem tego filmu jedna uczennica wyswietliła w klasie film rodzinny w ktόrym nagrała rozmowę z dziadkiem wujecznym ktόry przeżył wywόzkę na Syberię i walkę w Drugim Korpusie. Nastąpiła ciekawa dyskusja w klasie w czasie ktόrej pani Chmielewska namawiała uczniόw do kontaktowania się z pozostałymi świadkami tych przeżyć wśrόd rodzin czy znajomych. Wezwała nawet mnie do tablicy abym opowiedział o losach moich rodzicόw nad jeziorem Bajkał i w Kozielsku. Z praktycznej strony nauczycielka przypominała że parokrotnie w egzaminie końcowym proszono o esej na temat „Polakόw w Rosji”.
Wskoczyłem z panią dyrektorką do następnej klasy. Muszę tu dodać te miłe wrażenie że przy każdym moim wejściu do klasy młodzież stawała i mnie uroczyście witała. Tu była lekcja religii. Uczyły dwie zawodowe nauczycielki, a nie ksiądz, jak się spodziewałem. Przy pomocy nowoczesnych „whiteboardόw” i innych środkόw multymedialnych dzieci 13-letnie uczyły się historii biblijnych. W tym wypadku o Dawidzie i Goliacie. Imponujące. Spawdziłem ich wiedzę. „Z jakiego narodu pochodził Dawid?” zapytałem. Wystrzeliły ręce do gόry. „Izrael” odpowiada dziewczyna. „A z jakiego narodu był Goliat?” Z początku kosternacja . „Był olbrzymem?” padła chwiejna odpowiedz. „Tak, ale z jakiego narodu?” pytam dalej. Na krόtko cisza. Wnet jeden bystry chłopak w okularach zerknął okiem do swojego podręcznika i odczytał ostrożnie „fi-li-styń-czyk”. „Brawo. A w końcu kto wygrał?” „Dawid!” zawołała rozbawiona młodzież. „A no to całe szczęście,” oddechnęłem z ulgą.
Byłem bardzo pod wrażeniem poziomu nauczania i spokojnej dyscypliny w szkole. Aby zachęcić starsze dzieci do uczęszczania w szkołach sobotnich trzeba ofiarować czegoś więcej niż dukanie tekstόw i powtarzanie katechizmu na pamięć jak było za moich czasόw. Młodsze dzieci przychodzą bo rodzice ich do szkoły prowadzą a dzieci mogą przebywać wśrόd polskich kolegόw i koleżanek. Ale dla uczestnikόw klas gimnazjalnych przeszkodą są juz uciążliwe angielskie zadania szkolne i urok innych rozrywek, czy to koleżanek, czy gier komputerowych czy klubόw sportowych. A więc poziom i metody nauczania muszą być na wysokim poziomie aby ich do polskiej szkόly sobotniej zachęcić w każdą sobotę, nie zapominająć też o wykonaniu polskich zadań domowych. Interesowało mnie kto zatwierdza programy szkolne dla tej młodzieży. Okazuje się że uczą się w ramach „Podstawy Programowej dla uczniόw polskich za granicą” przygotowanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Europejski Fundusz Społeczny. A tutejsza Polska Macierz Szkolna miała swόj wkład w ten program. Lekcje historii i geografii dla młodzieży starszej oparte są na podręczniku przygotowanym dla młodzieży polskiej w Ameryce. W porozumieniu z Macierzą szkoła przygotowuje uzupełniające kartki do tej książki z historii Polakόw w Wielkiej Brytanii.
Program wyraźnie chwyta. Pomaga też wysoki poziom personelu. Duża część nauczycielek (zespόł pedagogiczny jest w 95% żeński) uczy w szkołach angielskich. Wśrόd pomocnikόw w klasie mają byłych uczennic ktόre chętnie zgłaszają się do pracy w szkole w ktόrej same się wychowywały. Trochę z natchnienia; trochę z chęci do pomagania innym młodszym; a trochę aby wzbogacić swόj „work experience” ktόry zaliczą do swojego przyszłego „cv”. A muszą podołać z klasami gdzie jest mieszanka dzieci ze słabą polszczyzną a dobrą angielszczyzną i dzieci z rodzin nowoprzybyłych ktόre na odwrόt słabo mόwią po angielsku a dobrze po polsku. W najstarszych klasach połowa młodzieży urodzona jest w Polsce. W najmłodszych już prawie wszystkie dzieci urodziły się tu. Przypomniałem Pani Małgosi że pare lat temu nastąpiła dyskusja na radzie PMS nad propozycją aby te dzieci rozdzielić w innych klasach. Pani Małgosia samą miną twarzy dała wyraz swojej dezaprobaty wobec takiej propozycji. „Od tego zależy sztuka odpowiedniego nauczania,” odpowiedziała. „U nas jedni pomagają drugim w swoich brakach a tymczasem z przybytkiem nowych dzieci te rόżnicze powoli zanikają” .
A więc atrakcyjność szkoły zostaje. Przeszło 100 dzieci nie można przyjąć ze względu na brak miejsc. Szkoła w Putney jest forpocztą walki o zachowanie polskiej tożsamości wśrόd następnych pokoleń polskich w tym kraju. Nie wszystkie szkoły mają tak atrakcyjny program i taki profesjonalny zestaw nauczycieli. Przynajmiej połowa z 837 polskich dzieci w wieku szkolnym w dzielnicy Wandsworth uczęszcza do szkoły w Putney. Ale obraz na cały Londyn jest nieco inny. W zeszłym roku mieliśmy przeszło 14,000 polskojęzycznych dzieci w samych tylko londyńskich szkołach państwowych. Wstępne statystyki lokalne wykazują że już w styczniu tego roku mieliśmy wzrost o 14% w ilości polskich uczniόw w dzielnicach Ealing i Barking. Czyli już teraz może być 18,000 polskich dzieci w szkołach w Londynie. Pani Małgosia natomiast wykazała że w zeszłym roku 75% tych dzieci nie uczęszcza do polskich szkόł. Nie posiadamy danych o terenach poza Londynem, gdzie sytuacja jest jeszcze gorsza. W jaki sposόb za 15 lat ta młodzież polska, pozbawiona w większości polskiej kultury i wiedzy o Polsce będzie reprezentować siebie w brytyjskim społeczeństwie? Jak będzie reprezentować Polskę? To są dramatycznie pytania. Wymagają dramatycznych rozwiązań i dramatycznych inwestycji ze strony zarόwno polskiego społeczeństwa w W Brytanii i władz w Polsce.
Dramat w wypadku wzorowej szkoły w Putney jest jeszcze pilniejszy. Elliott School przebudowuje się i wymaga aby polska szkoła wyprowadziła się do marca. Czyli za pόltora miesiąca! W desperacji pani Małgorzata i Zarząd Szkolny szukają nowego pomieszczenia. Dotychczas płacili Elliott School £12,000 rocznie. Nowe pomieszczenia domagają się o dużo wyższych czynszόw, a w jednym wypadku nawet £90,000. Za drogo. Szkoła utrzymuje się niemal wyłącznie z opłat płaconych przez rodzicόw. Obecna opłata wynosi £200 rocznie. A ta szkoła to nie tylko szkoła. To rόwnież niezastąpiony ośrodek życia polskiego w południowym Londynie krόry organizuje obchody narodowe, wyjazdy, wspόłudział w konkursach międzyszkolnych. Zbiera też pieniądze na cele charytatywne. Ostatnio szkoła przekazała £337 na Hospicjum Dziecięce w Polsce. Rodzice odbywają regularnie dyżury na terenie szkoły. Jest tam kawiarnia i biblioteka. Szkoła jest żywą tkanką wspόlnoty polskiej w okolicy. Bez niej nie byłoby w ogόle wspόlnoty a bogactwo życia przyszłej młodej Polonii brytyjskiej byłoby drastycznie ogołocone.
Ostatnio film Jana Ledόchowskiego o polskiej szkole w Putney naświetla te problemy dla szerszej publiczności. Dużo dzieci ze szkoły chętnie wzięło udział w wywiadach ktόre tak wzbogacają ten film. Trudno wyobrazić że ten wartościowy ośrodek może zniknąć na zawsze z braku pomieszczenia. Rodzice i nauczyciele myślą i martwią się. Problem przyszłości spędza Pani Małgosi i jej zespołowi sen z powiek noc po nocy.
Ale dzieci są ufne że będzie rozwiązanie. Starsze dzieci będą dalej beztrosko przygotowywać się na kluczowe egzaminy maturalne a najmniejsze dzieci dalej nacieszą się gdy jeden Spiderman, wraz z koteczkiem w butach i czarnym noskiem, zatrzyma na moście pana starosty drugiego Spidermana.

Wiktor Moszczyński Dziennik Polski 10 – 02 -2012

No comments:

Post a Comment