Monday 16 August 2021

Nie mamy planety B



To już nie jest globalne ocieplenie. To globalna pożoga. Odkąd prowadzone są pomiary, świat jeszcze nigdy nie był tak gorący. Wzrost temperatury przynosi fale upałów, rekordowe susze i coraz większe zakwaszenie oceanów. Miliony gatunków flory i fauny znajdują się na skraju wyginięcia.

Już teraz kryzys klimatyczny zmusza 20 milionów osób rocznie do opuszczenia swoich domów. Mieliśmy w tym miesiącu upały dochodzące do 49 stopni C na niemal całym basenie   śródziemnomorskim. Akompaniowały im pożary lasów w Turcji, Grecji, Włoszech, Algierii, ze śmiercią ponad 100 osób. Podobne pożogi nie wygasają w Kalifornii, gdzie buszuje od miesiąca pożar zwany Dixie, który już spalił 170 tys. hektarów. Płoną łuny w puszczach Indonezji i nawet na Syberii, a dymy z pożaru tajgi dochodzą do północnego bieguna. Lasy amazońskie, dotychczas największy  dostarczyciel tlenu dla naszej kuli ziemskiej, również się palą. Zamiast tlenu, produkują trujący dwutlenek węgla CO2. Topnieją lodowce w Himalajach i na Antarktydzie, wzrasta niebezpiecznie poziom mórz i rzek. Nagłe opady deszczów powodują dramatyczne powodzie w Niemczech, w Nowym Jorku, i w Chinach, gdzie m.in. ludzie topili się w miejskiej kolejce podziemnej. 

To potężny wstrząs dla życia na Ziemi, a spowodował go globalny wzrost temperatury o zaledwie 1.1stopnia C. Na pewnym terenach, jak na przykład na arktycznej pokrywie lądowej, wzrósł nawet o 3 stopnie C, co powoduje topnienie lodowców. I pomyśmy teraz, jak spustoszoną i groźną dla życia planetę odziedziczą nasze dzieci i wnuki.

W zeszłym tygodniu ONZ opublikował nowy Szósty Raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC). Składa się on z 4000 stronic analiz i konkluzji przygotowanych przez 234  naukowców z 66 krajów, podpisanych przez 196 rządów z całego świata, w tym takie kraje jak Vanuatu czy Kiribati, które mogą przestać istnieć za 50 lat, z powodu utonięcia pod wzmożonymi  wodami Pacyfiku. Wśród autorów widziałem polskie nazwiska z Australii i USA, ale chyba nie z Polski. Nic dziwnego, bo obecny rząd polski nie bierze tego jeszcze poważnie. Na ONZ-owskiej konferencji klimatycznej w Katowicach w roku 2018, polscy urzędnicy sumiennie przygotowali „mapę drogową” dla międzynarodowych akcji do kontrolowania klimatu, a tymczasem oficjalni polscy gospodarze zaprezentowali wystawę zachwalającą polskie górnictwo, a delegatów przyjęła ostentacyjnie orkiestra górnicza. Nawet teraz, polski sejm przeprowadził ustawę prowadzącą do wycinania lasów dla budowy fabryki samochodów Izera w Jaworznie. 

Dokument IPCC potwierdza, że globalne ocieplenie przyspiesza wszędzie chaos w atmosferze; wiele procesów, np. podnoszenie poziomu oceanów, rozmarzanie wiecznej zmarzliny i topnienie lodowców, trwać będzie dziesiątki, a nawet setki lat, niezależnie od tego, czy uda się powstrzymać wzrost temperatury atmosfery, czy nie. Autorzy nie mają wątpliwości, że to człowiek i emisja gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla oraz metanu, odpowiadają za nasilający się kryzys, którego skutkiem są coraz częstsze ekstremalne zjawiska, jak gwałtowne opady, fale upałów, susze i pożary. Stężenie CO2 w 2019 r. osiągnęło poziom najwyższy od co najmniej 2 mln lat, a średnia temperatura atmosfery wzrosła o 1.1 stopnia C w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Aby zatrzymać wzrost temperatury atmosfery na poziomie 1.5 stopnia, wymagane jest natychmiastowe ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Dotychczasowe deklaracje i podejmowane inicjatywy nie przynoszą skutków. Nie pomogła nawet pandemia i związane z nią spowolnienie gospodarcze, bo gospodarka prawie wszędzie ożywia się ponownie.

Problemem są wciąż paliwa kopalne jak węgiel, nafta, gaz ziemny czy łupkowy. Jeszcze 20 lat temu  były one światowym motorem wzrostu gospodarczego i rosnącego dobrobytu, szczególnie dla naszego powojennego pokolenia, pławiącego się w konsumpcji i w wyścigu zbrojeń. Obecnie te paliwa są czymś odwrotnym. 

 

Ale potężne lobby paliw kopalnych jest zdeterminowanym wrogiem proponowanych reform klimatycznych i inwestycji w energię odnawialną jak woda, wiatr czy promienie słońca. To lobby wpływa na polityków, argumentując, że inwestycja w energię odnawialną potrzebuje kosztownych  nakładów wspieranych „zielonymi podatkamI”. Rząd brytyjski ocenił na przykład, że od roku 2030 do 2050 taki koszt wyniesie £50mld rocznie. W Polsce oznaczałoby to przyspieszenie zamknięcia kopalń węgla, będących od stulecia chlubą polskiego przemysłu. A główni rzecznicy tradycyjnej lobby paliwowej, jak Trump, czy Bolsonaro, czy Putin, czy prawicowi politycy w Wielkiej Brytanii i w Polsce, rozdmuchują bojaźń przed nowymi inwestycjami i wykpiwają ambicje i plany opanowania emisji CO2 przez liberalnych „pięknoduchów”. 

To jest jedna strona medalu. Ale koszt wytwarzania elektryczności przez wiatr lądowy spadł o 40% w ciągu jednej dekady, a przez turbiny przybrzeżne o 30%. W tym czasie ceny solarnych paneli spadły o połowę.  Już 40% elektryczności w Wielkiej Brytanii pochodzi ze źródeł odnawialnej energii, i to się powiększa z każdym rokiem. Po prostu popyt na nową energię rośnie i z czasem pęd ku tej energii  będzie decydował o rynku, bez potrzeby wyżej wymienionego sztucznego bodźca państwowych inwestycji i „zielonych podatków”. Z tych samych powodów drogie pompy ciepła, które mają powoli zastępować obecne kotły cieplarniane, też opadną w cenie. Natomiast koszta gospodarcze klęsk żywiołowych, wynikająch z  zaniedbania katastrofy klimatycznej, będą o wiele, wiele większe.  

Ale najważniejsze jest to, że wciąż możemy zatrzymać ten proces. Być może, mimo naszych konsumpcyjnych skłonności, jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma taką szansę. Gniewne młodsze generacje czekają na to. Coraz masywniejsze i gwałtowniejsze demonstracje, jak Extinction Rebellion, świadczą o niecierpliwości młodych.

Zbliżają się dwa ważne szczyty ONZ. Światowi przywódcy, którzy wezmą w nich udział, będą musieli podjąć doniosłe decyzje w sprawie kryzysu klimatycznego i kryzysu wymierania gatunków. To moment, w którym może zmienić się wszystko – albo nie zmieni się nic.  24 listopada b.r. odbędzie się konferencja ONZ online poświęcona bioróżnorodności, która ma ustanowić nowe, ambitne zasady ochrony środowiska, by powstrzymać wymieranie gatunków. Nieco wcześniej, od 31 października do 12 listopada, odbędzie się światowy szczyt klimatyczny w Glasgowie: najlepsza okazja na podjęcie nowych zobowiązań w celu uniknięcia katastrofy klimatycznej. 

To nie będzie łatwe, ale jest nadzieja. Prawie wszystkie największe gospodarki świata zobowiązały się, że do 2050 roku zredukują emisje dwutlenku węgla do zera, a pandemia pokazała, że śmiałe, systemowe zmiany mogą nastąpić o wiele szybciej, niż się to komukolwiek marzyło. Jeśli osiągną emisje zerowe na 2050 to naukowcy przewidują, że globalna temperatura nie zwiększy się do 2 stopni C i może się ustabilizować na wzroście nie przekraczającym 1.5 stopnia C. Wówczas nie dosięgną globu najgorsze skutki zmian klimatycznych, które na pewno nastąpiłyby przy wzroście 2 stopni C. 

Ale nie wszystko jest takie proste. Ostatnio w Wielkiej Brytanii premier Johnson, który jeszcze 6 lat temu drwił z farm wiatrowych, pokłada wielkie ambicje (temat będzie podjęty na konferencji w Glasgowie) w nowej energii „niebieskego wodoru”, która stwarza zerowy dwutlenek jako paliwo dla pieców przemysłowych, pociągów czy ciężarówek. Niestety, produkcja tego wodoru wymaga masowego spożycia gazu ziemnego i pozostaje równie szkodliwa dla emisji dwutlenku, co ropa naftowa. Jak dotychczas, Johnson, poza deklaracjami, nie wykazał żadnej systematycznej mapy drogowej do wykonania zerowej emisji na rok 2050. Starmer, szef Partii Pracy, potępia go za zwłokę, ale też sam nie zaszedł wiele dalej od rządu, bo powstrzymują go zachowawcze związki zawodowe w sektorze energetycznym.

A Ziemia nie może już dłużej czekać. To jeden z najważniejszych momentów dla życia na tej kruchej planecie, bo jej i nasz los wisi na włosku. Nie musimy tylko czekać na rządy. Możemy jako konsumenci uprawiać recykling naszych towarów, jeść mniej wołowiny, lepiej izolować ściany i dachy w naszych mieszkaniach, mniej korzystać z samolotów, zamienić piece gazowe na elektryczne, czy pojazdy benzynowe na samochody elektryczne, lub inwestować więcej w transport publiczny. Możemy naszymi dotacjami wspierać liczne charytatywne organizacje informacyjne, które rozbudzają świadomość społeczeństw o kryzysach klimatycznych i zanikaniu w świecie wielu gatunków zwierząt. 

Dzięki upowszechnieniu tych informacji i raportów dochodzi do uświadomienia społeczeństw, budzi się aktywny konsument i elektorat naciskający na elity polityczne, gospodarcze i medialne, aby zamiast czczych deklaracji podejmowały konkretne działania i na szczycie uzgadniały kierunki ostatecznej międzyrządowej współpracy. Same decyzje takich państw jak Wielka Brytania, czy Francja, czy Włochy, czy Polska, nie wystarczą, bo każdy z nich obecnie dokłada zaledwie 1 procent do światowej emisji dwutlenku. Natomiast Chiny mają już wkład przerastający 29% światowej emisji, USA 14%, Indie 7%, Rosja 4%. Ich współudział w tych inicjatywach klimatycznych jest konieczny. Poza tym pamiętajmy, że dla wielu państw afrykańskich wzrost gospodarczy pozostaje priorytetem w pokonaniu nędzy i głodu ich ludności, a więc rolę kierowniczą w opanowaniu zmian klimatycznych muszą odegrać w pierwszym rzędzie państwa bardziej rozwinięte. Politycy i media będą wciągani w inne, zastępcze, problemy jak upadek Kabulu, czy wojna w Etiopii, czy powracająca groźba pandemii, czy rosnąca konkurencja handlowa Chin i Ameryki w trzecim świecie, ale naszym obowiązkiem jest przypominanie, że priorytetem pozostaje wciąż potencjalna katastrofa klimatyczna.  

Zagrożenia przed którymi stoimy są już bardzo poważne; dziś stawiają pod znakiem zapytania nasze przetrwanie. To nie jest coś, co można przeczekać. Ziemia potrzebuje silnego głosu, który się o nią upomni, gdy światowi przywódcy będą decydować o przyszłości. 

W walce o ocalenie świata nic nie jest pewne. Są tylko szanse i możliwości. Długie lata wspólnych marszów, protestów i rzecznictwa utorowały drogę do tego, co musimy zrobić teraz.. Indywidualnie, i na skali narodowej, będziemy zmuszeni dokonywać nadzwyczajnych zmian w naszym życiu codziennym. Jeśli chcemy ocalić planetę, bez rzeczy nadzwyczajnych się nie obędzie. A innej planety zastępczej, planety B, nie mamy. 

 

Wiktor Moszczyński                     Tydzień Polski      20 sierpień 2021

To już nie jest globalne ocieplenie. To globalna pożoga. Odkąd prowadzone są pomiary, świat jeszcze nigdy nie był tak gorący. Wzrost temperatury przynosi fale upałów, rekordowe susze i coraz większe zakwaszenie oceanów. Miliony gatunków flory i fauny znajdują się na skraju wyginięcia.

Już teraz kryzys klimatyczny zmusza 20 milionów osób rocznie do opuszczenia swoich domów. Mieliśmy w tym miesiącu upały dochodzące do 49 stopni C na niemal całym basenie   śródziemnomorskim. Akompaniowały im pożary lasów w Turcji, Grecji, Włoszech, Algierii, ze śmiercią ponad 100 osób. Podobne pożogi nie wygasają w Kalifornii, gdzie buszuje od miesiąca pożar zwany Dixie, który już spalił 170 tys. hektarów. Płoną łuny w puszczach Indonezji i nawet na Syberii, a dymy z pożaru tajgi dochodzą do północnego bieguna. Lasy amazońskie, dotychczas największy  dostarczyciel tlenu dla naszej kuli ziemskiej, również się palą. Zamiast tlenu, produkują trujący dwutlenek węgla CO2. Topnieją lodowce w Himalajach i na Antarktydzie, wzrasta niebezpiecznie poziom mórz i rzek. Nagłe opady deszczów powodują dramatyczne powodzie w Niemczech, w Nowym Jorku, i w Chinach, gdzie m.in. ludzie topili się w miejskiej kolejce podziemnej. 

To potężny wstrząs dla życia na Ziemi, a spowodował go globalny wzrost temperatury o zaledwie 1.1stopnia C. Na pewnym terenach, jak na przykład na arktycznej pokrywie lądowej, wzrósł nawet o 3 stopnie C, co powoduje topnienie lodowców. I pomyśmy teraz, jak spustoszoną i groźną dla życia planetę odziedziczą nasze dzieci i wnuki.

W zeszłym tygodniu ONZ opublikował nowy Szósty Raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC). Składa się on z 4000 stronic analiz i konkluzji przygotowanych przez 234  naukowców z 66 krajów, podpisanych przez 196 rządów z całego świata, w tym takie kraje jak Vanuatu czy Kiribati, które mogą przestać istnieć za 50 lat, z powodu utonięcia pod wzmożonymi  wodami Pacyfiku. Wśród autorów widziałem polskie nazwiska z Australii i USA, ale chyba nie z Polski. Nic dziwnego, bo obecny rząd polski nie bierze tego jeszcze poważnie. Na ONZ-owskiej konferencji klimatycznej w Katowicach w roku 2018, polscy urzędnicy sumiennie przygotowali „mapę drogową” dla międzynarodowych akcji do kontrolowania klimatu, a tymczasem oficjalni polscy gospodarze zaprezentowali wystawę zachwalającą polskie górnictwo, a delegatów przyjęła ostentacyjnie orkiestra górnicza. Nawet teraz, polski sejm przeprowadził ustawę prowadzącą do wycinania lasów dla budowy fabryki samochodów Izera w Jaworznie. 

Dokument IPCC potwierdza, że globalne ocieplenie przyspiesza wszędzie chaos w atmosferze; wiele procesów, np. podnoszenie poziomu oceanów, rozmarzanie wiecznej zmarzliny i topnienie lodowców, trwać będzie dziesiątki, a nawet setki lat, niezależnie od tego, czy uda się powstrzymać wzrost temperatury atmosfery, czy nie. Autorzy nie mają wątpliwości, że to człowiek i emisja gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla oraz metanu, odpowiadają za nasilający się kryzys, którego skutkiem są coraz częstsze ekstremalne zjawiska, jak gwałtowne opady, fale upałów, susze i pożary. Stężenie CO2 w 2019 r. osiągnęło poziom najwyższy od co najmniej 2 mln lat, a średnia temperatura atmosfery wzrosła o 1.1 stopnia C w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Aby zatrzymać wzrost temperatury atmosfery na poziomie 1.5 stopnia, wymagane jest natychmiastowe ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Dotychczasowe deklaracje i podejmowane inicjatywy nie przynoszą skutków. Nie pomogła nawet pandemia i związane z nią spowolnienie gospodarcze, bo gospodarka prawie wszędzie ożywia się ponownie.

Problemem są wciąż paliwa kopalne jak węgiel, nafta, gaz ziemny czy łupkowy. Jeszcze 20 lat temu  były one światowym motorem wzrostu gospodarczego i rosnącego dobrobytu, szczególnie dla naszego powojennego pokolenia, pławiącego się w konsumpcji i w wyścigu zbrojeń. Obecnie te paliwa są czymś odwrotnym. 

 

Ale potężne lobby paliw kopalnych jest zdeterminowanym wrogiem proponowanych reform klimatycznych i inwestycji w energię odnawialną jak woda, wiatr czy promienie słońca. To lobby wpływa na polityków, argumentując, że inwestycja w energię odnawialną potrzebuje kosztownych  nakładów wspieranych „zielonymi podatkamI”. Rząd brytyjski ocenił na przykład, że od roku 2030 do 2050 taki koszt wyniesie £50mld rocznie. W Polsce oznaczałoby to przyspieszenie zamknięcia kopalń węgla, będących od stulecia chlubą polskiego przemysłu. A główni rzecznicy tradycyjnej lobby paliwowej, jak Trump, czy Bolsonaro, czy Putin, czy prawicowi politycy w Wielkiej Brytanii i w Polsce, rozdmuchują bojaźń przed nowymi inwestycjami i wykpiwają ambicje i plany opanowania emisji CO2 przez liberalnych „pięknoduchów”. 

To jest jedna strona medalu. Ale koszt wytwarzania elektryczności przez wiatr lądowy spadł o 40% w ciągu jednej dekady, a przez turbiny przybrzeżne o 30%. W tym czasie ceny solarnych paneli spadły o połowę.  Już 40% elektryczności w Wielkiej Brytanii pochodzi ze źródeł odnawialnej energii, i to się powiększa z każdym rokiem. Po prostu popyt na nową energię rośnie i z czasem pęd ku tej energii  będzie decydował o rynku, bez potrzeby wyżej wymienionego sztucznego bodźca państwowych inwestycji i „zielonych podatków”. Z tych samych powodów drogie pompy ciepła, które mają powoli zastępować obecne kotły cieplarniane, też opadną w cenie. Natomiast koszta gospodarcze klęsk żywiołowych, wynikająch z  zaniedbania katastrofy klimatycznej, będą o wiele, wiele większe.  

Ale najważniejsze jest to, że wciąż możemy zatrzymać ten proces. Być może, mimo naszych konsumpcyjnych skłonności, jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma taką szansę. Gniewne młodsze generacje czekają na to. Coraz masywniejsze i gwałtowniejsze demonstracje, jak Extinction Rebellion, świadczą o niecierpliwości młodych.

Zbliżają się dwa ważne szczyty ONZ. Światowi przywódcy, którzy wezmą w nich udział, będą musieli podjąć doniosłe decyzje w sprawie kryzysu klimatycznego i kryzysu wymierania gatunków. To moment, w którym może zmienić się wszystko – albo nie zmieni się nic.  24 listopada b.r. odbędzie się konferencja ONZ online poświęcona bioróżnorodności, która ma ustanowić nowe, ambitne zasady ochrony środowiska, by powstrzymać wymieranie gatunków. Nieco wcześniej, od 31 października do 12 listopada, odbędzie się światowy szczyt klimatyczny w Glasgowie: najlepsza okazja na podjęcie nowych zobowiązań w celu uniknięcia katastrofy klimatycznej. 

To nie będzie łatwe, ale jest nadzieja. Prawie wszystkie największe gospodarki świata zobowiązały się, że do 2050 roku zredukują emisje dwutlenku węgla do zera, a pandemia pokazała, że śmiałe, systemowe zmiany mogą nastąpić o wiele szybciej, niż się to komukolwiek marzyło. Jeśli osiągną emisje zerowe na 2050 to naukowcy przewidują, że globalna temperatura nie zwiększy się do 2 stopni C i może się ustabilizować na wzroście nie przekraczającym 1.5 stopnia C. Wówczas nie dosięgną globu najgorsze skutki zmian klimatycznych, które na pewno nastąpiłyby przy wzroście 2 stopni C. 

Ale nie wszystko jest takie proste. Ostatnio w Wielkiej Brytanii premier Johnson, który jeszcze 6 lat temu drwił z farm wiatrowych, pokłada wielkie ambicje (temat będzie podjęty na konferencji w Glasgowie) w nowej energii „niebieskego wodoru”, która stwarza zerowy dwutlenek jako paliwo dla pieców przemysłowych, pociągów czy ciężarówek. Niestety, produkcja tego wodoru wymaga masowego spożycia gazu ziemnego i pozostaje równie szkodliwa dla emisji dwutlenku, co ropa naftowa. Jak dotychczas, Johnson, poza deklaracjami, nie wykazał żadnej systematycznej mapy drogowej do wykonania zerowej emisji na rok 2050. Starmer, szef Partii Pracy, potępia go za zwłokę, ale też sam nie zaszedł wiele dalej od rządu, bo powstrzymują go zachowawcze związki zawodowe w sektorze energetycznym.

A Ziemia nie może już dłużej czekać. To jeden z najważniejszych momentów dla życia na tej kruchej planecie, bo jej i nasz los wisi na włosku. Nie musimy tylko czekać na rządy. Możemy jako konsumenci uprawiać recykling naszych towarów, jeść mniej wołowiny, lepiej izolować ściany i dachy w naszych mieszkaniach, mniej korzystać z samolotów, zamienić piece gazowe na elektryczne, czy pojazdy benzynowe na samochody elektryczne, lub inwestować więcej w transport publiczny. Możemy naszymi dotacjami wspierać liczne charytatywne organizacje informacyjne, które rozbudzają świadomość społeczeństw o kryzysach klimatycznych i zanikaniu w świecie wielu gatunków zwierząt. 

Dzięki upowszechnieniu tych informacji i raportów dochodzi do uświadomienia społeczeństw, budzi się aktywny konsument i elektorat naciskający na elity polityczne, gospodarcze i medialne, aby zamiast czczych deklaracji podejmowały konkretne działania i na szczycie uzgadniały kierunki ostatecznej międzyrządowej współpracy. Same decyzje takich państw jak Wielka Brytania, czy Francja, czy Włochy, czy Polska, nie wystarczą, bo każdy z nich obecnie dokłada zaledwie 1 procent do światowej emisji dwutlenku. Natomiast Chiny mają już wkład przerastający 29% światowej emisji, USA 14%, Indie 7%, Rosja 4%. Ich współudział w tych inicjatywach klimatycznych jest konieczny. Poza tym pamiętajmy, że dla wielu państw afrykańskich wzrost gospodarczy pozostaje priorytetem w pokonaniu nędzy i głodu ich ludności, a więc rolę kierowniczą w opanowaniu zmian klimatycznych muszą odegrać w pierwszym rzędzie państwa bardziej rozwinięte. Politycy i media będą wciągani w inne, zastępcze, problemy jak upadek Kabulu, czy wojna w Etiopii, czy powracająca groźba pandemii, czy rosnąca konkurencja handlowa Chin i Ameryki w trzecim świecie, ale naszym obowiązkiem jest przypominanie, że priorytetem pozostaje wciąż potencjalna katastrofa klimatyczna.  

Zagrożenia przed którymi stoimy są już bardzo poważne; dziś stawiają pod znakiem zapytania nasze przetrwanie. To nie jest coś, co można przeczekać. Ziemia potrzebuje silnego głosu, który się o nią upomni, gdy światowi przywódcy będą decydować o przyszłości. 

W walce o ocalenie świata nic nie jest pewne. Są tylko szanse i możliwości. Długie lata wspólnych marszów, protestów i rzecznictwa utorowały drogę do tego, co musimy zrobić teraz.. Indywidualnie, i na skali narodowej, będziemy zmuszeni dokonywać nadzwyczajnych zmian w naszym życiu codziennym. Jeśli chcemy ocalić planetę, bez rzeczy nadzwyczajnych się nie obędzie. A innej planety zastępczej, planety B, nie mamy. 

 

Wiktor Moszczyński                     Tydzień Polski      20 sierpień 2021

No comments:

Post a Comment