Wednesday 30 September 2020

3 listopad – Dzień Wyzwolenia?



Ostatnie pięciolecie wprawiło świat osaczonej liberalnej demokracji w stan niemal agonalny.

30 lat temu świat ten triumfował po upadku bloku sowieckiego i zniesieniu apartheidu w Południowej Afryce. Wówczas nastąpił okres oświeconego globalnego kapitalizmu gdy prądy do co raz radykalniejszych reform obyczajowych wtórował coraz agresywniejszemu rozpędowi wolnego rynku przy postępującym zaniku granic zarówno celnych jak i kulturalnych. Konserwatyzm stawał się bardziej postępowy a demokratyczny socjalizm coraz bardziej prorynkowy. Znamiennymi charalterystyki owego okresu były szerzący zakresy tolerowania a nawet celebrowania równouprawnienia kobiet, kultur mniejszości narodowych, przybyciu migrantów, szerszych możliwości dla niepełnosprawnych, czy liberalizacji zachowań seksualnych; to wszystko na tle niemal powszechnego pokoju i dobrobytu. Wpływ modelu życia europejskiego czy amerykańskiego rozpowszechniał się na cały niemal świat. Rosja zaniechała tymczasowo imperialistyczne ciągoty i przechodziła okres demokratycznych eksperymentów a liberalna demokracja stawała się wzorem rozwoju w Ameryce Łacińskiej, Czarnej Afryce, we Wschodniej Azji. Sojusznicze wojska państw demokratycznych zwyciężały w obronie Kuwejtu, Bośni, Kosowa. Unia Europejska rozszerzała się a granice wewnętrzne znikały. Nawet państwa muzułmańskie zakosztowały na krótko zapach demokratycznej wiosny.

Zwolennicy liberalnej demokracji wpadli wówczas w stan samozadowolenia. Nie docenili gdy po  światowym kryzysie finansowym w roku 2008 nastąpił okres niepokoju i refleksji. Wzrosła bojaźń wobec imigrantów, zaczęły zanikać etaty w lokalnych rynkach, wprowadzono ograniczenia w wydatkach społecznych a firmy i rządy zaciskały pasy. Ale międzynarodowy rynek finansowy nieprzerwanie rozkwitał się w tym okresie a margines dochodu między bogatszymi elitami a warstwami z niską płacą szerzył się dramatycznie. Nagle wzór liberalnego wyswobodzonego Europejczyka przestał być tak atrakcyjny, i to nie tylko na trzecim świecie, ale również w Ameryce Północnej i w Europie. Nastał okres gospodarczego stresu, rosnącej pauperyzacji i wiary szerokich mas pracujących (czy nie pracujących} że ten model zarządzania światem nie działa na ich korzyść i że te kulturalne elity i eksperci naukowi nie służą społeczeństwu ale siebie samych. Pojawił się okres kultu instynktu, emocji, niewiedzy bo samo wybieralnej warstwie kulturalnym i politycznym elitom w mediach i w parlamentach nie chciano wierzyć. Na miejsce kulturalnego i gospodarczego internacjonalizmu nadeszła era rosnącego nacjonalizmu i ciągot do podejmowania rozwiązań bardziej ekstremalnych kadzących sfrustrowanym potrzebom przeciętnej rodziny z obniżonym standardem życia.

Już dawno w tym kierunku poszła Rosja pod rządami Putina który utrzymywał się przy władzy przez podważenie legendy dobrobytu zachodniego, grając na historycznej paranoi oblężonego imperium. Już niedługo w tym kierunku podążały Turcja, Węgry, Brazylia czy Wenezuela, gdzie tradycje tolerancji i poszanowa nia praw mniejszości kojarzono z dezorientacją społeczną i ubóstwem szerszych mas. Czy hasła były lewicowe, czy prawicowe, czy oparte na wyznaniu religijnym, efekt był ten sam i ujawniaL się w deformowaniu praktyk demokratycznych pod płaszczykiem zniekształconej demokratycznej konstytucji. Dobrowolne wejście Polski na tę drogę z okaleczeniem niezależnego sądownictwa i wprowadzenia radykalnego programu 500plus było już ważnym drogowskazem dla radykalnej prawicy w Europie. W Wielkiej Brytanii ten radykalizm ukazał się w sposób trojaki, w formie szkockiego nacjonalizmu, radykalizacji Partii Pracy przez skrajną lewicę Corbyna i awanturniczego programu Brexit przechwyconego przez prawicowych radykałów i nacjonalistów angielskich na czele którego wysunął się Boris Johnson. A wszędzie zramolałe już siły liberalnego centrum zostały zaskoczone tymi zjawiskami bo były przyzwyczajone że prowadzą dialog między sobą ponad głowami przeciętnego wyborcy.

Zwycięstwo tych ciemniejszych populistycznych ruchów zapieczętował Donald Trump w swoim zaskakującym zwycięstwie wyborczym w USA w listopadzie roku 2016. Kandydatura Trumpa wydawała się być jakimś nieporozumieniem rozegranym jako czarna komedia. Kontrkandydat demokratów, Hillary Clinton, była wypisz-wymaluj reklamą najpozytywniejszych aspektów świata liberalnego gdyż była wykształconą kobietą, z dużym doświadczeniem w administracji państwowej, lobbystką dla praw kobiet i mniejszości etnicznych i dla szerszego dostępu do służby zdrowia dla osób nieposiadających odpowiedniego ubezpieczenia; ale miała też najgorsze wady liberałów, czyli niezachwianą wiarę w wolny handel, ulgowe nastawienie do światowej finansjery i pogardę dla swoich bardziej konserwatywnych przeciwników. Trump pokonał swoich rywali republikańskich, a potem panią Clinton, swoim chamstwem, tupetem i zrzeczeniem się ze wszelkiej próby do poszanowania prawdy. Trafił na czuły punkt wielu rolników i robotników przeświadczonych że elity finansowe i kulturalne Ameryki oszukują i okłamują ich w swoich mediach i że ten zlepek wartości osobistych którym chełpią się ludzie wykształceni ze swoją przyjętą powszechnie poprawnością polityczną są jednym wielkim zakłamaniem, czyli „fake news”. Dla osób prostych ważne było poczucie bezpieczeństwa dla siebie i swoich bliskich. Dlatego woleli prawo do broni, pełne więzienia, wycofanie Ameryki z obowiązków międzynarodowych i niskie podatki. Wierzyli w równowartość wiedzy osób niewykształconych z wiedzą ekspertów. Chcieli dać koniec ciągłemu kajaniu się nowatorskim teoriom o społeczeństwie i zmianach klimatycznych. A te uprzedzenia rozdmuchiwał z bezczelną determinacją kandydat, a potem prezydent, Trump. 

A do tego Trump zawarł dziwny, i samobójczy dla Stanów, alians z Putinem. Dlaczego tak uzależniony czuł się Trump wobec osobowości Putina, trudno powiedzieć. Czy był jakiś kompromitujący haczyk z przeszłości? Na pewno ważną rolę tu odegrało putinowskie schlebianieTrumpowi, bo na to Trump zawsze był uczulony. Narcyz do kwadratu, Trump nie znosił krytyki czy kpin. Poza tym propaganda świadomych rosyjskich agentur wojskowych i medialnych, jak Internet Research Agency (IRA) i Cozy Bear, czy sojusz z wytwórnią tajemnic państwowych Wikileaks, uzupełniały falę kłamstw i zniekształceń którymi sam Trump i jego zwolennicy zalewali prywatne media społeczne w Ameryce. Prawdziwy powód poparcia Rosji dla Trumpa leżał w tym że Trump gotów był podważyć system rządzenia Ameryki przez tradycyjne elity i rozebrać cały system Pax Americana, a więc tą sieć porozumień i sojuszów przez które Stany Zjednoczone dominowały w światowej polityce.

W swoim czteroleciu panowania Trump opuścił niechlubnie pole bitwy w Syrii i Afganistanie, podważył wiarygodność Nato, zwalczał Unię Europejską z którą Ameryka tradycyjnie współpracowała, zachęcał Wielką Brytanię do opuszczenia Unii Europejskiej i wszędzie gdzie mógł popierał siły antydemokratyczne, jak np. w Turcji, Indii i Arabii Saudyjskiej. W Izraelu zachęcił do zerwania z polityką dwojga państw. Wywołał wojnę handlową z Chinami. Najpierw grożąc wojną, a potem kadząc kacykowi północnokoreańskiemu KimDżong Un, podniósł jego status międzynarodowy. Zerwał z Transpacyficznym Paktem Handlowym. Zwalczał namiętnie każdą próbę porozumienia międzynarodowego w walce ze zmianami klimatycznymi. Rosną groźby gorących wojen na Morzu Południowochińskim, między Etiopią a Egiptem, Arabów z Iranem, a teraz konflikt między Azerbejdżanem a Armenią, spowodowane przez zaniedbanie roli neutralnego arbitra przez Amerykę. Przy Covidzie robił wszystko aby zakamuflować wiedzę o prawdziwej groźbie pandemii bo ona zagrażała mu w jego ponownym zwycięstwie wyborczym w tym roku. Jego zachowanie skutkowało w 7 milionach zakażeń w USA i przeszło 200 tys. zgonów. Stany Zjednoczone nie wykazały  żadnych tradycyjnych zbawiennych inicjatyw dla świata w obliczu pandemii. Pilnowały tylko aby zmonopolizować szczepienia dla siebie w czasie gdy śmiertelnych ofiar na świecie z powodu Covidu przekroczyło już jednego miliona. Jego dziedzictwo po czterech latach prezydentury to chaos wAmeryce i chaos w polityce światowej. Jedyny kraj który na tym coś uzyskał w tym okresie to Rosja.

Teraz zapowiada się ostateczna batalia o władzę między siłami rozsądku i umiaru pod wodzą 77-letniego Joe Bidena, a 74-letnim DonaldemTrumpem, promującym polityczny rozkład Ameryki przez podważenie z góry prawidłowości nadchodzących wyborów i prowokującym rozruchy społeczne na tle konfliktów rasowych i obyczajowych. Trump chce wygrać na hasłach o prawie i porządku ale coraz wyraźniej szerzy bezprawie i nierząd. Kandydat demokratów, mimo swojego podeszłego wieku i zwolnionego tempa w działaniu, chce przy współpracy ze swoją dynamiczną kandydatką na wiceprezydenta, Kamalą Harris, doprowadzić do uspokojenia zaognionych napięć, uszanowania ponownie konstytucji i odrestaurowania roli Ameryki jako autentycznego lidera wolnego świata. Obecne sondaże wróżą że Trump przegrywa nawet już w tych decydujących stanach jak Ohio, Michigan,Wisconsin, Florida czy Pennsylvania w których elektorat z minimalną większością zapewnił mu zwycięstwo cztery lata temu. 

Jest to tytaniczna walka o ratowanie cywilizacji zachodniej tak kluczowa dla świata jak kiedyś odsiecz wiedeńska czy D-day. Skutki tej walki da się odczuć zarówno w post-Brexitowej Wielkiej Brytanii jak i w samo izolującej się Polsce. Dla obsesyjnego przywództwa obydwu tych krajów klęska Trumpa dałaby możliwość opamiętania się przed dalszymi krokami do nieodwracalnego nieszczęścia. Liczę na to że obserwujemy teraz ostatni miesiąc miotania się nienasyconego władzą molocha, nim rozsądek większości elektoratu amerykańskiego wreszcie go obali z piedestału. 3 listopada może wreszcie Donald Trump legnie, wciąż protestujący, w gruzach historii.

Wiktor Moszczyński         Tydzień Polski      2 października 2020


No comments:

Post a Comment