Thursday 8 January 2015

Mapy, Zdradliwe Mapy

. Historyczny wydawca atlasów Bartholomew Collins wydał specjalny atlas w języku angielskim przeznaczony na potrzeby szkół arabskich. Fizyczna mapa Palestyny przedstawia teren wschodniego Morza Śródziemnego tak jak wygląda na każdej mapie. Widać gdzie są wzgórza, gdzie pustynia, gdzie wybrzeże morskie, gdzie rzeka Jordan, gdzie Morze Martwe. Lecz na mapie podziałów politycznych europejski czytelnik mόglby zaznać szoku. Okazuje się że Jordania sięga od Iraku do Morza Śródziemnego, obejmując nawet Jerozolimę i Gazę a państwo Izrael po prostu nie istnieje. Bartholomew Collins tłumaczył że atlas miał przybliżać uczniom Bliskiego Wschodu “głębsze zrozumienie potrzeb i zagadnień tego regionu” i udostępnić im zrozumienie “ustosunkowania między społecznym środowiskiem a fizycznym i wymiaru wyzwań rejonu wobec rozwoju społeczno-gospodarczego.” “Oczywiście,” dodał, że wykazanie Izraela w takim atlasie “było nie do przyjęcia” dla “lokalnych preferencji”. Można sobie wyobrazić jak przeciętny Izraelczyk, uczulony do stopnia paranoi na historię zagładu własnego narodu, mógłby zareagować na taki podręcznik do geografii w rękach dzieci szkolnych w sąsiednich państwach. Przypomina mi to jak przez wiele lat emigranci polscy reagowali na mapy Polski w brytyjskich atlasach gdzie teren Ziem Odzyskanych określano na mapach jako teren Niemiec, lecz “under Polish administration”. Pamiętam to oburzenie i poczucie bezsilności naszych rodziców na ten “Stettin” i “Breslau”. Można też było to sobie wyobrazić jak bardzo to cieszyło kacyków PRLu, mogących uzasadnić tezy o “niemieckim rewizjonizmie” i gwarancji granic na Odrze I Nysie wyłącznie przez bratni Związek Radziecki. Ale przynajmniej nasza obecność na tych terenach została dostrzeżona; ale tu nic – bez Tel Awiwu, bez Eilatu, bez Izraela pod każdym pozorem. “Mapa to nie terytorium,” orzekł polsko-amerykański filozof Alfed Korzybski . Ta wypowiedz przypomina komentarz do obrazu Rene Magritte’a przedstawiającej fajkę utytułowaną “To nie jest fajka”. A więc to co widzimi na obrazie nie jest rzeczywistością ale tylko przedstawia rzeczywistość oczami subiektywnego artysty; to co widzimy na mapie też tylko przedstawia rzeczywistość oczami subiektywnego kartografa i to nawet wtedy kiedy kartograf przygotowuje swoją mapę w oparciu o jak najbardziej naukowy system mierzenia skomputerowanych danych geograficznych. Już w świecie antycznym mapy kształtowały świadomość elit i pouczały zwykłych śmiertelników o ich obowiązkach wobec swojej wiary czy systemu władzy. Pierwsze mapy takiego “świata” powstawały jeszcze przed nową erą w Babilonie wskazujące świat tej cywilzacji w kszałcie kwadrata otoczonego morzami. Chińskie mapy też pokazywały swój własny kraj jako centrum świata w kszałcie kwadratu. Mapy Ptolemeusza budowały świat wokół Morza Śródziemnego ale już w kształcie półkola będacego jakby żebrem wyciętym z ciała kulistego. Zaś geografowie muzułmańscy orientowali swoje mapy w zależności od Mekki w kierunku którym mają się modlić wierni pięć razy dziennie. Wczesne państwa islamskie, a szczególnie sam Kalifat, znajdowały sie na północ od Mekki i dlatego kartografowie układali mapy wskazujące na górze kierunek południowy, a więć kierunek pokłonów. Pierwsze mapy chrześcijańskie, jak XIII-wieczna “Mappa Mundi” z Hereford, wskazywały na Jerzozolimę jako centrum świata a górna część mapy zwrócona była na wschód. Mapa składa się z trzech abstrakcyjnych kontynentów - Azja (największa), Afryka i Europa - tworzące koło otoczone oceanami, lecz podzielone wyraźnie udokumentowanym Morzem Śródziemnym. Na szczycie mapy, czyli na Wschodzie, jest Bóg, otoczony aniołami, wzywający wiernych do nieba, a na spodzie grasują egzotyczne potwory z Afryki reprezentujące pogaństwo i zło. W okresie Renesansu, gdy wiadomo było już o dużo więcej o kształcie Afryki, wschodniej Azji, i wreszczie Ameryki, mapy tworzono aby uwzględnić szczególny kulisty kształt świata wyłożony artystycznie na płaskiej przestrzeni uwypuklając mimochodem kształty państw najlepiej znanych powyżej równika. Tak powstało pojęcie świata według kartografa Mercatora podkreślające ważność pólnocnych kontynentów, a więc przedewszystkiem Europy, który obowiązywało jako ogólny kształt świata w świadomości człowieka oczytanego przez następne czterysta lat, a szczególnie wtedy kiedy dołączono do tych map Amerykę Północną. Na takich byliśmy wychowani. W odpowiedzi na to powstała nowa mapa w roku 1973, zwana Projekcją Petersa która zinterpretowała rozkład kulistej skorupy nieco inaczej od Mercatora, kładąc większy nacisk na metraż prześcienny kontynentów na południu od równika. Miała to być mapa “anty-imperialna”, wykazująca w bardziej rzetelny sposób połać eksploatowanych dotychczas krajów Trzeciego Świata. Mimo protestów naukowców europejskich, ONZ przyjęło nową projekcję jako obowiązującą Już za czasów “glasnost” Gorbaczowa sowiecki naukowiec Jaszczenko przyznał że dotyczhczasowe oficjalne mapy Rosji Sowieckiej były naumyślnie zniekształcone. “Prawie wszystko zmieniano. Drogi i rzeki przesunięto na inne tory, dzielnice miast poprzestawiano, niewiernie pokazywano miasta i budynki .” Chodziło o zmylenie zagranicznych szpiegów i wywiadów wojskowych. Było to kłopotliwe dla lokalnych mieszkańców I żenujące dla rosyjskich naukowców, ale zupełnie nieskuteczne jako kamuflaż wojskowy bo najdokładniejsze mapy miast i ośrodków obrony w ZSSR posiadał CIA i wcale tego nie taił. Mapy uświadamiają i są instrumentem przekazywania wizji autorów. Najczęściej odgrywają pozytywną rolę pedagogiczną i są wyraźną ilustracją ułatwiającą przekaz złożonego argumentu czy skomplikowanej informacji. Ale w rękach ideologów mapy przeinaczają rzeczywistość, a często wprost kłamią. Nabierają wówczas życia własnego. Mogą zniekształcać obręb jednego państwa w odniesieniu do drugiego, jak np. przedwojenne mapy niemieckie reprezentujące Czechosłowację jako obce ciało zagrażające samemu sercu Trzeciej Rzeszy. Takie mapy jątrzą i prowokują, prowadzą do gwałtownych samoczynów lub wręcz wywołują wojny. Ale nawet niewinnie tworzone kreski ołówkiem na mapie mszczą się okrutnie na mieszkańcach terenów objętych tymi mapami, czasem wiele lat póżniej. Linia Mason-Dixon powstała w roku 1768 jako wspólnie uzgodniony podział między terenami dwuch brytyjskich kolonii, presbyteriańskiej Pensylwanii i katolickiej Maryland. Jeszcze wówczas Stany Zjednoczone nie istniały. Ten podział graniczny stworzyli dwaj inżynierowie angielscy Charles Mason i Jeremiah Dixon. Gdy w pierwszej połowie XIX wieku indywidualne stany zaczęły wybierać własny ustrój polityczny oparty na niewolnictwie czy braku niewolnictwa, uzgodniono że linia podziału między zróżnicowanymi stanami będzie tworzyła właśnie linia Mason-Dixon oraz przylegająca do niej na Zachodzie dolina rzeki Ohio będąca dopływem do Mississippi. Z czasem ta granica dzieliła obie strony w tytanicznym konflikcie Amerykańskiej Wojny Secesyjnej i południowe stany przyjęły na siebie dumną nazwę Dixie czy Dixieland, od nazwiska Bogu ducha winnego Jeremiah Dixon z ubiegłego wieku. Do tej pory ta niewinna kiedyś linia graniczna tworzy wyraźny punkt demarkacyjny między praktyczną uprzemysłowioną Pólnocą a romantycznym porywczym Południem. Najwięcej rozlewu krwi powstawało w wyniku granic kreślonych ołówkiem europejskich polityków na mapach Afryki w czasie konferencji w Berlinie w roku 1885 gdy dzielono między imperiami pozostałe niezbadane części świata.Sto lat pózniej te tereny odziedziczyły nowopowstałe państwa borykające się z chaosem sztucznie podzielonych szczepów i grup etnicznych. Linia podziału między Indiami a Pakistanem wykreślona na mapie przez nieznającego terenu brytyjskiego prawnika Sir Cyril Radcliffe doprowadziła do przeszło miliona ofiar komunalnych masakr. Nie lepiej było na Bliskim Wschodzie po rozbiciu Turcji. Dyplomaci zachodni Mark Sykes i Georges Picot podzielili teren według potrzeb swoich kolonialnych mocarstw tworząc zarazem sztucznie tworzone terytoria kolonialne z czasem przeinaczone w nowe państwa – Syria i Irak. Sykes wyjaśniał brytyjskim ministrom proponowany kierunek podziału “cisnąć palcem przez mapę leżącą na stole. “Chciałbym narysować linię od “e” w nazwie “Acre” do “k” w “Kirkuk”. Skutki tej linii znamy dobrze gdy okrwawione granice tych państw zanikły pod wozami pancernymi dżihadzistów okrutnego “Państwa Islamskiego”. Mamy i naszą linię graniczną, zbroczoną krwią polską, a oryginalnie pokreśloną na mapie Europy przez brytyjskiego ministra. W czasie wojny polsko-sowieckiej przestraszeni dyplomaci zachodni zaproponowali linię demarkacyjną na proponowany rozejm między Polakami a Bolszewikami. Po stronie polskiej miały być Białystok, Lublin i Lwów a po drugiej stronie Wilno, Brześc i Stanisławów. Propozycję podpisał margrabia Curzon. Obie strony odrzuciły ten podział i ostatecznie traktat ryski zupełnie zignorował Linię Curzona. Następuje haniebny rok 1943. W pertraktacjach z Churchillem i Rooseveltem Stalin wyciąga z lamusa zapomnianą już dawno linię Curzona, z tym że w tej wersji Lwów jest już po sowieckiej stronie. Churchill prosił Stalina aby się rozmyślił. “To co?” pyta Stalin, “Czy mam powiedzieć Rosjanom że jestem mniej rosyjski niż wasz Lord Curzon?” Upiory linijek kreślonych na mapie przez możnowładców-ignorantów znów mszczą się bezlitośnie na niewinnych ofiarach historii. Wiktor Moszczyński Dziennik Polski 9 styczeń 2015

No comments:

Post a Comment